Święty Ojciec Pio – Cudotwórca. Rozdział dziewiąty

Miłość wyrażona w całkowitym posłuszeństwie

Ojciec Pio mocno wierzył w tradycyjną, hierarchiczną strukturę Kościoła. Papież był dla niego łagodnym Chrystusem na ziemi. Konsekwentnie, odnosił się do papieża tak, jak do Chrystusa – ze szczerą miłością oraz całkowitym, bezwarunkowym posłuszeństwem. Jak powiedział kiedyś: „Dla mnie po Chrystusie następny w kolei jest papież!”.

Ponieważ miłował papieża, uczestniczył też w jego troskach i cierpieniach. W jednym z listów pisze do Ojca Świętego: „Wiem, ile cierpi Wasze serce w tych dniach… Ofiaruję w tej intencji moje modlitwy i me boleści. Niewielki to, lecz szczery dar od najmniejszego z Waszych dzieci, składany w tej intencji, aby Bóg pocieszył Was swoją łaską, abyście mogli kroczyć dalej prostą, choć pełną trudów ścieżką, broniąc wiecznych prawd, które nie zmieniają się, pomimo zmieniających się czasów”.

Wielokroć słyszano, jak powtarzał: „Tysiąc razy oddałbym życie za papieża i Kościół”. Pewnego razu, kiedy profesor Enrico Medi zapytał ojca Pio, co powinien powiedzieć od niego papieżowi (Pawłowi VI), ten odpowiedział: „Proszę, przekaż Ojcu Świętemu, że składam się za niego w ofierze i że nieustannie modlę się o to, aby Bóg na długie lata zachował go dla Kościoła”.

Kiedy pewnego razu jeden z kaznodziejów wspomniał dusze, które ofiarowują się za papieża, ojciec Pio zakrył rękami oczy i płakał ze szczęścia. Jego pierwszą poranną modlitwą była właśnie modlitwa za Ojca Świętego. W swojej celi miał trzy święte obrazy, oświetlone lampą – z jednej strony świętego Michała Archanioła, pośrodku Maryję, a z drugiej strony papieża Pawła VI. Kiedy przekręcał lampę, chciał, żeby promień światła padał na obraz papieża.

Pewnego dnia szambelan Jego Eminencji, monsignore Paganuzzi, zakomunikował Carlo Campaniniemu: „Carlo, kiedy zobaczysz się z ojcem Pio, przekaż mu, że Jego Świątobliwość bardzo go kocha”. Gdy ojciec Pio to usłyszał, wyglądał tak, jakby trafił w niego piorun, a dwie łzy stoczyły mu się po policzkach. „Nie mogłeś sprawić mi większej radości” – odezwał się po chwili do Campaniniego. Wierność i posłuszeństwo ojca Pio wobec papieża były doprawdy bezgraniczne.

Pewnego dnia jeden z braci, żartując sobie z antypapieża, Clementa Colina, stwierdził: „Tak więc, padre, mamy teraz dwóch papieży” – to mówiąc, pokazał ojcu Pio kartkę z podobizną Colina. Ojciec Pio podniósł oczy ku niebu, a potem z wielką gwałtownością podarł kartkę, napluł na nią i wyrzucił na ziemię. Nie pozwalał, aby w jego obecności padały choćby najniewinniejsze żarty na temat autorytetu papieża, czy przełożonych w ogólności. A jeśli czasem wyrażał wątpliwości i obawy, co do obecnej sytuacji Kościoła, to dotyczyły one właśnie zagrożenia postępującym osłabieniem siły autorytetów oraz wygodnym i elastycznym interpretowaniem reguł posłuszeństwa, w które to dwie wartości ojciec Pio głęboko wierzył.

Najmocniejsze dowody jego wierności i umiłowania hierarchii odnajdujemy w latach, gdy posłuszeństwo wiele go kosztowało, w chwilach cierpień, spowodowanych przez tych, których kochał. Wystarczy wspomnieć tu choćby trzy takie bolesne momenty w życiu ojca Pio. Pierwszy z nich to dzień, w którym dowiedział się, że postanowiono, iż opuści San Giovanni Rotondo. Oto co ojciec Luigi z Avellino opowiada o jego zachowaniu w chwili, gdy poinformowano go o wydanym nakazie:

„Pokazałem ojcu Pio nakaz i przeczytałem na głos. Nakazałem mu przygotować się do zrealizowania tych rozporządzeń, powiedziałem, że zostanie wysłany do ojca prowincjała. Ojciec Pio skłonił głowę i ze skrzyżowanymi rękami odparł: «Jestem do waszej dyspozycji. Ruszajmy natychmiast, bo gdy jestem z mym przełożonym, jestem z Bogiem».

«Ale czy pojedzie ojciec natychmiast ze mną?» – spytałem go. – «Jest już późno. Gdzież się udamy?» A wówczas ojciec Pio odparł: «Nie wiem. Pojadę z wami gdziekolwiek i kiedy tylko sobie zażyczycie». Był wówczas środek nocy”.

Niedługo potem ojciec Pio tak pisał do tego samego przełożonego: „Nie trzeba mówić Ojcu, jak bardzo dziękuję Bogu za to, że jestem skłonny zastosować się do każdego polecenia, które otrzymam od mych przełożonych. Ich głos jest dla mnie głosem Boga. Chcę aż do swej śmierci pozostać wierny temu głosowi i z Bożą pomocą będę posłuszny każdemu nakazowi jaki otrzymam, nieważne jak bardzo miałby być dla mnie bolesny”.

Burmistrz Morcaldi, głęboko poruszony, zapytał wówczas ojca Pio, czy naprawdę gotów jest na zawsze opuścić swój lud. Tak opowiada o wydarzeniach tamtego dnia: „Ojciec Pio uścisnął mnie i przez chwilę obaj płakaliśmy. Zapytałem go, czy naprawdę wyjeżdża tego wieczoru, razem z policją. A ojciec Pio odparł, pogodnie i z pełnym przekonaniem: «Jeśli otrzymam polecenie, aby z nimi jechać, wówczas nie pozostanie mi nic innego, jak tylko wypełnić wolę przełożonych. Jestem synem posłuszeństwa»”.

Po raz drugi jego wierność stała się szczególnie widoczna w czasie, gdy ograniczono jego posługę kapłańską. Na początku kazano mu odprawiać Mszę Świętą o określonej godzinie, najlepiej wczesnym rankiem i bez udziału wiernych. Zakazano mu udzielać wiernym błogosławieństwa. Zakazano mu pokazywać komukolwiek stygmaty, mówić o nich, lub pozwalać komukolwiek całować się po rękach. Zakazano mu utrzymywać jakikolwiek dalszy kontakt z kierownikiem duchowym, ojcem Benedetto od Świętego Marka z Lamis. Nie pozwolono mu odpowiadać na listy od ludzi proszących o poradę, o jakąś łaskę lub cokolwiek innego. Jakby tego było mało, przełożony poinformował go, że jeszcze surowsze zakazy i restrykcje nałoży na niego kongregacja rzymska, co ujął w słowa: „Przygotuj się na to, że trzeba ci będzie wypić kielich goryczy”. Na co ojciec Pio, z pełnym spokojem, odparł: „Mam nadzieję, że nie każą nam zbyt długo czekać, że wkrótce powiedzą, co chcą, żebym uczynił”. I rzeczywiście, wkrótce zastosowano wobec niego kolejne restrykcje.

Jak zareagował na nie ojciec Pio? Skłonił głowę, poddając się im całkowicie, bez wypowiedzenia choć słowa na swą obronę, bez słowa krytyki wobec otrzymanych rozporządzeń. W ten sposób ustał jego kontakt z kierownikiem duchowym, który odegrał tak wielką rolę w rozwoju jego życia duchowego. W ciągu następnych dwudziestu lat, aż do śmierci ojca Benedetto, ojciec Pio nigdy nie spotkał się z nim, nie odezwał do niego, ani nie napisał. Ta separacja spowodowała całkowitą duchową samotność ojca Pio, a jednak poddał się jej w milczeniu. Ustał też jego kontakt z innymi ludźmi. Przez długi czas pozostawał sam, w małej celi ubogiego klasztoru.

Ale najpoważniejsze restrykcje zastosowano wówczas, kiedy na okres pełnych dwóch lat (1931–1933) zawieszono go we wszystkich czynnościach kapłańskich. Jak głębokie odczuwa się wzruszenie, jak wielki podziw, gdy czyta się, w jaki sposób ojciec Pio przyjął ten zakaz, najcięższy i najokrutniejszy ze wszystkich. Posłuchajmy relacji tego samego przełożonego, który dostarczył ojcu Pio wydane względem niego rozporządzenie:

„W końcu zebrałem się na odwagę i po nieszporach, kiedy ojciec Pio jak zwykle pozostał na chórze, aby się modlić, zawołałem go do rozmównicy. Przyszedł natychmiast, a wówczas poinformowałem go o dekrecie Świętego Oficjum, zakazującym mu odprawiania Mszy Świętych z udziałem wiernych oraz spowiadania, zarówno osób duchownych, jak i świeckich. Wzniósł oczy ku niebu i odrzekł: «Niech się spełni wola Boża!». A potem ukrył twarz w dłoniach, spuścił głowę i nic już więcej nie powiedział. Próbowałem pocieszyć go jakoś, lecz on najwyraźniej pociechę odnalazł dopiero w Jezusie Ukrzyżowanym, bo wkrótce powrócił na chór i modlił się tam jeszcze przez pół nocy”.

Wystarczy uświadomić sobie wielki zapał ojca Pio do pracy na rzecz zbawienia dusz, aby zrozumieć, jak wielkie cierpienie musiał mu sprawić ten zakaz. Kilka dni później ten sam zakonnik, ojciec Agostino, kierownik duchowy ojca Pio, przybył do San Giovanni Rotondo. Tak pisał później w swoim pamiętniku: „Znalazłem ojca Pio bardzo przygnębionym. Gdy tylko znaleźliśmy się sam na sam w pokoju, zaczął płakać. Ja też czułem głębokie wzruszenie, ale zdołałem jakoś zapanować nad emocjami. Pozwoliłem mu się wypłakać przez kilka minut. Potem rozmawialiśmy. Kochany ojciec Pio powiedział mi, że bardzo głęboko odczuł tę niespodziewaną próbę. Pocieszyłem go najlepiej jak umiałem. Powiedziałem mu, że musi zachować całkowite posłuszeństwo… Musisz pozostać jeszcze na krzyżu – tłumaczyłem. – Podczas, gdy ludzie będą wbijać gwoździe… Wszystko to przysporzy chwały Panu, a duszom przyniesie wiele dobra… «Ale to właśnie z powodu dusz tak bardzo cierpię w czasie tej próby» – odparł ojciec Pio. «Nie ustawaj w modlitwie i cierpieniach za dusze – odpowiedziałem – a Jezus będzie w stanie zbawić wiele z nich, nawet bez twej posługi duszpasterskiej, a jedynie dzięki ofiarowanym cierpieniom»”.

Podczas dwóch lat swojej próby ojciec Pio ani razu się nie poskarżył, zawsze uległy, pokorny, posłuszny i pełny cierpliwości wobec każdego. Ci, którzy próbowali pocieszyć go jakoś, nigdy nie usłyszeli słowa skargi czy najlżejszej nawet krytyki przełożonych. Ojciec Pio uznawał w tym wolę Bożą. Mawiał: „Ręka Kościoła jest słodka nawet wtedy, gdy uderza, ponieważ jest to ręka naszej Matki”. Tak więc siłą i wiarą znosił swoje, jak to mówił, „uwięzienie”, coraz wyraźniej dostrzegając w nim przejaw woli Bożej, którą tak bardzo chciał wypełnić. Ojciec Agostino tak o tym opowiadał: „Z pewnością bardzo cierpi, bo bardzo kocha dusze. Ale wszystkie swoje cierpienia ofiaruje Jezusowi, modląc się na tym wygnaniu”. A przecież oskarżano go o to, że jest nieposłuszny.

Kiedy poinformowano go o przywróceniu do kapłańskich posług, przyjął to w pokorze i duchu wdzięczności wobec Ojca Świętego. Sam ojciec prowincjał przybył do San Giovanni Rotondo, przynosząc dobre wieści. W refektarzu, w obecności wszystkich braci, oznajmił: „Ojciec Pio może odprawiać Mszę w kościele i spowiadać osoby duchowne”. Ojciec Pio wstał wówczas ze swego miejsca, ukląkł u stóp prowincjała i całując jego dłoń, podziękował Ojcu Świętemu za jego ojcowską dobroć.

Ojciec Pio okazywał wielką surowość wobec tych, którzy atakowali jego przełożonych, uważając, że nałożono na niego niesprawiedliwe restrykcje. Doktor Festa, w swojej książce Tajemnice nauki i światło wiary w sposób lekceważący wyraził się o generale zakonu kapucynów, oskarżając go o to, że nie wziął w obronę ojca Pio. Święty stygmatyk napisał list do doktora, w którym nie tylko błagał o usunięcie z tekstu książki tych słów, lecz nawet groził Bożymi karami wobec autora. Burmistrz San Giovanni Rotondo, dowiedziawszy się o prześladowaniu ojca Pio napisał tekst broniący ojca Pio, który zamierzał powielić. Kiedy jednak ojciec Pio przeczytał to pismo, chwycił burmistrza za szyję, wołając w świętym gniewie: „Szatanie, zamiast wypisywać te głupoty, powinieneś paść do stóp Kościoła. Nie sprzeciwiaj się swej Matce!”.

Ojciec Pio nie protestował i nie sprzeciwiał się swym przełożonym, co jest tak bardzo dziś w modzie, ani nie oceniał ich decyzji. Skłaniał głowę, okazując całkowite posłuszeństwo. Nawet wówczas, kiedy restrykcje spadały na niego jak rzęsisty deszcz, nie zmienił swojego zwykłego zachowania – łagodności i posłuszeństwa wobec najmniejszego przejawu woli przełożonych. Nie krytykował innowacji zaburzających jego dotychczasowe życie. Na jego ustach wciąż widniał uśmiech, tak samo jak wcześniej okazywał każdemu serdeczność. Jedynie wówczas, kiedy kazano mu odprawiać Mszę Świętą w przeciągu pół godziny, odrzekł: „Bóg jeden wie, jak bardzo chciałbym umieć odprawiać Mszę tak, jak inni księża, ale niestety, nie potrafię tego”.

Ojciec Pio posiadał szczególną umiejętność prowadzenia dusz do zbawienia, ale zawsze chciał, aby ten charyzmat podlegał ocenie zwierzchności kościelnej, każdą decyzję pozostawiając Bogu. Nikt nie wie ile łask przyniosło duszom jego posłuszeństwo, gdyż i w ten sposób pracował na ich rzecz. Jego szczególna cześć wobec przełożonych wynikała z faktu, że widział w nich Chrystusa. Kiedy spotykał przełożonego, mając założony kaptur czy chociażby szalik, zawsze odsłaniał głowę z szacunku wobec nich. Jeśli przełożony wszedł do jego celi, wstawał z miejsca, w późniejszym okresie życia, gdy z powodu złego stanu zdrowia nie był w stanie wstać, zawsze pokornie za to przepraszał.

Do jednego z przełożonych napisał takie słowa: „Chcę czynić wszystko, aby tylko wypełnić Wasze polecenia, gdyż Bóg dał mi poznać, że to sprawia Mu największą przyjemność, zaś dla mnie jest to droga prowadząca do nadziei zbawienia i śpiewania zwycięskiej pieśni… Posłuszeństwo jest dla mnie wszystkim… Niech Bóg broni, żebym choćby w najmniejszej rzeczy sprzeciwił się woli tego, którego wyznaczono na sędziego mojego wnętrza i mego zewnętrznego postępowania”.

Prawie do ostatnich lat życia, każdego wieczoru przed pójściem spać udawał się do przełożonego, odkrywał głowę i ze złożonymi rękami kłaniał się i prosił o błogosławieństwo. Całował go w rękę, uścisnął i dopiero wówczas wracał do swej celi. Jeden z przełożonych opowiadał: „Pierwszego wieczoru, gdy chciał ucałować mnie w rękę, nie pozwoliłem mu na to, mówiąc, że przecież nie wypada, żeby ktoś w jego wieku całował po rękach kogoś w moim wieku. Ojciec Pio odpowiedział wówczas: «Ależ nie, przecież jest ojciec moim przełożonym». Kiedy jednak nie chciałem zgodzić się na to, powiedział: «Skoro tak, to uściśnijmy się chociaż». Tak było każdego wieczoru”. Inny przełożony ojca Pio dopowiada: „Wystarczyło, żeby tylko domyślił się zamiaru swego przełożonego, a zaraz oddawał się do jego dyspozycji”.

Kiedy jego przełożony nie chciał wydać jakiegoś polecenia, ojciec Pio zwykł był mówić: „Ojcze, powiedz mi tylko, co mam zrobić, jestem gotowy na wszystko”. Nawet w najmniejszych rzeczach pytał o zgodę. Pewnego dnia jeden z przełożonych odezwał się żartem do ojca Pio: „Ktoś tak posłuszny nie powinien umrzeć, nie uzyskawszy na to wpierw zgody przełożonego”. „To prawda” – odpowiedział ojciec Pio. Kiedy szczególnie mocno wzdychał do nieba, spotkawszy swego przełożonego, przypominał mu: „Ojcze, kiedy dasz mi pozwolenie na pójście do nieba?”. Tak heroiczne było posłuszeństwo ojca Pio wobec Bożych przedstawicieli w Kościele.

Br. Francis Mary Kalvelage FI

Powyższy tekst jest fragmentem książki pod redakcją br. Francisa Mary Kalvelage’a FI Święty Ojciec Pio – Cudotwórca.