Rozdział drugi. Raczej umrzeć niż zgrzeszyć!

– Gdzie jest Dominik?

– W kościele, modli się. Chce zostać świętym!

To była jedyna rzecz, jaką chłopcy uważali za dziwną w Dominiku, kiedy w wieku sześciu lat rozpoczął naukę w wiejskiej szkole podstawowej księdza Jana w Murialdo. Ale gdyby Dominik mógł znaleźć bardziej ukryte miejsce na modlitwę, nawet by tego nie zauważyli. Nigdy się nie obnosił ze swoją religijnością. Ani też nie wstydził się jej okazywać.

Czujny ksiądz Jan nie potrzebował dużo czasu, by zauważyć, że w Dominiku jest coś niezwykłego. Często widział go, gdy przychodził z matką do kościoła. Pamiętał, jak Dominik czekał na niego, nie zważając na deszcz, śnieg czy grad i klęcząc na zimnej, mokrej ziemi, dopóki nie otworzono kościoła. Jeśli się spotkali na ulicy, chłopiec zawsze mówił grzecznie: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” i szedł z nim kawałek. Słyszał, jak inni chłopcy zapraszają go na zwykłe w tym wieku eskapady – rzucanie kamieniami, zakradanie się do sadów czy robienie sobie żartów ze starych ludzi – ale Dominik zawsze odmawiał. Odmawiał nawet wtedy, gdy starsi chłopcy grozili, że rozkwaszą mu nos, jeżeli nie pójdzie. Kapłan pamiętał również straszliwe zmagania Dominika z ciężkim mszałem i uśmiechał się, ilekroć przypomniał sobie, jak wielka księga spada ze stopni ołtarza, pociągając Dominika za sobą.

– Ten chłopiec dobrze się zapowiada – oznajmił któregoś dnia swoim przyjaciołom. – Oby Bóg sprawił, że te nadzieje się spełnią.

Wielki Napoleon mawiał, że najszczęśliwszym dniem w jego życiu był dzień Pierwszej Komunii Świętej. Ale nad Pierwszą Komunią jego i Dominika Savio zawisł cień herezji zwanej jansenizmem.

Janseniści nauczali, że katolicy powinni przyjmować Pierwszą Komunię po długich i poważnych przygotowaniach, najwyżej raz lub dwa razy do roku, a i to z wielką bojaźnią i drżeniem. A dzieci w wieku Dominika – w żadnym razie!

Ksiądz Jan nie był jansenistą, ale nie lubił otwarcie się sprzeciwiać obowiązującej praktyce. Dlatego też, gdy siedmioletni Dominik błagał go, by pozwolił mu przyjąć Pierwszą Komunię z tegoroczną grupą, kapłan wahał się.

– Będę musiał to przemyśleć – powiedział. Postanowił poradzić się najpierw księdza Cugliero, starego przyjaciela z seminarium.

– Pomyśl, ojcze – powiedział… – gdy ten chłopiec miał pięć lat i zastawał wczesnym rankiem zamknięte drzwi kościoła, klękał i czekał na ich otwarcie. Pogoda nie miała dla niego znaczenia. Klęczał w błocie i na suchej ziemi. Mówię ci, któregoś zimowego ranka zastałem go czekającego, by służyć do mojej Mszy, całkiem zesztywniałego z zimna.

Kiedy ksiądz Cugliero wysłuchał relacji z zachowań Dominika, podjął szybką decyzję: jeśli chłopiec potrafi rozróżnić chleb i Eucharystię, niech ją przyjmie.

– Teraz, gdy się zgodziliśmy, że powinniśmy dopuścić go do Pierwszej Komunii, pozostaje jeszcze jedna trudność.

– Jaka?

– Jak przyjmą to rodzice innych chłopców? Na pewno będą narzekać, że zrobiłeś dla niego wyjątek

– Nie – odrzekł ksiądz Jan. – Nie sądzę. Wszyscy uważają Dominika za wyjątkowo dobrego chłopca. Jestem pewien, że nie będą się czuli dotknięci.

„Co powiedzą inni rodzice?” To było jedyne zastrzeżenie kilku księży zapytanych, czy pozwolić Dominikowi, by tak wcześnie przystąpił do Pierwszej Komunii. Dwaj księża śmiało postanowili naruszyć wciąż obowiązujący zwyczaj, by nie zezwalać na przyjęcie Komunii dzieciom przed jedenastym lub dwunastym rokiem życia. Gdy ksiądz Jan wrócił do Murialdo, powiedział Dominikowi, by rozpoczął przygotowania do Pierwszej Komunii.

Dominik był zachwycony, a w przeddzień tego, co zawsze potem nazywał „wielkim dniem”, poszedł do matki. W tych stronach panował zwyczaj, że w przeddzień Pierwszej Komunii dzieci przychodzą do rodziców i proszą o wybaczenie wszystkiego, czym kiedykolwiek mogły im sprawić przykrość. Rodzice mieli im wtedy powiedzieć, jakie przewinienia powinny starać się naprawić.

Jedyne słowa, jakie umiała znaleźć matka Dominika, brzmiały:

– Kochanie, mam nadzieję, że z pomocą Boga zawsze będziesz dobry.

– Czy wybaczysz mi, mamo, wszystko, co zrobiłem?

– Oczywiście, synku. – Puszczając w niepamięć niezliczone chwile, kiedy ją nieświadomie denerwował, objęła go mocno i powiedziała: – Módl się, by mama i tata byli bardzo dobrzy.

– O, nie! – zaprotestował żarliwie Dominik. –Myślę, że już jesteście wystarczająco dobrzy. – Tym zasłużył sobie na kolejny uścisk.

Jan Cagliero, jeden z tych, którzy przyjmowali Komunię świętą razem z Dominikiem w Niedzielę Wielkanocną 1849 roku, mówi, że wszyscy zebrani patrzyli na chłopca zbliżającego się do barierki ołtarza. Wtedy po raz pierwszy wyczuli aurę skromności, która później stała się dla niego tak charakterystyczna.

Co czuł Dominik, przyjmując po raz pierwszy Eucharystię, możemy tylko się domyślać. Zawsze wspominał ten dzień z zachwytem.

– Nie wiedziałem – mówił – czy jestem w niebie, czy na ziemi!

W dniu Komunii uczynił cztery postanowienia:

1. Będę się często spowiadał i przystępował do Komunii Świętej ilekroć zezwoli mi na to mój spowiednik.

2. Będę święcił dzień święty.

3. Moimi przyjaciółmi będą Jezus i Maryja.

4. Raczej umrę niż zgrzeszę!”

Ktoś powiedział, że ostatnie postanowienie jest zbyt radykalne jak na siedmiolatka, którym był wówczas Dominik. Ale Dominika zawsze opisywano jako dziecko dojrzałe nad swój wiek, zwłaszcza w sprawach związanych ze znajomością i praktykowaniem wiary. Choć nie był geniuszem, w okresie nauki szkolnej znajdował się w pierwszej czwórce uczniów w swojej klasie.

Postanowienie „Raczej umrę niż zgrzeszę” stawia go u boku innej małej świętej naszych czasów, Marii Goretti, męczennicy czystości. Są podobni w mocnym postanowieniu, że prędzej umrą, niż obrażą Boga, popełniając grzech. Maria Goretti miała jednak sposobność oddać życie w obronie swego przekonania, Dominik nie. Bóg nie chciał widocznie, by nastoletni uczeń stał się wzorem męczeństwa. Śmierć przeznaczona Dominikowi była śmiercią ciała, powolnym męczeństwem, umartwienia i pokuty, które przyjął z charakterystycznym lekkim uśmiechem na wargach – męczeństwem zobrazowanym w wizji, którą ksiądz Bosko miał wkrótce po śmierci chłopca.

Dominik miał siedem lat, gdy uczynił pierwszy ważny krok na drodze do świętości.

cdn.

Peter Lappin

Powyższy tekst jest fragmentem książki Petera Lappina Dominik Savio. Nastoletni święty.