Św. Andrzej Bobola. Łowca dusz. Rozdział szósty

Walka o katolicyzm na wschodnich ziemiach państwa polskiego w pierwszej połowie XVII wieku

 Unia Brzeska (1596)

W 988 roku wielki książę Rusi Włodzimierz wraz z bojarami przyjął chrzest z Konstantynopola. Wskutek tego losy chrześcijaństwa na Rusi pozostawały w ścisłej zależności od Konstantynopola, tak że kiedy w 1054 roku patriarcha konstantynopolitański Michał Cerulariusz zerwał łączność z Rzymem, cała Ruś pod koniec XI wieku stała się schizmatycką. Z czasem część Rusi dostała się pod panowanie wielkich książąt litewskich i dzięki akcji Władysława Jagiełły wraz z całym Księstwem Litewskim połączyła się z Polską. Dążność do powrotu do jedności z Rzymem odżyła i znalazła swój wyraz w unii Kościoła greckiego z łacińskim, podpisanej przez metropolitę kijowskiego Izydora na Soborze Florenckim w 1439 roku.

Po powrocie z Florencji Izydor za zasługi położone dla dzieła zjednoczenia Kościołów został mianowany w 1439 roku przez papieża Eugeniusza IV kardynałem i doznał w Polsce owacyjnego przyjęcia. W Moskwie jednak, dokąd udał się w celu rozpowszechniania unii, został uwięziony, ogłoszony heretykiem i wyklęty. Tron metropolitalny kijowski oddał w 1451 roku wielki książę moskiewski Wasyl schizmatykowi Jonaszowi. Wobec tego, papież Pius II mianował metropolitą kijowskim unitę Grzegorza w 1458 roku i poddał pod jego zwierzchnictwo biskupstwa: czernichowskie, smoleńskie, przemyskie, turowskie, łuckie, włodzimierskie, połockie, chełmskie i halickie. Król polski, Kazimierz Jagiellończyk, chcąc położyć tamę mieszaniu się Moskwy w sprawy polskie, uznał Grzegorza i zapewnił mu swe poparcie. Biskupi wspomnianych diecezji poddali się nowemu metropolicie, wrogie stanowisko wobec niego zajął jedynie biskup czernichowski, Eutymiusz. Grzegorz (1458–1472) gorliwie starał się o podtrzymanie unii, ale jego następcy ciążyli ku Moskwie i zdradzali sympatię do schizmy, od otwartego zerwania z Rzymem powstrzymywała ich jedynie obawa przed królem Kazimierzem, który, jakkolwiek w koronie wpadał często w konflikt z biskupami łacińskimi, mimo to na ziemiach wschodnich państwa, dla względów politycznych, dbał o utrzymanie unii.

Unia florencka nie zapuściła jednak głębszych korzeni, co gorsza, ze względu na ścisłą zależność metropolity kijowskiego od Konstantynopola, sąsiedztwo ze schizmatycką Moskwą i różnorodny, a pod względem religijnym niepewny element, z którego rekrutowali się biskupi uniccy, nie miała widoków trwałości. Na jej upadek na ziemiach połączonej Polski i Litwy niedługo trzeba było czekać. Wielki książę moskiewski Iwan III Wasylowicz oddając swą córkę Helenę za żonę wielkiemu księciu litewskiemu, a od 1501 roku królowi polskiemu, Aleksandrowi, zażądał pozostawienia Helenie swobody w wyznawaniu prawosławia i dopuszczenia na jej dwór kapłanów schizmatyckich. Zgoda Aleksandra umożliwiła władcom moskiewskim mieszanie się w sprawy wewnętrzne Polski, które nigdy odtąd nie ustało, owszem, stale aż do upadku Rzeczypospolitej przybierało na sile. W Wilnie, miejscu pobytu Heleny, zaroiło się wnet od ruchliwych duchownych prawosławnych pod pretekstem opieki duchownej nad Heleną i pod jej osłoną, gorliwie propagujących schizmę. Po śmierci Aleksandra, za sprawą Heleny, powierzył Zygmunt Stary metropolię kijowską apostołowi schizmy w Polsce, Jonaszowi (1519–1523). Obojętność Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta wobec unii oraz zamieszanie spowodowane rozrostem protestantyzmu ułatwiło następcom Jonasza szerzenie schizmy i otwartą walkę nie tylko z unią, ale i z Kościołem łacińskim. Działalność metropolitów kijowskich okazała się niebezpieczną również dla jedności i suwerenności państwa polskiego. Wzrastająca nienawiść do polskości a silne sympatie i ciążenie ku Moskwie przekonało Zygmunta Augusta o potrzebie uzdrowienia tych nienormalnych, a z państwowej racji stanu niebezpiecznych i niedopuszczalnych stosunków. Miała tego dokonać unia lubelska i wcielenie bezpośrednio do korony województw: wołyńskiego, bracławskiego i podlaskiego (5 marca 1569) oraz kijowskiego (1 czerwca 1569). Zjednoczenie jednak tych ziem z Polską było czysto zewnętrzne i nie odpowiadało potrzebie chwili. W celu zerwania nici wiążących Rusinów- -schizmatyków z Moskwą, należało odnowić dzieło unii religijnej, tym bardziej że sprawa nie cierpiała zwłoki. W 1589 roku odbył wizytę u swych prawosławnych owieczek patriarcha konstantynopoliański Jeremiasz II i mianował patriarchą moskiewskim Joba, który natychmiast ogłosił się patriarchą włodzimierskim, moskiewskim, całej Rusi i wszystkich krajów północnych. Powrót Rusinów do jedności z Rzymem w wysokiej mierze przygotowała akcja Jezuitów oraz bractw cerkiewnych, a przede wszystkim nieporządki w cerkwi prawosławnej, spowodowane wstrętnymi nadużyciami, jakich dopuszczali się metropolici kijowscy i niektórzy z podległych im biskupów. Zdrowszy element hierarchii prawosławnej bolał nad upadkiem cerkwi i widział ratunek w powrocie do jedności z Rzymem, czemu dał wyraz w przystąpieniu w 1596 roku w Brześciu do unii przez swych biskupów Hipacego Pocieja i Cyryla Terleckiego.

Unia ta nie była jednak dziełem całkowitym, zignorowały ją diecezje lwowska i przemyska, a później oderwała się od niej największa z ruskich diecezji, łucka. W diecezjach zjednoczonych z Rzymem ogół nieoświeconego, samowolnego kleru parafialnego lękając się następstw unii w formie centralizacji władzy duchownej i walki z nadużyciami, wrogo się do niej odnosił. Zupełnie nie odpowiadała ona ambicjom bractw cerkiewnych, składających się z ludzi świeckich, które proporcjonalnie do upadku kleru rosły w potęgę i wywierały wpływ na sprawy cerkwi. Unia zagrażała ich supremacyjnemu stanowisku. Do walki przeciw unii podburzał je patriarcha konstantynopolitański metropolii kijowskiej, przerażony groźbą utraty głównego swego źródła dochodów. Kontrofensywę ujął w swe ręce dumny magnat, niekoronowany książę Rusi, kniaź Konstanty Ostrogski, początkowo główny propagator unii, urażony w swej ambicji z powodu przeprowadzenia jej bez jego udziału, podtrzymywany w swej dyzunickiej zaciętości przez centrum różnowierstwa w Ostrogu.

 Książę Ostrogski i bractwa cerkiewne w opozycji do unii

Walka rozgorzała na dobre. Specjalni agenci poczęli rozwozić po ziemiach Litwy i Rusi drukowane przeważnie w Ostrogu ulotki propagandowe, podburzające przeciw unii. Na zjeździe protestantów w Wilnie w 1599 roku zjawili się przedstawiciele wojującego prawosławia i wspólnie z dysydentami zawiązali konfederację dla obrony rzekomo uciśnionego odszczepieństwa, zyskując w ten sposób większość w szeregu sejmików, a zwłaszcza w trybunale wileńskim. W czasie rokoszu Zebrzydowskiego szlachta województw wołyńskiego, bracławskiego i kijowskiego opracowała i uchwaliła w 1606 roku pod Sandomierzem projekt konstytucji likwidującej unię i żądała jej zatwierdzenia i oficjalnego ogłoszenia przez Króla Zygmunta III: „Religia grecka, iż od dawna prawa swoje ma, od wielu królów polskich i wielkich książąt litewskich poprzysiężona i wcale nienaruszona aż do szczęśliwego panowania naszego była, teraz, iż przez metropolitę i władyków, którzy posłuszeństwo Ojcu Papieżowi Rzymskiemu oddali, odmianę odniosła i odnosi, ad suum statum przywracamy i według praw ich wcale zostawiamy. Metropolitę i władyków, którzy do tego przyczynę dali, z ich miejsc degradujemy i przywileje na te beneficja im dane kasujemy, a na potem wakantie cerkiewne i majętności do tych cerkwi należące, które są nadane, mają być rozdane ludziom narodu szlacheckiego tejże wiary greckiej i posłuszeństwa patriarszego, obywatelom tamtejszym, przez wolną ich elekcję”. Podpisanie tej konstytucji przez króla równałoby się kompletnemu zlikwidowaniu unii, redakcja zaś projektu świadczy o natężeniu propagandy i walki, jaką prawosławni prowadzili.

W 1608 roku zmarł kniaź Ostrogski. Kierownictwo akcji antyunijnej przejęły w spadku po nim bractwa cerkiewne, spośród których najbardziej czynnie występowało bractwo stauropigialne wileńskie i Ławra Peczerska w Kijowie. Wilno stało się centrum walki polemicznej piórem, w czym rej wodzili początkowo Stefan Zizania i Melecy Smotrzycki. Najbardziej charakterystycznym z pism polemicznych jest Smotrzyckiego Threnos, czyli lament jedynej, powszechnej, apostolskiej, wschodniej cerkwi, wydany w Wilnie w 1610 roku. Autor ubolewa nad przejściem na unię siedemnastu rodów książęcych, czterdziestu ośmiu magnackich i innych „bez liczby” i zwraca się do nich z bolesnym wyrzutem w imieniu cerkwi schizmatyckiej: „Atoliście mnie złoczyńcy z tak ozdobnej szaty złupili i nad nędznym ciałem moim, z któregoście wyszli, pośmiewiskiem i urąganiem się pastwicie. Aleć przeklęty wszelki, który na wzgardę nagość matki swej odkrywa, przeklęci wy, którzy się z nagości mej naśmiewacie i cieszycie!”. Lamenty niewiele jednak pomagały. Łacińska kultura Polski pociągała szlachtę ruską, dezercje z szeregów prawosławia rosły z każdym dniem.

 Kozacka Ukraina przyjmuje rolę obrońców schizmy

Wobec tego, że propaganda i zabiegi o zaspokojenie pretensji na drodze prawnej osiągały wynik dla schizm niekorzystny, oglądało się duchowieństwo prawosławne za sprzymierzeńcem, który by siłą dopomógł mu zwalczać znienawidzoną unię. Tym sprzymierzeńcem mieli się stać Kozacy, żywioł jeszcze w początkach XVII wieku na pół nomadyczny i rozbójniczy, wedle wyrażenia króla Zygmunta III „fa hominum ex variarum gentium latronibus collecta”, nazwa ludźmi „wyzutymi z religii i bojaźni Bożej, stąd gotowymi na wszystko i niedbającymi o niebezpieczeństwo, które jest i zawodem, i praecipuum sacramentum. Początkowo duchowieństwo ruskie zachowywało się wobec Kozaków zupełnie obojętnie, z czasem jednak poczęło ich kokietować i pracowało, by niespożyty ten żywioł przetworzyć na pewnego rodzaju armię krzyżowców, których szaszki i kindżały miały przygotować teren pod królestwo prawosławia. Udało się to tym łatwiej, że po erze wypraw kozackich na Pont i Synopę, zwanej przez historyków ruskich „dobą heroiczną”, Polska ujęła ich w karby, wskutek czego, wchodząc w służbę hierarchii schizmatyckiej, mogli oni łatwo znaleźć upust dla właściwej sobie dzikości.

Hetmanowi kozackiej Ukrainy Piotrowi Konaszewiczowi, zwanemu Sahajdacznym, zaimponowała rola Ostrogskiego, którą ofiarowało mu bractwo cerkiewne kijowskie i natychmiast rycerską swą prawicą wsparł ginącą schizmę. W 1618 roku metropolita unicki Pociej chciał rozciągnąć jurysdykcję na monastery i cerkwie kijowskie i wysłał w tym celu namiestnika swego Grekowicza. Na alarm bractwa kijowskiego przybyły watahy kozackie i pojmawszy Grekowicza, wrzuciły go swym rycerskim obyczajem do Dniepru „pid lid wodu pyty” i nie tylko przeszkodziły Pociejowi zająć podległe mu monastery, lecz więcej, dopomogły Elizeuszowi Pletenickiemu zagrabić skonfiskowane przez króla na rzecz metropolity unickiego dobra, należące do monasteru Pieczarskiego. Odtąd ośrodkiem wypieranego przez unię prawosławia stał się Kijów, a jego podporą kozactwo. Ponieważ stanowiła ona wielką mozaikę narodowościową i klasową, dlatego duchowni prawosławni rozpoczęli pracę nad zbliżeniem i porozumieniem tych różnorodnych żywiołów. W ten sposób od 1618 roku do rysów charakterystycznych kozactwa i jego buntów przybył element religijny, narzucony im z zewnątrz, niemniej jednak potężny i groźny dla katolicyzmu.

W marcu 1620 roku stanął na Ukrainie wysłany przez Turcję patriarcha jerozolimski, Teofanes. Uroczyście powitał go hetman Konaszewicz i pozostawił mu eskortę złożoną z tysiąca pięciuset Kozaków. W tej niezbyt odpowiedniej swej godności duchownej asyście, wyśliznąwszy się spod opieki komisarza królewskiego, Paczanowskiego, utworzył Teofanes w Kijowie metropolitę prawosławnego Boreckiego i pięciu władyków oraz okólnikiem z 16 sierpnia oznajmił Rusi wskrzeszenie hierarchii prawosławnej i wyklął biskupów unickich. Akt ten, dokonany w tajemnicy przed rządem polskim, wprowadził dwoistość hierarchii – unickiej i dyzunickiej. Odjeżdżającego Teofanesa odprowadzili Kozacy pod wodzą Konaszewicza aż do granic Rzeczypospolitej, po czym, na zjeździe w Suchej Dubrowie, obrali posłów w osobie Konaszewicza i Ezechiela Kurcewicza i wysłali ich do króla w celu wymuszenia zatwierdzenia akcji Teofanesa. Tymczasem unici podnieśli zarzut, że Teofanes jako agent turecki podburzał Kozaków przeciw Polsce, a dzieło to w dalszym ciągu prowadzą Borecki i Smotrycki. Król, na żądanie unickiego metropolity Rudzkiego, kazał obydwu uwięzić, a Lew Sapieha wytoczył im w Wilnie proces o zdradę stanu. Sprawa jednak upadła wobec groźnej postawy Kozaków. Daleko było jeszcze do uspokojenia umysłów, ale walka toczyła się już tylko na papierze. Wdzięczni Kozakom za poparcie władycy zaczęli wysławiać ich jako bohaterów poświęcenia za wiarę ojców, czego jaskrawym wyrazem jest memoriał do rządu polskiego z 28 kwietnia 1621 roku: „Jest to plemię sławnego narodu ruskiego, z nasienia Jafetowego, które państwo greckie Morzem Czarnym i lądem wojowało… Ich to przodkowie z Włodzimierzem chrzest przyjęli, wiarę chrześcijańską od cerkwi konstantynopolitańskiej wziąwszy i w wierze tej po dziś dzień rodzą się, chrzczą i umierają”. Sławne to plemię na obradach pod Fastowem w czerwcu 1621 roku ślubowało Boreckiemu wierność prawosławiu „aż do gardła”, a na ręce komisarza królewskiego, Obałkowskiego zaprzysięgło wierność królowi, pod warunkiem zatwierdzenia utworzonej przez Teofanesa hierarchii. Groza niebezpieczeństwa tureckiego spowodowała, że król uprzejmie przyjął deputatów kozackich i obiecał wstrzymać dalszą egzekucję mandatów przeciw władykom dyzunickim. Uspokojony filar schizmy, Konaszewicz, pospieszył z kozactwem pod Chocim.

Niepowodzenie akcji na terenie parlamentarnym Organizujące się prawosławie, oparte w ówczesnej Polsce o bardzo potężny czynnik, jakim było zbrojne kozactwo, rozpoczęło na licznych zjazdach starania o wyjednanie u króla i sejmu kompletnego zniesienia unii. W suplikacji swej do senatu w 1623 roku domagała się tego szlachta wołyńska, posuwając się nawet do pogróżek: „Co się naklunie, pospolicie mówią, będzie ten czas, że się wylęże? Życzymy, abyśmy tego w Ojczyźnie naszej nie doczekali… A uchowaj Boże, w krwawym, domowym zapędzie wędzideł zażarcia nie potrzeba by cięższego okrutnika nad domowego… Taką bowiem, jako się na oko widzieć daje, jedność i zgodę w animuszach ludu pospolitego tych trzech narodów unia ta wielebna sprawuje, jaka jest między wilkiem a owcą”. Suplikacja ta i następne nie odnosiły pożądanego rezultatu. Sejm grał zawsze na zwłokę, a konstytucje jego powtarzały się stereotypowo w tych słowach: „Uspokojenie ludów religii greckiej rozróżnionych dla nawalnych Rzeczpospolitej spraw na przyszły sejm odkładamy: a teraz pokój ab utrinque tak duchownym, jako i świeckim ludziom, cuiuscumque status et conditionis zachowamy”. Na sejm elekcyjny w 1632 roku przybyli delegaci województwa wołyńskiegoi kozactwa, którzy wedle instrukcji mieli obowiązek „z płaczem… prosić i rzetelnie domagać się, aby naród nasz ruski przy prawach i swobodach, a duchowni nasi błagowierni przy cerkwiach eparchii swych i dobrach swych należących z odprawianiem wolnego nabożeństwa zostawali”. Owocem tych zabiegów było postanowienie wcielone do pacta conventa: „a co się tyczy ludzi religii greckiej rozróżnionych: tych uspokoić… przy deputatach ex utroque ordine, punktów, będziemy winni niezwłocznie”. Wywiązując się z tego zobowiązania, dla uspokojenia unitów i dyzunitów wydał Władysław IV na sejmie koronacyjnym w 1633 roku diploma, a w 1635 roku zatwierdził konstytucję sejmową „dla pokoju i zgody poddanych naszych, obywateli koronnych i Wielkiego Księstwa Litewskiego religii greckiej, postanowioną zgodę, według punktów na elekcji naszej spisanych, egzekwujemy i według ich tak w unii będących, jak i niebędących, zachować hac lege perpetua cum successoribus nostris obiecujemy”. Był to właściwie najwyższy sukces, jaki osiągnęli w sejmie prawosławni przed buntem Chmielnickiego.

Nikłe te wyniki, silnej zresztą akcji na terenie parlamentarnym, tłumaczą się najpierw odpływem szlachty z cerkwi i przechodzeniem jej do Kościoła łacińskiego. Rozwój unii, szkolna i misyjna działalność jezuitów i innych zakonów, asymilacja kulturalna i narodowościowa przerzedzała i dziesiątkowała szeregi wyznawców prawosławia. Kolosalną klęskę sprawiło mu w tym względzie nawrócenie się na katolicyzm księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, schizmatyka z urodzenia, który porzucając schizmę, poszedł w ślady potentatów ruskich Ostrogskich i Zasławskich. Młody Jeremi kształcąc się w kolegium jezuickim we Lwowie, „zasmakował w łacinie jezuickiej” i w czasie swego pobytu we Włoszech skłonił się na stronę katolicyzmu, który przyjął w 1632 roku po powrocie do Polski. Hierarchia prawosławna dobrze pamiętała dobrodziejstwa, jakich doznała od ojca Jeremiego, starosty owruckiego Michała, pod którego egidą Izajasz Kopiński pokrył Zadnieprze siecią cerkwi i monasterów, dlatego usilnie starała się młodego a potężnego księcia odwieść od katolicyzmu. Nie pomogły jednak perswazje, zawiodły namowy i groźby. Jeremi wytrwał w swym postanowieniu i stał się gorliwym krzewicielem katolicyzmu i łacińskiej kultury na Zadnieprzu.

Ks. Jan Poplatek SI

Powyższy tekst jest dodatkiem do książki ks. Jana Poplatka SI Św. Andrzej Bobola. Łowca dusz.