Rozdział trzynasty. Apostolstwo, cz. 1

Bezużyteczne życie „pobożne”

Dzielny apostoł Paweł Larolle w swoich notatkach rekolekcyjnych opisuje to bezużyteczne życie „pobożne”; przedstawia je jako wielką katastrofę i postanawia jej uniknąć.

Nic w nim nie ma złego oczywiście.

A więc jest dobre? Nie, bynajmniej. Albo raczej może i dobre, ale niewiele znaczące: jest to zajęcie się bez przekonania drobnymi, bezużytecznymi pracami, aby robić to, co wszyscy, albo, żeby móc powiedzieć: „jestem zajęta”. A zatem, żeby wytłumaczyć swoje zainteresowania, mówi się: zajęcie dobre jak każde inne.

Potrzeba mi całkiem innego życia: Czytałam w Paroles d’un revenant, co pisał Jacques d’Arnoux: „Twoje życie będzie krótkie, musi zatem być pełne. Co to jest dwadzieścia lat? Już wnet będzie dziesięć lat, jak zaciągnąłem się do dwunastego pułku jazdy. Co?… Dwa razy tyle i już po życiu?… I oto stoję przed moim Stworzycielem… Jakie żniwo dusz będę mógł Mu pokazać?” Chodzi o to, by móc Bogu ofiarować bogate żniwo dusz. Zorganizuję sobie życie prawdziwie owocne.

Życie jest tak krótkie! Mam lat szesnaście, dwadzieścia, dwadzieścia cztery. To znaczy już ich nie mam. Już przeszły; już bezpowrotnie zapadły w Bożą wieczność. Do mnie należy tylko ta przemijająca minuta. A taka jest krótka, taka ulotna! Jeszcze raz ten czas, może dwa razy tyle – może mniej – a stanę przed trybunałem Bożym. Jak to? Już?

I co powiem? Owocność życia! Gdy Chrystus wróci na ziemię, by sądzić wszystkich ludzi, czyż znajdzie na tej ziemi więcej miłości? Czy jako owoc mego życia znajdzie na ziemi więcej miłości Bożej, więcej ducha chrześcijańskiego? Czy to będzie moje żniwo dusz? Bazin kładzie w usta jednej ze swych bohaterek następujące słowa: „Byłam siewcą tylko pustych ziaren”. A czy to ziarno, które ja powierzałam wiejącym wiatrom było ziarnem urodzajnym? Czy może tylko jak puste i lekkie plewy nosił je wiatr? Może zamiast dostojnego i owocnego ruchu siewcy wykonywałam tylko ruchy bez znaczenia? I tylko dzięki Bogu, jeżeli ziarna złośliwego kąkolu nie rzuciłam w otaczającą mnie ziemię!

Wielkie pragnienia

„Biada temu, w którego sercu nie ma tęsknoty za tym, czego nie ma” – to znaczy biada tym, których nie dręczą wielkie pragnienia i aspiracje.

Istnieją dwie kategorie ludzi: są tacy, którzy nie widzą nic, a raczej, którzy widzą tylko to, co mają przed oczyma, tylko pierwszy plan i którym ten pierwszy plan tak bardzo wystarcza, że zasłania wszelkie szersze i głębsze perspektywy. Żadnego widoku, żadnej perspektywy na to, co nie jest ich zawodem, ich przyjemnością, ich „ja”.

Są i inni ludzie, ci, dla których pierwszy plan też oczywiście istnieje i którzy go odpowiednio uwzględniają, ale którzy jednak poza nim dostrzegają cały świat.

Zapewne zawód, obowiązki stanu, zajęcia danej chwili, to wszystko jest ważne. Nie mogę uświęcać się poza moim codziennym życiem; ale właśnie w nim i przez nie. Nie mogę usunąć z niego ani rozrywek potrzebnych memu wiekowi, ani mojej kariery, ani wydajności mojej pracy zawodowej. Ale poza tym wszystkim, ponad to wszystko, muszę dostrzegać i widzieć:

Dusze, w których nie ma Boga.

Społeczeństwo, które zapomina o Chrystusie lub Mu bluźni.

Tłumy, które fałszywi pasterze wiodą w przepaść.

Czy dusza moja drży i rwie się do pracy, gdy otwierają się przede mną te horyzonty, te pola czekające na apostołów? Czy noszę w sercu nadzieję lepszego świata i czy mam silną wolę pomagać przy jego budowie?

Błogosławieni, którzy pragną dobra.

Dar z siebie

„Miejsca, w których się rozdaje serce, nie są nigdy miejscami smutku.”

Ktoś się poświęca. On sam w pierwszym rzędzie odnosi korzyści ze swego apostolstwa. Gdy się poświęcam dobru bliźniego moja dusza jest tym pierwszym bliźnim, który doświadcza na sobie dobroczynnych owoców mej ofiary.

Poza zasługami, jakie zbieram dla mej duszy, daję jej radość. Jest szczęście w otrzymywaniu, ale większe szczęście jest w dawaniu. Dlaczego np. u Sióstr Miłosierdzia, w różnych zakonach i zakładach, gdzie wyrzeczenie jest zupełne – panuje tak głęboka radość? Bo ci z wszystkiego ogołoceni ludzie niczego dla siebie nie zostawiają.

Na to, aby dużo otrzymywać, trzeba dużo dawać; to najlepszy sposób.

A więc dawać. Hojnymi rękoma siać koło siebie poświęcenie, miłość, inicjatywę; oddawać drugim te skromne usługi, które jestem w stanie oddawać. Nie czynić tego, aby zbierać zapłatę radości, wynagrodzenie zadowolenia. Czynić jedynie, dlatego, że w ten sposób mogę okazać Bogu i bliźniemu moją miłość, a radość, którą odczuwam, przyjmować będę jako dar Boży, jako dar, za który Mu dziękuję i który Mu składam w ofierze.

Szukać poświęceń, w których mogę dać więcej, więcej się poświęcić. O pewnym apostole trędowatych powiedziano: „Kto szuka dusz w takich ciałach, ten z pewnością szuka tylko dusz”.

Będę przedkładać te działania, w których szuka się wyłącznie dusz.

Królestwo Boże

Jak powoli spełnia się Królestwo Boże!

Patrzę na świat. Jest na ziemi przeszło dwa miliardy ludzi (1).

W tym z górą miliard pogan; połowa świata. Pozostającą połowę trzeba podzielić na dwie części: katolików (czterysta milionów), protestantów i schizmatyków (trzysta pięćdziesiąt milionów). I to w blisko dwa tysiące lat po przyjściu Chrystusa!…

Zapewne człowiek pozostający w dobrej wierze może się zbawić i w fałszywej religii. Bóg posłałby nawet anioła, aby objawić duszy dobrej woli to, co wiedzieć potrzeba – powiada św. Tomasz.

Mimo to, nie przesądzając o tych, co należą do ducha Kościoła (a należą do niego wszyscy, którzy są w stanie łaski), jaki smutek ogarnia, gdy się pomyśli, że ciało Kościoła, Kościół widzialny, tak mało jest tryumfujący i to po tylu wiekach.

Trzysta pięćdziesiąt milionów dysydentów! A głównie miliard pogan! Miliard! Czy zdaję sobie sprawę, co to jest miliard? Miliard pogan, to znaczy, że gdyby dzień i noc szli przed moimi oknami po czterech na sekundę, to musiałabym patrzeć na ten pochód przez osiem lat i pięćdziesiąt sześć dni!

I trwam w mojej bezczynności! I nie dręczy mnie trwoga o zbawienie świata! Żniwo jest wielkie. O jak wielkie. I nic o tym nie wiedziałam. A gdybym i ja także wyszła do pracy?

Źródła apostolstwa

Wielu ludzi mówi, działa, agituje. Dlaczego w rezultacie tak mało jest owoców tej pracy? Bo w tej działalności człowieka brakuje Boga.

Oddawać się pracy apostolskiej, nie mając intensywnego życia wewnętrznego, to trud niepotrzebny, próżne wyładowanie sił. Nie nasze to słowa czynią dobrze, nie one wlewają lub wzmacniają łaskę w duszach; jedynie łaska Boża może dokonać tego cudu; a łaską Bożą można jedynie szafować, mając klucz do Serca Bożego przez bliskie współżycie z Bogiem i gorącą modlitwę.

Rzeka odcięta od źródła wysycha prędko, traci całą swoją moc i siłę; ziemia oderwana od słońca traci swą życiodajną moc; ryba wyjęta z wody ginie; tak i człowiek niezwiązany węzłem życia wewnętrznego z Bogiem, traci swoją moc i siłę do pracy dla Niego, a w każdym razie praca ta nie jest owocna, jest jak drzewo tkwiące w jałowej wydmie, które tylko wegetuje, a kwiatu i owocu nie może z siebie wydać. Bóg jest źródłem i słońcem wszelkiej naszej siły i skutecznej działalności, i tak, jak w maszynie elektrycznej, prąd zniknie, gdy tylko prąd łaski przestanie dopływać do naszej duszy.

Kto nada słowu mojemu zdobywczą moc? Jedynie kontakt z Bogiem, oceanem bez granic… Życie wewnętrzne jest duszą wszelkiej pracy apostolskiej.

Apostolstwo kobiety

„Jedna kobieta zastąpi z powodzeniem dwunastu apostołów” – powiada ks. Landrieux w swojej książce Au pays du Christ. A mówi to, omawiając historię Samarytanki, po jej rozmowie z Chrystusem przy studni Jakubowej. Kobieta nawrócona przez Chrystusa, który wyłożył jej po raz pierwszy teorię łaski uświęcającej, wraca do Sychar, rozentuzjazmowana wspaniałością usłyszanej nauki… Stanie się jej promienną głosicielką. „Chodźcie, a zobaczcie człowieka, który powiedział mi wszystko, cokolwiek uczyniłam” (J 4, 29), pójdźcie słuchać Jego nauki.

A ponieważ prawdziwy zapał udziela się łatwo – więc od razu na to jej wołanie zrywa się zastęp białych burnusów i biegnie słuchać nauk Mistrza. Jest ich wielka rzesza – a wszyscy tak dobrze usposobieni, by słuchać Boskiej nauki! Chrystus jest uradowany ich widokiem. Uradowany, ale zarazem i zasmucony. Uradowany, że tak bardzo spragnieni są prawdziwego życia, daru Bożego. Ale i zasmucony, bo zabraknie pracowników, aby prowadzić dalej zdobywcze dzieło Samarytanki. Stąd te słowa smutne jak pogrzebowy dzwon, palące jak wyrzut sumienia dla tych, którzy są zdolni je zrozumieć: „popatrzcie na pola, że białe już są do żniwa” (J 4, 35), a żniwiarzy nie ma. Samarytanie nosili białe szaty, a nie jak Żydzi i Galilejczycy odzienia barwne i pasiaste. Prawdopodobnie o tych białych rzeszach Samarytan, a nie o żółknących polach myślał Chrystus, mówiąc, że z braku apostołów znów popadną Samarytanie w swoje dawne błędy.

Usłyszę to wołanie: Dusze czekają – świat potrzebuje apostołów – pole czeka na robotników!… Kto chce wyjść do żniwa?

Ks. Raoul Plus SI

(1) Książka został napisana w pierwszej połowie XX wieku. Dziś na sześć miliardów ludzi jest miliard katolików.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Dziewczętom ku rozwadze.