Rozdział trzeci. Obowiązki małżonków dotyczące przekazania życia. Dodatkowe wyjaśnienia

W celu dokładnego określenia pewnej liczby kwestii praktycznych, poniżej odpowiadamy na niektóre pytania:

1. Czy z powodu biedy, choroby lub po prostu pragnienia, aby ewentualne narodziny nie następowały po sobie zbyt szybko i za bardzo nie osłabiały matki, wolno małżonkom szukać zadowolenia w spełnieniu aktu małżeńskiego w sposób częściowy lub niezupełnie normalny?

Odpowiedź. Jeżeli pod słowem „częściowy” mamy na myśli całkowite zaspokojenie, ale nie całkowicie spełniony akt; jeśli przez słowa „niezupełnie normalny” rozumiemy całkowite zadowolenie, ale osiągnięte bez spełnienia aktu we właściwy sposób, to odpowiadamy: nie, nie wolno małżonkom w ten sposób postępować.

2. Jeżeli nie wolno, to jaki jest charakter tego złego czynu? Czy jest to grzech powszechny, czy też śmiertelny?

Odpowiedź. Jest to grzech śmiertelny. Dlaczego? Ponieważ tutaj chodzi o życie. Nikt nie ma prawa z pobudek czysto egoistycznych dążyć do osiągnięcia satysfakcji cielesnej, która normalnie pociąga za sobą prokreację, pozbawiać życia istoty ludzkiej albo w samym akcie (grzech onanizmu), albo w okresie od poczęcia do narodzin (poronienie, aborcja), albo wreszcie po jej przyjściu na świat (właściwe zabójstwo).

3. Jeżeli mąż albo żona nie wierzy w ciężkość grzechu lub wierzy, lecz po prostu ulega pokusie i domaga się onanistycznego stosunku, czy druga strona, próbując najpierw ze wszystkich sił powstrzymać współmałżonka, może bez winy spełnić jego żądanie z obawy, aby nie szukał zaspokojenia zmysłów poza domem.

Odpowiedź. Zgodnie z zasadą mniejszego zła – może, ale w takim razie trzeba:

a) rzeczywiście uczynić wszystko, co możliwe, aby uzyskać od współmałżonka wierne spełnienie obowiązku;

b) poddać się żądaniu współmałżonka tylko biernie, wewnętrznie wyrzekając się aktu w ten sposób spełnionego (1).

4. Czy nie mając ku temu poważnych powodów małżonkowie mogą wybierać na współżycie te dni, w których poczęcie dziecka jest mało prawdopodobne?

Odpowiedź. Nie jest to zabronione. Małżonkowie mogą swobodnie wybierać czas, w którym spełnią akt małżeński. A zatem wybierając czas, w którym zapłodnienie jest mniej prawdopodobne, nie zapobiegają poczęciu dziecka w sposób sztuczny (to tylko jest zabronione), lecz korzystają po prostu z odpowiedniej pory bez naruszania normalnego działania natury (2).

5. Czy rodzice, którzy z egoizmu ograniczaliby swoją rodzinę do jednego lub dwojga dzieci, zachowując poza tym wstrzemięźliwość, wypełniliby swój obowiązek?

Odpowiedź. Daliby dowód braku odwagi i ufności w Bogu, ale nie gwałciliby, ściśle mówiąc, prawa rozrodczości. Inną bowiem jest rzeczą nie uprawiać w małżeństwie niektórych cnót (co właśnie tu ma miejsce), a inną, grzeszyć przeciw prawu prokreacji.

6. Czy lepiej małżonków nie uświadamiać co do ich obowiązków, gdy się wie, że są niezdolni do ich wypełnienia, nawet jeśli pouczy się ich w tym kierunku? Wydaje się bowiem, że gdy pozostaną w nieświadomości nie będą mieli winy i nie obrażą Boga.

Odpowiedź. Pomijając bardzo rzadkie wypadki, w których milczenie będzie raczej wskazane, wobec wielkich niebezpieczeństw płynących z nieświadomości, kapłani mają obowiązek oświecać wiernych. A zatem, dobro ogółu przeważa na korzyść tej lub innej osoby, która w wyniku uświadomienia znalazła się w niebezpieczeństwie formalnych upadków.

7. Jeżeli małżonkowie powszechnie znani ze swojej pobożności przez dłuższy czas nie pozwalają sobie na dzieci, czy ludzie nie powiedzą o nich z pewnym zgorszeniem, że już nie praktykują cnoty i że, podobnie jak inni, obchodzą prawo Boże? Wielu bowiem myśli, że brak potomstwa jest grzechem.

Odpowiedź. Sądy ludzkie mało znaczą i nie trzeba unikać bezmyślnego zgorszenia u ludzi słabego ducha, gdy chodzi o tak ważną sprawę jak ta, o której mówimy.

8. Gdy ktoś obierze wstrzemięźliwość, czy należy też odmawiać sobie wszelkich objawów czułości i wszelkiej poufałości, z obawy, by nie zajść za daleko?

Odpowiedź. Trudność ta została już przewidziana w miejscu, w którym mówiliśmy o prawach małżonków. Przypomnijmy to, co najistotniejsze. Małżeństwo ma dwa cele: wzajemną pomoc i potomstwo. A zatem, aby stanowić dla siebie wzajemną pomoc, do czego ma ją obowiązek i prawo, małżonkom wolno dawać sobie wzajemnie częste i serdeczne dowody miłości, które w chrześcijańskim sumieniu uważają za użyteczne do tego celu. Powinni zaś wykluczać tylko te pieszczoty, które z natury swojej zmierzają do całkowitego zaspokojenia zmysłów (3).

Jeżeli wbrew woli i oczekiwaniu, po prostu przez szybszą niż przypuszczali, reakcję zmysłów, nastąpiło u jednego z małżonków całkowite zadowolenie, to nie ma w tym grzechu. Ale oczywiście trzeba tu zachować zupełną prawość. Roztropność chrześcijańska powinna tymi sprawami kierować, ale nie przeradzać się w gorączkowy nie pokój. Trzeba być gotowym do spełnienia całego obowiązku i dlatego tu, jak i wszędzie indziej, należy ćwiczyć się w opanowaniu wolą niższych popędów.

9. Czy jest pole i to pole obowiązkowe dla umiarkowania i wstydliwości przy korzystaniu z rozkoszy, wynikającej z poufałych stosunków małżeńskich?

Odpowiedź.

a) Umiarkowanie jest zawsze na miejscu przy korzystaniu z praw małżeńskich, podobnie zresztą, jak przy korzy staniu z każdej radości życiowej. Nie określając tu konkretnych granic, jakie zachować należy, dodajmy tylko, że na roztropnym umiarkowaniu mogą tylko zyskać i dusze, i ciała. Ze względu na dusze trzeba zapamiętać następujące słowa św. Pawła: „nie unikajcie jedno drugiego, chyba że na pewien czas, za obopólną zgodą, by oddać się modlitwie”, a dodać można: lub dla innej słusznej sprawy. A że strzec się należy niebezpieczeństwa zadowalania swoich zmysłów w sposób nieprawy, św. Paweł dorzuca: „potem znów wróćcie do siebie, aby – wskutek niewstrzemięźliwości waszej – nie kusił was szatan” (1 Kor 7, 3 i następne).

b) Co zaś dotyczy poczucia wstydliwości, to wynika samo z siebie, że ludzie ochrzczeni, będący świątynią Boga, nie zapomną, i to tym bardziej, im głębiej zdają sobie sprawę z wielkości swojego chrześcijańskiego powołania, jaki być powinien ideał delikatnego po stępowania w korzystaniu z praw małżeńskich. Tam nawet, gdzie ciało ma prawo do normalnego używania, duch powinien zawsze nad nim górować. Ciało ma prawo do miłości, ale nie stanowi ono pełni miłości, ale też nie jest jej głównym wykładnikiem; miłości nigdy nie powinno szkodzić używanie cielesne; współmałżonek zaś nie mógłby kochać osoby, której nie byłby w stanie szanować w stu procentach, dostrzegając w jej poczynaniach brak delikatności, nawet w stosunku do rzeczy dozwolonych.

Jednak nasuwają się tu dwie uwagi.

Pierwsza z nich: nie trzeba mieszać rzeczywistego prawa z ideałem mniej lub więcej pożądanym, albo posługując się innymi słowami, kwestii „grzechu” z kwestią „doskonałości”. Wszelkie poufałości, które służą przygotowaniu, ewentualnie dopełnieniu aktu małżeńskiego w sposób normalny, to znaczy bez szkody dla zapłodnienia, są dozwolone i nie ma w nich winy. Jeśli przez obopólną delikatność każda ze stron unika tego, co do tego celu nie jest ściśle potrzebne, jest to niewątpliwie doskonalsze postępowanie (4).

Ale (i to jest druga uwaga) trzeba w tej rezerwie unikać przesady, która mogłaby wywołać oziębienie zażyłości pomiędzy małżonkami, co byłoby przeciwne obowiązkowi stanu, pojętemu rozumnie w jego zupełnej integralności.

10. Czy nie ma obowiązku, przy niezbyt silnym zdrowiu, wstrzymywać się od prokreacji?

Odpowiedź. W niektórych wypadkach może to być mniej lub bardziej poważny obowiązek miłości chrześcijańskiej; ale źródłem tego obowiązku nie jest prawo małżeńskie jako takie.

Z punktu widzenia interesów społecznych niektórzy higieniści chcieliby w imię materialistycznie pojętej eugeniki, aby przychodziły na świat tylko istoty, które cechowałoby doskonałe zdrowie, a stąd potępiają wszelką prokreację dzieci słabowitych. Oczywiście jest pożądane, aby przez lepsze uświadamia nie małżonków o niebezpieczeństwie przekazywania rozmaitych skłonności dziedzicznych oraz przez energiczniejszą akcję władz w kierunku walki z gruźlicą oraz zapobiegania nędznym mieszkaniom w suterenach itp., ograniczała się liczba narodzin słabowitych dzieci. A jednak nie można w imię zasad moralności zmuszać rodziców pozbawionych silnego zdrowia, aby się wstrzymali od prokreacji. Mają bowiem ścisłe prawo do używania stosunku małżeńskiego. Co się zaś tyczy słabowitych dzieci, to lepsze jest dla nich nawet ograniczone poniekąd życie, aniżeli nieistnienie, zwłaszcza, jeśli patrzy się na to zagadnienie nie tylko z punktu widzenia ludzkiego, ale z punktu widzenia nadprzyrodzonych przeznaczeń. Nie trzeba być atletą, by dostać się do nieba, a człowiek chory może mieć wielką duszę.

Państwo ma słuszność, gdy zachęca nowożeńców do poddania się przedślubnemu badaniu lekarskiemu, ale przekroczyłoby swoje prawa, zmuszając ich do te go, a bardziej jeszcze, wzbraniając osobom upośledzonym zawierania małżeństwa i wydawania na świat potomstwa.

Co do tego ostatniego punktu, encyklika Piusa XI nie pozostawia żadnych wątpliwości: „Władze państwowe nie mają prawa zabraniać małżeństwa tym, którzy z racji dziedzicznych chorób mogą okazać się niezdolni do wydania na świat zdrowych dzieci, ale są zdolni do pełnienia funkcji małżeńskich. Ludzie skądinąd zdolni do małżeństwa, ale u których dokładne badanie uprawnia do wniosku, że zapewne wydadzą na świat dzieci ułomne, nie popełniają ciężkiej winy, gdy wchodzą w stan małżeński, choć nieraz należy im to odradzać”.

Ks. Raoul Plus SI

(1) W encyklice o małżeństwie, Pius XI, pisze: „Nierzadko zdarza się, iż jedno z obojga małżonków raczej poddaje się grzechowi, aniżeli go popełnia, jeśli dla całkiem ważnej przyczyny dopuszcza raczej akt nienormalny, choć właściwie go nie chce. Taki małżonek jest niewinny, byle tylko, zważając na prawo miłości chrześcijańskiej, niczego nie zaniedbał, by odwrócić i oddalić swojego współmałżonka od grzechu”.

(2) Dlatego małżonkowie, którzy lata odpowiednie do zapłodnienia mają już za sobą, mogą nadal utrzymywać stosunki małżeńskie, chociaż przyjście potomstwa jest zasadniczo wykluczone. Korzystają więc z przynależnego im prawa, a choć nie mają dzieci, to nie z powodu sztucznego zabiegu, ale z normalnego trybu natury.

(3) O. Perroy tak pisze: „Jeśli małżonkowie przypuszczają lub sądzą na podstawie doświadczenia, że na pewne poufałości mogą sobie pozwalać bez niebezpieczeństwa zupełnego zadowolenia płciowego, to te poufałości są im dozwolone, i gdyby nawet pod ich wpływem przyszło to pełne zadowolenie, do którego jednak wprost nie dążyli, to wynik ten należy uważać za przypadkowy” (Kana Galilejska. Do narzeczonych i małżonków chrześcijańskich, s. 19).

(4) „Zdarza się, że małżonkowie, pragnąc jak najwięcej podobać się Bogu, zobowiązują się wzajemnie do unikania całkowicie lub częściowo nawet tego, co jest w małżeństwie dozwolone. Inni znów, chcą utrzymywać stosunek małżeński tylko w celu prokreacji, a gdy tylko nastąpi poczęcie dziecka, wstrzymują się zupełnie od dalszych stosunków. Tak wzniosła wstrzemięźliwość nie jest nakazana, niemniej jest ona cechą wyższej cnoty, ale może być w czyn wprowadzona jedynie za obopólną zgodą małżonków. Gdyby jedna strona na to się nie godziła, druga musiałaby ulec jej żądaniom” (H. Schilgen, op. cit.).

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Narzeczonym ku rozwadze.