Rozdział szósty. Wyrabiać serce. Przygotowanie do przekazania życia

Jeżeli w przyszłości w małżeństwie będziemy musieli spełnić dwie role: pierwsza wymaga, aby przekazać życie; druga, aby być dla swojego małżonka cenną pomocą, o jakiej wyżej wspominaliśmy, to trzeba znacznie wcześniej zacząć się przygotowywać do tego podwójnego i wspaniałego zadania.

Nie trzeba zbyt długo wyjaśniać, że gdy nadejdzie właściwy czas, to do całkowitego spełnienia obowiązku będą gotowi tylko ci, którzy potrafili wyrobić w sobie: szacunek dla miłości; pragnienie czystości.

Nauczyć się szanować miłość

Młody mężczyzna ni gdy nie powinien rozmawiać o małżeństwie z kobietą lub dziewczyną inaczej niż w uczciwy i delikatny sposób.

Biograf świętego Franciszka z Asyżu, Jan Joergensen, opisując męską piękność swojego bohatera, dodał: „Podobnie jak wszyscy, którzy mają czyste serca, miał on zawsze największy szacunek dla tajemnicy rodzenia”. Niech wszyscy młodzi ludzie zasłużą sobie na tak piękną pochwałę!

Istnieje słownik pełen poniżających wy rażeń (określeń) miłości, których bezwzględnie muszą unikać młodzi ludzie mający szlachetną duszę. Słowa: „nec nominetur inter vos” (niech o tym nie mówi się między wami) powinny być chrześcijańską zasadą postępowania, obojętnie czy chodzi o dwuznaczniki, czy też o nieprzyzwoite dowcipy. Nie wypada, aby chłopiec dostrzegał w miłości jedynie zjednoczenie cielesne; tkwi w niej bowiem coś innego, coś, co stanowi jej istotę.

Młody mężczyzna wystarczająco nie szanuje miłości, ponieważ dostrzega w niej jedynie pociąg cielesny. Dla młodej dziewczyny trudność polega na zupełnie czymś innym: musi ona włożyć wiele wysiłku w to, aby zrozumieć, że jedność ciał zasługuje na poszanowanie i stanowi rzecz świętą. W sposób bardzo delikatny, pewna doświadczona wychowawczyni napisała co następuje: „Często spotyka się u młodych dziewcząt w wieku, w którym należy przygotowywać je do małżeństwa, pewien błąd, a raczej ściśle mówiąc – złudzenie co do istoty i znaczenia miło ści. Przystępuję tu do kwestii bardzo delikatnej. Myśl o miłości, sama miłość, najczęściej przyjmuje formę namiętnej przy jaźni, wielkie miejsce zajmuje w życiu młodej dziewczyny, najbardziej nawet chronionej, i jak mogłoby być inaczej? Pojęcie, jakie wyrabia sobie o miłości szesnasto letnia dziewczyna jest zazwyczaj bardzo czyste; ona wyobraża ją sobie zgodnie z prawem własnego serca jako cudowne uczucie, które wywołuje w niej niezwykle silne poruszenie i objawia jej nowy świat; ona wierzy, iż to uczucie znajduje dopełnienie w samym sobie i że dąży tylko do całkowitego połączenia młodego chłopca z młodą dziewczyną, dając im przez to doskonałe szczęście.

Byłoby rzeczą zarówno niewłaściwą, jak i bezsensowną, starać się pozbawić miłość tej poezji, jaką posiada w dziewczęcych oczach; zresztą w wychowaniu trze ba raczej kierować popędami aniżeli je usuwać. Jednak należy dojść do prawdy, wyjaśniając dziewczętom, że miłość taka, jaka istnieje w ich wyobraźni jest tylko egoizmem we dwoje; zaś miłość prawdziwa jest uczuciem o wiele wyższym aniżeli przypuszczają; lecz sama w sobie nie jest celem, a staje się piękna tylko wówczas, gdy jest owocna. Miłość nastawiona jest na rodzinę, oto prawda podstawowa; miłość przygotowuje i zakłada rodzinę, nadaje wagę wszelkim większym lub mniejszym obowiązkom; poza rodziną przeistacza się w błąd, nie ład, a wreszcie i w cierpienie” (1).

W jaki inny, lepszy sposób pokazać, że zjednoczenie ciał w małżeństwie w niczym nie narusza świętości związku małżeńskiego, lecz jest rzeczą ustanowioną przez Boga i nie bylibyśmy w stanie pojąć realnej prawdy miłości, jeżeli wykluczylibyśmy z niej aspekt fizyczny, uważając go za poniżający godność człowieka, ewentualnie pozbawiający go szlachetności? Przypomnij my sobie pierwsze strony niniejszej książki.

Jeżeli miłość obojga małżonków ma być otoczona najwyższym szacunkiem, to nie dlatego jedynie, iż wszystko, co przyczynia się do przekazania życia jest samo w sobie szlachetne; ale ze względu na jeszcze ważniejszą przyczynę, mianowicie: małżeństwo chrześcijańskie łączy ze sobą dwie dusze w stanie łaski, a czym jest taka dusza będąca w stanie łaski? Duszą, w której Pan Bóg żyje, a zatem przy zjednoczeniu małżonków, nie tylko łączą się ich ciała, ale jednoczą dusze, a Bóg obecny w jednej, spotyka się, jeśli wolno tak się wyrazić, z Bogiem obecnym w drugiej duszy.

Jakie głębokie poszanowanie przenik nie małżonka, który umie odkryć w tym, z którym stanowi jedność, tę Bożą obecność, tajemniczą a prawdziwą, któ ra nadaje ich związkowi w czasie wartość wieczną, czyniąc z ich ludzkich poczynań dzieło ściśle Boże. Więc nie chodzi już o proste zjednoczenie dwojga ciał ani nawet dwojga dusz; idzie o po łączenie dwóch stanów łaski, o złączenie w jedność życia Trójcy Świętej, tkwiącego w każdym z osobna.

Niejeden powie, że to jest mistycyzm. Być może, ale najlepszy i najbardziej autentyczny. Czy trzeba dodawać, że dla niektórych doktorów Kościoła, wspaniała wielkość małżeństwa chrześcijańskie go tkwi w jego symbolizmie; połączenie małżonków między sobą jest obrazem, odległym, lecz wyraźnym, innej łączności, o wiele wyższej, tej, którą Bóg raczy zawrzeć z duszą przez łaskę, a bar dziej jeszcze przez chwałę.

Święty Paweł widzi w związku małżeńskim symbol innego związku, który spełnia się niewidzialnie: już nie łączność każdej duszy z Bogiem przez łaskę, ale zjednoczenie z Chrystusem wszystkich dusz odkupionych w jedności jednego ciała, Mistycznego Ciała Chrystusowego, czyli Kościoła. Zbawiciel jest Oblubieńcem, a ogół dusz wiernych jest Jego oblubienicą: związek małżeński ze wszystkich najwyższy, a którego wszelkie małżeństwa na ziemi są tylko dalekim podobieństwem (2).

Zatem, podobnie jak Chrystus dla Kościoła, a Kościół dla Niego jest rzeczą świętą, tak samo mąż i żona mają być jedno dla drugiego rzeczą, a raczej osobą świętą.

Gdzie znaleźć naukę, która czyniłaby z małżeństwa tak wspaniałą rzeczywistość, wymagającą takiej głębi poszanowania? I jaka to szkoda dla tylu chrześcijan i chrześcijanek, którzy dochodzą do tego „Wielkiego Sakramentu” (3), zupełnie nie pojmując wspaniałości stanu, do którego dążą!

Pragnienie czystości

Po tym, co już powiedzieliśmy na temat autentycznego przekazania życia i wynikających z niego obowiązkach, uświadomiliśmy sobie w pełni, że wymaga ono dusz silnych, potrafiących opanować swoje namiętności, które zastosują się do planu Bożego i do praw życia.

Nikt nie jest na tyle naiwny, aby sądzić, że wystarczy znaleźć się nagle w pewnej określonej sytuacji i w ten sposób od razu zdobyć i posiadać wszystkie cnoty potrzebne w danym stanie życia. Osoba, która przygotowywała się do małżeństwa, „puszczając cugle” wszystkim swoim żądzom, nie może mieć nadziei ich uspokojenia przez sam fakt, że dobierze sobie małżonka.

Człowiek wzrasta w cnocie od najmłodszych lat aż do życia integralnie chrześcijańskiego w małżeństwie, ale próby też są. Najwięcej szans na dochowanie wierności w życiu małżeńskim ma ten, kto, gdy był jeszcze wolny, potrafił zapanować nad namiętnością zmysłów. Natomiast nie ma nic bardziej śmiesznego, głupiego i cynicznie egoistycznego, jak twierdzenie niektórych osób, które prowadzą się niemoralnie, że ten będzie najlepszym mężem, kto najwięcej „wyszumiał się” za młodu. Czystości można nauczyć się jedynie żyjąc czysto, a wszelki inny zachwalany środek będzie tylko bezczelnym kłamstwem.

Ilu to przyszłych małżonków, przynajmniej wśród męskiej młodzieży, dochodzi do małżeństwa nie nauczywszy się opanowania samych siebie! Jaka więc będzie ich siła odporna wobec podniet egoizmu? Łatwo się tego domyśleć. Niewątpliwie łaska sakramentu im pomoże; ale ilu nie chce przyjąć tej pomocy łaski!

Jeżeli ze wszystkich rodzajów wychowania, które należy dawać i otrzymywać, wychowanie charakteru jest najbardziej pożyteczne i konieczne, to jest ono, przyznajmy, najtrudniejsze, nie tylko dla tego, że mamy nieprzezwyciężony wstręt do wysiłku, ale że trudności przyszłego stanu życiowego nie ukazują się tak jasno młodym oczom. A jak przygotować się do trudności, której się nie przewiduje? Mówi się dzieciom, że należy zdobywać samego siebie, ale zdobywać w jakim celu? W gruncie rzeczy chodzi o to, aby nauczyły się opanowywać własne namiętności, a przede wszystkim tę jedną. Nie sposób mówić im jednak, w chwili budzącej się fantazji, o tym, do czego namiętność może je później doprowadzić; należy przygotowywać je do czegoś, czego jeszcze dokładnie nie można im wyjaśnić; i wydaje się nam, że tutaj tkwi największa trudność w wychowaniu do czystości. Z tego też powodu jesteśmy zdania, że należy uświadamiać rozsądnie, oczywiście niezbyt wcześnie, ale w miarę rozwoju i po trzeb dziecka. Oczywiście, jeśli we właściwym czasie pozna się tajemnice życia według planu Bożego, z pewnością po może to w zachowaniu czystości, ale będzie to jednak słaby środek, jeśli równocześnie i od najmłodszych lat nie dało się duszom wewnętrznego umocnienia. Można dobrze wiedzieć, co czynić należy, ale jeśli nie nauczymy się zawczasu tego chcieć, to sama świadomość mało co jest warta; tym bardziej, że wiedza w tej materii, przyjęta na początku w poczuciu czystym, może być wyzyskana przez chorobliwą pożądliwość ciała, zawsze wrażliwą, nawet u najlepszych i skłonną wtedy do niebezpiecznych wykroczeń. Sama w sobie wiedza przyjęta w sposób zdrowy i przez naturę zdrową, stanie się zabezpieczeniem – i to jest powodem wydania tej książki – ale sama w sobie będzie dla większości niedostatecznym zabezpieczeniem, jeśli nie zostanie poparta przez energiczne wychowanie charakteru.

Zadaniem każdego jest ten charakter ukształtować, jeśli jeszcze go nie posiada, albo rozwinąć, jeśli go w sobie ma (4).

Ks. Raoul Plus SI

(1) P. Danielou na Congrés de la Natalité w Clermont-Ferrand.

(2) Por. Ef 5, 21–33.

(3) Zob. Ef 5, 32.

(4) Celem tej książki nie jest podanie zarysu wychowania charakteru, więc odsyłamy czytelnika do licznych, bardzo dobrych dzieł dotyczących tego zagadnienia: Hornaert, Le Combat de la Pureté. Pomiędzy pięknymi przykładami pracy, prowadzącej do zwycięstwa nad sobą, zaznaczamy Raymond de Perrot, Berger Levrault, i Maurice Retor, Téqui, dwie książki, które wszyscy młodzi ludzie powinni przeczytać i zastanowić się nad nimi.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Narzeczonym ku rozwadze.