Rozdział szósty. Widzenie Piotra

Tymczasem – wyjąwszy spisek zawiązany przeciw Szawłowi – chrześcijanie w Palestynie cieszyli się teraz o wiele większym spokojem, niż do tej pory.

Działo się tak dlatego, że obecnie wszyscy o wiele bardziej martwili się tym, co znów wymyśli twardo rządzący cesarz rzymski, i nie mieli czasu zajmować się chrześcijanami. Toteż Kościół szybko rozrastał się i rozwijał.

Piotr, jak i inni biskupi, zwykł wiele podróżować, by zobaczyć, co się dzieje z Kościołem w różnych miejscach wokół Jerozolimy, i aby bierzmować ludzi, którzy do tej pory jedynie przyjęli chrzest.

W czasie jednej z tych podróży Piotr przybył do Liddy, miasta położonego w pobliżu morza. Usłyszał tam o człowieku imieniem Eneasz, sparaliżowanym, który od całych ośmiu lat leżał w łóżku.

Piotr poszedł do niego.

– Eneaszu – powiedział – Jezus Chrystus cię uzdrawia, wstań i zaściel swoje łóżko!

Eneasz natychmiast wyskoczył z łóżka, całkiem zdrowy. Oczywiście, wszyscy, którzy o tym usłyszeli, przybyli, by go zobaczyć i dokładnie usłyszeć, co się stało. Chcieli też dowiedzieć się więcej o Naszym Panu, a kiedy Piotr opowiedział o Nim, mieszkańcy Liddy nawrócili się i przyłączyli do Kościoła.

W czasie, gdy Piotr był jeszcze w Liddzie, przybyli do niego posłańcy z Jafy, portu na wybrzeżu morskim, położonym niewiele kilometrów dalej. Posłańcy donieśli o kobiecie imieniem Tabita, mieszkance Jafy, która właśnie zmarła. Czy Piotr mógłby przybyć ją zobaczyć? Piotr wyruszył od razu. Zaprowadzili go do izby Tabity. Zmarła leżała w łóżku.

W izbie było też wiele biednych wdów – wszystkie gorzko płakały i żaliły się, co poczną bez Tabity – była tak dobra, że zawsze własnoręcznie robiła dla nich płaszcze i szaty. Wdowy pokazywały je Piotrowi, który, jak sądzę, był raczej zakłopotany całym tym zamieszaniem. Poprosił kobiety, by zostawiły go samego z Tabitą, a kiedy odeszły, ukląkł przy łóżku i zaczął się modlić. W końcu zwrócił się do niej i rzekł:

– Tabito, wstań!

Tabita otwarła oczy, zobaczyła Piotra, i usiadła. Piotr podał jej rękę i pomógł wstać, po czym zawołał wszystkich, by weszli do izby. Możecie sobie wyobrazić, jakie nastąpiło poruszenie. Tabita to ładne imię, znaczy to samo, co „gazela”.

Cud sprawił, że nawróciło się jeszcze więcej osób, Kościół wciąż wzrastał. Piotr został w Jafie jeszcze przez jakiś czas, by pomóc chrześcijanom. Mieszkał u garbarza o imieniu Szymon.

Garbarz to człowiek, który zajmuje się wyprawianiem surowych skór, tak by można z nich było robić buty, siodła i inne sprzęty i ubrania ze skóry. Jeżeli kiedykolwiek byliście w garbarni lub tylko w jej pobliżu, wiecie, że nie jest to pachnące zajęcie. Piotr jednak był rybakiem, a ryby też nie pachną pięknie, więc być może nie zwracał na to uwagi.

W tych pierwszych dniach Kościoła Naszego Pana, niewielu było nawróconych, którzy nie byli Żydami, i nawet apostołowie jeszcze nie rozumieli, że nie ma już znaczenia, czy jest się Żydem, czy nie, i że nie trzeba się już stosować do żydowskich praw mówiących, które zwierzęta można jeść, czy do innych przepisów.

Trudno było im to zrozumieć, ponieważ przyzwyczaili się myśleć o sobie jako o narodzie wybranym przez Boga. Bóg jednak chciał, by stało się jasne, że do Jego Kościoła mogą wejść wszyscy. W dziesiątym rozdziale Dziejów Apostolskich, przy którym teraz jesteśmy, jest opisane, jak Bóg to uczynił.

Piotr wciąż był w Jafie, Szaweł płynął do Tarsu, ale cała historia nie zaczęła się od nich; zaczyna się od rzymskiego oficera zwanego Korneliuszem, który stacjonował w Cezarei, porcie z którego wyruszył Szaweł.

Korneliusz był setnikiem, czyli dowodził setką żołnierzy, i należał do kohorty zwanej italską. Kohorta liczyła około sześciuset ludzi.

Rzymianie werbowali swych żołnierzy z miejsc, które były pod ręką – większość żołnierzy w Palestynie pochodziła prawdopodobnie z krajów leżących wokół niej. W Cezarei urzędował jednak gubernator, który chciał mieć regiment złożony z Italczyków, dowodzonych przez oficerów rzymskich. Setnik Korneliusz pochodził z jednej z wielkich rodzin rzymskich. Został oczywiście wychowany jako poganin, w Palestynie zaś dowiedział się o jedynym Bogu wyznawanym przez Żydów, i do Niego się modlił wraz z całym swym domem. W sumie Korneliusz był dobrym człowiekiem: odmawiał modlitwy i dawał wielkie jałmużny biednym.

Pewnego popołudnia, o trzeciej, Korneliusz miał widzenie: zobaczył anioła, wchodzącego do pokoju.

– Korneliuszu! – powiedział anioł.

Korneliusza ogarnął strach. Nie przejmował się wojnami i ranami, ale widzenie anioła to było całkiem coś innego.

– Co, panie? – zapytał, patrząc na anioła z lękiem.

– Modlitwy twoje i jałmużny stały się ofiarą, która przypomniała Bogu o tobie – odparł uspokajająco anioł. – A teraz poślij ludzi do Jafy i sprowadź Szymona, zwanego Piotrem. Jest on gościem pewnego Szymona, garbarza, który ma dom nad morzem. Piotr ci powie, czego chce od ciebie Bóg.

I anioł zniknął. Korneliusz wezwał zaufanego żołnierza i dwoje sług, opowiedział im o tym zdarzeniu i wysłał do Jafy, by odszukali Piotra.

Dotarli do Jafy dopiero następnego dnia w południe. Akurat kiedy zbliżali się do miasta, Piotr wyszedł na płaski dach domu Szymona, by się modlić.

W Palestynie ludzie używają dachów domów jako dodatkowego pokoju – miejsce dobre na to, by pobyć samemu, jeśli ma się na to ochotę.

Było koło dwunastej, Piotr odmówił modlitwy i poczuł głód. Miał nadzieję, że obiad już jest gotów. Wtem jednak w jednej chwili zapomniał o modlitwach i o obiedzie: tak jak Korneliusz, miał widzenie.

Ujrzał wielkie płótno, opadające z nieba na ziemię. Wydawało się, że niewidzialne ręce trzymają je za cztery rogi, w środku zaś płótno było czymś wypełnione. Kiedy dotknęło ziemi, Piotr zobaczył, co zawierało. Zwierzęta! Dzikie stworzenia, ptaki, jaszczurki i węże, całe zoo zebrane razem w tym wielkim płótnie.

Piotr wpatrywał się w nie zdumiony, gdy usłyszał głos:

– Wstań, Piotrze, zabijaj je i jedz!

Piotr był przerażony. Prawo żydowskie zakazywało jedzenia mięsa wielu zwierząt zgromadzonych w płótnie, potraw z nich nie uważano za czyste.

– O nie, Panie! – wzbraniał się Piotr. – Nigdy nie jadłem niczego skażonego ani nieczystego!

Donośny głos odezwał się znowu:

– Nie nazywaj nieczystym tego, co Bóg oczyścił.

Powtórzyło się to trzy razy, po czym płótno zostało wzięte do nieba.

Piotr siedział na dachu, rozmyślając, co mogło znaczyć to widzenie, gdy Bóg przemówił do niego:

– Poszukuje cię trzech ludzi. Zejdź więc i idź z nimi bez wahania, bo Ja ich posłałem.

Piotr zszedł z dachu i – jak można było się domyślić – spotkał trzech posłańców Korneliusza, pytających o niego.

– Ja jestem tym, kogo szukacie – powiedział. – Z jaką sprawą przybyliście?

Opowiedzieli mu o Korneliuszu, i o tym, jak ukazał mu się anioł i przekazał, czego Bóg od niego chce.

Piotr poprosił posłańców, by weszli do domu (mam nadzieję, że obiadu wystarczyło dla wszystkich!). Zostali na noc. Następnego dnia wyruszyli wraz z Piotrem do Cezarei, poszli z nimi także niektórzy chrześcijanie z Jafy – Żydzi z pochodzenia.

Piotr zrozumiał teraz, co oznaczało widzenie – że przestały się już liczyć dawne zasady, mówiące, co jest czyste, a co nieczyste, i że Bóg chce, by szedł z ludźmi, którzy nie są Żydami, i by głosił Ewangelię w domu poganina.

Następnego dnia, kiedy przybyli do Cezarei, Korneliusz powitał ich u drzwi domu i padł do nóg Piotra, by okazać mu szacunek.

– Wstań – rzekł na to Piotr – ja też jestem człowiekiem.

Korneliusz zgromadził w domu wszystkich przyjaciół i krewnych, by oni także powitali Piotra. Gdy weszli do domu i Piotr ujrzał ten tłum, pomyślał, że chrześcijanie Żydzi, którzy z nim przyszli, pewnie się zastanawiają, czy to właściwe, by przebywali i rozmawiali z tymi wszystkimi poganami. Przemówił więc:

– Wiecie, że my, Żydzi, nie odwiedzamy ludzi, którzy Żydami nie są, a jeżeli to zrobimy, uważamy się za nieczystych. Lecz Bóg mi pokazał, że nie wolno żadnego człowieka uważać za skażonego ani nieczystego, dlatego wezwany, przybyłem do was od razu. Zapytuję więc: po co mnie sprowadziliście?

Korneliusz opowiedział o swoim widzeniu, o tym, jak anioł kazał mu posłać po Piotra. Podziękował Piotrowi za przybycie i poprosił go, by przekazał, czego chce od nich Bóg.

– Przekonuję się – rzekł Piotr – że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie.

Po czym Piotr opowiedział o Naszym Panu: jak przeszedł uzdrawiając chorych i wypędzając złe duchy, jak Piotr i inni apostołowie byli świadkami Jego czynów, jak został ukrzyżowany, ale zmartwychwstał i posłał apostołów, by głosili Dobrą Nowinę o Nim. Piotr mówił też o prorokach, którzy przepowiadali przyjście Naszego Pana i o tym, że każdy, kto w Niego wierzy, dostępuje odpuszczenia grzechów.

Zanim Piotr skończył przemawiać, na wszystkich zebranych zstąpił Duch Święty, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak apostołowie w dniu Pięćdziesiątnicy.

Chrześcijanie pochodzenia żydowskiego, którzy przybyli z Piotrem z Jafy, zdumieli się, byli wręcz wstrząśnięci, widząc, że dary Ducha Świętego mogą być zesłane także na ludzi niebędących Żydami. Piotr jednak dobrze zrozumiał, czego żąda Bóg. Odezwał się:

– Któż może odmówić chrztu tym, którzy otrzymali Ducha Świętego tak samo, jak my?

I kazał ochrzcić Korneliusza, jego przyjaciół i krewnych. Piotr został z nimi jeszcze przez kilka dni, opowiadając im o Naszym Panu i Jego Kościele.

Następnie Piotr opuścił dom Korneliusza i z Cezarei wrócił do Jerozolimy.

Wieści o tym, co się zdarzyło, dotarły już do Jerozolimy. Chrześcijanie pochodzenia żydowskiego bardzo się tym przejęli. Gdy ujrzeli Piotra, zaczęli robić mu wymówki:

– Dlaczego odwiedziłeś ludzi, którzy nie są Żydami, i nawet jadłeś z nimi?

Piotr cierpliwie opowiedział im całą historię od początku: jak miał widzenie wielkiego płótna pełnego wszelkiego rodzaju zwierząt, opuszczanego z nieba, o tym, jak Korneliusz również miał widzenie, o tym, jak on, Piotr, poszedł z posłańcami Korneliusza, bo tak nakazał mu Bóg, i jak Duch Święty zstąpił na Korneliusza, jego przyjaciół i krewnych, tak jak to się stało z apostołami w dniu Pięćdziesiątnicy.

– Jeżeli więc – powiedział na koniec Piotr – Bóg udzielił im tego samego daru, co nam, jakże mogłem sprzeciwiać się Bogu?

– A więc i poganom udzielił Bóg łaski nawrócenia – mówili chrześcijanie pochodzenia żydowskiego, wielce zdumieni.

Na jakiś czas ten temat został zakończony, ale, jak zobaczycie, tylko na jakiś czas.

Tymczasem niektórzy chrześcijanie, którzy opuścili Jerozolimę w czasie pierwszych prześladowań, odbyli długą drogę. Niektórzy osiedli w Fenicji, na północny zachód od Palestyny, niektórzy dotarli do wyspy Cypr, a jeszcze inni do Antiochii, stolicy Syrii.

We wszystkich tych miejscach mieszkali wśród Żydów i opowiadali im o Naszym Panu, jednak nikt z nich nie pomyślał o zapraszaniu do Kościoła pogan – Greków. Zrobili tak tylko niektórzy chrześcijanie z Cypru, z miasta Cyrena. Przybyli oni później do Antiochii i tam głosili Dobrą Nowinę o Jezusie poganom. Nie wiem, jak wpadli na to, że można tak robić – czy Bóg im to przekazał, czy stało się to inaczej, w każdym razie nawrócili wielu pogan.

Kiedy usłyszeli o tym apostołowie, posłali im do pomocy Barnabę. Barnaba był uradowany, gdy znalazł w Antiochii tak wielu nawróconych. Zobaczył jednak, że potrzeba jeszcze kogoś do pomocy. Wyruszył więc do Tarsu po Szawła. Odszukał go i sprowadził do Antiochii. Było tu tak wiele pracy, że obaj zostali przez cały rok.

Łukasz mówi o Antiochii szczególnie interesującą rzecz – że jest to pierwsze miejsce, w którym nazywano nas „chrześcijanami”. Myślę, że stało się tak dlatego, że tu, po raz pierwszy, większość nawróconych była wcześniej poganami. Gdzie indziej wyznawców Naszego Pana brano za jakiś rodzaj Żydów, w Antiochii jednak można było zobaczyć, że tak nie jest.

W tamtych czasach był oczywiście tylko jeden rodzaj chrześcijan, każdy chrześcijanin był członkiem Kościoła katolickiego, tego samego, do którego należymy także i my. Jeśli więc w tej książce lub w Dziejach Apostolskich mowa jest o „chrześcijanach”, pamiętajcie, że oznacza to „katolików”.

Kiedy Szaweł i Barnaba byli jeszcze w Antiochii, przybył do nich pewien gość. Nazywał się Agabos i był obdarzony darem proroctwa. Przepowiedział im, że na całej ziemi nastanie wielki głód.

Łukasz nie mówi, że Agabos przewidział, iż głód nawiedzi wpierw okolice Jerozolimy, a później dotrze do Antiochii, jednak Agabos musiał powiedzieć coś w tym rodzaju. Postanowiono bowiem, że chrześcijanie z Antiochii zrobią zbiórkę pieniędzy i wyślą jałmużnę do Kościoła w Jerozolimie. Tak też zrobiono: każdy dał, na co go było stać, a zebraną jałmużnę przekazano Szawłowi i Barnabie, by zawieźli ją do Jerozolimy. W Jerozolimie zaś znów zaczęły się kłopoty.

Herod, ten sam Herod, który naśmiewał się z Naszego Pana i wysłał Go do Piłata w białej szacie, bardzo chciał przypodobać się Żydom, przez których nie był lubiany. Usłyszał, że wielu z nich jest zawziętych na chrześcijan, toteż aresztował Jakuba Apostoła, brata Jana, i kazał ściąć mu głowę. Herod osiągnął dzięki temu to, co chciał, gdyż zadowolił przywódców żydowskich. Pojmał więc również świętego Piotra i wtrącił go do więzienia.

I tak Jakub (brat Jana), ścięty przez Heroda, został pierwszym męczennikiem wśród apostołów.

Jako pierwszy poszedł do Nieba, do Naszego Pana, zaś jego brat, Jan, który napisał czwartą Ewangelię, dotarł do Nieba jako ostatni z dwunastu.

Tymczasem Piotr siedział w więzieniu. Czemu Herod nie zabił go od razu? Stało się tak, gdyż odbywało się święto Paschy, jedno z największych świąt żydowskich, i Herod czekał, aż święto minie, by wtedy zająć się Piotrem.

Herod nie zamierzał pozwolić, by zdarzyło się znów coś tak bezsensownego, jak kolejna ucieczka Piotra – pamiętacie, że poprzednio uciekł z więzienia z Janem – toteż kazał strzec go dwunastu żołnierzom. Podzielili się oni na czteroosobowe grupki, i każda czwórka strażowała przez trzy godziny. Dwóch stało przed drzwiami celi Piotra, zaś dwóch pozostałych było do niego przykutych łańcuchem, każdy z jednej strony. Nie moglibyście wymyślić już nic bardziej pewnego, prawda? Cały Kościół zaś modlił się nieustannie za Piotra. Bóg wysłuchał tych modlitw.

W środku nocy, kiedy Piotr i dwaj przykuci do niego żołnierze spali, zaś pozostałych dwóch stało na warcie przed drzwiami, w celi pojawił się anioł. Trącił Piotra w bok, by go obudzić. Piotr otworzył oczy: ujrzał wypełniającą celę światłość i pochylonego nad sobą anioła.

– Wstań szybko! – powiedział anioł.

Piotr podniósł się, wciąż na pół śpiący, a kajdany, wiążące go z żołnierzami, opadły.

– Przepasz się i włóż sandały – rzekł anioł. Piotr zrobił to, a anioł polecił:

– Narzuć płaszcz i chodź za mną!

Drzwi od celi same się otwarły. Piotr, idąc za aniołem, przeszedł przez całe więzienie, mijając dwie straże. Nikt nie widział Piotra ani anioła. W końcu otwarła się przed nimi żelazna brama więzienia i wyszli na ulicę. Przez cały ten czas zaspany Piotr myślał, że ma widzenie. Kiedy jednak anioł odstąpił od niego, Piotr zupełnie się rozbudził i odkrył, ze naprawdę jest na zewnątrz, na ulicy w Jerozolimie.

– Teraz wiem na pewno – powiedział do siebie – że Pan posłał swego anioła, by mnie uwolnić.

Stał przez chwilę, zastanawiając się dokąd pójść, i w końcu skierował się do domu, w którym mieszkała matka młodego człowieka zwanego Markiem – był to ten sam Marek, który napisał jedną z Ewangelii.

W domu było zebranych wiele osób, wszyscy gorliwie modlili się za Piotra. Gdy Piotr zapukał do drzwi, nadbiegła dziewczyna imieniem Rode, by sprawdzić kto to. Kiedy usłyszała przez drzwi głos Piotra, tak się ucieszyła, że z radości nie otwarła bramy! Pobiegła do pokoju, gdzie odbywały się modlitwy, i oznajmiła wszystkim, że Piotr stoi przed bramą.

– Niemożliwe! – powiedzieli zebrani.

– To Piotr! – upierała się Rode.

– Może to jego Anioł Stróż – podsunął ktoś. W końcu poszli do bramy, do której wciąż kołatał Piotr, i otworzyli drzwi.

Gdy zobaczyli kto za nimi stoi, ogromnie się zdumieli. Piotr wszedł, nakazując ręką milczenie. Opowiedział o wszystkim, co się wydarzyło, i poprosił, by przekazano to Jakubowi. Nie był to oczywiście ten Jakub, którego ścięto, lecz drugi apostoł Jakub, biskup Jerozolimy, kuzyn Naszego Pana.

Już przed uwięzieniem Piotra wydawało się, że najlepiej będzie, jeśli odjedzie on teraz jak najdalej. Od razu więc opuścił Jerozolimę.

Łukasz nie mówi, dokąd się udał, większość ludzi uważa jednak, że wybrał się do Antiochii, i był tam przez jakiś czas biskupem, zanim dotarł do Rzymu.

Gdy nadszedł czas zmiany strażników Piotra, wcześnie rano, w więzieniu zapanowało wielkie zamieszanie. Gdzież jest ten Piotr? Herod, oczywiście, wpadł we wściekłość, i nakazał odszukać zbiega. Nic to nie dało. Skazał więc strażników Piotra na śmierć. Mam nadzieję, że trafili jakąś drogą do Nieba, gdyż naprawdę musieli sporo znieść!

Herod, wciąż jeszcze w złym humorze, opuścił Jerozolimę i pojechał do Cezarei, gdzie miał zamiar urządzić wielkie uroczystości ku czci cesarza rzymskiego.

Prócz tego, że czuł się wyprowadzony w pole przez ucieczkę Piotra, do tego pogniewał się na mieszkańców Tyru i Sydonu, dwóch głównych miast Fenicji. Ludzie z tych miast bardzo chcieli znów zawiązać z nim przyjaźń, ponieważ w ich kraju zapanował głód, a dostarczanie im żywności zależało głównie od Palestyny. Ten właśnie głód przepowiedział prorok Agabos; odczuwało się tę klęskę również w Palestynie, ale nie tak dotkliwie.

Otóż ludzie z Tyru i Sydonu przybyli do Cezarei, by spotkać się z Herodem. Poznali się (myślę, że dzięki łapówkom) z podkomorzym Heroda, Blastem. Zorganizował on dla nich spotkanie z Herodem podczas uroczystości. Herod ubrał się z tej okazji w najwspanialsze szaty królewskie, i zasiadł na tronie na specjalnie zbudowanym podeście, by przemówić do zebranych, wyglądając jak najdostojniej.

Mieszkańcy Tyru i Sydonu pomyśleli, że nie zaszkodzi trochę pochlebstw. Zawołali:

– To głos boga, a nie człowieka!

Herod nie miał nic przeciwko temu. Podobałoby mu się, gdyby uznano go za boga, jednak prawdziwy Bóg miał go już dość. Posłał anioła, by poraził Heroda na miejscu straszną chorobą. Nikt nie widział anioła, wszyscy tylko zobaczyli, że Herod zwija się z bólu w swych wspaniałych szatach. Odniesiono go do domu. Teraz nie wyglądał już na boga. Umarł kilka dni później i taki był koniec króla Heroda.

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Pierwsi chrześcijanie.