Rozdział szósty. Harmonia w rodzinie

Kiedy tylko dwie lub więcej osób zaangażowanych jest we wspólne przedsięwzięcie, powszechnie dostrzega się znaczenie harmonii działania dla osiągnięcia sukcesu. Tak więc gdy dwoje ludzi wyrusza na wycieczkę łódką i sami zamierzają żeglować lub wiosłować, muszą być zgodni co do tego, kto ma kierować, jaką trasą i dokąd mają dopłynąć. W przeciwnym razie zaplanowana przez nich wyprawa będzie jedynie okazją do niekończących się sporów i trudności, zaprowadzi ich donikąd, a może nawet zakończy się katastrofą.

Przeznaczenie pary małżeńskiej

Taka dokładnie jest sytuacja świeżo zaślubionej pary, która wypłynęła na morze małżeństwa. Związali się najbardziej poważnymi ślubami, by wspólnie odbyć podróż przez życie. Jaki jest jednak cel ich wyprawy? Jaka jest istota i dążenie związku małżeńskiego, w który właśnie wstąpili? Jakie obowiązki spadają na nich z racji jego zawarcia? Jaką postawę powinni przyjąć w kwestii posiadania potomstwa? A w przypadku, gdy mają już dzieci, jakie są ich zobowiązania wobec nich i w jaki sposób mają je wypełnić?

Powierzchowna zgoda

Na takie pytania musi umieć odpowiedzieć każda poważnie myśląca para i w tych kwestiach oboje muszą być w pełni zgodni, jeśli chcą żyć w pokoju i szczęściu i pragną, by ich małżeństwo było sukcesem. Powtarzam, jeśli pragną, by ich małżeństwo było sukcesem. Są bowiem w stanie żyć w zgodzie i osiągnąć w pewnym stopniu ziemskie szczęście nawet jeśli nie ma między nimi porozumienia we wspomnianych sprawach, jednak tylko kosztem prawdziwego powodzenia ich związku. Mogą więc być w dobrych stosunkach, jeśli wspólnie postanowili zupełnie lekceważyć kwestie ludzkiego przeznaczenia i przyszłego życia. Podobnie zdołają przestawać ze sobą w zgodzie jeśli, pomimo zdecydowanych poglądów lub przekonań w pewnych sprawach, np. odnośnie sztucznego ograniczania rodziny, jedno z nich podda się całkowicie woli drugiego. To byłaby zgodność powierzchowna, zgodność w działaniu, osiągnięta poprzez kompromis a nawet rezygnację z zasad, nie zaś ta pełna, głęboko osadzona harmonia myśli i czynów płynąca z akceptacji tych samych reguł we wszystkich istotnych kwestiach, jaka powinna być pragnieniem i celem każdego chrześcijańskiego męża i żony. Nie ma potrzeby całkowitego porozumienia w sprawach nieistotnych. Należałoby nawet wątpić, czy tak doskonała zgodność w każdym szczególe jest czymś pożądanym. Chociaż bowiem podobieństwo gustów i uzdolnień, niechęci i zainteresowań może być pomocne w utrzymaniu harmonii małżeńskiej, to jednak pewne różnice upodobań dostarczają lepszych sposobności wzajemnego uzupełniania się. Każda para, która zaakceptuje naukę przedłożoną w poprzednich rozdziałach i przyjmie ją jako sposób na życie, będzie z pewnością cieszyć się w swym domu błogosławieństwem harmonii w najwyższej mierze. Jako że istnieją dwa rodzaje zagrożenia niezgodą szczególnie niebezpieczne dla rodziny, które jednak są dość często ignorowane, należy wyjątkowo mocno przed nimi przestrzec i udzielić obszerniejszych wskazówek.

Zjednoczony front

Pierwszym z nich jest brak harmonii lub jedności w wykorzystywaniu autorytetu rodzicielskiego. Dzieci są zobowiązane w czwartym przykazaniu szanować i słuchać swego ojca i matkę. Rodzicom zaś w tym samym przykazaniu nakazuje się, aby wychowywali je na szlachetnych i wartościowych mężczyzn i kobiety. Jeżeli jednak dzieci mają być posłuszne, pomiędzy osobami, które wydają polecenia musi panować zrozumienie. A skoro matka i ojciec mają wychowywać swe potomstwo, muszą być zgodni co do celu i metod jakimi się posłużą. Chociaż ta zasada z pewnością wyda się oczywista każdemu myślącemu człowiekowi, często lekceważy się ją w praktyce. Fundamentem, na którym musi opierać się wychowanie dzieci jest autorytet rodzicielski. Jeśli jednak w jego obrębie dochodzi do kłótni z powodu sprzeczności pomiędzy osobami, którym go powierzono, wówczas cała zbudowana na nim konstrukcja będzie słaba i chwiejna. W ich wspólnych relacjach z dziećmi rodzice, jako ustanowieni przez Boga posiadacze domowego autorytetu, muszą niezmiennie reprezentować zjednoczony front. Jakiekolwiek panują między nimi różnice poglądów i osobistych upodobań, w kontaktach z dziećmi muszą się cofnąć w cień tak, aby nie domyślały się one nawet, że istnieje w ogóle jakaś niezgodność, a wtedy nie będą czuły pokusy, aby wykorzystywać jedno z rodziców przeciwko drugiemu lub odwoływać się od decyzji któregoś z nich do drugiego.

Druga dokładka ciasta

Aby zilustrować bardzo powszechnym przykładem jak łatwo można naruszyć tę zasadę, przypuśćmy, że rodzina zasiada przy stole, a mały Jaś prosi swą matkę o drugi kawałek placka. Ponieważ odmówił zjedzenia innego, zdrowszego, choć mniej smakowitego posiłku, jego mama bardzo właściwie odpowiada: „Nie”. Nieco później, korzystając z nieobecności mamy w kuchni, mały Jaś powtarza prośbę swemu tacie, który stwierdza: „Proszę Jasiu, możesz wziąć mój kawałek. I tak nie mam na niego ochoty”. Postępując w ten sposób ojciec zdecydowanie bierze stronę chłopca przeciwko jego matce, osłabiając jej autorytet i zaniedbując okazję, by wychować swego synka. Zasiewa także ziarno niezgody pomiędzy sobą i żoną. Fakt, że podarował chłopcu swoją własną porcję ciasta nie zmienia sytuacji. Matka nie odmówiła chłopcu dlatego, że chciała zaoszczędzić odkładając ten kawałek ciasta, lecz ponieważ pragnęła wyrobić w nim nawyk samokontroli i chrześcijańskiego umiaru.

Obopólne zrozumienie

Przypadki takie jak ten, które wymagają współpracy obojga rodziców, zdarzają się niemal codziennie w rodzinach, w których obecne są dzieci. Będąc, jak wszyscy ludzie, istotami rozmiłowanymi w przyjemnościach, a także zbyt jeszcze młodymi i niedoświadczonymi, by docenić wartość samoograniczenia i powściągliwości, dzieci nieustannie proszą o to lub tamto, by pójść tu lub tam, aby pozwolono im bawić się w taki lub inny sposób. Nie tylko małe dzieci reprezentują ten rodzinny problem. Utrzymuje się on do czasu, gdy podlegają autorytetowi rodziców i często wymaga wyjątkowej delikatności, kiedy rosnący chłopcy i dziewczynki stają się nastolatkami. Na każdym etapie jedyną właściwą taktyką, jaką mogą przyjąć rodzice, jest tworzenie zjednoczonego frontu za każdym razem, gdy w grę wchodzą dzieci. Konieczne jest wyraźne obopólne porozumienie, że jedno będzie wspierać drugie i że każde pozwolenie udzielone dziecku w istotnej sprawie przez jednego rodzica uzależnione jest od zgody drugiego. „Zobaczymy, co mama myśli na ten temat”, „Czy mama się zgodziła?”, „Muszę najpierw porozmawiać o tym z tatą”, oto stałe odpowiedzi, które rodzice zawsze będą mieli w pogotowiu, jeśli zdecydowali się dbać o dobro swych dzieci i utrzymać harmonię w swych domach.

Umacnianie wzajemnej miłości

Podtrzymując w ten sposób wzajemny autorytet w obecności dzieci, ojciec i matka nie tylko zwiększają ich szacunek do siebie oraz wpływ, jaki na nie mają, ale także zacieśniają jeszcze mocniej więzy obopólnej miłości, które czynią męża i żonę jedną osobowością moralną. Każde bowiem odniesienie do autorytetu drugiej osoby jest dowodem uznania równości praw i odpowiedzialności w związku małżeńskim i niemym odnowieniem porozumienia zawartego w dniu ślubu, by żyć jako dwie odrębne dusze o wspólnym umyśle.

Nie wystarczy także, aby jedno z rodziców podtrzymywało zdanie drugiego nie kryjąc równocześnie przed dziećmi, że wolałoby o wiele bardziej poprzeć ich stronę. Byłoby znacznie mniej szkodliwym od otwartej wrogości, gdyby na przykład ojciec powiedział: „Bardzo mi przykro, wiesz jednak jaka jest matka. Nie ma sensu, bym wyrażał zgodę, kiedy ona mówi «Nie»”.

Główny dowodzący

Od samego początku pomiędzy rodzicami musi więc panować porozumienie we wszystkich istotnych kwestiach dotyczących kierowania dziećmi oraz ich edukacji. Jeśli zaś wynikną nowe problemy lub ojciec i matka nie są zgodni co do najlepszego sposobu zastosowania swych zasad w konkretnych przypadkach, powinni przedyskutować sprawę między sobą. Dopiero gdy dojdą już do porozumienia mogą powiadomić dzieci, jak mają postąpić. Zazwyczaj załatwianie wszelkich kwestii dotyczących dyscypliny w domu najlepiej pozostawić matce. Spędza ona z dziećmi znacznie więcej czasu niż ojciec i prawdopodobnie rzadziej ulegnie ich nierozsądnym prośbom wynikającym z egoistycznych pobudek. Tata wracając do domu po całym dniu pracy często ma wielką ochotę miło spędzić czas z dziećmi, a one niecierpliwi ą się, chcąc się z nim pobawić. Jeżeli nie zostanie pokierowany matczynymi pragnieniami i zasadami zdyscyplinowania dzieci, będzie skłonny, z czystej ojcowskiej miłości, przekreślić wszystkie wychowawcze zabiegi swej żony, sprawi, że poczuje się ona źle, a być może zniechęci ją do podejmowania dalszych starań w przyszłości. Z tego powodu zanim obdarzy maluchy jakimikolwiek przywilejami po powrocie do domu, powinien najpierw zapytać ich matkę jak zachowywały się w ciągu dnia, czy przejażdżka, spacer lub inna przyjemność jest wskazana, i tym podobne.

Kiedy matka i ojciec zawsze liczą się ze sobą nawzajem, stoją razem niczym dwa fi lary podtrzymujące sklepienie, czynią wówczas życie rodzinne o wiele szczęśliwszym, dzieląc po równo wszystkie ciężary i odpowiedzialności, a także wychowują swe dzieci w prawdziwie twórczy sposób. Jeśli jednak rodzice nie zgadzają się ze sobą, a dzieci uświadomią sobie, że mogą przypochlebić się jednemu z nich, aby stanęło po ich stronie przeciwko drugiemu, wówczas autorytet rodzicielski zostanie poważnie osłabiony, zaś harmonia rodzinna wkrótce ustąpi miejsca napięciu, źle ukrywanym sprzeczkom, a w końcu otwartym sporom.

Głowa rodziny

W przypadku, gdy rodzice nie mogą na osobności dojść do porozumienia w pewnych kwestiach, wówczas powinnością żony jest poddać się woli męża, o ile nie wymaga to pogwałcenia obowiązków moralnych lub religijnych. Św. Paweł mówi bowiem: „Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus – Głową Kościoła” (Ef 5, 22–23). Często jednak byłoby rozsądniej, gdyby to mąż przystał na żądania swej żony, jeśli nie wchodzi w grę naruszenie zasad. Jeszcze lepiej byłoby, o ile sprawa nie wymaga natychmiastowego rozstrzygnięcia, poprosić o radę duszpasterza lub innego pobożnego i doświadczonego przyjaciela.

Główna przyczyna niezgody

Innym rodzajem dysharmonii, przed którą należy szczególnie ostrzec, jest brak jedności religijnej. Nietrudno zrozumieć jak wiele spośród trudności w utrzymaniu zgody w domu znika lub maleje, gdy męża i żonę łączy wyznawanie i praktykowanie prawdziwej wiary. Na tej samej zasadzie łatwo pojąć, iż pomijając poważne wady charakteru lub utratę moralności, nie ma częstszej przyczyny niezgody lub nieporozumień w domu niż brak jedności religijnej. A jednak wielu katolików nie zdaje sobie sprawy z tego faktu i w konsekwencji podejmuje próbę, która w dziewięciu przypadkach na dziesięć skazana jest na porażkę, wzniesienia solidnej konstrukcji prawdziwie katolickiego domu na popękanym fundamencie mieszanego małżeństwa.

Smutne doświadczenie prawnika

Poniższy cytat z listu opublikowanego w piśmie „Our Sunday Visitor” (Nasz Gość Niedzielny) oddaje doświadczenia jednego tylko prawnika odnośnie małżeństw mieszanych. Bez wątpienia otworzy on oczy wielu moim katolickim czytelnikom.

„Jako czynny prawnik w Chicago, który w trakcie praktyki ogólnej zajmował się sprawami rozwodowymi, miałem wystarczającą okazję, by przeprowadzić dochodzenie na temat przyczyn sporów domowych, prowadzących do rozwodu wśród klientów katolickich, którzy poślubili osobę innego wyznania. Zmuszony jestem zapytać was teraz jakie kroki zostały podjęte, jeśli w ogóle, aby zapobiec zawieraniu małżeństw mieszanych przez katolickich mężczyzn i kobiety.

Zadaję to pytanie po przeprowadzeniu około pięciuset spraw rozwodowych oraz postępowań obejmujących anulowanie małżeństwa i separację, w których jedna ze stron była wiary katolickiej. W tym czasie zaobserwowałem, że właśnie ta różnica wyznania była niemal zawsze podstawową przyczyną niezadowolenia, smutku i problemów, które prowadziły do rozwodu lub separacji. Ponadto w dziewięćdziesięciu procentach przypadków związków mieszanych, katolik był stawiany przed wyborem pomiędzy rezygnacją z przyjmowania sakramentów i życiem ze współmałżonkiem, a separacją, umożliwiającą podążanie za nauką naszej wiary w sprawach zadań i obowiązków małżeńskich”.

Zasadnicza niezgodność

Dlaczego jednak związek mieszany niemal zawsze zasiewa ziarno niezgody w domu? Ponieważ strona katolicka akceptuje i jest zobowiązana akceptować naukę Kościoła jako jedyną prawdziwą normę postępowania moralnego i religijnego w każdej dziedzinie życia, podczas gdy osoba o innym wyznaniu jej nie przyjmuje. Od samego początku istnieje więc zasadnicza niezgodność dotycząca najważniejszych kwestii w życiu. Już od podstaw między mężem i żoną leży przepaść, której nie zapełni jedność poglądów w żadnych innych sprawach. Niezależnie bowiem od tego jak uprzejma, troskliwa, kochająca, wolna od uprzedzeń i wspaniałomyślna jest druga połowa, współmałżonek o prawdziwie katolickim umyśle musi na zawsze zdać sobie dokładnie sprawę, że dopóki istnieje bariera religijna niemożliwe jest całkowite wzajemne zrozumienie ani uzyskanie pełnego i doskonałego wsparcia. Sprawy, bowiem, które dla jednego z nich są najważniejsze i najbardziej sprzyjają szczęściu, dla drugiego są mało istotne lub bez znaczenia.

Całkowita harmonia

O ile bardziej intymna jest więź między mężem i żoną, którzy dzielą te same przekonania religijne! Idą do kościoła ramię w ramię, jedno obok drugiego uczestniczą w Mszy świętej, razem szukają pocieszenia w sakramencie spowiedzi i pokarmu duchowego w Komunii świętej. W poglądach dotyczących posiadania dzieci, wyboru szkoły, modlitwy domowej, lektury pism katolickich, narzeczeństwa i małżeństwa, powołania religijnego oraz wielu podobnych spraw, para katolicka jest w zupełnej zgodzie, gdyż decyzje we wszystkich tych kwestiach zostały za nią już wcześniej podjęte i ogłoszone w nauce Świętej Matki Kościoła.

Niezliczone kłótnie

Z drugiej strony jak wielki rozdźwięk panuje w życiu pary, która nie podziela tej samej wiary! Tym, co jedno pielęgnuje i ceni, drugie być może się brzydzi. Sprawy, które jedno postrzega jako akty cnoty, a nawet najpoważniejszy obowiązek, drugie może mieć w pogardzie jako głupkowate przesądy lub bezsensowną ceremonię. Przypuśćmy, że matka reprezentuje stronę katolicką w małżeństwie, co najczęściej ma miejsce. Jakże dotkliwie odczuje brak harmonii religijnej, jeśli jej mąż będzie nalegał na sztuczne ograniczanie rodziny, przeciwstawi się ochrzczeniu ich dzieci przez katolickiego księdza albo będzie utrzymywał, że trzy lub cztery lata nauki w szkole katolickiej wystarczą, by spełnić jego obietnicę ich katolickiego wychowania? Co jeśli odmówi dania pieniędzy na katolickie książki, gazety i czasopisma, przeciwstawi się wszelkiemu wystawianiu religii na pokaz (jak to nazwie) w postaci krzyży, obrazków świętych lub innych przedmiotów religijnych w domu, będzie zniechęcał do modlitwy przy posiłkach oraz wszelkich rodzinnych przejawów pobożności? Albo zaprotestuje przeciwko wysyłaniu dzieci na Mszę świętą, gdy tylko pogoda będzie w najmniejszym stopniu brzydka lub nieprzyjemna, czy też posyłaniu ich tam bez śniadania, by mogły przystąpić do Komunii? Może też narzekać, że zakłóca się mu sen, lub że musi sam wziąć sobie śniadanie, gdy żona wychodzi wcześnie do kościoła, albo żądać mięsa w każdym posiłku w piątki oraz dni postne i zachęcać swych synów i córki do kontaktów z dziećmi swych protestanckich lub nawet niewierzących krewnych i znajomych. A jeśli odmówi wezwania księdza lub nawet nie wpuści go do domu, gdy któryś z członków rodziny poważnie zachoruje, albo – żeby zakończyć już tę listę – uczyni którąkolwiek z tysiąca podobnych rzeczy, które różni niekatoliccy mężowie katolickich żon zrobili w przeszłości i nadal robi ą do dziś? Nie są to bowiem czysto zmyślone przypadki, które, jak każdy musi przyznać, mogą się zdarzyć. Miały miejsce w rzeczywistości i zostały zaczerpnięte z opowieści autentycznych mieszanych małżeństw.

Zobowiązanie przedślubne

Jednak młoda panna, która zastanawia się nad wstąpieniem w związek mieszany, może stwierdzić czytając powyższy akapit, że odpowiednio zabezpieczyłaby się przed każdą z tych niekorzystnych konsekwencji, żądając solennego przyrzeczenia od swego przyszłego męża, aby nigdy nie stawał na drodze praktykowaniu religii przez nią oraz ich dzieci. Postępując w ten sposób uczyniłaby jedynie to, co tysiące innych dziewcząt zrobiło już wcześniej. Kościół bowiem wymaga takiego zobowiązania, jako nieodzownego warunku za każdym razem, gdy przystaje na zawarcie mieszanego małżeństwa. Notorycznie jednak te przyrzeczenia przedślubne są z lekkością łamane i tysiące katolickich żon doznają smutnego rozczarowania, gdy nadchodzi czas ich wypełnienia. Złożenie obietnicy i jej dotrzymanie to dwie zupełnie różne sprawy. W wielu przypadkach partner niekatolicki nigdy też nie miał zamiaru wywiązać się ze swego zobowiązania, a jeśli miał, to później utrzymywał, że odmienne okoliczności dały mu prawo do zmiany zdania. Bardzo prawdopodobnym jest więc, że upłynie kilka miesięcy od podróży poślubnej zanim żona odczuje, że stawia się jej przeszkody przy wypełnianiu tak prostych i fundamentalnych obowiązków jak uczestnictwo w niedzielnej Mszy świętej. Nawet jeśli wykaże się wyjątkowo silnym charakterem i oddaniem w wierze i będzie praktykować swą religię na przekór mężowi, co pozostanie z rodzinnej harmonii?

Dzieci małżeństw mieszanych

Jeszcze bardziej opłakane od jego wpływu na harmonię domową będą skutki związku mieszanego na wychowanie dzieci. Jak opisano w pierwszym rozdziale niniejszej książki edukację religijną powinno się rozpocząć we wczesnym dzieciństwie, a nawet w okresie niemowlęctwa, otaczając podatne na wpływ serduszko atmosferą wiary i wpajając w jego stale rozwijający się umysł przeświadczenie, że nic na tym świecie nie jest ważniejsze od miłości i służby swemu Bogu i Stwórcy. Jak jednak można wywrzeć na dziecku takie jednorodne i trwałe wrażenie, jeśli jego ojciec i matka, których wspólne postępowanie tworzy atmosferę domową, nie są zgodni co do znaczenia religii? Z pewnością w przypadku, gdy matka nie jest katoliczką, dziecko będzie miało niewielką szansę na otrzymanie jakiejkolwiek edukacji religijnej zanim pójdzie do szkoły. Nawet jednak w odwrotnej sytuacji kształcenie to będzie jednostronne, zabraknie w nim bowiem wsparcia w postaci dobrego przykładu ojca.

Wyjątków jest niewiele

Niektóre małżeństwa mieszane są udane, najwidoczniej pomimo początkowych przeszkód w kwestiach religii oraz harmonii domowej, które powszechnie im towarzyszą. Należy jednak przyznać, że są to wyjątki. Większość świadectw przemawia przeciwko takim związkom, ze względu na zmniejszenie zainteresowania wiarą, czy też całkowitą jej utratę przez małżonka katolickiego lub dzieci.

Sprawa często ignorowana

Jest jeszcze jedno zastrzeżenie odnośnie małżeństw mieszanych, którego wyjaśnienie sprawi, że moi czytelnicy stanu wolnego będą jeszcze bardziej zdeterminowani nigdy nie zawierać związku, który wprowadziłby niezgodę w ich przyszłych domach. Wielu katolików, odważę się nawet stwierdzić, że większość z nich, jest zdania, że nie mogą poślubić osoby innego wyznania na podobnej zasadzie, jak nie wolno im jeść mięsa w piątki, czyli tylko na podstawie prawa Kościoła. Myślą, że jedyna różnica między małżeństwem katolickim i mieszanym tkwi w fakcie, że to ostatnie nie może być celebrowane w kościele oraz bez specjalnego pozwolenia. Ten pogląd jest całkowicie błędny. Spożywanie mięsa samo w sobie nie jest złem i Kościół nigdy tego nie potępiał. Potępia jednak małżeństwa mieszane i brzydzi się nimi, nie tylko dlatego, że stanowią zagrożenie wiary małżonka katolickiego i dzieci, ale ponieważ ich zawarcie wymaga udziału katolika i osoby innego wyznania w tym samym świętym rytuale.

Jest to problem, o którym większość katolików nie wie lub też zupełnie go nie dostrzega. Dobrze wiedzą, że nie wolno im aktywnie uczestniczyć w protestanckich obrzędach religijnych i że wystąpienie w roli druhny lub świadka na ślubie protestanckim jest zabronione pod groźbą grzechu śmiertelnego. Udział druhny w ceremonii zawarcia ślubu jest jednak niewielki w porównaniu z samą panną młodą. Dla katolika bowiem małżeństwo jest sakramentem, który względem siebie zawierają państwo młodzi, podczas gdy ksiądz jest jedynie oficjalnym świadkiem Kościoła. Właśnie to intymne uczestnictwo w rytuale religijnym katolika razem z heretykiem jest powodem, dla którego Kościół nie zezwala na zawarcie małżeństwa mieszanego, za wyjątkiem poważnych przyczyn, nawet jeśli byłaby pewność, że ten konkretny związek nie stanowi zagrożenia dla wiary partnera katolickiego albo dzieci.

Łączność z heretykiem

Czytelnik będzie miał lepsze pojęcie tego, jak dalece Kościół nie znosi aktywnego uczestnictwa swych dzieci w rytuałach sakramentalnych razem z heretykami, jeśli przyjrzymy się jakie jest jego stanowisko w innych przypadkach. Tego typu łączność z niewiernym ma miejsce również wtedy, gdy katolik otrzymuje sakramentalne rozgrzeszenie lub Komunię świętą od księdza, który ma ważne święcenia, ale jest heretykiem. Kościół jest temu tak dalece przeciwny, iż tylko w przypadku zagrożenia śmiercią pozwala katolikowi poprosić o spowiedź i przyjąć Komunię od takiego księdza. Jest zatem oczywiste, że zgoda na wszelkie tego typu religijne porozumienie z heretykiem wymaga poważnych powodów i dotyczy to również udziału z nim w sakramencie małżeństwa.

Dozwolone jedynie z ważnych powodów

Jest to kolejny problem powszechnie ignorowany bądź nierozumiany. Katolik musi mieć bardzo ważny powód, by wstąpić w związek małżeński z osobą innego wyznania i tylko pod takim warunkiem udziela się zgody na jego zawarcie. Nie wystarczy, że para chce się pobrać i zamierza podpisać przedślubne przyrzeczenia. W żadnym razie. Po pierwsze konieczna jest istotna przyczyna, aby można było uczynić wyjątek od powszechnego prawa Kościoła, które zabrania zawierania małżeństw mieszanych. Zezwolenie może być udzielone tylko pod warunkiem, że istnieją poważne podstawy, by taki wyjątek zrobić i nawet wówczas muszą zostać dostarczone na piśmie obietnice dotyczące praktykowania religii.

Kościół nie jest zbyt srogi

Na podstawie powyższych wyjaśnień dla każdego katolika powinno być całkowicie zrozumiałym, że Kościół w żadnym wypadku nie jest nierozsądny lub zbyt srogi przeciwstawiając się małżeństwom mieszanym. Gdyby przyjął w tej sprawie inne stanowisko umniejszyłby świętość chrześcijańskiego związku, który Chrystus podniósł do godności sakramentu oraz drogocenność wiary, której podtrzymywanie i rozpowszechnianie jest jego obowiązkiem. Ponieważ wszyscy ci szczęśliwcy, którzy zostali pobłogosławieni bezcennym darem prawdziwej wiary zobowiązani są podzielać poglądy Kościoła we wszelkich sprawach związanych z religią i moralnością, również jego opinia dotycząca małżeństw mieszanych musi być tożsama z przekonaniami każdego z jego lojalnych dzieci.

Żadnych wzniosłych ideałów

Wynika stąd, drogi czytelniku, że prosząc, abyś zaakceptował jako swoje stanowisko Kościoła w sprawie małżeństw mieszanych, nie apeluję o coś niezwykłego lub heroicznego. Przyjęcie takiej postawy to nie żaden wzniosły ideał, będący poza zasięgiem przeciętnego śmiertelnika. To po prostu czysty katolicyzm. Jakiekolwiek inne poglądy są niechrześcijańskie i przeciwstawiają się nauce naszej świętej wiary. To, że katolik powinien zabiegać o względy i poślubić jedynie osobę tego samego wyznania nie jest szczytnym ideałem, którego realizacji Kościół oczekuje tylko od swoich najdoskonalszych dzieci. Takie małżeństwo jest powszechną regułą dla wszystkich, jedynym prawdziwie katolickim związkiem, który Kościół zdecydowanie sankcjonuje i popiera.

Jakikolwiek inny związek, w który wstępuje katolik, niezależnie od tego, jak mocno obwarowany jest usprawiedliwieniami, zabezpieczeniami i pozwoleniami, może być w najlepszym razie tolerowany – jako mniejsze zło, aby naprawić krzywdy już wyrządzone lub uniknąć zbliżającego się większego grzechu.

Główna sposobność prowadząca do małżeństw mieszanych

Ufam, że każdy młody mężczyzna i kobieta, którzy czytają to, co napisałem, nabiorą tak głębokiego przekonania, iż małżeństwa mieszane są niepożądane, że postanowią nie tylko nigdy nie zawierać takiego związku, ale też unikać głównej sposobności, która do niego prowadzi, czyli kontaktów z niekatolikami. Obracać się do woli w towarzystwie osób innego wyznania, twierdząc, że jest się szczerze zdeterminowanym nigdy nie poślubić takiego człowieka, to jak wiosłować w stronę wodospadu Niagara z nastawieniem, by nie uderzyć o głaz. Dlatego katolicki młodzieniec lub panna, którzy rzeczywiście pragną uniknąć mieszanego małżeństwa nie powinni umawiać się z osobami innego wyznania, ani przyjmować zaproszeń na niekatolickie spotkania towarzyskie.

Zakochanie nie jest nieuchronne

Co jednak, jeśli katolik zakocha się w kimś innej wiary? Tak nie powinno się stać! Są co prawda osoby, które utrzymują, że człowiek po prostu się zakochuje i nie można nad tym zapanować. Jednak takie przedstawienie miłości jest nierozsądne i zwyczajnie pozbawione sensu. Ludzkie uczucie nie jest jedynie namiętnością, która wybucha spontanicznie, gdy tylko napotka odpowiedni obiekt. To także nieprzymuszony akt woli i jako taki podlega jej kontroli. Może ona zapobiec, a nawet ugasić namiętność do człowieka, który wedle rozumu jest nieodpowiednim lub wręcz niemożliwym do przyjęcia partnerem w małżeństwie, tak jak biedny sługa zakochany w córce swego pana. Czy to nie świadomość niemożliwości jej poślubienia powstrzymuje wielu (nie wszystkich, niestety!) przed zakochaniem się w osobie już zamężnej albo związanej ślubami dziewictwa lub celibatu? Dlaczego więc rozpatrzenie szkód wynikających ze związku mieszanego wraz z Bożą łaską nie wystarczą, by katolik nie zakochał się w osobie innej wiary? Chociaż serce ludzkie jest dziwnym i upartym tworem, nie jest aż tak nieustępliwe, by przy zachowaniu należytej ostrożności, nie dało się go powstrzymać przed pożądaniem zakazanego owocu. Dlatego katoliccy chłopcy i dziewczęta, którzy od początku podzielają właściwą opinię, że mieszane małżeństwa są takim owocem zakazanym i nie igrają z niebezpieczeństwem zadając się z niekatolikami, unikną zakochania się w takiej osobie bez nadzwyczajnych trudności.

Nawrócenie partnera niekatolickiego

A teraz słówko do tych czytelników, którzy zawarli małżeństwo mieszane i nadal żyją z partnerem niekatolickim. Bez względu na to, jak bardzo nieprzyjemnie czujecie się czytając ten rozdział, nie wolno wam się zniechęcać. Nie da się wprawdzie zmienić przeszłości, możecie jednak zdziałać wiele, aby sprawy miały się lepiej w przyszłości. Niezależnie od tego, czy wasze małżeństwo stanowi jeden z tych wyjątków, którym powiodło się pomimo braku harmonii religijnej, czy też potwierdza mądrość Kościoła w potępianiu takich związków, wasz obowiązek jest jednakowy: musicie dążyć do nawrócenia waszego partnera na prawdziwą wiarę. Właśnie w przeświadczeniu, że zdołacie wypełnić tę powinność udzielono zgody na wasze małżeństwo. Nawet jeśli prawo kanoniczne nie kładzie nacisku na to zobowiązanie, powinniście starać się o nawrócenie małżonka, zarówno dla dobra jego lub jej, jak i dla przywrócenia harmonii religijnej w domu.

Modlitwa w pojedynkę jest niewystarczająca

W jaki jednak sposób osiągnąć tę jakże pożądaną przemianę? Poprzez szczerą i wytrwałą modlitwę, nieustanną siłę twego dobrego przykładu, sporadyczną zachętę do czytania katolickiej literatury oraz uczestnictwa w nabożeństwach i kazaniach, a także – o czym nie wolno zapomnieć! – roztropne napomykanie, w odpowiednich okolicznościach, o waszym wielkim pragnieniu, aby niekatolicki partner przyjął prawdziwą wiarę. Nie możecie oczekiwać, że Wszechmocny Bóg zrobi wszystko za was. Udzielając swych łask, a zwłaszcza błogosławieństwa wiary, czyni użytek także z człowieka jako swego przedstawiciela. Najbardziej zaś oczywistym i odpowiednim pełnomocnikiem, jakiego może wyznaczyć, by nawrócić twego współmałżonka, jesteś właśnie ty. Skąd więc ta bojaźliwa małomówność w tematach religijnych? Jeśli wciąż będziesz polegać wyłącznie na modlitwie, na tobie może spocząć odpowiedzialność za znaczne opóźnienie nawrócenia twego męża lub żony i za utratę przez niego lub nią niezliczonych, bezcennych łask. Podobnie jak kobieta, która w dniu, kiedy nawrócił się jej mąż wykrzyknęła: „To najszczęśliwszy dzień w moim życiu! Czekałam i modliłam się o niego przez wiele lat”. On zaś odpowiedział jej: „To dziwne. Dlaczego więc nigdy nie wspomniałaś, że pragnęłaś, abym stał się katolikiem?”

Intronizacja Najświętszego Serca Jezusowego

Spośród nadprzyrodzonych środków, by uzyskać nawrócenie męża lub żony, najmocniej polecałbym nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego, szczególnie zaś formę zwaną intronizacją Serca Jezusowego w waszym domu. Polega to na uroczystym umieszczeniu w domu obrazu Najświętszego Serca oraz poświęceniu Mu całej rodziny w nieustannym uznaniu Jego królowania nad nią. Owoce takiego zawierzenia, we wszystkich częściach świata, są po prostu cudowne. Mężczyźni, którzy nigdy w życiu nie przystąpili do spowiedzi, wysokiej rangi masoni, z pokorą prosili o rozgrzeszenie po tym, jak na prośbę żony lub córki w domu przeprowadzono intronizację.

Dlatego do wszystkich, których życie rodzinne uległo popsuciu w skutek braku jedności religijnej lub przez jakikolwiek inny rodzaj niezgody, a także do tych, którzy pragną zachować harmonię, jaka dotychczas dominowała, mówię: Zaproście księdza, by dokonał intronizacji w waszych domach. Zawierzcie waszą rodzinę Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Odnawiajcie te zawierzenie co jakiś czas, zwłaszcza w pierwszy piątek każdego miesiąca i w duchu tego zawierzenia postrzegajcie Najświętsze Serce jako waszego Króla i bliskiego Przyjaciela. Ustanówcie Je powiernikiem radości i smutków, porażek i sukcesów. Niech będzie waszą podporą w czasie próby, pocieszeniem w przygnębieniu, ucieczką w cierpieniu. Pozwólcie, by Jego zasady kierowały waszym życiem rodzinnym, jak również prywatnym i publicznym, a wówczas wy także, z całą pewnością, doznacie prawdziwości tych pełnych miłości obietnic, które Najświętsze Serce Jezusowe ujawniło Małgorzacie Marii Alacoque: „Pobłogosławię te domy, w których wizerunek mojego Serca będzie wystawiany i czczony; Obdarzę pokojem ich rodziny; Udzielę im wszelkich koniecznych łask, gdy będą w potrzebie; Będę im obficie błogosławił we wszelkich przedsięwzięciach; Pocieszę ich w czasach ich próby”.

O. Celestine Strub OFM

Powyższy tekst jest fragmentem książki O. Celestine’a Struba OFM Przewodnik do szczęścia w rodzinie.