Rozdział szósty. Całun Turyński a świadectwa biblijne

Ewangelie Nowego Testamentu zachowały się do naszych czasów w postaci greckiej parafrazy, a w języku greckim słowo, oddające wyrażenie „czyste płótno” lub „delikatne płótno” brzmi „sindon”. Tymczasem św. Jan ani razu w swojej Ewangelii nie używa słowa „sindon”:

„A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także i Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie, zwiniętą w jednym miejscu” (J 20, 5–7).

Greckim odpowiednikiem „płócien” jest wyraz „othonia”, a „chusty” – „soudarion”.

Bibliści od dawna podejmowali próby pogodzenia wersji synoptyków z Janowym opisem pogrzebu Jezusa. Jedni identyfikowali sindon synoptyków z Janowym soudarionem, inni znów z othonią.

Ks. Werner Bulst SI, w swojej doskonałej książce Th e Shroud of Turin, szeroko przedstawia argumentację obu stron. Niektórzy egzegeci, zaliczający się do szkoły sindon = soudarion (czyli delikatne płótna lub Całun = chusta), jak na przykład br. Bruno Bonnet-Eymard, jako dowód słuszności swojego rozumowania przytaczają fakt, iż słowo „soudarion” znaczy po aramejsku „całun”, a tym językiem posługiwał się przecież święty Jan. Ale Ewangelię świętego Jana spisano po grecku, nie po aramejsku, a w grece „soudarion” oznacza „serwetę lub chustę do ocierania potu” (według leksykonu grecko-angielskiego Lidella i Scotta). Osobiście uważam, iż wystarczy przeczytać opis wskrzeszenia Łazarza, aby łatwo przekonać się, iż święty Jan miał na myśli nie „całun”, ale właśnie „chustę”:

„I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą” (J 11, 44).

Święty Jan używa tu słowa „soudarion” i wydaje mi się, że już z samego kontekstu jednoznacznie wynika, że Janowy „soudarion” to jakiś niewielki kawałek materiału, zakrywający twarz, nie zaś cały całun.

Brat Eymard jest zdania, że zasłona, którą miał na twarzy Mojżesz, kiedy zszedł z góry Synaj, jest odpowiednikiem soudarionu – Całunu Jezusa:

„Gdy Mojżesz zstępował z góry Synaj z dwiema tablicami Świadectwa w ręku, nie wiedział, że skóra jego twarzy promieniała na skutek rozmowy z Panem. Gdy Aaron i Izraelici zobaczyli Mojżesza z dala i ujrzeli, że skóra na jego twarzy promienieje, bali się zbliżyć do niego… Gdy Mojżesz zakończył z nimi rozmowę, nałożył zasłonę na twarz” (Wj 34, 29–30. 33).

Promienienie twarzy Mojżesza jest zapowiedzią cech uwielbionego ciała Jezusa, którego jasność i czystość odsłania się w chwili przemienienia na górze Tabor:

„Tam przemienił się wobec nich: twarz jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło” (Mt 17, 2) (1).

Język hebrajski bardzo zbliżony jest do aramejskiego, jednakże słowo, użyte w hebrajskim urywku, opisującym twarz Mojżesza, to nie aramejski/grecki „soudarion”, ale „mas’veh”, wyraz, który w przekładzie Septuaginty oddany jest greckim „kaluma”.

Brat Eymard sądzi, iż zasłona na twarzy Mojżesza sięgała aż do kostek, wydaje się jednak o wiele bardziej prawdopodobne, iż ta „zasłona” była raczej jakimś niedużym nakryciem głowy, podobnym do zakrywającej twarz pogrzebanego Łazarza „chustki” (soudarionu), nie zaś całunem. Dodatkowego argumentu dostarcza tu urywek z przypowieści o minach:

„Następny przyszedł i rzekł: Panie, tu jest twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce” (Łk 19, 20).

Tu także użyte jest greckie słowo „soudarion”, oznaczające mniejsze raczej, niźli większe, płótno.

Inny biblista, również wywodzący się ze szkoły utrzymującej, iż soudarion = Całun, Ian Wilson, stoi na stanowisku, iż „soudarion” stał się z czasem owym Świętym Mandylionem z tradycji bizantyjskiej. Mandylion bowiem zawsze ukazuje tylko popiersie Jezusa, a nie całą jego postać.

Zgodnie z przekazem Euzebiusza z Cezarei (ok. 340 po Chr.), władca Edessy, Agbar, otrzymał od św. Judy Tadeusza portret Jezusa (dlatego właśnie na licznych przedstawieniach ikonograficznych św. Juda trzyma w rękach ten Jezusowy portret).

Współczesna krytyka historyczna odrzuca przekazy Euzebiusza, tym niemniej sama jego opowieść może przecież zawierać jakieś ziarno prawdy.

Wilson uważa, że portret Jezusa, który z czasem ewoluował do Mandylionu z tradycji bizantyjskiej, jest niczym innym, jak tylko soudarionem – Całunem, złożonym poczwórnie i oprawionym tak, aby ukazywał jedynie samo popiersie Jezusa.

Można przyjąć, że Chrystusowy Całun zaczęto w pewnym momencie historii nazywać Mandylionem, jednakże nie uda się znaleźć w tekście Ewangelii ani jednego dowodu dla poparcia twierdzenia, że soudarion – chustka jest jednym i tym samym, co sindon – Całun.

Przeciwnie, tekst Ewangelii wyraźnie wskazuje, iż mamy do czynienia nie z jednym, ale z trzema przedmiotami. Są to odpowiednio: sindon = Całun, soudarion = chustka i othonia = płótna. Do tych trzech płócien, opisanych w Nowym Testamencie, dołączę czwarte, znane tylko z przekazu Tradycji, a mianowicie chustę Weroniki.

Zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę nad opisem wskrzeszenia Łazarza: „I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami (othonia), a twarz jego była zawinięta chustą (soudarion)”. Osobiście odnoszę wrażenie, jakby ową chustę – soudarion założono na głowę zmarłego Łazarza na samym końcu, kiedy już owinięty był całunem.

Zgodnie z jedną z tradycji, Chrystusowy soudarion – chusta, jest tożsamy z Sudarium, znajdującym się w Oviedo, w Hiszpanii. Tamtejsze starożytne płótno nie nosi na sobie żadnego obrazu, pokryte jest natomiast plamami krwi. Doktorzy Alan i Mary Whanger, małżeństwo naukowców z Centrum Medycznego Uniwersytetu Duke dokładnie przebadało Sudarium z Oviedo, używając do tego nowatorskiej techniki fotograficznej, opracowanej przez Mary Whanger. Donoszą oni o wykryciu niezwykłej zgodności – aż w 130 punktach – pomiędzy plamami krwi z Sudarium z Oviedo, a turyńskim Całunem. W procesach sądowych zgodność 45–60-punktowa wystarcza, aby bezsprzecznie udowodnić, że dwie fotografie opisują jedną i tę samą twarz, dlatego, dla mnie przynajmniej, wynik badań Whangerów wydaje się jednoznacznie potwierdzać, iż Sudarium z Oviedo to opisana w Ewangeliach chusta – soudarion, którą owinięta była twarz Jezusa.

W tym miejscu należałoby zająć się czwartym z płócien, tym nieopisanym w Ewangelii, czyli chustą Weroniki. Tu jednak Tradycja zdecydowanie potwierdza autentyczność tej cennej pamiątki Kościoła. Niektórzy badacze odrzucają „legendę” o świętej Weronice, uważając, że chusta jest jedynie późną kopią Całunu. Jakże jednak Kościół mógłby mylić się, gdy w szóstej stacji drogi krzyżowej pragnie rozważać czyn „świętej Weroniki, ocierającej twarz Jezusowi”! Nie dziwi więc wcale, że ta święta pamiątka, przechowywana obecnie w Bazylice Świętego Piotra i ukazywana publicznie kilka razy w roku, już od początków chrześcijaństwa otaczana była czcią.

W swojej książce z 1886 roku, zatytułowanej The Likeness of Christ [Podobizna Chrystusa], anglikański uczony Thomas Heaphy, chociaż nie wierzy ani w opowieść o świętej Weronice, ani też w acheiropoetyczne pochodzenie podobizny Naszego Pana, zamieszcza jednak niezwykle precyzyjny opis Jezusowej Chusty:

„Wizerunek składa się z naturalnej wielkości głowy Naszego Pana, przedstawionego w chwili, gdy spoczywał od trzech dni w grobie, lub raczej w czasie zamykającym się pomiędzy ostatnią chwilą Ukrzyżowania a Zmartwychwstaniem. Znana historia tego dzieła sięga II wieku, tym niemniej, niezależnie od dysput na temat jego wieku, dzieło to jest absolutnie unikatowe pod względem niespotykanego zamysłu artystycznego i mocy, prawie że chwili olśnienia, w której ta niezwykła podobizna została wykonana. Jak większość dzieł podobnej klasy jest ono niezbyt wyraźne, a w wielu miejscach prawie całkowicie nieczytelne z powodu rozkładu płótna, na którym je wykonano. Tym niemniej, te właśnie plamy i marne płótno, poprzez to, że zacierają ślady tworzenia obrazu tak, iż wydaje się, że nie miała w tym wcale udziału ręka ludzka, powodują, iż wizerunek ma niespotykaną siłę oddziaływania. Mokre, splątane włosy, łzy, krople krwi z korony cierniowej oddają ponurą rzeczywistość śmierci, podczas gdy spokojne, prawie zamknięte oczy i lekko rozchylone usta nie przywodzą wcale na myśl rozkładu, lecz raczej Ducha, który jest już w Raju i myśl o Zmartwychwstaniu, które «wkrótce się wypełni». Na tym wizerunku jest takie skondensowanie myśli i uczuć, że prawie nie da się nie myśleć, iż ten, kto wykonał takie dzieło, musiał albo widzieć tę scenę na własne oczy, albo dostąpił natchnienia w najpełniejszym znaczeniu tego słowa. Podobnie jak i inne największe dzieła w historii sztuki, także i to powstało przy użyciu jedynie najskromniejszych narzędzi: kawałka tkaniny, bez choćby śladu przygotowania, odrobiny przezroczystego barwnika, który zdaje się być bardziej plamą, pozbawioną koloru. A jednak ta widniejąca na poszarpanym płótnie słabo widoczna głowa, pod względem natchnienia artysty, wspaniałego zamysłu i mocy wykonania jest bez wątpienia nieprześcignionym arcydziełem, któremu niewiele, jeśli w ogóle cokolwiek, zdołałoby dorównać”.

Współczesna historia kultu Chusty Weroniki sięga korzeniami roku 1845, kiedy to w klasztorze karmelitańskim w Tours, we Francji, młoda zakonnica, siostra Maria od świętego Piotra i Świętej Rodziny otrzymała serię prywatnych objawień. Posłuszna poleceniu swojej przełożonej, siostra Maria zanotowała między innymi:

„A oto Nasz Pan ukazał mi ze szczegółami pobożny i szlachetny czyn Weroniki, która swoją chustą otarła Jego Najświętszą Twarz, oplwaną i pokrytą krwią, kurzem i potem. Zbawiciel dał mi poznać, że w obecnych czasach bluźnierstwa grzeszników powtarzają te nikczemności i zniewagi, których kiedyś doznała Jego Najświętsza Twarz… Po ukazaniu mi tego, nasz Pan, Jezus Chrystus, powiedział do mnie: Szukam takich jak Weronika, aby otarli i uczcili moją Boską Twarz, którą dziś tak niewielu uwielbia. Przez Moją Świętą Twarz będziesz czynić cuda”.

W 1849 roku, kiedy papież Pius IX z powodu rewolucji w Rzymie musiał uciekać do Gaety, zarządził specjalne publiczne modlitwy, podczas których odbyło się również trzydniowe wystawienie w Bazylice Świętego Piotra relikwii Drzewa Krzyża i Chusty Weroniki. Wówczas miało miejsce niezwykłe, cudowne zdarzenie:

„Poprzez drugą warstwę jedwabiu, który zakrywa relikwie Chusty Weroniki, tak, że nie widać żadnych szczegółów, ukazała się nagle Twarz Jezusowa, jakby podświetlona delikatnym światłem. Wyglądała niezwykle realistycznie: z głęboko zapadniętymi oczami, w których widać było ślad wielkiego cierpienia i pobladłą skórą noszącą na sobie piętno śmierci… Cud ten… trwał około trzech godzin”.

Wkrótce pojawiły się drukowane kopie Prawdziwego Obrazu Świętej Twarzy, którymi dotykano relikwii Chusty Weroniki. Kilka spośród tych odbitek dotarło aż do klasztoru karmelitanek w Tours. Niestety, siostra Maria od świętego Piotra zmarła w 1848 roku, jednakże przeorysza podarowała dwie spośród tych kopii Leonowi Dupont, pobożnemu, świeckiemu obywatelowi Tours, który z wielkim zaangażowaniem wspierał siostrę Marię od świętego Piotra.

Leon Dupont zawiesił jedną z tych odbitek w swoim salonie, dniem i nocą paląc przed nią lampkę. Obraz wkrótce zaczął przyciągać wielu odwiedzających i w krótkim czasie zanotowano liczne przypadki nawróceń i uzdrowień. Po śmierci tego „świętego obywatela Tours”, w 1876 roku, Jego Eminencja biskup Colet wydał zgodę na otwarcie publicznego oratorium w salonie mieszkania Duponta. Tam też założono Bractwo Świętego Oblicza, które w 1885 roku papież Leon XIII podniósł do rangi Arcybractwa, wypełniając tym samym polecenie, jakie siostra Maria od świętego Piotra otrzymała kiedyś od Zbawiciela (2).

Mam nadzieję, że udało mi się w przekonywujący sposób ukazać, że Chusta Weroniki jest oryginalnym płótnem, nie zaś jakąś późniejszą kopią Całunu, jak tego chcą niektórzy naukowcy.

Po tak długiej dygresji dobrze będzie podsumować dotychczasowe wywody.

Widzimy, że wzmianki o Całunie pojawiają się we wszystkich trzech Ewangeliach synoptycznych i że używane tam greckie słowo „sindon” tłumaczy się jako „delikatne, przedniej jakości płótno”. Wiemy również, że w Ewangelii świętego Jana nie odnajdziemy ani jednego użycia tego słowa, natomiast mowa jest tam o soudarionie, czyli chuście i othonii, który to termin oznacza „płótna”.

Niektórzy badacze identyfikują sindon = Całun synoptyków z soudarionem = chustą z Ewangelii świętego Jana, podczas gdy inni twierdzą, iż sindon = Całun tożsamy jest z othonią = płótnami.

Prześledziliśmy właśnie koncepcję sindon – Całun = soudarion – chusta, prezentowaną między innymi przez br. Brunona Bonnet-Eymarda oraz Iana Wilsona, dowodząc jej błędności. Pora przyjrzeć się bliżej drugiej teorii, którą roboczo zatytułować można sindon – Całun = othonia – płótna.

Jednym z badaczy, szukających potwierdzenia dla takiej koncepcji jest ojciec André Feuillet. Argumentuje on, że chociaż w Wulgacie słowo othonia tłumaczone jest jako linteamina, czyli płótna, to jednak w pogańskiej grece wyraz ten znaczyć mógł zarówno „opaski, bandaże”, jak i „prześcieradło”. Tak więc utożsamia on zarówno Całun (prześcieradło) jak i płócienne opaski, którymi obwiązano ręce i nogi Jezusa (opaski, bandaże) ze słowem othonia, które tłumaczy ogólnie jako „płótna grzebalne”.

Wydaje mi się jednak, że takiej koncepcji przeczy Ewangelia świętego Łukasza. Widzieliśmy już pochodzący stamtąd opis pogrzebu Jezusa: „I zdjąwszy ciało z krzyża, owinął je w delikatne płótno” (Łk 25, 53).

Ale w Łukaszowym opisie zmartwychwstania czytamy: „Jednakże Piotr wybrał się i pobiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna (othonia)” (Łk 24, 12).

Jeżeli sindon i othonia miałyby znaczyć to samo, niezrozumiałym staje się użycie jednego terminu do opisu pogrzebu, a innego do opisu Zmartwychwstania.

Ojciec Feuillet dowodzi, że starym żydowskim zwyczajem grzebalnym było wiązać soudarion (chustkę) na głowie i pod brodą zmarłego, ażeby uzyskać zamknięcie ust i że, jego zdaniem, brak śladu na Całunie na szczycie głowy Jezusa i po bokach Jego twarzy wydaje się potwierdzać takie użycie soudarionu.

Dlaczego jednak miano by używać dla takiego celu akurat soudarionu (chusty), a nie othonii – opasek, którymi powiązano stopy i ręce Naszego Pana? Opaski te, przypominające swoim wyglądem bandaże, były po prostu wąskimi pasami płótna. Wyobrażam sobie natomiast, że soudarion powinien być raczej prostokątnym bądź owalnym kawałkiem materiału, a nie wąskim pasem tkaniny i przez to wydaje mi się, że o wiele trudniej byłoby zawiązać go dookoła twarzy Pana Jezusa. Co więcej, gdyby rzeczywiście użyto jakiejś mocującej podbródek opaski, to wówczas broda znalazłaby się pod podbródkiem, schowana pod opaską, a niczego takiego nie widać na obrazie z Całunu. Wskazuje to na fakt, że usta zmarłego Chrystusa musiały być zamknięte, a przez to niepotrzebną stała się opaska podbródkowa. Brat Eymard odrzuca teorię soudarionu jako opaski mocującej podbródek, ponieważ przeczy to wysuniętej przez niego analogii między soudarionem, a zasłoną Mojżesza.

Do czego jednakże służyła owa chusta, soudarion, jeśli nie do mocowania podbródka i zamknięcia ust zmarłego?

Osobiście uważam, że koncepcja Eymarda stwierdzająca analogię między zasłoną Mojżesza a soudarionem Naszego Pana pomaga zrozumieć, czym była owa Jezusowa „chusta”, tym bardziej, że najprawdopodobniej zasłona Mojżesza i soudarion Chrystusa były podobnej wielkości.

Widzimy, że jaśniejąca twarz Mojżesza zapowiada zmartwychwstanie ciała – jest to szczególnie czytelne, gdy ma się w pamięci takie cechy ciała uwielbionego, jak jego jasność i „świetlistość”. Obwiązywanie głowy zmarłego soudarionem mogło być wyrazem wiary w zmartwychwstanie ciała, w to, że i ono pewnego dnia zajaśnieje jak twarz Mojżesza. Dlaczego jednak używano przy tym dwóch zasłon: sindonu – całunu i soudarionu – chusty? Może chodziło o nawiązanie do dwóch zasłon jerozolimskiej świątyni. W takim ujęciu wewnętrzną zasłoną świątyni był Całun, na którym pozostało odbicie ciała Zbawiciela, a zasłoną zewnętrzną chusta, na której jedynie zachowały się ślady krwi (Sudarium z Oviedo). Jezus wskazywał na to, że Świątynia Jerozolimska jest typem Jego Świętego Ciała – został przecież fałszywie oskarżony na podstawie wypowiedzianych słów: „Zburzcie tę świątynię, a ja w trzy dni wzniosę ją na nowo” (J 2, 19).

Ksiądz Bulst, porzucając próby zharmonizowania opisów synoptyków z Ewangelią św. Jana poprzez udowodnienie, że sindon, soudarion i othonia to jedno i to samo płótno, znajduje nowe rozwiązanie. Stwierdza mianowicie, że sindonu nie było już w pustym grobie w chwili, kiedy dotarli tam apostołowie Piotr i Jan.

Bulst sugeruje, że gdy strażnicy przynieśli członkom Sanhedrynu wiadomość o Zmartwychwstaniu Pana Jezusa, ktoś z otoczenia Najwyższego Kapłana udał się, aby obejrzeć pusty grób, a wracając, zabrał ze sobą sindon – Całun. Jako dowód słuszności swojego rozumowania Bulst przytacza fragment apokryficznej Ewangelii Hebrajczyków, gdzie opisane jest, jak to Jezus, na dowód swojego Zmartwychwstania, podarował Całun służącemu Najwyższego Kapłana.

Osobiście zgadzam się z ojcem Bulstem, że próby pogodzenia sindonu synoptyków z soudarionem czy też z othonią z Ewangelii św. Jana nie są przekonywujące i że wniosek, jaki płynie z Janowego: „Nadszedł potem także i Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie, zwiniętą w jednym miejscu” (J 20, 5–7) jest taki, że tego niezwykłego świadka Zmartwychwstania Naszego Pana: sindonu – Całunu synoptyków już tam wtedy nie było.

Spróbujmy wyobrazić sobie, co dzieje się o świcie w Niedzielę Wielkanocną, gdy ciało Naszego Pana nagle „zajaśniało jak słońce”, odciskając obraz negatywu na Całunie, który w tej chwili stał się „biały jak śnieg” – tak samo, jak to miało miejsce w chwili Przemienienia. Chrystus siada, rozwiązując płócienne opaski, którymi związano Jego ręce i stopy. Zdejmuje chustę z głowy, składa ją ostrożnie i kładzie na osobnym miejscu. Okrywa go tylko całun. O ile mi wiadomo, jedynie Michał Anioł ośmielił się przedstawić Pana Jezusa, powstającego z martwych, zupełnie nagiego, a przecież artyście udało się w ten sposób zaszokować nawet liberalne kręgi renesansu.

Oczywiste, że Jezus mógł w jednej chwili uczynić sobie z niczego całe ubranie, jednakże nie wydaje się to prawdopodobne. Czyż nie jest znakiem Opatrzności Bożej fakt, iż na większości przedstawień chwili Zmartwychwstania Nasz Pan odziany jest w białe, świetliste płótno, przełożone przez jedno ramię, a odsłaniające Ranę w Jego boku. (Plamy krwi na Całunie i chuście wyschły momentalnie w tej chwili, gdy uwielbione ciało Naszego Pana rozświetliło się jasnością Zmartwychwstania, gdzieniegdzie widać nawet ślady jakby delikatnych zwęgleń.) Tym płótnem służącym Panu Jezusowi za odzienie mógł być tylko Całun. Wydaje się zresztą, że Ewangelia św. Marka dostarcza pewnej przesłanki potwierdzającej taką właśnie koncepcję: „A pewien młodzieniec szedł za Nim, odziany prześcieradłem (sindon) na gołym ciele. Chcieli go chwycić, lecz on zostawił prześcieradło i nago uciekł od nich” (Mk 14, 51–52).

Tak oto pusty grób, aniołowie, chusta – soudarion i płótna – othonia (vestes), wszystkie niosą świadectwo o pełnym chwały Zmartwychwstaniu Pana Jezusa. Śpiewa o tym Kościół w czasie liturgii Wielkiej Niedzieli w słowach: „Angelicos testes, sudarium et vestes. Surrexit Christus spes mea – I świadków anielskich i odzież i chusty. Zmartwychwstał już Chrystus, Pan mój i nadzieja”.

I tylko brakujący wówczas sindon – Całun zachował się do naszych czasów, aby dla współczesnego świata stać się potężnym świadkiem Zmartwychwstania.

„Czy można wyobrazić sobie lepszy sposób, w jaki Bóg mógłby wzbudzić na nowo wiarę w naszych czasach, tak pełnych sceptycyzmu, niźli zostawić dwa tysiące lat temu taki dowód, który dopiero obecnie dostępne metody naukowe potrafiły do końca odczytać” (Kenneth Stevenson, rzecznik prasowy Programu).

(1) W dzisiejszych czasach, kiedy tak wielu badaczy „katolickich” zaprzecza albo powątpiewa w fakt Zmartwychwstania wraz z ciałem Naszego Pana, dobrze będzie przypomnieć w tym miejscu jedną z cech ciała uwielbionego, tę, która interesuje nas najbardziej w badanym temacie, a mianowicie świetlistość lub jasność ciała: „Następną cechą jest świetlistość, dzięki której ciała świętych będą świecić jak słońce, zgodnie ze słowami Naszego Pana, zapisanymi w Ewangelii świętego Mateusza: «Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego » (Mt 13, 43). Aby wykluczyć zaistnienie jakichś wątpliwości w tym względzie, Jezus daje tego przykład w czasie swego Przemienienia. Cechę tę apostołowie czasem nazywają chwałą, a czasami jasnością: «sieje się niechwalebne – powstaje chwalebne» (1 Kor 15, 43). Chwałę tę w pewnym stopniu oglądali na pustyni Izraelici, kiedy to twarz Mojżesza, po czasie spędzonym w obecności Boga i na rozmowie z Nim jaśniała takim blaskiem, że nie mogli na to patrzeć. Jasność jest rodzajem promieniowania, odbijającego się na ciele w chwili olbrzymiej radości duszy, udziałem w tym szczęściu, którym cieszy się dusza, tak, jak dusza staje się uszczęśliwiona przez udział w radości Boga. W odróżnieniu od daru nieulegania namiętnościom, ta cecha nie jest udzielona wszystkim w jednakowym stopniu. Wszystkie ciała świętych będą jednakowo niepodlegające namiętnościom, ale jasność nie będzie u wszystkich taka sama, bo zgodnie ze słowami Apostoła, «Inny jest blask słońca, a inny – księżyca i gwiazd. Jedna gwiazda różni się jasnością od drugiej. Podobnie rzecz się ma ze zmartwychwstaniem» (1 Kor 15, 41–42). – Catechism of the Council of Trent [Katechizm Soboru Trydenckiego], Garden City 1978, s. 97–100.

(2) Od czasu „cudu watykańskiego” papieże wydali zezwolenie na drukowanie kopii Chusty Weroniki, stawiając wymaganie, aby wykonywano je na płótnie lub jedwabiu. Kopie te są dokładnie tego rodzaju, co egzemplarz, znajdujący się w posiadaniu pana Duponta, zostają dotknięte do Drzewa Prawdziwego Krzyża, Świętej Włóczni i oryginału Chusty Weroniki, a następnie opatrzone pieczęcią kardynalską na potwierdzenie tego. Można je dostać w wielu ośrodkach karmelitańskich, związanych z Arcybractwem Świętej Twarzy, na terenie całego USA.

Br. Thomas Mary Sennot

Powyższy tekst jest fragmentem książki Br. Thomasa Mary Sennota Nie uczynione ludzkimi dłońmi.