Rozdział pierwszy. Reformy małżeńskie Lutra

Luter często i obszernie zajmuje się sprawami małżeńskimi. Złożyły się na to różne przyczyny: walka z celibatem kapłańskim i ślubami zakonnymi, walka z autorytetem Kościoła i papieża, potrzeba obrony własnego małżeństwa i najbliższych towarzyszy, zamieszanie w sprawach małżeńskich jako skutek usuniętego przez protestantyzm prawa kanonicznego itd. Toteż uważa się Luter za odnowiciela małżeństwa i w rozmowach z przyjaciółmi chełpi się, mówiąc: „Książkami swymi postawiliśmy stan małżeński znowu na nogi”.

Wobec tego rozpatrzymy w niniejszym artykule, jaka była treść i wartość reform małżeńskich Lutra. W okresie tworzenia się polskiego prawa małżeńskiego (1), temat ten posiada – sądzę – pewną aktualność.

Zaprzeczenie sakramentalności małżeństwa

Już w roku 1519 wyraża Luter w kazaniu o małżeństwie oraz w liście do przyjaciela poważne wątpliwości co do godności sakramentalnej małżeństwa.

W roku następnym wydaje rozprawę De captivitate Babylonica (o niewoli babilońskiej), w której odrzuca bezwzględnie autorytet Kościoła katolickiego. Nie jest to zapewne przypadkiem, że w tym właśnie piśmie Luter wypowiada się otwarcie już przeciwko sakramentalności małżeństwa, zostawiając na razie tylko trzy sakramenty: chrzest, pokutę i eucharystię. Nieraz czyni Kościołowi zarzut z tego, że ten głosi niby sakramentalność i świętość małżeństwa, równocześnie jednak zakazuje księżom małżeństwa, jakoby było czymś nieczystym i grzesznym. Wiadomo, jak zręcznie umiał Luter dobierać argumenty demagogiczne.

Tego samego roku w odezwie Do szlachty chrześcijańskiej zezwala kapłanom zawierać związki małżeńskie wbrew prawu kanonicznemu, które, jego zdaniem, jest niczym więcej jak sumą błędnych i niebezpiecznych praw. Walcząc niby o wolność chrześcijańską i wolność sumienia, Luter objawia na każdym kroku wyraźną niechęć albo wręcz nienawiść wobec praw ludzkich; a już prawników obrzuca przez całe życie niewybrednymi wyzwiskami ze swego bogatego arsenału.

Na miejsce prawa kanonicznego jako najwyższe instancje w sprawach małżeńskich Luter stawia Pismo Święte, zwłaszcza Stary Testament, i sumienie ludzkie. Przykład patriarchy starozakonnego ma dla niego moc prawa, ma w oczach jego większą wartość niż sto tysięcy papieży. Takich i podobnych nieostrożnych słów uczepił się później książę Filip Heski, żądając pozwolenia na bigamię wedle przykładu patriarchów. I ostatecznie pozwolenie się znalazło, podpisane – jak wiadomo – przez Lutra i Melanchtona.

Lecz Luter rychło zrozumiał, że sprawy małżeńskie są zbyt zawikłane, aby można je pozostawić wyłącznie subiektywnemu uznaniu; stwarza więc w miejsce papieży i soborów nową instancję prawną: zgodny sąd dwóch uczonych i uczciwych mężów w imieniu Chrystusa; sąd taki ma dla niego większe znaczenie, niż współczesne sobory.

Nie dziwi, że w tych warunkach zamieszanie w sprawach małżeńskich rosło coraz bardziej. „Wolność chrześcijańska” wyrodziła się w swawolę i rozpasanie, czego dowodem jest choćby straszny bunt chłopski. Zrodziła się potrzeba stałych norm prawnych i instancji prawnych. I otóż ten sam Luter, który tak namiętnie walczył o wolność chrześcijańską przeciwko prawu kościelnemu, nie waha się przekazać prawnego uregulowania spraw małżeńskich władzy świeckiej. „Sprawy te należy zostawić zwierzchności świeckiej… Nikt przecież nie może zaprzeczyć, że małżeństwo jest rzeczą zewnętrzną, świecką, tak jak suknie i pokarm, dom i gospodarstwo, poddane władzy świeckiej” (2). Luter nie chce się mieszać do tych świeckich spraw, jak to czynił papież, on chce być jedynie doradcą sumień ludzkich. Później mówi jeszcze wyraźniej: „ponieważ ślub i małżeństwo są sprawą świecką, nie należy nam duchownym i sługom Kościoła niczego w tym względzie zarządzać”. Jeżeli wierni żądają błogosławieństwa kościelnego, modlitwy albo udzielenia ślubu, duszpasterze mają spełnić ich prośbę. Asystencja kościelna zależy więc od życzenia wiernych; małżeństwo istotnie staje się coraz wyraźniej „sprawą świecką”. Nie bez słuszności więc zwolennicy ślubów cywilnych mogą uważać Lutra za swego patrona.

Luter umiał burzyć, ale nie umiał tworzyć, a zmysłu prawniczego nie posiadał wiele. Toteż z biegiem czasu uprzykrzył sobie sprawy małżeńskie zupełnie, a w pewnym liście wyznaje, iż sprawy te odrzucił od siebie, a niektórym napisał, aby w imię wszystkich diabłów czynili, co chcą. Ostatecznie daje radę, aby każdy postępował tak, jak mu każe sumienie; tam, gdzie papież daje dyspensę, może każdy sam siebie dyspensować; a jeżeli swawola stanie się zbyt wielką, wtedy książęta mogą zarządzić zmiany. Rozpaczliwe istotnie rady! Nie dziw, że w tych warunkach prawo świeckie pozostało jako jedyna, stała norma postępowania.

Lecz dziwnie destruktywny umysł Lutra niebawem i to prawo świeckie podkopał i pogmatwał. Uczył bowiem, że istnieje różnica między prawem dla chrześcijan a dla niechrześcijan albo złych chrześcijan. Prawdziwy chrześcijanin żyje w porządku duchowym, kierując się Ewangelią i sumieniem; zły chrześcijanin zaś może używać wolności, jaką daje mu Stary Testament, dla niego normą nie jest ewangelia, lecz prawo świeckie i juryści. Prawo świeckie jest w oczach Lutra jakoby środkiem policyjno-przymusowym ku poskromieniu grzesznych ludzi, zaś dla prawdziwych chrześcijan jest zbyteczne. Poglądy takie nie bardzo sprzyjały powadze prawa.

Nie dość na tym. Luter robi dalszą różnicę między dziedziną prawa a dziedziną sumienia. Sumienie, według niego, nie jest subiektywnym zastosowaniem obiektywnego prawa, lecz jest prawem samo dla siebie. Gdziekolwiek zachodzi sprzeczność między sumieniem a prawem, tam należy pójść za głosem sumienia, a nie dbać o prawo, albowiem „prawo istnieje dla sumienia, a nie sumienie dla prawa”. W praktyce Luter zastosował tę zasadę m.in. w sprawie bigamii księcia Filipa Heskiego. Książę oświadczył, że „dla zbawienia duszy” potrzeba mu drugiej żony, szesnastoletniej Małgorzaty de Sale. Acz niechętnie, dał jednak Luter swą aprobatę, ale tylko w dziedzinie sumienia, jako tajemną radę spowiednika; zastrzega się jednak, że wobec świata i prawa publicznego rada ta nie istnieje i nie ma znaczenia. Luter woli raczej „poczciwe, mocne kłamstwo” aniżeli przyznanie się publiczne do owej tajemnej rady. Przy tej sposobności wygłasza takie oto zasady: tajemne „tak” jest publicznym „nie”; albo: necessitas, czyli konieczność (w tym przypadku: żądza książęca) frangit legem, sed non facit legem (łamie prawo, ale nie tworzy prawa); albo: consilium… fit nullum per publicationem (rada… nic nie znaczy, gdy się ją wypowie) itd. różnica między sumieniem a prawem – powiada Luter – jest uznana przez samego pana Boga, nie trzeba jej tylko zacierać. Stwarza więc Luter fatalny dualizm między moralnością teologiczną dla użytku sumień ludzkich, a prawem publicznym. Nic to Lutra nie obchodzi, że decyzje dwóch tych instancji są nieraz wręcz sprzeczne ze sobą: obydwie mają za sobą autorytet Boży. Dodać należy, że tzw. potrzeba sumienia często nie jest niczym innym jak nieopanowaną żądzą.

Wielu uważa Lutra za bojownika wolności indywidualnej wobec przewagi autorytetu. Nie przeszkadza to jednak Lutrowi, by w sprawach małżeńskich poddać dzieci bezwzględnemu autorytetowi rodziców. Dziecko winno się poddać, gdy ojciec zmusza je do małżeństwa lub narzuca mu małżonka; owszem jeżeli młodzi pobrali się wbrew woli rodziców, wtedy ojciec w zasadzie ma prawo małżeństwo to rozerwać, chociażby małżonkowie kochali się wzajemnie, a nawet mieli dzieci. Zapomina też Luter o zasadzie, którą tak namiętnie głosił przeciwko Kościołowi: „Co Bóg połączył, niech człowiek nie rozłącza”. Później co prawda Luter zmienił znowu swoje stanowisko, bo zupełnie nie odznaczał się konsekwencją; nie chcę tu jednak tej sprawy obszerniej rozwijać.

Pierwsza a zasadnicza reforma małżeńska Lutra polega więc na zaprzeczeniu sakramentalności małżeństwa i radykalnym usunięciu powagi Kościoła i prawa kanonicznego. Zamiast tego po różnych wahaniach przekazuje sprawy małżeńskie jako rzeczy świeckie prawu świeckiemu. Lecz powagę tego prawa niebawem znowu podkopuje niebezpiecznymi dystynkcjami między prawem dla chrześcijan a dla grzeszników, między forum sumienia a forum prawa publicznego, oraz niebezpieczną praktyką tajemnych rad i dyspens. Więc chociaż Luter nieraz wskazuje na ideał ewangeliczny, chociaż swe fatalne rady daje z litości dla nędzy ludzkiej, nie można mu oszczędzić zarzutu, że swą reformą małżeńską utorował drogę ludzkiej swawoli i namiętności.

Przeszkody małżeńskie

Przeszkody małżeńskie, ustanowione przez Kościół, są zdaniem Lutra wypływem tyranii i chciwości, która stwarza przeszkody po to, aby za pieniądze od nich dyspensować. Toteż nie sili się wcale na jakąś rzeczową argumentację; za cały argument starczy mu nieraz – wyzwisko. A przecież były mu zapewne znane głębokie racje, jakie przytacza teologia scholastyczna dla umotywowania przeszkód małżeńskich (3).

W imię rzekomej wolności znosi Luter za jednym zamachem wszystkie przeszkody iuris ecclesiastici (prawa kościelnego), stwarzając nowe, własne prawo małżeńskie. Przypatrzmy się niektórym jego szczegółom.

Jako przeszkodę uznaje Luter na razie drugi stopień pokrewieństwa i pierwszy stopień powinowactwa, a to dlatego, ponieważ o tych stopniach jest wzmianka w piśmie Świętym, szczególnie w Starym testamencie. Mimo to w innym miejscu uznaje za ważne małżeństwo nawet w pierwszym stopniu powinowactwa, a także małżeństwo między kuzynostwem lub między stryjem a bratanicą. Później widzimy u niego nowe wahania i nowe jaskrawe sprzeczności. Luter nie miał bowiem w tej sprawie ani jasnego zdania, ani jasnych zasad, lecz wahał się między dorywczo wybranymi przykładami ze Starego Testamentu a paragrafami prawa świeckiego. Dziwne sprawia wrażenie, że Luter, który tak namiętnie zwalczał prawo kościelne jako dzieło ludzkie, poddaje się pokornie prawu świeckiemu. Dzięki temu prawu i dzięki interwencji książąt świeckich skierowano powoli znowu wolność albo raczej swawolę chrześcijańską, głoszoną przez Lutra, na wypróbowane tory prawa kanonicznego.

Pokrewieństwo duchowne Luter usuwa lekkim sercem jako zabobon ludzki; jeszcze bezwzględniej usuwa pokrewieństwo legalne, wynikające z adoptowania, jako bezwartościowy wymysł ludzki.

Przeszkodę wyższych święceń nazywa Luter wynalazkiem ludzkim i przeklętą ludzką tradycją, po pewnym wahaniu odrzuca także przeszkodę ślubów zakonnych.

Za to ogłasza z wielką energią nowe impedimentum dirimens (przeszkodę zrywającą małżeństwo): brak zezwolenia rodzicielskiego.

Przeszkodę różnicy religii (cultus disparitas) Luter odrzuca z następującą dziwną zaiste argumentacją: „Wiedz, że małżeństwo jest rzeczą zewnętrzną, cielesną jak inne świeckie czynności. Podobnie więc, jak mogę z poganinem, żydem, muzułmaninem, kacerzem jeść, pić, spać, chodzić, jeździć, kupować, rozprawiać i handlować, tak też mogę wstąpić z nim w stan małżeński i trwać w nim, i nie dbaj zupełnie o błazeńskie prawa, które tego zakazują”.

Ustanowienie impedimentum criminis (przeszkodę wynikłą ze zbrodni) nazywa Luter głupotą i bezbożnością.

Z wyjątkowym za to zapałem broni impedimentum impotentiae (przeszkody wynikłej z niepłodności), zgodnie ze swym zapatrywaniem na temat potęgi żądz cielesnych.

Przeszkody wzbraniające oczywiście zbywa Luter jednym słowem: głupie żarty.

Luter odrzuciwszy autorytet Kościoła, odrzuca także całe prawodawstwo kościelne, dotyczące przeszkód małżeńskich. Ale łatwiej było odrzucić prawo stare, aniżeli stworzyć nowe. Wynikły stąd decyzje wahające, sprzeczne i niebezpieczne. Przewodnią ich nutą jest nienawiść wobec Kościoła, obrona tzw. wolności chrześcijańskiej i jak najdalej posunięta ustępliwość wobec przemożnego popędu płciowego.

Rozwody

Luter wypowiada się wprawdzie nieraz przeciwko rozwodom, ale już w roku 1520 nie śmie bronić nierozerwalności małżeństwa, owszem tego samego roku ogłasza – choć jeszcze z pewnym wahaniem – wiarołomstwo jako powód do rozwodu. Separacji nie uznaje, gdyż, jego zdaniem, Chrystus nikogo nie zmusza do celibatu. W roku 1522 Luter już bez wahania godzi się na rozwód, a stronie niewinnej przyznaje prawo do zawarcia nowego związku. Lecz cóż ma uczynić strona winna? Najlepszym wyjściem byłoby, zdaniem Lutra, gdyby władza wiarołomną powiesiła; ale wobec niedbalstwa władz niechby sobie wiarołomca poszedł do innego kraju i tam się ożenił, skoro „nie może się powstrzymać”. Śmierć albo małżeństwo – oto lekarstwo na żądzę zmysłową. Przekonanie Lutra o niezmożonej potędze popędu płciowego wywiera fatalny wpływ na kształtowanie się jego nauki o małżeństwie.

Niebawem Luter ogłasza drugi powód do rozwodu: złośliwe opuszczenie małżonka lub małżonki. I tutaj znowu widzimy u niego w początkach pewne wahanie, lecz wkrótce już wyzbywa się wątpliwości. Dostatecznym motywem wydaje mu się wzgląd na to, że nie można od nikogo wymagać niedobrowolnego celibatu; poszukał sobie też szybko uzasadnienia biblijnego, rozciągając privilegium Paulinum (przywilej Pawłowy), a więc zasady prawa małżeńskiego dotyczące niekatolików, śmiało także na takich „fałszywych chrześcijan”, co to opuszczają małżonków. Czas trwania owej dezercji małżeńskiej ocenia Luter w różnych czasach różnie; początkowo podaje termin sześcioletni, później wystarcza mu pół roku, po którym to czasie pozwala wszcząć formalności rozwodowe.

Gdy zachodzi gniew i kłótnia między małżonkami, tam Luter godzi się jedynie na separację.

Lecz cóż uczynić, kiedy jedna strona nie chce się pojednać; a druga „nie może się powstrzymać i musi mieć małżonkę względnie małżonka”? W takim razie Luter śmiało zezwala na powtórne małżeństwo; „ponieważ taki małżonek nie zna nakazu, by żył w czystości ani też nie posiada ku temu łaski… nie będzie go pan Bóg zmuszał do rzeczy niemożliwej”. W tym przypadku oczywiście powodem rozwodu nie jest już gniew, ale niemożliwość powstrzymania się, powód istotnie niezwykły, ale wypływający logicznie z przekonań Lutra.

Luter usunął wprawdzie przeszkodę, wynikającą z różnicy religii, mimo to uznaje niedowiarstwo jako powód do rozwodu, mianowicie w tym przypadku, gdy stronie chrześcijańskiej zakazuje się żyć po chrześcijańsku albo gdzie mąż przynagla żonę do kradzieży, wiarołomstwa itd. ponownie stosuje tu Luter tzw. privilegium Paulinum nie tylko do niewiernych, ale także do „fałszywych chrześcijan”.

Odrębność religii sama przez się nie uprawnia do rozwodu, „albowiem związków świeckich i politycznych nie rozwiązuje się dla religii”. O impotencji była już mowa przy przeszkodach małżeńskich. Ale Luter nie ogranicza się do impotentia antecedens (niepłodność poprzedzająca małżeństwo), lecz przyznaje rozwód także przy impotentia subsequens (niepłodność następująca po zawarciu małżeństwa), mimo dopełniania małżeństwa i mimo dzieci pochodzących z tego małżeństwa, przy czym poleca następujący sposób postępowania: „Man exspecta 4. partem anni: si melius fit, bene, si non, separentur – poczekajcie ćwierć roku, a jak nie będzie poprawy – to trzeba się rozstać”.

Żonę, która mężowi odmawia debitum (tego, co należne), winna władza przymusić albo zabić (dosłownie!). Jeżeli tego nie czyni, mąż ma wolną drogę do rozwodu.

O chorobie jako przyczynie do rozwodu Luter w różnych czasach wypowiadał różne sądy. Był czas, gdzie radzi pielęgnować troskliwie chorego małżonka, przy czym Bóg udzieli sam wstrzemięźliwości. Za to w liście z roku 1527 daje inne rozstrzygnięcie. Skoro trędowata żona dobrowolnie rozstaje się z mężem, można ją uważać za umarłą i mąż może ze spokojnym sumieniem pojąć inną żonę. Luter bardzo pragnie, aby władza świecka ogłosiła trąd jako dostateczny powód do rozwodu, tymczasem zaś godzi się na rozwód, przynajmniej dla forum sumienia, na podstawie prawa Mojżeszowego.

Wobec ogromu materiału trudno tu podać wszystkie zdania i rozstrzygnięcia Lutra dotyczące rozwodów; daremnie jednak szukalibyśmy w nich jakiejś myśli przewodniej; przeciwnie, pełno tam niekonsekwencji, wahania, niejasności. Tak np. pozostaje niejasnym, czy wiarołomstwo, dezercja same z siebie rozrywają małżeństwo, czy dopiero na podstawie wyroku władzy; dalej domaga się Luter w sprawach rozwodowych postępowania publicznego, a jednak zezwala na tajemne rozwody; zezwala na powtórne małżeństwo jednej stronie, zakazuje go drugiej itp. nauką o rozwodach wstrząsnął Luter podstawami małżeństwa, do reszty zaś pomieszał stosunki małżeńskie swymi szczegółowymi decyzjami; a przecież on sam kiedyś uznaje, że rozwód jest niebezpieczeństwem dla wychowania dzieci, dla utrzymania życia rodzinnego oraz dla rządów państwowych.

Poprzez wszystkie reformy małżeńskie Lutra obserwujemy dwie cechy charakterystyczne: jedna – to walka namiętna z Kościołem i prawem kościelnym; druga – to obrona wolności chrześcijańskiej, która bardzo często polega tylko na możności zaspokojenia przemożnego popędu cielesnego. Mówiąc językiem nowoczesnym: Luter bronił wolności indywidualnej wobec więzów prawa ogólnego, bronił praw ludzkich w zakresie miłości i osobistego szczęścia.

Niestety, przewodnikami w tej obronie były mu z jednej strony nienawiść, z drugiej zaś upokarzająca pobłażliwość dla namiętności ludzkiej. Toteż skutki reformy luterańskiej były opłakane; on sam pełen goryczy skarży się na sodomskie rozpasanie obyczajów za panowania „czystej Ewangelii”.

Ks. Zygmunt Baranowski

(1) Autor ma na myśli dyskusje na temat prawa cywilnego, toczone w okresie międzywojennym w Polsce.

(2) Kościół wbrew temu uczy, że małżeństwo zostało przez Chrystusa podniesione do godności sakramentu, a więc nie jest już sprawą świecką, jaką było dla pogan. Św. Paweł pisał do Efezjan: „Opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła” (Ef 5, 31–32).

(3) Np. św. Tomasz z Akwinu, Summa contra gentiles, lib. III, cap. 125 itd.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Protestantyzm potępiony przez papieży.