Rozdział piąty. Tobiasz i anioł

Ziemia Kanaan, którą Bóg na wieki ofiarował Abrahamowi i jego plemieniu, mogła wydawać się ogromna jak na dar dla jednego człowieka, lecz w rzeczywistości nie była dużym krajem. W porównaniu z innymi krainami była niewielka. I choć potomkowie Abrahama, Izaaka i Jakuba wydawali się przerażająco liczni, wciąż nie dorównywali liczebnością niektórym sąsiednim narodom. Na południe od nich leżał Egipt, gdzie tak długo mieszkali pod jego panowaniem. Na wschodzie leżała Babilonia, a na północy Asyria. Były to wielkie i potężne kraje. Każdy z nich mógł w ciągu jednej nocy połknąć niedużą krainę zwaną przez nich Ziemią Obiecaną, gdyby Bóg nie otaczał swojego ludu nieustanną opieką.

Lecz dopóki Jego lud był Mu posłuszny i nie oddawał czci fałszywym bożkom, Bóg zapewniał mu bezpieczeństwo i nie mogły go pokonać żadne armie. Problem zaczynał się wtedy, gdy ludzie zapominali o Bogu i zaczynali oddawać cześć bożkom wyznawanym przez ludy, wśród których mieszkali. Dziwne to, ale prawdziwe. Kiedy Bóg dochodził do wniosku, że potrzebują nauczki, pozwalał by zaatakował ich i pokonał jeden z tych wielkich krajów. Po takiej klęsce wielu Żydów dostawało się do niewoli. W zwycięskim kraju zmuszano ich do pracy, ale czasami nieźle im się tam wiodło.

A jeśli nie umieli zrozumieć przyczyn swojej klęski, Bóg zsyłał człowieka, który tłumaczył im, dlaczego zostali pokonani i przyrzekał, że jeśli przywrócą cześć prawdziwemu Bogu, On zabierze ich z powrotem do ojczyzny. Mężów, którzy przynosili posłanie od Boga, nazywano prorokami. A tych, których wyprowadzono do obcych krajów, wykorzystywał Bóg do szerzenia wiary wśród ludów, które Boga nie znały.

Następne trzy opowieści mówią o Żydach wywiezionych do niewoli: jednym do Asyrii, a dwóch do Babilonu.

Około ośmiuset lat przed czasami, kiedy w Galilei narodził się i dorastał Pan Jezus, żył tam Żyd o imieniu Tobiasz. Panował wówczas jeden z najgorszych żydowskich królów, Jeroboam. Zamiast oddawać cześć prawdziwemu Bogu czcił bożków i chciał, żeby wszyscy brali z niego przykład. Jednym z jego ulubionych bożków była posąg złotego cielca. Złote cielce stały w całej stolicy, a wielu przyjaciół i znajomych Tobiasza chętnie oddawało im cześć, zapominając o religii danej im przez Boga. Tobiasz jednak nie uznawał złotych cielców; trwał przy swoim Bogu i chodził do świątyni w Jerozolimie oddawać Mu cześć. Już od najmłodszych lat we wszystkim starał się przestrzegać Bożego prawa.

Kiedy był już dorosły, poślubił dziewczynę o imieniu Anna. Mieli tylko jednego syna, którego nazwali po ojcu Tobiaszem. Zdrobniale nazywali go Tobiaszkiem, ponieważ obecność dwóch ludzi o tym samym imieniu w jednej rodzinie byłaby kłopotliwa.

Żyli więc bardzo szczęśliwi w Galilei, aż Salmanassar, król Asyryjczyków, najechał na ich kraj. Przejechał ze swoją armią przez Galileę, biorąc wielu jeńców. Tobiasz, Anna i mały Tobiaszek również zostali uprowadzeni do Niniwy, miasta w Asyrii.

Tam Tobiasz pozostał wierny Bożym przykazaniom i w miarę możliwości starał się nieść pomoc innym jeńcom, którzy byli w znacznie gorszej sytuacji niż on. Bóg był bardzo zadowolony z Tobiasza i sprawił, że król Salmanassar zauważył go, polubił, a nawet się z nim zaprzyjaźnił. Dzięki temu, że król pozwalał mu wędrować po całym kraju, Tobiasz służył innym porwanym do Asyrii Żydom dobrą radą w szukaniu pracy i organizowaniu wzajemnej pomocy. Dawał potrzebującym jedzenie i ubrania, objaśniał im też, jak kierować swoim życiem, tak by nie narazić się Bogu ani królowi. Władca coraz bardziej lubił Tobiasza i często obdarowywał go kosztownościami.

W jednej ze swych wędrówek Tobiasz dotarł do miasta o nazwie Raga. Miał wówczas przy sobie sporą sumę pieniędzy otrzymaną od króla. W Radze znalazł swego znajomego Gabaela, który chciał robić interesy, lecz nie miał pieniędzy. Tobiasz pożyczył więc Gabaelowi wszystkie pieniądze jakie otrzymał od króla, sprawiając mu w ten sposób wielką radość. Gabael dał Tobiaszowi dokument, nazywany wekslem, w którym zobowiązywał się, że kiedy Tobiasz tego zażąda spłaci mu dług. Gabael wiedział, że jeśli tylko uda mu się rozpocząć interesy, dobrze na nich wyjdzie.

W tym czasie Tobiaszowi i innym Żydom w Asyrii żyło się zupełnie dobrze. Lecz wkrótce król Salmanassar umarł i na tron wstąpił jego syn Sennacheryb.

Sennacheryb nienawidził wszystkich Żydów. Podobnie jak jego ojciec, wywołał wojnę z państwem żydowskim, lecz został pokonany, co jeszcze bardziej spotęgowało jego nienawiść. Kiedy wrócił do ojczyzny, wściekły z powodu porażki, wziął odwet na Żydach mieszkających w Asyrii.

Tobiasz zorientował się, że sprawy mają się coraz gorzej, akurat kiedy już w jego mniemaniu wszystko zaczynało się dobrze układać. Żołnierze Sennacheryba zabijali Żydów pod byle pretekstem i porzucali ich ciała, zamiast je godziwie pochować. Tobiasz wciąż niósł pomoc Żydom będącym w potrzebie, lecz teraz czuł się także w obowiązku grzebać biedaków zabitych i porzuconych na ulicach i polach. Po śmierci ciało człowieka powinno przecież zostać starannie złożone w ziemi. Kiedy tylko więc Tobiasz słyszał o niepogrzebanym Żydzie, udawał się na miejsce, zabierał ciało i grzebał po zapadnięciu zmroku.

Sennacheryb, który był złym człowiekiem, chciał, żeby ciała zostawały na miejscu jako ostrzeżenie dla innych, dlatego na wieść o działalności Tobiasza wpadł we wściekłość. Wydał rozkaz zabicia Tobiasza razem z rodziną oraz zagrabienia jego domu wraz z całym dobytkiem. Tobiasz dowiedziawszy się o tym zdołał zbiec wraz z rodziną. Sennacheryb zagarnął ich majątek: całej trójce nie pozostało nic oprócz tego, co mieli na sobie.

Dzięki temu, że zawsze był przychylny tak wielu ludziom, Tobiasz znalazł teraz wielu przyjaciół, którzy odwdzięczyli się jemu i jego rodzinie. Czterdzieści dni później Sennacheryb został zamordowany przez jednego ze swoich synów! Tobiasz mógł wówczas wrócić do swojego domu, zwrócono mu też majątek. Wydawało się, że nowy król nie chce być aż taki zły, choć trudno naprawdę lubić króla, który przejmuje tron mordując własnego ojca. Lecz spokój nie trwał długo. Kiedy nadeszło kolejne żydowskie święto, Tobiasz postanowił wyprawić przyjęcie i wysłał Tobiaszka z zaproszeniem do niektórych krewnych. Zaraz po wyjściu z domu Tobiaszek przybiegł jednak z powrotem, wołając, że widział na ulicy ciało zamordowanego Żyda. Tobiasz poderwał się natychmiast, pobiegł tam, po czym zawinął ciało w prześcieradło i przyniósł do swojego domu, by móc je pochować po zapadnięciu zmroku.

Na wieść o tym sąsiedzi potrząsali głowami i mówili:

– Ledwo uniknąłeś śmierci i znowu zaczynasz robić to, za co cię skazano?

Tobiasz bał się jednak Boga bardziej niż króla. Nie tylko pochował ciało, lecz kiedy tylko potem usłyszał o kolejnym, co zdarzało się coraz częściej, robił to samo.

Pewnego gorącego ranka przyszedł do domu wyczerpany po nocnym kopaniu grobów, położył się w cieniu pod ścianą domu i zasnął. Kiedy spał, jaskółki, które budowały gniazda pod okapem, upuściły mu trochę odchodów na oczy i po przebudzeniu Tobiasz zorientował się, że jest ślepy.

– Oto co spotyka tych, którzy starają się służyć Bogu – mówili sąsiedzi. – Otrzymałeś nagrodę za całą swoją życzliwość i grzebanie zmarłych: ślepotę!

Lecz Tobiasz każdego dnia dziękował Bogu za to, że przynajmniej żyje.

Tymczasem Anna martwiła się o to, jak będą dalej żyć, skoro jej mąż nie nadaje się do żadnej pracy. Tobiaszek dorósł, ale nie był w stanie wyżywić całej rodziny, więc Anna musiała zacząć pracować. Wyrabiała sukno i szyła ubrania dla sąsiadów. Przyjmowała za to każdą zapłatę: kromki chleba, jajka, czasem pieniądze – wszystko było cenne. Pewnego dnia otrzymała jako wynagrodzenie młodego kozła i kiedy Tobiasz usłyszał jego beczenie, nagle przeraził się tego, co w jego mniemaniu uczyniła.

– Chyba nie ukradłaś tego kozła? – zapytał Annę.

– Oczywiście, że nie! – odparła Anna. – Też coś, ukradłam! Codziennie pracuję dla ciebie w pocie czoła! Przez twoje rozdawanie pieniędzy muszę teraz ciężko pracować, a ty jeszcze oskarżasz mnie o kradzież!

Anna miała naprawdę złote serce, kochała swojego męża i Tobiaszka, lecz tego wieczora była zmęczona i zdenerwowana, a oskarżenie o kradzież kozła przepełniło kielich goryczy!

Tej nocy Tobiasz odmówił szczególną modlitwę do Boga.

– Wiem, że wszyscy jesteśmy grzesznikami – modlił się – i że zasłużyłem na to, by oślepnąć. Lecz jeśli nie zamierzasz mi przebaczyć i przywrócić wzroku, proszę, pozwól mi umrzeć.

Dokładnie tej samej nocy w odległym mieście Media popłynęła do Boga jeszcze jedna szczególna modlitwa. Odmówiła ją dziewczyna o imieniu Sara. Była dobrą i miłą żydowską dziewczyną, lecz wciąż przytrafiały się jej najbardziej niezwykłe rzeczy. Siedem razy wychodziła za mąż i każdy jej mąż umierał zaledwie kilka godzin po weselu. Każdego zabijał diabeł, lecz Sara nie była temu winna; nie mogła pojąć, co się dzieje. Jej ojciec Raguel był kuzynem Tobiasza i podobnie jak on szlachetnym człowiekiem. Głowił się nad tym tak samo jak Sara.

Akurat tej nocy, odmawiając swoją specjalną modlitwę, Sara była pogrążona w wielkim smutku. Rankiem tego dnia zwróciła uwagę jednej ze służących swojej matki, że czegoś należycie nie wyczyściła, a służąca odparła:

– Czy w takim razie chcesz mnie zabić jak wszystkich swoich mężów?

Sara była tak przerażona, że poszła do swojego pokoju i zamknęła się tam, a nocą odmówiła modlitwę do Boga:

– Uwolnij mnie od podejrzenia, że zabiłam tych biedaków, albo i mnie pozwól umrzeć!

Modlitwy jej i Tobiasza dotarły do Bożego majestatu i zesłał On im na pomoc Rafała, jednego ze swych świętych aniołów.

Tymczasem Tobiasz, który spodziewał się, że w odpowiedzi na jego modlitwę Bóg raczej pozwoli mu umrzeć niż przywróci mu wzrok, zawołał do siebie Tobiaszka. Przykazał mu, aby troszczył się o matkę, nigdy nie zapominał o Bogu, aby dawał potrzebującym tyle, ile może dać, a jeśli będzie miał mało – żeby się tym dzielił. Potem powiedział Tobiaszkowi o pieniądzach, które pożyczył Gabaelowi i stwierdził, że już czas odzyskać dług. Pieniądze wystarczyłyby na długo Tobiaszkowi i matce; Tobiasz chciał, by syn natychmiast wyruszył do Ragi odszukać Gabaela.

– Zrobię wszystko najlepiej jak potrafię, ojcze – powiedział Tobiaszek – ale jak znajdę to miasto? Ono musi być dwa tygodnie drogi stąd! Poza tym minęło już tyle czasu od kiedy pożyczyłeś Gabaelowi pieniądze. A jeśli już nie żyje, zapomniał o tym albo nie uwierzy, że jestem twoim synem?

– Mam tu weksel podpisany przez Gabaela – odparł ojciec. – Pokaż mu go, a odda ci pieniądze. A jeśli chodzi o drogę do Ragi, to musisz poszukać kogoś odpowiedzialnego, kto wskaże ci ją za pieniądze. Idź już – czy chcesz, żebym umarł zanim stamtąd wrócisz?

Biedny Tobiaszek ruszył w drogę, zastanawiając się jakim cudem ma znaleźć kogoś, kto wypuściłby się z nim w taką podróż. Ku swemu zaskoczeniu ujrzał dziwnego młodego mężczyznę stojącego u drzwi. Był wysoki, przystojny i przygotowany do drogi. Tobiaszek pozdrowił go uprzejmie i spytał skąd pochodzi.

– Byłem wśród Izraelitów – odparł obcy.

– Ach! – zawołał Tobiaszek. – Więc może znasz drogę do miasta Raga?

– Znam doskonale – powiedział obcy. – Mam tam przyjaciela o imieniu Gabael. Właśnie wybieram się do niego z wizytą.

– Zaczekaj tutaj przez chwilę, proszę – powiedział podniecony Tobiaszek – tylko powiem o tym ojcu.

Stary Tobiasz był niezwykle zdumiony, kiedy usłyszał o przybyszu wybierającym się z wizytą do tego samego człowieka, do którego właśnie wysyłał Tobiaszka.

– Przyprowadź go zaraz! – powiedział. – Jak mam być szczęśliwy, skoro przez cały dzień siedzę w tych ciemnościach?

– Rozchmurz się! – powiedział obcy. – Niedługo Bóg przywróci ci wzrok.

Tobiasz myślał, że powiedział tak z grzeczności, więc mówił dalej:

– Czy weźmiesz ze sobą do Gabaela mojego syna? Dobrze cię wynagrodzę.

– Wezmę go – powiedział obcy – i przyprowadzę z powrotem.

Wyglądało to zbyt pięknie, żeby mogło być prawdą; Tobiasz zastanawiał się, kim też mógł być ten młodzieniec i czy rzeczywiście można mu zaufać.

– Jak masz na imię? – spytał. – I kim jest twój ojciec?

– Nazywają mnie Azariasz – odparł przybysz – a mego ojca Ananiasz.

Azariasz znaczy „Bóg zesłał pomoc”, a Ananiasz – „Bóg się zlitował”. Były to dość pospolite imiona. Tobiasz znał człowieka o imieniu Ananiasz i sądził, że to jego syn. Odpowiedź go uspokoiła i kiedy wszystko było już gotowe, razem z Anną pożegnali Tobiaszka.

– Niech cię Bóg prowadzi – powiedział Tobiasz – a Jego anioł niech będzie ci towarzyszem.

Tobiaszek i Azariasz wyruszyli razem w drogę, a Anna płakała widząc, jak odchodzą.

– Już lepiej by było, gdybyś nie miał żadnego długu do odzyskania – mówiła. – Oddałabym wszystkie skarby świata, żeby tylko Tobiaszek został tu z nami.

– Otrzyj łzy – powiedział Tobiasz. – Wróci bezpiecznie do domu; jestem pewien, że jest z nim jakiś dobry anioł i że wszystko będzie dobrze.

Tobiaszek szedł wesoło przed siebie, z psem u nogi i Azariaszem u boku. Pierwszy postój zrobili nad rzeką Tygrys. Tobiaszek wszedł do wody, by obmyć nogi z kurzu. Kiedy brodził w wodzie, wielka ryba podpłynęła do niego, jakby chciała go ugryźć.

– Pomocy! – krzyknął Tobiaszek. – Jest tu jakaś straszna ryba!

– Chwyć ją za skrzela i wyciągnij z wody – zawołał Azariasz Tobiaszek zebrał się na odwagę, chwycił rybę i choć wyrywała się i trzepotała, wyciągnął ją na brzeg.

– To bardzo pożyteczna ryba – powiedział Azariasz. – Ugotujemy teraz jej część, a resztę zasuszymy na dalszą drogę. Tylko zachowaj wątrobę i żółć, to cudowne lekarstwa, które ci się przydadzą.

Tobiaszek ostrożnie oczyścił rybę, uważając, żeby nie zniszczyć wątroby i żółci. Potem rozpalili ogień, przyrządzili sobie posiłek i trochę odpoczęli przed dalszą drogą. Wreszcie, kiedy już byli w drodze, Tobiaszek spytał:

– Powiedz mi, Azariaszu, do czego się przydaje rybia wątroba i żółć?

– Dym z palonej wątroby odpędza demony – odparł Azariasz. – A żółci używa się do leczenia ślepoty.

„Ach!” – pomyślał Tobiaszek. „Muszę ją zabrać do domu, żeby uleczyć ojca.”

Podczas tej długiej wędrówki każdej nocy obozowali pod otwartym niebem lub zatrzymywali się u przyjaciół i znajomych Azariasza, jeśli akurat mieszkali w pobliżu. Pewnego ranka, zaraz po wyruszeniu w drogę, Tobiaszek zapytał:

– Gdzie się dziś zatrzymamy na noc?

– Odwiedzimy twojego krewnego, którego nigdy nie widziałeś: kuzyna Raguela – rzekł Azariasz. – Ma on żonę Ednę i córkę imieniem Sara. Gdybyś poślubił Sarę, wasi ojcowie byliby bardzo szczęśliwi.

– Och! – rzekł Tobiaszek. – Przecież słyszałem o tej dziewczynie! Siedem razy wychodziła za mąż i każdy jej mąż umierał kilka godzin po ślubie. Jeśli ta historia jest prawdziwa, to znaczy, że zabił ich diabeł. Mój ojciec i matka na pewno by nie chcieli, żeby i mnie się to przytrafiło!

– Diabeł miał władzę nad tymi siedmioma mężami – rzekł Azariasz – gdyż nie miłowali ani nie lękali się Boga. Ożenili się tylko dla majątku i pięknej żony. Nad takimi ludźmi diabłu łatwo zapanować. Lecz jeśli ty poślubisz Sarę, wystarczy że spalisz część rybiej wątroby, a dym odpędzi diabła. Będziecie też musieli spędzić trzy pierwsze noce na modlitwie. Jeśli to uczynicie, wszystko będzie dobrze.

Dało to Tobiaszkowi wiele do myślenia. Kiedy dotarli na miejsce, Raguel i Edna wyszli zobaczyć kim są przybysze. Raguel popatrzył na Tobiaszka i powiedział do żony:

– Czyż widziałaś kogoś, kto by tak przypominał mego kuzyna Tobiasza? Spójrz, Edno, to zdumiewające, jak bardzo jest do niego podobny! Skąd pochodzisz, młodzieńcze?

– Z Niniwy – odpowiedział Tobiaszek, raczej nieobecny myślami, bo właśnie ujrzał Sarę.

– Z Niniwy! – zawołał Raguel. – Zatem musisz znać mojego kuzyna! To taki dobry człowiek, taki cudowny mąż…

– A oto jego syn – rzekł Azariasz.

Raguel był zachwycony. Uściskał Tobiaszka i ciągle powtarzał, jakie to szczęście, że go widzi, jak bardzo przypomina ojca i jak wielkim człowiekiem jest jego ojciec, pytał Ednę, czy to nie najwspanialsza niespodzianka i tak dalej. Tobiaszek odpowiadał mu grzecznie, ale nie mógł oderwać wzroku od Sary. Pomyślał, że nigdy nie widział piękniejszej dziewczyny.

Kiedy już posiedzieli i porozmawiali, Raguel zerwał się i oznajmił, że musi zająć się przyrządzeniem owcy; muszą wyprawić wielką ucztę na cześć syna jego najulubieńszego kuzyna!

– Najpierw mi coś obiecaj – powiedział Tobiaszek. – Nie siądę do uczty, jeśli tego nie zrobisz. Czy mogę poślubić Sarę? Proszę.

Raguel był wielce zaskoczony. Nie tylko z powodu nagłości tej prośby: pamiętał też o siedmiu narzeczonych, którzy zmarli kilka godzin po swoim ślubie z Sarą. Kiedy zastanawiał się nad odpowiedzią, oczywiście nie chcąc mówić o innych mężach, Azariasz powiedział:

– Nie obawiaj się. On jest tym mężem, którego Bóg przeznaczył Sarze; oboje będą bezpieczni i szczęśliwi pod Bożą opieką.

– Ach, zatem Bóg wysłuchał moich modlitw – zawołał Raguel. – Na pewno przysłał was tutaj po to, żeby Sara mogła poślubić syna mojego drogiego kuzyna.

Wszyscy, którzy słyszeli Azariasza, byli pewni, że wie o czym mówi i że mówi prawdę.

Wtedy Raguel rzekł do Tobiaszka:

– Jest twoja.

Następnie połączył ręce Tobiaszka i Sary. Sary nikt raczej nie pytał o zdanie, ale pozwoliła na to – była nim zachwycona prawie tak samo jak Tobiaszek nią, choć tego nie okazywała.

– Niech Bóg będzie z wami – powiedział Raguel. – A teraz naprawdę wyprawimy ucztę i wesele!

Po ślubie, kiedy przygotowywano ucztę, Edna wskazała Tobiaszkowi i Sarze najlepszy wolny pokój. Powiedziała Sarze, że nie ma się czego obawiać; była pewna, że jej nowy mąż nie umrze nagle jak wszyscy poprzedni.

– Wycierpiałaś się już dostatecznie. – powiedziała. – Ale jestem pewna, że Bóg ci to wynagrodzi.

Mówiąc to jednak bez przerwy płakała, jak to często matki robią podczas ślubu swych dzieci.

Kiedy Tobiaszek i Sara udali się do swego pokoju, Tobiaszek wziął kawałek rybiej wątroby i wrzucił go do ognia, jak przykazał mu Azariasz.

Potem rzekł do Sary:

– Tę noc i dwie kolejne musimy spędzić na modlitwie. Wtedy Bóg pobłogosławi nasze małżeństwo, da nam piękne dzieci i na całe życie otoczy nas swoją opieką.

Uklękli więc razem i czuwali przez całą noc.

Tobiaszek modlił się tak:

– Panie Boże naszych ojców, bądź pochwalony przez niebiosa i ziemię, morza i rzeki, i wszystkie stworzenia, które w nich mieszkają. Błogosławione niech będzie Twoje imię na wieki.

Sara modliła się tak:

– Miej litość nad nami, Panie, miej litość nad nami. Uchowaj nas od złego i pozwól Tobiaszkowi i mnie zestarzeć się razem.

Te i wiele innych modlitw odmawiali przez całą noc, dopóki pierwsze pianie koguta nie obwieściło im, że noc się skończyła. Wtedy oboje poszli spać.

Tymczasem Raguel zbudził się i zaczął rozmyślać:

– A jeżeli Tobiaszek jednak umarł?

Do niego również dobiegło pierwsze pianie koguta, słysząc je wstał i ubrał się. Wymknął się z domu, obudził kilku robotników i kazał im wykopać grób – na wszelki wypadek! Potem wrócił do domu, obudził Ednę i kazał jej wysłać jedną ze służących do pokoju Tobiaszka i Sary, żeby sprawdziła, czy nic im nie jest. Edna nie chciała pójść sama, gdyż bała się ujrzeć Tobiaszka martwego. Służąca ostrożnie otworzyła drzwi i zajrzała do środka, by zobaczyć Tobiaszka i Sarę pogrążonych we śnie. Kiedy przyniosła tę wieść Ednie i Raguelowi, oboje podziękowali Bogu z całego serca. Potem Raguel wybiegł i kazał robotnikom szybko zasypać grób, żeby Tobiaszek i Sara nie zdążyli go zauważyć.

Jeszcze tego samego dnia Raguel oświadczył Tobiaszkowi, że przekazuje Sarze w posagu połowę swojego majątku i prosił, aby zostali z Sarą jeszcze przynajmniej przed dwa tygodnie. Trzeba było czasu, żeby policzyć połowę dóbr: bydła i owiec, srebra i złota, mebli i tkanin, nie wspominając o ubraniach Sary i jej osobistych rzeczach. Raguel chciał, by Tobiaszek pomógł mu przy tym, a poza tym nie chciał, żeby jego córka za szybko wyjechała, w dodatku z mężczyzną, którego poznał ledwo dzień wcześniej!

Tobiaszek rozumiał to, wziął więc Azariasza na bok i powiedział:

– Nigdy ci się nie odwdzięczę za to, co dla mnie zrobiłeś, lecz teraz zamiast próbować to uczynić chcę cię prosić o coś jeszcze! Raguel chce, żebym został tu jeszcze przez dwa tygodnie i chyba rzeczywiście muszę tak zrobić. Jednak ty wiesz, jak bardzo zmartwiłoby to moją matkę i ojca, bo wrócilibyśmy do domu dwa tygodnie później niż powinniśmy. Może więc lepiej by było, gdybyś to ty poszedł w moim imieniu do Gabaela, wręczył mu weksel i odebrał pieniądze, które jest winien memu ojcu? Może nawet udałoby ci się go przekonać, żeby przyjechał tutaj razem z tobą na ostatnią ucztę, zanim odjedziemy?

Azariasz zgodził się z ochotą i szybko wyjechał. Gabael, który wzbogacił się od czasów, kiedy poznał Tobiasza, z radością spłacił dług i wybrał się do domu Raguela, żeby zobaczyć Tobiaszka i usłyszeć wieści z domu jego ojca.

Pod koniec drugiego tygodnia, kiedy już wszystko było gotowe, Raguel i Edna wciąż nie chcieli wypuścić Tobiaszka. Tobiaszek powiedział, że naprawdę musi wyjechać, gdyż jest już oczekiwany, a kolejne dwa tygodnie mógł zająć powrót do domu. Wiedział, że Anna będzie myśleć, że został napadnięty albo zamordowany w podróży, albo zachorował lub też, że Gabael wyjechał do innego miasta i nie można go odnaleźć albo umarł… I miał zupełną rację: jego matka zamartwiała się na śmierć. Wychodziła na wzgórze za domem i siadywała tam, wypatrując na drodze wracającego Tobiaszka. Biedny Tobiasz nawet tego nie mógł zrobić; siedział tylko w domu, martwił się i powtarzał Annie, żeby się nie martwiła.

Tobiaszkowi udało się wreszcie przekonać Raguela o tym, że jest już najwyższy czas, by wracać, po czym całą grupą wyruszyli do domu Tobiasza. Z wielbłądami gubiącymi ładunek, owcami, które nie lubiły pośpiechu, krowami, które wolały jeść trawę przy drodze, pakunkami, które zostawiano na postojach i pomocnikami kłócącymi się stale o wszystko, służącymi Sary płaczącymi na widok małego węża, powrót wyglądał tak, że Tobiaszek zaczął myśleć, iż nie przybliżają się do domu bardziej niż gdyby zostali u Raguela!

Po kilku dniach takiej podróży Azariasz rzekł do Tobiaszka:

– Wiem jak bardzo twój ojciec się niepokoi. Czy nie lepiej byłoby, gdybyśmy obaj pojechali szybko przed siebie i zostawili całą resztę, żeby sobie powoli maszerowała?

Tobiaszek stwierdził, że to wspaniały pomysł, więc pożegnał Sarę i zabrawszy jedynie niewielką ilość żywności i rybią żółć ruszyli przed siebie najszybciej jak mogli, zatrzymując się tylko wtedy, kiedy zmęczenie nie pozwalało im już zrobić ani kroku.

Kiedy byli już w zasięgu wzroku od Niniwy, Anna siedziała jak zwykle na szczycie wzgórza. Dostrzegła ich, kiedy byli jeszcze daleko, i od razu poznała kim są. Jak szybko biegła ze wzgórza do domu!

– Tobiaszek wraca! – zawołała do Tobiasza i od razu zaczęła się krzątać, przygotowując wszystko na ich przyjazd.

– Kiedy już będziesz w domu – powiedział Azariasz do Tobiaszka – najpierw podziękuj Bogu za swój bezpieczny powrót. Potem, kiedy tylko przywitasz się z ojcem, połóż mu rybią żółć na oczy. Po krótkiej chwili będzie znów widział.

Tobiaszek wziął żółć i pobiegł przed siebie, lecz i tak nie on pierwszy dotarł do domu! Jego pies biegł szybciej: wpadł do domu, merdając szaleńczo ogonem i czyniąc ten rozkoszny hałas, który zawsze robią psy na widok ludzi, za którymi się bardzo stęskniły. Kiedy Tobiasz go usłyszał i poczuł na nogach merdający ogon, poderwał się i pobiegł do drzwi, tratując psa i wszystko co napotkał na drodze. Służący pospieszył mu z pomocą, chwycił go za rękę i wyprowadził przed dom. W tym samym momencie również i Anna wybiegła z domu, tak więc Tobiaszek napotkał rodziców na ścieżce wiodącej do domu, z psem skaczącym wokół nich, i zaczęło się wielkie ściskanie i płacz.

Wreszcie znieruchomieli na minutę i głośno podziękowali Bogu za bezpieczny powrót Tobiaszka do domu. Wtedy Tobiaszek, jak mu przykazano, przyłożył rybią żółć do oczu ojca.

– Za chwilę odzyskasz wzrok – powiedział.

I kiedy już usiedli i zaczęli rozmawiać, zanim Tobiaszek zdążył im opowiedzieć choćby czwartą część swoich przygód, nagle Tobiasz przejrzał na oczy. Wszyscy jeszcze raz podziękowali Bogu, jak tylko umieli, za dobroć jaką im okazał.

– Dziękuję Ci, Panie Boże – powiedział Tobiasz – gdyż ukarałeś mnie, a teraz zdjąłeś ze mnie karę! Och, dzięki Ci, ponieważ już widzę, a jedną z rzeczy, które mogę zobaczyć, jest syn mój Tobiaszek, znowu bezpieczny w swym domu! – I oczywiście podziękowali też Azariaszowi.

Wszyscy sąsiedzi usłyszeli to poruszenie. Kiedy przyszli i zobaczyli co się dzieje, dołączyli do nich, dziękując Bogu i gratulując Tobiaszowi. Sara, razem ze stadami, wozami i sługami jej ojca, przyjechała dopiero tydzień później. W między czasie Tobiaszek opowiedział oczywiście o niej swoim rodzicom, więc kiedy dotarła na miejsce, czekała już na nią kolejna weselna uczta.

Lecz przed jej przyjazdem Tobiasz wziął na bok swego syna i rzekł:

– Jak odwdzięczymy się Azariaszowi za wszystko, co dla nas zrobił?

– Nigdy nie odpłacimy mu za to tak, jak na to zasłużył – rzekł Tobiaszek. – On przecież nie tylko zaprowadził mnie bezpiecznie do domu Raguela, odpędził diabła, odebrał od Gabaela twoje pieniądze i szczęśliwie odwiózł do domu; zawdzięczamy mu też uleczenie twojej ślepoty! Najmniejszą nagrodą jaką moglibyśmy mu zaofiarować, byłaby połowa tego bogactwa, które zyskaliśmy dzięki jego pomocy.

Zawołali więc Azariasza i poprosili, by przyjął w nagrodę połowę ich nowego dobytku. Lecz on odpowiedział:

– Bogu dziękujcie; nie z własnej woli przybyłem tutaj, aby wam pomóc. To Bóg pospieszył wam z pomocą, Bóg który okazał wam miłosierdzie. Powiedziałem wam o tym, lecz myśleliście, że tylko wymawiam swoje imię i imię mego ojca. Z wdzięczności musicie oddawać cześć Bogu tak głośno, aby każdy mógł was usłyszeć, i opowiadać o wszystkim, co zrobił dla was.

– Radowałeś Boga, Tobiaszu, przez całe życie: modlitwą, postem i dobrocią. Zobacz, jaki skarb zdobyłeś dla siebie. Swoją dobrocią dla potrzebujących oddaliłeś od siebie śmierć, zyskałeś miłosierdzie i zyskasz wieczne życie. Grzesznicy nic nie dostają; są nieprzyjaciółmi własnych dusz.

A teraz już czas, abyś poznał całą prawdę i zrozumiał ukryte Boże zamiary.

Zawsze kiedy tak gorliwie modliłeś się do Boga, Tobiaszu, kiedy ryzykowałeś życiem, aby grzebać zmarłych, stałem przed Bogiem i przekazywałem Mu twe modły oraz dobre uczynki. Choć zdobyłeś Jego przychylność, wciąż poddawał cię próbom: pozwalał by dotykały cię zmartwienia, żeby sprawdzić twą wartość. Potem, ażeby cię uleczyć i zbawić Sarę, żonę twego syna, przysłał mnie jako swego posłańca.

Kim jestem? Jam jest Rafał; jeden z siedmiu aniołów, którzy zawsze oczekują rozkazu w Bożym majestacie.

Słysząc to starszy i młodszy Tobiasz przerazili się i padli twarzami na ziemię. Lecz Rafał rzekł:

– Pokój niech będzie z wami. Nie lękajcie się. Pamiętajcie tylko, że to Bóg przysłał mnie na pomoc; Jemu dziękujcie i Jemu oddajcie cześć, którą jesteście winni. Kiedy ty, Tobiaszku, posłuchałeś mnie i spaliłeś rybią wątrobę podczas swej nocy poślubnej, to ja ścigałem diabła, który czekał tam na ciebie. Pochwyciłem go i uwięziłem na pustyni górnego Egiptu, podczas gdy razem z Sarą byliście pogrążeni w modlitwie. Żyłem wśród was jak gdybym był człowiekiem, lecz była to tylko ludzka powierzchowność; mojej prawdziwej istoty nie ujrzą żadne ludzkie oczy. A teraz nadszedł czas, bym wrócił do Tego, który mnie posłał. Podziękujcie Bogu i opowiedzcie o Jego wielkich uczynkach.

Ledwie usłyszeli te słowa, Rafał znikł im z oczu. Starszy i młodszy Tobiasz pozostali tam i przez trzy godziny razem dziękowali Bogu. Potem wstali i zgodnie z przykazaniem Rafała zaczęli wszystkim opowiadać o tym, co uczynił dla nich Bóg; Tobiasz ułożył nawet o tym pieśń.

Tobiasz żył jeszcze wystarczająco długo, by ujrzeć, jak dorasta siedmiu synów młodego Tobiasza i zobaczyć ich własne dzieci. Lecz ten czas jest niczym w porównaniu z czasem, który dał mu Bóg po śmierci w Niebie.

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Księga aniołów.