Rozdział piąty. Moc ducha, cz. 2

Staranność w rzeczach drobnych

Jakub Lafitte przyjeżdża z Bajonny do Paryża w poszukiwaniu posady i zgłasza się do bankiera Perregaux. Personel banku jest w komplecie, Lafitte odchodzi zawiedziony w swych nadziejach. W drzwiach spostrzega upuszczoną szpilkę i podnosi ją.

– Co tam robisz przyjacielu? – pyta bankier.

– To szpilka, proszę pana. Nie lubię, żeby cokolwiek się marnowało.

– A… jesteś dokładny? No to zgłoś się jutro.

Nazajutrz Lafitte wstąpił do banku Perregaux; z czasem stał się jednym z największych finansistów Francji.

Należy zwracać baczną uwagę na szczegóły. Nasze życie składa się na ogół z rzeczy drobnych, jeśli będę zaniedbywała te drobiazgi, z jakich włókien wyprzędzie się nić mej cnoty? Jeśli z mego życia wyjmę szczegóły, cóż w nim pozostanie?

A więc będę strzegła się wszystkich niedociągnięć, niedokładności, wszystkiego, co jest tylko „mniej więcej”. Będę we wszystkim dążyć do ukończenia. Będę starać się, aby każdy szczegół moich zajęć domowych i gospodarczych był wykonany jak najlepiej. Uprzytomnię sobie z jaką, rzec można, starannością ukończył Bóg każdy szczegół tego świata, jak niczego nie pominął, jak nie wzgardził żadnym drobiazgiem.

Z drugiej strony będę unikać zbytniej drobiazgowości. Nie trzeba, aby ziarnko piasku przesłaniało mi cały horyzont. Każdy szczegół trzeba wstawić w odpowiednie mu miejsce, dać każdemu faktyczną jego wartość. I druga rzecz bardzo ważna: dbając o szczegóły, nie trzeba jednak nigdy zatracać zdolności do obejmowania całości. Nie należy nigdy do tego stopnia zaprzątać się drobnymi rzeczami, aby poza nimi niczego już nie widzieć. Trzeba zawsze ogarniać wzrokiem całość, rozumieć, że ta całość składa się z szeregu szczegółów i, nie tracąc jej z oczu, przykładać się ze wszystkich sił do dokładności w pracy nad jej składowymi częściami. Należy zarówno być zdolną do zrozumienia książki filozoficznej, ocenienia symfonii Mozarta, do podziwiania płomiennego zachodu słońca, jak i do przyrządzenia smacznego sosu lub kremu.

Wierność łasce

„Nikt nie wie, co uczyniłby Bóg z duszy, gdyby ta dusza pozwoliła Mu działać” (o. Ravignan).

Nie przeciwstawić nigdy dobrowolnie najmniejszego oporu żadnemu jasno rozpoznanemu natchnieniu Bożemu. (Skądinąd za natchnienie mogę uznać tylko to, co jest zgodne z obowiązkami mego stanu, z niezmiennymi zasadami doskonałości chrześcijańskiej i z radami mego duchowego kierownika.) Oto jest już życie nie tylko chrześcijańskie, ale doskonałe.

Wielu zbyt roztargnionych nie słyszy głosu Bożego. Spomiędzy tych, którzy go słyszą, wielu zbyt tchórzliwych nie idzie za nim, a jeśli idzie, to nie zawsze, wahając się i z daleka. Zapewne: utrzymać się w niezachwianej wierności jest ponad ludzkie siły. Ale należy do tego dążyć. Bez gorączki. Nie zniechęcając się jakimś uchybieniem. A także bez przerwy. Dlaczego miałabym marzyć tylko o połowicznej świętości? Ach! Gdybym mogła nadążyć za Bogiem na ścieżkach doskonałości! Ale moje kroki są krokami karła. A jednak Bóg dostosowuje się do mnie. Jest cierpliwy. I mimo to nie mogę nadążyć. Nieruchomo trwam w jednym i tym samym punkcie drogi… Gdybym zawsze szła za wołaniem Bożym już byłabym świętą.

Odtąd wierność bez słabości, o tyle, o ile na to moja ułomność pozwoli. Niech każda minuta mego życia wyda z siebie na wieczność maksimum plonu.

Mierność

„Skoro człowiek wyjdzie choćby jednym krokiem poza granice mierności już jest tym samym zbawiony” (E. Psichari). Ileż otuchy dodają mi te słowa! Już od dawna ugrzęzłam w beznadziejnej mierności; oplatały mnie wszystkie jej znamiona: niechęć do wielkości życia, mniejsza surowość względem wątpliwych okazji, tchórzliwe lenistwo przy wstawaniu, nieostrożność w spojrzeniach i czytaniu, niedbałość w modlitwie, oschłość przy Komunii świętej. To jeszcze nie upadek, ale już śliska ścieżka nad przepaścią.

A ponadto w to wszystko wplątana jest pokusa, pokusa groźniejsza niż wszystkie inne razem wzięte, pokusa podstępna i natrętna: „Zawsze będziesz tylko miernością. Czegóż chcesz? Ty świętą? Dajże spokój!”.

I nie mogę otrząsnąć się z tego ciężaru, jak drzewo zbyt przysypane śniegiem, którego zamarłe i stężałe gałęzie nie mają już w sobie sprężystości.

Ale oto orzeźwiające słowa padają w moją duszę. Śnieg topi się, gałęzie prostują się i drżą w podmuchu ożywczego wiatru: jak tylko człowiek wyjdzie choćby jednym krokiem poza granice mierności, już tym samym jest zbawiony…

Chcę postawić ten krok. Już go postawiłam. Odwagi… Czuję w sobie nowe siły. Szczyty mnie znów pociągają! Pójdę na nie drogą wewnętrznego udoskonalenia się. A więc naprzód…

Przezorność

„Trzeba całych miesięcy, aby żniwo dojrzało. Wystarczy jednej zapałki, aby żniwo spłonęło” (Ch. Peguy) (1).

Nieostrożność jednej chwili może zniszczyć całe życie.

Groźna potęga każdego z wolnej woli płynącego aktu! Jedno „chcę” człowieka wydaje się tak małą rzeczą, a jednak wystarcza, aby z człowieka uczynić świętego lub zbrodniarza. Przeciwko ludzkiej wolności nikt nic nie może: ani drugi człowiek, ani, do czasu przynajmniej, nawet Bóg. Zezwala na to, aby w czasie ziemskiego naszego życia był niejako zaszachowany naszą złą wolą. I na odwrót: oto dusza w grzechu od lat pogrążona: niech jeden jedyny akt skruchy wzbije się z jej głębin, już wystarczy. Następuje natychmiastowa rehabilitacja.

Groźna potęga pewnych uczynków, spełnionych w pewnych okolicznościach: czasem niszczą całą przeszłość, czasem budują przyszłość.

Samo w sobie to pociągnięcie wydawało się nic nie znaczące. Przez swoje następstwa jest straszne. Rzucam na wiatr nie dogaszoną zapałkę. Bóg wie, czego nie zniszczy to niedbalstwo.

Każdy spełniony uczynek, wymówione słowo, przyjęta i dopuszczona myśl, to ta zapałka rzucona w świat, która może wokół mnie lub we mnie wzniecić pożar zniszczenia, lub zapłonąć świętym zniczem.

Uważać na niespodzianki w życiu duchowym. Przewidywać konsekwencje swoich uczynków. Rządzić sobą i pamiętać, że „rządzić” znaczy przewidywać.

Bierność wobec pokusy

„Wiedziałam dobrze, co się stanie, jeśli na to zezwolę… I zezwalałam” – wyznaje pewna dusza dręczona pokusami.

Nic gorszego, jak ta bierność wobec dostrzeżonego zła. Człowiek przewiduje niebezpieczeństwo. Czuje, że powinien się oprzeć, a jakiś rodzaj paraliżu przeszkadza mu w powzięciu potrzebnych decyzji. Należy jasno zrozumieć, że nie chcieć stawiać oporu znaczy to samo, co chcieć nie stawiać oporu. W takich wypadkach brak czynu jest już sam czynem, równa się włożeniu ręki w rozpędzone tryby. Gdy człowiek nie chce odmówić sobie nieszkodliwej na pozór przyjemności podchodzenia do pokusy i oglądania jej z bliska, tym samym dodaje tej pokusie śmiałości i z pewnością ulegnie jej magnetycznemu wpływowi.

Pokusa podsuwa przed oczy człowieka przedmiot zarazem pociągający i zakazany. Ponieważ to a to jest zakazane, skoro tylko sumienie ostrzeże mnie, powinnam natychmiast przeciwstawić się złu i zaznaczyć moją duchową podstawą, że je potępiam. Jeżeli zaś dam się uwieść ponęcie pokusy, nie zajmę od razu zdecydowanego względem niej stanowiska, tym samym daję poznać, że ta pokusa mnie zwycięży, jeśli się do tego potrafi odpowiednio zabrać. Jest to następstwem tego, że oczywistość zakazu nie uzbroiła mnie w opór, że na pokusę patrzyłam biernie, a może nawet ku niej podchodziłam.

W niebezpieczeństwie z bliska oglądanym leży pewien urok. Człowiek nie chce upaść, to jasne, ale ma jakąś ochotę zbliżyć się do grożącego niebezpieczeństwa, narazić się na bliższą lub dalszą okazję upadku. Precz z tymi ryzykownymi próbami, z tymi połowicznymi niewiernościami, z tymi cichymi dezercjami. Chodźmy w świetle. Bez niepokoju. Nie upatrujmy zła wszędzie. Nie upatrujmy go tam, gdzie go nie ma. Ale tam, gdzie sumienie widzi je jasno, cofajmy się natychmiast. Kto się lubuje w niebezpieczeństwie, prędzej lub później w nim zginie.

Miękkość życia

Co ją charakteryzuje?

Unikanie wszelkiej niewygody. Nie możemy znieść tego, żeby nam było źle. Zawsze i wszędzie chcemy, żeby nam było dobrze i jak najlepiej. Ogarnia nas gorączkowe pragnienie komfortu i wygody; nie możemy się powstrzymać od wyszukiwania zawsze wszystkiego, co najłatwiejsze, od uganiania za wszystkim, co dogadza ciału, za perfumami, za łakociami, za zbytkiem.

Czego dowodzi?

Dowodzi mało głębokiej wiary. Stajenka nie była wygodna; krzyż też nie. Iść drogą krzyżową za Panem Jezusem wśród całego wyrafinowanego komfortu czasów dzisiejszych, to nie znaczy naśladować Zbawiciela, lecz raczej naśladować Go w sposób niechrześcijański. Gdy cesarz chcąc zanieść krzyż odebrany Persom na górę Kalwarię zamierzał przybrać się w swe najbogatsze szaty, biskup Jerozolimy rzekł mu: „Nie, panie, trzeba ci szat innych, godniejszych Ukrzyżowanego Mistrza”. Zastanowię się nad nauką zawartą w tych słowach.

Dowodzi małej energii. Żeby schodzić z pochyłości nie potrzeba żadnego wysiłku. Ale czym jest życie bez wysiłku?

Jakie ma skutki?

Czasem skutkiem jej jest grzech. Grzech ciężki rzadko przychodzi z nagła; zawsze go wyprzedza szereg rozlicznych upadków, powolne obumieranie życia doskonalszego. Miękkość życia jest najlepszym przygotowaniem do grzechu ciężkiego. Człowiek nieprzyzwyczajony do zwyciężania się w rzeczach łatwych, tylko cudem może oprzeć się pokusie ciężkiej.

A jeśli miękkość życia nie doprowadza do grzechu, to w każdym razie pozbawia nas zrozumienia powagi życia. Czyni nasze życie płytkim, rozlanym, bladym. A życie bez głębokości, bez wydajności jest życiem nijakim.

Życie według kaprysu

Co je charakteryzuje?

Brak wszelkich reguł. Odrzucają dziś ludzie wszelki przymus, wszelką rozumną organizację i ład, nazywając je „mechanizacją” życia. Chcą działać według zachcianek i fantazji; wstawać o godzinach dowolnych i nieoznaczonych. Zajmować się tym, na co przyjdzie ochota, robić co się nasunie. Jest to kaprys i fantazja podniesione do godności prawa życiowego. Żadnej stałości, ustawiczna zmiana, poddawanie się każdej zachciance, każdemu widzimisię. To nazywa się dzisiaj nieskrępowanym wolnym rozkwitem indywidualności. A w istocie jest to tylko chaos, kaprys, fantazja, jest to tracenie czasu, który nie ujęty w żadne ramy przecieka przez palce, jest to marnowanie sił i zdolności, które w ciągłej agitacji nie wydają żadnej pożytecznej pracy.

Czego dowodzi?

Braku zastanowienia. Człowiek nie działa przez rozumne poznanie doraźnej potrzeby takiego a takiego czynu. „To mi się podoba, tego chcę” – oto jedyne pobudki działania. Toteż, gdy przyjdzie spełnić obowiązki mniej przyjemne, co za katastrofa!

Dowodzi też głęboko zakorzenionego egoizmu, kultu samego siebie, posuniętego do bałwochwalstwa.

A wreszcie bolesnego braku wiary. Chrześcijańską zasadą życia codziennego jest robić w każdej chwili to, co Bóg chce i jak chce, według przykładu Jezusa Chrystusa, który nigdy swojej woli nie pełnił. O to ludzie nie dbają. Najwyższa wola czy życzenie Boże, jest ostatnią ich troską.

Jakie są następstwa takiego życia?

Wśród otoczenia niezadowolenie, niepokój, rodzaj zgorszenia. Jakież zaufanie można mieć do kogoś, kto daje się powodować każdemu podmuchowi wiatru?

Dusza rządzona kaprysem jest zazwyczaj bezpłodną. Pewna giętkość w działalności jest dobra i trzeba umieć iść za natchnieniem. Ale dusza niespokojna i zmienna, człowiek kręcący się jak chorągiewka na wietrze, nie może być produktywny. Od takiej zmienności będę się broniła wszelkimi siłami, a jeśli mam to nieszczęsne usposobienie, wyleczę się z niego za każdą cenę.

Ks. Raoul Plus SI

(1) Charles Peguy (1873–1914) – francuski poeta, prozaik i publicysta; początkowo pod wpływem idei socjalistycznych, potem nawrócony na katolicyzm; autor dramatów mistycznych i poematów religijnych Misterium miłości Joanny d’Arc, Ewa, Gobeliny (wielki fresk poświęcony św. Genowefie, Joannie d’Arc i Najświętszej Maryi Pannie), studium Wiktor Maria, hrabia Hugo; jeden z bezkompromisowych obrońców Dreyfusa; zginął w bitwie nad Marną.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Dziewczętom ku rozwadze.