Rozdział osiemnasty. Święta i nabożeństwa, cz. 1

Boże Narodzenie

Betlejem… skalna grota… dawna stajnia. Nie kartonowa, malowana szopka, którą oglądamy jako religijną pamiątkę. Nie, to ta pierwsza, prawdziwa stajenka; ta niewygodna stajnia o długości dwunastu metrów i szerokości czterech; ta stajnia gnojem powalana, na wszystkie przeciągi i wiatry otwarta…

Będę patrzył długo, uważnie, będę rozmyślał i zastanawiał się.

Jestem teraz w Betlejem, w bazylice Narodzenia Pańskiego. Na ziemi, w oprawie białego marmuru srebrna gwiazda, a na niej napis: „Tu z Maryi Dziewicy narodził się Jezus Chrystus” (Hic de virgine Maria Jesus Christus natus est).

To tu… Nie?… Śni mi się!… Bynajmniej; nic bardziej stwierdzonego, nic bardziej ścisłego… Z Maryi Dziewicy… Co za tajemnica! Jak prawdziwie jest błogosławiona między niewiastami ta młoda Matka, którą oczyma wiary widzę tu, koło tej szczególnej kolebki…

Narodził się Jezus, to znaczy Słowo, to znaczy sam Bóg! Ta tajemnica jest tak wielka, tak przygniatająca, że Kościół każe swoim kapłanom padać na kolana za każdym razem, gdy w Mszy świętej przychodzi słowo „Wcielenie” – a mianowicie: w środku Credo i przy końcu ostatniej Ewangelii (1). Ten Maluczki jest Największym! Upadnę na kolana. Będę uwielbiał. I jak się bać? Ten wielki, ten największy jest taki maleńki! Zbliżę się. Będę mężny; odważę się na wszystko.

Wniebowstąpienie

„Wy jesteście świadkami tego” (Łk 24, 48), powiedział Chrystus Pan do Apostołów – i do nas wszystkich – zanim wstąpił do nieba. Świadkami „tego” – to znaczy świadkami Jego i Jego nauki.

Nic nie przynosi takiej szkody nauce Chrystusowej, jak sposób, w jaki wielu ludzi tą nauką żyje. Oni to głównie, ci wyznawcy oziębli i niedbali tworzą społeczność, którą zwykliśmy nazywać społecznością wiernych. Bolesna ironia! Dziwna wierność!

„To ma być katolik” – powiada niewierzący, który pod pretekstem tego złego przykładu zwalnia się z obowiązku poszukiwania prawdy albo z obowiązku życia prawdą już zdobytą!

Gdyby wszyscy wierzący byli prawdziwie wierzącymi, gdyby byli konsekwentni i wobec siebie logiczni, gdyby byli naprawdę praktykujący – nie byłoby tylu niewierzących. Wspaniałość i blask, jakie ma prawdziwe życie katolickie, przyciągałyby do Chrystusa wszystkie dusze i nikt nie miałby wymówki, aby nie wierzyć. Ale katolicyzm wielu ludzi jest tak nędzny, tak chwiejny, tak blady, że dla honoru wiary byłoby prawie lepiej, aby go wcale nie było.

Ja przynajmniej będę wyznawał i praktykował moją wiarę odważnie i publicznie, choć pokornie. Przez moją ewangeliczną wierność będę dawał świadectwo Boskości Ewangelii.

Zesłanie Ducha Świętego

Dzieje Apostolskie zaznaczają, że Apostołowie w dzień Zielonych Świątek byli pełni entuzjazmu i zapału… Dwunastu ludzi, a jednak ich zapał wystarczył, aby nawrócić świat.

Dwunastu ludzi! I to jakich ludzi! Nieuczonych, bojaźliwych, słabych; takimi byli przed zesłaniem Ducha Świętego. Ale oto Duch Święty zstępuje. Przemawia do ich dusz. Zapala je i dźwiga. Pójdą aż na kraniec świata. Nieprzyjaciele chcieliby zabronić im mówić. „Milczeć? Nie, niemożliwe!” Muszą przepowiadać światu Ewangelię. Całe tłumy nawracają się. Świat grozi im, więzi, zabija… Nic ich nie powstrzymuje. Już wzięli rozpęd. Zdaje się, że świat chce zatopić Kościół we krwi. Całe trzy wieki trwają straszliwe męczeństwa. Kościół chwilami wolny, napotyka jednak i później na podobne prześladowania. Ale te prześladowania nie wstrzymują jego rozwoju: ziarnko gorczyczne jest wrzucone w ziemię.

Co dokonuje tego cudu? Zapał. Zapał w dobrym i silnym tego słowa znaczeniu, zapał, który oznacza święty ogień, płonący w sercu i duszy. Gdy mamy w sercu Ducha Świętego, gdy ten Duch Święty rozbudzi wszystkie żywotne siły naszej duszy, gdy obudzi w niej zapał i podtrzymuje energię, wtedy jesteśmy nie do pokonania i wszystko jest możliwe z naszym udziałem.

Bez zapału niczego nie można dokonać. Kto w sercu nosi płomień, ten jest tym samym siewcą zdobywczego światła.

Piętnasty sierpnia

Istnieje:

1. Śmierć bez miłości. Jest to śmierć w stanie grzechu ciężkiego.

Niech Bóg mnie od niej zachowa. A ponieważ drzewo pada zawsze w stronę, w którą się chyli, więc będę się wystrzegał grzechu ciężkiego.

2. Śmierć w miłości. Za łaską Bożą taka będzie moja śmierć.

Nie usnę nigdy, nie sprawdziwszy stanu mojej duszy i nie wzbudziwszy aktu miłości, a w potrzebie i aktu skruchy.

3. Śmierć przez miłość. To jest śmierć męczenników.

Wielkie dusze: Foucault, Teresa od Dzieciątka Jezus wzdychają do niej. Czy to będzie moja śmierć? Prawdopodobnie nie. A zresztą kto wie? Krwawe prześladowania są chronicznym zjawiskiem w historii Kościoła. Przecież każdy z nas dałby swą krew za Ojczyznę… Dlaczego nie dałby jej za Boga?

4. Śmierć z miłości. To jest śmierć Maryi Panny (2). Najświętsza Maryja Panna umarła dosłownie z miłości. Jej ludzka powłoka skruszyła się pod naporem gorejącej w niej miłości Bożej. Taka miłość nie jest stworzona dla ziemi. Trzeba jej innego powietrza: powietrza niebios.

Poznanie Chrystusa

„Jak kochałbym Go, gdybym Go wcześniej znał” – mówił pewien nawrócony wieśniak.

Ale ja nie jestem jak ten wieśniak. Ja znam Pana Jezusa.

Czy mam naprawdę taką miłość dla Niego, jaką powinienem mieć? Czy ta cześć, którą Mu oddaję zasługuje na miano miłości?

Mówię, że znam Go. Czy naprawdę Go znam? Chyba nie. Gdybym Go znał, kochałbym Go jednak inaczej. Czy moja miłość nie jest taka blada właśnie dlatego, że moje poznanie nie jest dostateczne?

Kim jest dla mnie Chrystus? Czy nie jestem jak ci Apostołowie, którzy dostrzegli Chrystusa nad jeziorem, lecz w spowiciu rannej mgły nie mogli Go poznać? Czy dla mnie, tak jak dla nich wówczas, Chrystus nie jest tylko marą, niewyraźnym zarysem lub widmem?

Gdyby był dla mnie naprawdę kimś!

Jak inaczej wyglądałoby moje życie, gdyby Chrystus, lepiej i głębiej przeze mnie poznany, wszedł w nie, jak ktoś bardzo żywy, bardzo bliski, jak ktoś, który prawdziwie byłby przy mnie w każdej chwili. Czy takie życie nie stałoby się prawdziwym współżyciem z Chrystusem Panem?

Przez coraz bliższe i głębsze poznanie Chrystusa będę się starał wprowadzić Go w moje życie.

Ks. Raoul Plus SI

(1) Credo – wyznanie wiary; ostatnia Ewangelia – początek Ewangelii św. Jana odczytywany zawsze na końcu Mszy świętej aż do zmiany rytu w 1969 roku.

(2) W dniu 1 listopada 1950 roku papież Pius XII (1939–1958) ogłosił dogmat o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny: „Na chwałę Wszechmocnego Boga, który okazał swą szczególną życzliwość Maryi Dziewicy, na chwałę Jego Syna, nieśmiertelnego Króla wieków, Zwycięzcy grzechu i śmierci, dla powiększenia chwały Jego Czcigodnej Matki oraz ku weselu i radości całego Kościoła, powagą Pana Naszego Jezusa Chrystusa, świętych Apostołów Piotra i Pawła, i Naszą, ogłaszamy (pronuntiamus), orzekamy (declaramus) i określamy (definimus) jako dogmat objawiony przez Boga: że Niepokalana Matka Boga, Maryja zawsze Dziewica, po zakończeniu ziemskiego życia z duszą i ciałem została wzięta (assumptam) do chwały niebieskiej. Dlatego jeśliby ktoś, czego niech Bóg broni, odważył się temu zaprzeczyć, albo dobrowolnie podawać w wątpliwość to, co zostało przez Nas zdefiniowane, niech wie, że odpadł od Boskiej i katolickiej wiary”, [w:] M. Karas, Wyznania wiary i główne zasady doktrynalne. Katolicyzm, Kraków 2000, s. 102.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Młodzieńcom ku rozwadze.