Rozdział jedenasty. Małżeństwo a chrzest

Chrystus przyszedł, żeby przywrócić nam życie łaski utracone przez grzech pierworodny. Ustanowił chrzest jako praktyczny środek osiągnięcia życia nadprzyrodzonego. Osoba ochrzczona – to nie tylko dusza i ciało, ale również dusza, w której mieszka Bóg.

Według jednego z Ojców Kościoła chrzest jest małżeństwem Boga z duszą. Posuwa się On aż do tego, żeby nazywać dusze Spirita Sancta – formą żeńską od Ducha Świętego (Spiritus Sanctus). Bez owego małżeństwa Boga z duszą, osoba nie może być duchowo płodna. To jest niemożliwe: najbardziej bowiem szlachetny czyn dokonany przez kogoś w stanie grzechu śmiertelnego, nie ma żadnej wartości dla nieba.

Czym zatem jest małżeństwo dwojga istot z krwi i kości? Jest obrazem ziemskiej formy zjednoczenia, piękniejszego choć niewidzialnego – zjednoczenia Boga z duszą. Chrzest, małżeństwo – dwa sakramenty zjednoczenia – przy czym drugi z nich zawsze będzie tylko symbolem pierwszego. Zjednoczenie Boga z duszą, zjednoczenie męża z żoną. Dwa sakramenty zjednoczenia; dwa sakramenty płodności. Bez Boga dusza nie może uczynić nic owocnego ze względu na niebo. Bez siebie nawzajem małżonkowie nie mogą zrodzić dzieci. I tak, jak św. Paweł mógł nazwać każdy grzech cudzołóstwem, jako że jest on dobrowolnym odejściem od Boga, tak każde zerwanie więzi małżeńskiej jest nagannym i rzeczywistym cudzołóstwem.

Zarówno więc chrzest jak i małżeństwo są sakramentami nienaruszalnego zjednoczenia. Zerwanie związku czy to poprzez odejście od Boga, czy rozwód z małżonkiem, w każdym przypadku można nazwać cudzołóstwem.

Jakąż lepszą gwarancję swej wzajemnej wierności mogą mieć małżonkowie niż przez wspólne życie w stanie łaski? Każde z dwojga odrzucających rozwód z Bogiem, może tym samym być bardziej pewne drugiego. I chociaż są zjednoczeni tym samym przyrzeczeniem, uściskiem małżeńskim, są tak samo nawzajem zjednoczeni przez tego samego Ducha Świętego, który zespala ich swoim węzłem. Którekolwiek z małżonków, jeśli to odrzuca, tym samym narusza integralność daru z siebie. Oboje muszą żyć prawdą definicji duszy będącej w łasce, podanej przez Tertuliana. „Któż to taki chrześcijanin?”, zapytywał. „Chrześcijanin – to dusza w ciele i Bóg w tej duszy.” Dać partnerowi w małżeństwie jedynie te dwa pierwsze elementy, a odmówić mu trzeciego – znaczy tyle, co nie dać wszystkiego, nie dać najlepszego. Słusznie należy to uznać za grabież, grabież, która rani męża i żonę. Czy można sobie z tego nie zdawać sprawy? Jest to jednak głęboko prawdziwe: rzeczywiście – to podwójna zdrada. Kto bowiem może zagwarantować, że ten, który był na tyle tchórzliwy, że zdradził Boga, nie będzie równie podatny na zdradę wobec swego partnera życiowego?

A więc prawdą jest, że tylko wierność Bogu dopełnia małżeństwo.

Szacunek w miłości

Całkowita wierność w małżeństwie jest rzeczą podstawową. Jest to wszakże dopiero minimum. Traktować się jako żywe tabernakula Boga – oto, czego domaga się małżeństwo pomiędzy dwojgiem ochrzczonych.

Czy nie wiesz, że sakrament inicjacji chrześcijańskiej przemienia osobę w żywą świątynię Najwyższego? Przecież wiesz.

Otóż, za tą mniej lub bardziej atrakcyjną ludzką sylwetką osoby będącej partnerem małżeńskim, będącej ciałem i duszą, mieszka wewnątrz Bóg żyjący swym Boskim życiem w głębinach duszy. Jeżeli więc słabe zdrowie lub posunięty wiek sprawiają, że mąż czy żona stają się zewnętrznie mniej atrakcyjni, to nie jest to powód, żeby zgasła miłość.

Ilu zdaje sobie sprawę, że gdy mąż i żona będąc w stanie łaski, obejmują się na mocy przywileju małżeńskiego, wchodzą w uścisk miłości z samą Trójcą Przenajświętszą, która jednoczy ich nawet mocniej niż ich ludzki uścisk? Jakże wielkiej nadprzyrodzonej bliskości oraz wspaniałej godności przysparza to ich związkowi, bez cienia stawania pomiędzy nimi! Jak to podnosi i stawia na piedestał to, co samo w sobie jest dobre, chociaż ciągle cielesne i dlatego zdolne łatwo przemienić się w przyziemne i przez niektórych niechętnie uznawane za coś szlachetnego.

Trudno spotkać chrześcijan, którzy wierzą, przynajmniej wierzą, w fundamentalną tajemnicę życia ochrzczonych. O. Karol de Foucauld pisał do swej zamężnej siostry, matki rodziny:

„Bóg jest w nas, w głębi naszej duszy… zawsze, zawsze, zawsze tam, słuchając nas i prosząc o chwilę pogawędki. I to jest, kochana, jak długo pozwoli mi moja słabość, samo moje życie. Staraj się, żeby stawało się ono również coraz bardziej twoim; to cię nie odizoluje, ani nie odciągnie od innych zajęć. Do tego potrzeba tylko minuty; wówczas zamiast ciebie samej, będzie was dwoje do wypełnienia twoich zadań.

Od czasu do czasu opuść oczy ku sercu, badaj się przez małe ćwierć minuty i powiedz: «Ty tam jesteś, mój Boże. Kocham Cię». Zabierze ci to nie więcej czasu i wszystko, co czynisz, będzie wykonywane z taką pomocą znacznie lepiej. A jak wielka to pomoc! Pomału nabierzesz tego zwyczaju i w końcu będziesz miała stałą świadomość tego słodkiego towarzystwa w tobie, tego Boga naszych serc… Módlmy się nawzajem za siebie, żebyśmy oboje zachowywali owo miłujące towarzystwo tego drogiego Gościa naszych dusz”.

Gdyby mąż i żona byli jednakowo przekonani o żywym blasku bijącym rzeczywiście z ich dusz, jak bardzo ów akt małżeński, po pierwsze – tak święty, stałby się dla nich aktem Boskiej wiary, aktem przenikniętym najwyższym duchem nadprzyrodzoności. Chcę często medytować o swoim chrzcie oraz tajemnicy Boskiego życia we mnie. Chcę przyzwyczaić się do traktowania siebie jako żywego tabernakulum mego Pana, uważać mego towarzysza życia za potrójny przybytek Boskości, ponieważ wiem, że tak rzeczywiście jest.

Sprawiedliwi żyją wiarą. Chcę żyć wiarą.

Małżeństwo a Ciało Mistyczne

Chrystus przyszedł przywrócić życie Boże, które utraciliśmy przez grzech. Ale jak? Nie zbawił nas tylko jakimś czynem zewnętrznym, podobnie jak gdy ktoś wykłada jakąś sumę pieniędzy na okup za niewolnika, lecz wcielając nas w siebie, jednocząc nas wszystkich w jeden z Nim organizm. „Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami.”

Chrystus jest Głową, my – członkami, a razem tworzymy całe ciało, Chrystusa. Zgromadzenie wszystkich członków, wszystkich latorośli zjednoczonych, stanowi Kościół złączony nierozerwalnym węzłem z Chrystusem, swoim Wodzem i Głową.

A chrześcijańskie małżeństwo będzie – i będzie tylko i wyłącznie – symbolem tego zjednoczenia Chrystusa z Jego Kościołem, Kościoła z jego świętą Głową. Św. Paweł na końcu swego Listu do chrześcijan w Efezie podaje wszak nie inną regułę miłości i bezpieczeństwa małżonków w ich związku, jak radę, by naśladować to zjednoczenie w swym życiu. Mówi do żon: „Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus – Głową Kościoła: On – Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom – we wszystkim” (Ef 5, 22–24).

Później zwracając się do mężów, pisze dalej: „Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie”. W taki sposób mężowie powinni kochać żony, i przypominając słowa Księgi Rodzaju: „Będą dwoje jednym ciałem”, św. Paweł kończy: „Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła”.

Czy można wyobrazić sobie rozwód między Chrystusem a Kościołem, między Kościołem a Chrystusem? Analogicznie niemożliwą powinna być myśl o rozwodzie pomiędzy mężem i żoną w chrześcijańskim małżeństwie, gdzie mąż jest niczym innym jak drugim Chrystusem, Jego obrazem, a kobieta jest drugim Kościołem, jego obrazem.

To jednak tylko aspekt negatywny… nie rozdzielać się. Zjednoczenie Chrystusa z Kościołem, które symbolizuje chrzest, zaprasza małżonków, żeby byli sobie wzajemnie jak najgłębiej i całkowicie oddani. To tego całkowitego poświęcenia się sobie nawzajem domaga się św. Paweł.

Nie bez powodu więc liturgia Mszy świętej ślubnej odwołuje się do tego konkretnego Listu św. Pawła. Niestety, jakże niewielu rozumie, choćby w jakimś tylko stopniu, jak wielką wagę mają te teksty!

Jakże bardziej odpowiednią rzeczą byłoby wykorzystać rozmowy prowadzone podczas ślubu, żeby wyjaśnić zainteresowanym wzniosłe znaczenie ceremonii ślubnej oraz zobowiązania wynikające z małżeństwa, zamiast serwować im tyle gadaniny i darzyć tyloma komplementami!

Cała trudność w tym, że wymagałoby to poruszenia tematu głębokiego ducha Ewangelii, a dla większości osób Ewangelia jest martwą literą. W rezultacie każdy trzyma się niskiego poziomu banalnych tematów zrozumiałych dla wszystkich.

Będę często wracał do tego Listu mojej Mszy ślubnej; on pomoże mi pogłębić moje chrześcijaństwo.

Wzajemne oddanie

Nacisk kładziony na obowiązek wzajemnego oddania męża i żony jest oczywisty w świetle przytoczonego cytatu ze św. Pawła. Po to, żeby Kościół pozostał nienaruszony, piękny i niepokalany, Chrystus Pan jest bardzo szczodry w swojej trosce o niego. W zamian Kościół nie pozostaje w tyle, by przynosić chwałę swemu Boskiemu Małżonkowi.

Oto jak mężowie i żony powinni się traktować. Mąż musi być drugim Chrystusem, wierną kopią Chrystusa. Nie powinien zaniedbywać niczego dla czci i dobrobytu swej żony; powinien być nawet gotowy, w razie potrzeby, przelać za nią krew. Ona ze swej strony powinna robić wszystko, by szanować męża. Musi to być wzajemna rywalizacja miłości.

Podobnie jak pomiędzy Chrystusem i Kościołem istnieje, w doskonałej harmonii ze wzajemnym oddaniem, węzeł władzy z jednej strony i uległości z drugiej, tak również w domu mąż ma za zadanie przewodzić w ich wspólnej drodze, żona zaś dołącza swoje wysiłki do jego wysiłków, z uczuciami kochającej uległości.

Podległość żony mężowi nie wynika z kobiecej niezdolności, lecz z innych funkcji, jakie każde z nich ma do wypełnienia. Gdy każde wypełnia właściwą funkcję, jedność domu jest zapewniona. Żona nie jest niewolnikiem, lecz towarzyszem. W ważnych sprawach nie ma podległości, lecz konieczna równość. Mężczyzna nie ma prawa wchodzić do małżeństwa zbrukany, a mimo to wymagać, żeby żona była nadal dziewicą. Mężczyźnie nie może być wolno zdradzać domu, gdy żona tymczasem jest zobowiązana pozostawać wierną. A co się tyczy praw małżeńskich, obowiązek jest wzajemny, równy dla każdej ze stron: gdy mąż prosi żonę, żeby mu się oddała, ona musi zadośćuczynić tej prośbie. Lecz ten obowiązek jest wzajemny; gdy ona prosi go o to samo, on również musi spełnić jej prośbę.

Obowiązek podporządkowania obowiązuje jedynie, gdy chodzi o kierunek, w którym zmierzać ma rodzina. Nie daje on mężowi prawa narzucać żonie swoich humorów. Przeciwnie, gdyby posuwał się do tego, żeby stawiać żonie żądania przeciwne prawu Bożemu, ma ona obowiązek sprzeciwić mu się z całą delikatnością, lecz jednocześnie z konieczną stanowczością. Właściwie rozumiana uległość żony wobec męża nie jest absolutnie umniejszająca. Ponadto, być posłusznym nie jest nigdy degradacją, lecz wzniesieniem się na wyższy poziom.

Niech mąż i żona nie tyle starają się sobie dorównać, lecz raczej być godnymi siebie nawzajem. Niech mężczyzna, wykonując swą władzę, kieruje się umiarkowaniem i roztropnością zdobywającą zaufanie, a kobieta dąży do tego, by być w pełni kobietą, nie o cechach męskich, lecz kobiecych.

Ciekawą cechą domu jest nie mężczyzna czy kobieta, lecz oni oboje; nie jednostka, lecz rodzina, harmonijny rozwój komórki rodzinnej; nie dwoistość jako taka, lecz wspólny marsz do przodu obojga.

Ks. Raoul Plus SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Chrystus w rodzinie. t. I: Małżeństwo.