Rozdział dziewiąty. Druga wielka podróż

Paweł i Sylas rozpoczęli podróż od Syrii i Cylicji, odwiedzając po drodze tamtejsze kościoły, zatrzymując się na jakiś czas dla sprawdzenia, czy wierni pamiętają wszystko, czego ich Paweł nauczył. Bierzmowali też nowo nawróconych i umacniali wszystkich, by byli dobrymi i wiernymi chrześcijanami.

Kiedy skończyli tę część wyprawy, wyruszyli do Derbe i Listry, zobaczyć, co się dzieje z nawróconymi przez Pawła chrześcijanami.

W jednym z tych miast zaprzyjaźnili się z młodym chrześcijaninem o imieniu Tymoteusz. Jego matka była jedną z nawróconych przez Pawła Żydówek, a ojciec przeszedł na chrześcijaństwo z pogaństwa. Paweł i Sylas musieli bardzo polubić Tymoteusza, gdyż postanowili zabrać go ze sobą w dalszą drogę.

Tymoteusz nie był obrzezany, gdyż jego ojciec był poganinem. Paweł obrzezał go więc przed wyruszeniem w podróż. Co innego było uznawać, że nawróceni z pogaństwa nie muszą przestrzegać prawa żydowskiego, a co innego wzbudzać oburzenie w Żydach napotkanych w czasie wędrówki, skoro można było łatwo tego uniknąć. Gdy napotkani chrześcijanie pochodzenia żydowskiego usłyszą, że Tymoteusz ma matkę Żydówkę, na pewno spytają go, czy jest obrzezany. Jeśli dowiedzieliby się, że nie jest, zgorszyliby się. Podobnie i my bylibyśmy poruszeni na wieść o tym, że chłopiec, mający ojca żyda i matkę katoliczkę, nie został ochrzczony.

Tak więc wyruszyli we trzech – Paweł, Sylas i Tymoteusz – idąc od miasta do miasta, odwiedzając wszystkie nowe kościoły założone przez Pawła i Barnabę w trakcie podróży. Umacniali chrześcijan, opowiadali im o Soborze Jerozolimskim i jego postanowieniach. Wszędzie zastawali kościoły w pełni rozkwitu, z nowo nawróconymi napływającymi każdego dnia.

Podróżowali dalej przez Frygię i Galację. Uczeni wciąż się spierają, jaką trasę obrali. Oczywiście nie będę rozstrzygać tych kwestii. Powiem wam tylko, że jakąkolwiek drogą się posuwali, mieli zamiar dotrzeć do części Turcji nazywanej Azją Mniejszą, i tam głosić Ewangelię, ale Duch Święty dał Pawłowi poznać, by tego nie czynili.

Postanowili więc iść do kraju zwanego Bitynią, lecz Duch Święty polecił im, by tam również się nie udawali.

Nie stało się tak dlatego, by w tych miejscach nie miano usłyszeć o Naszym Panu. Ich mieszkańcy wkrótce się o Nim dowiedzieli. Chodziło o to, że Paweł i jego towarzysze mieli dotrzeć gdzie indziej, tam gdzie najbardziej ich potrzebowano.

Jeśli spojrzycie na mapę Turcji, zobaczycie, że na jej północnozachodnim krańcu jest mały półwysep. Leży tam port o nazwie Troada. Tam to doszli Paweł i jego towarzysze, wciąż niepewni, dokąd się dalej udać. W Troadzie Paweł miał widzenie człowieka z Macedonii, która leżała za morzem na północy. W widzeniu Pawła człowiek ten stanął przed nim i błagał:

– Przepraw się do Macedonii i pomóż nam!

Czy wiecie, kim mógł być ten człowiek z widzenia – jak uważają niektórzy ludzie? Samym Łukaszem! Nie można być tego całkiem pewnym, ale to podobne do Łukasza, że mówi o widzeniu Pawłowym, a nie wspomina: „To mnie wtedy zobaczył”.

Łukasz przybył do Troady zaraz po tym, jak Paweł miał widzenie. Wiemy o tym na pewno, ponieważ zaczyna od tej pory pisać „my zrobiliśmy to a to”, a nie: „oni zrobili to i tamto”. Chce w ten sposób zaznaczyć, że jest razem z apostołami i Tymoteuszem.

Wszyscy byli teraz pewni, że mają jechać do Macedonii, toteż wsiedli na pierwszy statek, jaki się nawinął, i popłynęli do Neapolu, portu macedońskiego. Stąd przeszli trochę kilometrów lądem do Filippi, głównego miasta tej części Macedonii.

Jeśli spojrzycie na mapę, zobaczycie, gdzie to jest – długi, wąski skrawek lądu między Bułgarią a Morzem Egejskim. Zobaczycie jeszcze jedną rzecz: Paweł i jego przyjaciele znaleźli się po raz pierwszy w Europie. Tak więc Filippi było pierwszym miejscem w Europie, gdzie usłyszano o Naszym Panu.

Zostali tu przez jakiś czas, rozmawiając o wielu rzeczach, z pewnością planując, gdzie dalej będą nauczać. Myślę, że mówili o czymś jeszcze: o Ewangelii, którą miał napisać Łukasz, a może już zaczął pisać.

Filippi było kolonią rzymską, nie mieszkało tam wielu Żydów, nie było synagogi. Paweł usłyszał jednak, że w sobotę niektóre Żydówki spotykają się na modlitwy w przyjemnym miejscu nad rzeką. Poszli więc w to miejsce i znaleźli tam grupkę kobiet. Po modlitwach usiedli z nimi, by opowiedzieć tamtejszym Żydówkom o Naszym Panu.

Jedna z tych kobiet nie była Żydówką, ale dorastała jako poganka. Uwierzyła jednak w prawdziwego Boga i chodziła modlić się z kobietami żydowskimi. Nazywała się Lidia. Wydaje się, że była dosyć bogata: sprzedawała ubrania barwione purpurą, które wyrabiano i farbowano w mieście, z którego pochodziła – w Tiatyrze.

Bóg sprawił, że z wielką uwagą wysłuchała Pawła i uwierzyła jego słowom. Było to pierwsze nawrócenie w Europie.

Wraz z Lidią do Kościoła przystąpili wszyscy jej domownicy. Po chrzcie powiedziała do Pawła:

– Teraz, gdy już należę do prawdziwego Kościoła, musisz wraz z przyjaciółmi zamieszkać w moim domu, a nie wynajmować kwatery.

Paweł i inni przekonywali, że Lidia nie musi tego robić, że czterech gości naraz to za dużo, i tak dalej, ale Lidia nie przyjmowała odmownej odpowiedzi. Poszli więc do niej i zostali w jej domu, uczyniwszy z niego ośrodek pracy misyjnej. Bardzo lubię Lidię – zastanawiam się, czy któraś z moich czytelniczek nie ma na imię Lidia?

Paweł z przyjaciółmi wciąż chodzili nad rzekę na miejsce modłów. Modlili się tam i głosili zebranym słowo Boże, nawracając ich.

Pewnego dnia, gdy szli na miejsce modlitwy, spotkali dziewczynę, niewolnicę, która, jak mówi Łukasz, była „opętana przez ducha”. Duch opętał dziewczynę i przez nią przepowiadał ludziom losy (bez wątpienia były to jakieś wymysły). Panowie niewolnicy zarabiali dzięki temu wróżeniu dużo pieniędzy, i uważali dziewczynę i jej ducha za cenną własność.

Gdy więc niewolnica ujrzała Pawła i Sylasa, obróciła się i pobiegła za nimi, wołając:

– Ci ludzie są sługami Boga Najwyższego, oni wam głoszą drogę zbawienia!

Nie wiemy, czy Bóg przymusił ducha do tych słów, czy też dziewczyna zdołała wyrzec je samodzielnie mimo opętania, w każdym razie tak właśnie się zdarzyło. I to nie tylko jeden raz: powtarzało się to przez wiele dni, za każdym razem, gdy niewolnica zobaczyła Pawła i jego towarzyszy.

W końcu Pawłowi zrobiło się jej żal, obrócił się i powiedział do ducha:

– Rozkazuję ci w imię Jezusa Chrystusa, abyś z niej wyszedł.

Duch natychmiast opuścił dziewczynę. Jestem pewna, że niewolnica cieszyła się z tego. Za to jej panowie, zobaczywszy, że już nie potrafi przepowiadać przyszłości, wpadli w złość. I jak myślicie, co zrobili?

Pochwycili Pawła i Sylasa: zawlekli ich przed władzę i powiedzieli:

– Ci Żydzi sieją w mieście niepokój. Głoszą obyczaje, których my, Rzymianie, nie możemy przyjąć.

Filippi było rzymską kolonią, bardzo dumną ze swej rzymskości. Było tam bardzo niewielu Żydów, i raczej nie cieszyli się popularnością, może dlatego, że różnili się od reszty, co jest jednym z najgłupszych powodów, żeby kogoś nie lubić – ale też zdarza się bardzo często.

W każdym razie zbiegł się tłum ludzi, powstały krzyki, tumult i zamieszanie, jak to bywa z nieokrzesanym zbiegowiskiem. Pretorzy, którzy chyba nie należeli do dobrych ludzi, przestraszyli się tym wszystkim i kazali oficerom zdjąć z więźniów szaty i siec ich rózgami.

Było to całkowicie sprzeczne z prawem rzymskim: Paweł i Sylas zostali jedynie oskarżeni, nie osądzeni, a poza tym byli obywatelami rzymskimi, więc nikt nie miał prawa ich wychłostać. Mimo to okrutnie wysieczono ich rózgami, a potem wtrącono do więzienia, a strażnikowi więziennemu przykazano, by ich pilnie strzegł. Zaprowadził ich więc do wewnętrznego lochu i skuł im nogi w dyby (są to drewniane deski z otworami na nogi). Nie było w tym wygodnie, za to strażnik miał pewność, że więźniowie nie uciekną. Bez wątpienia wystarczało to, by zatrzymać zwykłych więźniów, lecz nie tych, których pragnął uwolnić Bóg.

W środku nocy, gdy Paweł i Sylas pogodnie odmawiali modlitwy, nastało gwałtowne trzęsienie ziemi. Było tak silne, że bramy więzienia otwarły się, a kajdany więźniów opadły.

Strażnik wyskoczył z łóżka i pobiegł do więzienia. Kiedy ujrzał otwarte drzwi, wyciągnął miecz, chcąc się zabić. Wiedział, że śmierć czeka go i tak, gdy się okaże, że skazańcy uciekli.

Paweł jednak ujrzał go i zawołał na cały głos:

– Nie czyń sobie krzywdy! Jesteśmy tu wszyscy!

Strażnik schował więc miecz, zażądał światła, i wbiegł do więzienia w wielkim uniesieniu.

Myślę, że podejrzewał, iż Paweł i Sylas głosili prawdę i znali drogę do Nieba. Teraz zaś, gdy Bóg zesłał trzęsienie ziemi, by ich uwolnić, był tego pewien. Upadł więc do ich stóp, cały drżący, i rzekł:

– Panowie, co mam czynić, aby się zbawić?

Miał na myśli uchronienie się od śmierci, ale Paweł powiedział mu o wiele ważniejszym zbawieniu.

– Uwierz w Pana Jezusa – rzekł – a zbawisz siebie i swój dom!

Możecie być pewni, że do tego czasu już wszyscy z domu strażnika zerwali się na równe nogi, dziwiąc się, co się dzieje. Paweł zaś stanął w bramie więzienia i opowiedział im o Naszym Panu i Jego Kościele.

Wówczas strażnik przyjął Pawła i Sylasa do swego domu, obmył ich biedne, poranione plecy i ugościł śniadaniem. Był bardzo uradowany, on i wszyscy jego domownicy, i jeszcze tej nocy przyjęli chrzest.

Rankiem pretorzy, którzy zapewne doszli do wniosku, że poprzedniego dnia nieco się pospieszyli, wysłali wieść do strażnika, że Paweł i Sylas mają zostać uwolnieni. Strażnik ucieszył się bardzo.

– Teraz możecie już iść do domu – powiedział. – Czy wszystko jest w porządku?

Paweł tak nie uważał.

– Co takiego? – spytał. – Biczowali publicznie nas, obywateli rzymskich, bez osądzenia, a potem mówią cichaczem, że możemy iść do domu? Tak być nie może. Muszą przyjść sami i nas wyprowadzić.

Gdy wiadomość ta dotarła do pretorów, bardzo się przestraszyli. Nie wiedzieli, że Paweł i Sylas nie są zwykłymi Żydami, lecz także obywatelami rzymskimi. Pretorzy przyszli więc do więzienia i grzecznie prosili Pawła, by odszedł. Zarzekali się, że cała sprawa była niefortunną pomyłką, i tak dalej, i że będą wdzięczni, jeśli Paweł nie złoży na nich raportu. Czy zgodzi się opuścić miasto, by nie wywiązały się dalsze kłopoty?

Padło jeszcze wiele podobnych słów. Tak więc Paweł i Sylas uprzejmie zgodzili się wyjść z więzienia i opuścić miasto, wpierw jednak udali się do domu Lidii, opowiedzieli wszystkim, co się stało, pozdrowili ich. Pewnie też nieźle się uśmiali z nagłej grzeczności pretorów.

Po odejściu z domu Lidii Paweł i Sylas podróżowali dalej wzdłuż wybrzeża, wciąż podążając na zachód. Pierwszym miastem, do którego doszli, było Amfipolis, drugim Apolonia, nie zatrzymywali się w nich jednak i nie nauczali. Kierowali się do Tesaloniki, najważniejszego miasta tej części świata, wielkiego portu. Nieustannie trwał tam ruch statków – przypływały i wypływały. Tesalonika to miasto, które nie znikło, jak wiele miejscowości z tamtych czasów, ale wciąż trwa i nawet nazywa się podobnie – Saloniki.

Paweł i Sylas zatrzymali się tu u Żyda o imieniu Jazon. Łukasz nie mówi, czy był on starym przyjacielem Pawła, czy też Paweł nawrócił go, przybywszy do miasta. Był na pewno chrześcijaninem – nieważne, czy od dawna – a jego dom stał się główną siedzibą Kościoła rodzącego się w Tesalonice.

Przez pierwsze trzy tygodnie pobytu w mieście Paweł i Sylas chodzili do synagogi i nauczali Żydów o Naszym Panu.

Prócz samych Żydów, przychodzili tam też ludzie wychowani w pogaństwie, ale nauczeni przez Żydów wiary w prawdziwego Boga. Spotkaliśmy już taką osobę – była nią Lidia z Filippi, którą pewnie pamiętacie. Wiele takich „bojących się Boga” osób uwierzyło Pawłowi i Sylasowi i przyłączyło się do Kościoła, podobnie zrobili niektórzy Żydzi. Pozostali Żydzi byli jednak okropnie zazdrośni o wpływy Pawła, o to, jak chętnie wszyscy chcieli iść za jego nauką. Nie wiemy, jak długo Paweł pozostawał w Tesalonice, w końcu jednak ci Żydzi poczuli, że dłużej tego nie zniosą. Wynajęli wielu ludzi, gotowych zrobić wszystko dla pieniędzy – łatwo takich znaleźć w każdym mieście. Kazali im wzniecić zamieszki przeciw chrześcijanom.

Kiedy całe miasto wrzało, Żydzi napadli na dom Jazona. Chcieli pojmać Pawła i Sylasa, ale ich nie znaleźli. Zabrali więc Jazona i innych chrześcijan przebywających w domu, i zaprowadzili przed władze miasta. Oskarżyli ich, że to oni wywołali zamieszki!

– Oto są! – wołali. – Ludzie, którzy podburzają cały świat! A to jest Jazon, w którego domu mieszkają. Ci ludzie występują przeciw cezarowi – głoszą, że jest inny król, Jezus.

Rada miasta na wieść o tym poczuła się zagrożona, podobnie jak tłum zebrany, by widzieć, co się dzieje. Czy ci ludzie, mieszkający w ich mieście, są zdrajcami? Lecz rządzący miastem nie stracili głowy. Wypuścili Jazona i innych chrześcijan za kaucją. Zapewne rozgniewało to ich oskarżycieli, tym bardziej że dwóch ludzi, których najbardziej chcieli schwytać, było wciąż na wolności. Chrześcijanie za wszelką cenę chcieli uchronić Pawła i Sylasa od więzienia, toteż pod osłoną ciemności wyprowadzili ich z miasta i wysłali do Berei. Jest to miasto leżące około osiemdziesięciu kilometrów od Tesaloniki.

Gdy tam przybyli, skierowali się wprost do synagogi. Tu spotkali najszlachetniejszych – jak do tej pory – Żydów. Gdy Paweł i Sylas zaczęli im cytować teksty ze Starego Testamentu, pokazujące, że Nasz Pan jest Mesjaszem, którego nadejście przepowiadało tylu proroków, tutejsi Żydzi poszli i zaczęli czytać Biblię, i studiowali ją codziennie z wielką pilnością, by sprawdzić, czy Paweł i Sylas mają rację.

Wielu z nich nawróciło się, do Kościoła wstąpiło też wielu pogan – i tak Paweł i Sylas mieli w Berei wielkie osiągnięcia. Zostali tu przez jakiś czas, umacniając nowy Kościół.

Wkrótce Żydzi z Tesaloniki dowiedzieli się, co się stało w Berei. Oczywiście wpadli we wściekłość i wysłali tam ludzi, by wszczęli rozruchy.

Gdy chrześcijanie z Berei zobaczyli, co się dzieje, wysłali Pawła, by sam podróżował dalej wzdłuż wybrzeża, Sylas zaś i Tymoteusz zostali na jakiś czas na miejscu.

Myślę, że Pawła nie dało się zapomnieć, gdy się już go raz widziało – choć, jak mówią, był brzydkim mężczyzną. Był nieustraszony i nigdy nie można było przewidzieć co zrobi w danej sytuacji, jakkolwiek by była groźna. Jednak gdy zewsząd piętrzyły się kłopoty, wszyscy uznali, że najlepiej będzie jak najszybciej wyprawić go w dalszą drogę.

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Pierwsi chrześcijanie.