Rozdział dziewiąty. Całun Turyński a świadectwo badań naukowych, cz. 3

Niepowodzenie badania za pomocą węgla C-14 doprowadziło do ogłoszenia w sierpniu 1990 werdyktu Watykanu, w którym zakomunikowano, iż rozważane jest przeprowadzenie ponownych badań w celu ustalenia autentyczności Całunu. Jedynym warunkiem postawionym przed badaczami będzie zakaz używania metod mogących uszkodzić Całun. Rzecznik prasowy Stolicy Świętej, Joaquin Navarro, określił rezultat ekspertyz, przeprowadzonych w 1988 roku jako „dziwny”. Dodał, że pozostaje on w sprzeczności z poprzednimi wynikami, które wskazywały na to, iż płótno może liczyć sobie około dwóch tysięcy lat. Kardynał Turynu, Saldarini, oznajmił natomiast, że w 1998 Całun ponownie zostanie wystawiony na widok publiczny, otwarcie odrzucając wyniki oszukańczych badań metodą węgla C-14. Powyższym zdarzeniom nie poświęcono zbyt wiele uwagi w świeckiej lub należącej do katolickich modernistów prasie.

Wydaje się, iż zarówno katoliccy czciciele Całunu, jak i badający go naukowcy całkiem zapomnieli, że wiek tego płótna został już kiedyś ustalony przy pomocy naukowych metod, o wiele bardziej przekonujących, niż analiza węglem C-14.

Już w 1976 kapitan Amerykańskich Sił Powietrznych, John Jackson, poprosił swojego przyjaciela Billa Motterna, specjalistę w dziedzinie wzmocnienia obrazu z laboratoriów Sandia w Albuquerque, o to, aby umieścił niewielki, trzy na pięciocalowy slajd Całunu w maszynie, zwanej Analizatorem Systemów Interpretacji VP-8. Ku ich wielkiemu zdziwieniu, które zresztą przypominało trochę niegdysiejsze emocje Secundo Pii, na ekranie ujrzeli wspaniały, trójwymiarowy obraz Naszego Pana.

„Wreszcie Jackson wziął głęboki wdech i powiedział: «Bill, czy zdajesz sobie sprawę, że jesteśmy może pierwszymi ludźmi w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat, którzy dokładnie wiedzą, jak Chrystus wyglądał, kiedy złożono Go do grobu!»” (1).

Takiego trójwymiarowego efektu nie da się osiągnąć w analizatorze, dysponując zaledwie jednym zdjęciem, wymagane są do tego dwa, umieszczone w maszynie w pewnej odległości od siebie, lecz, niewątpliwie, Całun nie jest „zwykłym zdjęciem”.

Jackson zauważył, że w tym trójwymiarowym obrazie zwracają uwagę dziwaczne, nienaturalne wybulwienia w miejscu oczu. W materiałach na temat starożytnych żydowskich rytuałów pogrzebowych odkrył, że powszechnym w tamtym czasie zwyczajem było umieszczenie małych monet na powiekach zmarłego (2). Odpowiadałoby to dokładnie wielkości „wybulwień” na obrazie Całunu.

„Na trójwymiarowym obrazie Twarzy z Całunu widać rzeczywiście na powiekach dwie małe «dyskoidalne» wypukłości, na które zresztą Jackson zwrócił uwagę jeszcze przed Kongresem Turyńskim. «Jeśli, na przykład – pisał w specjalistycznym artykule, w przeddzień kongresu – te dyskoidalne ślady odpowiadają rzeczywiście monetom, wybitym między 29 a 31 rokiem po Chr., czyż nie dowiedzie się w ten sposób zarówno ich wieku jak i wieku Turyńskiego Całunu?» Artykuł zilustrowano zdjęciem, ukazującym lepton Poncjusza Piłata, nałożony na zdjęcie prawej powieki – kształty i rozmiary pasowały do siebie idealnie. Trzej autorzy owego artykułu, Jackson, Jumper i Stevenson sądzili nawet, iż potrafią zidentyfikować motyw na odwrocie monety – laskę astrologa. Ale wówczas nie rozumieli jeszcze znaczenia swojego odkrycia: «Interesujące, jednakże w chwili obecnej nie ma dość danych do wyciągnięcia konkluzji»” (3).

Dopiero ks. Francis Filas SI, autor wspaniałej książki o świętym Józefie, zatytułowanej Joseph: The Man Closest to Christ [Józef: mąż najbliższy Chrystusowi] dokonał przełomowego odkrycia:

„W sierpniu 1979, prawie rok po turyńskim testach, ten jezuita, profesor z Uniwersytetu św. Ignacego Loyoli w Chicago (zmarł 15 lutego 1985 w wieku 69 lat) odkrył, że na ślad prawej powieki nakłada się drugi ślad, tej samej wielkości, około 15 milimetrów średnicy i tych samych kształtów, co monety bite za czasów Poncjusza Piłata, opatrzone laską astrologa, oznaczającą władzę namiestniczą. Na powiększeniu obrazu prawej powieki wyraźnie rysuje się kształt tej zagiętej laski, otoczonej przez cztery litery” (4).

Cztery greckie litery widoczne na monecie to Y CAI – część napisu, który w całości, jak spekulował ksiądz Filas, brzmiał „TIBERIO[Y CAI]SAROS” – „Cesarz Tyberiusz”.

Pojawiał się jednak problem w postaci błędnego użycia w greckim napisie łacińskiego C zamiast greckiego K (kappa). Inskrypcja powinna raczej zawierać fragment „Y KAI”, zamiast „Y CAI”.

Co dziwne, odkrycie ojca Filasa spowodowało konsternację w obrębie STURP. Rzecznik prasowy grupy, Samuel Pellicori, fizyk z Centrum Badawczego w Santa Barbara oznajmił, iż odkrycie ojca Filasa nie jest niczym więcej, jak tylko owocem jego nadmiernie bujnej wyobraźni. „Obraz na Całunie cały składa się z poszczególnych plamek i kropek, więc gdy ktoś zechce, może w każdy możliwy sposób łączyć je w litery i to na całej powierzchni Płótna. Wpatrując się w nie odpowiednio długo można by odkryć nawet własne inicjały” (5).

Nie jest to jednak prawda. Na powiększeniu fotografii litery Y CAI są łatwe do spostrzeżenia dla każdego, kto ma oczy, żeby patrzeć. Trudno mi prawie uwierzyć, że odczyt ojca Filasa na konferencji STURP w Los Alamos w roku 1979 został przyjęty w podobny prawie sposób, jak wystąpienie Yvesa Delage’a przed Francuską Akademią Nauk w roku 1902. W liście do brata Eymarda ksiądz Filas tak opisuje przebieg całego zdarzenia:

„Ks. Filas odpowiedział mi, przysyłając wspaniały list, datowany na 20 grudnia 1981 roku. W imię szacunku wobec pamięci o nim trzeba nam przytoczyć to pismo w całej rozciągłości. Na wstępie opowiada, jak w październiku 1979 roku przybył pierwszym, rannym pociągiem do Los Alamos, gdzie spotkało go, ze strony przynajmniej połowy grupy, lodowate milczenie, uprzedzenie i wrogość, posunięta prawie że do jawnego szyderstwa. Postawa ta była do tego stopnia jawnie nienaukowa i nieobiektywna – pisze ks. Filas – że w kilka dni po zakończonym spotkaniu otrzymał co najmniej tuzin listów od innych członków STURP z przeprosinami za nieuprzejme przyjęcie mojej osoby tylko dlatego, iż ośmieliłem się sugerować, że wiem coś, czego oni, jako grupa, nie wiedzieli.

Być może kryła się w tym, oprócz zazdrości, jeszcze pełna uprzedzenia postawa wobec religii katolickiej. Ks. Filas pisze bowiem dalej, że naukowe przygotowanie w postaci studiów z dziedziny matematyki i chemii, którymi mógł się poszczycić oprócz posiadanego doktoratu z teologii, nie przeszkodziły niektórym członkom STURP i innym krytykom w traktowaniu go niczym jakiegoś niepiśmiennego dewota.

STURP pozostaje nieprzejednany w swoim sprzeciwie wobec monet, jednakże Heller, jak zauważyłem, sądzi, że wyniki księdza Filasa posiadają wielkie znaczenie – ale nie powie tego otwarcie w innych warunkach, niż tylko w prywatnej rozmowie. (Heller zachował milczenie również w czasie Sympozjum w New London, kiedy spytano go otwarcie, czy sądzi, iż Całun jest autentyczny.) Jackson, Jumper i Stevenson są dzisiaj równie małomówni w tej sprawie, co dziwi przecież, skoro ci sami w pewnym stopniu ludzie przygotowali grunt pod odkrycie ojca Filasa” (6).

Jest to kolejny przykład nierzetelności w nauce. Czyż archeologia biblijna nie jest dziś uznaną nauką, jakże więc można sądzić, że tylko metody z zakresu fizyki i chemii zasługują na miano naukowych?

„Poza tym, jakże może Pellicori twierdzić, że wziąłem za rzeczywistość swoje marzenia, jak może utrzymywać, iż chciałem ujrzeć monetę Piłata, skoro nie jestem numizmatykiem i zanim przypadkowo nie wpadłem na to, nie potrafiłbym odróżnić monety Piłata od dziury w ścianie. Musiałem najpierw udać się do lokalnego znawcy starych monet, który wskazał mi dopiero z jakimi książkami powinienem się zapoznać. Wtedy wykrzyknąłem moje «eureka!», bo odkryłem, że wszystko pasuje idealnie do Piłatowego leptona. A potem okazało się jeszcze, że istnieją dwie monety z tym błędem w napisie” (7).

Na szczęście odkrycie ojca Filasa potrafiło potwierdzić dwoje amerykańskich naukowców – doktorzy Alan i Mary Whangerowie, których poznaliśmy już wcześniej przy okazji omówienia badań nad Sudarium z Oviedo. Oni to podjęli badanie w miejscu, gdzie zatrzymał się STURP. W 1981 Whanger opracował nową metodę analizy fotograficznej, którą nazwał „techniką nakładania spolaryzowanych obrazów”. Kiedy dwa nałożone na siebie obrazy zostają rzucone przez filtr polaryzujący na ekran, trzeci filtr umożliwia porównanie poszczególnych detali. Monety na powiekach Zbawiciela ukazały się z taką wyrazistością, że obecnie nikt, nawet członkowie STURP nie powątpiewają w ich istnienie.

„Stosując naszą technikę spolaryzowanych obrazów z użyciem fotografii monety Filasa i komputerowo wzmocnionej fotografii obszaru nad prawym okiem… z odbitki Enriego z 1931 roku, odkryliśmy, że obrazy te prawie idealnie pasują do siebie… Jest co najmniej 74 punkty zgodności pomiędzy wszystkimi literami UCAI (a przy zwykłej rozprawie sądowej wystarczy 45 do 60 punktów, aby jednoznacznie potwierdzić, że dwie fotografie przedstawiają jedną i tę samą rzecz)… Moneta nad lewym okiem nie jest tak dobrze widoczna, jednakże, przy użyciu metody nakładania spolaryzowanych obrazów, z innymi monetami jako wzorcami, byliśmy w stanie ustalić tożsamość także i tej drugiej monety. Co ciekawsze, uzyskane obrazy w 73 punktach zgodności odpowiadają jednemu z Piłatowych leptonów – tzw. leptonowi juliańskiemu, który bito jedynie w 29 roku po Chr.” (8).

Szczególna to moneta. Najmniejsza spośród wszystkich, jakie były wówczas w obiegu, lepton jest owym „wdowim groszem” opisanym w Ewangeliach. Jakże łatwo wyobrazić sobie Najświętszą Pannę, kładącą dwa wdowie grosze na powiekach swojego zmarłego syna. „I rzekł: Prawdziwie, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej, niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę Bogu z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie” (Łk 21, 3–4). Słowa te wypowiedziane zostały we wtorek Wielkiego Tygodnia i zapewne Nasz Pan o swojej Matce myślał w tamtej chwili. I w ten sposób grzebalny zwyczaj, który początkowo mógł sprawiać wrażenie jakiejś zabobonnej praktyki, staje się wspaniałą przypowieścią o Bożej Matce, Maryi, składającej wszystko, co miała najcenniejszego, do skarbca Bożej Miłości.

Whangerowie dostarczyli również dodatkowego „nowego dowodu”, który raz jeszcze przeczy tezom „Badaczy Węgla C-14”, a przy okazji potwierdza odkrycia innego naukowca, ośmieszanego podobnie jak ksiądz Filas – Maxa Freia. Ten szwajcarski kryminolog i botanik próbował udowodnić, badając pyłki z Całunu, że odpowiadają one roślinom spotykanym jedynie w Ziemi Świętej, nie zaś, jakby chcieli zwolennicy metody węgla C-14, w Europie. Również w tym przypadku Whangerowie, przy pomocy opracowanej przez siebie metody, dostarczyli kolejnych dowodów potwierdzających wyniki badań Maxa Freia.

„Na Całunie znajdują się ślady licznych roślin i kwiatów – piszą Whangerowie. – Niektóre są bardzo kompletne, z liśćmi, pąkami, łodygami czy owocami i dzięki temu można porównać je z rycinami, zamieszczonymi w książkach z zakresu botaniki. Myślimy, że udało się nam wstępnie zidentyfikować 28 spośród tych wszystkich roślin, których zachowane na płótnie obrazy znamy ze szczegółowej dokumentacji fotograficznej. Wszystkie 28 gatunków spotykanych jest w Izraelu, niektóre w samej Jerozolimie i na okolicznych pustynnych terenach, wszystkie natomiast w regionie Morza Martwego. Zbierając pyłki z Całunu przy pomocy taśmy samoprzylepnej, a następnie poddając je analizie, doktor Max Frei zdołał zidentyfikować co najmniej 58 różnych rodzajów pyłków. Są wśród nich pyłki 25 spośród tych 28 gatunków, które my rozpoznaliśmy na podstawie pozostawionego na Całunie obrazu, z różnicami w zaledwie kilku gatunkach.

Te obrazy kwiatów prawdopodobnie były znaczniej wyraźnie widoczne w pierwszych wiekach, skoro ich dokładne kopie znajdują się na wielu przedstawieniach ikonograficznych z tamtego okresu, włączając w to rysunki na bizantyjskich monetach bitych między III a X wiekiem. Dane uzyskane z analizy pyłków i zachowanych na Całunie śladów roślin, w połączeniu z obszerną dokumentacją w postaci wyników innych, prowadzonych uprzednio badań, wskazują na to, że wyniki uzyskane przy pomocy badania węglem C-14 w roku 1988, sugerujące, iż Całun powstał w Europie w XIV lub XV wieku są najwyraźniej wynikiem błędu, gdyż zgromadzony materiał wskazuje na to, że miejscem powstania Całunu jest Palestyna w I wieku” (9).

Badania Whangerów znalazły potwierdzenie w niezwykłym źródle: ocenie specjalisty w zakresie roślinności Ziemi Świętej, profesora Uniwersytetu Hebrajskiego, Avinoama Danina. Oto co mówi na ten temat sławny izraelski botanik:

„Jerozolima – wizerunki kwiatów oraz próbki pyłków z Całunu Turyńskiego odpowiadają gatunkom roślin, pochodzącym z okolic Jerozolimy. Zbiór roślin tych akurat gatunków dowodzi, że Całun pochodzi z regionu Bliskiego Wschodu, a najprawdopodobniejszą lokalizacją wydaje się Jerozolima. 96 procent spośród rozpoznanych 28 gatunków rośnie pomiędzy Jerozolimą a grotami Qumran. Jeżeli teren rozszerzymy o południową część regionu Morza Martwego, wówczas otrzymamy zakres występowania wszystkich, zidentyfikowanych na Całunie gatunków” (10).

Na myśl od razu przychodzi obraz Marii Magdaleny, Marii, żony Kleofasa, i innych świętych niewiast zrywających naręcza polnych kwiatów i układające je dokoła ciała Zbawiciela zanim został zawinięty w Całun.

Niech dane mi będzie zakończyć cytatem z poruszającej ekshortacji wygłoszonej przez papieża Piusa XI do grupy pielgrzymów tuż po rozdaniu im obrazków przedstawiających twarz Naszego Pana, znaną z Całunu Turyńskiego:

„Ten obraz naszego Zbawiciela, tak zachęcający do rozmyślań, to najpiękniejsza, najcenniejsza rzecz, jaką można sobie wyobrazić. Pochodzi z tajemniczego Całunu Turyńskiego, który wciąż pozostaje dla nas zagadką, ale o którym wiemy, że z pewnością nie uczyniły go ludzkie dłonie (wydaje Nam się, że zostało to udowodnione). Użyliśmy słowa «tajemniczy», gdyż relikwię tę wciąż spowija zasłona tajemnicy, lecz jedno jest pewne: trudno o bardziej świętą pamiątkę, co do której nie ma wątpliwości, że nie powstała w skutek ludzkich działań. (Dziś widzimy, że niezwykłość Całunu potwierdziła się w całej rozciągłości, nawet w tych badaniach, którym przyświecał cel czysto naukowy, pozbawiony religijnego zabarwienia i pobożności chrześcijańskiej)” (11).

W obliczu takiej tajemnicy, jak sprawa Całunu Turyńskiego, można tylko rzec słowami doktora Barbeta: „Czymże jest zła nauka, jak nie głupotą w przebraniu!” (12).

***

Nie wydaje mi się, żeby ludzie zdawali sobie sprawę z doniosłości tego, czym się [jako grupa STURP] zajmujemy. Ludzie mówią: „Tak, to interesujące”, co jest postawą bardzo charakterystyczną dla naszych czasów. Ale jeśli pomyślisz, że tu chodzi o Chrystusa, że to Jego Ciało opuściło Całun bez jakiegokolwiek śladu rozkładu; jeśli zdasz sobie sprawę, że to, co się wtedy zdarzyło, zdołało zostawić negatywowy odcisk na Całunie: wówczas zrozumiesz, że to, czym się zajmujemy, jest niczym innym, jak tylko Chrystusową obietnicą życia wiecznego.

Br. Thomas Mary Sennot

(1) Heller, op. cit., cytowany przez Eymarda, s. 15.

(2) A. P. Bender, „Beliefs, Rites nad Customs of the Jews Connected with Death, Burial and Mourning” [Żydowskie wierzenia, obrzędy i zwyczaje związane ze śmiercią, pochówkiem i żałobą], cz. IV, „Jewish Quarterly Review” VII, 1895, cytowane przez Wilsona, op. cit., s. 200.

(3) Br. Bruno Bonnet-Eymard, „Threats Over the Holy Shroud” [Groźby, wiszące nad Całunem], „The Catholic Counter-Reformation”, sierpień-wrzesień 1986, Morden, s. 26.

(4) Eymard, op. cit., s. 26.

(5) Ibid., s. 26.

(6) Ibid., s. 27.

(7) Ibidem.

(8) Mary i Alan Whanger, Polarized image overlay technique: a new image comparison method and its applications [Technika nakładania spolaryzowanych obrazów – nowa metoda porównywania obrazów oraz jej zastosowania], „Applied Optics”, t. 24, nr 6, 15 marca 1985.

(9) Mary i Alan Whanger, Floral, Coin, and Other Non-Body Images on the Shroud of Turin [Rośliny, moneta i inne nie będące Ciałem wizerunki na Całunie Turyńskim], Durham.

(10) „The Tablet”, Brooklyn, 18 sierpnia 1997.

(11) „L’Osservatore Romano”, 7-8 września 1936, cytowane przez Barbeta, op. cit., s. 10, 11.

(12) Barbet, op. cit., s. 87.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Br. Thomasa Mary Sennota Nie uczynione ludzkimi dłońmi.