Rozdział dwunasty. O celu uroczystości Najświętszego Serca Jezusowego

A jeden z żołnierzy włócznią otworzył bok Jego, a natychmiast wyszła krew i woda (1).

Św. Katarzyna żyła krótko, ale bardzo owocnie, bo żyjąc na świecie, nie żyła ani dla świata, ani ze światem. Wprawdzie, spełniając wolę Bożą, zbliżała się nieraz do ludzi, świadczyła im różne dobrodziejstwa, ale myślą przebywała gdzie indziej. Sprawdzały się na niej słowa Apostoła Narodów: Nasze obcowanie jest w Niebiosach (2).

Tam mieszkała i Katarzyna! Do Nieba, w górne krainy porywał ją Duch Pański. Tam też w objawieniu słyszała nieraz słowa po części takie, których ludziom powtarzać nie wolno (3) – a po części inne, właśnie dla nas przeznaczone. Takim objawieniem było to o Najświętszym Sercu.

Czytamy w żywocie Świętej, że pewnego razu, rozprawiając z Panem o Jego gorzkiej Męce, spytała Go: dlaczego pozwolił na przebicie swego boku? – „Dlatego – była odpowiedź – że chciałem w ten sposób odsłonić światu tajemnice mego Serca i dać poznać ludziom, że wielkość mojej miłości ku nim przewyższa wszystko, co dla nich z tej miłości uczyniłem. Cierpienia moje z chwilą śmierci się skończyły, ale nie skończyła się miłość”.

Tak jest, najmilsi. Dowody, którymi Pan nasz Jezus Chrystus potwierdził swą miłość ku nam, są niezliczone, wielkie, zdumiewające, wspaniałe, ale wobec oceanu ognia miłości, jaki wypełnia Jego Serce i przelewa się poza Nie w tych wszystkich objawach dobroci i miłosierdzia – jakże one są małe!

Miłością wieczną, nieskończoną umiłował nas i dlatego przyciągnął nas do siebie, litując nad nami (4).

Kocha nas, najmilsi i dlatego stwarza niebo i ziemię oraz wszystko, co na niej jest, i kładzie nam pod nogi. Panujcie nad tym wszystkim – i nad rybami morskimi, i nad ptactwem swobodnie latającym w powietrzu i wszystkim, co żyje i rusza się na ziemi.

Kocha nas i dlatego, widząc nas wygnanych z raju, tułających się na ziemi obcej, poranionych cierniem i ostem, skazanych na śmierć doczesną i wieczną – On zstępuje do nas z nieba i mieszka z nami (5), trudzi się, cierpi, umiera, jako jeden z nas, a czyni to wszystko, aby naprawić szkodę, jaką sami sobie wyrządziliśmy. I stał się do nich podobny (6).

Kocha nas i dlatego idzie na mękę i śmierć, zapowiadając, że tego pragnie, a pragnie od dawna: Chrztem chce być ochrzczony i jak mnie to męczy, nim to będzie wypełnione (7). Ofiarowuje się też za nas dobrowolnie, bo sam chce (8), czyni zadość Bożej sprawiedliwości, otwiera nam na nowo niebo, pokonuje szatana, ratuje nas od piekła.

Kocha nas i dlatego, licząc się z ułomnością naszej upadłej natury, ustanawia zaraz po swym chwalebnym zmartwychwstaniu sakrament pokuty, abyśmy, utraciwszy ponownie łaskę uświęcającą i prawo do chwały zmartwychwstania, mogli je zawsze łatwo, prędko odzyskać.

Kocha nas i dlatego, widząc, że będziemy musieli walczyć z namiętnościami wewnątrz, a z szatanem i światem na zewnątrz, otwiera nam w Przenajświętszym Sakramencie źródło niewyczerpane wody żywej, tłumiącej namiętności, które prowadzą do śmierci grzechu, leczącej rany codziennych upadków, dodającej siły do walki z nieprzyjaciółmi naszej duszy.

Kocha nas i dlatego chce ustawicznie przebywać między nami pod postaciami chleba i wina – chce we własnej osobie wzmacniać nasze słabości swoją wszechmocą, światłem swej mądrości pragnie rozświecać i leczyć naszą niewiedzę i zaślepienie, a swą świętością ukrócać naszą lekkomyślność, nieporadność, cielesność.

Kocha nas i dlatego nas wyręcza, ilekroć zstępuje do nas we Mszy Świętej, aby za nas ofiarowywać się Ojcu w ofierze najświętszej, najczystszej, najdoskonalszej, najmilszej – ofierze czci, dziękczynienia, zadośćuczynienia, prośby, i to z nami, za nas i w nas.

Tak! On nas kocha. Trudno wątpić, a kocha miłością nieskończoną.

A my? A ludzie? A świat?

My? My Jego dzieci, Jego młodsi bracia, jak mało Go miłujemy! Jakże małe, ostatnie miejsce zajmuje w naszym sercu! Jakże mało dotychczas okazywaliśmy Mu miłości!

A ludzie? Jak nieraz odpłacają Mu czarną niewdzięcznością, zapomnieniem, zniewagami, świętokradztwem.

A świat? Ten świat, który Go ukrzyżował, także dziś Go nienawidzi i prześladuje.

Ludu mój ludu, cóż ci uczyniłem (9) – woła skarżąc się – w czym ci uchybiłem, cóż ci zawiniłem? (10)

A jednak! A jednak naszym świętym, pierwszym, najważniejszym, jedynym obowiązkiem jest miłość Pana Boga, miłość Chrystusa. To zadanie naszego życia. Miłować Go – to znaczy znaleźć na ziemi szczęście, nadzieję, spokój, wesele i bezpieczeństwo. Kochaj Boga – mawiał św. Augustyn – a rób, co chcesz. Bo miłującym prawdziwie Boga wszystko pomaga do dobrego, wszystko wychodzi na pożytek (11).

Dlatego zastanówmy się pokrótce nad niewdzięcznością, jaką ludzie odpłacają Chrystusowi Panu za Jego miłość. Uczyńmy to po to, aby znienawidzić tę niewdzięczność. Potem przypomnijmy sobie, w jaki sposób możemy Mu okazać naszą miłość, zróbmy to, aby się w niej ćwiczyć.

W historii Kościoła aleksandryjskiego czytamy o pewnej bogatej i pobożnej matronie, która kierując się słowem Pańskim: Skarbcie sobie przyjaciół w życiu przyszłym z mamony nieprawości (12) – oddana była całkiem uczynkom miłosierdzia, nie tylko dając potrzebującym jałmużnę pieniężną, ale nie żałując i jałmużny duchowej, kiedy, nie szczędząc siebie, opatrywała i pielęgnowała biednych i chorych własnymi rękami. Otóż wśród jej chorych znalazła się staruszka, która wskutek choroby była nadzwyczaj przykra, gderliwa, swarliwa, do tego stopnia, że dla swej dobrodziejki nie miała nigdy słowa uznania ani wdzięczności, tylko ją lżyła, przeklinała i łajała. Inna mniej cnotliwa osoba byłaby ją opuściła, zostawiając ją swemu losowi, ale nasza bohaterka ceniła sobie najwięcej jej pielęgnowanie. „Tu wiem na pewno – mawiała – że służę nie ludziom, ale Panu Bogu. Chora nie odpłaci mi za me usługi dobrym słowem, za to tym więcej odpłaci mi w niebie Pan Bóg”.

Każdy z nas, najmilsi powinien myśleć i postępować jak owa kobieta! Z daleka zdawać by się to nawet mogło być rzeczą łatwą i zwykłą. Tymczasem pomyśl. Gdybyś miał znajomego, względem którego byś się okazywał zawsze grzeczny, uczynny, wyrozumiały, a on by ci zawsze odpłacał złem za dobre, dokuczał, szkodził, obmawiał i spotwarzał – co byś czuł w sercu? Oburzenie, gniew, urazę – nieprawda? Tak by cię coś od niego odpychało, tak byś sobie w głębi serca powtarzał: „Czekaj, skoro tak postępujesz, to i ja będę inny: niech tylko nadarzy się sposobność, to ja ci pokażę”.

Moi najdrożsi, to są uczucia naturalne, ludzkie, ale nie chrześcijańskie. Pan Jezus zostawił nam inny przykład, inne dał nam przykazanie. On kazał kochać właśnie naszych nieprzyjaciół – czynić dobrze tym, którzy nas prześladują (13). Dlatego powinieneś zwalczyć tamto ludzkie uczucie dla miłości Pana Boga i dla wiecznej nagrody, postąpić jak owa matrona, i czynić swemu wrogowi dobrze jak przedtem.

To byłoby bolesne dla ciebie, że twoja miłość tak mało znajduje w nim oddźwięku i uznania.

Otóż postaw się teraz w położeniu Chrystusa Pana. On miłuje nas miłością wieczną (14) i nie zważa na naszą niewdzięczność, bo kiedy jeszcze byliśmy grzesznikami, wedle czasu, Chrystus za nas umarł (15) – ale to nie przeszkadza temu, że nasza niewdzięczność Go boli. I im więcej On okazuje nam swej dobroci i miłości, a im mniej jej u nas spotyka, tym Go to więcej boli.

Przebiegnij myślą te wszystkie miejsca, w których On się w tej chwili znajduje, wysiłkiem nieskończonej swej miłości ukryty pod postaciami chleba i wina – te wszystkie ołtarze, na które w setkach tysięcy Mszy Świętych zstępuje, wyciąga ręce do swego ludu niewierzącego i sprzeciwiającego się Mu (16) i woła: Przyjdźcie do mnie wszyscy, co utrudzeni i obciążeni jesteście, a ja was ochłodzę (17). Przecież tam jest zastawiona uczta, na niej pokarm anielski i zaproszeni do niej wszyscy, wszyscy bez wyjątku. Mądrość Boża wybudowała sobie dom na świecie. Wsparty na siedmiu kolumnach, zastawiła w nim stół i rzekła do małych i niemądrych (prostaczków): Przyjdźcie, jedzcie chleb i pijcie wino, co wam przygotowałam (18).

Jak wobec tej miłości Syna człowieczego i Jego Boskiego Serca zachowują się ludzie?

Ludzie? Jak miliony Żydów – tych Żydów, których On otaczał nieprzemijającą pieczołowitością? O! Ci zatwardziali w swej złości, odpłacają Mu bluźnierstwem i nienawiścią.

I to Serce Najświętsze boli, bo Ono chciałoby ich zbawić.

Ludzie? – Jak tyle milionów heretyków i kacerzy zrzucają z siebie Jego słodkie jarzmo (19), na duszach których wyrył On przez chrzest swe znamię? – O! Ci szukają zgubnej swobody grzechu, gardzą Jego niebieskimi darami, szczególnie Jego pokarmem, uciekają od Niego.

I to Serce Najświętsze boli, bo i ich jeszcze bardziej chciałoby zbawić.

Ludzie? Jak ta piekielna falanga, ten szatański hufiec tajnych stowarzyszeń, z masonami na czele, a z nimi wszelkiego rodzaju nowożytni poganie i bezbożnicy? O! Ci, jak swego czasu faryzeusze, dyszą ku Niemu nienawiścią, prześladują Go w Jego wyznawcach, bezczeszczą w Jego Najświętszym Sakramencie.

I to Serce Najświętsze boli, bo i ich chce Ono zbawić.

Ludzie wreszcie, których On najwięcej miłował, bo ich do swego Kościoła katolickiego powołał i świętą wiarą obdarzył? – O! Ci niestety, w przeważającej większości nie troszczą się o Niego – o Niego, swego dobrodzieja – i przez świętokradzkie przyjmowanie Najświętszego Sakramentu, przez nieobyczajne, niestosowne zachowanie podczas Mszy Świętej w Jego obecności, w kościele – znowu czynnie Go znieważają. Ile to świętokradztw z Najświętszym Sakramentem działo się i nadal dzieje! Rzucają Go na ziemię, tratują nogami – z wiarą i złością szatańską tną, biją i kłują, do praktyk zabobonnych używają.

Albo kiedy w procesji Bożego Ciała obchodzi On swe dziedzictwo, jako Pan nieba i ziemi, ile to słyszy po drodze szyderczych uwag, bluźnierczych śmiechów, bezbożnych rozmów! Ilu to bohaterów, w mundurze i bez munduru, w cylindrze i w czapce, z wąsami i bez wąsów korzysta z tej uroczystej chwili, aby przed światem całym zadokumentować swą niewiarę, nie odkrywając przed Nim swej głowy, nie zginając przed Nim kolana.

I to Serce Najświętsze boli, bo Ono chce ich zbawić, stać się dla nich pokarmem życia, a staje się pokarmem śmierci. „Biorą dobrzy – jak w hymnie na dzień Bożego Ciała śpiewa św. Tomasz z Akwinu – biorą i źli, ale ze skutkiem wprost przeciwnym: dla jednych staje się On życiem, dla drugich – śmiercią!”

I to Jego Serce boli, bo Ono goreje ogniem miłości, a tu trafia na skałę obojętności. Och! Obyś był zimny albo gorący, a tak skoro jesteś letni, chcę cię wyrzucić z mych ust (20).

Tak! Najmilsi, On jest między nami, żyje między nami, pracuje między nami. A my? Jak często sprawdza się może i na nas słowo św. Jana: Przyszedł do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli (21).

Kiedy Juliusz Cezar, zaskoczony przez spiskowców, obejrzał się dokoła, patrząc, czy mu ktoś z pomocą nie spieszy, ujrzał Brutusa, którego kochał jak syna, któremu tysięczne wyświadczył dowody swej łaskawości i przywiązania. Na widok sztyletu w jego ręku pogromca Galii zapomniał o niebezpieczeństwie, w jakim się znajdował, aby dogodzić sercu zbolałemu wobec takiej niewdzięczności: „I ty, Brutusie, przeciw mnie” (Et tu, Brute, contra me) – zawołał, i skonał pod razami spiskowców i tego nikczemnego niewdzięcznika.

Któż z nas po tylu wiekach nie czuje się do głębi wzruszony tą skargą i oburzony na tego młodzieńca, co zapalony i zaślepiony w swym szaleństwie postąpił podle, nikczemnie, głupio!?

Wzrusza nas skarga poganina, a nie miałaby wzruszyć skarga, która na skrzydłach wiary dolatuje nas tu z tego ołtarza. Popatrzmy, oto stamtąd, gdzie ukrywa się Hostia, czy nie dochodzi nas głos: „Bluźnią mi bezbożni i niewierni, złorzeczą heretycy i żydzi – ci mnie nie znali i na nich się nie uskarżam. Ale kiedy widzę was, wybrane, ukochane dzieci moje, jak mnie sobie lekceważycie, kiedy widzę wasze niedbalstwo, nieuszanowanie, wasze obojętności – to muszę się skarżyć i wołać: Synu! I ty przeciw mnie? I ty o mnie nie dbasz?”.

Najmilsi, zastanówmy się, czy jest wśród nas ktoś, kogo ta skarga nie dotyczy? Jakie jest nasze zachowanie w kościele? Podczas Mszy Świętej? Jaka jest gorliwość w przystępowaniu do Komunii Świętej? Przygotowanie do niej i dziękczynienie? Czy nie opuszczamy Mszy Świętej w niedzielę i święta, choćbyśmy na niej łatwo mogli być?

„Synu, i ty przeciw mnie? Po tylu dobrodziejstwach?!”

Wiemy wszyscy, najmilsi, jak wielkie nieszczęście spotkało kilkanaście lat temu Najjaśniejszego Pana Franciszka Józefa, kiedy jego ukochany syn, arcyksiążę Rudolf, nadzieja jego starości, dziedzic jego korony i spadkobierca rodzinnych tradycji nagle, smutno i przedwcześnie opuścił ten świat (1889). Wiemy, jak gorąco wszyscy jego poddani wzięli udział w tej boleści i jak on, w manifeście Do swoich ludów, drżącym od wzruszenia sercem dziękował im za to, wyznając, że po Bogu, w ciężkim tym smutku, największą dlań pociechą był właśnie udział w nim jego poddanych i zewnętrzne objawy, przez które dali wyraz swym uczuciom.

Otóż i nasz król się smuci – król, któremu dana jest wszelka władza na niebie i na ziemi (22) – On Chrystus dziś i jutro, ten sam także na wieki, Pan panów i Król królów (23), On się smuci i skarży…

Spieszmy tedy, my Jego dzieci i wierni poddani, spieszmy przed Jego ołtarze i tam, przed tronem Jego Majestatu upadłszy na kolana, im więcej inni Go znieważają i smucą, tym my Go więcej chwalmy, uwielbiajmy, wynośmy i pocieszajmy. On sam oświadcza, że sprawia Mu to ulgę, że Mu to zmniejsza ból i smutek, kiedy nas widzi korzących się, żałujących, przepraszających Go za winy i grzechy własne oraz innych ludzi, szczególnie za zniewagi, które Go w tym Najświętszym Sakramencie spotkały i spotykają.

Czy my Mu tej przyjemności, tego zadośćuczynienia wyświadczyć nie mamy?

Przecież byłoby to nieludzkie, wobec krwawiącej tyloma zniewagami Rany Jego Boskiego Serca i Jego wyraźnej woli. On sam oświadczył bł. Małgorzacie Alacoque, że sobie tego życzy, aby piątek po oktawie Bożego Ciała był poświęcony Jego Najświętszemu Sercu, w ten sposób, że Jego kochające dzieci i wierni poddani, garnąc się do stóp Jego ołtarzy, tego dnia przeproszą Go za grzechy swoje i innych ludzi aktem wspólnego uroczystego nabożeństwa. Przyznają się otwarcie wobec nieba i ziemi do służby Jemu i poddaństwa, jako temu, który wszystkim rządzi, rozkazuje i kieruje, że ofiarują Mu w darze miłości całe swe przyszłe życie, wołając: Czy żyjemy – dla Ciebie, Panie, żyjemy, czy umieramy (24) – dla Ciebie, Panie, umieramy, bo dlatego Chrystus umarł i zmartwychwstał, aby panował nad żywymi i umarłymi.

Dziś właśnie nadszedł ten piątek. Idźmy, pokłońmy się Panu! Tak! Tam klęcząc u Jego stóp obiecajcie Mu, jak obiecaliście w dzień waszego wejścia do Jego Kościoła przez chrzest święty, że wyrzekacie się czarta i wszelkiej jego pychy, że wyrzekacie się grzechu i wszelkiej jego pożądliwości.

Nie zapominajcie, najmilsi, do czyjej wstąpiliście służby! Czyją staliście się świątynią, że członki wasze są przybytkiem Ducha Świętego, który w was jest i że już nie należycie do samych siebie (25).

Strzeżcie zatem tej świątyni od wszelkiego plugastwa, szczególnie od grzechów nieczystych. Nie bawcie się z ogniem. W jednej chwili nieczysty ogień lubieżności może zni- szczyć to, co z takim mozołem zbudował w was ogień miłości Bożej.

Obiecajcie Panu Bogu, że w niedziele i święta spieszyć będziecie do Jego przybytków, aby wysłuchać pobożnie Mszy Świętej, że i w inne dni, gdy się wam sposobność nadarzy, Mszy Świętej chętnie wysłuchacie – że dla wynagrodzenia niedbalstwa i obojętności tylu innych katolików, nieraz może bardzo bliskich waszemu sercu, przy danej sposobności drugi raz w miesiącu przystąpicie do sakramentów świętych.

Serce Boże przyjmie chętnie tę ofiarę waszego serca, jednym spojrzeniem wszechmocnym, jak kiedyś św. Piotra, oczyści was z pyłu codziennych waszych upadków, ozdobi, wzmocni i obdarzy, rozszerzając łaskawość względem was, jak to obiecał bł. Małgorzacie względem wszystkich prawdziwych, czynnych miłośników swego Boskiego Serca. Ono będzie wam przez Nie i w Nim podporą i pociechą za życia, bronią wśród przeciwności, a nagrodą po śmierci, kiedy, odrodzeni w chwale, będziecie mieć towarzystwo w gronie aniołów i świętych z Bogiem Ojcem i Synem i Duchem Świętym. Co daj Boże! Amen.

Ks. Aleksander Mohl

(1) J 19, 32.

(2) Flp 3, 20.

(3) 2 Kor 12, 4.

(4) Jer 31, 3.

(5) Bar 3, 38.

(6) Iz 14, 10.

(7) Łk 12, 50.

(8) Iz 53, 7.

(9) Mich 6, 3.

(10) Liturgia wielkopiątkowa.

(11) Rz 8, 25.

(12) Łk 16, 9; Tob 4, 7; Ekle 4, 1; 14, 13.

(13) Mt 5, 44; Łk 6, 27.

(14) Jer 31, 3.

(15) Rz 5, 8.

(16) Rz 10, 21.

(17) Mt 11, 28.

(18) Prz 9, 2.

(19) Mt 2, 29.

(20) Ap 3, 16.

(21) J 1, 2.

(22) Mt 28, 18.

(23) Hbr 13, 8.

(24) Rz 13, 8.

(25) 1 Kor 6, 15. 19.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa.