Rozdział drugi. Kardynał Newman. Poznanie Boga w świecie doczesnym

Czy pięcio- lub sześcioletnie dziecko, gdy rozum jest już w pełni rozbudzony, może poznać, że Bóg istnieje?

Zamierzam podać przykład zwykłego dziecka, którego umysł wciąż jest jednak wolny od wpływów niszczycielskich dla jego religijnego zmysłu. Przypuśćmy, że dziecko to rozgniewało swoich rodziców, czuje się samotne i bezsilne, i co najbardziej naturalne w tej sytuacji, staje wobec Boga, prosząc Go, by w domu zapanowała zgoda. Rozważmy, jak wiele treści zawiera się w tak prozaicznym zdarzeniu. Wskazuje po pierwsze, że w umyśle dziecka zawarty jest ślad niewidzialnego Bytu, z którym pozostaje w bezpośredniej relacji. Ta relacja jest tak zażyła, że dziecko może zwrócić się do Boga, kiedykolwiek tego zapragnie. Zarazem, dziecko ma pewność, że Bóg w swej dobroci sprzyja mu; że miłość Boga, Jego bliskość przewyższa miłość i bliskość, które zdolni są okazać rodzice. Bóg jest jedynym, który usłyszy dziecko, obojętnie, gdzie ono się znajdzie; jedynym, który zna myśli, którego można przyzywać bez słów. Ostatecznie, dziecko ufa, że Bóg jest jedynym, który dogłębnie może wpłynąć na zmianę nastawienia urażonych rodziców.

Dla tych powodów nie pomylimy się, uznając, że w umyśle tego dziecka zawarty jest obraz niewidzialnego Bytu, który spogląda i troszczy się o każdego z nas z osobna; który obecny jest wszędzie. Ten niewidzialny Byt zna ludzkie serca i potrafi je odmienić. Nigdy nie zamyka się na człowieka, na jego błagania. Oto jak mocną, a przy tym intymną wizję Boga musi mieć dziecko, skoro, jak sądzę, nawet przyrodzona słabość ludzkiego umysłu prowadzi je ku niewidzialnej, lecz osobowej Potędze, która jest naszym pocieszeniem i celem.

Logika wiary (1) (Grammar of Assent), s. 103–104.

Czy głos sumienia jest echem Głosu Bożego?

Każdy religijny umysł, poddany Bożej Opatrzności, będzie zdolny spoglądać poza siebie, pilnie bacząc na wszystko, co łączy go z Najwyższym Dobrem. Człowiek religijny uznaje rangę władzy sumienia, z którą przyszedł na świat, która nie pozwala mu skupić się bezkrytycznie na własnym „ego”. Człowiek religijny czuje, że władza sumienia wyznacza granice jego postępowania, nakładając nań swoje zobowiązania. A to dlatego, że sumienie bezzwłocznie kieruje myśli ku Bytowi odrębnemu i zewnętrznemu wobec człowieka. Bytowi, który ofiarował człowiekowi ów wewnętrzny głos, zarazem go przewyższając. Gdyż prawo zakłada prawodawcę, a wszelki nakaz dany jest od przełożonego. W ostateczności bowiem człowiek wykracza poza samego siebie, kierowany Głosem z Wysoka, który mówi w ludzkim wnętrzu. Gdy człowiek sprawuje władzę nad swym sercem, kierując się wewnętrznym rozeznaniem tego, co dobre i złe, i gdy nie ulega pomysłom i nowinkom doczesności, sumienie nie pozwoli mu pogrążyć się w sobie samym, lecz nakaże ruszyć na poszukiwanie wspólnoty z Bogiem, który ofiarował mu swoje Słowo. Człowiek taki wyruszy w drogę, by w świecie znaleźć Tego, który jest spoza świata; by ponad cieniami i złudą migotliwej scenerii czasu i zmysłów odnaleźć Tego, którego Słowo jest wieczne, a Obecność – duchowa.

„Wierzyć, nie widząc”, Kazania parafialne (Parochial and Plain Sermons), s. 236–237.

Czy stworzone piękno odbija w sobie Boże piękno?

Wyjdź, człowieku, z więzienia własnych rozumowań, opuść miasto, dzieło rąk ludzkich, siedzibę grzechu. Odjedź jak najdalej, bracie, od namiotów Kedaru (por. Ps 120, 5) i pomieszania wieży Babel (por. Rdz 11, 1–9). Wespół z patriarchą szukaj zielonych łąk, by na nich medytować. I z majestatu dzieła wywiedź niewyobrażalną chwałę Stwórcy. Doznawszy tak wielkiej łaski obejrzyj się za siebie, gdy słońce w pełni blasku stoi najwyżej nad ziemią; gdy góry, wybrzeża i morza wzniosą się przed tobą niby świetliste zjawisko, istna parada stworzenia, w którego niejasnych konturach widać wdzięk i dostojność; którego cienie, gra barw są miękkie, czyste, harmonijne, dając poczucie głębi i zjednoczenia całości. I idź dalej przez las, polanę pełną owoców, przez łąkę, strumień, słuchając dalekich wiejskich odgłosów. Wiosną czy latem chłoń wonne powietrze, płynące wokół ciebie, lub idź wśród ogrodów i karm zmysły, wdzięczny i wzbogacony wielością słodyczy znalezionych tam kwiatów. I pomyśl wtedy o tym niemal tajemniczym wpływie, jaki mają na umysł poszczególne zapachy, lub o uczuciach, jakie budzi w nas jakiś miły, kojący dźwięk. I rozważ jak dusza i ciało są porwane, i uniesione przez muzykę harmonijnych dźwięków, przenikających powietrze swą mocą. I wtedy, gdy pochwyciły cię te widoki, dźwięki, zapachy, gdy serce jest oczarowane, a w twym głosie słychać zachwyt i uwielbienie, czy mógłbyś pomyśleć, że stworzenie milczy o swym Stwórcy? Przeciwnie – wszystko, co uchwyciłeś zmysłami jest najczystszym, świetlistym przebłyskiem Jego chwały, najwspanialszym odblaskiem Jego niezmiernego bogactwa. Lecz jak mroczny dym ciąży nad płomieniem, tak i stworzenie jest cieniem, jeśli porównać je ze Stwórcą. Gdyż On jest płomieniem, w swym wiecznym, niestworzonym pięknie. Umarlibyśmy z zachwytu, gdyby Bóg bez osłony objawił je przed nami.

„Tajemnica Bożej Troski”, Mowy skierowane do Połączonych Kongregacji (Discourses Addressed to Mixed Congregations), s. 296–297.

W jaki sposób w świecie widoczne są znaki Bożej obecności?

W jaki sposób, można by zapytać, świat doczesny może ukazać znaki obecności Boga, lub przybliżyć nas do Niego? Zaiste, mimo zła obecnego w świecie, Bóg jest tutaj i przemawia poprzez stworzenie, choć niegłośno. Gdy Bóg zstąpił w ciele, „na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał” (J 1, 10). Ludzi nie obchodził Jego głos, nie chcieli pochylić się nad Jego słowem. Tak jest i dziś. On jest tu nadal, szepcze do nas, czyni wobec nas znaki. Lecz Jego głos jest tak cichy, gdy harmider świata tak nachalny. Jego znaki są ukryte, a świat tak niecierpliwy, że trudno je uchwycić, gdy On nas przyzywa. I trudno pojąć, co mówi do nas. Człowiek religijny niemal intuicyjnie czuje, na różne sposoby, że Boża Opatrzność czuwa nad nim i błogosławi mu w całym jego życiu. Gdy jednak ludzie próbują położyć na wszystkim swą rękę, podporządkowując sobie dzieje i świat, ślady Bożej obecności znikają. Lecz mimo to, któż, kogo modlitwa została nagle wysłuchana, nie poczuł w tej samej chwili, że już nigdy nie będzie niedowiarkiem? Któż nie przeżył pośród biegu życia tych dziwnych zbiegów okoliczności, które w przemożny sposób wskazywały na Bożą Opatrzność, przekraczając pojmowanie człowieka? Któż nie doznał olśnień, niby niezwykłej mocy, ostrzegającej i wskazującej drogę? I niektórzy ludzie, być może, nadal doświadczają niemniej dziwnych rzeczy. Cudowne, opatrznościowe dzieła bywały niegdyś natchnione we śnie, lub w inny, jeszcze bardziej niezwykły sposób, przez interwencję Boga Wszechmogącego. W ten sposób, jeśli jest tak rzeczywiście, Jego znaki przed naszymi oczyma przyjmują czytelną postać moralnych pouczeń, wskazówek na przyszłość, które nasz duch pojmuje wbrew sobie, rozumiejąc czym są, lecz nie wyjaśniając skąd pochodzą. I niekiedy te znaki w niezwykły sposób wypełniają sobą jakieś wydarzenie z ludzkiego życia. A jeśli, ponownie, uznamy to za rzeczywistość, trzeba będzie też przyznać, że ludzkie drogi do szczęścia są wyjątkowo różne, jakby prawo do sukcesu i powodzenia przyjmowało pewną liczbę, odmienną dla każdego. Wszystkie te sprawy, ogrom i tajemnica świata odnoszą się do nas, a choć możemy żyć dobrze, przyjmując, że nic się za nimi nie kryje, to ostatecznie pojmujemy ich wzajemny związek. Najodleglejsze wydarzenia, mimo wszystko, mogą być ze sobą połączone, najbardziej nędzne i najdonioślejsze z nich mogą stanowić jedno. W ten sposób Bóg może nas uczyć i ofiarować nam wiedzę o swoich drogach, pod warunkiem, że otworzymy swe oczy na wszystkie, zwyczajne sprawy dnia.

„Oczekiwanie na Chrystusa”, Kazania parafialne, s. 1330–1331.

Czy świat widzialny jest zasłoną między nami a Bogiem?

Och, gdybyśmy mieli na tyle odwagi, by zajrzeć poza granice widzialnego świata, byśmy zapragnęli spojrzeć nań jak na zwykły parawan między nami a Bogiem. I pomyśleli o Nim, który przedarł kurtynę doczesności, który strzeże nas, doświadcza, zaiste, i błogosławi nam, kształtuje nas, nakłania ku dobremu, dzień po dniu! Lecz, póki co, jakże cierpimy, gdy trzęsą nami przeróżne sprawy dnia powszedniego! Jak trudno pozostać człowiekiem twardym i stałym pod naporem pokus i lęków, które zsyła świat! Czujemy się przeróżnie, w zależności od miejsca, czasu i towarzyszących nam ludzi. W niedzielę pełni powagi ducha, w poniedziałek grzeszymy z całą premedytacją. Wstajemy rano pełni wyrzutów sumienia z powodu własnych przewin, składając przy tym solenne postanowienie poprawy, lecz jeszcze przed nocą łamiemy dane obietnice. Zwykła zmiana towarzystwa powoduje, że odmienia się nasz nastrój. Nie jesteśmy w stanie pojąć tej ogromnej, ludzkiej słabości, lecz możemy szukać siły do jej przezwyciężenia sam na sam z niezmiennym Bogiem. Rozważmy, jakie myśli będą nas zaprzątać w ów dzień, gdy doczesny świat ustąpi całkowicie; gdy odnajdziemy samych siebie tam, gdzie zawsze byliśmy, w obecności Boga, z Chrystusem stojącym u Jego prawicy!

„Nieśmiertelność duszy”, Kazania parafialne, s. 20.

Czego teologia uczy nas o Bogu?

Uważam teologię za naukę o Bogu lub prawdy na Jego temat ujęte w system. Podobnie dysponujemy nauką o gwiazdach i nazywamy ją astronomią, lub nauką o skorupie ziemskiej i nazywamy ją geologią.

Podam przykład odnoszący się do, jak sądzę, najważniejszego zagadnienia. Tak jak w organizmie człowieka istnieje pewna zasada życiowa, aktami woli działająca na organizm i poprzez niego, podobnie za zasłoną widzialnego świata istnieje niewidzialny, rozumny Byt, działający sam z siebie i poprzez siebie, jak i kiedy zechce. Uważam, że ten niewidzialny, działający Byt nie jest w żadnym razie immanentną duszą tego świata (co mogłaby sugerować analogia z naturą ludzką), ale przeciwnie, jako Stwórca jest od niego całkowicie różny; jest Bytem podtrzymującym istnienie świata, jest Władcą i absolutnym Monarchą. W ten oto sposób wprowadzeni jesteśmy w krąg doktryn, które obejmuje idea Boga. Przez ideę Najwyższego Bytu rozumiem jedyny Byt, który wprost zależy sam od siebie, nadto Byt istniejący bez początku, wieczny, jedynie Wiekuisty, a w konsekwencji żyjący wiecznie sam z siebie i stąd rozumiem, że On jest wszechwystarczalny, że wystarcza dla własnej świętości, jest cały i zawsze Święty. Dalej, myślę o Bycie, który mając takie przymioty, ma także Najwyższe Dobro, czy raczej jest Najwyższym Dobrem, lub też ma wszystkie atrybuty Dobra w nieskończonym natężeniu: całą mądrość, całą prawdę, całą sprawiedliwość, całą miłość, całą pełnię, wszelkie piękno. Który jest Wszechmogący, Wszechwiedzący, Wszechobecny, Jedyny, absolutnie doskonały. Z tego powodu to, czego o Nim nie wiemy i nie jesteśmy sobie w stanie nawet wyobrazić jest o wiele bardziej cudowne od tego, co wiemy i możemy pomyśleć. Myślę o Jedynym, który włada i przekracza swą własną wolę i działania, lecz zawsze w zgodzie z wiekuistą władzą rozróżniania dobra i zła; władzą, którą jest On sam. Sądzę ponadto, że On stworzył wszystkie rzeczy z niczego i podtrzymuje je w istnieniu w każdej chwili, i mógłby je zniszczyć równie łatwo, jak je uczynił. W konsekwencji, dzieli Go od nich otchłań, gdyż we wszystkich swych przymiotach jest Tym, który nie staje się jednym ze swym stworzeniem. I dalej, odcisnął pieczęć na wszystkich rzeczach, w godzinie ich stworzenia. Pieczęcią jest ich własna natura. I wyznaczył im pracę, która jest ich misją i większą lub mniejszą liczbę dni, w wyznaczonym miejscu. Myślę również, że jest On zawsze obecny przy wszystkich swoich dziełach i staje wobec każdej z uczynionej przez siebie rzeczy, poprzez swą szczególną i najmocniej kochającą Opatrzność. I objawia siebie każdej z nich, w zgodzie z jej potrzebami. A w stworzenia rozumne głęboko wpisał prawo moralne i dał im moc by go przestrzegały, nakładając na nie obowiązek oddawania czci i służby, badając je i przenikając na wskroś swym wszechwidzącym okiem i stawiając przed nimi doczesne próby i Sąd, który nadejdzie.

Idea uniwersytetu (2) (The Idea of a University), s. 96–97.

Czy zbieg okoliczności może być świadectwem Bożej Opatrzności?

Gdy papież (3) ekskomunikował wielkiego zdobywcę (4), ten na wieść o groźbie rzekł do jednego z przyjaciół: „Czy on myśli, że świat cofnął się o tysiąc lat? Czyżby przypuszczał, że broń wypadnie z rąk moich żołnierzy?”. I po upływie dwóch lat, w trakcie odwrotu spod Moskwy, wśród śniegów, jak relacjonuje dwóch współczesnych historyków, „głód i zimno wydzierały żołnierzom broń z ręki”, „najodważniejszym i najbardziej krzepkim broń wypadała z ręki” i „nie mając siły podźwignąć jej z ziemi, żołnierze pozostawiali ją w śniegu”. Czyż nie jest to, nie będąc cudem, tak niezwykły zbieg okoliczności, godny nazwy Sądu Bożego?

Logika wiary, s. 332.

Jakie prawdy są obecne w każdej religii na całym świecie?

Wiemy dość dobrze, choćby w potocznym znaczeniu, co oznacza termin „religia objawiona”. A mianowicie, jest to doktryna religijna przyjęta w wyznaniu mojżeszowym i chrześcijaństwie, zawarta w Piśmie Świętym i pochodząca od Boga w tym niepowtarzalnym znaczeniu, w jakim żadna inna doktryna nie może powiedzieć o sobie, że dana jest od Niego. I gdybyśmy chcieli powiedzieć ściśle, musimy wyznać, opierając się na autorytecie samej Biblii, że wszelka wiedza na temat religii pochodzi od Boga i to nie tylko taka, którą przekazuje nam Pismo Święte. Nie było takiego czasu, w którym Bóg nie przemawiałby do człowieka i nie pouczałby go co do pewnego zakresu ludzkich obowiązków. Jego nakazy wobec Noego, ojca całego rodzaju ludzkiego, są pierwszym po potopie spisanym faktem historii świętej. Stosownie do tego, również na podstawie Nowego Testamentu możemy wyraźnie pokazać, że w żadnym czasie Bóg nie pozostawał w ukryciu, bez świadków na świecie i spośród każdego narodu przygarniał tych, którzy żyli w bojaźni Bożej i byli Mu posłuszni. To może zatem znaczyć, że jest coś z prawdy i Bożego Objawienia w każdej religii na całej ziemi, tak dalece, jak jest to możliwe. I czasem nawet stłumione przez bezbożność psującą wolę i pojmowanie człowieka może się z nimi łączyć. Tak jest z doktrynami dotyczącymi mocy i obecności niewidzialnego Boga, Jego prawem moralnym i władzą, danymi przez Niego obowiązkami i z całą pewnością jest tak z Jego słusznymi sądami, Boską nagrodą i karą, jako odnoszącymi się ostatecznie do poszczególnych osób. To zatem objawienie, ściśle mówiąc, jest darem uniwersalnym, a nie odnoszącym się tylko do wybranych miejsc. Zatem różnica między wcześniejszą sytuacją Izraelitów i odwiecznym stanem pogan a dzisiejszym chrześcijaństwem wynika nie z naszych możliwości i nie z tego, że nie mogą oni osiągnąć przyszłej szczęśliwości, lecz z tego, iż każdy może posiąść Królestwo Boże, choć pozostającym poza Kościołem nigdy nie będą dane wiarygodne świadectwa objawiające prawdę i jasno wskazane drogi łączności z Bogiem. Słowo Boże i sakramenty są właściwe dla ludu wybranego przez Boga, lecz wszyscy ludzie mogą w mniejszym lub większym stopniu czerpać z Tradycji, mając nadto wewnętrzne rozumienie dobra i zła, które Duch położył w sercu każdego z osobna człowieka.

Arianie z czwartego stulecia (The Arians of the Fourth Century), s. 79–80.

Które z ziemskich żywiołów są cieniami Bożych przymiotów?

Przymioty Boga w pewnej mierze są pojmowane przez nasz intelekt, a to za sprawą naszego poczucia miłosierdzia, świętości, cierpliwości i stałości. Mamy ogólne pojęcie na temat wszystko przygarniającego Miłosierdzia, wszystko wypełniającej Pełni, wszystko obejmującej Cierpliwości i tego wszystkiego, co jest właściwe dla istoty Boga. Lecz dla tej największej ze wszystkich przyczyn, którą jest przekraczająca naszą zdolność pojmowania nieskończoność istniejących i działających ponad nami Bożych przymiotów, mogą one być przyjęte tylko poprzez wiarę. Wychodzą niby z cienia, niewyraźne, ujawniając się w tym ogromnym szacunku, jaki wzbudzają wielkie dzieła Boga, dokonane w materialnym świecie. Cóż jest dla nas równie zwyczajne i znajome jak te obecne w świecie rzeczy, cóż jest tak proste i bliskie nam, jak ich obecność i działania? Lecz, mimo to, jak bardzo zmienia się ich charakter, jak przekraczają nasze władze ciała i umysłu, jak triumfują nad nami, gdy stają przed nami w swej pełni! Niewidzialne powietrze, jakże jest nam miłe i jak bliskie! Wdychamy je co chwila, nigdy nie moglibyśmy żyć bez niego. Wachluje nasze policzki, płynie wokół nas, idziemy poprzez nie bez wysiłku, gdy ustępuje posłusznie przed każdym naszym krokiem i usłużnie towarzyszy nam w naszej wędrówce. Lecz sprzeciwmy się jego potędze, a ten milczący fluid, który dotąd był sługą naszych potrzeb i kaprysów, uniesie nas ku górze na swych skrzydłach, z niewidzialną siłą anioła i dźwignie hen, w przestworza i zrzuci na głowę, wprost na ziemię. Lub idź do źródła, zmąć je dla swej przyjemności, zanurz w nim ku bek lub dzbanek, napełniając zgodnie ze swą wolą. Masz w nim gotowego sługę, pomoc domową zawsze na wyciągnięcie ręki, w dużych lub małych ilościach, dla ugaszenia twego pragnienia, dla oczyszczenia cię z kurzu i grzęzawiska świata. Ale opuść tylko dom, poszukaj wybrzeża a zobaczysz, jak ten pokorny element przeobraża się na twych oczach. Byłeś mu równy w jego uniżeniu, ale kto ośmieli się spojrzeć bez zdumienia na rozległość jego obszaru, gdy przyjmuje postać oceanu? Kto ośmieli się wówczas bez lęku słuchać uderzeń jego potężnych fal, kłębiących się wzdłuż plaży? Kogo nie dotknie paniczny strach, gdy poczuje jak bije o brzeg u jego stóp, opadając i wznosząc się, ziejąc na wszystkie strony, dokądkolwiek sięga? Widowisko zarazem szumne i szydercze, przewalające się tam i z powrotem, tu i ówdzie, nie powściągające litościwie swej mocy, jak wówczas, gdy było ci towarzyszem i niemalże niewolnikiem. Lub, z kolei, zbliż się do płomienia: ogrzewa cię, oświetla i oświeca, lecz nie podchodź za blisko, zgódźmy się, w przeciwnym razie odmieni swą naturę. A zatem, każdy z tych elementów, tak piękny, gdy nań spojrzeć, tak olśniewający w swych właściwościach, tak pełen wdzięku w swej postaci, tak miękki i świetlisty w swym ruchu, okaże się w istocie przemożnym żywiołem, pełną oporu naturą, która zadaje męki, pożera, spopiela wszystko, co jeszcze przed chwilą było pełne światła i życia. Tak samo przedstawia się sprawa z przymiotami Boga. Nasza wiedza o nich służy nam dla naszego powszedniego dobra. Dają nam światło i ciepło, pokarm, poradę, oparcie. Wejdź jednak z Mojżeszem na górę, gdy będzie przechodził Pan, lub stań z Eliaszem pośród wichru, trzęsienia ziemi, ognia, wśród wszystkich tajemnic i ciemności, a wszystko to sprowadzi zamęt umysłu, oślepi wyobraźnię, zamrozi uczucia, przypominając nam, że jesteśmy niczym więcej niż śmiertelnikami i że Pan jest Bogiem. A ten szkic, jaki ukazuje nam Natura, choć nie jest doskonałym obrazem Boga, nie może być również uznany za sprzeczny z tak odległymi światłami i głębiami, poprzez które obdarzony jest Objawieniem.

„Bezgraniczność Bożych Przymiotów”, Mowy skierowane do Połączonych Kongregacji, s. 318–320.

(1) Pierwsze, fragmentaryczne tłumaczenie na język polski tego utworu, pochodzące z roku 1915, pióra filozofa Stanisława Brzozowskiego, nosiło tytuł Przyświadczenie wiary i było najbliższe oryginałowi, którego pełna wersja brzmi An Essay in Aid of a Grammar of Assent (Szkic o strukturalnych elementach przyświadczenia). Tłumacz posługuje się przyjętym już w Polsce tytułem Logika wiary.

(2) Tłumacz użył przyjętego już w Polsce tytułu: J. H. Newman, Idea uniwersytetu, Warszawa 1990.

(3) Pius VII (1742–1823), Luigi Barnaba hrabia de Chiaramonti. Był Głową Kościoła od 14 marca 1800 do 20 lipca 1823 roku. Za jego pontyfikatu zawarty został konkordat z Francją (1801), której stosunki z Kościołem katolickim uległy kompletnej ruinie po rewolucji 1789 roku. W roku 1801 Napoleon Bonaparte przywrócił Państwo Kościelne, co umożliwiło papieżowi powrót do Rzymu. W trzy lata później Pius VII był obecny podczas koronacji Bonapartego na cesarza. (Napoleon w wymownym geście sam założył koronę na swą głowę.) Po roku 1815, gdy klęska cesarza Francuzów była już przypieczętowana, papież udzielił w Rzymie azylu członkom jego rodziny. Rok wcześniej Pius VII przywrócił do pełni istnienia Towarzystwo Jezusowe.

(4) Napoleon Bonaparte (1769–1821) – generał armii francuskiej w epoce Dyrektoriatu, pierwszy konsul Republiki (1799–1804), cesarz Francuzów w latach 1804–1815, zwieńczeniem jego władzy było „sto dni Napoleona”, triumfalny powrót z Korsyki zakończony klęską pod Waterloo i zesłaniem do odległej brytyjskiej kolonii, na wyspę św. Heleny, gdzie umarł, systematycznie podtruwany przez angielskich agentów. Genialny strateg i polityk, przez wielu uważany za tyrana, agresora i cynicznego gracza (kontrowersje budzi sposób, w jaki wykorzystywał swoją wielką legendę w zniewolonej przez ościenne państwa Rzeczypospolitej).

Powyższy tekst jest fragmentem książki Kardynał Newman. 101 pytań i odpowiedzi.