Rozdział czwarty. Zwierzęta, prawda, niesprawiedliwość, niedziela

Oto znajduję się w świecie jako człowiek, dokładnie pomiędzy zwierzętami i aniołami. Wobec aniołów mam być pełen szacunku, ponieważ są posłami czy też posłańcami Boga. A jaki mam być wobec zwierząt?

Zwierzęta

Cóż, dokładnie taki sam. Mam szanować także zwierzęta. Szanować zwierzęta? Dlaczego? A dlaczego mam szanować anioły? Dlatego, że są święte i posłane przez Boga, by pełnić Jego dzieło. A zatem całkiem podobnie ma się rzecz ze zwierzętami. Nie mogą one wprawdzie być święte, bo świętość oznacza posiadanie duszy, która poznaje i kocha, a raczej jest pewne, że zwierzęta nie mają duszy w tym sensie. Lecz z pewnością są posłane przez Boga, aby pełnić Jego dzieło tu na ziemi. Jest to jedna z rzeczy, którą ukaże mi szybko przyroda. Na przykład dowiem się, że pszczoły zapylają kwiaty, latając od jednego do drugiego, niosąc na nogach złoty pyłek kwiatowy, mieszając go z męskimi i żeńskimi roślinami, a w ten sposób ostatecznie przygotowując narodziny nasionka. Natomiast widzę, że człowiek (tzn. rodzaj ludzki) w zupełnie inny sposób używa zwierząt – dla swojej wygody, jeżdżąc na koniu lub kierując nim, czy wykorzystując go do ciągnięcia ciężarów; tresując psa, aby pilnował i polował oraz ostrzegał przed zbliżającym się niebezpieczeństwem; hodując kury dla jajek, owce dla mięsa i wełny, krowy dla mleka i na pożywienie. Dlatego korzystam ze zwierząt, utrzymując się z nich lub z ich pracy, wiedząc, że Bóg posłał je tutaj dla mnie.

Toteż skoro Bóg mi je przysłał (jest to moje usprawiedliwienie, by się nimi posługiwać), muszę także szanować je jako należące do Boga. Mogę zabijać je w potrzebie, ale nie mogę zarzynać ich bezcelowo. Mogę je oswajać, ale nie mogę znęcać się nad nimi, nie dlatego, żebym był im coś winien, ale dlatego, że należą do Boga, który użycza mi ich dla wszelkich godziwych celów. Według mnie, rzeczywiście popełnia się okropne nadużycie, posługując się nimi dla kaprysu, do wzniecania swej zaciekłości, do zaspokajania gwałtowności swego charakteru lub do wyładowania na nich niecierpliwości. Obym zawsze pamiętał, że są one stworzeniami samego Boga.

Prawda

Nie ma nic bardziej mężnego od zwyczaju mówienia prawdy, po prostu dlatego, że nie ma nic bardziej Bożego, bo im bardziej człowiek zbliża się do doskonałości Boga, tym lepszym się staje, a najwyższą doskonałością Boga jest Jego prawda. „Bóg ani nie zwodzi, ani nie można Go zwieść”. Jego najwyższym tytułem, uczy Kościół, jest to, że jest On Prawdą, a to dlatego, że prawda jest podstawą każdej cnoty czy wartości. Toteż Pan Nasz nazywa diabła ojcem kłamstwa, bo nieprawda jest podstawą i tłem całej grzeszności, ponieważ oszustwo jest bronią używaną przez Złego w jego ataku na ludzką naturę. Wykorzystuje on naszą ignorancję i nasze namiętności, które stanowią właśnie dla niego wartość, w takim stopniu, w jakim zaślepiają rozum i pociągają nas do złych uczynków.

Jest jasne, że kłamliwe usposobienie nie jest męską cechą, bo świadczy o niegodziwym duchu osoby, która tak postępuje. Ukazuje to, że boi się ona zmierzyć z następstwami swoich czynów i śmie nie przyznawać się do tego, w co tak naprawdę wierzy albo co rzeczywiście uczyniła. Prawda, z drugiej strony, niesie ze sobą pewną stanowczość, ponieważ ukazuje nam, że człowiek, który się nią kieruje, nie lęka się. Lęk skłania do kłamstwa. Odwaga głosi prawdę. Łatwo nabyty zwyczaj kłamania dla usprawiedliwienia się pochodzi całkowicie z tchórzostwa. Obawiam się, więc kłamię. Prawdopodobnie nie jestem naturalnie kłamcą, ale jestem naturalnie strachliwy, tak że jeśli chcę wyzbyć się kłamania, to powinienem mniej lękać się innych, być otwartym i mężnym, stawiać czoła światu.

Może być i tak, że moje kłamstwa służą głownie przechwałkom. To także jest brak męskości, bo mężczyzna, który zawsze chwali się tym, kim jest i czego dokonał, jest po prostu zarozumialcem, który tak naprawdę nie zna się na żartach, nie rozumie szlachetnej chrześcijańskiej pokory, której przyszedł nas nauczyć Pan Jezus; nie ma wyczucia tej skromności i cichości, które sprawiają, że ci, którzy dokonali naprawdę wielkich rzeczy, czują się onieśmieleni, słysząc, gdy ich chwalą czy choćby odnoszą się do ich czynów. Obym był mężny, obym miał pokorne serce, a wtedy naprawdę będę dzieckiem Boga, który jest prawdą.

Niesprawiedliwość

Nie ma niczego, co chłopak odczuwa bardziej dotkliwie od niesprawiedliwości. Sprzeciwia się jej z natury. Może znieść surowość, może cierpliwie znieść wiele kar, dopóki wie, że jego zwierzchnicy traktują go sprawiedliwie i nie pozwalają na to, żeby względy czy przywiązanie mieszało się do traktowania innych inaczej niż jego. Jeśli tylko to jest jasne, zaakceptuje niewygody życia, cierpienia, jakie z sobą niesie, i kary z najbardziej stoicką odwagą; ale z drugiej strony, gdy tylko dowie się o wyróżnianiu kogoś, źródła radości zostaną zatrute i od tej pory stanie się nieszczęśliwym i rozdrażnionym uczniem lub domownikiem.

Jednak dziwne, że choć chłopak bardzo szybko potrafi odkryć niesprawiedliwość, doświadczając jej od zwierzchników, to czasem jest na nią ślepy, traktując tak innych chłopaków. Z góry zdecydowanie popiera on sprawiedliwość, ale już nie tak samo zdecydowanie popiera sprawiedliwość w relacjach koleżeńskich.

Zastanowię się, jak traktuję kolegów. Czy słyszę nieraz, jak mi mówią: „To niesprawiedliwe”? Czy posługuję się moimi talentami godziwie czy krzywdząco? Używam swojej siły do osiągnięcia czego chcę, nie licząc się z tym, że inni ludzie mają większe prawo do tego niż ja, bo czekali dłużej niż ja, zasługując na to z jakiegokolwiek innego powodu bardziej niż ja? Dokuczanie wśród chłopaków jest oczywiście niesprawiedliwością i powinienem tego nienawidzić jak postępowania nauczyciela, który dyskryminowałby innych na korzyść swoich pupilków.

Obym rzeczywiście był nieustraszony, przeciwstawiając się niesprawiedliwości, kiedykolwiek o niej usłyszę, nieustraszony w obronie traktowanych niesprawiedliwie. Boże, spraw, żebym nigdy nie milczał w obliczu dokonywanej niesprawiedliwości! To jest prawdziwy duch dawnego chrześcijańskiego rycerstwa, które czuło się zobowiązane do ratowania za wszelką cenę wszystkich cierpiących, wszystkich uciśnionych, kogokolwiek na świecie, kto był traktowany niesprawiedliwie. Ale nie mogę zapominać o pytaniu siebie, czy nie jestem niesprawiedliwy wobec kolegów. Nasz Pan mówi o sobie, że przyszedł wypełnić całą sprawiedliwość. Obym się o to starał i zastanowił się na ile Go w tym naśladuję. Podczas spowiedzi pomyślę o tym, a przy Komunii Świętej poproszę o siłę, bym żył sprawiedliwie.

Niedziela

Niedziele naprawdę mogą być często bardzo nudne! Rzeczywiście, wielu ludziom zawsze kojarzą się z nudą, mniej wprawdzie katolikom niż innym, bo mimo iż żyjemy w kraju protestanckim, uniknęliśmy większych mroków i fanatyzmu, który związany jest z tym nieszczęśliwym wyznaniem. Jednak czasem nawet mi, katolikowi, może się zdarzyć, że odczuję przygnębienie szabatu. Co powinienem o tym myśleć? Co to dla mnie znaczy?

Oczywiście, po pierwsze, muszę pamiętać, że zrozumiałem, iż podstawą wszelkiego dobra jest wspaniałomyślność. Jeśli chcę być świętym, dobrym katolikiem, mogę stać się nim jedynie za cenę wielkiego zaparcia się siebie, a więc nie mogę się dziwić, że poproszono mnie o oddanie pewnego czasu Bogu. W ciągu tygodnia mogę być tak zajęty tym czy tamtym, że nie potrafię poświęcić Bogu całej uwagi, tak jak powinienem, czy jak bym chciał. Dlatego niedziela została wyznaczona właśnie jako dzień, w którym będę miał okazję okazania Mu czci. Nie znaczy to, że wiarę praktykuje się tylko w niedzielę, ale że niedziela jest szczególnie zarezerwowana do tego, abym miał czas pełniej ją wyrazić. Kościół więc, pod obowiązkiem, poleca mi uczestnictwo w niedzielnej Mszy Świętej. W końcu, trzy kwadranse tygodniowo poświęcone bezpośrednio Bogu to naprawdę nie jest zbyt wiele dla kogoś, kto w ogóle wierzy w Boga. Z pewnością dobrze by było, gdybym uczęszczał na uroczystą Mszę Świętą z kazaniem, przynajmniej regularnie, bo przez to będę coraz lepiej poznawał swoją wiarę oraz dowiadywał się, jak powinienem zachowywać się w relacji do Boga i moich bliskich. Powinienem brać również udział w błogosławieństwie Najświętszym Sakramentem, jeśli mogę. Niewątpliwie latem chęć wyjścia na podwórko jest prawie nie do odparcia, a w mroźną zimę albo deszczową pogodę wyjście z domu jest prawdziwym aktem ofiary; dalej jednak twierdzę, że chcę kochać Boga, prawda?

To prawda, że niedziela jest moim dniem odpoczynku, ulgi i wolnego czasu po tygodniu pracy. Mogę wtedy korzystać do woli z rozrywki i przyjemności. Bóg mi tego nie broni. Lecz jednocześnie naprawdę muszę pamiętać, co Mu jestem winien, po pierwsze z obowiązku, a po drugie z przyzwoitości i wdzięczności.

O. Bede Jarrett OP

Powyższy tekst jest fragmentem książki o. Bede Jarretta OP Szlachetny rycerz.