Pasterz świata. Rozdział ósmy

Hitler był panem Europy… z wyjątkiem Wielkiej Brytanii. Próbował zmusić ją do uległości bombardowaniem, lecz mu się nie udało. Próbował przełamać U-bootami brytyjską drogę życia przez Atlantyk i znów poniósł porażkę. Zmienił więc front i zaatakował Rosję. W ciągu paru miesięcy jego wojska zbliżyły się do Moskwy.

Atak na Pearl Harbour spowodował przystąpienie Stanów Zjednoczonych do wojny, co okazało się decydującym czynnikiem dla jej końcowego wyniku.

We Włoszech wojna nigdy nie była popularna, a w Rzymie wielu ludzi zaczęło przechodzić koło Watykanu, patrząc w pewne okno. Każdy rzymianin wiedział które, bo Il Papa pracował za nim dzień i noc. Ciągle tam był. Zawsze tam był. A to znaczyło, że nie dojdzie do najgorszego. Był ich papieżem. Był ich biskupem. Był ich ojcem, nie małym królem i nie Mussolinim. On nie chciał, by szli na wojnę z kimkolwiek…

Przechodzili o każdej porze i szybko odkryli, że o dziesiątej wieczorem, o jedenastej, o północy, a często nawet później światło wciąż się pali, jedyne zapalone światło we wszystkich oknach Watykanu. Niewielu miało pojęcie, nad czym Il Papa pracuje. Niewielu zdawało sobie w pełni sprawę z tego, że musi się zajmować sytuacją Kościoła w Ekwadorze, Nowej Zelandii, Japonii, Szwajcarii i Afryce Południowej oraz rozwiązywać problemy katolików w Irlandii, Meksyku, Tajlandii, Argentynie i na Filipinach, w Tanganice, Kanadzie, Hiszpanii i Ziemi Świętej. Dla Rzymian był czuwającym nad nimi samotnym światłem, stałym źródłem pocieszenia i bezpieczeństwa.

Mniej więcej w dziesięć miesięcy po przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do wojny sprawy przybrały zły obrót dla Hitlera i Mussoliniego. Brytyjczycy wygrali wielką bitwę pod El Alamein w Egipcie, Rosjanie pod Stalingradem. Wojska amerykańskie wylądowały w Afryce Północnej. Razem z Brytyjczykami wyprowadziły Niemców i Włochów z północnej Afryki i wkrótce potem podbiły Sycylię. Następnie siły sprzymierzonych pod dowództwem generała Eisenhowera weszły na Półwysep Apeniński. Mussolini utracił władzę, został aresztowany i uwięziony w górskiej fortecy. Włochy były gotowe do wycofania się z wojny.

Hitler działał jednak z szybkością błyskawicy. Jego ludzie w niespodziewanej akcji uwolnili Mussoliniego i pozwolili mu na utworzenie republiki w północnych Włoszech. A niemieckie wojska przesuwające się na południe okupowały większą część kraju, włącznie z Rzymem.

Aliantów zatrzymało wysokie wzgórze lub mała góra, której sława zaczęła się czternaście wieków wcześniej, kiedy święty Benedykt zbudował tam swój pierwszy wielki klasztor: Monte Cassino.

***

Niemcy w Rzymie! I nie byli już sprzymierzeńcami. Byli zdobywcami o okrutnych twarzach i tak też się zachowywali. Rzymianie częściej niż kiedykolwiek spoglądali na małe okno w Watykanie, za którym pracował ich biskup. Należał do nich, a oni do niego. Nie wiedzieli dokładnie, jak mógłby im pomóc, ale czuli, że to jest możliwe.

A teraz szczególnie potrzebowali pomocy. Wojna przynosiła im do tej pory same złe wieści: śmierć lub niewolę bliskich w północnej Afryce, niedostatek jedzenia i innych rzeczy, które czynią życie znośnym. Teraz jednak pojawiło się zagrożenie, stałe zagrożenie, ponieważ z Niemcami przyszło Geheime Staatspolizei, budzące grozę Gestapo. Każdego dnia aresztowało wielu ludzi – a niektórych z nich nikt już więcej nie widział. Gestapo tropiło każdego, którego Hitler z tego czy innego powodu uważał za wroga i miało listy liczące tysiące nazwisk, starannie przygotowane przez swoich agentów. Byli na nich Żydzi, komuniści, socjaliści, Niemcy żyjący na wygnaniu, dezerterzy, zbiegli jeńcy z alianckich armii…

Trwało wielkie polowanie na ludzi. Tym razem jednak psy myśliwskie Hitlera natrafiły na dziwną, tajemniczą, niewidzialną moc.

Szept wyszedł z gabinetu za oświetlonym oknem w Watykanie i dotarł do pewnej liczby godnych zaufania ludzi, z których większość stanowili księża. Wysłano wiadomości do wszystkich siedemdziesięciu dwóch krajowych uczelni, wszystkich klasztorów, konwentów i organizacji religijnych, domów zakonnych i probostw, do setek budynków kościelnych rozrzuconych po całym Rzymie.

Ludzie przyjmowali niespodziewane wizyty, po czym znikali niepostrzeżenie na strychach i w piwnicach, w altanach ogrodowych i zakrystiach. Nikt nie pytał ich o rasę, religię czy narodowość. Byli prześladowani i to wystarczało. A Straż Palatyńska, osobista gwardia papieża, wysyłała wartowników przed wszystkie kościelne budynki. Niemcy nie odważyli się sforsować żadnego wejścia.

Tysiące ludzi uniknęły w ten sposób rozstrzelania lub, jeszcze gorzej, transportu do jednego z tych strasznych obozów koncentracyjnych, gdzie zabijały ich tortury lub gaz. Jednym z nich był główny rabin Rzymu, doktor Izrael Zolli, który później przeszedł na katolicyzm i przyjął imię Eugenio.

Gestapo zwróciło się przeciw samemu sercu Kościoła, a Kościół wiedział o prześladowaniach więcej niż ktokolwiek inny. Tu, w Rzymie, prześladowano chrześcijan przez stulecia. Wszyscy pierwsi papieże stali się męczennikami.

Tradycja to nie tylko obrzędy i ceremonie. Kościół w Rzymie miał tradycję liczącą niemal dwa tysiące lat: pomagać niewinnie prześladowanym. Utworzono organizację pod samym nosem Gestapo. Szybko rozrosła się do sześciu tysięcy członków, a jej „generałem” był wspaniały irlandzki ksiądz. W przeciwieństwie do większości współczesnych generałów codziennie narażał się na niebezpieczeństwo, przy czym najbardziej mógł się obawiać zdrady. „Generał” był jednak nie tylko człowiekiem o heroicznej odwadze: wiedział też, jak wybierać swoich ludzi – mężczyzn i kobiety. Wśród jego współpracowników znalazły się damy z rzymskiej arystokracji i żebracy, złotnicy i fryzjerzy, chirurdzy i modystki, byli przestępcy i zakrystianie i oczywiście mała armia księży i zakonnic. Nie tylko ukrywali ludzi przed gestapo, ale również potajemnie wywozili. Więźniowie polityczni we wszystkich rzymskich więzieniach, włącznie z ponurym Regina coeli, znikali bez śladu.

W dniach chaosu, kiedy Włochy wycofywały się z wojny, a Niemcy jeszcze nie weszli do kraju, z włoskich obozów uciekło wielu alianckich jeńców. Większość z nich skierowała się na południe na spotkanie swoich armii. Kiedy Niemcy zajęli Włochy, znaleźli się w potrzasku. Niektórych schwytano ponownie, inni podążyli na przedmieścia Rzymu lub do samego miasta, próbując się tam ukryć.

Organizacja „generała” wyszukała ich, zaopatrzyła w cywilne ubrania i zabrała w bezpieczne miejsca. Kilku brytyjskich „tommies” musiało się przebrać za zakonnice! Sam „generał” przyniósł im habity i już mieli odejść, kiedy zobaczył, że zapomnieli zdjąć żołnierskie buty. Pobiegł za nimi, żeby ich zawrócić, bo pierwszy niemiecki patrol natychmiast by ich aresztował, a od niemieckich patroli aż się w Rzymie roiło.

W niemieckiej armii byli oczywiście katolicy i wielu z nich chciało zobaczyć Ojca Świętego. Nie mógł im odmówić – oni też byli jego dziećmi. Zawsze odmawiał przyjęcia Hitlera. Ile razy führer przybywał do Rzymu, Pius XII od razu wyjeżdżał do Castel Gandolfo. Żołnierzy jednak przyjmował, a oni przychodzili – dwudziestu, trzydziestu, pięćdziesięciu, a nawet stu jednocześnie.

Kiedy wracali do swych jednostek, rozmawiali. Mówili o papieżu jako o najcudowniejszym człowieku, jakiego spotkali. Wielu z tych, którzy wcześniej odstąpili od wiary, powróciło do praktyk religijnych – zaczęli chodzić na Mszę i przystępować do spowiedzi…

Gestapo spostrzegło, że te wizyty mają istotny wpływ na niemieckich żołnierzy. Żołnierze uczęszczający na Mszę i do spowiedzi nie mogli być już uważani za godnych zaufania nazistów. Wizyty w Watykanie zostały surowo zabronione, ale mimo zakazu wciąż trwały.

Sześćdziesięciu żołnierzy przemknęło się do Watykanu, pojedynczo lub grupkami, a papież przyjął ich razem w jednej z mniejszych sal audiencyjnych. Rozmawiał z nimi po niemiecku, prosił, by modlili się o pokój…

Do gabinetu wszedł nagle prałat, blady i zdenerwowany. Papież tylko na niego spojrzał i już wiedział, co ma do zakomunikowania.

– Są tutaj? – zapytał cicho.

– Tak, Wasza Świątobliwość. Dwie ciężarówki pełne esesmanów.

Żołnierze popatrzyli na siebie z przerażeniem. Mimo wszelkich środków ostrożności Gestapo dowiedziało się, że są tutaj wbrew zakazowi. Ktoś musiał na nich donieść.

– Ufam, że nie weszli na terytorium Watykanu – powiedział papież.

– Nie, Wasza Świątobliwość, ale trzymają straż na linii demarkacyjnej.

Papież skinął głową.

– Co z Bramą Świętej Anny? – zapytał. – Czy tam też stoją?

– Nie, Wasza Świątobliwość.

Pius XII przystąpił do działania.

– Postawcie wszystkie nasze samochody przed kwaterami Gwardii Szwajcarskiej. Wsadź do nich tych ludzi. Powiedz kierowcom, by wyjechali przez bramę świętej Anny, skręcili w lewo i wysadzili pasażerów, kiedy będą poza zasięgiem wzroku jakiegokolwiek patrolu.

– Tak, Wasza Świątobliwość.

Sześćdziesięciu niemieckich żołnierzy uklękło, by przyjąć papieskie błogosławieństwo.

– Teraz idźcie z monsignore – powiedział papież, a w jego oczach pojawił się błysk rozbawienia. – On się wami zajmie.

Wyszli niepewnym krokiem. Kilka minut później wpakowano ich do flotylli watykańskich aut wszelkich rozmiarów i marek. Watykańscy kierowcy, uśmiechając się szeroko, wywieźli ich przez Bramę Świętej Anny i labirynt tylnych uliczek. Daleko za Watykanem żołnierze wysiedli z samochodów i rozproszyli się w różnych kierunkach.

Esesmani czekali przez cały dzień, aż żołnierze opuszczą zabronioną audiencję. Potem odjechali, a ich informator musiał pewnie gęsto się tłumaczyć.

***

W kwaterach głównych aliantów toczyły się poważne debaty. Rzym był pełen niemieckich żołnierzy, a po przegranej bitwie o Monte Cassino powracająca armia niemiecka przetoczyła się przez miasto, by się tu zatrzymać albo przetransportować żołnierzy koleją do innych miejscowości. Czy w tej sytuacji Rzym będzie bombardowany, czy nie?

Ostatecznie postanowiono zbombardować stację kolejową. Przeprowadzono nalot. Kilka bomb chybiło jednak celu…

Kiedy powiedziano papieżowi, że bomba trafiła w kościół świętego Wawrzyńca i parę okolicznych domów, zerwał się na nogi. Wydał serię poleceń swoim sekretarzom. Zażądał samochodu. Lekarstw. Bandaży. Lekarza. Jedzenia. Pieniędzy. W kilka minut później sam był już w drodze do zbombardowanego miejsca. Kiedy przybył, syreny ogłaszały „alarm odwołany”. Nalot się zakończył, ale tysiące ludzi zbierały się wokół zburzonych domów.

Papież wysiadł z samochodu i wszedł w tłum. Tłoczyli się wokół niego, uśmiechając się, płacząc i wznosząc do niego ręce. Pocieszał ich. Słuchał i pomagał. Ukląkł w rumowisku, by dodać otuchy rannemu mężczyźnie. Pomógł zabandażować drugiego, a potem modlił się za tych, którzy stracili życie i za powrót rannych do zdrowia.

Mój szwajcarski przyjaciel doktor Schneider z Wartensee był tam i wszystko to widział.

– Twarze tych ludzi – powiedział cicho. – Powinieneś był widzieć ich twarze…

Ich biskup przybył do nich w potrzebie. Kiedy papież wrócił do samochodu, miał krew na białej sutannie.

Następnego dnia jego głos zabrzmiał w radio, ostrzegając narody przed najstraszniejszą ze zbrodni: matkobójstwem. Rzym był matką chrześcijańskiej kultury i cywilizacji i centrum Kościoła.

Nie było więcej bombardowań.

W kwaterze głównej Hitlera także dyskutowano sprawę Rzymu. Cassino nie mogło już stawiać oporu, a wtedy Rzym musiał się stać polem bitwy.

– Dlaczego nie? – zapytał Hitler. – Jeżeli oni niszczą Berlin, czemu Rzym nie miałby zostać zniszczony?

– A co z papieżem, mein Führer?

– Dopóki jesteśmy w Rzymie, on też może zostać. Ale jeśli trzeba będzie ewakuować miasto, stanie się dla nas niebezpieczny.

Sprawę żywo dyskutowano wśród wysokich rangą oficerów SS. Papież był wrogiem narodowego socjalizmu. Nie mogli zostawić go w Rzymie w razie ewakuacji miasta. Musieliby go zabrać do północnych Włoch albo nawet do Niemiec – dla jego bezpieczeństwa, oczywiście.

Pius XII dowiedział się o tym planie. Postawił sprawę jasno, że w żadnych okolicznościach nie zamierza opuścić Rzymu i stawi opór każdej próbie zmuszenia go do wyjazdu.

Dla Hitlera i jego doradców była to bardzo niepokojąca sytuacja. Nie mogli tak po prostu przepuścić szturmu na Watykan, zabić gwardzistów szwajcarskich – a trzeba byłoby ich zabić – i wywlec papieża siłą. Gwardia Szwajcarska była zdecydowanie nieprzyjemnym aspektem sprawy. Nie dałoby się ich zabić, nie robiąc hałasu, a to wzburzyłoby mieszkańców miasta. To prawda, że niemieccy komandosi zdołali odbić Mussoliniego, ale tylko z małej górskiej twierdzy, nie z serca Rzymu. Poza tym Mussolini chciał uciec, a papież nie.

Papież w międzyczasie również odbywał narady. Prowadził negocjacje z mężami stanu, ambasadorami i generałami. Dowódca armii niemieckiej we Włoszech, marszałek Kesselring, postanowił nie walczyć o Rzym, tylko ustanowić go miastem otwartym. I wycofa się nie przez miasto, lecz obejdzie je od wschodu i zachodu.

Alianckie armie w końcu się przebiły, zajęły Monte Cassino i pomaszerowały na Rzym. Kiedy weszli, miasto oszalało z radości. Żołnierze amerykańscy w jeepach uznali Plac Świętego Piotra za zaproszenie do wyścigów, któremu trudno było się oprzeć. Jeździli bez przerwy wokół obelisku. Motocykle też. Podobnie jak całe kawalkady samochodów. Hałas był nie do opisania.

Amerykański dowódca przepraszał za to Piusa XII. Obiecał, że każe im przestać.

Papież odpowiedział z uśmiechem:

– Każdy, kto przybywa wyzwolić Rzym, może hałasować, ile chce.

***

Kiedy do papieża dotarły informacje o trudnych do opisania zbrodniach popełnianych w obozach koncentracyjnych, przemówił ostrzej niż kiedykolwiek przedtem.

– Biada tym – powiedział przez radio – którzy nie wznieśli się do pełnej świadomości, jaką odpowiedzialność ponoszą za los narodów, którzy sieją nienawiść i niezgodę, którzy budują swoją władzę na niesprawiedliwości, uciskając i dręcząc słabych i niewinnych. Zobaczycie, gniew Boży będzie nad nimi do samego końca.

Godzina się zbliżała. Pewnego dnia po zajęciu Rzymu przez wojska aliantów niebo nad Normandią stało się czarne od samolotów zrzucających armię spadochroniarzy. Setki alianckich okrętów wojennych zajęły Wał Atlantycki Hitlera, a armada transportowców wyładowywała dywizję za dywizją przeszkolonych żołnierzy z ekwipunkiem. To był D-Day, dzień, na który czekała cała Europa. Siły francuskiego ruchu oporu też stanęły do boju.

Po dwóch miesiącach ciężkich walk Paryż został wyzwolony.

Hitler spróbował ostatniego desperackiego kontrataku. Kiedy alianci wdarli się do Niemiec od zachodu, a Rosjanie od wschodu, postanowił zostać w Berlinie, bezpiecznie ukryty w podziemnym bunkrze. Kiedy zrozumiał, że wszystko jest stracone, popełnił samobójstwo. Tak samo Himmler, głowa tajnej policji, Goebbels, minister propagandy, i Goering, dowódca nazistowskiego lotnictwa. Gniew Boży był nad nimi do samego końca.

Mussoliniego zastrzelili włoscy partyzanci.

Prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy, jak doszło do kapitulacji niemieckiej armii we Włoszech. Wiadomo, że miały miejsce negocjacje, w których brał udział wielki kardynał Ildefonso Schuster z Mediolanu. Nie mógłby raczej tego zrobić bez wiedzy, a nawet zgody papieża.

Poddali się. Niemcy, zamiast podbić świat, zostali zdruzgotani. Wiele ich miast zamieniło się w ruiny. W cztery miesiące później skapitulowała Japonia, zmuszona do poddania się przez dwie bomby, które zniszczyły Hiroszimę i Nagasaki – dwie bomby atomowe, które rozpoczęły nową i przerażającą epokę.

Druga wojna światowa dobiegła końca.

cdn.

Louis de Wohl

(1) Wilhelm Tell, w przekładzie A. Kowalkowskiego.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Pasterz świata.