Maksymilian Kolbe – Święty od Niepokalanej. Rozdział drugi

Wczesne lata – obietnica dwóch koron

Przyszły franciszkański święty, Maksymilian Kolbe, urodził się i został ochrzczony otrzymawszy imię Rajmund, 8 stycznia 1894 roku, w małym miasteczku Zduńska Wola. Był drugim z trójki żyjących synów Juliusza i Marianny Dąbrowskiej Kolbe. Dwóch chłopców, Walenty i Antoni, zmarło we wczesnym dzieciństwie. Franciszek, najstarszy syn, otrzymał imię po świętym z Asyżu, ponieważ oboje rodzice byli tercjarzami franciszkańskimi. Brali na serio swoje powołanie i jako naśladowcy Biedaczyny żyli skromnie. Dodatkowego dochodu, osiąganego dzięki ciężkiej pracy i długim godzinom spędzanym przy krosnach, nie wydawali na wygody, lecz przeznaczali na pomoc mniej szczęśliwym. Chociaż nie cierpieli nigdy z powodu niedostatku rzeczy koniecznych, musieli ciężko pracować, by związać koniec z końcem w czasie, gdy w Europie panowało wielkie ubóstwo.

Juliusz i Marianna poważnie traktowali rodzicielskie obowiązki. Przykładnym życiem uczyli dzieci znaczenia religii i wartości cnót domowych, które czyniły życie rodzinne pełnym pokoju i szczęścia. Tworzyli rodzinę, w której modlono się razem, a Bóg stanowił centrum ich domowego kościoła. Jako katolicy cenili nieskończoną wartość Mszy Świętej i wspólnie w niej uczestniczyli. W ich parafii w Pabianicach co niedzielę miała miejsce adoracja Eucharystyczna organizowana przez Trzeci Zakon św. Franciszka. Członkowie wspólnoty zmieniali się kolejno w trakcie godzin adoracji. Juliusz organizował i pilnował zmian godzin dla mężczyzn.

Osobowości Juliusza i Marianny dopełniały się całkiem dobrze. Marianna była rok starsza od męża i doskonale wypełniała swe macierzyńskie obowiązki. Od synów wymagała wiele, a kiedy nie spełniali jej oczekiwań, winiła za to siebie, oskarżając się nawet o niedbałość. Była poważna i pracowita, ale jako szczera i godna zaufania osoba, miała przyjaciół. Zawsze była gotowa pomagać innym w ich potrzebach. Sama uczyła dzieci podstawowych umiejętności – czytania, pisania i arytmetyki.

W tamtych czasach polskie rodziny uczyły swe dzieci języka polskiego w domu, gdyż był on zabroniony przez władze zaborcze. Juliusz pilnował, by jego dzieci nie tylko nauczyły się ojczystego języka, lecz także, by kochały swoją ojczyznę, jej chwalebną historię i kulturę. Był mniej surowego usposobienia, a ludzie chętnie się z nim przyjaźnili. Wychowując synów, dawał im wiele wolności, by nauczyć ich odpowiedzialności osobistej i wyciągania wniosków z własnych błędów. Razem z Marianną wychowywał dzieci w wierze, wierze bezkompromisowej, która wymaga osobistej ofiary i dyscypliny.

Trzej synowie – Franciszek, Rajmund i Józef – byli przyjaźni, odpowiedzialni i wielkoduszni, a wartości posłuszeństwa uczono ich od wczesnych lat. Pod bacznym okiem Marianny, która trzymała w domu dyscyplinę, nie raz dostali lanie. Psotny Rajmund, pełen życia i lubiący wybryki, przyjmował karę w poczuciu sprawiedliwości, świadomy, że płynęła ona z głębokiej rodzicielskiej miłości. Kiedy został przyłapany na psotach, kładł się na ławce, żeby ułatwić to, „na co zasłużył”. Jednakże nie było to w stanie powstrzymać go przed kolejnymi psikusami. Był typowym chłopcem z „krótką pamięcią”. Każdy z braci miał zdecydowanie odmienną osobowość. Franciszek był z całej trójki najbardziej towarzyski i skłonny do pewnej płochości. Najmłodszy syn, Józef, był cichy i poważny jak matka, a mając mniej śmiałą osobowość, rzadziej wpadał w kłopoty niż jego starsi bracia. Rajmund szczęśliwie równoważył obie skrajności. Cała trójka była pobożna, lecz Rajmund od najwcześniejszych lat był z nich najbardziej rozmodlony.

Sytuacja ekonomiczna w części Polski, znajdującej się pod zaborem rosyjskim, gdzie mieszkała rodzina Kolbe, pozostawiała wiele do życzenia. Zaradni rodzice prowadzili mały sklep z różnościami, by wesprzeć skromny dochód z chałupniczego warsztatu tkackiego. Na skutek depresji ekonomicznej i zgubnej wojny z Japonią, we wczesnych latach XX wieku gospodarka Rosji tak niedomagała, że ludności groził głód. Strajki utrwalały bezrobocie wielu wierzycieli państwa Kolbe. W tak fatalnych warunkach Juliusz i Marianna byli skłonni odkładać terminy spłat długu na jakiś czas. Jednakże, jak to ujął jeden z ich przyjaciół, „byli tacy sąsiedzi, którzy wykorzystywali ich miłosierdzie i cierpliwość”. Ponieważ wiele było przypadków niedotrzymania umowy spłat długu, państwo Kolbe zbankrutowali i stracili swoją firmę.

W parze z rewolucją przemysłową i związanymi z nią szkodami szedł fakt, że od ponad stu lat Polska znajdowała się pod zaborami. W XIX wieku nie było jej nawet na mapie Europy. Trzy mocarstwa graniczące z nią – Rosja, Austria i Prusy – wchłonęły państwo, dzieląc je w 1772, w 1793 i po raz trzeci w 1795 roku. Stało się to bez żadnego niemal militarnego oporu z kilku powodów. Pod koniec XVII wieku Polska była jednym z ostatnich krajów, które wychodziły z systemu feudalnego. Bez naturalnych granic, z wyjątkiem gór na południu, stanowiła łatwą ofiarę dla nowo wyłonionych większych państw. Smutny okres rozbiorów Polski i zdominowanie jej przez obce mocarstwa ostro kontrastowały z jej chwalebną przeszłością. Tak czy inaczej, Polacy wytrwale trzymali się swojej kultury, języka i ponad wszystko swej katolickiej wiary. Wszystko to wywierało wpływ na młodego Rajmunda Kolbe, który w XX wieku miał przynieść Polsce wielką chwałę.

W swej tysiącletniej chrześcijańskiej historii Polacy byli nieustannie wystawiani na próbę i nie mieli zamiaru poddać się jakiejkolwiek narzuconej im tyranii. Państwo leżało w bardzo strategicznym miejscu, w centrum Europy, między Wschodem a Zachodem. Każda zbrojna inwazja na Europę ze wschodu musiała przejść przez Polskę. Nacierające wojska były w większości niechrześcijańskie, a w rzeczywistości antychrześcijańskie. Polaków, angażujących się w walkę z muzułmańskimi Turkami lub pogańskimi Tatarami, motywowała zatem nie tylko miłość do ojczyzny, lecz także chęć walki w obronie swej wiary i tego, co w Europie chrześcijańskie. W średniowieczu Polska odparła dziewięćdziesiąt trzy inwazje tatarskie. Pod względem militarnym Polacy posiadali doskonałą, manewrową kawalerię rycerską, świetnie odpierającą najeźdźców na rozległych nizinach kraju.

W późnym średniowieczu, kiedy społeczeństwo Europy Zachodniej sekularyzowało się coraz bardziej, fundament wartości religijnych i wpływ Kościoła na rycerstwo uległy zmniejszeniu. Hiszpański pisarz Cervantes lamentował nad zepsuciem rycerstwa chrześcijańskiego. W swym dziele Don Kichot drwił z rycerstwa, które nie stawało już w obronie poniżonych, dając przykład szlachetnych, mężnych cnót, lecz stało się własną parodią.

W Polsce jednakże nie straciło ono nic ze swej świetności. Być może działo się tak, ponieważ wpływ Kościoła, a zwłaszcza pobożność Maryjna Polaków w dalszym ciągu inspirowały, rycerskość i heroiczne czyny rycerzy występujących w obronie wolności. W czasach największego rozkwitu Polska była „mocarstwem, z którym należało się liczyć”, a często obrończynią bezbronnych. Przygarniała odepchniętych z innych krajów Europy, m.in. Żydów (przed II Wojną Światową żyła tu największa populacja Żydów w Europie). Jako naród chrześcijański w ciągu tysiąca lat, Polacy zawsze opowiadali się po stronie sprawiedliwości i orędowali na rzecz słusznej wolności osobistej dla wszystkich ludzi bez względu na pochodzenie społeczne czy okoliczności. Polska uniknęła wielu krwawych bratobójczych wojen religijnych okresu reformacji, ponieważ trzymano się w niej zasad zdrowej filozofii politycznej opartej na Ewangelii i katolickiej nauce społecznej.

Jednym z jej sławnych synów był międzynarodowy prawnik Paweł Włodkowic (1372–1435). Był on człowiekiem „międzynarodowym”, studiował prawo w Padwie, we Włoszech, oraz filozofię z teologią na uniwersytecie w Pradze. Dwukrotnie został wybrany na prestiżowy urząd rektora słynnego uniwersytetu w Krakowie. Ten chrześcijański prawnik był pierwszym uczonym, który sprzeciwiał się ludobójstwu pod każdą postacią. Ta praktyka – tak przeciwna prawu naturalnemu, prawu Bożemu i miłości bliźniego – którą nazwał „herezją pruską”, ma miejsce po dziś dzień. Podczas soboru w Konstancji kilku włoskich prawników i uczonych posłużyło się sformułowanymi przez Pawła Włodkowica argumentami, by potępić brutalną praktykę Krzyżaków nawracania pogan na chrześcijaństwo siłą. Jego teorie, oparte na Ewangelii i zasadach odziedziczonych po starożytnych Rzymianach i Grekach, były podstawą międzynarodowego prawa i polityki w XVI i XVII wieku. Chociaż jego doktryna i teorie zostały spisane ponad pięćset lat temu, są uderzająco podobne do słów Soboru Watykańskiego II, zawartych w konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym.

Oprócz wychowywania się w kulturze katolickiej, sprzymierzonej z zachodnią częścią Europy i zawsze lojalnej wobec Kościoła Rzymskiego, młody Rajmund Kolbe słyszał od swoich rodziców o szlachetnych czynach polskich bohaterów narodowych. Jego ojciec, Juliusz, gorliwy patriota, uwielbiał opowiadać o tym, jak wielki generał Żółkiewski kosztem własnego życia odparł dobrze zorganizowaną, zdyscyplinowaną armię islamską, która zmierzała do centrum Polski i powstrzymał ją od podboju Europy. Juliusz czytał swoim synom powieści historyczne sławnych polskich pisarzy, takich jak Sienkiewicz, opowiadających o licznych najazdach na polską ziemię zachłannych, okrutnych sąsiadów oraz o tym, jak odpierała ich polska kawaleria. Szczególną inspirację stanowiły czyny mężnego i pobożnego polskiego króla, Jana III Sobieskiego, który, choć miał nad sobą liczebną przewagę, odparł atak Turków na Wiedeń w 1683 roku i tym sposobem obronił chrześcijańską Europę przed dominacją islamu. Po zajęciu obozu nieprzyjaciela Sobieski odesłał zdobyty zielony sztandar proroka Ojcu Świętemu wraz ze słowami: „Przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył!”. Groza muzułmańskiego bułata, wisząca od wieków nad chrześcijańską Europą, znikła.

Sobieski, podobnie jak inni polscy bohaterowie, był człowiekiem głęboko religijnym. W drodze do Wiednia zatrzymał się w narodowym sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej, gdzie przed cudowną ikoną ślubował, że nie odłoży miecza, dopóki Turcy nie zostaną odparci. Do swych ludzi skierował waleczne wezwanie: „W Imię Maryi, niech Bóg nas wspomoże!”.

Polacy, głęboko zakorzenieni w wierze katolickiej, zawsze uciekali się do Maryi tak w pomyślnych, jak i w ciężkich czasach. W czasie zaborów miłość i nabożeństwo do Matki Bożej jednoczyły Polaków z Austrii, Prus i Rosji u stóp ołtarza Czarnej Madonny. Wszystkie trzy sąsiednie kraje pomimo wysiłków nie zdołały zagłuszyć języka i kultury polskiej. Centrum polskiego narodu było i jest sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej. Była Ona kimś więcej niż duchową Matką czczoną przez wszystkich katolików. Wniknęła tak bardzo w kulturę, a naród polski tak Ją umiłował, że oficjalnie uznano Ją Królową Korony Polskiej. To Ona wysłuchiwała modlitw Polaków, kiedy wszystko inne zawodziło.

Opowiada się, że w okresie szwedzkiej inwazji, trafnie nazywanej potopem, ponad murami fortecy jasnogórskiego klasztoru ukazała się Matka Boża. Ostania twierdza w Polsce była oblężona przez armię protestanckich Szwedów. Garstka żołnierzy i mnichów nie mogła dalej się bronić, kiedy Najświętsza Panna z Dzieciątkiem Jezus w ramionach ukazała się ponad blankami otoczona nadzwyczajną jasnością. Wróg uciekł w panice. Jako wyraz wdzięczności król Jan Kazimierz oficjalnie poświęcił Polskę Maryi. Od tamtej pory naród polski wspominał Ją i publicznie wyznawał swą całkowitą zależność od Matki Bożej Królowej Polski.

W każdym domu całego kraju znajdował się jakiś cichy kącik z ołtarzykiem Królowej Nieba i Polski, przy którym rodzina gromadziła się na modlitwę różańcową. Także rodzice Rajmunda od jego wczesnego dzieciństwa słowem i przykładem uczyli go miłości do Matki Bożej. Jej interwencja i heroiczne cechy Jej patriotów rozpalały wyobraźnię Rajmunda, dając mu niezachwiane poczucie ufności, że któregoś dnia Polska będzie znowu niepodległym państwem. W swej patriotycznej gorliwości, zachęcany przez ojca, malował polskiego orła na płotach Pabianic. W tym samym czasie Juliusz angażował się w działalność grup podziemnych, planujących złamać jarzmo zaborców Polski. Został aresztowany i na krótko uwięziony.

Czyż nie jest jasne, że okazując taką postawę, młody Rajmund marzył o wstąpieniu pewnego dnia do wojska, by wyzwolić Polskę spod obcej dominacji? Ten pełen ideałów młodzieniec miał przed oczyma bohaterów narodowych, którzy nie wahali się przed najwyższą ofiarą ze swego życia za wiarę i za umiłowaną ojczyznę. Uważali się za wodzów pod najwyższą komendą Królowej Nieba i Polski.

Nabożeństwo Rajmunda do Maryi, w połączeniu z żywą, niezależną naturą, nie uchroniło go przed zwykłymi problemami chłopców w jego wieku. Wystawiał na próbę cierpliwość swej matki, która była w jakimś stopniu perfekcjonistką w wychowywaniu swych dzieci. Raz zauważyła w zdenerwowaniu: „Rajmund, co z ciebie wyrośnie?”. Potem nie zastanawiała się już nad tym. Rajmund, przeciwnie. Po tym zdarzeniu nastąpiła wyraźna zmiana w zachowaniu chłopca. Jego matka zaczęła się martwić tajemniczą zmianą. Był spokojniejszy, łagodniejszy i wyglądał na bardziej poważnego. Gdy go pytała, Rajmund z początku nie chciał powiedzieć o swej „tajemnicy”. Tej nieugiętej pani i matki nie było jednak łatwo powstrzymać przed dociekliwością w sprawie, którą postrzegała jako poważny problem. Przypomniawszy chłopcu o jego obowiązku posłuszeństwa wobec rodziców, w końcu postawiła na swoim.

Zapłakany chłopiec wyznał, jak bardzo jej uwaga nie dawała mu spokoju. Ze smutkiem zwrócił się do Matki Bożej przed ołtarzykiem domowym i zadał to samo pytanie: „Matko Boża, co ze mnie wyrośnie?”. Pobiegł do kościoła parafialnego i tam także pytał Maryję: „Co ze mnie wyrośnie?”. Najświętsza Panna ulitowała się nad biednym chłopcem i ukazała mu się. Z czułością matczyną trzymała w obu rękach po koronie – jedną białą, drugą czerwoną. Zapytała Rajmunda, którą by wybrał: biała oznaczała czystość, czerwona – męczeństwo. Porywczy młodzieniec, jak inna wielka święta naszych czasów, św. Teresa od Dzieciątka Jezus, która wybrała wszystko, odpowiedział: „Wybieram obie”. Wybrał dobrze, bo Maryja, uśmiechnąwszy się, zniknęła. Kierunek jego życia został wytyczony przez nikogo innego jak przez samą Matkę Bożą. Pozostał czysty (biała korona) i został męczennikiem (czerwona korona). Od tamtej pory często mówił swej matce o męczeństwie.

Podczas jednej z dorocznych pielgrzymek do częstochowskiego sanktuarium Matki Bożej rodzina Kolbe złożyła obietnicę, że poniesie każdą ofiarę, by ich najstarszy syn, Franciszek, mógł zostać księdzem. Co do Rajmunda, z jego talentem organizacyjnym i umiejętnościami matematycznymi, zdecydowano, że zostanie w domu, by pomagać matce w rodzinnej firmie. Nie była to łatwa decyzja, lecz wybór był niewielki, ponieważ rodzice czuli w tamtym czasie, że nie dadzą rady wysłać obu chłopców do szkoły. Wykazujący ponadprzeciętną inteligencję Rajmund cieszyłby się mogąc towarzyszyć swemu bratu w szkole handlowej w Pabianicach, ale jego rodzice, zwłaszcza mama, zdecydowali „jak będzie najlepiej”. Rajmund nigdy nie prosił, a tym bardziej nie naciskał na swych rodziców, by włączyli go w plany formalnej edukacji.

Szczęśliwie miejscowy aptekarz, pan Kotowski, osobiście zainteresował się Rajmundem. Pewnego dnia, gdy matka posłała go do apteki po jakiś lek dla jednej z kobiet, którymi się zajmowała (dodatkowo pracowała jako położna), ten podał farmaceucie receptę na lek w bezbłędnej łacinie, nie gubiąc nawet jednej sylaby. Kotowski był pod wrażeniem i spytał chłopca, gdzie uczył się łaciny. Ten dumnie odparł: „Ojciec Jankowski uczy nas łaciny!”. Rajmund oczywiście był ministrantem, a w tamtych czasach musiał znać łacińskie odpowiedzi do Mszy Świętej.

Z dalszej rozmowy aptekarz dowiedział się, że brat chłopca chodzi do szkoły, lecz rodzina Kolbe nie może posyłać tam ich obu. Jaka szkoda! Taki obiecujący chłopak! Kotowski był jednym z tych polskich patriotów, którzy patrzyli w przyszłość. Ten młodzieniec i inni, myślał, mógł być nadzieją zmartwychwstałej Polski, lecz aby prowadzić Polskę ku chwale, młodzi potrzebowali formalnej edukacji. Pomagał Rajmundowi udzielając mu prywatnych lekcji, które otworzyły przed nim perspektywę dalszej edukacji.

Br. Francis Mary Kalvelage FI

***

„Im mocniejszą i odważniejszą dusza się staje z pomocą Bożej łaski, tym większy krzyż Bóg wkłada jej na ramiona, by w swoim życiu mogła jak najwierniej odzwierciedlać obraz Ukrzyżowanego” (św. Maksymilian Kolbe).

Powyższy tekst jest fragmentem książki pod redakcją br. Francisa Mary Kalvelage’a FI Maksymilian Kolbe – Święty od Niepokalanej.