Lourdes. Objawienia. Cuda. Nowenny. Rozdział pierwszy

Opis miejscowości Lourdes

W południowej Francji, u stoku olbrzymich gór pirenejskich, nad rzeką Gave de Pau w departamencie Wyższych Pirenejów (Hautes-Pyrénées), leży miasteczko Lourdes, dawniej mało znane, a obecnie głośne na cały świat. Zbudowane z białego kamienia rozpościera się u podnóża ogromnych skał, na szczycie których stoi wielki, warowny zamek. W średniowieczu uważany był za nie do zdobycia; za czasów Karola Wielkiego, jak mówi legenda, znajdował się w posiadaniu Mirata, naczelnika saraceńskiego. Wszystkie próby zdobycia go przez Karola Wielkiego nie powiodły się; kiedy wreszcie odstępował od oblężenia, Mirat ujrzał niezwykłej wielkości orła, unoszącego w swym dziobie wielką rybę. Było to w piątek, dzień święty u Saracenów. W przelocie nad najwyższą wieżą zamku orzeł upuścił rybę. Mirat uważał to za znak nadprzyrodzony, przyjął świętą wiarę, a zamek i swoją posiadłość oddał pod opiekę Matki Bożej.

Lourdes jest jakby kluczem Pirenejów. Okolica miasta ponad rzeką Gave jest miejscami ponura i dzika, a miejscami zachwycająco romantyczna. Dzikie skały, cieniste gaje; zielone łąki lub winnice uzupełniają ten przepiękny krajobraz. Za miastem, w cieniu drzew, z nieprzystępnych szczytów gór spadają z szumem liczne strumyki do rzeki Gave. Ubodzy mieszkańcy trudnią się uprawą winnic, kamieniarstwem i górnictwem. Charakterystyczną ich cechą jest wzajemna miłość; nazywają się między sobą braćmi. Prawdziwie chrześcijańska to rodzina jednego ducha i jednego serca.

Kościół, to dla nich dom rodzinny. Rzemieślnicy mają swe bractwa lub ołtarze; robotnicy, bractwo Matki Bożej Łaskawej, górnicy Matki Bożej Karmelitańskiej, murarze Matki Bożej z Montserrat, cieśle i stolarze Świętej Anny, krawcy, szewcy i szwaczki Świętego Łukasza, kamieniarze Wniebowstąpienia Pańskiego, rolnicy Najświętszego Sakramentu. Dziewczęta tworzą stowarzyszenie Dzieci Maryi. Każda uroczystość Maryi jest uroczystością rodzinną; wszyscy najstrojniej przybierają chaty, wystawiają obrazy, stroją w różnobarwne kwiaty, po szczytach gór zapalają różnokolorowe lampki. Dziewczęta, skromnie lecz czysto ubrane w białe lub niebieskie suknie, ładnie śpiewają; wszystko to kieruje myśl w stronę niebiańskiej krainy.

Lourdes leży po prawej stronie rzeki Gave, tworzącej tu kąt prosty; za mostem, niewielkie łąki i lesiste wzgórza zatoczone odnogą Gave, tworzą podłużną wysepkę, le Châlet. Za wysepką i kanałem wznoszą się wielkie skały obrosłe mchem, kwiatami, bluszczem i większym krzewem, nazwane przez mieszkańców Massabielle, to znaczy „stare skały”. Tu często pasterze i rybacy szukają schronienia przed deszczem i burzą. U podnóża skał leży grota złożona z trzech części. W poziomie ma ona kształt namiotu, piętnaście metrów długości, cztery metry wysokości i tyle samo szerokości. Trochę na prawo ponad nią, widać dwa podłużne wydrążenia, przez nie przedziera się światło do dolnej groty.

W pobliżu miasta mieszkała w drugiej połowie XIX wieku biedna, lecz uczciwa rodzina, Franciszek Soubirous i Ludwika, z domu Castérot. Do niedawna dzierżawili młyn, skąd usunięci, utrzymywali się z pracy własnych rąk. Pan Bóg pobłogosławił ich związek małżeński czworgiem dzieci; najstarszą z nich była Bernadeta. Matka jej była słaba, nie mogła jej karmić i musiała ją oddać do sąsiedniej wioski. Na początku rodzice płacili za nią pięć franków miesięcznie lub żywnością; lecz wkrótce wychowawcy pokochali maleństwo, przywykli do niej, jak do własnego dziecka i aczkolwiek sami ubodzy, utrzymywali ją bezpłatnie. Już w siódmym roku życia kazano Bernadecie paść małą trzódkę owieczek. Niewinna jak baranek, mała pasterka, znała tylko Różaniec i krótkie westchnienia do Matki Najświętszej. Lubiła się bawić znoszeniem kamieni i chrustu do kapliczek Matki Bożej, stroić je kwiatami i odmawiać przed nimi modlitwy. Nauczyła się w samotności prostoty, obcowania z Bogiem i Matką Najświętszą. Samotność była dla niej tarczą osłaniającą jej anielską niewinność. Tak przeżyła do lat czternastu. Słabego zdrowia, chora na astmę, wyglądała na zupełnie drobną dziecinę. Ponieważ jeszcze nie była u Pierwszej Komunii świętej, pod koniec stycznia 1858 roku rodzice wzięli ją do domu, aby z największą starannością przygotować ją do tak ważnej i uroczystej chwili w życiu.

Pierwsze widzenie

Po kilku dniach (11 lutego 1858 roku) Bernadeta wraz z młodszą siostrą Marią i swoją przyjaciółką Joanną poszła pozbierać drewno na opał. W drodze wyprzedziły ją koleżanki, przeszły prędko przez most ku skałom massabielskim. Bernadeta została za nimi naprzeciwko groty. Była to pora południowa; słyszą głos dzwonów rozlegający się po całych Pirenejach i wzywający wiernych do uczczenia tajemnicy Wcielenia Słowa Przedwiecznego. Uklękła na Anioł Pański i Bernadeta. Nagle słyszy gwałtowny szum wiatru; ogląda się, czy nie nadchodzi burza, ale żaden listek nie porusza się na drzewie. Po raz drugi słyszy gwałtowny szum; zdziwiona, zaniepokojona rozgląda się i, o dziwo, widzi przed sobą niebiańskim, łagodnym blaskiem otoczoną przecudną postać. Tego porywającego widoku język ludzki nie jest w stanie opisać. Twarz jaśniała jak słońce, oczy piękniejsze od błękitu nieba, szata lśniąca, nie na ziemskim tkana warsztacie, przewyższała białością swoją białość śniegu na gór wierzchołku. Jasnobłękitna wstążka otaczając Jej biodra, spadała lekko dwoma końcami do stóp, a z głowy ku ziemi spływała biała, przeźroczysta osłona; pod Jej dziewiczymi stopami złota róża rozwijała się w cudowny kwiat. W ręku trzymała różaniec z białych pereł na złotym łańcuszku; z wolna przesuwała perełki różańca, usta Jej nie poruszały się, słuchała nieustanne pozdrowienia i westchnienia dochodzące z tej łez doliny do Jej tronu niebieskiego.

Objawienie to przeniknęło duszę i serce dziewczynki; jeszcze klęcząc, instynktownie sięgnęła po różaniec. Chciała uczynić znak krzyża świętego, ale z przerażenia ręka jej jakby bezwładna uczynić tego nie mogła; uśmiech i spojrzenie Anielskiej Dziewicy uspokoiły ją. „Nie lękaj się, moje dziecko”, mówi nadziemska postać, czyniąc nad nią znak krzyża świętego, a wraz z Nią znak krzyża czyni dziewczynka. Bernadeta nie dowierzała sama sobie, czy to rzeczywiste widzenie, czy też tylko sen; natężała swe oczy w stronę niebiańskiego objawienia i powtarzała powoli: Wierzę w Boga, Zdrowaś Maryjo. Skończyła odmawianie pacierza, otoczona nadziemską jasnością Dziewica znikła, a z Nią, rozwiała się i światłość. Bernadecie zdawało się, że spadła z przedsionka niebios. Szmer rzeki wydawał się teraz bardziej twardy, krajobraz ponury, słońce mniej jasne, błękit nieba mniej przyjemny.

Zachowując całe objawienie w sercu i w pamięci, pobiegła z koleżankami. Te widziały modlącą się Bernardetę, ale dla nich nie było to nic nowego. Zdziwiona ich spokojem pyta:

– Niczego nie widziałyście?

– Nie!

– A czy ty coś widziałaś?

– I ja nic nie widziałam.

Ta odpowiedź nie usatysfakcjonowała jej koleżanek. Bernadeta była wzruszona, zmieniona; udawać, ukrywać i kłamać nie umiała.

– Widać po tobie – rzekły jej – że coś ważnego się wydarzyło; powiedz, nie miej przed nami żadnych tajemnic.

– Widziałam prześliczną Dziewicę, otoczoną niebieską światłością, w białych i błękitnych szatach.

– Może to coś złego – odpowiedziały przestraszone – nie chodźmy już więcej do groty.

Prędko pobiegły wszystkie do domu i rozgłaszały zdarzenie Bernadety.

– Tobie się coś przywidziało – odpowiedziała matka Bernadecie – już więcej nie pójdziesz do groty.

Bernadeta bardzo się zasmuciła, żyła tylko pragnieniem patrzenia na cudowne zjawienie.

Wieść o cudownym zdarzeniu rozeszła się lotem błyskawicy.

„Co ci mówiła, czego żądała, jak wyglądała cudowna Dziewica” – pytano Bernadetę.

– Serce moje czuje – odpowiada – tę nadziemską piękność, niestety, język nie zdoła tego wyrazić. Tyle tylko wiem, że na ziemi nikt nie jest do Niej podobny.

Drugie widzenie

Nadeszła niedziela, 14 lutego. Bernadeta opowiadała o swoim objawieniu innym dziewczętom.

„Może to coś złego się ukazało; najlepiej weź ze sobą wodę święconą, pokrop nią i zapytaj, czy Dziewica ta od Boga się zjawia, czy też od szatana przychodzi.”

W postaci tak porywająco cudownej nie może być nic złego, odpowiedziała Bernadeta. Po południu matka pozwoliła Bernadecie pójść do groty.

Najpierw wszystkie poszły do kościoła po wodę święconą; w grocie zaczęły się modlić i spoglądać raz na miejsce objawienia, to znowu na Bernadetę. Nagle zmienia się jej postać na oczach wszystkich; wydała się być aniołem z nieba. Klęczała nieruchoma, promienie szczęścia jaśniały na jej twarzy, oczy wlepione w grotę, sięga po naczynko z wodą święconą, porusza ustami, przesuwa perełki różańca, wreszcie wstaje po skończeniu Różańca. To wszystko widziały jej koleżanki, lecz niczego nie słyszały. Były pewne, że kogoś widziała. Ona była szczęśliwa, towarzyszki jej zaś ogarnęła bojaźń; powiedziały sobie: „już tu nie przyjdziemy”.

Wróciwszy z groty, poszły na nieszpory; po nabożeństwie otoczyła je gromadka ciekawych; zaczęły więc opowiadać o objawieniu, a każdy się nim żywo interesował.

Rodzice Bernadety nie wiedzieli, co o tym wszystkim myśleć. Bernadetta opowiadała o objawieniu z takim spokojem i z taką prostotą, że należało wykluczyć kłamstwo lub udawanie.

Trzecie widzenie

Dwie pobożne panie, Antonina Peyrot i Millet przypuszczały, że to jakaś dusza z czyśćca żąda pomocy i modlitwy. Mówiły więc: „Zapytaj ją, czego żąda, albo niech napisze swe żądanie”.

W czwartek, 18 lutego, panie te wraz z Bernadetą poszły na Mszę świętą, a następnie udały się do groty. Bernadeta, choć słaba, biegła tak prędko, że towarzyszki nie mogły za nią nadążyć. W grocie klęka i rozpoczyna odmawiać Różaniec. Towarzyszki z ciekawością patrzą na nią. Wkrótce twarz rozpromienia się. „Zapytaj, mówią, zjawioną Dziewicę, czy możemy tu pozostać.” – „Pozostańcie”, odpowiada w Jej imieniu. – Zapalają świece i klękają. Podają Bernadecie ołówek i papier, by zjawiona postać napisała swoje imię. Po chwili Bernadeta posuwa się w głąb groty i dość długo tam pozostaje. Po powrocie opowiedziała o widzeniu w najdrobniejszych szczegółach.

„Najpierw widziałam, mówi, światło, jasną aureolę. Potem ukazała się przepiękna Pani, która, nachylając głowę, dała mi znak, abym się zbliżyła. Kiedy podawałam Jej ołówek, aby napisała swoje imię i czego żąda oraz aby dała swe rozkazy, usunęła się w głąb groty. Następnie uśmiechnęła się i wdzięcznie przemówiła:

– Nie potrzebuję pisać, czego żądam; chcę, abyś tu przychodziła przez dwa tygodnie.

Przyrzekłam, że tak zrobię, i to bardzo chętnie. Na ciebie, pani Antonino, szczególnie patrzyła. Sama postać potem znikła, a za nią powoli światło”.

Antonina Peyrot i pani Millet opowiadały wszystkim o tym cudownym zdarzeniu. W oka mgnieniu rozeszła się wieść daleko i szeroko, sięgnęła za granice departamentu, dotarła aż do Paryża. Liczba ciekawych wzrastała z każdym dniem, wszyscy podziwiali rozpromienioną, jasnowidzącą pasterkę.

Różne zdania

Posłuchajmy, co świat myślał o tych cudownych wydarzeniach. Wierzący bez zastrzeżeń widzieli tu cud; nie widzieli zjawionej Dziewicy, ale domyślali się, że Panią tą jest Matka Boża. Wolnomyśliciele, liberałowie i nieprzyjaciele prawdy nie wierzyli i cieszyli się, że mają okazję, aby oficjalnie wystąpić przeciwko wierze katolickiej i rzucić najohydniejsze szyderstwa na Bernadetę.

Naukowcy, uprzedzeni do zjawisk nadprzyrodzonych i do Bernadety, z góry wydali wyrok potępiający: „Nie ma, mówili, żadnych zjawisk nadprzyrodzonych; nauka wyjaśnia dziś wszystko. Dobre były w wiekach ciemnoty, wtedy ślepo wierzono. Żądamy cudów widocznych, jak zatrzymanie słońca albo wyprowadzenia źródła ze skały, lub uzdrowienie chorych”. Przepowiadali Bernadecie, że wkrótce ulegnie chorobie umysłowej.

Niektórzy jednak uczeni, ludzie uczciwi i rozważni, zanim wydali wyrok, chcieli się przekonać o prawdziwym stanie rzeczy. Do takich należał ceniony lekarz w Lourdes, doktor Dozous, prezes trybunału, pan Pougat, i adwokat, pan Dufo. Reszta doktorów, prawników, urzędników, przesiąknięta sceptycyzmem, zupełnie nie chciała mieszać się w te sprawy.

Może Bernadeta działała z inicjatywy duchowieństwa? Ależ nie! Dopiero od dwóch tygodni była w mieście, a od kilku dni uczęszczała na naukę do Pierwszej Komunii świętej. Ksiądz wikary Pomian nie zwracał dotąd żadnej uwagi na biedne i słabo uczące się religii dziecko.

Miejscowy zaś proboszcz i dziekan, ksiądz Peyramale, kapłan szlachetny, mądry, powszechnie szanowany, mocno wierzył w objawienia i cuda potwierdzone przez Kościół, gorliwy o chwałę Bożą, postąpił bardzo rozważnie, zabraniając proboszczom nawet wspominać o grocie.

Biskup diecezjalny, ksiądz Laurence, poparł zdanie księdza dziekana i wydał podobny zakaz do wszystkich duchownych swej diecezji. W sprawie pielgrzymek do groty wydał następujące ogłoszenie: „Kto chce, niech tam idzie, przypatrzy się, czy nie ma jakiegoś złudzenia; ani nie zalecamy nikomu tam się udawać, ani też tego nikomu nie zabraniamy”.

To ostrożne postępowanie duchowieństwa postawiło prawdę jeszcze w jaśniejszym świetle. Cały świat ze swymi naukami wystąpił przeciwko objawieniom; obrzucił sprawę Bożą bluźnierstwem i szyderstwem; duchowieństwo stało na uboczu, a jednak objawić się miała moc Boża, a prawda całym blaskiem zwycięsko zajaśnieć.

Komisarzem policji był wtedy młody, przebiegły i sprytny pan Jacomet; nie był uczciwy i prawdomówny, szydził z pobożności, świętość nazywał głupotą i dziwactwem. Przed jego to trybunałem miała stanąć Bernadeta. Tymczasem jednak przypatrzmy się jej widzeniu w niedzielę 21 lutego.

Czwarte widzenie

Dzień był jasny, pogodny od rana; tysiące ludzi czekało przy grocie; w tłumie był też wyżej wspomniany miejscowy lekarz pan doktor Dozous. Co on nam mówi o objawieniu!

„Specjalnie poszedłem na miejsce. Widziałem, jak dziewczynka z całą prostotą uklękła do modlitwy; po chwili rozjaśniało jej czoło, twarz lekko pobladła, usta w połowie otwarte wyrażały zdziwienie; w oczach nieruchomych zabłysło niebiańskie szczęście. Wyglądała jak anioł! Wiedziała wszystko, co się koło niej dzieje; od wiatru parę razy zgasła jej świeca, zaraz wyciągała rękę, by ją znowu zapalić. Brałem ją za rękę i badałem puls. Orzekłem stan całkiem normalny i wykluczyłem jakiekolwiek zaburzenia. Rozpromienienie, zachwycenie było więc chyba zjawiskiem nadprzyrodzonym. Medycyna nie umie go wyjaśnić. Po chwili posunęła się o kilka kroków w głąb groty; tak trwała dłuższy czas, potem wstała i widziałem ją znowu w zwykłym stanie”.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Lourdes. Objawienia. Cuda. Nowenny.