Rozdział siódmy. Konieczność życia domowego

Wrogowie religii, a zwłaszcza Kościoła katolickiego, często utrzymują, że poniósł porażkę w swej misji uczynienia człowieka cnotliwym, ponieważ nawet wśród katolików jest wielu, którzy prowadzą niemoralne życie. Niektórzy posuwają się nawet tak daleko, by uznać to za dowód braku wpływu religii na ludzką przyzwoitość. Błąd takiego rozumowania leży oczywiście w przypisywaniu jej tych niepowodzeń moralnych, które wiążą się z lekceważeniem jej zasad oraz zaniedbaniem środków praktykowania cnoty, które są jej miłe. Podobny sposób myślenia stosuje się w odniesieniu do domu. Mówi się, że nie spełnił swoich zadań pod względem opieki nad członkami rodziny w czasie wolnym od zajęć i nie oferuje wystarczających możliwości wypoczynku, zwłaszcza dla ludzi młodych. A skoro nasza młodzież zacznie szukać urozmaicenia i zabawy w nieodpowiednich miejscach, o ile nie zorganizujemy dla niej wartościowej rozrywki, musimy mieć katolickie kluby i centra towarzyskie, gdzie będzie mogła odpoczywać w nieszkodliwy dla niej sposób.

Kwestia wychowania

Ci spośród naszych pracowników socjalnych oraz socjologów, którzy rozumują na tej zasadzie, ewidentnie nie biorą pod uwagę faktu, że istnieje niesłychana różnorodność nie tylko niewinnych, ale także dobroczynnych form rozrywki, które da się uprawiać w domu. Ponadto równie dobrze można nauczyć ludzi, jeśli zrobi się to w odpowiedni sposób i we właściwym czasie, by szukali odpoczynku przede wszystkim w domu, ze względu na bezcenne zalety życia rodzinnego, jak tego, by korzystali raczej z centrów społeczności katolickiej, niż z bardziej pociągających publicznych miejsc rozrywki.

Stąd celem niniejszego rozdziału jest wyrobienie w czytelniku przekonania, że życie domowe powinno być z zasady kultywowane przez każdego członka rodziny. Jest ono bowiem niezastąpionym środkiem uzyskania w pełnej mierze błogosławieństw religii, jak również prawdziwego szczęścia i dobrobytu całej rodziny.

   Życie domowe

Zwykły obowiązek

W każdej doskonałej społeczności obowiązkiem każdego z członków jest wspieranie jej działań. Rodzina jest taką idealną wspólnotą, która ma za zadanie przyczyniać się do tymczasowego, a nade wszystko wiecznego szczęścia tworzących ją osób. Dlatego każdy z jej członków zobowiązany jest wykonać swoją część w dążeniu do osiągnięcia tego celu, nawet kosztem pewnego poświęcenia lub niedogodności z jego strony. Nikt z domowników nie ma prawa wymigiwać się od swoich obowiązków obarczając nimi pozostałych. Żaden z członków rodziny nie jest sam i nie może wieść własnego życia nie zważając na innych. Jednak prawidłowe wypełnienie swojego obowiązku względem pozostałych domowników wymaga spędzenia określonej ilości czasu w domu, w kręgu rodzinnym.

Udział rodziców

Na ojcu, jako głowie rodziny, w naturalny sposób spoczywa główny obowiązek wspierania życia domowego własnym przykładem jak i poprzez dostarczanie rozsądnych form rozrywki, a także w razie potrzeby wykorzystanie swojego autorytetu, by zapobiec nieuzasadnionemu lub zbyt częstemu wałęsaniu się poza domem. Chociaż ojciec ma większe predyspozycje, by chronić życie rodziny, to jednak matka, jako pani domu, ma ku temu więcej okazji. Dlatego to na niej powinna spocząć główna troska o rozwój głębokiej miłości do rodzinnego domu oraz o przywiązanie do niego niewidzialną nicią wszystkich jego mieszkańców. W istocie to matka jest tą, która przyciąga, prawdziwym sercem chrześcijańskiej rodziny. Ponieważ troska o dzieci oraz nadzór, jeśli nie wykonywanie, obowiązków wymaga jej obecności w domu, będącego jej naturalnym miejscem przebywania i, z niewieloma wyjątkami, obszarem działania.

Główna troska matki

Doświadczenie wielu dzisiejszych matek zdaje się wskazywać, iż pole działania kobiety jest znacznie szersze niż to określone granicami zajęć domowych. Nie zmienia to jednak faktu, że naturalnym jej miejscem jest dom i że zwyczajnie nie powinna angażować się w jakąkolwiek pracę, nawet o charakterze społecznym lub politycznym, której nie można pogodzić z obowiązkami względem rodziny. Jak mówi wielki autorytet w filozofii moralnej, jezuita Victor Cathrein : „Dobre wykształcenie dzieci oraz utrzymanie domu pod właściwą kontrolą, powinny być zawsze główną troską kobiety”. I żeby nie pomyślano, że to zużyta doktryna, którą należy odrzucić z powodu zmieniających się warunków i potrzeb kobiet, dostosowanych do innych czasów, kontynuuje: „Zamiast oddzielać ją coraz bardziej od tej misji, gdyż trzeba ubolewać nad tym, że stało się tak w konsekwencji rozwoju nowoczesnego przemysłu i nowoczesnych idei, należy dążyć do przywrócenia jej w całości miejsca, jakie zajmowała w dawnych czasach. Fundamentem domowego szczęścia jest cnotliwa, pobożna, gorliwa kobieta, która kocha porządek i posiada dar przywiązania swego męża do rodziny oraz wychowania swych dzieci na dobrych obywateli i chrześcijan” (Filozofia moralna, t. II, s. 384–385).

Przypadki wyjątkowe

Nie da się zaprzeczyć, że mogą zdarzyć się okoliczności, w których dla pojedynczych kobiet całkiem właściwym będzie poszerzanie zakresu swoich działań, dla własnych korzyści, rozwoju zainteresowań lub też dla dobra ogółu. W przeważającej części będą to jednak kobiety pozbawione rodzin, albo takie, których dzieci nie potrzebują już matczynej opieki i tymi nie będę się tutaj zajmował. Jeśli jednak podstawową troską niewiasty ma być właściwa edukacja jej dzieci oraz dbałość o sprawy rodzinne, jej obecność w domu jest niezbędna. W jaki sposób matka może wypełnić święte zobowiązania wobec swych pociech skoro rzadko z nimi przebywa? Jeżeli często nie ma jej w domu lub pozostawia dzieci niemal całkowicie w rękach opiekunki, jak ma prostować ich dziecięce kroki, nakłaniać ich wrażliwe serca do cnoty albo udzielać im koniecznych napomnień, nagan i kar? Słowa Pisma Świętego są dzisiaj równie prawdziwe jak dawniej: „Rózga i karcenie udziela mądrości; chłopiec pozostawiony sobie jest wstydem dla matki” (Prz 29, 15).

Starsi bracia i siostry

Gdy tylko pomoc starszych dzieci w sprawach domowych jest przydatna lub konieczna, matka może, a nawet powinna jej wymagać. Wychowanie dzieci jest w istocie jej obowiązkiem, z tego jednak powodu ma prawo żądać wsparcia od swoich starszych synów lub córek, aby móc go właściwie wypełnić. Matka może wymagać od nich, aby nie wychodziły i zaopiekowały się maluchami, pomogły im w ich zadaniach, albo po prostu dotrzymały im towarzystwa i zabawiły je, aby z zadowoleniem pozostały w domu. Dlaczego czasem nawet małe dzieci tak bardzo chcą uciec z domu, pomijając przypadki, gdy nie ma większości pozostałych domowników i są pozbawione towarzystwa, którego tak pragną? Głównie nocą, w szczególności dla nastoletnich chłopców i dziewcząt, dom jest prawdziwą przystanią bezpieczeństwa, która przynajmniej przez jakiś czas osłania ich przed zagrożeniami zewnętrznego świata. Rodzice mogą stać się winnymi poważnego grzechu, jeśli rażąco zaniedbują obowiązek zatrzymania swych synów i córek na noc w domu, aby uchronić je przed złym towarzystwem i innymi okazjami do występku.

Nawet jednak dla starszych dzieci życie domowe jest konieczne dla prawidłowego rozwoju i ochrony ich sfery duchowej. Zwłaszcza kiedy są wystarczająco duże, by pracować i w konsekwencji wystawione na niekorzystny wpływ zewnętrznego świata. Jak w istocie mogą czerpać pożytek z rodzinnej modlitwy, jeśli nie spożywają regularnie nawet jednego posiłku dziennie ze wszystkimi domownikami, kiedy to odmawia się wspólną modlitwę i jeśli nigdy nie ma ich w domu wieczorem, by mogli przyłączyć się do recytacji litanii lub Różańca? W jaki sposób mają znaleźć choć moment na lekturę pism katolickich albo odczuć dobroczynny wpływ religijnej atmosfery domu, skoro przebywają tam niemal wyłącznie wtedy, gdy śpią?

Osłabianie kręgu rodzinnego

Częsta nieobecność starszych dzieci w kręgu rodzinnym nie tylko jednak pozbawia ich dobrodziejstw wspólnej modlitwy, wartościowej lektury oraz atmosfery katolickiej, ale także odbiera pozostałym jego członkom możliwość korzystania z ich towarzystwa i dobrego przykładu. Przebywając poza domem osłabiają rodzinę i utrudniają innym czerpanie z przymiotów jego katolickiego charakteru. Gdyby starsze dzieci nie wychodziły, pozostałym byłoby łatwiej zostać i poświęcić trochę czasu na wspólną modlitwę oraz lekturę pism religijnych. Sama ich obecność, zainteresowanie i dobry przykład uczyniłyby życie domowe bardziej przyjemnym, wszystkich zaś coraz mocniej przenikałaby wartościowa atmosfera katolicyzmu. Gdy jednak jedno z braci lub sióstr wyjdzie, inni też będą chcieli pójść. Jeżeli nie będzie starszego rodzeństwa, młodsze dzieci nie zechcą pozostać w domu. Tym sposobem rodzina zostanie rozbita, a dom, w którym powinno się mieszkać, stanie się jedynie pensjonatem i stołówką – miejscem, gdzie można się wyspać i być może zjeść jeden lub kilka posiłków.

Współczesne warunki nie stanowią wymówki

Niezależnie od tego, jak powszechny jest obecnie taki stan rzeczy i jak dalece ludzie są z niego zadowoleni, należy głęboko nad nim ubolewać. Zarówno rodzice jak i dzieci powinni za wszelką cenę starać się przywrócić rodzinne życie domowe do jego czystej i normalnej postaci. Trzeba, aby dla własnego dobra każdy z domowników skłonny był je wspierać, gdyż skorzystałby spędzając większość czasu w domu. Powinien to również zrobić ze względu na braci i siostry, gdyż zobowiązał się ich kochać bardziej niż innych ludzi, z którymi nie jest tak blisko spokrewniony, i chętnie pomagać im swoim towarzystwem i dobrym przykładem. Trzeba w końcu, by kierował się miłością i wdzięcznością w stosunku do rodziców, kiedy pragną, aby pozostał w domu, a nawet posłuszeństwem względem nich, gdy proszą by zajął się dziećmi, pomógł im w wykonaniu zadań lub jedynie je zabawił.

Sami rodzice zobowiązani są wspierać domowe życie, gdyż jest to praktycznie niezbędne dla prawidłowego katolickiego wychowania dzieci. To właśnie obecność ojca i matki, a zwłaszcza tej ostatniej, ich przykład, autorytet, zainteresowanie, a przede wszystkim miłość muszą scalać rodzinę, odpędzać niebezpieczeństwa, które zagrażają jej z zewnątrz, natchnąć ją prawdziwie katolickim umysłem i chrześcijańskim duchem, a także poprowadzić ku wiecznemu przeznaczeniu.

Liczy się dom

Ta starodawna doktryna znalazła ostatnio niespodziewanych zwolenników w gronie psychiatrów, o czym świadczy artykuł zatytułowany Dom nadal w modzie w czasopiśmie „The Literary Digest” (Przegląd literacki) z października 1931 roku. W komentarzu zamieszczonym w „New York Times”, pod adresem dwóch tysięcy dyrektorów szkół w Nowym Jorku, dr Leon W. Goldrich, członek rady nadzorczej nowoutworzonego Biura Poradnictwa Dziecięcego Komisji Edukacyjnej, mówi, że dowiedziono, iż posiadanie jakiegokolwiek domu, nawet takiego, w którym panuje niezgoda i nieżyczliwość jest dla dziecka lepsze, niż jego brak. „Jest to doktryna, której podtrzymywanie do niedawna wymagało wyjątkowej odwagi. W dobie samorealizacji i wolności skupiano się raczej na szkodliwości zakazów i ograniczeń, lekceważąc korzystne działania ojców dostarczających pożywienie oraz matek, dających opiekę”. Teraz wychodzimy z tej epoki buntu przeciwko rodzinie, kontynuuje „The Times”. „Ludzie zaczynają powszechnie mówić w prasie to, co pracownicy socjalni i urzędnicy sądów dla nieletnich twierdzili cały czas… Liczy się dom. Naukowcy podkreślają teraz znaczenie przepojonej miłością opieki – tej, do której niedawno jeszcze odczuwano wstręt, jako przyczyny tak licznych kompleksów”.

Chyba nie ma potrzeby tłumaczyć, że nie popieram spędzania całości wolnego czasu w domu, ani nie twierdzę, że nie wolno go opuszczać, za wyjątkiem bardzo ważnych powodów. Być może są domy, w których sytuacja moralna jest na tyle zła, że korzystniej byłoby spędzać przeważającą część wieczorów gdzie indziej. Jednak poza takimi wyjątkowymi przypadkami można ze spokojem stwierdzić, że osoby, które bez wystarczającego usprawiedliwienia przez większość wolnych wieczorów pozostają poza domem, nie wspierają życia rodzinnego w odpowiednim stopniu.

   Przyczyny kłopotów

Jeśli ludzie mają się zainteresować ogromną pracą społeczną na rzecz ponownego rozkwitu kręgu rodzinnego, muszą koniecznie zrozumieć powody jego rozpadu. Jeden z nich, ekspansja przemysłowa, został już wspomniany. Skoro jednak celem tej książki jest ulepszenie chrześcijańskiego domu, nawet zanim pojawi się nadzieja na reformę obecnego systemu przemysłowego, bardziej wskazanym będzie skupić się na pozostałych przyczynach. Główną z nich jest bez wątpienia nadmierne poszukiwanie ziemskich przyjemności.

Radość a przyjemność

W uroczej książeczce biskupa Paula Wilhelma zatytułowanej More Joy (Więcej radości), autor wskazuje na ważną różnicę pomiędzy radością a przyjemnością. Mówi on, że mamy nadmiar przyjemności, i niedobór radości. To tylko inna forma stwierdzenia, że zbyt wielu ludzi szuka szczęścia wśród rzeczy, które mu nie sprzyjają. W konsekwencji mimo, że oddają się rozrywkom i przyjemnościom doznań zmysłowych, nie znajdują prawdziwej radości, a jedynie chwilowe zapomnienie od ciężarów i smutków życia. Na rzeczywiste szczęście składa się zadowolenie, spokój serca, świadectwo czystego sumienia, panowanie rozsądku nad instynktami zwierzęcymi, poskromienie namiętności. Człowiek jako istota obdarzona rozumem i moralnością, chociaż także zwierzę, nie potrafi go odnaleźć w przyjemnościach, które są z nimi sprzeczne. Dlatego najbardziej radosnymi ludźmi są ci, którym na ogół wystarcza rozrywka, jaką czerpią z prostych uciech kręgu rodzinnego. Są one bowiem w zgodzie z czystym sumieniem, natomiast przyjemnościom oferowanym zwykle przez publiczne miejsca rozrywki nie można się oddać nie narażając go przy tym na szwank lub przynajmniej nie wystawiając się na poważne moralne niebezpieczeństwo.

Powab „paczki”

Gdyby mnie zapytano jakie dokładnie przyjemności stanowią pokusę do spędzania wieczorów poza domem dla różnych członków rodziny, odpowiedziałbym, że w przypadku młodych mężczyzn, zwłaszcza tych nastoletnich, są one głównie związane z towarzystwem „paczki”. Nie mam tu na myśli grupy chłopców, którzy zazwyczaj trzymają się razem na wycieczkach, ani kolegów z sąsiedztwa, którzy wspólnie uczestniczą w codziennych grach i zabawach. Takie spotkania praktycznie nie kolidują, a często wręcz łączą się z zajęciami kręgu rodzinnego. Nie, „paczka”, która wydaje się być zagrożeniem życia domowego i właściwego wychowania młodych mężczyzn, to grupa chłopców, którzy zazwyczaj codziennie spędzają razem poza domem całe wieczory. Nie zawaham się nazwać chęci nastolatka, aby stale przebywać z „paczką”, niewłaściwym pragnieniem przyjemności i niebezpiecznych okazji do grzechu. Jaka jest bowiem główna atrakcja takiego towarzystwa? Brak wszelkich ograniczeń. Chcą być sami z młodzieżą w ich wieku, nie obserwowani przez rodziców czy nauczycieli. Pragną cieszyć się swobodą, niezależnością. Ta swoboda zaś to wolność od wszelkich zakazów – od ograniczeń kulturalnego społeczeństwa, od uprzejmości, zachowania przystającego dżentelmenowi, a często nawet od chrześcijańskiej cnoty i zwykłej przyzwoitości.

Zły wpływ „paczki”

Taka wolność może jednak mieć jedynie niekorzystne konsekwencje dla nieukształtowanej osobowości, co zbyt dobrze potwierdza doświadczenie. Gdzie najczęściej można usłyszeć wulgarne słowa i wyrażenia? W towarzystwie „paczki”. Gdzie bez rumieńca opowiada się nietaktowne historie? Właśnie tam. Gdzie czyni się nieprzyzwoite aluzje, niedwuznaczne uwagi, śpiewa niestosowne piosenki? Gdzie można nauczyć się hazardu i picia, a nieposłuszeństwo, nieprawdomówność i nieuczciwość w stosunku do rodziców i nauczycieli znajdują akceptację i poparcie? Wśród członków „paczki”. To właśnie niemal niezakłócane, codzienne spotkania z takim towarzystwem i w takich okolicznościach czynią charakter naszych młodych mężczyzn grubiańskim i niszczą ich moralność. Najbardziej naturalnym i skutecznym sposobem, aby wyciągnąć ich, przynajmniej w znacznym stopniu, spod poniżającego wpływu takich osób, jest nakaz spędzania większości wieczorów w domu, w towarzystwie matek i sióstr. Ich z natury delikatne i wyrafinowane usposobienie i maniery stanowi ą środek, który wspaniale ożywi, uspokoi i złagodzi bardziej szorstką i dziką osobowość młodego mężczyzny i dorastającego chłopca. Szczęśliwi ci spośród nich, którzy poddadzą się działaniu takiego towarzystwa! W połączeniu z pełnym wpływem dobrego chrześcijańskiego domu przyniesie ono znaczne efekty w ocaleniu ich przed niebezpieczeństwem „paczki”.

Kółka dziewcząt i kluby rodziców

Nie mniej fatalne od gangu w rozbijaniu rodzinnego kręgu są kółka dziewcząt jak również kluby ojców i matek. Zarzuty przeciwko tym pierwszym, o ile ich spotkania nie odbywają się znacznie rzadziej i pod odpowiedni ą opieką, są takie same jak w przypadku band chłopięcych. Otwierają furtkę do nieograniczonej wolności i pogardy dla uświęconych tradycją konwenansów, które tak słusznie potępiają mniej przyzwoity element wśród współczesnych młodych kobiet. Co do klubów, do których przynależą rodzice, a zwłaszcza matki, trzeba do nich podchodzić z największą nieufnością. Niejednemu dziecku obca jest rodzicielska opieka i wszelkie błogosławieństwa domowego życia, gdyż ich matka jest niedorzecznie przywiązana do swego klubu lub czegoś, co na wyrost nazywa „obowiązkami społecznymi”. Są żony i matki, które wyobrażają sobie, że muszą zajmować się wszystkim, tylko nie swoim domem. Jedno popołudnie lub wieczór muszą spędzić w klubie, inne na kartach, kolejnego dnia muszą iść na herbatkę lub wykład, a następnego na kółko czytania lub szycia. Co za tym idzie z powodu swoich spotkań towarzyskich i obowiązków społecznych na ogół nie ma ich w domu, przez co zaniedbują własne dzieci.

Dobroczynność zaczyna się w domu

Gdyby tylko te matki sumiennie poświęciły się nałożonym przez Boga zadaniom wychowania i kształcenia swych dzieci, zamiast uczęszczać lub nawet dawać wykłady o podnoszeniu morale społeczeństwa, byłoby ono w znacznie lepszej formie niż jest obecnie. Być może niektóre z nich mają dobre i szczere zamiary, lecz zaślepione blaskiem działalności altruistycznej nie zdają sobie sprawy ze swego błędu. Prawda w tej sprawie jest jednak taka, że wykonywanie prac dobroczynnych jest często wymówką od bardziej ograniczających i męczących obowiązków domowych. Niezależnie od tego jak dobre i wartościowe jest praktykowanie cielesnych i duchowych dzieł miłosierdzia, Nasz Pan z pewnością nie pochwalałby ich wykonywania przez kobietę z zaniedbaniem jej własnej rodziny. To ona jest jej najważniejszym obowiązkiem społecznym. Niech najpierw porządnie się nią zajmie, a wtedy będzie mogła rozwijać działalność charytatywną poza domem. Dobroczynność należy rozpocząć od domu.

Przeceniona wartość filmów

Kolejną atrakcją, która wieczorami odciąga od domu nie tylko młodych mężczyzn i kobiety, ale nawet ich młodszych braci i siostry, jest teatr, a przede wszystkim kino. Wiele można powiedzieć na korzyść filmu, nie tylko odnośnie jego wartości rekreacyjnej, ale także edukacyjnej. Moim zdaniem ocena ta jest jednak mocno przesadzona i jeśli chodzi o dzieci nauczanie osiągnięte tym sposobem równie dobrze da się uzyskać z zastosowaniem innych środków. Innymi słowy głęboko wierzę, że dziecko, które nigdy nie chodziło do kina może być, i w większości przypadków będzie, równie dobrze wykształcone jak to, które tam bywało. Można by pokazać, że jakiekolwiek dobro osiągnięte z pomocą filmów (a mówię tu jedynie o tych lepszych), traci na wartości z powodu szkód, jakie pośrednio mogą przynieść, nawet w zakresie edukacji. Skoro jednak mowa o filmach jedynie w odniesieniu do rodziny, chciałbym podkreślić na ich niekorzyść tylko fakt, że oglądanie ich odciąga jej członków od domowego sanktuarium, a poprzez rozwijanie nawyku „kinowego” uniemożliwia im czerpanie we właściwym stopniu z dobroczynnego wpływu chrześcijańskiego życia domowego. Biorąc pod uwagę, że dzieci nie tracą nic wartościowego, gdy rzadko chodzą do kina, natomiast częste wyjścia niemal nieuchronnie pozbawiają je jednego z najlepszych czynników edukacyjnych, mianowicie wpływu dobrego katolickiego życia domowego, ciężko zrozumieć jak troskliwi rodzice mogą być tak nieroztropni, by regularnie dostarczać swym pociechom takiej rozrywki, nawet gdy są jeszcze zbyt małe, by uczęszczać do szkoły. Tacy rodzice zbierają jednak na ogół owoce swego szaleństwa. Skoro dzieci od wczesnego dzieciństwa przyzwyczaja się do częstych wizyt w publicznych miejscach zabaw, nie powinno dziwić, że w okresie ich dojrzewania ciężko powstrzymać je przez nocnymi włóczęgami.

Zbyt częste przejażdżki

Trzecim poważnym i bez wątpienia największym wrogiem życia domowego w naszych czasach jest samochód. Dopóki na przejażdżkę udają się praktycznie wszyscy domownicy i wycieczki nie są zbyt częste, nie ma przeciwwskazań dla takiego sposobu rekreacji, zwłaszcza w przypadku rodzin, które dzięki temu mogą korzystać ze zdrowszego powietrza i bardziej przyjemnego otoczenia. Nie można jednak zaprzeczyć, że jest on nadużywany. W niektórych rodzinach samochód jest w ciągłym użytku. Dzieci chcą wyjść na zewnątrz przy każdej możliwej okazji, zaniedbuje się natomiast znacznie wartościowsze sposoby wypoczynku, którym można oddawać się w domu. W innych rodzinach z auta korzystają na zmianę różni członkowie rodziny. Jednego wieczoru zabiera je któryś z synów, innego córka lub dwie, trzeciego wieczoru rodzice i w ten sposób krąg rodzinny nigdy nie jest w komplecie, co uniemożliwia czerpanie korzyści z prawdziwego życia domowego. Koniecznie więc rodzice, którzy zamierzają przyczynić się do prawdziwego dobrobytu i szczęścia swych dzieci, muszą położyć kres tym nadmiernym wycieczkom samochodowym.

Usidlenie cnoty

Chociaż mówię tu o używaniu samochodu tylko w odniesieniu do jego wpływu na życie domowe, przyda się być może powiedzieć słówko ostrzeżenia dla rodziców przeciwko wypuszczaniu swych synów lub córki bez opieki na przejażdżki w towarzystwie osoby odmiennej płci. Nie tylko katoliccy księża, ale także niekatoliccy sędziowie i pracownicy społeczni, potępiają takie wycieczki, jako okazję do moralnego upadku niezliczonej liczby młodych mężczyzn i kobiet. Jeśli chłopiec i dziewczyna są szlachetni i rozsądni zabiorą ze sobą trzecią osobę zarówno po to, by odeprzeć podejrzenia, jak i dla ochrony własnej cnoty. Aby ich nastoletni synowie i córki przyjęli w tej sprawie tak mądrą postawę, rodzice powinni wcześnie ich instruować i uczyć, by podążali za chrześcijańskimi, a nie pogańskimi standardami przyzwoitości w relacjach z osobami przeciwnej płci. Jeżeli tego nie uczynią, ich dzieci niemal z pewnością zaczną naśladować to, o czym czytają w pismach świeckich, co widzą na scenie i ekranie, a także to, czego świadkami są w realnym życiu. Zrobią to z wielką szkodą dla swej moralności, dając zły przykład znajomym, a często stając się powodem ciężkiej zgryzoty swych rodziców, którzy nie chcieli być na tyle staroświeccy, by ograniczać swobodę własnych dzieci.

   Dom musi być atrakcyjny

Jakże wiele zła znikłoby za jednym szczęśliwym dotknięciem i ile dobra można by zrealizować, gdyby tylko ludzie zostawali w domach i znajdowali zajęcia w kręgu rodzinnym! Ważnym pytaniem jest więc to, w jaki sposób można wpłynąć na człowieka, żeby chciał tam pozostać? Jeśli to potrzeba zabawy, rozrywki, towarzystwa prowadzi go na zewnątrz, jak można zaspokoić te uzasadnione pragnienia w domu? W moim poparciu dla życia rodzinnego nie ma nic z chęci pozbawienia kogoś słusznych przyjemności. W istocie celem tej książki jest napełnienie ludzkiego życia większą radością, a zarazem pogłębienie zainteresowań duchowych człowieka. Gdybym uważał, że nie będzie ona pomocna w osiągnięciu tego zamierzenia, wrzuciłbym ją w ogień.

Czystość przede wszystkim

Trzeba więc za wszelką cenę sprawić, by dom przyciągał. Atrakcje, które w nim znajdziemy muszą równoważyć te, które wywabiają nas na zewnątrz. Najmocniejszą więzią, która łączy nas z domem jest miłość do niego – cecha, którą można wypracować równie łatwo, jak nawyk częstego odwiedzania publicznych miejsc rozrywki. Dlatego niezbędną rzeczą, aby przyciągnąć ludzi do ich domów, jest dbałość o to, aby był miejscem przyjemnym i zachęcającym. Nawet najskromniejsze mieszkanie może spełnić ten wymóg, przynajmniej wewnątrz. Z biedy nie musi bowiem wynikać nędza, niechlujstwo, czy nieporządek. Niech tylko zapanuje w nim czystość i przestrzegana będzie reguła „Miejsce dobre na wszystko i wszystko na swoim miejscu”, a schludność i porządek uzyskane tym sposobem dodadzą godności i atrakcyjności nawet najskromniejszemu wnętrzu. W żadnym wypadku luksusowe i pałacowe domostwa nie muszą być zawsze najbardziej czarujące. Przytulność, jak i gościnność, częściej znajdziemy w chatce robotnika niż w posesji bogacza. Nie można sobie wyobrazić Najświętszej Rodziny z Nazaretu mieszkającej we wspaniałym domu. Byli biedni, a ich schronienie z pewnością odzwierciedlało to ubóstwo. Jednak, jakkolwiek skąpe były ich środki i jak mizerny dobytek, z którego korzystali, z przekonaniem wierzymy, że ich dom był wzorem schludności, porządku i dobrego smaku. Czystość nie tylko bowiem idzie w ślad za pobożnością, jak mówi przysłowie, ale nawet jest z nią bezpośrednio związana, gdy jej praktyka wynika z pobudek nadprzyrodzonych, jak to z pewnością miało miejsce w przypadku Najświętszej Rodziny i co łatwo osiągnie każdy, kto kieruje się miłością. Skoro Bóg nagrodzi łyk zimnej wody ofiarowany w Jego imieniu i wszystko to, co uczynimy dla jednego z braci Jego najmniejszych, jakbyśmy robili to dla Niego, więc na pewno spojrzy z aprobatą na wysiłki jakie podejmiemy, aby nasz dom był atrakcyjny dla tych, z którymi wedle Jego woli mamy go dzielić.

Posiadanie własnego domu

Nietrudno zrozumieć, że zaślubiona para, która ma swój własny dom o wiele łatwiej przywiąże się do niego i będzie skłonna zadbać o jego atrakcyjność. Z tego powodu wszystkie młode małżeństwa powinny starać się zdobyć swoje mieszkanie tak szybko, jak to tylko możliwe. Sam fakt, że miejsce, w którym przebywają należy do nich, da im poczucie bezpieczeństwa i niezależności, którego nigdy nie doznają w wynajętym lokalu. Kiedy zaś staną się posiadaczami ziemi, po której stąpają i nie będą musieli konsultować wszelkich spraw z właścicielem, gdy nie będą się obawiać tego, że ich mieszkanie zostanie sprzedane i będą musieli szukać innego miejsca, wówczas miłość do ich własnego domu zapuści mocne korzenie i w naturalny sposób zrodzi pragnienie, by uczynić go coraz bliższym wyobrażeniu z ich marzeń. Posiadanie własnego lokum jest też najlepszą gwarancją przed spędzeniem życia na bezustannej i bezsensownej tułaczce. Krótko mówiąc, jedynie wtedy mamy pewność, że będziemy cieszyć się błogosławieństwami stałego miejsca zamieszkania, z których najważniejsze to silne zakotwiczenie wśród zmienności życia, krąg prawdziwych i wypróbowanych przyjaciół, związki na całe życie i ten szczególny urok, który we wszystkich cywilizowanych narodach kojarzy się ze słowem dom. Podobnie jak skromna chatka obrośnięta bluszczem, może być sam w sobie zupełnie zwyczajna i prozaiczna. Dla kogoś jednak, dla kogo stanowiła ona ośrodek dziecięcych radości, młodzieńczych aspiracji oraz zmagań i osiągnięć wieku dojrzałego, ten dom opleciony bluszczem czułych wspomnień będzie zawsze piękny.

Skutek wzajemnej miłości

Bez wątpienia najskuteczniejszym sposobem, by utrzymać krąg rodziny razem, jest praktyka wzajemnej miłości pomiędzy wszystkimi jej członkami. Biblijne powiedzenie, że miłość zakrywa wiele grzechów, można zastosować w przypadku domu, którego bieda, a co za tym idzie brak atrakcji materialnych, jest w nadmiarze rekompensowana bezinteresowną miłością, która go przenika. Płynąca z serca życzliwość może rozjaśnić i dodać uroku nawet prostemu obliczu, podobnie może rozświetlić mieszkanie i niemal magicznym działaniem przemienić zwykłą chałupkę w zachwycające domostwo. To często tłumaczy, dlaczego wiele dzieci woli znacznie skromniejszy domek rodziny z sąsiedztwa od swego własnego.

Podsycanie ognia uczuć

Zbyt często brakuje w domu tej miłej atmosfery, nie dlatego, że jego mieszkańcy naprawdę się nie kochają, ale ponieważ niewystarczająco okazują swą miłość. Zbyt mało jest drobnych grzeczności i uprzejmości, które są tak ważne w podsycaniu uczuć. Nawet te najbardziej szczere i najgłębsze muszą być karmione, jeśli nie chcemy by zwiędły i wyblakły. Podobnie jak przytulny ogień w kominku, któremu trzeba od czasu do czasu dołożyć opału, aby nie przygasł lub zupełnie się nie wypalił. Niezdolność, by dorzucać węgielki życzliwości i towarzyskości do ognia uczuć rodzinnych wynika czasem z ponurego z natury usposobienia. Częściej przyczyną jest brak wyszkolenia pod tym względem, gdy rodzice nie zdołają rozwinąć więzi przyjaźni między swymi dziećmi. Dość powszechnie jest to wynikiem zaabsorbowania inny mi sprawami – zainteresowaniami zawodowymi, towarzyskimi lub prywatnymi. Zdarza się też, że powodem jest jedynie przeoczenie. Być może nigdy nie zwracano uwagi na stosowność i korzyści płynące z kultywowania zwyczaju wzajemnej życzliwości, wesołości i dobrej woli. W konsekwencji w domu może panować nastrój chłodu i posępności, podczas gdy powinna tam przeważać atmosfera łagodnego ciepła i promienności. Jakakolwiek jest przyczyna braku towarzyskości u któregokolwiek z członków rodziny, można i należy z tym walczyć.

Efekt miłych słów

Ta historia została opowiedziana przez autora książki The Man Who Was Nobody (Człowiek, który był nikim), o mężczyźnie, który nigdy nie pomyślał o tym, by powiedzieć życzliwe słowo swej żonie i rodzinie. Przyjaciel zwrócił mu na to uwagę. Uświadomił mu, w jaki sposób się zachowywał i jaki miało to wpływ na jego najbliższych, chociaż nigdy nie narzekali. Mężczyzna wysłuchał tego, co miał do powiedzenia przyjaciel i przyznał mu rację. Obiecał, że zacznie lepiej postępować jeszcze tego samego dnia. Owego wieczoru wrócił do domu jako odmieniony człowiek. Przywitał swoją żonę i dzieci, nie mówił nic o pracy i codziennych zmartwieniach, przy obiedzie prowadził rozmowę. Pod każdym względem był jak najbardziej troskliwy. Po posiłku nałożył nawet fartuch, aby pomóc wycierać naczynia. Kiedy jego żona to zobaczyła, załamała się. „Co się stało?”, wykrzyknął. „Och, wszystko dzisiaj poszło źle – odpowiedziała – i na koniec jeszcze ty przyszedłeś pijany”. Jego zachowanie było tak przyjazne, tak inne niż zawsze, że tylko jedno wytłumaczenie wydawało się możliwe, czyli, że był pijany.

Uprzejmość szatą miłosierdzia

Jeśli którykolwiek z moich czytelników musiał przyznać, że jego wcześniejsze postępowanie było zbliżone do mężczyzny z tego opowiadania, bez wątpienia i on postanowi się zmienić. Trzeba bowiem tylko o tym wspomnieć, żeby człowiek zdał sobie sprawę, że odrobina uwagi, drobne komplementy, słówka uznania, wsparcia, otuchy i wesołości są równie stosowne w domu jak poza nim. Żeby dać tylko jeden przykład, czyż nie powinniśmy mieć pogodnego dzień dobry, życzliwego do widzenia, przyjemnego słowa lub uśmiechu na powitanie i serdecznego dobranoc dla członków naszej rodziny podobnie jak dla naszych przyjaciół i znajomych? To prawda, że uprzejmość nie jest konieczna w dobroczynności. Z doświadczenia ludzi światowych wynika, że jest to czysto naturalna cecha, która często służy za przykrywkę ogromnej niewyrozumiałości. Można jednak nadać jej charakter nadprzyrodzony, zaś fakt, że czasem źli ludzie robią z niej niewłaściwy użytek nie stanowi powodu, by dobrzy mieli nią wzgardzić. Ze względu na swoje zewnętrzne podobieństwo może być z powodzeniem wykreowana na szatę miłosierdzia. Staje się wówczas królową wszystkich cnót, a dobroczynność nigdy nie jawi się wytworniejszą, nie przynosi większych korzyści, niż wtedy, gdy przystrojona jest w czarującą suknię chrześcijańskiej uprzejmości.

Potrzeba zajęć domowych

Pomimo przyjemnego otoczenia i miłego towarzystwa chęć opuszczenia domu w wolnych godzinach może być nadal bardzo silna, jeśli człowiek nie ma się czym zająć, by ten czas zapełnić. Oto kolejny istotny punkt, na który trze ba zwrócić uwagę w staraniach o uatrakcyjnienie domu. Pośród wielu różnorodnych zajęć, które sprzyjają temu dążeniu, na pierwszym miejscu umieściłbym wykonanie konkretnych zadań lub troskę o określone rzeczy. Rodzice powinni wcześnie zacząć wyrabiać w swych dzieciach aktywne zainteresowanie swym domem wyznaczając każdemu z nich opiekę nad pewnymi sprawami i ucząc je czerpać dumę z dobrego wypełnienia swojej części obowiązków. Jedno może mieć za zadanie utrzymanie porządku na półkach albo na stole w biblioteczce, drugie na stole w jadalni, trzecie ma podlać kwiatki, itd. Każde powinno dbać o swoje zabawki, buty i inne osobiste przedmioty. Przed domem jednemu można wyznaczyć opiekę nad trawnikiem lub jego częścią, drugiemu troskę o rabatkę, trzeciemu chodnik lub werandę, każdemu zaś z nich prowadzenie ogródka lub przynajmniej niewielki skrawek do pielenia i podlewania. Trzymanie kilku kurcząt lub innego domowego ptactwa dostarczyłoby kolejnych ciekawych jak i pożytecznych zajęć. Aby zapobiec nierównemu rozwojowi dzieci, a także by ożywić ich zainteresowania, mogą one również wykonywać pewne zadania na zmianę, codziennie, co tydzień albo co miesiąc, którykolwiek ze sposobów wyda się najlepszy.

Ulubione zwierzątka

Przyszła kolej na zwierzątka – psy, koty, króliczki, śpiewające ptaszki, papugi, cokolwiek, co pozyska ciekawość dzieci i posłuży za kolejną więź łączącą je z domem. Tego typu zainteresowanie można rozwinąć do tego stopnia, że pociechy prędzej zrezygnują z innych przyjemności niż opuszczą dom i zaniedbają powierzonego ich opiece ulubieńca. Aby wspierać to hobby rodzice sami muszą okazywać żywe zainteresowanie wysiłkami swych dzieci i zawsze mieć dla nich miłe słowo zachęty, uznania oraz pochwały za ich osiągnięcia, niezależnie od tego jak trywialne i dziecinne by one były.

Gry i zabawki

I na koniec, choć większość zajęć, o których mówiłem stanowi naprawdę doskonały rodzaj wypoczynku, o ile dobrze się nimi pokieruje i nie przesadzi z ilością, musi być także miejsce na czystą zabawę – przyjemne rozrywki, nieskrywane uciechy, i beztroską pobłażliwość w ciekawych grach. W dobie pianoli, gramofonu, radia, nie mówiąc o licznych zabawkach, wyprodukowanych dzięki elektryczności i innym nowoczesnym odkryciom i wynalazkom, ten aspekt problemu życia domowego nie trudno rozwiązać. Nawet jednak w rodzinach zbyt biednych, by pozwolić sobie na takie luksusy nie musi wcale brakować rozrywek. Starodawne gry takie jak loteryjka, domino, warcaby, młynek, karty i chińczyk, z których każdą można kupić za kilka złotych potrafi ą przyciągnąć uwagę zarówno starszych jak i młodszych. Wiele z nich można wykonać samemu niewielkim kosztem, jeśli ma się choć trochę zdolności, a fakt, że zostały zrobione w domu sprawia często, że są jeszcze bardziej lubiane. Istotnie, dość powszechnie obserwuje się, że dzieci niewiele zabaw wolą od tych, które są całkowicie ich wynalazkiem.

Nie za dużo zakazów

Jest jeszcze jedna rada, której powinienem udzielić w tym rozdziale: Niech w domu nie będzie zbyt wielu zakazów! Matki i starsze siostry muszą czuwać, aby nie przesadzić pod tym względem. W oczywisty sposób nawet członkowie rodziny nie pozostaną w domu z przyjemnością, jeśli nie będą się tam czuli jak u siebie. A nie jest to możliwe, jeśli przy każdej okazji krępuje się czyjeś ruchy wskazówkami i przypomnieniami, aby nie robił tego lub unikał tamtego. Oczywiście, powinna panować dyscyplina i porządek, jednak nie do takiego stopnia jak w kościele czy w szkole. Sama bliskość ścian i sufi tu narzuca pewne ograniczenie, którego nie ma na zewnątrz. Nie musi to być jednak ograniczenie wymuszone obecnością obcych osób. Tak, droga matko i drogie starsze siostry, uczcie swych najdroższych porządku, schludności i dobrego wychowania. Róbcie to jednak ze słodkim umiarem matki i siostry, a nie z despotyczną tyranią Ksantypy. Jeśli nałożycie na nich nadmierne ograniczenia w domu, wasi dorastający chłopcy i dziewczynki wkrótce znajdą okazję, by uciec do przyjemniejszych miejsc rozrywki. A wówczas zamiast spędzać wieczory w gronie radosnej, choć może trochę zbyt hałaśliwej rodziny, zostaniecie same czuwając i martwiąc się o waszych błąkających się synów i córki, a być może także o głowę domu.

Niech każdy czuje się jak w domu

Za wszelką cenę starajcie się zatem, aby wszyscy domownicy czuli się jak u siebie. Niech ojciec rodziny zajmuje najlepszy fotel, nawet jeśli nie jest w swoim niedzielnym stroju. Nie zabraniajcie dorosłym synom palić w pokoju gościnnym lub w salonie, choćby dym plamił zasłony i tapety. W czasie przeznaczonym na rozrywkę niech będzie muzyka, śpiewy i zabawy, nawet jeśli byłyby trochę głośne. Pozwólcie dzieciom wystawiać swoje własne przedstawienia teatralne, jeśli mają na to ochotę. Niech w domu będzie dużo czystej, wartościowej literatury, książeczek obrazkowych, puzzli i zabawek. Rodzice powinni przyłączać się lub przynajmniej okazywać zainteresowanie zabawą swych dzieci. Wówczas dom stanie się tak atrakcyjny, że rzadko kiedy pojawi się pokusa, by szukać rozrywki gdzie indziej. „Podtrzymujcie płomień ognisk domowych” to hasło, które proponowałbym wszystkim, którzy pracują nad reformą społeczną. Zamiast nocnych wypadów do klubu, teatru, kina lub innych miejsc rozrywki, pozwólcie, by członkowie rodziny jeszcze raz zebrali się razem wokół kominka, aby popracować, pouczyć się, poczytać, pobawić się lub pomodlić. O wiele lepszy jest jeden taki wieczór z rodziną w atmosferze prawdziwie katolickiego domu, niż tuzin nocy spędzonych w klubie lub kinie, niezależnie od tego jak poprawne, kształcące i inspirujące by one były.

Głos na pustyni

Nie myśl, drogi czytelniku, że nie zdaję sobie sprawy (jeszcze jak dalece sobie zdaję!), że po tym apelu zdecydowana większość uzna, że jestem beznadziejnie opóźniony i podejmuję daremne wysiłki, by obrócić bieg wydarzeń współczesnej ery. Czy jednak stoczono bardziej chwalebną bitwę o zasady lub bardziej heroicznie broniono praw niż wtedy, gdy obrońca musiał stanąć twarzą w twarz z przytłaczającymi przeciwnościami? Jeśli, jak Jan Chrzciciel, jestem tylko głosem wołającego na pustyni, mam przynajmniej pociechę, że jestem w dobrym towarzystwie. A jeżeli, jak wcześni obrońcy chrześcijaństwa, wznoszący głosy w proteście przeciwko prześladującym ich imperatorom, mogę sprawiać wrażenie kogoś, kto stara się powstrzymać nieuniknione, znów odnajdę otuchę w fakcie, że Kościół, którego bronili pierwsi wyznawcy nadal istnieje i roztacza swój łagodny wpływ, podczas gdy dręczące go wszechmocne mocarstwa są od dawna stertą gruzów.

Łaska Boża nadal potężna

To prawda, że Kościół jest dziełem Bożym i jego ocalenie, rozwój oraz podboje zostały osiągnięte bardziej za sprawą Bożej mocy niż mądrości i potęgi człowieka. Podobnie jednak rodzina, szczególnie ta chrześcijańska, jest Jego wytworem. I jeśli ma wypełnić Bożą misję w chrześcijańskim domu, potrzebuje raczej Boskich niż ludzkich środków. Właśnie tu spoczywa moja nadzieja. Łaska Boża jest wciąż aktywna i potężna i tylko za jej działaniem, a nie „ze względu na przekonujące słowa ludzkiej mądrości” ufam, że dokonam czegoś pożytecznego poprzez te stronice. Nadal istnieją na tym podłym świecie dusze o dobrych intencjach, które pragną postępować najlepiej jak potrafi ą. Naturalnie, są to chrześcijańskie dusze, które tęsknią za czymś lepszym, wyższym, szlachetniejszym. To zwłaszcza do nich, a jeszcze bardziej do młodych żon i matek, adresuję moją nadzieję, że gdy będą czytać te instrukcje i rady, łaska Boża natchnie je na nowo silnym pragnieniem i szczerą determinacją, by uczynić swe rodziny wzorem domu chrześcijańskiego. Niech go utwierdzą na skalnym podłożu religii. Niech kultywują w nim modlitwę, wspierają dobrą lekturę, zachowują atmosferę katolicką i promują życie domowe, a z Bożym błogosławieństwem ich dom stanie się prawdziwym bastionem wiary, szkołą cnoty, oazą pokoju, szczęścia i miłości, którą aniołowie Boży będą odwiedzać z zachwytem, a sam Pan będzie spoglądał na nią z zadowoleniem i obdarzy ją przedsmakiem niebiańskich radości.

O. Celestine Strub OFM

Powyższy tekst jest fragmentem książki O. Celestine’a Struba OFM Przewodnik do szczęścia w rodzinie.