Skała. Rozdział ósmy

Chrześcijaństwo zachodnie, obrabowane z wielu prowincji Imperium Rzymskiego i ze wszystkich wysp na Morzu Śródziemnym z wyjątkiem Korsyki, znajdowało się w tych czasach w opłakanym stanie.

Analfabetyzm, który szerzył się od czasu najazdu prymitywnych plemion germańskich, teraz zyskał jeszcze jeden powód: w roku 650 muzułmanie odcięli eksport papirusu do krajów chrześcijańskich, nie było więc papieru!

Mimo to postępy chrześcijaństwa na północy i północnym zachodzie były wielkie, a Kościół zawdzięczał je tak naprawdę dwóm ludziom, benedyktyńskim mnichom, z których jeden był człowiekiem myśli, a drugi człowiekiem czynu. Święty Beda to jeden z największych uczonych swoich czasów. Do dziś przetrwała tylko część jego pism – kazania, listy i wiersze. Ten niezwykły mnich był poetą, matematykiem, astronomem, historykiem i nauczycielem, a wszystko co robił, robił perfekcyjnie. W Rzymie znajduje się obecnie Kolegium świętego Bedy. Uczą się tam ludzie mówiący po angielsku, którzy poczuli powołanie kapłańskie w późnym wieku. Często zdarza się tu tak, że nauczyciele są młodsi od swoich uczniów.

Człowiekiem czynu był natomiast Winfryd. Jego praca misyjna na Wyspach Fryzyjskich spotkała się z wielką wrogością, ale zamiast się wycofać, przeniknął głęboko w tę cześć Niemiec, która praktycznie pozostawała nieznana. Papież Grzegorz II mianował go biskupem i nadał mu imię Bonifacy, a on został prawdziwym apostołem Niemiec. Święty Augustyn pokonał bogów starożytnego Rzymu i Grecji za pomocą księgi, Miasta Boga. Bonifacy zadał śmiertelny cios równie licznym bogom germańskim w sposób bardziej odpowiadający charakterowi Germanów. Wyzwał mianowicie najstraszniejszego z ich bogów, Donara (czyli Tora; angielskie i niemieckie słowa na określenie czwartku – Thursday i Donnerstag – pochodzą od jego imienia), boga gromu (w języku angielskim słowo „grom” – thunder – również pochodzi od jego imienia) na pojedynek.

Wielka walka odbyła się na oczach tysięcy pogańskich widzów, w środku puszczy. Boga reprezentował wielki święty dąb, który Bonifacy zaczął ścinać siekierą. Germanie oczekiwali, że Donar natychmiast zemści się za takie świętokradztwo i zabije zuchwałego przybysza piorunem. Ale Bonifacy – musiał być mężczyzną o naprawdę herkulesowej sile – uderzał raz po raz siekierą, aż największy dąb w Germanii runął, a wraz z nim reputacja Donara, Wodena, Frigga, Frei i innych bogów.

Po tym pojedynku nastąpiło wiele nawróceń i jak grzyby po deszczu wyrastać zaczęły wielkie ośrodki chrześcijańskiego życia, klasztory. Bonifacy i jego uczniowie zagłębiali się coraz dalej na terytorium Germanii. Cała Turyngia, cała Hesja stały się wkrótce chrześcijańskie, kościoły zaczęto też stawiać w Bawarii. Papież podniósł Bonifacego do godności arcybiskupa, pierwszego arcybiskupa Moguncji, nazywanej przez Rzymian Moguntiacum. Ale on miał pracę misyjną we krwi. Mając siedemdziesiąt pięć lat zrezygnował ze swego wysokiego stanowiska i wrócił do Fryzyjczyków, którzy oparli się jego wysiłkom, kiedy był młody. Fryzyjczycy bynajmniej przez ten czas nie zmiękli – zamordowali starca i wszystkich jego towarzyszy.

***

W 726 roku cesarz Leon III, odważny i zwycięski obrońca Konstantynopola, nagle postanowił wkroczyć na pole, na którym pod każdym względem był laikiem – na pole teologii – i zabronił adoracji obrazów i relikwii. Niewykluczone, że chciał w ten sposób zmniejszyć różnice pomiędzy chrześcijaństwem a islamem.

Takie zakazy powtarzały się raz po raz w historii chrześcijaństwa i za każdym razem towarzyszyły im dzikie, bezsensowne ataki na kościoły, gdzie niszczono posągi i obrazy, z których wiele było arcydziełami sztuki. Jest to – żeby użyć współczesnego słowa o niepewnym pochodzeniu – reakcja, powrót do czasów, kiedy największą religią na ziemi był judaizm, gdyż dla żydów wszystkie posągi i obrazy są zgodnie z Prawem Mojżeszowym, wyklęte, choć przecież Arkę Przymierza zdobiły posągi dwóch cherubinów. Do dziś wielu niekatolików nie potrafi dostrzec różnicy pomiędzy adoracją a oddawaniem czci. Jeśli ktoś całuje, choćby nie wiem jak czule, zdjęcie żony czy matki, trudno go oskarżyć o to, że oddaje zdjęciu cześć. Patriota, który wiesza na honorowym miejscu portret króla lub prezydenta nie staje się z tego powodu bałwochwalcą. I nie jest nim też człowiek, który z czcią całuje szczątki świętego, czy stopę posągu świętego Piotra. A fakt, że wierny modli się przed posągiem czy obrazem, nie oznacza, że modli się do niego.

Cesarz Leon był tak zapiekły w swych poglądach, że kazał uwięzić pewną liczbę księży, którzy mieli przeciwne zdanie w tym względzie, a niektórych kazał nawet stracić. Kiedy papież zaprotestował, Leon zagroził najazdem na Italię i nawet wysłał flotę, żeby porwała papieża. Ten plan miał nawet pewne szanse powodzenia, ale burza zniszczyła statki. Cesarz musiał się zadowolić skonfiskowaniem posiadłości papieskich na Sycylii – dochody z tych majątków już od dwustu lat pozwalały karmić ubogich w Rzymie.

Następca Leona wyznawał podobne poglądy i dopiero za rządów cesarzowej Ireny sprawy wróciły do normy (drugi sobór w Nicei, 787).

***

Potomków Chlodwiga zastąpiła na tronie nowa dynastia. Królem Francji został Pepin, syn wielkiego Karola Młota. Zwrócił się do papieża o zgodę na swą koronację, a samą ceremonię przeprowadził święty Bonifacy. Trzy lata później sam papież namaścił Pepina i jego dwóch synów, Karola i Karlomana mówiąc: „To Pan, poprzez nasz skromny stan, czyni cię królem”. Był to początek wielkiego przymierza, które, pomimo licznych przeszkód i okresów rozłamu, trwa do dzisiaj: przymierza pomiędzy papiestwem a Francją. (Ojciec Philip Hughes, określił ją „kamieniem węgielnym budowli średniowiecznej Europy”.)

Papież natychmiast musiał wezwać na pomoc swych nowych sprzymierzeńców. Powodem była kolejna inwazja Longobardów (Lombardów) na cesarską część Italii. Na ich czele stał nowy i porywczy król, Astulf. Tym razem cesarz nie przysłał ze Wschodu żadnych oddziałów na pomoc Italii. Zadowolił się wydaniem „rozkazu”, by papież odrzucił wrogów. Być może wierzył, że Stefan III powtórzy wyczyn świętego Leona, który skłonił Attylę do odwrotu. Papież zwrócił się o pomoc do króla Pepina, a ten bez chwili wahania przystąpił do czynów. Wypędził Longobardów i oddał wyzwolone ziemie we władanie papieżowi.

Taki był początek nowego państwa, Państwa Kościelnego (patrymonium). Od tej pory papież był władcą nie tylko duchowym, ale i świeckim. W 1933 roku szalony przywódca Niemiec ogłosił, że narodowo-socjalistyczne państwo, które powołał do istnienia, przetrwa tysiąc lat, ale runęło ono po zaledwie dwunastu. Nikt nie czynił podobnych oświadczeń odnośnie do trwałości Państwa Kościelnego, a jednak przetrwało ono tysiąc sto lat – do roku 1870 – a następnie, w 1929 roku, odrodziło się jako „Città del Vaticano” (Miasto Watykan).

Jednakże dar Pepina był równie niebezpieczny, jak wolna wola, którą obdarzył człowieka Bóg. Aby Państwo Kościelne mogło się stać tym, czym być powinno, Miastem Boga opisanym przez świętego Augustyna, na tronie papieskim musieliby zasiadać sami święci, w dodatku obdarzeni przymiotami największych władców świeckich, a coś takiego zdarza się bardzo rzadko. Trudno było oczekiwać, że przez ponad tysiąc lat Kościół rządzony będzie wyłącznie przez ludzi kalibru świętego Grzegorza Wielkiego. Niełatwo znaleźć ludzi, którzy potrafią równocześnie być królami i sługami sług Bożych. Na domiar złego kiedy papież automatycznie stawał się i królem, tron papieski zaczął nęcić ludzi, którzy pragnęli jedynie władzy, prestiżu i bogactwa.

Na szczęście młode państwo znalazło sobie wielkiego przyjaciela. Pepin zmarł w 768 roku, a zaledwie trzy lata później zmarł również jego syn, Karloman. W ten sposób królem Franków został Karol, a był to człowiek takiego formatu, że w języku francuskim jego imię połączono na stałe ze słowem „wielki” – Charlemagne.

Karol był jedną z tych niezwykłych postaci historycznych, które udowadniają, że jeden człowiek może zmienić na swoje podobieństwo świat wokół siebie. Miał wiele wad – był wybuchowy i uparty, i potrafił zachowywać się jak tyran – ale stworzył jedno z najbardziej przykładnych królestw, jakie kiedykolwiek istniały na świecie. Kiedy Longobardowie ponownie zagrozili najazdem na ziemie papieskie, Karol Wielki uderzył w nich jak grom, zdobył ich stolicę, Pawię, zdetronizował ich króla i sam założył ich koronę. Wielka przyjaźń pomiędzy nim a papieżem Adrianem I nigdy się nie zachwiała. Adrian nadał mu tytuł Patricius, ale kiedy jego następca, papież Leon III go potwierdził, Karol odpowiedział surowym napomnieniem, aby nowy papież był dobrym i mądrym władcą – w ten sposób pokazał, że uważa się nie tylko za pana nowego imperium, ale również Kościoła!

Kiedy nieprzyjaciele papieża oskarżyli go o niemoralność i wiarołomstwo, i posunęli się nawet do zaatakowania go fizycznie, Leon III zbiegł na dwór Karola Wielkiego. Król osobiście przybył do Rzymu, żeby załatwić tę sprawę. Jego bliski doradca, angielski mnich benedyktyński, Alkuin, przypomniał mu jednak, że nikomu nie wolno sądzić Wikariusza Chrystusa na ziemi i w końcu Leon oczyścił się z zarzutów składając uroczystą przysięgę. Jego oskarżyciele zostali skazani na śmierć, ale wyrok zmieniono na wygnanie. Dwa dni później, w Boże Narodzenie 800 roku, podczas Mszy Świętej w Bazylice Świętego Piotra papież Leon koronował Karola Wielkiego na cesarza Zachodniego Cesarstwa Rzymskiego. Było to zupełne zaskoczenie nie tylko dla szlachty frankijskiej i rzymskiej, ale również dla nowego cesarza.

Akt ten miał wielki wpływ na późniejsze wydarzenia. Stworzono precedens: tylko papież mógł przekazać władcy koronę cesarską. To prawda, Karol Wielki się z tym nie zgadzał, czego dowiódł później przekazując koronę swemu synowi Ludwikowi, ale w historii był tylko jeden Karol Wielki. Przyszli cesarze musieli szukać poparcia w Rzymie, jeśli chcieli uzyskać ten zaszczytny tytuł.

Co więcej, związek pomiędzy papiestwem a wielkimi władcami Zachodu bardzo się umocnił. Starożytne Zachodnie Cesarstwo Rzymskie zastąpione zostało przez cesarstwa germańskie, z których cesarstwo Franków było zaledwie pierwszym. W swoim czasie oficjalna nazwa miała uzyskać brzmienie: Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego. Taki rozwój wypadków przyniósł wiele dobrego, ale stworzył również wielkie niebezpieczeństwo. Cesarze i papieże byli tylko ludźmi i od ich charakteru zależało, czy potrafili harmonijnie współpracować, czy walczyli ze sobą o władzę.

Cesarstwo Wschodnie nie było zadowolone z takiego rozwoju wypadków na Zachodzie. Dopiero w 812 roku ambasadorowie Bizancjum uznali Karola Wielkiego za cesarza Zachodu.

***

Pozycję mnicha Alkuina, ucznia świętego Bedy, najlepiej można chyba określić mianem ministra edukacji i kultury.

Własne wysiłki Karola Wielkiego w kierunku opanowania sztuki pisania nie zaszły zbyt daleko. Potrafił się jedynie podpisać, ale był głęboko świadomy potrzeby wiedzy i postawił Alkuina na czele Szkoły Królewskiej, którą stworzył w swojej rezydencji w Aix-la-Chapelle (Aachen). Alkuin i jego pomocnicy opracowali ambitny plan edukacyjny, oparty na tradycji rzymskiej. Miano go używać w licznych nowych szkołach. Nauka obejmowała wszystkie „siedem sztuk wyzwolonych”: trivium (gramatykę, retorykę i logikę) oraz quadrivium (geometrię, arytmetykę, astronomię i muzykę). Szkoły przyjmowały nie tylko szlachetnie urodzonych, ale również tych, którzy pragnęli wstąpić do Kościoła. Były otwarte dla wszystkich.

Jednak te pierwsze oznaki zainteresowania edukacją – a właśnie do tego benedyktyni przygotowywali się od chwili założenia przez świętego Benedykta Monte Cassino – wkrótce zostały przerwane i praktycznie nie przyniosły rezultatów. Przyczyną był odwieczny wróg ludzkości, wojna, w tym przypadku trwająca trzydzieści lat wojna z pogańskimi Sasami. Zakończyła się ona wreszcie zwycięstwem Karola Wielkiego, ale wówczas ten zwykle tak rozsądny władca uczynił rzecz dziwną i straszną – kazał ochrzcić siłą pokonanych Sasów. Pierwsze spotkanie chrześcijaństwa z pogańską częścią Germanii raczej nie przyczyniło się do jej ucywilizowania.

Pomimo całej swej mądrości i przenikliwości politycznej Karol Wielki nie pojmował, że chrześcijaństwo można szerzyć tylko za pomocą jego istoty, którą jest miłość, i że tylko krew męczenników, a nie krew zabitych wrogów, jest płodnym nasieniem. Niemniej zaprowadził porządek i stworzył bardzo wydajną, a co ważniejsze nieskorumpowaną administrację, uważnie nadzorowaną przez specjalnych „posłańców króla”, którzy mieli zwyczaj zjawiać się niespodziewanie i sprawdzać, czy szlachetnie urodzeni i urzędnicy wykonują rozkazy władcy i przestrzegają jego praw. Wielkie królestwo Karola obejmowało wówczas północne Włochy, Francję, Belgię, Holandię, większość Niemiec, Szwajcarię, Austrię i część dzisiejszej Jugosławii.

Karol Wielki zmarł 28 stycznia 814 roku.

***

Okres, który potem nastąpił to jeden z najczarniejszych w historii, tak dla Kościoła, jak i dla Europy. Tylko człowiek kalibru Karola Wielkiego byłby w stanie utrzymać cesarstwo w jedności. Tylko człowiek pokroju Grzegorza I potrafiłby ocalić Kościół przed niebezpieczeństwami czyhającymi na niego ze wszystkich stron. A niestety nie pojawili się wówczas tacy ludzie.

Król Ludwik, syn Karola Wielkiego, bez przerwy kłócił się ze swoimi synami i omal nie został przez nich pozbawiony tronu. Po jego śmierci (840) cesarstwo zostało podzielone na trzy części.

W 846 roku saraceńska (arabska) flota wpłynęła śmiało na Tybr i złupiła Rzym. Papież pospiesznie ufortyfikował port w Ostii, a kiedy trzy lata później Saraceni wrócili po więcej, zostali odparci z wielkimi stratami przez flotę chrześcijańską. Odniesiono zwycięstwo, ale pokazało ono jak wielkie niebezpieczeństwo zagraża samemu sercu chrześcijaństwa. Odparty atak był zaledwie wycieczką, napadem z bronią w ręku. Co będzie, jeśli do boju ruszą całe ogromne siły islamu? Cesarstwo frankońskie nie było już takie jak dawniej. Europa pogrążyła się w chaosie. Chordy dzikich Węgrów (Madziarów) na małych kudłatych konikach, zapuszczały się daleko na zachód, paląc, plądrując i zabijając. Duńczycy łupili Anglię i Irlandię, a byli to dzicy poganie żywiący dziwaczną, niemal zabobonną, a już na pewno fanatyczną, nienawiść do wszystkiego, co wiązało się z chrześcijaństwem. Król Anglii Alfred Wielki musiał im oddać połowę królestwa.

Nowy porządek stworzony przez Karola Wielkiego zaczął się wypaczać. Wielcy panowie, książęta, hrabiowie i baronowie otrzymywali ziemię w nagrodę za usługi oddawane królom na wojnie. Wielu z nich zaczęło się uważać za niezależnych władców, posiadających własne, absolutne prawa.

Papiestwu, uzależnionemu od cesarza, nie wiodło się lepiej. Pozbawieni skrupułów wielcy panowie próbowali, często z sukcesem, osiąść na tronie papieskim, albo osobiście albo poprzez figurantów, którzy wypełniali wszystkie ich życzenia. Jeden z nich, Jan XII, wcześniej Oktawian, hrabia Tusculum, był zaledwie nastolatkiem, kiedy został zamordowany.

Jednak nawet ten czarny okres wydał więcej dobrych papieży niż złych oraz przynajmniej jednego wielkiego: Mikołaja I (858–867). Kiedy król Lotar z Lotaryngii (królestwo zostało nazwane jego imieniem) rozwiódł się z żoną, królową Thietbergą, pod fałszywym pretekstem – prawdziwym powodem było to, że nie mogła mieć dzieci, a król potrzebował dziedzica, żeby jego dynastia nie wygasła – nieszczęśliwa królowa zwróciła się o pomoc do papieża, a Mikołaj I zajął się jej sprawą z wielką energią. Związek małżeński, jako Boskie prawo, był zawsze i zawsze będzie absolutną świętością w oczach Kościoła, a Mikołaj I nie poddał się nawet wtedy, gdy wojska Lotara zajęły Rzym.

Kościół we Wschodnim Cesarstwie miał jeszcze większe kłopoty z władzą świecką. Papież był daleko. Jeden z najgorszych władców cesarstwa Wschodniego, Bardas, postanowił „zdymisjonować” patriarchę Konstantynopola, Ignacego, który nie chciał spełniać wszystkich zachcianek tyrana. Na jego miejsce mianował swego własnego sekretarza, człowieka świeckiego. Focjusz, niezwykle inteligentny i utalentowany człowiek, wiedział aż nazbyt dobrze, że jego nominacja ma wielu przeciwników, dlatego zwrócił się z prośbą do papieża Mikołaja o uznanie go. Kiedy papież posłał do Konstantynopola legatów, Focjusz natychmiast ich przekupił, w wyniku czego zgodzili się na złożenie z godności Ignacego. Ale papież nie dał się oszukać. Na synodzie w Rzymie, w 863 roku, legaci zostali ukarani, ich werdykt odwołany, a Focjusz zdjęty z urzędu. Ani cesarz, ani Focjusz nie zwrócili uwagi na postanowienia synodu.

Mniej więcej w tym czasie car Borys (Bogoris), władca Bułgarii nawrócił się na chrześcijaństwo (864) i poprosił papieża o misjonarzy, co dało Focjuszowi pretekst do złożenia protestu. Terytorium Bułgarii podpadało pod jurysdykcję kościelną Wschodu, więc wysłanie misjonarzy z Rzymu było ingerencją w prastare prawa patriarchatu! Świadom, że ma w garści atuty polityczne i patriotyczne, Focjusz wykorzystał okazję i oskarżył Kościół Zachodni o wprowadzenie „fałszywych” słów do credo, a mianowicie tych, że Duch Święty pochodzi zarówno od Ojca, jak i Syna („qui ex Patre Filioque procedit”). Innymi słowy Focjusz, który zaledwie siedem lat temu był człowiekiem świeckim, oskarżył papieża i Kościół o krzewienie herezji, przy okazji zaprzeczając także pierwszeństwu biskupa Rzymu przed patriarchą Konstantynopola, a to na takiej podstawie, że skoro cesarz rezyduje w Konstantynopolu, patriarchat powinien mieć pierwszeństwo. W końcu, na soborze w Konstantynopolu (869), ogłosił usunięcie papieża z urzędu…

Mikołaj I odpowiedział natychmiast i to bardzo energicznie, ale zmarł (13 listopada 867 roku) nim dotarły do niego wieści, że nowy cesarz, Bazyli I (Macedończyk) wygnał Focjusza do klasztoru. Ósmy sobór w Konstantynopolu (869–870) przywrócił jedność Kościoła. Ignacy powrócił na urząd, ale kiedy umarł, jego następcą został Focjusz (877). Choć później powrócił do swego klasztoru (w 886 roku), jego wpływy były bardzo silne. Bułgarów poddano zwierzchności wschodniego patriarchatu, a łacińskich duchowych wypędzono. Na nieszczęście papież Stefan V zabronił używania liturgii słowiańskiej wprowadzonej przez świętego Metodego, na którą papież Jan VIII zezwolił w 869 roku. Bułgaria ją zachowała i stamtąd przeszła ona do Rosji.

Tu dochodzimy do jednej z największych tragedii Kościoła, schizmy, której początki tkwią w osobistych ambicjach i próżności duchowieństwa. Jak w większości ludzkich kłótni, wina nie leżała całkowicie po jednej stronie. W latach 1053–1054 spór można byłoby zażegnać i przywrócić jedność Kościoła, gdyby niedouczeni i źle poinformowani legaci papiescy nie ekskomunikowali patriarchy Konstantynopola, Michała Cerulariusza, na podstawie zupełnie błędnego zarzutu i to na domiar złego w okresie wakatu na tronie papieskim. Największą tragedią spowodowaną przez schizmę było zajęcie Konstantynopola przez krzyżowców w 1204 roku. Hrabia Baldwin z Flandrii został wówczas cesarzem, a ten krótki triumf Zachodu spowodował zajadłą wrogość wschodniego chrześcijaństwa w stosunku do Kościoła łacińskiego i łacinników w ogóle.

Karę poniósł zarówno Wschód, jak i Zachód. Konstantynopol zdobyli Turcy, przerobili na meczet wielki kościół Hagia Sophia, zbudowany za cesarza Justyniana, a oba Kościoły, i grecki i łaciński, stały się pogardliwie traktowanymi mniejszościami.

cdn.

Louis de Wohl

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Skała.