Święty Ojciec Pio – Cudotwórca. Wprowadzenie

Z podziękowaniem i wdzięcznością

Amerykański wydawca książki Święty Ojciec Pio – Cudotwórca jest w pełni świadomy, że Bóg sięgnął „do samego dna beczki” dając mu możliwość, a zarazem i wielką radość wychwalania Najświętszej Maryi Panny poprzez słowo pisane. Cała chwała i uznanie należą się jedynie Bogu. Kiedy nasz Niebieski Ojciec daje swojemu synowi lub córce inspirację do podjęcia jakiegoś zadania na polu pracy apostolskiej, hojnie udziela mu równocześnie i zdolności, doświadczenia oraz pomocy od ludzi z zewnątrz, niezbędnych do wykonania zamierzonego dzieła. Bóg daje nam natchnienie, a następnie oczekuje, że coś z nim zrobimy. Wszystko to sprowadza się do wezwania: „Jeżeli Mnie miłujecie, zaufajcie Mi!”.

Równocześnie z całkowitym zaufaniem Bogu, każdy uczyniony krok musi znajdować podparcie w modlitwie i ofierze. Kiedy brakuje modlitwy i ofiary ponoszone trudy nie przynoszą oczekiwanych owoców. Nasze zgromadzenie jest zgromadzeniem modlitewnym, w którym każde dzieło wypływa z kontemplacji. Możliwości składania ofiar nie brakuje – jak choćby w przypadku, gdy cała pracowicie zapisana strona nagle znika, tylko dlatego, że nacisnęło się zły klawisz… Dobrnęliśmy jednak szczęśliwie do końca i dzięki pomocy dwóch braci – ekspertów komputerowych, z których jeden wykonał okładkę, a drugi zdawał się wiedzieć wszystko o komputerach, nasze dzieło przybrało realne kształty, ku większej chwale Bożej.

Z całego serca dziękujemy naszym doświadczonym korektorom, wszystkim duchowym dzieciom i apostołom ojca Pio, autorom, którzy bądź to dostarczyli nowe materiały, bądź zgodzili się użyczyć swoje już opublikowane teksty, kapucynom z San Giovanni Rotondo, którzy wyrazili zgodę na przedruk artykułów i ilustracji z wydawanego przez nich „Głosu Ojca Pio” oraz tak wielu innym ludziom, którzy wsparli nas nie tylko duchowo, ale i materialnie, a co najważniejsze, obdarowali nas swoją modlitwą. Niech Bóg wam to wynagrodzi, a Maryja Niepokalanie Poczęta, Pośredniczka Wszelkich Łask przytuli was jeszcze mocniej do swego Niepokalanego Serca.

Br. Francis Mary Kalvelage FI

Wstęp od wydawcy amerykańskiego

Liczne dary, które posiadał ojciec Pio, takie jak zdolność bilokacji, cudowny zapach, przepowiadanie zdarzeń przyszłych, czytanie w sercach, uzdrawianie ludzi chorych na ciele lub na duszy, rozumienie języków obcych, jak i liczne inne charyzmaty plasują go pośród najbardziej niezwykłych świętych w liczącej dwa tysiące lat historii Kościoła. Dla osób wierzących te charyzmaty ojca Pio nie są jakąś sensacją czy nieprawdopodobną opowieścią. Czyż sam Jezus nie zapewnił, że Jego uczniowie „będą czynili większe rzeczy” (J 14, 12) niż te, których On sam dokonywał?

Ale tytuł naszej książki łatwo może zostać źle zrozumiany. W czasach, obfitujących w komiksowe przygody supermenów, może wydawać się nieco prześmiewczym obdarzanie skromnego świętego z Pietrelciny tytułem „Cudotwórcy”. A jednak, Kościół nie waha się używać wobec świętego Antoniego z Padwy tytułu „thaumaturgist – cudotwórca”. Ten żyjący w XIII wieku franciszkanin już za życia zdolny był czynić wielkie cuda, nawet wskrzeszać zmarłych. Nadal zresztą słynie z tego, iż wysłuchuje prośby swoich czcicieli, nawet jeśli chodzi tylko o znalezienie jakiegoś zagubionego drobiazgu…

Może najmocniejszym argumentem przeciwko tytułowi „Cudotwórca” może być obawa, że uwypuklając w życiu ojca Pio elementy niezwykłe i cudowne, straci się z oczu jego, rozpaloną Bożą miłością, duchową wielkość. Wiadomo również, iż nadmiar cudów, szczególnie tych nieautentycznych i wyolbrzymionych, osłabia wymowę prawdziwych, udowodnionych dzieł nadprzyrodzonych. Problem ten nakreśla Sidney Wick w książce Przyjaciele świętego Franciszka. Tak pisze: „Jeśli pragniesz osłabić wiarygodność elementów nadprzyrodzonych w życiu jakiegoś człowieka, musisz zaszczepić w opowieść o nim wirusa cudowności – to znaczy, upierać się, że wszystko, co tylko robił, było cudowne. W ten sposób bardzo prędko realny człowiek staje się postacią baśniową”.

Czytelnik, który po raz pierwszy styka się z opowieścią o życiu ojca Pio może faktycznie odczuwać pokusę myślenia, że jakiś racjonalista zaszczepił w opowieść o stygmatyku z San Giovanni Rotondo wirusa cudowności, niszcząc liczne, autentyczne cuda i odwracając uwagę od pełnej ciepła osobowości i heroicznych cnót tego wielkiego Świętego. Rzecz taka mogłaby przecież mieć miejsce, podobnie jak działo się to nieraz w przeszłości. Wiadomo, że niektórzy autorzy, pisząc życiorysy świętych, poddawali się fali powszechnego entuzjazmu i w swoich relacjach prześcigali się w opisach cudownych zdarzeń, zaniedbując rzeczy bardziej zwyczajne.

Z drugiej jednak strony, równie szkodliwym byłoby umniejszać wagę autentycznych, podpartych solidnymi dowodami cudów i niezwykłych mocy ojca Pio. Ojciec Raphael Huber OFMConv., tak pisze o tym w książce Święty Antoni Padewski: „Podczas, gdy rzeczywiście, niektóre spośród przypisywanych świętemu Antoniemu cudów mogły być tylko legendą, inne znajdują tak mocne podparcie w autentycznych, bardzo wczesnych dokumentach, iż negowanie prawdziwości ich zaistnienia byłoby postępowaniem pochopnym i nad wyraz niechrześcijańskim”. Doktor Kościoła, święty Bonawentura powiedział kiedyś, że można otrzymać wszystkie łaski modląc się do świętego Antoniego. Dlaczegóż nie mielibyśmy żywić takiej samej gorącej nadziei w odniesieniu do świętego ojca Pio?

W tym punkcie zwrotnym historii ludzkości, kiedy stoimy na progu trzeciego milenium chrześcijaństwa, Bóg otworzył nowy front w walce o ludzkie dusze, powołując w swojej Opatrzności ojca Pio, aby stawił czoła tak licznym w naszych czasach napaściom skierowanym przeciw Kościołowi i chrześcijaństwu. Można łatwo dojść do przekonania, że żyjemy w apokaliptycznych czasach, skoro Pan zesłał nam tak wielkiego świętego, jak ten ksiądz-stygmatyk, który utożsamiając się z ukrzyżowanym Zbawicielem sprawił, że Chrystus ożył dla naszego, pozbawionego wiary, pokolenia. Widoczne u ojca Pio przeżywanie męki Naszego Pana, szczególnie podczas Ofiary Mszy Świętej, przyciągało do San Giovanni Rotondo setki tysięcy ludzi. Jego olbrzymia, sięgająca na cały świat popularność, przekształcenie ubożuchnego, prowincjonalnego włoskiego miasteczka w przyciągający uwagę milionów ludzi, kwitnący ośrodek aktywności religijnej i cel pielgrzymek, wybudowanie na skalistym górskim zboczu nowoczesnego, wspaniale wyposażonego, tysiącsześćsetłóżkowego kompleksu szpitalnego dla ubogich, oferującego najnowocześniejsze metody leczenia – wszystko to są rzeczy, które z czysto ludzkiego punktu widzenia nie miały żadnej szansy zaistnienia. Podobnie charyzmatyczne dary, jakie ojciec Pio otrzymał od Boga, liczba dusz, jakie przyprowadził do Ojca oraz inspiracja i wskazówki, jakie dawał zwyczajnym katolikom odnośnie poszukiwania doskonałości, wskazują na to, że to Bóg działał przez ręce tego człowieka.

Bóg powołuje świętych, a szczególnie wielkich świętych, wówczas, gdy ludzkość przechodzi jakiś szczególny kryzys. W XIII wieku Duch Święty powołał świętego Franciszka i świętego Dominika oraz ich towarzyszy po to, aby odnowili i zreformowali Kościół. Tak samo, kiedy wybuchła rewolta protestancka, Bóg wezwał świętego Ignacego Loyolę, świętą Teresę z Avili i świętego Jana od Krzyża aby, pozostając na łonie Kościoła, rozpoczęli dzieło kontrreformacji. Dzisiejszy świat i Kościół bardzo potrzebują odrodzenia religijnego. Każdego dnia coraz wyraźniej zarysowuje się linia demarkacyjna, oddzielająca wymierzoną przeciwko życiu i rodzinie kulturę śmierci, od skierowanej ku Bogu i rodzinie kultury życia. Subiektywizm, podający w wątpliwość bezwzględne prawdy jest dziś tak powszechny, że społeczeństwo przyjmuje ze spokojem nawet wiadomość, iż najwyżsi urzędnicy państwowi popełniają krzywoprzysięstwa, kłamiąc przy składaniu zeznań, które poprzedzone jest przecież przysięgą z ręką na Piśmie Świętym. Jak widać, mało co pozostało święte w dzisiejszych czasach. Ci sami politycy wielokrotnie wetowali ustawę, która broniłaby najniewinniejsze i najbardziej bezbronne istoty – dzieci w okresie życia płodowego.

Takim postawom najwyższych urzędników państwowych otwarcie przeciwstawia się czołowy rzecznik Kościoła i chrześcijaństwa, papież Jan Paweł II. W swojej encyklice Fides et ratio wskazuje, że mentalność naszych czasów, skierowana przeciwko życiu, sięga korzeniami epoki racjonalizmu XVII wieku. Nurt ten utrzymywał, jakoby rozum ludzki miał najwyższą wartość, a tym samym wszystko, czego nie da się objąć rozumem, bez pomocy wiary, nie było godne uwagi. Cudów nie da się racjonalnie wytłumaczyć, a więc, podobnie jak wszystko inne co metafizyczne, nadprzyrodzone (łącznie z samym Bogiem) zostały uznane przez „oświeconego” człowieka za rzeczy, które nie nadają się do tego, aby brać je na poważnie. Jak można się spodziewać, Ojciec Święty nieustannie podkreśla, że prawdę można odnaleźć tylko w Tym, który jest „Drogą, Prawdą i Życiem”. Rozum ludzki, kiedy pozbawiony jest łaski i światła wiary, szuka jedynie własnej korzyści, podobnie jak człowiek, który w swej upadłej naturze nastawiony jest tylko na realizację własnych egoistycznych pragnień.

Można by jednak zapytać, czy ktokolwiek słucha jeszcze papieża? Skoro około dziewięćdziesięciu procent par katolickich używa jakiejś formy sztucznej antykoncepcji, a mimo to, wiele z nich przystępuje co niedzielę do Komunii Świętej, najwyraźniej nie sądzą one, aby Kościół miał prawo kształtować ludzkie sumienie i ustalać, co jest dobre, a co złe. Papież inaugurował adorację Eucharystii w Bazylice Świętego Piotra i zachęca do adoracji Najświętszego Sakramentu wszędzie, gdzie tylko istnieją ku temu warunki, a tymczasem około dwóch trzecich katolików nie wierzy wcale w Rzeczywistą Obecność Pana Jezusa w Eucharystii. Ale bardziej jeszcze niźli te cierpienia, jakich dostarczają mu zdezorientowani lub niewierni katolicy świeccy, boleć musi papieża postawa tak wielu księży i zakonników, którzy otwarcie nie stosują się do nauki Kościoła. Biorąc pod uwagę, że Ojciec Święty dźwiga na swych ramionach ciężar Kościoła i widząc jego odpowiedzialność za całą ludzkość, czymś niezwykłym jest ten wielki optymizm, z jakim papież patrzy w przyszłość. A jednak papież jest optymistą, a to dlatego, że jest człowiekiem wiary, nadziei i miłości. W tej wielkiej bitwie o dusze, która w naszych czasach osiągnęła swój moment kulminacyjny, widzi, że całkowite zwycięstwo można odnieść tylko z Bogiem i z ludem Bożym.

Ojciec Święty, jak nikt inny przed nim w historii Kościoła, dostrzega przykłady osobistej świętości i nie waha się w sposób oficjalny uznać zasługi tych mężczyzn i kobiet, którzy w stopniu heroicznym praktykowali chrześcijańskie cnoty. Czyni to poprzez beatyfikowanie i kanonizowanie świątobliwych osób, takich jak ojciec Pio. Już samo życie papieża i jego dokonania, oraz owoce życia świętych, którym papież oddaje cześć, pokazują, jak wiele dusze naprawdę święte mogą sprawić, aby uczynić świat lepszym i bezpieczniejszym. Ale przede wszystkim tacy ludzie są skutecznymi narzędziami w pokonywaniu szatana i wywalczaniu wiecznego zbawienia dla milionów swoich bliźnich. Wpływ ojca Pio, jak to jest pokazane w niniejszej książce, odegrał decydującą rolę w nawróceniu wielu dusz i umacnianiu panowania na ziemi Chrystusa Króla.

W zsekularyzowanym społeczeństwie, w którym przyszło nam żyć, dość już widzieliśmy prób usunięcia Chrystusa ze wszystkich dziedzin ludzkiej egzystencji. Istnieją jednak pewne przesłanki, wskazujące na to, że młodzi ludzie, kiedy szukają odpowiedzi na liczne problemy współczesnych czasów zaczynają zwracać się ponownie w kierunku rzeczywistości nadprzyrodzonej.

Dzieło ojca Pio nie skończyło się wraz z jego śmiercią. Sam zresztą zapewniał o tym jeszcze za życia, mówiąc, że po śmierci jego praca i wstawiennictwo w imieniu ludzkości będą jeszcze większe, niż były uprzednio. Setki tysięcy ludzi, uczestniczących w ceremonii beatyfikacyjnej, która miała miejsce 2 maja 1999 roku w Rzymie, potwierdzają celność tej przepowiedni. Święty ojcze Pio, męczenniku konfesjonału i narzędzie pojednania z Bogiem, módl się za nami grzesznymi.

Przedmowa

Ojciec Święty Jan Paweł II w trakcie swojego pontyfikatu beatyfikował i kanonizował więcej mężczyzn i kobiet niż wszyscy inni papieże XX wieku razem wzięci. W życiu wynoszonych do chwały ołtarzy osób widział konkretne przykłady działania Ducha Świętego i Jego roli uświęcania wiernych w Chrystusie. Dlatego ludzie ci mogą być dla nas wzorami do wzrastania w świętości. Razem ze świętym Pawłem, każdy z nich zachęca nas: „Bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa” (1 Kor 11, 1).

W wyniesieniu do chwały ołtarza pełnego wiary kapucyna, ojca Pio z Pietrelciny, papież Jan Paweł II dał nam, w osobie tego franciszkanina, szczególnie potężny przykład działania Ducha Świętego w Kościele współczesnym. Duch Święty uświęca nas poprzez kształtowanie w nas Jezusa. Im większe podobieństwo do Pana Jezusa, tym wyższy poziom świętości. W przypadku ojca Pio mamy do czynienia z kimś, w kim Duch Święty utworzył prawdziwy, żywy obraz Chrystusa. To, co mówiono na temat świętego Franciszka, można zastosować także i wobec ojca Pio: „Miał Jezusa w swym umyśle, Jezusa w swoich oczach, Jezusa w swoich uszach, Jezusa na swoich ustach, Jezusa w swoim sercu!”.

Kiedy Bóg powołuje jakieś szczególnie święte osoby, zwykle są zarówno ludźmi swoich czasów, jak i dla swoich czasów. Jak bardzo prawdziwe jest to w odniesieniu do ojca Pio! Podobnie jak wielu innych chłopców z takich jak Pietrelcina, maleńkich miasteczek południowych Włoch, Franciszek (przyszły święty) urodził się w typowej, ubogiej, ciężko pracującej, bogobojnej rodzinie. Kiedy zapytano go, wiele lat później, jaki był, gdy był mały, ojciec Pio stwierdził, że był jak „macerone senza sale” (odrobina nieosolonego spagetti). W ten humorystyczny sposób chciał wyrazić, że jego dzieciństwo było całkiem zwyczajne.

Ale życie ojca Pio nie było przecież usłane różami, na swojej drodze napotykał wiele cierni. Jeśli bowiem wczesny etap jego życia obfitował w niezwykłe błogosławieństwa, można przypuszczać, że równie wielkie przechodził próby. Jak czytelnik sam dostrzeże w trakcie lektury tej wspaniałej książki, próby te – ataki demonów, ciężkie choroby i fałszywe oskarżenia miały powtarzać się, z coraz większą intensywnością, w trakcie całego życia ojca Pio. Cierpienia osiągnęły swój punkt kulminacyjny 20 października 1918 roku, kiedy to w trakcie mistycznego spotkania z Panem Jezusem, po odprawieniu, jak co dzień, Mszy Świętej, ojciec Pio otrzymał stygmaty. Chrystus w widoczny sposób odcisnął swoje pięć ran na jego ciele. Rany te ojciec Pio miał nosić przez następnych pięćdziesiąt lat.

Jeśli ojciec Pio był człowiekiem swoich czasów, był również świętym na swoje czasy. Na czasy, które nazywane są „erą postchrześcijańską” lub „neopogańską”. Charakteryzuje je niewiara i sceptyczne podejście do religii, co skutkuje sekularyzmem, który dąży do usunięcia Boga z obrazu codziennego życia. Ojciec Pio staje jako wielkie wyzwanie wobec sekularyzmu tego wieku. Dzieje się tak ponieważ, jak to ujął jeden z autorów, miarą osobistej świętości i skuteczności w obcowaniu z innymi, jest stopień, w jakim Bóg jest realnie obecny w życiu danej osoby. Dla ojca Pio Bóg był bardzo realny. To tłumaczy, dlaczego święty kapucyn oddziaływał w tak potężny sposób na niezliczone rzesze ludzi.

A przecież, wielu z tych, którzy do niego przybywali, było stuprocentowymi sceptykami. Odrzucali ojca Pio i wszystkie niezwykłe opowieści o nim, traktując je jako czysty nonsens albo przejaw szarlatanerii. Dane mi było spotkać jednego z takich sceptyków. Zabrzmi to może ironicznie, ale człowiekiem tym był kapucyński biskup, Louis Magliacanni. Opowiedział mi kiedyś o swoim spotkaniu z ojcem Pio. Jako młody ksiądz biskup Magliacanni wysłany został z Włoch na misje do Indii. Jego zadaniem było przygotowywanie materiałów do niewielkiej gazetki katolickiej, jaką bracia wydawali dla swych indyjskich parafian. Wiele spośród tych artykułów było jedynie tłumaczeniami tekstów, jakie przysyłali mu z Włoch krewni czy przyjaciele. Często dotyczyły postaci ojca Pio. Biskup Magliacanni powiedział mi, że chociaż osobiście nie wierzył w autentyczność wydarzeń przypisywanych ojcu Pio (Magliacanni użył tu określenia „oszustwo”), to z racji tego, iż parafianie bardzo lubili artykuły o ojcu Pio, zamieszczał je w misyjnej gazetce.

W roku 1948 ojciec Magliacanni pojechał w odwiedziny do swojej rodziny we Włoszech. Kiedy miał już wracać do Indii, podczas postoju w Neapolu ktoś zasugerował, że powinien odwiedzić ojca Pio. Magliacanni wcale nie chciał do niego jechać. Przyjaciel ostatecznie przekonał go jednak, mówiąc: „Co ci szkodzi zobaczyć ojca Pio? Jeśli po spotkaniu z nim dalej będziesz sądził, że jest to «oszustwo», to trudno, ale będziesz mógł w każdym razie powiedzieć, że widziałeś go na własne oczy”.

Ojciec Magliacanni dotarł do klasztoru w San Giovanni Rotondo i spotkał się z ojcem Pio. Pod koniec rozmowy ojciec Pio oznajmił: „Ojcze Louisie, muszę ci coś powiedzieć. Nigdy nie wrócisz do Indii. Bóg ma dla ciebie inne zadanie. Pojedziesz do Arabii”. Magliacanni tak mu wówczas odpowiedział: „Wiesz, ojcze, zanim tu przyjechałem, sądziłem, żeś jest szalony. Teraz wiem to z całą pewnością! Spójrz, mam już bilet, paszport i zgodę przełożonego generalnego zakonu kapucynów na powrót za dwa dni do Indii. Jakże więc możesz mówić, że nigdy tam nie wrócę?!”. Ojciec Pio uśmiechnął się tylko i powtórzył: „Nigdy tam nie wrócisz”. Magliacanni postanowił zostać na obiad w klasztorze. Wówczas zadzwonił telefon. Jak się okazało, z Rzymu dzwonił pewien kardynał, członek Kongregacji Rozkrzewiania Wiary, który koniecznie chciał rozmawiać z ojcem Magliacannim. Oznajmił mu, że zamiast wsiadać na statek do Indii ma niezwłocznie przybyć do Rzymu.

Dwa dni później, w towarzystwie przełożonego generalnego zakonu kapucynów oraz tego samego kardynała, który wezwał go z San Giovanni Rotondo, ojciec Magliacanni wziął udział w prywatnej audiencji u Piusa XII. Papież oznajmił wówczas: „Ojcze Louisie, zostałeś wybrany do dzieła założenia nowej placówki misyjnej w Arabii”. Magliacanni odpowiedział, drżącym z emocji głosem: „Wasza Świątobliwość, wiedziałem o tym!”. „Jakże mogłeś wiedzieć – zapytał papież – skoro to, co ci oznajmiłem, znane było jedynie kardynałowi i twojemu przełożonemu generalnemu?” Ojciec Louis odpowiedział wówczas: „Ojciec Pio mi to przepowiedział. Myślałem wówczas, że jest szalony. Teraz widzę, że to człowiek święty!”.

Wśród ludzi, którzy przyjeżdżali zobaczyć ojca Pio, znajdowali się również „niewierzący z urzędu”. Niektórzy przybywali z czystej ciekawości, inni po to, aby drwić sobie z Boga i z Jego świętego sługi, ojca Pio. Można tu podać taki chociażby przykład: dwaj mężczyźni, należący do loży masońskiej, bardzo zażarci w swoim sprzeciwie wobec Boga i Kościoła, umówili się, że zbezczeszczą sakrament spowiedzi poprzez odbycie fałszywej spowiedzi, z jakichś wymyślonych naprędce grzechów. Przybyli do ojca Pio w odrębnych godzinach. W obu przypadkach, kiedy tylko penitent zaczął swoją spowiedź na niby, ojciec Pio przerwał mu, mówiąc, że wie, co zaplanowali, a następnie nie zawahał się wymienić ich prawdziwych grzechów, łącznie z miejscem i czasem ich popełnienia! Zrobiło to na obu mężczyznach tak wielkie wrażenie, że za jakieś trzy dni obaj ponownie przyszli do ojca Pio, tym razem szczerze żałując popełnionych czynów, odbyli dobrą spowiedź i tym samym dołączyli do grupy nawróconych przez Świętego osób.

Wreszcie, do ojca Pio przybywały także nieprzeliczone rzesze prawdziwie pobożnych ludzi. Zaliczali się do nich liczni „fani” ojca Pio z założonych przez niego grup modlitewnych oraz inne „duchowe dzieci”. Penitenci przybywali po rozgrzeszenie, ludzie zmagający się z jakimś problemem po radę i słowa pociechy, rodziny po błogosławieństwo, wielu z prośbą o modlitwę w swoich potrzebach, a niektórzy nawet z prośbą o cud.

Dostałem raz list od kobiety uzdrowionej przez ojca Pio. W wieku sześciu lat znajdowała się w stanie zagrożenia życia z powodu trapiącej ją wysokiej gorączki. Przywieziono ją do Domu Ulgi w Cierpieniu jednakże badający ją lekarz powiedział rodzinie, że z medycznego punktu widzenia nie ma szansy na uratowanie dziecka. Poszedł następnie do klasztoru i opowiedział o wszystkim ojcu Pio. Ten pozwolił mu dotknąć rany na swym boku. Doktor pobiegł z powrotem do szpitala i dotknął dziewczynkę dłonią, którą chwilę wcześniej przyłożył do stygmatu ojca Pio. Gorączka natychmiast ustąpiła i od tego czasu dziewczynka była zupełnie zdrowa!

Jednym z powodów przeciągania się procesu kanonizacyjnego ojca Pio był fakt, że podczas gdy w przypadku większości kandydatów na ołtarze materiał dowodowy przekazany Watykańskiej Kongregacji do spraw Beatyfikacji i Kanonizacji zajmuje zwykle około pięciu pudeł, w sprawie ojca Pio już na wstępie wpłynęło ponad sto pudeł dokumentów! Aż tyle dokonał w swoim życiu ojciec Pio. A przecież sam powiedział, że zdziała jeszcze więcej, gdy pójdzie do nieba!

W miarę jak staje się coraz szerzej znany, ojciec Pio ma coraz większy, głęboki wpływ na życie wielu ludzi, nie tylko katolików. Papież Benedykt XV tak powiedział do człowieka nawróconego przez tego Świętego: „Ojciec Pio to prawdziwie Boży człowiek. Musisz zrozumieć, że ciąży na tobie odpowiedzialność za to, aby uczynić go szerzej znanym. Ojciec Pio nie cieszy się bowiem wcale uznaniem godnym jego zasług”.

Książka Święty Ojciec Pio – Cudotwórca jest cenną publikacją, będącą jeszcze jednym krokiem na drodze do uczynienia ojca Pio szerzej znanym i kochanym. Prezentuje najpierw wartościową biografię Świętego (część I), a następnie przybliża różnorakie aspekty jego głębokiej duchowości i ukazuje, w jaki sposób, różnymi drogami, wpływała ona na życie niezliczonych rzesz innych ludzi.

Większość opublikowanych w tej książce tekstów pochodzi bądź to od ludzi, którzy znali osobiście ojca Pio, bądź też oddali się nieraz wieloletnim studiom i poszukiwaniom, w celu własnoręcznego skompilowania biografii Świętego. Jako że ojciec Pio bez wątpienia będzie jednym z tych świętych, którzy przekroczyli granice swoich czasów (tak, jak przykładowo święty Franciszek, który obecnie cieszy się podobnie dużą popularnością jak w XIII wieku) należy sądzić, że również ta książka okaże się mieć ponadczasową wartość i atrakcyjność dla czytelnika.

Niech Najświętsza Maryja Panna, którą ojciec Pio nazywał czule „Madonnina” (Moja Maleńka Pani) wyprosi nam tę łaskę, aby opublikowane przez nas dzieło oświecało, inspirowało i prowadziło do Boga wszystkich, którzy będą je czytali.

Ks. Andrew Apostoli CFR

***

Duch Święty uświęca nas poprzez kształtowanie w nas Jezusa. Im większe podobieństwo do Pana Jezusa, tym wyższy poziom świętości. W przypadku ojca Pio mamy do czynienia z kimś, w kim Duch Święty utworzył prawdziwy, żywy obraz Chrystusa.

Święty Franciszek na nasze czasy

W czasopiśmie „National Review” nazwano go „największym wydarzeniem w XX wiecznej mistyce” oraz „jedną z najważniejszych sił religijnych w Italii”. Miesięcznie ojciec Pio otrzymywał około pięciu tysięcy listów, a tysiące pielgrzymów przybywało ze wszystkich stron świata, poprzez góry Gargano, do maleńkiego XVI-wiecznego klasztoru Matki Bożej Łaskawej, ażeby się z nim spotkać. To w tym skromnym klasztorze, ulokowanym tuż za murami San Giovanni Rotondo – miasteczka leżącego niedaleko Foggii – przez ponad pół wieku mieszkał ten święty kapucyn. Przybywszy do San Giovanni Rotondo pielgrzymi nieraz po kilka dni czekali na swoją kolejkę do spowiedzi u ojca Pio, chętnie wstawali bladym świtem, aby zdążyć na odprawianą przez niego Mszę Świętą.

W samej Italii, ojczystym kraju ojca Pio, napisano o nim całe setki książek i artykułów, a i w innych krajach powstało kolejnych kilkadziesiąt dzieł na ten temat. Zarówno „Time”, „Newsweek” i „New York Times Magazine”, jak i pozostałe szanowane czasopisma amerykańskie, publikowały od czasu do czasu obszerne, utrzymane w poważnym tonie artykuły na temat tego człowieka, który zasłynął szeroko jako drugi święty Franciszek. Większość odwiedzających go stanowili Włosi, ale z Anglii, Francji, Irlandii, Niemiec, Kanady, Ameryki, Australii i różnych krajów Afryki i Azji także płynęły do ojca Pio rzesze ludzi wiernych, strapionych, a niekiedy również (ku jego irytacji) ludzi szukających jedynie taniej sensacji. Chociaż wśród przybyszy przeważali katolicy to przecież, od czasu do czasu, także i wyznawcy innych religii pragnęli z nim spotkania, szczególnie w okresie II wojny światowej, gdy nieopodal stacjonowały brytyjskie i amerykańskie wojska.

Większość pielgrzymujących do San Giovanni Rotondo stanowili ludzie prości, ale przecież „mędrzec z Gargano” przyciągał także wielu intelektualistów i postaci dobrze znanych na arenie międzynarodowej. W czasie II Soboru Watykańskiego (1962–1965) tylu biskupów chciało poznać opinię ojca Pio w różnych sprawach, że niektórzy obserwatorzy zapytywali żartem, czy ten sobór odbywa się w Rzymie, czy też w San Giovanni Rotondo. Co najmniej dwóch papieży potwierdziło w prywatnej rozmowie, że uważają ojca Pio za świętego – pierwszy z nich to arcybiskup Giovanni Battista, późniejszy papież Paweł VI, który 9 marca 1952 roku powiedział do Giulio Antonacciego, głównego komendanta karabinierów (włoskiej policji), że „ojciec Pio to święty”. Chwilę później papież Pius XII, który usłyszał tę rozmowę Battisty z Antonaccim, uznał za właściwe podsumować ją słowami: „Wszyscy wiemy, że ojciec Pio to święty”. A wiele lat wcześniej papież Benedykt XV nie wahał się wcale nazwać ojca Pio „człowiekiem Bożym”.

Nie wiemy, czy papież Jan Paweł II nazwał kiedyś ojca Pio „świętym” (czego zresztą nie mógł już uczynić po roku 1983, gdyż sprawa kanonizacji ojca Pio była wówczas w toku), ale w 1947 roku, będąc młodym księdzem, odbył u niego spowiedź, a następnie odwiedził jeszcze San Giovanni Rotondo jako kardynał w roku 1974, a w roku 1987 jako papież. Wiadomym jest także, że co najmniej raz Karol Wojtyła polecił modlitwom ojca Pio chorą osobę, co zaowocowało cudownym uzdrowieniem. Wreszcie to papież Jan Paweł II miał zaszczyt beatyfikować go w dniu 2 maja 1999 roku, a kanonizować 16 czerwca 2002 roku.

Tego siwego zakonnika „National Review” nazwał „kapłanem cieszącym się autorytetem, przewyższającym autorytet jakiegokolwiek innego włoskiego księdza”, a inne amerykańskie gazety zauważały jego zasługi w dziedzinie poprawy warunków życia całego regionu, zwiększeniu liczby miejsc pracy, działaniach na rzecz oświaty i otoczenia opieką lekarską mieszkańców tej części Włoch, która przez całe wieki pogrążona była w niewyobrażalnej nędzy. To z powodu osoby ojca Pio maleńki klasztor, w którym mieszkał, stał się sławnym na cały świat celem pielgrzymek, a San Giovanni Rotondo, niegdyś bezbarwne, prowincjonalne miasteczko zwiększyło liczbę swych mieszkańców już o jedną trzecią, do dziś bowiem wielu osiedla się tutaj, chcąc „mieszkać obok ojca Pio”. Aby móc przyjąć stale rosnącą liczbę pielgrzymów, w San Giovanni Rotondo budowany jest obecnie ogromny, nowy kościół oraz centrum konferencyjne.

Do dziś w oknach wielu domów i sklepów południowej Italii zawieszone są podobizny ojca Pio, a niekiedy na murze zobaczyć można graffiti: „Viva Padre Pio!”. I wiele jest prawdy w tym napisie, bo zarówno dla tych, którzy znali go za życia, jak i tych, którym dane było poznać go dopiero po śmierci, ojciec Pio nadal żyje. Z szacunkiem i czcią odnosili się do niego nawet radykałowie i osoby niechętne Kościołowi – modernistka Monika Hellwig mogła potwierdzić, że kapucyn-stygmatyk naprawdę prowadził ludzi do „głębokiego nawrócenia”. Jak sama stwierdziła: „To, co uderzyło mnie najbardziej, to fakt, jak bardzo ojciec Pio potrafił uzmysłowić tym wszystkim, którzy do niego przybywali, Bożą obecność. Pielgrzymi wracali do siebie, nieodmiennie napełnieni tą pewnością obecności Boga pośród ludzi i Jego opieki. W osobie ojca Pio doświadczali najbardziej bezpośredniego objawienia miłości Boga i Jego troski o człowieka”.

Ojciec Pio był prawie rówieśnikiem Rudolfa Bultmanna (1884–1976), niemieckiego teologa luterańskiego, który to, z uwagi na trudności, jakie napotykają ludzie współcześni przy próbie pogodzenia tradycyjnego nauczania chrześcijańskiego ze swoją, charakterystyczną dla XX wieku, percepcją rzeczywistości, wymyślił teologię, która miała „odmitologizować” Ewangelię. W tym celu wyrzucił z niej cały niewygodny balast cudów czy innych przejawów „światopoglądu człowieka I wieku”, aby uzyskać, jak wierzył, „zasadnicze ziarno prawdy, skryte pod mitologicznymi rekwizytami”.

Charakterystyczne dla Bultmanna podejście do Ewangelii lub teorie, będące pochodnymi jego przekonań, miały duży wpływ na myślenie teologiczne kilku ostatnich dekad.

Jak bardzo inny był ojciec Pio, zarówno pod względem swojego stylu, jak i owoców swej pracy! Bez opublikowania choćby jednej książki, czy wygłoszenia jakiegokolwiek uniwersyteckiego wykładu przekonał tysiące ludzi, żyjących w wieku „historycznego krytycyzmu” wobec Biblii, kiedy teologowie ogłaszają „śmierć Boga”, że cuda to nie żadna mitologia, ale rzeczywistość. Przez swoje życie i posługiwanie pomógł rzeszom ludzi przyjąć Biblię i wszystkie znane z przekazu Tradycji doktryny chrześcijaństwa.

Ojciec Pio żył w podobnym okresie co Paul Tillich, Karl Barth, Pierre Teilhard de Chardin, Albert Schweitzer i inni, sławni profesorowie, pewnym jest jednak, że zdołał przekazać prawdę o rzeczywistej obecności Chrystusa w sposób prostszy i bardziej bezpośredni, trafiający do znacznie szerszej grupy odbiorców, niż wszyscy współcześni mu, zasiadający na profesorskich katedrach erudyci.

Bultmann tak pisał w swoim dziele zatytułowanym Kerygma i Mit: „Niemożliwym jest używać elektryczności, radia i korzystać z najnowszych odkryć medycyny, a jednocześnie wierzyć w pełny różnych duchów i demonów świat Nowego Testamentu”.

A jednak współczesny Bultmanowi ojciec Pio przekonał wielu wykształconych ludzi, że anioły zjawiały się po to, aby przetłumaczyć mu listy napisane w nieznanych językach, że był w stanie wyrzucać złe duchy i że wielokrotnie rozwścieczone demony obalały go z hukiem na podłogę.

Żył w czasach podróży powietrznych i astronautów, kina i środków masowego przekazu, komputerów i łączności satelitarnej, a jednak prowadził życie godne biblijnego proroka czy apostoła, a wielu racjonalnie myślących ludzi jest przeświadczonych, że działał też cuda podobne do tych, jakich dokonywali prorocy Starego Testamentu i apostołowie Nowego Testamentu. W jego życiu, co potwierdzają setki świadectw, znalazły spełnienie słowa Chrystusa: „Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł” (J 14, 12). Setki bezstronnych, wykształconych i zdrowych na umyśle mężczyzn i kobiet twierdziło, że tak, jak w przypadku Mojżesza, Bóg z ojcem Pio „rozmawiał… twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem” (Wj 33, 11).

W archiwum klasztoru Matki Bożej Łaskawej przechowywane są całe tomy świadectw potwierdzających, że poprzez modlitwę ojca Pio ponad tysiąc osób, którym lekarze nie dawali żadnych szans na wyleczenie, zostało uzdrowionych z nieuleczalnych chorób i doznanych w wypadkach okaleczeń.

Jeszcze bardziej godne uwagi jest to, że tysiące ludzi zaświadcza, że kiedy święty zakonnik-stygmatyk odprawiał Mszę Świętą, dane im było „dotknąć” prawdy Chrystusowej Kalwarii i że podczas celebracji, zarówno twarz ojca Pio, jak i jego sylwetka, ulegały widocznym, fizycznym zmianom. Jeden z braci, który towarzyszył ojcu Pio w ostatnich latach życia stwierdził, że więcej ludzi było głęboko poruszonych osobą ojca Pio na skutek odprawianej przez niego Mszy Świętej, niż poprzez zdziałane przez niego cudowne uzdrowienia, bilokację, przepowiednie i ekstazy.

A może jeszcze istotniejsze jest świadectwo tysięcy ludzi potwierdzających, że dzięki wskazówkom ojca Pio nauczyli się wędrować drogą świętości, poddawszy się we wszystkim woli Bożej i ofiarując Wszechmocnemu swoje fizyczne i duchowe cierpienia za nawrócenie grzeszników.

Czyż więc nie byłoby dobrze przestać wreszcie uważać ojca Pio za postać z jakiegoś kuriozalnego przypisu do historii religii, za pewien niezwykły anachronizm, wytwór zabobonnej pobożności regionu, który w czasach jego dzieciństwa nie stał się jeszcze częścią „świata uprzemysłowionego”, ani nie zdążył jeszcze przyjąć „naukowego punktu widzenia”. Pomimo niechęci współczesnych materialistycznych erudytów do zaakceptowania posługi ojca Pio, jeden fakt pozostaje bezsporny: dla tysięcy ludzi ze wszystkich warstw społecznych – lekarzy, naukowców, intelektualistów, w takim samym stopniu jak dla rolników czy robotników – ojciec Pio uczynił chrześcijaństwo czymś realnym. Dzięki jego posłudze wielu ludzi doświadczyło głębokiego i trwałego nawrócenia, z bardzo niskim odsetkiem „recydywy”. Nie da się zaprzeczyć, że ojciec Pio potrafił odmieniać życia.

Trzeba stwierdzić, że ojciec Pio z Pietrelciny jest jedną z czołowych postaci w historii chrześcijaństwa. Obdarzony zdolnościami prorockimi i apostolskimi, dzięki swojej wielkiej osobistej świętości, światłu rozumu i niewytłumaczalnym z naukowego punktu widzenia darom duchowym, świadczył w czasach obojętności i niewiary o prawdziwości Ewangelii i wiarygodności przekazu Tradycji. Zdołał na niespotykaną dotąd skalę dać odczuć ludziom Bożą miłość i troskę o człowieka, był misjonarzem, który bez udziału w jakiejś wyprawie krzyżowej, bez ruszania się dalej niż na kilka kilometrów od swego klasztoru – w ciągu pięćdziesięciu lat – zdołał przemieniać ludzkie życia ze skutecznością, jaka nie śniła się najskuteczniejszym kaznodziejom.

Z pewnością życie ojca Pio pełne jest zdarzeń, które przeciętnemu czytelnikowi zdawać się mogą dziwne, wręcz niewiarygodne, ale jest ono także w pełni człowiecze, z prawdziwymi emocjami, radościami i smutkami, z prawdziwymi wadami, ziemskie dni człowieka, który swoim życiem chciał służyć bliźnim.

Choć ojciec Pio był członkiem Matki Kościoła (i bezsprzecznie jedną z najlepszych „reklam” katolicyzmu), to przecież z przykładu jego życia i nauki czerpać mogą także chrześcijanie innych wyznań, gdyż przykład i nauka, płynąca z życia ojca Pio potwierdza prawdy Pisma Świętego, czyni wiarę czymś żywym, przynagla każdego – mężczyzn, kobiety, dzieci – do zaufania Jezusowi Chrystusowi i uznania w nim Pana i Zbawiciela (1).

C. Bernard Ruffin

(1) Powyższy tekst to przedstawiony w skondensowanej formie (przez wydawcę wydania amerykańskiego) wstęp z książki Padre Pio: The True Story, autorstwa C. Bernarda Ruffina. Ostatni paragraf pochodzi z Dodatku 2 tegoż autora.

Powyższy tekst jest fragmentem książki pod redakcją br. Francisa Mary Kalvelage’a FI Święty Ojciec Pio – Cudotwórca.