Święty Ojciec Pio – Cudotwórca. Rozdział piąty

Walka o dusze przybiera na sile

Wśród wszystkich charyzmatów, jakie posiadał ojciec Pio jest jeden, bez którego wszystkie pozostałe nie miałyby racji bytu, dar największy, chociaż przez wielu nieuznawany wcale za coś niezwykłego – chodzi tu o zdolność ojca Pio do nieustannej modlitwy. Bez tej cudownej umiejętności rozmowy z Bogiem, z Maryją, ze swoim Aniołem Stróżem i z wieloma świętymi inne charyzmaty ojca Pio nie mogłyby być uznanymi za prawdziwe. Zresztą, sam ojciec Pio potwierdził słuszność tego twierdzenia.

Pewnego dnia jakiś dziennikarz zapytał go, za kogo się uważa, a wówczas ojciec Pio odpowiedział z całą pokorą i łagodnością: „Jestem ubogim, modlącym się zakonnikiem”. Podobnych słów użył papież Paweł VI, mówiąc, iż ojciec Pio to „człowiek modlitwy i cierpienia”. Niewątpliwie, modlitwa była dla ojca Pio najważniejszą czynnością. Posiadał niezwykłą umiejętność nieustannej modlitwy. Znaczącym jest, że gdy jego duchowy ojciec polecił mu podwoić modlitwy, ojciec Pio odpowiedział, że nie może tego zrobić, gdyż „już teraz cały czas spędza na modlitwie”.

Nie brakowało w jego życiu modlitwy – modlił się zarówno słowami, w myślach, jak i uczuciami oraz na drodze kontemplacji. Aby uzmysłowić ludziom, jak wspaniałą rzeczą jest modlitwa, zwykł był powtarzać słowa świętego Gabriela od Matki Bolesnej: „Tysiąc chwalebnych lat w ziemskich pałacach nie dorówna słodyczy jednej godziny, spędzonej przed tabernakulum”. Co więcej uważał, że jego obowiązkiem jest wstawiać się do Boga za bliźnimi, stąd modlił się nie tylko przy ołtarzu i na chórze, lecz także w swojej celi, na korytarzach, ścieżkach w ogrodzie, dniem, nocą, w chwilach radości i duchowej oschłości, samotnie i z innymi, zarówno słowami, jak i pełnym miłości spojrzeniem w kierunku Najświętszego Sakramentu. Monsignore Cesarano, biskup Manfredonii, przekonał się naocznie o intensywności życia modlitewnego ojca Pio. Odpoczywając przez osiem dni w klasztorze w San Giovanni Rotondo, zwykł był, o najróżniejszych porach dnia, nawiedzać Najświętszy Sakrament, lecz zawsze spotykał tam ojca Pio, pogrążonego w modlitwie, bez choćby cienia zmęczenia na twarzy.

Ojciec Pio zawsze uznawał modlitwę za swoją najpierwszą powinność. Wolał raczej wydłużyć czas modlitwy niż czas swej posługi w konfesjonale, ponieważ głęboko wierzył, że „dzisiejszemu światu brakuje przede wszystkim modlitwy”. W późniejszym okresie swego życia wiele czasu przeznaczył na tworzenie Grup Modlitewnych, po to, aby jak najwięcej osób zachęcić do modlitwy, ucząc ich jednocześnie, jak dobrze się modlić.

Modlitwą, jakiej nauczył nas Jezus jest Ojcze nasz, najbardziej Boska i najbardziej ludzka spośród wszystkich modlitw. Na kilka godzin przed śmiercią ojciec Pio, świadomy zbliżającego się kresu swej ziemskiej egzystencji, modlił się słowami tej właśnie modlitwy, recytując ją z niezwykłą siłą i czystością głosu, dobitnie wypowiadając każde słowo, jakby chciał nią, niczym pieczęcią, zamknąć swoje wypełnione modlitwami życie.

Jego ulubioną osobistą modlitwą był Różaniec, który pokochał, kiedy był jeszcze małym dzieckiem. Modlił się na nim tak często, że łatwo mógłby zyskać miano „świętego od Różańca”. Za cel pierwszej pielgrzymki do sanktuarium Maryjnego wybrał sanktuarium Matki Bożej Różańcowej w Pompei. Rzadko widywano go bez różańca w dłoni. Kiedy odprawiał Mszę Świętą nie był w stanie, rzecz jasna, modlić się na nim, lecz przecież podczas tej Najświętszej Ofiary przeżywał w swym duchu i ciele pięć bolesnych tajemnic różańcowych.

Nieustannie zachęcał do tej modlitwy także swe duchowe dzieci. Tłumaczył, że skoro Maryja, podczas ostatnich objawień, wzywała do odmawiania Różańca, to jest to tym bardziej argument za tym, żeby się na nim modlić. Wątek modlitwy różańcowej szczególnie mocno zaakcentowany jest w objawieniach fatimskich, gdzie Matka Boża wielokrotnie nawoływała dzieci do codziennej modlitwy różańcowej, przedstawiając się im jako Matka Boża Różańcowa (więcej na ten temat w rozdziale „Ojciec Pio a Najświętsza Maryja Panna”). Ojciec Pio doszedł do etapu odmawiania w ciągu dnia niezliczonej ilości Różańców, tylu, iż sama nasuwa się konkluzja, że musiał posiadać mistyczny dar zdolności do modlenia się przez cały czas. Wszystkie jego zamysły, światłe rady i zwycięstwa nad grzechem wiązały się z mocą Różańca. Oprócz nieustannej modlitwy różańcowej ojciec Pio był także głosicielem prawdy, iż Maryja jest rzeczywiście pośredniczką wszelkich łask, zgodnie ze słowami świętego Bernarda z Clairvaux: „Wszystko, cokolwiek nam Bóg daje, przechodzi przez ręce Królowej Nieba”. Kiedy pewnego dnia zapytano ojca Pio, jaką spuściznę pozostawi swym duchowym dzieciom, odpowiedział bez wahania: „Różaniec”. Na krótko przed śmiercią ojca Pio niektóre spośród jego duchowych dzieci prosiły go o wskazówki duchowe. Odpowiedział im wówczas: „Kochajcie Madonnę i zabiegajcie o to, aby inni też Ją pokochali. Zawsze odmawiajcie Różaniec”.

Kiedy ojciec Pio określił siebie jako „ubogiego zakonnika, który się modli”, umieścił słowo „ubogi” przed „który się modli”, aby podkreślić swoje powołanie zakonne. Przemawiając do grupy pracowników medycznych mówił o tym, iż każdy ma na ziemi jakąś misję. O sobie powiedział wówczas: „O czym musicie wiedzieć? Otóż podobnie jak i ja, wy także przybyliście na ten świat z misją do wypełnienia… Ja, jako zakonnik i ksiądz, mam swoje zadanie. Skoro jestem zakonnikiem, kapucynem, moim zadaniem będzie doskonałe i pełne oddania wypełnianie reguły zakonnej i złożonych ślubów”.

Aby odnosić zwycięstwo w duchowych bojach trzeba być samemu, po pierwsze i przede wszystkim, człowiekiem świętym. „Słyszę w sobie głos, który nieustannie woła: «Sam bądź świętym i miej święty wpływ na innych»”. Słowa te ojciec Pio napisał w roku 1922, podsumowując w tym krótkim stwierdzeniu swoje życiowe zadanie, które sprowadzało się właśnie do tego, aby rozwijać świętość w sobie oraz by czynić innych świętymi.

Ojciec Pio dobrze rozumiał, że uświęcenie siebie jako zakonnika i księdza oraz uświęcanie innych ludzi wymagać będzie heroizmu. Był odpowiedzialny za pojednanie tysięcy dusz z Chrystusem i w ten sposób odnosił zwycięstwo w nieustannych zmaganiach z szatanem, z którym walczyć miał przez całe życie, jak to zostało opisane w rozdziale pierwszym naszej książki. Przez sześćdziesiąt pięć lat był synem Biedaczyny z Asyżu, żyjąc w „doskonałym i pełnym oddania wypełnianiu świętej Reguły. Umarł wkrótce po ostatnim odnowieniu swoich ślubów zakonnych. Świętego Franciszka kochał i czcił z wielkim oddaniem. Stąd jego starania, aby naśladować pobożność świętego Franciszka, koncentrującą się wokół Jezusa Ukrzyżowanego, Boskiego Dziecięctwa Jezusa oraz Chrystusa Eucharystycznego (patrz rozdział: „Eucharystia w życiu ojca Pio”). Dokładał także wszelkich starań, aby naśladować podejmowane przez świętego Franciszka wysiłki w celu stania się „małym” (mniejszym) bratem. Gdy jego duchowe dzieci nie ustawały w przekazywaniu mu swych gorących gratulacji z powodu sześćdziesiątej rocznicy złożenia ślubów zakonnych, wybuchł płaczem, mówiąc: „sześćdziesiąt lat bycia nic niewartym”.

A co powiemy o umiłowaniu przez ojca Pio ubóstwa świętego Franciszka? Mawiano, że ojciec Pio to święty, który jest równocześnie „żebrakiem i multimilionerem”. To prawda. Wiele milionów przepłynęło przez jego ręce na drodze donacji, szczególnie, gdy zarządzał budową Domu Ulgi w Cierpieniu. Nie dla niego były jednak urlopy, podróże, czy jakieś rozrywki. Wolał wybrać niedostatek i brak pociechy, ubogi klasztor i mały, prosty pokoik, w którym mieszkał przez pięćdziesiąt dwa lata. Bardzo długo sypiał na rozłożonym na drewnianej pryczy sienniku. W ostatnich latach życia, gdy w jego pokoju zamontowano umywalkę, kaloryfer i klimatyzację, protestował, twierdząc, że wcale nie potrzebuje takich rzeczy. Z bólem narzekał: „Cóż by na to wszystko powiedział nasz Seraficki Ojciec?”.

A jeśli mowa o posłuszeństwie ojca Pio to można śmiało twierdzić, że jego całe życie upłynęło pod znakiem heroicznego poddania się przełożonym, z miłości do Boga, niezmiennie, pomimo tak wielu prób, którym był poddawany. Ojciec Pio kochał gorąco Kościół i swoje zgromadzenie. Jednym z największych cierpień, jakich doświadczył było oskarżenie o nieposłuszeństwo względem wydanego przez Rzym zakazu (więcej o posłuszeństwie w rozdziale: „Ojciec Pio a Najświętsza Maryja Panna”). A słodki, intensywny zapach, jaki unosił się wokół jego osoby – czyż nie była to pieśń wskazująca jego anielską czystość? Kochał skromność w ubiorze i nie wahał się odsyłać sprzed kratek konfesjonału tych kobiet, które uważał za nieskromnie odziane. Żywił szczególną cześć i umiłowanie do swego franciszkańskiego habitu. Uważał się nawet za niegodnego, aby się w niego odziewać. Nosił go zawsze, we dnie i w nocy. Dopiero w ostatnich latach życia, w imię posłuszeństwa, zgodził się zdejmować go na noc, aby lepiej wypocząć. Chciał jednak umrzeć odziany w habit i tak się stało.

Znana jest szczególna miłość ojca Pio do Matki Najświętszej (patrz rozdziały: „Ojciec Pio a Najświętsza Maryja Panna” i „Matka Boża w życiu ojca Pio”). Była to miłość czuła, gorąca, dziecięca. Wiemy również o specjalnej czci, jaką ojciec Pio żywił wobec świętego Michała Archanioła i swojego Anioła Stróża (patrz rozdział: „Matka Boża w życiu ojca Pio”). W tym także starał się naśladować świętego Franciszka. Warto wspomnieć, z jakim oddaniem angażował się w działalność Trzeciego Zakonu Franciszkańskiego – był przecież kierownikiem miejscowej grupy tercjarzy, znanej pod nazwą Bractwa Matki Bożej Łaskawej. W jednym ze swych listów napisał, iż uważa Trzeci Zakon za wspaniały środek „umożliwiający ludzkości powrót do światła wiary i zdrowych zasad chrześcijańskiej moralności”.

W jaki sposób można by wyjaśnić, dlaczego niewinny ojciec Pio tyle wycierpiał, jeśli nie byłoby to cierpienie za innych? W teologii zjawisko takie nosi nazwę mistycznego zastępstwa. Ten, kto jest niewinny płaci za winy grzesznego. To tu odnajdujemy miłość bliźniego, sięgającą granic czystego heroizmu, prawdziwe głębie miłosierdzia, zgodnie ze słowami świętego Jana: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Ileż razy ojciec Pio ofiarował się w „mistycznym zastępstwie”, aby zmniejszyć cierpienia innych ludzi? Bóg jedyny zna tu odpowiedź. Wiemy przecież, że ludzie ze wszystkich stron przybywali do ojca Pio, a on nigdy siebie nie oszczędzał, nigdy nie pozwolił sobie na chwilę wytchnienia, nigdy nie wziął choćby kilku dni urlopu. Przez pięćdziesiąt dwa lata oglądano, jak z wielkim zaangażowaniem wypełnia swoje powołanie, nieznużony nigdy żołnierz walczący przeciwko królestwu szatana, wspaniały orędownik Bożej miłości bez reszty poświęcający siebie, dzień po dniu, za grzechy innych.

Ojciec Pio wcielał w życie, w całej rozciągłości, słowa Boże, mówiące o tym, iż „bez rozlania krwi nie ma odpuszczenia grzechów” (Hbr 9, 22). Ofiarował się bez reszty, całą swą istotą, aby ulżyć wielkim ciężarom ludzi cierpiących i grzeszników. Do swojego kierownika duchowego napisał: „Pracowałem i chcę pracować. Modliłem się i chcę się dalej modlić. Czuwałem i chcę dalej czuwać. Płakałem i chcę zawsze płakać za moich braci na wygnaniu…”. Życie ojca Pio, jak już widzieliśmy, było jedną wielką męką, pasmem prób i cierpień, zarówno cielesnych, jak i duchowych. Najboleśniejszym rozdziałem tego pełnego cierpień życia było znoszenie prześladowań ze strony niektórych spośród braci w kapłaństwie i zakonie. Sprawdziły się lamentacje proroków: „Gdybyż to lżył mnie nieprzyjaciel, z pewnością bym to znosił… lecz jesteś nim ty… przyjaciel, mój zaufany” (Ps 55, 13–14). Takie rzeczy są niezbędne, gdy ktoś chce upodobnić się do Jezusa Ukrzyżowanego. Sam Jezus był przecież „znakiem sprzeciwu” i ostrzegał swych uczniów, że „skoro Go prześladowali, to i ich będą prześladować” (J 15, 20).

W życiu ojca Pio były dwa okresy długich prześladowań, kiedy to współbracia w zakonie i kapłaństwie krzyżowali go – pierwszy trwał od roku 1923 do roku 1933, drugi od roku 1959 aż do dnia śmierci. W czasie pierwszych prześladowań ataki skupiały się głównie na jego osobie i posługiwaniu, w drugim okresie atakowano go w związku z wielkim dziełem, jakim były Grupy Modlitewne i budowa Domu Ulgi w Cierpieniu. W obu przypadkach rzucano kalumnie i oskarżenia odnośnie czystości doktrynalnej ojca Pio, jego moralności, zdrowego rozsądku, powątpiewano także w to, czy jest w ogóle zdrowy na umyśle.

Użyto wobec niego drastycznych środków. Kilkakrotnie podejmowano próby przeniesienia go z San Giovanni Rotondo do jakiegoś odległego klasztoru. To jednak okazało się całkiem niemożliwe, gdyż zdano sobie sprawę, że podobna akcja doprowadziłaby do tak wielkiego poruszenia i gniewu wśród miejscowej ludności, że cała sprawa zakończyłaby się niechybnie rozlewem krwi. W okresie od 1923 do 1933 roku odebrano mu jego kierownika duchowego, zabroniono pisać listy i nakazano odprawianie Mszy Świętej bardzo wczesnym rankiem, jeszcze przed świtem. W dwóch ostatnich latach tego okresu (1931–1933) trzymano go odosobnionego w klasztorze, odebrano możliwość spowiadania i zakazano jakichkolwiek kontaktów z wiernymi. Był więc chrześcijaninem, któremu nie przysługiwało prawo posiadania kierownika duchowego, ojcem, który nie mógł komunikować się ani słowem, ani poprzez listy, ze swoimi duchowymi dziećmi, chociaż był wspaniałym spowiednikiem to jednak nie pozwolono mu więcej spowiadać, zaś Mszę Świętą mógł odprawiać jedynie w małej prywatnej kaplicy klasztornej, z udziałem jednego zaledwie brata służącego do Mszy.

Stan taki utrzymywał się do dnia 16 lipca 1933 roku, kiedy to pozwolono mu odprawiać Mszę Świętą w kościele i słuchać spowiedzi. W międzyczasie jednak okazywano mu jawnie brak zaufania i spoglądano podejrzliwie na każdy jego krok. Od roku 1959 dotknęły go jeszcze dotkliwsze prześladowania. Gazety i periodyki drukowały artykuły na jego temat, opatrzone obraźliwymi nagłówkami, karygodnie przeinaczając wszystkie fakty. Aby powstrzymać płynące szerokim strumieniem ofiary na rzecz ufundowanego przez niego Domu Ulgi w Cierpieniu zgromadzono całe dossier absurdalnych, lecz przecież mogących być fatalnymi w skutkach oskarżeń, posunięto się nawet do takiego świętokradztwa, jakim było umieszczenie podsłuchu w jego konfesjonale, w nadziei znalezienia czegoś godnego potępienia.

Słysząc tak wiele fałszywych oskarżeń niektóre urzędy Kurii Rzymskiej przeprowadziły liczne śledztwa i dochodzenia w sprawie ojca Pio. Werdykty większości z nich nie brzmiały wcale korzystnie dla ojca Pio. Odebrano mu zarząd Domem Ulgi w Cierpieniu, a jego Grupy Modlitewne pozostawiono samym sobie, w nadziei, że wkrótce same zwiędną. Umocowano specjalne żelazne bariery dookoła jego konfesjonału, aby powstrzymać napływ penitentów.

A wszystko, co miał do powiedzenia na ten temat ojciec Pio, brzmiało: „Ręka Kościoła jest słodka także wtedy, gdy uderza, gdyż jest to ręka matki”. Stał się ukrzyżowaną ofiarą, zmuszoną do bezczynności, ale w tym wszystkim doskonale poddaną i bardziej niż kiedykolwiek skuteczną w dziele zbawiania dusz. Można łatwo wyobrazić sobie, co w tamtym czasie przechodził ojciec Pio, jeśli pomyśli się o wypowiedzi jednego z wysokich rangą dostojników kościelnych, który stwierdził: „Chcą pogrzebać San Giovanni Rotondo, ale to się nie uda, bo w tym wszystkim widać Palec Boży”. Była to szczera prawda, gdyż świętość i trud ojca Pio opierały się o skałę prawdy i łaski, dlatego właśnie nie runęły podczas szalejącej burzy. Jego duchowe dzieci, zarówno duchowni jak i świeccy, okazali w tym czasie godną podziwu wierność, stając w obronie ojca Pio. Ich liczba nie tylko nie zmniejszyła się, lecz wzrastała nieprzerwanie dokoła niego, rozkrzewiając się tym bujniej w kontakcie z ofiarą człowieka, w którego życiu w heroiczny sposób spełniły się Chrystusowe słowa: „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowania dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5, 10).

Br. Francis Mary Kalvelage FI

Powyższy tekst jest fragmentem książki pod redakcją br. Francisa Mary Kalvelage’a FI Święty Ojciec Pio – Cudotwórca.