Święty Ojciec Pio – Cudotwórca. Rozdział ósmy

Trzy miłości ojca Pio

Chrystus, Kościół i Matka Najświętsza – takie są trzy wielkie miłości ojca Pio. W rzeczy samej, są to trzy wielkie miłości wszystkich świętych. Łączą się w swojej istocie, wzmacniając się wzajemnie, tworząc jedną miłość. Miłość do Chrystusa, dawcy życia, rozlewa się na Kościół, Jego Mistyczne Ciało i na Matkę Najświętszą, Matkę Jezusa i Matkę Kościoła.

Aby dobrze zrozumieć siłę tych miłości trzeba poznać ich teologiczny fundament. Chrystus przyszedł na świat, aby wypełnić Boży plan, który przedstawia się następująco: Bóg chce wezwać wszystkich ludzi do zbawienia i zjednoczyć ich w jedną rodzinę, rodzinę Bożą. Chce dać swoje życie każdemu z osobna. „Przedwieczny Ojciec – jak stwierdza Konstytucja dogmatyczna o Kościele Soboru Watykańskiego II Lumen gentium – na skutek najzupełniej wolnego i tajemnego zmysłu swej mądrości i dobroci stworzył cały świat, a ludzi postanowił wynieść do uczestnictwa w życiu Bożym, nie opuścił też ludzi po ich upadku w Adamie, dając im nieustannie pomoce do zbawienia przez wzgląd na Chrystusa, Odkupiciela, «który jest obrazem Boga niewidzialnego, pierworodnym wszelkiego stworzenia»… Przyszedł tedy Syn, zesłany przez Ojca, który wybrał nas w Nim przed stworzeniem świata i do przybrania za synów Bożych przeznaczył, ponieważ w Nim spodobało mu się odnowić wszystko. Żeby wypełnić wolę Ojca, Chrystus zapoczątkował Królestwo niebieskie na ziemi i objawił nam tajemnicę Ojca, a posłuszeństwem swym dokonał odkupienia”.

Tak więc misja Chrystusowa skierowana jest na ludzi, na innych. Ma ustanowić rodzinę Bożą, Kościół, któremu Chrystus daje siebie i skarby swojej miłości. Ale każdy człowiek musi wejść w osobisty kontakt z Chrystusem, żeby ten Boży plan zrealizował się, aby mógł zostać przekazany. W czasie swego ziemskiego życia Jezus był w stanie nawiązać kontakt z kilkoma tysiącami ludzi w swoim kraju ojczystym. Ale plan Boży jest uniwersalny. Dlatego, w osobistą interakcję z Chrystusem muszą wejść wszyscy ludzie wszystkich czasów. Tym przedłużeniem oddziaływania Chrystusa na wszystkie wieki jest Kościół, który pozwala Jezusowi osobiście kontaktować się z każdym człowiekiem. Każdy członek Kościoła wnosi swoje szczególne zdolności dla dobra całej wspólnoty. Ojciec Pio w najniezwyklejszy sposób włączył się w realizację tego Bożego planu.

W historii ludzkości była jedna osoba, której przypadł w udziale wybitny udział w tym Bożym planie, a osobą tą była Matka Najświętsza, Matka Boga i Matka Kościoła. Jest Matką Głowy Kościoła, Chrystusa, a przez to i Matką członków Kościoła, jako że nie da się przecież oddzielić głowy od reszty ciała, gdyż stanowią nierozerwalną całość. Jako Matka Syna jest także ukochaną córką Ojca i Oblubienicą Ducha Świętego. Poprzez tę troistą relację Maryja przewyższa wszystkie stworzenia, zarówno aniołów, jak i ludzi. Co więcej, znajdujemy w Niej tę pełnię doskonałości, jaką osiągnie Kościół na końcu czasów. Oto dlaczego Matka Najświętsza odbiera słuszną cześć w Kościele.

Z jakąż siłą i mocą życia i miłości ojciec Pio włączył się w to misterium Zbawienia!

A ponieważ takie były trzy rzeczy, które ojciec Pio gorąco umiłował, to mając w pamięci powyżej przedstawione prawdy lepiej będziemy mogli zrozumieć jego postawę wobec wielu różnych spraw.

Wewnętrzne zjednoczenie ojca Pio z Chrystusem odnajdujemy w oddaniu Mu całego życia, gorącym pragnieniu, aby naśladować nie tylko jakąś część Chrystusowego życia, ale całe. Aby to urzeczywistnić ojciec Pio znosił wszelkiego rodzaju cierpienia, upokorzenia, kalumnie najgorszego sortu, straszliwe wewnętrzne opuszczenie, utratę krwi i okrutne męki ukrzyżowania. Ojciec Święty Paweł VI nazwał go „przedstawicielem Chrystusa, naznaczonym Jego stygmatami” . Miłość ojca Pio do Kościoła i swych braci, którym oddał wszystko – swój umysł, serce, energię, czas, modlitwy i cierpienia, wypływała z palącego pragnienia, aby przyprowadzić ich wszystkich do zbawienia, uświęcenia, wypełniając w ten sposób Boży plan wobec nich. Stąd miłość ojca Pio do papieża, biskupów, księży, którym dana została potrójna odpowiedzialność przez zleconą im posługę nauczania, kierowania i uświęcania. Stąd wypływało jego całkowite poddanie się władzom kościelnym, jego bezgraniczne, bezwarunkowe posłuszeństwo wobec hierarchii kościelnej, nawet kiedy ciążyła nad nim jej karząca ręka.

Matka Najświętsza, która przez swoje macierzyństwo jest w najbliższej łączności z Chrystusem, jest obecna w Kościele jako jego matka. Z tego wynika odniesienie ojca Pio do Maryi, jego bezwarunkowa miłość wobec Tej, która dana mu jest za przewodniczkę i pomoc w osobistym uświęceniu, Tej, która jest pewną drogą nawrócenia ludzi do Boga. Inni mówili i będą mówić o miłości ojca Pio do Chrystusa, ale miłość ta jest nierozerwalnie związania z pozostałymi dwoma. Umiłowanie Chrystusa mierzy się umiłowaniem Kościoła i Matki Najświętszej. Ojciec Pio to człowiek, który uwierzywszy w misterium Kościoła oddał się bez reszty w ręce miłosiernej Matki Najświętszej, Matki Kościoła. Zaiste, jedno jest światło, łączące te dwie rzeczywistości, a jest nim macierzyństwo. Ojciec Pio wyciągnął obie ręce – jedną do Kościoła, a drugą do Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła. Trzymając się ich, szedł w kierunku szczytu doskonałości, a zarazem, w najbardziej niezawodny sposób, współdziałał w budowaniu Mistycznego Ciała Chrystusowego.

Ojciec Bernardino ze Sieny

Jego miłość do Kościoła

Ojciec Pio miłował Kościół dlatego, że w Kościele zawiera się pełnia tajemnicy zbawienia. Jak wielkim smutkiem napełniały go wieści o kolejnych przejawach szerzącego się, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz Kościoła, aroganckiego sprzeciwu wobec prawd wiary, owocującego spadkiem w ilości zbawionych dusz. „Któż każe im to robić?” – pytał, a potem dodawał, prawie płacząc: „Dzięki Bogu, że jestem stary, że już niedługo umrę”.

W ostatnim liście raz jeszcze potwierdzał swoją wierność i synowskie oddanie Stolicy Apostolskiej. Niedługo po jego napisaniu spokojnie odszedł do wieczności. Ojciec Pio miłował Kościół jako lud Boży. Poszczególni członkowie Kościoła nie mogą zamykać się w sobie, nie mogą budować murów, oddzielających ich od innych. Każdy musi pracować na rzecz zbawienia bliźnich. Ojciec Pio żył, aby służyć innym. Tak bardzo martwił się o zbawienie swoich bliźnich, jakby bez jego pomocy nie mieli już szans na zbawienie. Do pracy na tym polu przykładał miarę iście Chrystusową – bo przecież to Chrystus poświęcił samego siebie, ani trochę się nie oszczędzając, po to, abyśmy mogli dostąpić zbawienia i uświęcenia.

Ojciec Pio w cudowny sposób starał się Go w tym naśladować. Jego życie przepojone było żarliwym pragnieniem doprowadzenia swych bliźnich do zbawienia. Poświęcił je całe, aby to pragnienie realizować, nie szczędząc swego czasu, modlitw, cierpień i krwi. Jego serce, niczym wulkan, eksplodowało miłością Boga i drugiego człowieka. Tak pisał do swojego kierownika duchowego, ojca Benedetto: „Przede wszystkim muszę wyznać, iż wielkim dla mnie nieszczęściem jest nie móc wyrazić ani wytłumaczyć tego wulkanu, który płonie nieustannie w moim wnętrzu. Wszystko to można tak podsumować: miłość Boża i miłość bliźniego pochłania mnie. Bóg zawsze wyryty jest w mym sercu i pierwszy w mych myślach. Nigdy nie tracę Go z oczu… a co do moich braci… och, ileż to razy, żeby nie rzec zawsze, muszę, niczym Mojżesz, prosić Boga, który sądzi: Panie, albo wybacz temu ludowi, albo mnie wykreśl z księgi żyjących”.

Wielkim bólem napełniała go myśl, że może nie zdołać przywieść do Boga wszystkich swych braci. Tak pisał: „Jakżem jest nieszczęsny! Nie mogę wcale znaleźć ukojenia. Odczuwam wyczerpanie i najgłębszy ból, pogrążyłem się w bezmiar goryczy, w otchłanie nieutulonego żalu. Nie dlatego, że nie mogę odnaleźć mego Boga, lecz z tego powodu, iż nie mogę zdobyć dla Boga wszystkich moich braci. Co mam robić? Nie wiem. Cierpię. Błagam Pana, aby ich ocalił, lecz nie wiem wcale, czy Pan wysłucha mego jęku. W rzeczy samej, przyznać muszę, iż czasem wątpię nawet, czy jestem w ogóle w łasce u Pana. A tę bolesną wątpliwość zwiększa jeszcze obawa, czy Bóg przyjmie to, co czynię, aby zadośćuczynić za niedole bliźnich, a także i to, że serce me zawsze odczuwa wielki niepokój, usycha na widok tak wielu cierpiących dusz, którym nie jestem w stanie pomóc. Mój Boże! Ojcze, ten stan ducha jest prawie nie do zniesienia bolesny, wyniszczający, nieznośny. Nieraz, gdyby mnie nie wspomogła Boża łaska, to bym już chyba umarł na atak serca… Jestem zgoła najnieszczęśliwszym stworzeniem. Któż mnie uwolni od tej śmierci za życia, od tych dwu przeciwności, co mnie obezwładniają i pożerają?”.

Chciałby umrzeć, lecz woli żyć dla dobra swych braci: „Gdybym mógł jeno znaleźć trochę ulgi, tak, jak ją wcześniej znajdowałem w żarliwym pragnieniu porzucenia tego miejsca wygnania i zjednoczeniu się z Jezusem. Dziś jednak nie jest mi dana ta pociecha. Choć na wpół przytomny, żyję wciąż dla mych braci, jednocześnie nie mogąc powstrzymać lamentu, bom jest zamroczony, przesycony tymi udrękami”.

A w innym znów miejscu pisze: „Cóż mogę rzec o stanie mego ducha? Czuję ciężar strasznej samotności. Sam dźwigam ciężary wszystkich. A świadomość tego, że nie jestem w stanie przynieść ulgi ludziom, których Jezus przysyła do mnie, widok tak wielu dusz, które szukają jedynie usprawiedliwienia dla swych grzechów, a tym samym odmawiają sobie najwyższego dobra jest mi prawdziwą torturą, utrapieniem, zamęcza mnie, odbiera siły, pustoszy mój umysł i łamie serce”.

W istocie, ojciec Pio gotów byłby oddać, nawet tysiąc razy, swoje życie za bliźnich. Pisze dalej: „Pracowałem. Chcę pracować. Modliłem się. Chcę się modlić. Czuwałem. Chcę czuwać. Płakałem i chcę stale płakać nad mymi braćmi na wygnaniu. Wiem i rozumiem doskonale, że to bardzo mało, lecz to umiem robić. Tylko to, bo nic więcej zrobić nie jestem w stanie”. Przy okazji pięćdziesiątej rocznicy swoich święceń kapłańskich powiedział: „Jedyne, czego pragnę, to kochać, to cierpieć kolejne pięćdziesiąt lat dla mych braci, spalać się dla każdego z Tobą, Panie, z Tobą na krzyżu!”. Prosił wówczas o modlitwę i pomoc dla dusz, nie dla niego samego w takich oto słowach: „Pomóżcie mi cierpieć. Pomóżcie mi ocalić dusze. Nie módlcie się o nic dla mnie, lecz módlcie się o wszystkie łaski dla dusz, aby mogły osiągnąć zbawienie”.

To gorące pragnienie ocalenia dusz nie było wyrażoną jedynie słowami pobożnościową postawą, lecz potężną siłą popychającą go do działania. Przede wszystkim, poświęcił siebie jako ofiarę za braci. Tak pisał do swego duchowego ojca: „Przychodzę, ojcze, prosić cię o wyrażenie zgody na pewną rzecz. Od dawna odczuwam potrzebę ofiarowania się za biednych grzeszników”.

Ojciec Pio czuł, że Bóg powołał go właśnie po to, by ofiarował się za innych. Tak pisał o tym: „Bóg wybiera sobie niektóre dusze i wśród wielu innych wybrał i moją, nie bacząc na to, że ani trochę nie zasługiwałem na to, a powołał mnie do tego, abym pomagał w przetargach o zbawienie wielu. Im bardziej takie ofiarnicze dusze cierpią, pozbawione pociechy, tym lżejsze stają się cierpienia dobrego Jezusa. Oto dlaczego chcę cierpieć coraz więcej, nie otrzymując żadnej pociechy. W tym właśnie jest cała moja radość”.

Jezus powiedział do niego kiedyś: „Synu, potrzebuję dusz ofiarniczych, aby ułagodzić Boski, słuszny gniew mojego Ojca. Odnów swoje postanowienie ofiarowania Mi całego siebie, całkowicie i bez żadnych zastrzeżeń”. A ojciec Pio odpowiada: „Odnowiłem postanowienie złożenia Mu w ofierze mego życia i jeśli odczuwam w sobie pewien smutek, to dlatego, iż oglądam boleści Boga… Jeśli możesz, ojcze, szukaj dusz, które gotowe będą ofiarować się za grzeszników. Jezus ci pomoże”. Ojciec Pio rozumiał dobrze, że składanie z siebie ofiary Bogu nie może być czymś łatwym, niewymagającym wysiłku. Tak pisał: „Jezus, Jego ukochana Matka i mój Anioł Stróż, a także i inni, dodają mi odwagi. Nieustannie przypominają mi, że ofiara, jeśli ma być nią rzeczywiście, musi stracić całą swą krew. Kiedy ma się u swego boku tak czułego Ojca, bitwa jest słodka i niosąca pociechę”.

A w innym miejscu znów pisze do ojca Agostino: „Czyż nie mówiłem już ojcu, że Chrystus pragnie, abym cierpiał, nie otrzymując znikąd pociechy? Czy przypadkiem nie wybrał mnie i nie zażądał, abym był jedną z Jego ofiar? I niestety, najsłodszy Jezus dał mi dogłębnie poznać, co znaczy słowo «ofiara». Tu, ojcze, niezbędne jest, aby dotrzeć aż do samego, kalwaryjskiego consummatum est”.

W ten sposób jego różnorakie, straszliwe cierpienia – fizyczne i duchowe, wewnętrzne udręki, wyniszczenie, nieustanne modlitwy, codzienny trud apostolatu w konfesjonale wlewały niezmierzone dobro w Mistyczne Ciało Chrystusa.

Jak wiele dusz wprowadził ojciec Pio na ścieżkę świętości! Jak wielu grzeszników, niczym zbłąkane owce przywiódł w objęcia dobrego Pasterza! Cały bezmiar nieszczęścia świata przynosiły ze sobą te kolejne tysiące ludzi, szukających pomocy u ojca Pio. Osaczali go w kościele, w konfesjonale, w klasztorze. Chcieli się z nim spotkać, aby porozmawiać, usłyszeć pełne światła słowa pociechy. A ojciec Pio przyjmował wszystkich jak brat i ojciec. Słuchał, oświecał, zachęcał. Uświadamiał każdemu miłosierną dobroć Pana. A jeśli był czasem szorstki, służyło to tylko obudzeniu jakiejś pogrążonej w stagnacji i grzechu duszy.

Ileż miłosierdzia okazywał ubogim i chorym! Wystarczy pomyśleć chociażby o Casa Sollievo della Sofferenza (Domu Ulgi w Cierpieniu), w którym chciał bardziej leczyć chore dusze, niż chore ciała. Prawdziwie, serce ojca Pio było wulkanem miłości i zadośćuczynienia, dla zbawienia całego świata. Miłość ojca Pio do Kościoła była autentyczna i skuteczna. Otrzymanych łask nie zachowywał dla siebie, lecz umiał dzielić się nimi, jak zaczynem. Wiedział, jak rozdawać je bliźnim, jak je w nich zasiewać. Tak czyniąc, w cudowny sposób uczestniczył w budowaniu Mistycznego Ciała Chrystusa.

Br. Francis Mary Kalvelage FI

Powyższy tekst jest fragmentem książki pod redakcją br. Francisa Mary Kalvelage’a FI Święty Ojciec Pio – Cudotwórca.