Święty Ojciec Pio – Cudotwórca. Rozdział jedenasty

Wzorowy zakonnik

Większość ludzi zna ojca Pio dzięki niezwykłym zjawiskom, jakich nie brakowało w jego długim życiu: otrzymaniu krwawiących stygmatów, bilokacji, czy też umiejętności dokładnego rozeznania stanu duszy nieznanych mu wcześniej osób, które przybywały do San Giovanni Rotondo, prosząc go o wskazówki duchowe. A przecież, jeśli wolą Bożą było ukazać światu, w jego osobie, wzór chrześcijańskiego życia, to nie działo się to z powodu wszystkich tych nadzwyczajnych charyzmatów, które same w sobie nie dowodzą jeszcze wcale cnoty człowieka, który je posiada. Chodzi raczej o to, aby umieć dostrzec u ojca Pio jego doskonałe wypełnianie kapucyńskiej reguły, wysoki poziom cnoty na każdym etapie życia zakonnego, niezrównaną dobroć wobec współbraci, niezwykłą pokorę, bezzwłoczne podporządkowywanie się każdemu z przełożonych.

Franciszek Forgione wstąpił do zakonu na całe sześćdziesiąt lat przed początkiem prac Soboru Watykańskiego II, lecz przecież można łatwo zauważyć, że w swoim życiu realizował on to, co ojcowie soborowi zawarli w Dekrecie o Odnowie Życia Religijnego Perfectae caritatis (DZ). W okresie, który nastąpił bezpośrednio po zakończeniu soboru wiele zgromadzeń zakonnych starało się wcielić w życie swoich wspólnot te postanowienia. W większości przypadków siła ciężkości przesunięta była w kierunku aggiornamento. Wkładano wiele wysiłków w to, aby zmodernizować wzory życia religijnego, nawet za cenę drastycznych zmian. Tymczasem uważna lektura tego dekretu pokazuje, jak wielkie starania czynili autorzy dokumentu, aby zabezpieczyć fundamentalne wartości życia zakonnego. Zanim jeszcze powiedzą o „koniecznych zmianach i odnowie”, wskazują, że ci, „co przez Boga wzywani są do praktykowania rad ewangelicznych… w szczególny sposób poświęcają się Panu” (DZ 1) i że „ostateczną normą życia zakonnego, jest naśladowanie Chrystusa ukazane w Ewangelii” (DZ 2), „przeto zakonnicy wierni swej profesji, opuszczając wszystko dla Chrystusa (por. Mk 10, 28), niech idą za Nim (por. Mt 19, 21) jako za Tym, który jest jedynie konieczny, słuchając Jego słów (por. Łk 10, 39) i troszcząc się o Jego sprawy (por. 1 Kor 7, 32)” (DZ 5).

Nikt nie może zaprzeczyć, że ojciec Pio właśnie w podążaniu za Chrystusem widział jedyną naprawdę niezbędną rzecz w życiu, a jego troska o „wszystko, co należy do Pana” była tak wielka, że wkrótce doprowadziła go do głębokiego zjednoczenia z Chrystusem, zaś jego duchowość zrównała go z największymi mistykami, jakich zna Kościół. Jego powołanie widoczne było już we wczesnym dzieciństwie, gdy wyróżniał się spomiędzy rówieśników codziennym uczestnictwem w Mszy Świętej oraz pełną głębokiej pobożności postawą przy wykonywaniu obowiązków ministranckich. Przyjęty w wieku lat piętnastu do kapucyńskiego nowicjatu wkrótce stał się wyjątkowo przykładnym nowicjuszem. Jego towarzysze i przełożeni z tamtego okresu zgodnie potwierdzają świętość życia brata Pio, nawet jeśli nic w owym okresie nie wskazywało jeszcze na to, jak niezwykła przyszłość go czeka. Można by podać tysiące przykładów ilustrujących jego dokładność w wypełnianiu reguły zakonnej w okresie nowicjatu oraz studiów.

Przytoczony wcześniej dekret soborowy przywiązuje dużą wagę do posłuszeństwa, które jest jakby papierkiem lakmusowym, wskazującym dobrego zakonnika. „Zakonnicy pobudzeni przez Ducha Świętego, ulegają z wiarą przełożonym, zastępującym Boga” (DZ 14). Wszyscy, którzy mieszkali w jednym klasztorze z ojcem Pio wyrażają głęboki podziw dla jego nieustannego, przykładnego posłuszeństwa, nie raz przecież wystawianego na ciężką próbę. Ojciec Pellegrino, zakonnik, który mieszkał obok ojca Pio w ostatniej dekadzie życia stygmatyka i był przy nim w ostatnich godzinach przed śmiercią, może wiele powiedzieć na temat posłuszeństwa ojca Pio. Wskazuje między innymi na fakt, iż podporządkowanie się innym nie było dla ojca Pio czymś łatwym, nie leżało wcale w jego naturze, co wcale nie dziwi u tak zdecydowanego człowieka, obdarzonego ponadto żywą inteligencją. Jego rozumienie posłuszeństwa było głębokie i całkowicie nadprzyrodzone.

„Im bardziej bezużyteczne polecenie otrzymuję, tym chętniej podporządkowuję mu się” – zwierzył się kiedyś ojcu Pellegrino.

Jego listy do przełożonych, pisane w okresie przymusowego odseparowania od wiernych, stanowią jeszcze jeden dowód ducha posłuszeństwa, jaki cechował ojca Pio.

„Czynię tylko to, co zgodne jest z Waszą wolą, gdyż dobry Bóg dał mi jasno do zrozumienia, że to jedyna rzecz, jaką mogę Mu ofiarować, a zarazem nadzieja mego zbawienia… Posłuszeństwo jest dla mnie wszystkim… Boże broń, żebym chociaż w najmniejszej rzeczy przeciwstawił się temu, którego ustanowiono sędzią moich zewnętrznych i wewnętrznych uczynków” (list z 26 sierpnia 1916 roku).

W czasie całego życia ojca Pio wszystko, co święty stygmatyk czynił, wypływało z ducha posłuszeństwa. Czasami prowadziło to do nieporozumień, skutkujących jakimś ostrym w słowach listem lub naganą. Takie niezasłużone reprymendy sprawiały przykrość ojcu Pio, lecz jego posłuszeństwo nigdy się nie zachwiało, a jego natychmiastowe odpowiedzi do przełożonych potwierdzały wolę bezwarunkowego i pokornego podporządkowania się ich decyzjom.

Z równą skrupulatnością wypełniał ślub ubóstwa. W okresie, kiedy żył poza zgromadzeniem robił to tak ściśle, iż jego przełożeni musieli raz po raz szczegółowo go przepytywać, ażeby sprawdzić, czy czegoś mu nie potrzeba. Kiedy lekarz przepisał mu kosztowne zastrzyki, wzbraniał się przed nimi. W marcu 1916 roku tak pisał do swego przełożonego: „Wiadomo jest już pewnie Ojcu, że zgodnie z zaleceniem lekarza muszę każdego dnia otrzymywać zastrzyk. Chcę, żeby Ojciec wiedział, że zastrzyki te okażą się wielkim wydatkiem, jeśli będą kontynuowane. Serce mi krwawi na myśl, ile nasze biedne zgromadzenie wydaje na mnie. Może miałbym prawo nie przyjmować tego leku? Czyż można winić kogoś ubogiego za to, że z braku możliwości finansowych, wskutek ubóstwa odmawia leczenia? A jeśli ma do tego prawo człowiek ubogi, to czemu nie ja, który przecież powołany zostałem do tego, aby być uboższym od każdego, kto jest ubogi wskutek pewnych okoliczności, nie zaś własnego wyboru?”.

Także i później, gdy sława jego kierownictwa duchowego ściągała do klasztoru w San Giovanni Rotondo nieprzeliczone tłumy, a zewsząd spływały pieniądze i dary na rzecz prowadzonych przez niego dzieł dobroczynnych nadal okazywał zupełny brak przywiązania do rzeczy materialnych. Uboga staruszka, która chciała złożyć coś w ofierze, lecz miała jedynie pudełko zapałek wcisnęła mu je w ręce. Dziękował jej bardziej wylewnie za ten dar, niż bogatemu ofiarodawcy za wypisany w tym samym dniu czek na dużą sumę. Kiedy miano budować niedaleko klasztoru szpital, papież Pius XII udzielił ojcu Pio dyspensy od ślubu ubóstwa, aby mógł przyjmować płynące ze wszystkich stron świata fundusze i zarządzać nimi. W późnych latach pięćdziesiątych, gdy szpital otworzył podwoje, byłoby czymś całkowicie zgodnym z prawem, żeby zamieszkał tam, korzystając z papieskiej dyspensy. Tymczasem ojciec Pio, choć bardzo angażował się w budowę i rozwój szpitala, to przecież dalej mieszkał w spartańskich warunkach w swym klasztorze.

Wiele lat później, gdy jeden z ofiarodawców, człowiek, który bardzo wiele zyskał dzięki radom duchowym ojca Pio, widząc jak ten bardzo cierpi z powodu gorąca, które czasami daje się we znaki nawet w leżącym prawie sześćset metrów nad poziomem morza San Giovanni Rotondo, kazał zamontować w jego celi klimatyzację. Ojciec przełożony zaraz nakazał rozpoczęcie instalowania tego urządzenia. Tymczasem ojciec Pio był czymś zajęty w innej części klasztoru. Kiedy wrócił do swej celi i dowiedział się o wszystkim, błagał robotników, aby przerwali montaż klimatyzacji. „Cóż by na to powiedział nasz Seraficki Ojciec” – rozpaczał. Posiadanie klimatyzacji było dla niego wykroczeniem przeciwko ślubowi ubóstwa, tak wysoko cenionemu przez świętego Franciszka.

Ślub czystości było dla niego rzeczą tak cenną, iż poza tym, że sam wypełniał go niezwykle ściśle, to także polecał go często tym, którzy szukali doskonałości. W San Giovanni Rotondo wciąż żyją mężczyźni i kobiety, którzy za jego radą złożyli ten ślub i nadal go wypełniają.

Jego wielka chęć podejmowania różnorakich umartwień wyróżniała go jeszcze w czasie studiów. Wszyscy, którzy mieszkali wraz z nim w klasztorze w San Giovanni Rotondo, gdzie ojciec Pio spędził większą część swego życia, opowiadają o różnych umartwieniach, które nieustannie podejmował. Jego krwawiące stygmaty powodowały nieprzerwany, często bardzo silny ból, lecz ojciec Pio chciał jeszcze więcej cierpieć. Kiedy doktor Festa badał go po raz pierwszy, w roku 1919, opisywał także i jego sposób życia:

„Ojciec Pio przyjmuje bardzo mało pokarmu. Zwykle jego całodzienne wyżywienie sprowadza się do małego talerza warzyw, spożywanego pomiędzy godziną pierwszą a drugą po południu oraz trzech lub czterech sardynek na kolację. Często jego żołądek nie utrzymuje nawet tych maleńkich porcji pokarmu. Nie pija mleka, ani wina, jedynie odrobinę słabej kawy. Od czasu do czasu z chęcią wypija małą szklaneczkę piwa do posiłku. Chociaż z powodu takiego sposobu żywienia się jego siły fizyczne są bardzo osłabione to przecież nie można tego powiedzieć o duchowej energii i sile woli tego człowieka, które są wprost cudowne. Ojciec Pio jest bowiem w stanie spędzać długie godziny w konfesjonale i na rozmowach z pielgrzymami – jak sam przyznał przy kilku okazjach, nieraz słucha spowiedzi nawet i po osiemnaście godzin dziennie.

Jeśli zaś chodzi o marne odżywianie się ojca Pio, ojciec Giovanni (którego wielokrotnie już cytowaliśmy w tym rozdziale), tak o tym opowiada: „Po wspólnych modlitwach wszyscy udaliśmy się na kolację, tylko ojciec Pio pozostał jeszcze w kościele, aby się modlić. Nigdy nie widziałem, żeby jadł śniadanie lub kolację, jedynie około południa przyjmował nieco pokarmu, może jedną piątą z tego, co zwykle jada się na obiad”. Relacja ta pochodzi sprzed roku 1946. Młody Amerykanin, zakonnik, który dołączył do zgromadzenia w latach sześćdziesiątych i przez trzy ostatnie lata życia ojca Pio pomagał mu w codziennych czynnościach mógł z bliska oglądać wielkość tego niezwykłego człowieka. Jednym z zadań „ojca Billa” było przynoszenie na tacy posiłku dla ojca Pio, na górę, do jego celi. W tym samym okresie ojca Pio często odwiedzał także pewien mediolański doktor, nazwiskiem Milillo, pracujący w szpitalu w San Giovanni Rotondo. Pewnego razu, kiedy brat Bill odnosił do kuchni tacę z prawie nietkniętym przez ojca Pio obiadem, doktor Milillo stwierdził, że „nawet roczne dziecko nie przeżyłoby na tak skąpej diecie”. Sam amerykański zakonnik potwierdza zresztą, że nigdy nie widział, aby ojciec Pio zjadł w całości przygotowany dla niego posiłek.

Mary Ingoldsby

Poddanie się woli Bożej

Z prostotą serca podążaj drogami Pana i nie zadręczaj się w swym duchu. Trzeba, byś nienawidził swoich wad, lecz nienawiścią cichą, a nie nieznośną i niecierpliwą.

Oprzyj się, tak jak Maryja, o Chrystusowy krzyż, a doznasz pocieszenia. Chociaż u stóp krzyża swojego Syna Maryja była prawie skamieniała z bólu, to przecież nie można powiedzieć, żeby była przez Niego opuszczoną. Jak bardzo była wówczas ukochaną, w tym momencie, kiedy tak bardzo cierpiała, że już nie miała nawet siły płakać.

Trzeba ci raczej uniżyć się przed Bogiem, a nie wpadać w przygnębienie, kiedy Pan daje ci udział w cierpieniach Jego Syna i pozwala ci odczuć, jak bardzo jesteś słaby. Powinieneś ofiarować Mu wówczas modlitwę w duchu poddania się Jego woli, modlitwę pełną nadziei, nawet, gdyś upadł przez swoją słabość, a zarazem dziękować Mu za wszystkie dobra, którymi cię nieustannie ubogaca.

Kiedy zostajesz poddany próbie, czy to fizycznej, czy duchowej, w ciele swym, czy też w duszy, najlepszym lekarstwem jest w takich chwilach myśl o Tym, który jest naszym życiem. Rozmyślając o pierwszym, zawsze myśl przy tym także i o tym drugim.

Ojciec Pio

Powyższy tekst jest fragmentem książki pod redakcją br. Francisa Mary Kalvelage’a FI Święty Ojciec Pio – Cudotwórca.