Św. Klara z Asyżu. Oblubienica ubogiego Chrystusa. Rozdział jedenasty

Katarzyna di Favarone
Strada di San Martino, Asyż (kwiecień 1212)

Katarzyna i Bona wyszły z kościoła po Mszy świętej i przez bramę Świętego Jerzego ruszyły w stronę Panzo. Minęły łąki ze świeżą trawą, stada owiec i bezładnie rozrzucone, biedne chaty. Pierwszy raz od szesnastu dni czternastoletnia Katarzyna poczuła przebłysk nadziei. Zanim Klara odeszła, nigdy nie zdarzyło się, że spędziły dzień oddzielnie. Ostatnie dwa tygodnie były jak zły sen. Zdawało się, jakby Klara umarła, a Pacyfika razem z nią. Wujowie za to wciąż byli rozdrażnieni. Kiedy Bona wróciła z Rzymu, Katarzyna poprosiła, by towarzyszyła jej do Świętego Anioła w Panzo, żeńskiej wspólnoty zakonnej na południe od Asyżu, gdzie, jak wiedzieli wszyscy Asyżanie, brat Franciszek umieścił Klarę.

Wzdłuż drogi ciągnęła się mroczna skała Sasso Cupo, klif z ciemnego kamienia. Kobiety minęły ruiny kościoła Świętego Marcina. Poniżej wyschnięte koryto Rigo Secco wiło się jak blizna. Wreszcie dotarły do klasztoru, przytulonego do zbocza Monte Subasio.

Dookoła panowała cisza. Bona i Katarzyna podeszły do najbliższego budynku i zajrzały do środka. Zobaczyły długie stoły.

– Szukacie kogoś? – Tuż za nimi pojawiła się kobieta w szarym habicie, sandałach i czarnym welonie.

– Tak, pani Klary i pani Pacyfiki – odparła Bona. – Jesteśmy ich siostrami.

Pokutnica uśmiechnęła się.

– Widać pewne podobieństwa. Chodźcie.

Poprowadziła je do dużego ogrodu, w którym rośliny walczyły o światło z budynkami. Kilka kobiet w szarych tunikach motykowało i wykopywało zielska. Jedna z nich, Pacyfika, nosiła czepek i musztardową tunikę.

Już po chwili Klara obejmowała Katarzynę, a Pacyfika Bonę.

Przełożona poprosiła je, żeby poszły do refektarza i zostały tam aż do pory modlitwy.

Ileż miłości, którą trzeba było się podzielić! Ile historii do opowiedzenia! Klara i Pacyfika opowiadały o szorowaniu podłóg, uprawianiu warzyw, produkcji serów. Bona opowiedziała o pielgrzymce. Katarzyna powtórzyła to, co kobiety z rodziny Offreducciów mówiły o Klarze, chociaż baron Monaldo im tego zabronił.

Czas do modlitwy upłynął im na rozmowie i śmiechu. Potem zjadły obiad złożony z jajek, wiosennych warzyw i zimnej wody. Przełożona pozwoliła, by wizyta trwała po obiedzie.

– Jak to jest, być żoną Jezusa? – zapytała Katarzyna. – Zawsze marzyłam, żeby poślubić jakiegoś barona, ale teraz coraz częściej zastanawiam się nad ślubowaniem Jezusowi.

– Modliłam się o to! – Z twarzą promieniejącą szczęściem Klara próbowała wyrazić uczucie spokoju i radości, które ją ogarniało. Miłość Jezusa była jak najsłodszy aromat, powiew świeżego powietrza, silne objęcia! – Nie bój się. Biegnij do Niego z radością, lekko. Oddaj Mu się cała. Niech nic nie powstrzyma cię przed spotkaniem z Jezusem, który wzywa cię do doskonałej miłości. On obdarzy cię wszelkimi łaskami, za którymi tęsknisz. – Klara delikatnie uścisnęła dłoń Katarzyny. – Jutro odwiedzi nas ojciec Franciszek. Chcesz, żeby cię ogolił?

Katarzyna nie była pewna.

Późnym popołudniem Bona poszła do domu w towarzystwie Pacyfiki i dwóch pokutnic, które później wróciły do Panzo. Zapadł zmierzch. Modlitwa wieczorna. Lekka kolacja. Nocne modlitwy. Ciemność. Cisza.

Klara zaprowadziła Katarzynę do małej, ciasnej pustelni, przytuliła siostrę i poszła do swojej chaty. Leżąc na sianie, Katarzyna nakryła się szczelnie dwoma kocami. Jak mogła zasnąć? Wizja jutrzejszych postrzyżyn przyprawiała ją o dreszcze, była trochę straszna. Czy chciała zostać żoną pana ziemskiego czy może Pana w Niebie?

Katarzyna była przyzwyczajona do grubych materaców i kołder zamiast siana i cienkich koców. Znała tętent kopyt, hałaśliwe życzenia dobrej nocy, krzyki żebraków sprzeczających się na placu, a obcy jej był szelest liści, rechot żab i żałosne, odległe wycie wilków. Zawsze jeszcze spała, kiedy dzwony katedry wzywały księży na prymę, ale dzisiaj nie mogła zasnąć, dopóki nie zadźwięczał dzwon w Świętym Aniele. Wstała więc i poszła na nabożeństwo.

W kaplicy rozjaśnionej blaskiem lamp oliwnych śpiew zakonnic wypełniał noc uwielbieniem dla Boga. Katarzyna czuła, że mogłaby w tym uczestniczyć każdej nocy. Mogłaby obcować z Jezusem. Kogo innego potrzebowała?

Po prymie kobiety cicho udały się z powrotem do swoich chat. Szepcząc imię Jezusa, Katarzyna wreszcie zasnęła.

Nadszedł świt. Kolejne modlitwy, hymny i pieśni pochwalne. Msza święta odprawiana przez księdza, który mieszkał na miejscu, w pustelni. Koniec ciszy nocnej. Kobiety napiły się wody i ruszyły do pracy. Katarzynę i Klarę przydzielono do pielenia zielnika. Siostry rozmawiały o Franciszku, gdy nagle Katarzyna usłyszała szalony tupot wielu butów.

Serce jej zamarło.

– Pani Katarzyno, przyszliśmy, żeby odprowadzić cię do domu.

Ogromna postać barona Monaldo górowała nad ogrodem.

Wycofując się z cienia, który rzucał stryj, Katarzyna ledwie mogła wykrztusić:

– Nie opuszczę swojej siostry.

Monaldo postąpił naprzód. Z lasu wyszło więcej rycerzy. Syn Monalda, Francesco. Baron Ugolino i jego synowie, Monaldo i Martino. Baron Paolo ze swoim synem, Bernardino. Scipione i jego syn, Paolo. Giorgio di Ugone i jego syn, Paolo. Baron Ranieri. Dwunastu rycerzy Offreducciów.

Nagle z lewej strony mignął skrawek niebieskiej wełny i brązowego futra, gdy wielka dłoń wylądowała na policzku Katarzyny, przewracając ją na ziemię. Dziewczyna instynktownie zasłoniła twarz. Na jej ciało spadł grad pięści i kopniaków. Krzyczała, nadal osłaniając twarz. Ktoś chwycił ją za włosy i uderzył głową o ziemię. Ból był nie do zniesienia. Poczuła, że wleką ją za włosy.

Przekleństwa. Wrzaski. Świdrujące w uszach, błagalne głosy zakonnic.

Olbrzymie, muskularne ramiona obejmowały ją ciasno, nie pozwalały się ruszyć.

– Pomóż mi, siostrzyczko! – krzyknęła. – Nie pozwól im w ten sposób odebrać mnie Jezusowi Chrystusowi.

Kopała i wyrywała się rycerzom, kiedy ciągnęli ją wśród krzaków jeżyn w stronę wyschniętego koryta Rigo Secco. Ponad przekleństwa i wrzask wzbijał się niczym anielska pieśń głos Klary:

– Boże, chroń panią Katarzynę! Niech trwa w swoim postanowieniu! Obroń ją przed tymi brutalnymi ludźmi!

Nagle coś uderzyło Katarzynę z całej siły w pierś. Przez chwilę nie mogła złapać tchu, potem wszystko ogarnęła ciemność.

Poczuła, że wychodzi z mroku tak, jak wychodzi się ze snu. Jak przez mgłę słyszała niewyraźne głosy:

– Nie mogę jej unieść.

– Ruszcie się. Razem!

– Hej, wy! Pomóżcie nam!

Ręce dotykały ją wszędzie. Była zamroczona, czuła pulsujący ból.

– Przecież jest nas dwunastu rycerzy i pięciu chłopów. Podnieście ją!

Znów zaczęli ją szarpać i tarmosić.

Jeszcze raz usłyszała głos Klary. Mocny, zdecydowany:

– Boże, daj pani Katarzynie siłę i wytrwałość! Chroń ją przed tymi okrutnymi mężczyznami!

Głos barona Ugolino:

– Dlaczego jest taka ciężka? Chyba nażarła się ołowiu.

Władczy rozkaz Monalda:

– Wstawaj! Natychmiast. Inaczej zginiesz.

Katarzyna chciała umrzeć. „Jezu, pod Twoją opiekę oddaję swoją duszę.”

– Aaaaaach! – Czyjś wrzask. Nieludzki, długi.

Głosy mężczyzn:

– Co się stało?

Udręczony jęk Monalda:

– Nie mogę… ruszyć… ręką. Nie! Nie dotykaj! Co za ból. Złamiesz ją. Nie… mogę… nią… ruszyć!

– Idźcie do domu – rozkazujący głos Klary. – Bóg chce, żeby moja siostra tutaj została. Nie możecie jej podnieść ani uderzyć. Idźcie do domu.

Cisza.

– Zostawcie panią Katarzynę mojej opiece i Bogu.

Szmery.

– Idźcie.

– Chodźmy. – Głos Monalda drżał. – Nie! Nie dotykaj ramienia!

Szuranie butów. Oddalające się kroki.

Delikatny dotyk dłoni na czole. Ręka odgarniająca włosy na bok. Spokojny głos Klary:

– Siostrzyczko, nic ci nie jest?

Głosy kobiet. Pytają, czy jest bardzo poturbowana.

Nagle Katarzyna poczuła, że wróciły jej siły, a ból znikł bez śladu. Usiadła.

Daleko za zakonnicami, na ścieżce prowadzącej z Sant’Angelo, widziała odchodzących rycerzy. Monaldo szedł ze sztywną ręką, która poruszała się bezwładnie w rytm kroków.

Katarzyna wstała i wygładziła poszarpaną szatę.

– Teraz już muszę zostać pokutnicą. Nie mogę przecież nosić tej sukni.

– Nasi krewni niemal sami postarali ci się o tonsurę – powiedziała Klara. Zdjęła z krzaka jeżyn duży pukiel jasnobrązowych włosów.

– Wyrwali ci ponad połowę włosów – zauważyła Pacyfika.

– Muszę podziękować Bogu za to, że mnie ocalił – rzekła poważnie Katarzyna.

– Wszyscy powinniśmy mu podziękować – dodała przełożona.

Cała grupa poszła do kościoła, żeby uklęknąć przed ołtarzem. Potem po kolei kobiety wróciły do swoich zajęć.

Katarzyna poczuła czyjąś silną dłoń na ramieniu. To brat Franciszek i brat Bernardo stali tuż za nią. „Och, słodki Boże, już za chwilę będę należeć tylko do Ciebie.” Z bijącym sercem Katarzyna drgnęła, żeby wstać. Franciszek potrząsnął głową.

– Młoda damo, czy twoją wolą jest prowadzić żywot pokutnicy?

– Tak. Bardziej niż kiedykolwiek.

– Christiano, stań koło twojej siostry.

Klara wstała i położyła dłoń na ramieniu Katarzyny. Ta klęczała, wyprężona jak struna. Uniosła podbródek i zamknęła oczy. „Jezu, spraw, żebym była Ci wierna, godna Ciebie, oddana. Uczyń mnie swą żoną”.

Obcięto jej włosy. Starała się skoncentrować tylko na modlitwie i postrzyżynach, żeby na zawsze pamiętać tę chwilę.

Poczuła dłonie na głowie.

– Źli ludzie – powiedział Franciszek – pojmali Chrystusa, niewinnego Baranka Bożego, i zabili Go za grzechy świata. Dla upamiętnienia dzisiejszej walki ze złymi ludźmi, którzy chcieli wydrzeć cię z objęć Jezusa i odebrać ci życie, od dzisiaj będziesz nazywać się imieniem Agnus Dei, Baranka Bożego. Agnieszka.

Agnieszka. Nie spodziewała się nowego imienia. Zdawało się jednak, że idealnie do niej pasuje. Spodobało się jej.

cdn.

Madeline Pecora Nugent

Powyższy tekst jest fragmentem książki Madeline Pecory Nugent Św. Klara z Asyżu. Oblubienica ubogiego Chrystusa.