Św. Jan od Krzyża. Człowiek i mistyk. Rozdział czwarty

 Duruelo

Z potrzebnymi dokumentami i kilkoma rzeczami niezbędnymi, by zacząć nowe życie, Jan opuścił Valladolid i wyruszył do Avili we wrześniu 1568 roku. Niedługo później Jan i świecki brat Józef de Cristo wyruszyli z Avili do Duruelo.

Mimo że oficjalnie Jan nie przyjął jeszcze ślubów karmelitów bosych już wyglądał jak jeden z nich, nosił habit, który la Madre i zakonnice zrobiły dla niego. Choć był tak niski, wyglądał dostojnie w grubym, ciemnym, szaroburym szkaplerzu i sutannie, na której nosił nieco zmienioną białą pelerynę tak znajomą tym, którzy spotykali karmelitów. Skromny strój dobrze pasował do jego ciemnej karnacji, długiego wąskiego nosa i szczupłej twarzy. Różaniec wiszący u jego paska cichutko stukał, gdy Jan szedł boso w kierunku nowego domu.

Kiedy przybyli do Duruelo, odkryli jak dokładny był opis domu przekazany im przez matkę Teresę. Dom stał na niezamieszkałej ziemi, otoczony był szarymi polami, które już pozbawiono plonów. Budynek, który mieli nazywać klasztorem był zrujnowaną stodołą. Jednak kiedy towarzyszka matki Teresy powiedziała, że nikt nie będzie chciał mieszkać w takim miejscu, ta liczyła na siłę i determinację Jana. Ale nawet jego zaskoczył stan budynku. Był brudny i bliski zawalenia. Było wiele do zrobienia. Jan, zawsze tak czysty i schludny poczuł naturalną odrazę, gdy po raz pierwszy wszedł do „ruiny”. Ale przecież nie da się pokonać czemuś tak niewielkiemu jak brudny, zrujnowany dom. Obaj nowi bracia od razu zabrali się do pracy, zamiatali, myli, przybijali deski, i naprawiali całą konstrukcję. Ich celem nie była zwykła odbudowa. Musieli stworzyć pokoje, dodać pewne elementy jako wystrój – odpowiadające ich stylowi życia. Osoba, która bardzo dobrze znała Jana i później mieszkała z nim tak opisuje co dwaj bracia zrobili z domem:

„Dom miał tylko przedsionek, duży pokój z poddaszem i małą kuchnię z osobnym wejściem. Przebudowali go w ten sposób: przedsionek zmienili w kościół. W pokoju urządzili sypialnię zostawiając miejsce na dwie małe pustelnie… Ich łóżka w sypialni składały się z pewnej ilości siana i starego koca położonego na podłodze, pod głowę używali deski z dwoma lub trzema poduszkami uszytymi z szorstkiego materiału i wypełnionymi sianem. Kuchnię podzielili na dwie części, w jednej urządzili refektarz ze stołem i matami dla każdego mnicha… w drugiej części znajdowała się kuchnia. Na poddaszu zrobili chór… Kiedy jednak przyszły śniegi, napadało też do poddasza” (1).

Zmienienie tej starej stodoły w klasztor wymagało ciężkiej pracy i dużo czasu. Jan zdecydował pokazać ludziom czym stała się stodoła, przez umieszczenie dużego drewnianego krzyża na placu przed budynkiem i drugiego na drzwiach wejściowych. Umieścili więcej krzyży w różnych miejscach małej odnowionej stodoły, w tym jeden papierowy wykonany przez Jana umieszczony nad kropielnicą. Naśladując mistrza chcieli, by ich życie było ofiarą złożoną Bogu i światu. Nie chcieli umrzeć dla świata, chcieli tylko porzucić wszystko, co odciągało ich od umiłowania w świecie Boga, który stworzył i umiłował świat. Dla Jana całe stworzenie miało swoje miejsce w oswobadzającym procesie, który pozwala człowiekowi pełniej odnaleźć Boga.

Dwóch braci z Góry Karmel pracowało i modliło się w oczekiwaniu na oficjalne otwarcie ich klasztoru. Miało to miejsce 28 listopada 1568 roku. Dzień wcześniej przybył prowincjał, brat Alonso Gonzalez, i brat Antoni, który miał dołączyć do nowego zgromadzenia karmelitów bosych. Widząc brata Jana ubranego już w habit reformy, brat Alonso poczuł się rozczarowany, że Jan nie zaczekał na niego. Jednak jego smutek i złość szybko minęły, gdy zebrali się, by odprawić Mszę świętą, jako oficjalny znak początku tego nowego przedsięwzięcia.

Pod koniec Mszy świętej, sprawowanej przez prowincjała, bracia Jan, Antoni i Józef odrzucili złagodzoną regułę i obiecali żyć zgodnie z pierwotną regułą. Był to początek nowego życia, i na znak tego przybrali nowe imiona. Od teraz Jan od Świętego Macieja będzie znany jako Jan od Krzyża, brat Antoni Heredia będzie nazywany bratem Antonim od Jezusa. Brat Józef i dwóch innych także przyłączyło się do wspólnoty.

Ta piątka zaczęła życie według pierwotnej reguły. Brat Antoni został przełożonym, Jan od Krzyża został mistrzem nowicjatu. Milczenie kształtowało najważniejszą część ich życia, zwłaszcza między kompletą a prymą (2). To zapewniało im atmosferę odpowiednią do kontemplacji, którą chcieli uprawiać i krzewić. Oprócz dwóch godzin cichej modlitwy, którą odprawiali wspólnie każdego dnia, spędzali większość swojego czasu modląc się na osobności lub rozważając Boże prawa. Pościli regularnie, jak wymagała tego pierwotna reguła, od święta Podwyższenia Krzyża Świętego (14 września) do Wielkanocy.

Radosny spokój wypełniał wtedy Jana od Krzyża. Wszystko wydawało się dla niego idealne. Nie mógł sobie wyobrazić bardziej kontemplacyjnego życia. Odczuwał wszystkie cudowności nowego początku w Duruelo. Obojętne czy pracował na polu, czy się modlił lub nauczał w okolicznych wioskach, wszystko pasowało idealnie do harmonijnego wzoru. Mimo, że widział Boga we wszystkim, wiedział, że to nie może się równać Bogu. Z czasem Jan zrozumie to jeszcze lepiej.

Atmosfera, która tak wpływała na gości odwiedzających braci w ich skromnym klasztorze, daje się wyczuć w relacji la Madre z jej krótkiej wizyty na początku 1569 roku.

„W Poście następnego roku, w przejeździe do Toledo na fundację, wstąpiłam tam. Było to z rana. Zastałam o. Antoniego od Jezusa z tym samym co zawsze, nigdy go nie opuszczającym, wyrazem wesela na twarzy, zamiatającego przed kościołem. «A to co, zawołałam, a gdzież, ojcze, honor twój?» Na to on, uśmiechając się od wewnętrznego uszczęśliwienia, odpowiedział mi: «Przeklęty niech będzie ten czas, kiedy dbałem o honor».

Wszedłszy do kościółka, zdumiałam się, widząc wszędzie oznaki gorącości ducha, jaką Pan był ten nowy dom napełnił: wszędy na ścianach same tylko krzyże albo trupie głowy. I nie ja jedna odniosłam to wrażenie; dwaj kupcy z Mediny, znajomi moi, którzy mi towarzyszyli w tej drodze, tak byli tym widokiem wzruszeni, że wciąż tylko rzewnymi łzami płakali.

Pamiętam zwłaszcza, i póki żyję pamiętać będę, mały krzyż drewniany przy kropielnicy, z naklejonym na nim, malowanym na papierze wyobrażeniem Chrystusa Pana. Papierowy ten obrazek głębiej, sądzę, do pobożności pobudzał, niż gdyby był najmisterniej z kosztownego materiału urobiony. Chór, w lamusie urządzony, w połowie dość był wysoki, aby mogli w nim odmawiać Oficjum albo słuchać Mszy świętej; ale wejście tak było niskie, że aby dostać się do środka, mocno musieli się schylać. W dwóch rogach kościółka mieli dwie maleńkie samotnie, w których inaczej zmieścić się nie mogli, jeno leżący albo siedzący, a i tak jeszcze głową dotykali dachu. Dla ogrzania się napełniali je sianem (bo chłód tam był wielki). W każdej było okienko z widokiem na ołtarz, i kamień służący za wezgłowie, a nad nim krzyże i trupie głowy” (3).

Prostota i ubóstwo, w którym żyli dawało braciom radość jakiej nic innego nie mogło im dać. Poświęcili się modlitwie i służbie Bogu i bezgranicznie się tym radowali. Krzyż, który był znakiem ich wyzwolenia, można było znaleźć wszędzie, przypominał im jak mają wrastać w nowy styl życia.

Obecność rodziny Jana zwiększała jego radość. Nic nie mogło zakłócić bliskości jaką miała rodzina de Yepes. To, że najmłodszy brat również przyjął tę nową formę życia tylko zbliżyło rodzinę do siebie. Krótko po tym jak Duruelo stało się pierwszym zakonem zreformowanej reguły do Jana przybyła matka, brat i szwagierka, by mieszkać z nim. Jego matka gotowała posiłki w małym klasztorze, a szwagierka prała pościel i ubrania. Franciszek sprzątał i urządzał pokoje klasztorne (4). Mieszkanie i praca zapewniały im to, co niezbędne do życia, i to wtedy, kiedy byli naprawdę w wielkiej potrzebie. Jan z miłością i troską dbał o ich wygodę. Już sam fakt, że byli blisko, znaczył dla niego wiele. Jego głęboka, stała miłość do matki i brata zaskakiwała wszystkich (5).

Zarówno brat Antoni, jak i Jan od Krzyża odwiedzali okoliczne miasteczka, by głosić Słowo Boże. Gdy Franciszek był w klasztorze, często towarzyszył bratu w jego działalności misyjnej. Jeśli musieli odbyć dłuższą podróż, brali ze sobą mały chleb i jedli go wracając, przy jakimś strumieniu lub przy drodze. Czasami duszpasterz parafii zapraszał ich obu, by z nim zjedli. Ale Jan zawsze grzecznie odmawiał takim zaproszeniom i podążał swoją drogą. Kiedy pytano go czemu nie zostaje, odpowiadał grzecznie lecz stanowczo: „Nie byłoby dobre, by mi płacono za moją służbę Bogu i ludziom” (6).

Kazania brata Jana oddawały jego wrażliwość i skłaniały ludzi, by żyli zgodnie z tym w co wierzą. Chciał, żeby wiedzieli, że Jezus powinien być centrum ich życia – ani ludzie, ani rzeczy nie powinny zajmować miejsca Jezusa w ich sercach (7).

Niezależnie o czym mówił Jan, robił wielkie wrażenie na słuchaczach. Często mówili, że jakimś dziwnym sposobem czuli realność tego, co próbował im przekazać (8). Ludzie nie słyszeli tylko słów, czuli swoje uczestnictwo w rzeczywistości, o której mówił Jan. By to osiągnąć, Bóg musi być obecny w kaznodziei. Jan od Krzyża miał ten dar. Jednak ponieważ pochwały ludzi go zawstydzały, próbował odejść w tajemnicy zaraz po kazaniu, żeby uniknąć słuchania reakcji ludzi. Droga powrotna do klasztoru, tak jak ta z niego, była cicha, refleksyjna i pełna modlitwy. To jednak nie oznaczało, że Jan wlókł się po brudnych drogach Hiszpanii ze spuszczonymi oczami i zasępioną twarzą. Nawet w czasie tych krótkich wypraw z klasztoru, świat był zaproszeniem i okazją do modlitwy. To, co Jan widział uświadamiało mu, że Bóg jest obecny nie tylko głęboko w nim, ale też w świecie, którego czuł się częścią. Bóg Jana był Bogiem stworzenia, radośnie obecnym w czasie. W Duruelo Jan od Krzyża żył zgodnie z regułą Karmelu, wcielanie jej w każdym świadomym momencie życia uczyniło go świętym karmelitą bosym.

 Mancera i Pastrana

Jan od Krzyża mieszkał i pracował w Duruelo od ponad roku, ale nie miał zostać w tej cudownej scenerii na długo. W czerwcu 1570 roku cała społeczność z Duruelo przeniosła się do Mancera de Abajo. Tu, około pięć kilometrów od Duruelo, bogaty człowiek zaoferował karmelitom bosym dom, akurat wtedy, gdy przybycie nowych kandydatów sprawiło, że stary budynek był zbyt mały. Jan nadal uczył nowicjuszy przez pewien czas po przeniesieniu się do Mancery, ale nie minęło wiele czasu nim wspólnota potrzebowała jego talentów w innym klasztorze karmelitów bosych.

Ponownie dzięki hojności ludzi bracia mogli otworzyć klasztor w Pastranie w 1569 roku. Studenci w mieście uniwersyteckim Alcala de Henares, niedaleko Madrytu i tylko około sześćdziesięciu kilometrów na południowy wschód od Pastrany, usłyszeli o kontemplacyjnym życiu jakie wiedli bracia. Wielu z nich było pod wrażeniem i pragnęło się przyłączyć do wspólnoty. Do października 1570 roku wspólnota poprosiła Jana, by udał się do Pastrany z krótką wizytą, by utworzyć tam nowicjat.

Relacja z podróży do Pastrany pozwala nam lepiej zrozumieć Jana od Krzyża. Towarzyszył mu brat Piotr od Aniołów, Jan wędrował zakurzonymi drogami, chłodzonymi jesiennymi wiatrami, które już zaczęły wiać. Jan dał bratu Piotrowi kilka platicas, krótkich powiedzonek dotyczących życia, Boga, świata. Brzmiały one jak podsumowania tego, czego Jan dowiedział się w swoim życiu. Jeszcze bardziej interesujący jest fakt, że po drodze żebrali o pieniądze i jedzenie, ale nie dla siebie. Brali pieniądze, które zebrali i rozdawali je biednym spotkanym po drodze. Ponadto trzymając się idei prostoty zawsze spali w biednych domach lub stodołach. Jeśli ktoś proponował im przyzwoite miejsce do spania lub odpoczynku Jan grzecznie odmawiał. Miał bardzo silne poczucie służby i ubóstwa. Chciał dzielić los biedaków, których widział, których znał całe życie. Mimo tego nastawienia religijne ubóstwo odnosił tylko do siebie, nie wymagał od współbraci, by szli za jego przykładem. Mogli przyjmować jedzenie i wygodne noclegi w czasie wypraw poza klasztor, ale Jan uważał ubóstwo za środek do przełamania barier społecznych, które ludzie religijni wznieśli między sobą a prześladowanymi i biednymi. Przez ten dość surowy styl bycia zawsze umiał dogadać się z biedakami i utrzymywał swoją wolność, by żyć w pełni w świecie. Jego kontemplacyjne życie nie było życiem poza światem, wręcz przeciwnie, opierało się na prawdziwej miłości świata. Wielu w jego czasach modliło się za biednych, Jan robił coś dla nich.

Wkrótce po swoim przybyciu do Pastrany, Jan zabrał się do pracy. Wykorzystał doświadczenia zdobyte w Duruelo i Mancerze, by stworzyć nowicjat, przygotował brata Gabriela od Wniebowzięcia, by przejął rolę mistrza nowicjuszy. Gdy ukończył pracę, on i jego towarzysz powrócili do Mancery. Byli w Pastranie tylko miesiąc, ale wystarczyło to, by stworzyć struktury potrzebne do promocji ideałów karmelitów bosych. Pozostał w Mancerze do kwietnia 1571 roku.

Następnie karmelici bosi wysłali Jana, by został rektorem kolegium świętego Cyryla w Alcala de Henares. Tu zorganizował mieszkanie, by bracia mogli przestrzegać pierwotnej reguły. Jednak wczesną wiosną 1572 roku, coś odwróciło jego uwagę i zmusiło do powrotu do Pastrany.

Mistrzem nowicjuszy był teraz brat Angel od Świętego Gabriela. Jego surowość i niedorzeczne wymagania wobec nowicjuszy nie tylko przeszkadzały samemu klasztorowi, ale powodowały też, że ludzie z miasteczka wyśmiewali i nie lubili braci. Brat Angel chciał, by nowicjusze słuchali go bez zadawania pytań; aby sprawdzić ich posłuszeństwo kazał im iść do miasta odzianym w szmaty i zachowywać się jakby byli szaleńcami. To postępowanie wzbudziło pogardę ludzi z miasteczka wobec wspólnoty. Brat Angel kazał także nowicjuszom, by nakłaniali ludzi z miasteczka do przychodzenia do klasztoru. Nie minęło wiele czasu a nowina stała się szeroko znana, do klasztoru przybywało coraz mniej kandydatów, a część nowicjuszy opuściła wspólnotę. Sytuacja, gdyby pozostawić ją odłogiem, mogła wyrządzić wielką szkodę nowej wspólnocie bosych braci. Przełożeni poprosili Jana od Krzyża, by przyjrzał się sprawie i poprawił wszystko, co idzie nie tak.

Zaraz po przyjeździe Jan zniósł skrajny ascetyzm, który brat Angel kazał praktykować nowicjuszom, zrobił to jednak z dużą dozą taktu. Łagodnie mówił do wspólnoty o prawdziwej wartości ich życia jako braci pierwotnej reguły, która akcentuje modlitwę i odosobnienie. Następnie zaczął naprawiać sytuację. Ukrócił pokutne ekstrawagancje poza klasztorem i złagodził pokuty i umartwienia wewnątrz. Brata Jana interesowały tylko te praktyki, które pomagały uwolnić jednostkę dla prawdziwej miłości i służbie Bogu. Zdaniem Jana to, co działo się wcześniej, nie miało nic wspólnego z Bogiem, praktyki te kończyły się na sobie, nie prowadziły nigdzie dalej. Ze swoją troską o wszystkich, łagodnością i logiką, Jan od Krzyża przywrócił zdrową sytuację, by w pełni wprowadzać braci w pierwotne życie karmelitów. Był gotów do nowego zadania, które kończąc się gwałtownie doprowadzi go do doświadczenia, które nada barw całemu jego życiu.

Richard P. Hardy

(1) 22 Alonso de la Madre de Dios, Vida, virtudes y milagros del santo padre Fray Juan de la Cruz, maestro y padre de la Reforma de la Orden de los Descalzos de Nuestra Seńora del Monte Carmelo, BNM, Ms. 13460, fol. 23–24.

(2) Kompleta to ostatnia godzina kanoniczna, pryma jest pierwszą.

(3) Św. Teresa od Jezusa, Księga fundacji, 14, 6–7 [w:] Dzieła św. Teresy, t. 2 s. 542–543.

(4) Zob także: BNM, Ms. 8568, fol. 371, cytowane [w:] José Gomez, Menor Fuentes, op. cit., s. 13.

(5) Należy zawsze pamiętać o miłości św. Jana od Krzyża do matki i brata, zwłaszcza gdy czytamy te słowa: „…byś wszystkich zarówno miłował i o wszystkich zarówno starał się zapomnieć, czy to są krewni, czy nie, i abyś oderwał swe serce tak od jednych, jak i od drugich; pod pewnym jednak względem bardziej jeszcze od krewnych niż od innych z obawy, by ciało i krew nie ożywiały się wraz z miłością naturalną, zawsze wielką pomiędzy krewnymi i którą też zawsze należy powściągać, jeśli chcemy osiągnąć doskonałość duchową” – św. Jan od Krzyża, Przestrogi, 5 [w:] Dzieła, s. 119.

(6) José de Velasco, op. cit., s. 88.

(7) Prawdopodobnie przy jednej z takich okazji wypowiedział do nich słowa podobne do tych napisanych w Drodze na Górę Karmel: „Dzisiaj zatem, jeśliby ktoś jeszcze pytał Boga albo pragnął od Niego jakichś widzeń czy objawień, postąpiłby nie tylko błędnie, lecz również obraziłby Boga, nie mając oczu utkwionych w Chrystusie całkowicie, bez pragnienia jakichś innych nowości. Mógłby wtedy Bóg powiedzieć: «Wszystko już powiedziałem przez Słowo, będące moim Synem i nie mam już innego słowa; czyż mogę ci więcej odpowiedzieć albo objawić coś więcej ponad to? Na Niego więc zwróć swe oczy, gdyż w Nim złożyłem wszystkie słowa i objawienia. Odnajdziesz w nim o wiele więcej niż to, czego pragniesz i o co prosisz»” – św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel, II, 22, 5 [w:] Dzieła, s. 270–271. Niestety nie mamy kopii jego kazań z tamtego czasu, ale możliwe, że część myśli, która dotarła do nas za pośrednictwem jego maksym, była pierwotnie podstawą kazań, które tak poruszały ludzi ze wsi. Na przykład: „Mów tak byś nikogo nie uraziła i by twej mowy mogli wszyscy słuchać” – św. Jan od Krzyża, Słowa światła i miłości, 150 [w:] Dzieła, s. 114; „Kto się skarży i szemrze, nie jest doskonałym, ani nawet dobrym chrześcijaninem” – św. Jan od Krzyża, Słowa światła i miłości, 173 [w:] Dzieła, s. 117.

(8) Alonso de la Madre de Dios, op. cit, I, 18 i 20, fol. 62, 70.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Richarda P. Hardy’ego Św. Jan od Krzyża. Człowiek i mistyk.