Rozdział trzeci. Wielkość chrztu, cz. 3

Kara wspomnienia

„Żyj w ten sposób, abyś nigdy nie potrzebowała wstydzić się żadnego wspomnienia” – powiedział pewien chrześcijański filozof. Kara wspomnienia jest jedną z najcięższych.

Nie ma może boleśniejszych słów w całej historii ludzkiej, jak ten okrzyk Dawida w psalmie Miserere: „Grzech mój jest zawsze przede mną”.

Jeśli w chwili pokusy, gdy duszę mamią ponętne obietnice, odzywa się nawet głos sumienia, to zły głos szepcze zaraz odpowiedź: „Czym jest grzech? Trochę wyrzutów sumienia. Czy może to przeciwważyć rozkosz przyjemności, która ci się nastręcza?”

Przypuśćmy, że upadnę… Czy prawdę szeptał zły głos? Czy też był tylko głosem kłamstwa? Jak to? To miało być rozkoszą tak upajającą? Co mi pozostało w rękach? Garść popiołu. Co mi pozostało w sercu?

W każdym razie w mojej pamięci pozostaje ta rzecz tak okrutna, gdy się upadło, a tak słodka, gdy przeszłość jest bez zmazy: pozostaje wspomnienie. „Grzech mój jest zawsze przede mną”…

Jak drogo płacę, choćby tylko przez wspomnienie, tę kroplę już w cień rozwianej przyjemności, tej przyjemności, która osiadła mi w duszy tak głęboką goryczą! Czego nie dałabym teraz za to, abym wówczas nie upadła! Niemożliwe pragnienia, najgorętsze w świecie wyrzuty sumienia nie odrobią tego, co było. I wiecznie będzie prawdą, że ja, tego dnia, o takiej godzinie… pamiętam… oto co zrobiłam.

Co za wstyd! Boże mój! Miserere. Przebacz, przepraszam!

Kara przyzwyczajenia

Grzech ma w sobie swoją karę. A ta kara jest podwójna. Czy chcę czy nie chcę, mój upadek ściga mnie swoim wspomnieniem i co jest niebezpieczeństwem o wiele większym i karą dotkliwszą, zrodził we mnie łatwość do powtarzania tego grzechu, którego przecież nienawidzę, ale który całym swoim złym ciężarem przygniata teraz moją wolę.

Jeden zły uczynek wystarcza, aby stworzyć, jeśli nie nałóg, to przynajmniej przyzwyczajenie. Czy nie wystarczało mi, że przez grzech pierworodny miałam już skłonność do złego? Oto ja sama, przyzwalając na grzech, zaszczepiłam w sobie rodzaj drugiego grzechu pierworodnego, to znaczy nową skłonność do upadku. Czy aż tak łatwo było mi się opierać dawniej, że teraz z lekkim sercem przywiązałam sobie do nóg tę kulę ołowiu. Co za szaleństwo!

Przyzwyczajenie jest drugą naturą. I to naturą dziesięć razy mocniejszą niż pierwsza. Zwrócę na to uwagę. Zapewne w każdej chwili mam łaskę potrzebną, aby oprzeć się złu. Ale czy to nie jest tragiczne, bym sama z mojej winy stawała się mniej zdolną do korzystania w danym momencie z tej zawsze mi ofiarowanej łaski?

Będę starała się o zdobywanie tylko dobrych przyzwyczajeń. Będę uważała na złe, będę starała się ich pozbyć.

Grzech ciężki

Przychodzi mi na myśl następujące powiedzenie: „Człowiek uginający się pod brzemieniem zbrodni jest zawsze dla Boga interesujący. Jest przedmiotem Jego miłosierdzia. Jest częścią istotną, i to w szczególny sposób, materii podlegającej Odkupieniu, za którą, jak nas uczą, Syn Boży śmierć cierpiał”. Zresztą czy nie powiedział Nauczyciel: „Nie przyszedłem szukać sprawiedliwych, lecz grzesznych…” I gdzie indziej: „Przyszedłem dla owiec zgubionych z domu Izraelskiego?”.

Miłość, która pozostała dziewiczą, jest bezcenna, ale miłość pokutna ma woń tak przedziwną, że Chrystus mógł powiedzieć: „Powiadam wam, że tak będzie w niebie radość nad jednym grzesznikiem pokutę czyniącym, więcej niż nad dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwymi, którzy nie potrzebują pokuty” (Łk 15, 7). Dziwna to i z tropu zbijająca rachuba. A jednak tak uczy wiara, takie jest słowo Chrystusa. Zachowana niewinność jest piękna, ale niewinność wielkodusznie, a zwłaszcza definitywnie odzyskana, ma w sobie coś bardziej wzruszającego, coś mocniejszego i bardziej płomiennego.

Pytasz, czy Bóg zechce jeszcze tobą się posługiwać.

Jak to? Czy możesz wątpić? Przecież czeka na to, żąda tego.

A twoje oddanie się Bogu będzie tym gorliwsze, że wpierw: masz więcej niż inni do wynagrodzenia, a po drugie, że lepiej teraz zrozumiesz straszną niewolę grzechu.

A więc dobrze. Pójdę. Nie należy patrzeć w tył, ale naprzód. Życie moje zaczyna się od dzisiaj. Z przeszłości zatrzymam tylko przynaglającą przestrogę, aby zawsze być czujną i zawsze stać na wysokości zadania. W tym celu będę od dzisiaj hojna i wspaniałomyślna.

Rocznica mego chrztu

Św. Wincenty Fereriusz w każdą rocznicę swego chrztu zamawiał uroczystą Mszę świętą dziękczynną w kaplicy w Walencji, gdzie stała czarna marmurowa chrzcielnica, w której z dziecka człowieczego przemienił się w dziecko Boże.

Od dawna już jestem ochrzczona, a ile dobrodziejstw otrzymałam od Pana od tego czasu! Czy rozumiem co znaczy ochrzczony człowiek? Św. Ludwik, król, kazał się nazywać Ludwikiem z Poissy, na pamiątkę miejsca, gdzie został pomazany na dziecko Boże. Wolał ten tytuł od tytułu króla Francji.

Byłam ochrzczona jako małe, nic nierozumiejące dziecię; ale czyż potem, gdy doszłam do rozumu, nie pozostałam dziecinną i nierozumiejącą w stosunku do łask chrztu? Czy kiedykolwiek starałam się uświadomić sobie wielkość i przywileje otrzymane w chrzcie?

Byłam jedynie dzieckiem ludzkim; tego dnia stałam się dzieckiem Bożym, byłam pozbawiona darów nadprzyrodzonych (gdybym umarła między urodzeniem a chrztem, nigdy nie oglądałabym Boga twarzą w twarz), a stałam się istotą mogącą tu, na ziemi, posiadać łaskę, a po śmierci chwałę; byłam dzieckiem gniewu (patrz: Miserere), a przez zaszczepienie w Jezusie Chrystusie stałam się częścią tego Syna, w którym sobie Ojciec upodobał! W tym dniu Bóg uczynił ze mnie swoją świątynię, swój żywy przybytek; Trójca Święta obrała we mnie mieszkanie.

Czy jest cokolwiek, co mogłoby się z tym równać? Jak wielki był dzień mego chrztu, największy z całego mego życia.

„Jam jest szczep winny” (J 15, 5)

Chrystus mnie odkupił. O, czuję jak bardzo powinnam Go kochać. Bez Niego boskość nie rozkwitłaby znów na ziemi. Wszystko było stracone na zawsze. On rzekł: „Oto jestem”. Słowo to On. To Ten, który z miłości dla nas mówi wiecznie: „Oto jestem”. I łącząc czyn ze słowem przyszedł.

Stał się człowiekiem: Stajenka.

Stał się mężem boleści: Krzyż.

Stał się chlebem: Hostia.

Oto trzy stopnie Jego zstąpienia na ziemię.

I to jeszcze nie wszystko. Jak mnie odkupił? Nie zapłacił za mnie z zewnątrz, jak człowiek płacący grzywnę, by uwolnić swego sąsiada; taki czyn nie zawiązuje więzów krwi; Chrystus zrobił o wiele więcej. Nie tylko stał się jednym z nas, żeby nas zbawić, ale każdego z nas uczynił częścią siebie, częścią siebie samego. „Jam jest szczep winny” (J 15, 5).

Na czym polega zaszczepienie? W pień surowy wprowadza się szlachetną gałązkę, albo na odwrót. I gałąź wszczepiona żyje odtąd sokami pnia. Przez grzech pierworodny straciłam moje życie Boskie. Przyszedł Chrystus i legł na krwawym drzewie krzyża. Przez zasługę ran Jego zostałam wszczepiona w Jego życie, jak obumierająca gałąź w żywe i życiodajne drzewo. On, Chrystus, posiada pełnię życia Boskiego. Przez fakt mojego z Nim związania, przez Chrzest, życie Boskie przepływa z Niego do mnie.

Żywa gałąź Chrystusa, istotna Jego cząstka: oto czym jestem.

„Chrześcijanin jest drugim Chrystusem” (Tertulian) (1)

Ponieważ jestem cząstką Chrystusa, żywą gałęzią Jezusa Zbawiciela, moim powołaniem jako chrześcijanki jest żyć w sposób Boski, w sposób, jeśli tak można powiedzieć, Chrystusowy.

Co to znaczy?

Nie chodzi o to, żeby naśladować zewnętrzne czyny Boskiego Mistrza. Do naśladowania wielu z nich byłabym niezdolna. Nie było mi danym urodzić się w stajni, nie jest mi przeznaczone spędzić trzydzieści lat w stolarskim warsztacie, ani umrzeć na katowni krzyża.

Dla mnie żyć Chrystusem to znaczy odtworzyć w sobie to, co było najbardziej wewnętrzną treścią życia Pana Jezusa, to znaczy przyjąć nastawienie duszy, które miał On, Mistrz dobry, a mianowicie usposobienie zupełnego poddania się Bogu dla chwały Ojca i zbawienia dusz. Syn w niebie był równy Ojcu; aby odkupić pierworodne nieposłuszeństwo człowieka poniżył się i poddał się posłuszeństwu. Chciał być tym, który wyrzeka się własnej woli przez miłość podwójną: miłość do Ojca i miłość do nas. Ja także będę drugim Chrystusem, jeśli na każdą chwilę życia przyjmę to wewnętrzne usposobienie Zbawiciela. To, czego chce moja natura, mój kaprys, moje kłopotliwe i hałaśliwe „ja”, to się nie liczy, nie powinno się liczyć. Tak jak dla Pana Jezusa, jedna tylko rzecz powinna wchodzić w rachubę: pełnić wolę Ojca przez miłość. Postępować w ten sposób, to być drugim Chrystusem. Nie przedsiębrać rzeczy nadzwyczajnych, ale wypełniać to, czego Bóg żąda ode mnie w każdej chwili, tak, jakby to wypełniał Chrystus na moim miejscu, z tą samą dbałością o wolę Bożą, z całą doskonałością i z całą wspaniałomyślną szerokością intencji.

„Mój pokarm jest – mówił Jezus – żebym czynił wolę Tego, który mnie posłał” (J 4, 34). Odtąd będzie to i moim pokarmem. To właśnie znaczy stać się Jezusem, być drugim Jezusem.

Jak się modlić?

Czy rozumiem na czym polega prawdziwa modlitwa chrześcijańska, to znaczy czy rozumiem:

1. Że jedynie Chrystus może dać Bogu cześć, dziękczynienie i zadośćuczynienie, godne Boga, ponieważ On sam rozporządza nieskończonością?

2. Że w ofierze składanej przez Chrystusa moje miejsce jest naznaczone, ponieważ stanowię z Nim jedno? Właśnie dlatego Chrystus niejako wcielił nas w swą osobę, bo chciał włączyć nas w swoją działalność odkupiającą, a przez to włączyć w swoją nieskończoną adorację, w nieskończone zadość czynienie, w swoje apostolskie promieniowanie.

Prawdziwa modlitwa chrześcijańska polega więc na tym, by: ofiarować Jezusa Chrystusa; ofiarowywać siebie z Chrystusem.

Ofiarowywać Jezusa Chrystusa, jest jedyną modlitwą godną Boga, godną nieskończoności Boga. A mogę tę ofiarę składać, ponieważ mój Chrzest dał mi ku temu moc. Na tym polega królewskie kapłaństwo każdego chrześcijanina; święcenie sakramentalne doprowadza to kapłaństwo do pełnego rozkwitu w człowieku, który jest nim obdarzony, i czyni go zdolnym do składania ofiary, nie takiej jak moja, prywatnej i osobistej, ale daje mu prawo do ofiarowywania Bogu Najwyższemu świętego Baranka w sposób oficjalny, publiczny i społeczny.

Ofiarowywać siebie z Chrystusem. Gdy Chrystus składa się w ofierze, ofiarowuje się cały. Będąc cząstką Jego osoby, jestem też cząstką Jego modlitwy, Jego ofiary.

A więc, gdy się modlę, powinnam to robić ze zrozumieniem, że jestem przedłużeniem Chrystusa. Modlić się tak, jakby się na moim miejscu modlił Chrystus, z tą samą doskonałością w szczegółach (postawa zewnętrzna, odsuwanie roztargnień itd.), z tymi samymi intencjami (pragnienie Królestwa Bożego, zbawienie świata).

Cena życia

Dzielna dziewczyna, Ludwika de Bettignies, którą zbytnia odwaga doprowadziła do niemieckiego więzienia i która tam umarła na zapalenie płuc, jasno zdawała sobie sprawę z tego, co ryzykuje przez swoją działalność patriotyczną. Była przygotowana na to, że będzie schwytana i rozstrzelana. „Wiem jak się to skończy – mówiła do swojej zaufanej współpracowniczki. – Wiele oddałam sprawie. Spieszmy się i zdziałajmy więcej, zanim będziemy schwytane”.

Dla sprawiedliwego śmierć nie jest tym groźnym wypadkiem, za jaki uchodzi w oczach wielu. Śmierć dobrze zrozumiana jest ostatnią wielką radością życia, bo przemienia w wieczne to, co było tylko przejściowe, bo owija w światłość to, co posiadaliśmy tylko w ciemnościach, bo pozwala nam używać tego, co było niewidoczne i niewyczuwalne. Z punktu widzenia nadprzyrodzonego, jedyną straszną rzeczą w śmierci jest to, że oznacza ona kres pracy wzbogacającej, że zatrzymuje życie na pewnej liczbie, i że ta liczba na całą wieczność pozostanie tym, czym była; dlatego też ci, którzy śmierć na właściwych ważą szalach, pragną nadać swemu życiu maksimum wydajności.

Na ziemi pracowałam nad swoim uświęceniem niejako oszczędnie i pod miarą; moja chwała w niebie będzie dla mnie odmierzona tą samą miarą, będzie ustosunkowana do stopnia łaski, której się dosłużyłam na ziemi. Niebo nie jest czym innym, jest tylko inne. Stopień mojej łaski na ziemi, będzie tam stopniem mojej chwały. Na ziemi przez każde odniesione nad sobą zwycięstwo podnoszę swój stopień łaski, tam nie będę już mogła pracować, będę mogła tylko korzystać. Wycisnę więc z mego życia na ziemi wszystkie możliwe zasługi dla nieba.

Jak pięknym krajem jest ta ziemia, gdzie każda minuta może mnie uświęcić!

Ks. Raoul Plus SI

(1) Tertulian – Quintus Septimus Florentius Tertullianus (ok. 155–ok. 220) – pisarz i apologeta chrześcijański; całą swoją wiedzę retora i adwokata poświęcił obronie wiary; odpierał kierowane pod adresem chrześcijan zarzuty o ateizm i niemoralność; pisząc oryginalną i zwięzłą łaciną dał podwaliny łacińskiego języka teologicznego.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Dziewczętom ku rozwadze.