Rozdział trzeci. O tym, jak królowie walczyli dla własnej chwały

Po śmierci Godfryda w Jerozolimie panowało wielu królów, ale nie było wśród nich ani jednego, który by go przypominał. Zwierzchnika Kościoła w Ziemi Świętej nazywano patriarchą Jerozolimy i miał on w swoich rękach wielką władzę. Niestety, często zdarzało się tak, że patriarcha i król byli wrogami i zamiast sobie pomagać w dziele umacniania chrześcijaństwa, wydzierali sobie nawzajem władzę. Gdyby nie dwa wielkie zakony rycerskie, muzułmanie szybko zdmuchnęliby nowe królestwo z powierzchni ziemi.

Na długo przed pierwszą krucjatą, w pobliżu Świętego Grobu powstał szpital, a bracia, którzy go prowadzili, byli uprzejmi dla pielgrzymów i dobrzy dla biedaków. Kiedy zdobyto Jerozolimę, udzielili tak wielkiej pomocy krzyżowcom, że wielu wstąpiło do ich bractwa. Przysięgali nie ustawać w walce z Saracenami i nie szukać bogactw dla siebie, a nazywano ich szpitalnikami. Ubierali się w długie, czarne suknie, w czasach pokoju ozdobione pięcioma białymi krzyżami. Na wojnie na taką suknię narzucali drugą, czerwoną, ze srebrnym krzyżem na ramieniu. Rycerzy z drugiego zakonu nazywano templariuszami. Nosili długi, biały płaszcz z czerwonym krzyżem na ramieniu, a do bitwy szli pod sztandarem, którego jedna połowa była biała, a druga czarna, co miało oznaczać, że są prości i szczerze oddani Chrystusowi, ale okrutni i przerażający dla muzułmanów. Templariusze byli tak dumni ze swego ślubu ubóstwa, że nawet na ich pieczęci widniał wizerunek dwóch rycerzy jadących na grzbiecie jednego konia. Ale choć tak się tym chełpili, w codziennym życiu wkrótce zapomnieli o tej cnocie.

Gdyby król i patriarcha Jerozolimy, templariusze i szpitalnicy mieli zawsze na względzie to, co symbolizował ów czarno-biały sztandar i traktowali z oddaniem chrześcijan, nikt nie zdołałby się im oprzeć. Oni jednak woleli walczyć między sobą i opowiadać o rywalach przykre rzeczy, czym tylko osłabiali królestwo, które przysięgali przecież wzmacniać.

Tymczasem w Europie nastąpiło wiele zmian. Krucjata uczyniła dużo mniej dla chrześcijan w Ziemi Świętej, niż spodziewał się Piotr Pustelnik, przyniosła za to wiele korzyści krajom, z których pochodzili krzyżowcy. Przede wszystkim nauczyła ludzi myśleć za siebie.

Choć nie wszyscy uważali, że jest to rzecz szczególnie dobra. Na przykład Bernard, który nauczał podczas drugiej krucjaty, wcale tak nie myślał. Wolał, aby to Kościół rządził wszystkimi i wszystkim. Bernard był wielkim człowiekiem, a póki żył, i królowie i cesarze okazywali mu posłuszeństwo, jakby byli małymi dziećmi. Sam papież zwykł był prosić go o radę. Bernard zawsze wiedział, czego chce, i szybko znajdował najlepszy sposób osiągnięcia celu, gdyż serce miał proste i nie pożądał ani ziemskiej sławy, ani bogactwa dla siebie. Został mnichem w bardzo młodym wieku, a choć wychowano go w wielkim zbytku, jadał tylko gruboziarnisty chleb namoczony w ciepłej wodzie. Niechętnie pozwalał sobie na przyjemności, czy to ciała, czy umysłu. Ponoć pewnego razu przyjaciele skłonili go do uśmiechu, co uznał za tak wielki grzech, że przez dwadzieścia pięć dni leżał krzyżem przed ołtarzem, modląc się o wybaczenie.

Kiedy ktoś chciał wstąpić do jego zakonu, powiadał:

– Tylko dusza może do niego wstąpić, ciało musisz zostawić na zewnątrz.

Jednak choć Bernard był wielkim i silnym człowiekiem, krucjata, którą zaplanował, zakończyła się klęską. Tysiące rycerzy i piechurów straciło życie w Azji, a przywódcy wrócili do Europy zaledwie z garstką ludzi.

Niedługo po zakończeniu drugiej krucjaty młodzieniec o imieniu Saladyn przybył do Egiptu z Damaszku. Lubił próżnować i korzystać z przyjemności życia i wcale nie miał ochoty porzucać swojego wygodnego domu na północy, jechać do Egiptu i walczyć za swego stryja. Kiedy mu powiedziano, że musi, odparł:

– Dobrze, pojadę, ale z rozpaczą skazańca prowadzonego na śmierć.

Władcę Egiptu otaczało wielu ludzi pragnących władzy i chwały, dlatego sułtan słusznie się obawiał, że któryś z nich zabije go w końcu i zajmie jego miejsce. Kiedy poznał Saladyna, przekonał się, że choć jest wielkim wojownikiem, beztrosko traktuje sławę swojego imienia. To sprawiło, że zapragnął go przy sobie zatrzymać i w ten sposób Saladyn otrzymał dowództwo nad siłami zbrojnymi Egiptu.

Wówczas jednak nastąpiła w nim zaskakująca przemiana. Kiedy tylko uzyskał władzę nad ludźmi, przestał się zachowywać jak bezmyślny młodzieniec i stał się poważnym wodzem armii. Zamiast dorastać powoli, jak to się dzieje z większością ludzi, z dnia na dzień zmienił się z rozbrykanego i samowolnego dziecka w silnego mężczyznę, który gotów jest znieść wszelkie przeciwności losu, byle tylko osiągnąć swój cel. Wkrótce władca Egiptu umarł, a Saladyn zajął jego miejsce. Został też panem Bagdadu, co dawało mu władzę nad całym muzułmańskim światem.

Tymczasem chrześcijańską Jerozolimą władali słabi i nieudolni królowie. Kiedy Saladyn został panem Bagdadu, początkowo planował zawrzeć z nimi pokój, choć wcale nie dlatego, że żywił wobec nich jakieś ciepłe uczucia. Po prostu chciał zdobyć czas na umocnienie swego królestwa, a potem rozpocząć walkę o wąski pas syryjskiej ziemi, która należała do chrześcijan. Był to jedyny teren w tym rejonie świata, który nie podlegał jego władzy.

Jednak pewien szlachcic z królestwa Jerozolimy, pan na zamku Krak, łamał rozejm. Napadał na karawany i zabijał muzułmanów kiedy tylko mógł, aż wreszcie Saladyn wpadł w złość i uznał, że nie może dłużej tolerować takiego postępowania. Postanowił natychmiast zaatakować Jerozolimę. W Świętym Mieście zazdrość i gorycz bezustannie wywoływały konflikty pomiędzy tymi, którzy powinni być przyjaciółmi. Rycerze spod znaku czerwonego krzyża nienawidzili tych z białym, a jeśli zdarzyło im się działać wspólnie, to nie po to, by walczyć z wrogiem, ale z chrześcijańskim duchowieństwem. Nawet strzelali z łuków do księży na ulicach Jerozolimy. Kapłani zbierali te strzały, kładli je pod gołym niebem i modlili się do Boga, aby ukarał rycerzy. Dlatego, kiedy nadszedł czas, by zmierzyć się z Saladynem, nie sposób było skłonić chrześcijańskiej armii, by walczyła jak jeden mąż.

Saraceni zajęli Tyberiadę, miasto leżące nad Jeziorem Galilejskim. Kiedy doniesiono o tym królowi Jerozolimy, ten wyruszył natychmiast na spotkanie sił Saladyna, w towarzystwie hrabiego Rajmunda, na którego ziemiach leżała Tyberiada. Choć w mieście znajdowała się żona i dzieci hrabiego, powtarzał on królowi:

– Ta armia, to wszystko, co mamy. Jeśli ją stracimy, stracimy i Święte Miasto. Ruszajmy w miejsce, gdzie na tyłach będziemy mieć twierdzę, a Saladyn będzie musiał sam zaatakować. Nie atakujmy jego wojska. Wolę stracić swoje ziemie i wszystko co posiadam, jeśli tylko w ten sposób zdołam ocalić Święte Miasto.

Ale inni rycerze przekonali króla, że Rajmund potajemnie trzyma z Saladynem i chce, żeby to on wygrał. Król dał się przekonać i armia ruszyła do Tyberiady. Kiedy dotarli na miejsce, przekonali się, że wszystkie okoliczne wzgórza zostały umocnione. Krwawa bitwa trwała dwa dni. Nawet muzułmanie byli zaskoczeni odwagą, z jaką biła się armia krzyżowców, aby ocalić Prawdziwy Krzyż, który ponieśli na bitwę. Opowiadali, że: „rycerze roili się wokół niego, jak ćmy wokół świecy”.

Ale w końcu biskup, który niósł krzyż, został zabity, a cenna relikwia trafiła do obozu Saladyna. Kiedy krzyżowcy podnieśli ciało biskupa, przekonali się, że pod suknią nosił kolczugę. Natychmiast doszli do wniosku, że to z powodu braku wiary kościelnego dostojnika przegrali bitwę, ponieważ wcześniej zawsze ten, który niósł krzyż, szedł do walki nieuzbrojony.

Kiedy zabrano Prawdziwy Krzyż, armia krzyżowców straciła odwagę, a jej dowódcy jeden po drugim dostawali się w niewolę. Hrabia Rajmund uciekł, ale wkrótce umarł ze smutku po stracie domu i świętej sprawy.

Kiedy król i pan na Krak stanęli przed Saladynem, ten powitał monarchę uprzejmie i podał mu kielich chłodnego wina. Król był zgrzany i osłabiony po bitwie. Wino było mu miłe i pozwalało żywić nadzieję, że Saladyn potraktuje ich dobrze. Napił się więc, ale kiedy chciał podać kielich panu na Krak, Saladyn go powstrzymał.

– Zdrajca nie będzie pił w mojej obecności – wykrzyknął.

Hrabia spojrzał na niego z pogardą. Zachowywał się wyzywająco, jakby był wolnym człowiekiem we własnym zamku, czym jeszcze bardziej rozzłościł Saladyna.

– Wybieraj pomiędzy przyjęciem wiary muzułmańskiej a śmiercią – rzekł sułtan. Choć pan na Krak nie przestrzegał rozejmu, nie zamierzał zdradzać swej wiary tylko po to, by ratować życie. Szybki jak myśl bułat tureckiego żołnierza ściął głowę hrabiego, którego ciało padło bez życia u stóp króla. Następnie przyprowadzono schwytanych rycerzy.

– Zabijcie wszystkich, co do jednego. Wytępię na ziemi tę nieczystą rasę – rozkazał Saladyn swoim ludziom. Ale ci się wzdragali. Rycerze byli pozbawionymi broni jeńcami, a muzułmańscy żołnierze nie mieli ochoty na rzeź. Jednak Saladyn nie chciał słuchać nawet własnych ludzi, gdy błagali o darowanie życia krzyżowcom. Musieli spełnić jego wolę, a rycerze po kolei padali martwi u stóp króla.

Zakończywszy te straszne uczynki, Saladyn ruszył w pośpiechu do Jerozolimy. Przodem wysłał wiadomość do mieszkańców miasta:

– Ja, podobnie jak wy, uważam Jerozolimę za dom Boga. Nie zamierzam zbrukać jej krwią, jeśli zostanie mi oddana na drodze pokoju. Jeśli się poddacie, pozwolę wam odejść wolno, gdzie zechcecie i dam wam tyle ziemi, ile zdołacie wziąć pod uprawę.

Ale chrześcijanie odparli:

– Nie możemy poddać miasta, w którym umarł nasz Bóg. A tym bardziej ci go sprzedać.

Później jednak, kiedy przekonali się, że nie utrzymają Jerozolimy, zaproponowali, że zgodzą się na wcześniejsze warunki.

– Za późno – odparł Saladyn. – Spójrzcie tylko, moje żółte sztandary już powiewają na murach!

Nie przypuszczał jednak, jak odważni są jego przeciwnicy. Wkrótce nadeszła ich odpowiedź:

– Świetnie, w takim razie zniszczymy miasto. Wasz meczet i kamień Jakuba, który czcicie, zamienią się w pył. Zabijemy też pięć tysięcy muzułmańskich jeńców. Po nich zabijemy nasze żony i dzieci, a na koniec runiemy na ciebie z mieczami i ogniem. I żaden z nas nie polegnie, póki nie zabije mieczem dziesięciu muzułmanów.

Kiedy Saladyn usłyszał te groźby, odarł, że pozwoli odejść wolno wszystkim tym, którzy zapłacą okup.

W dniu, w którym chrześcijanie mieli opuścić Jerozolimę, Saladyn zasiadł na tronie i obserwował wychodzące z bramy tłumy. Pierwsi szli duchowni, którzy nieśli naczynia liturgiczne i ozdoby z kościoła Świętego Grobu, potem królowa, a wraz z nią grupa szlachty, a na koniec wielki tłum ludzi. Wszyscy byli bardzo smutni. Porzucali swe domy i rodzinne miasto, a niektórzy również przyjaciół, na których okup zabrakło im pieniędzy. Co i raz ktoś z tłumu zdobywał się na odwagę, padał do stóp Saladyna i błagał o wolność dla męża czy dzieci, które zostały w mieście. Saladyn i jego brat zapłacili okup za tysiące ludzi i w końcu w mieście została tylko garstka chrześcijan, którzy popadli w muzułmańską niewolę.

Zasmuceni chrześcijanie zniknęli z ulic Świętego Miasta, które zaludniły teraz tłumy radosnych i podnieconych muzułmanów. Jerozolima była dla nich niemal równie świętym miastem, jak dla chrześcijan. Szybko zrzucili wielki krzyż z kopuły meczetu Omara, wodą różaną wyszorowali ściany i podłogi od wewnątrz i na zewnątrz, aby nigdzie nie pozostał nawet pył obecności niewiernych. Muzułmanie nazywają Boga „Allach”, a Saladyn został tu powitany jako „jasna gwiazda Allacha”.

Kiedy wieści o upadku Jerozolimy dotarły do Europy, zapanowała wielka rozpacz. Papież umarł ze smutku, dwory królewskie okryły się żałobą, a księża zasłaniali figury świętych w kościołach. Zapomniano o pieśniach miłosnych i rycerskich – minstrele śpiewali wyłącznie o utraconym mieście.

Święte Miasto przysięgli odzyskać trzej wielcy królowie. Byli to: Ryszard, król Anglii, Filip, król Francji, i Fryderyk, cesarz Niemiec. Cesarz wyruszył pierwszy. Przezywano go „Barbarossa”, czyli „ruda broda”, ponieważ taki zarost nosił. Zabrał ze sobą armię dzielnych żołnierzy, którzy bardzo go kochali i bez słowa protestu spełniali wszystkie jego rozkazy. Nigdy nie pozwalał im próżnować, ani lenić się po odniesieniu zwycięstwa, tylko prowadził ich w nienagannym szyku od bitwy do bitwy i niszczył wszystko na swej drodze. Wieści o jego wielkim marszu dotarły wkrótce do Saladyna, i nawet on obawiał się, że jego armie nie dadzą rady tak wielkiemu wojownikowi. Ale pewnego dnia, gdy Fryderyk odpoczywał na brzegu rzeki, kawałek drogi na północ od Ziemi Świętej, zapragnął ochłodzić się w jej nurcie. Wskoczył do wody i nagle zamarł, zupełnie jakby go coś ogłuszyło. Wielki cesarz Barbarossa został wyciągnięty na brzeg już martwy. Pochowano go w Tyrze, w kościele krzyżowców. Ale jego poddani w Niemczech nie mogli uwierzyć, że nie żyje, dlatego wymyślili o nim piękną legendę. Według niej za pomocą czarów Fryderyk został przeniesiony ze Wschodu do Niemiec, spoczywa na zamku, w wielkiej sali i czeka, aż kraj zacznie go potrzebować. Zbudzi się ponoć, gdy ta potrzeba będzie największa, wyważy drzwi swego więzienia i wyjdzie uwolnić ojczyznę. Ale jak dotąd nikt nie widział błysku rudej brody Barbarossy w mrocznej zamkowej sali, ani nawet nie znalazł zamku, w którym podobno spoczywa cesarz.

***

Wielu rycerzy w Anglii i Francji miało dość czekania na swych królów i ruszyli walczyć pod sztandarem króla Jerozolimy.

Kiedy wreszcie król Filip i król Ryszard wyruszyli w drogę do Ziemi Świętej, burza zagnała ich na wyspę. Spędzili tam całą zimę, ale stracili dużo więcej niż tylko czas. Przyjaźnili się od dawna, ale kiedy wyruszyli na wspólną wyprawę, pokłócili się tak bardzo, że choć obaj dokonali wielu odważnych czynów, wszystko przysłoniła gorzka nienawiść i zazdrość, która między nimi zawisła.

Kiedy Filip dotarł do armii chrześcijańskiej, ta oblegała właśnie Akkę i znajdowała się w wielkim niebezpieczeństwie, ponieważ zaraz za ich namiotami zaczynał się obóz muzułmanów. Kiedy rycerze atakowali Akkę, wróg wpadał do ich obozu i zabijał tych, których pozostawiono na straży. Dlatego armia Krzyża z radością powitała widok żagli floty Filipa, ale kiedy król Francji wylądował, oświadczył, że nie będzie walczył, póki nie przybędzie na miejsce Ryszard. Nawet jednak po długim czasie, jaki upłynął nim obaj królowie znaleźli się w chrześcijańskim obozie, ich armie nie chciały walczyć ramię przy ramieniu. Ryszard tak bardzo się obawiał, że to wojskom Filipa przypadnie chwała za czyny Anglików, a Filip tak bardzo nie chciał, by Anglia zbierała pochwały za odważne uczynki Francuzów, że kiedy jeden król szedł w bój, drugi się tylko przyglądał!

Czasami mijały całe dnie, a nawet tygodnie bez żadnych walk. Podczas tych okresów pokoju obaj chrześcijańscy królowie utrzymywali bardziej przyjacielskie stosunki z Saladynem niż między sobą. Pewnego razu obu złożyła choroba. Każdy podejrzewał, że drugi zadał mu truciznę, ale obaj bez strachu przyjmowali żywność i lekarzy od Saladyna. W czasie przerw w walkach muzułmanie i krzyżowcy brali udział w turniejach i organizowali tańce na placach między namiotami. Nawet w bitwie widywano oznaki tej dziwnej przyjaźni, gdyż Saladyn ruszał w bój z rycerskim emblematem na piersiach.

Szeregowi żołnierze nie mieli pojęcia co mają o tym myśleć. Przybyli tu ze swymi panami walczyć o Święte Miasto i pomagać chrześcijanom w nieszczęściu, a tymczasem ich panowie wydawali się dużo bardziej skorzy do wymieniania podarków z muzułmańskim wodzem, niż do ruszenia na Jerozolimę.

Ale chociaż Ryszard i Filip jakby zapomnieli, że ich celem była walka o uwolnienie chrześcijan, Saladyn pamiętał dobrze, że ślubował pozbyć się krzyżowców ze swego królestwa. Podziwiał odważne czyny Ryszarda, niemniej zamierzał usunąć go ze Wschodu.

Po dwóch latach Akka wpadła w ręce krzyżowców. Rycerze chcieli wymusić na Saladynie przyrzeczenie, że zwróci im Prawdziwy Krzyż, gdyż ci, którym naprawdę zależało na odzyskaniu Jerozolimy uważali, że to strata cennej relikwii stała się przyczyną wszystkich klęsk. Zresztą ludzie wierzyli wtedy w bardzo dziwne rzeczy, na przykład, że od czasu utraty Prawdziwego Krzyża pod Tyberiadą w całej Europie dzieciom wyrastają tylko dwadzieścia dwa zęby zamiast trzydziestu dwóch. Ale samego Ryszarda niewiele obchodziło drewno z Prawdziwego Krzyża, dlatego pozwolił muzułmanom je zatrzymać.

Saladyn wpadał w wielką złość kiedy inni nie dotrzymywali obietnic, ale sam nie spieszył się z wypłatą okupu, który obiecał za puszczenie wolno mieszkańców Akki. Ryszarda tak rozzłościła ta zwłoka, że kazał stracić pięć tysięcy jeńców. Wówczas Filip, który tęsknił za Francją, wykorzystał okrutny czyn Ryszarda jako pretekst do powrotu. Mniej więcej w tym samym czasie król Anglii zraził sobie dwóch innych chrześcijańskich panów. Zirytował szlachcica o imieniu Konrad i obalił na ziemię chorągiew Leopolda Austriackiego. Kiedy Filip odpłynął, ci dwaj pozwolili Ryszardowi objąć dowództwo nad całą armią krzyżowców, ale nigdy nie zapomnieli mu jego dumy i uporu.

Gdy król poprowadził wojska na południe, w kierunku Jerozolimy, wyszła im na spotkanie cała chmara Saracenów. Wydawało się, że nie ma nadziei nie tylko na zwycięstwo, ale nawet na bezpieczny odwrót, niemniej sama myśl o tym, że Święte Miasto znajduje się tak niedaleko, sprawiła, że krzyżowcy walczyli zażarcie, aż wrogowie zaczęli przed nimi uciekać. Jednak gdy świętowali to zwycięstwo, spadła na nich kolejna armia muzułmańska i wszystko wydawało się stracone. Wówczas Ryszard pogalopował na czoło oddziałów i jeszcze raz chrześcijanie odnieśli zwycięstwo.

Choć król Anglii był wielkim rycerzem i choć czasami sama myśl o Jerozolimie sprawiała, że niczego na świecie nie pragnął tak bardzo, jak odbić ją z rąk Saracenów, nie zawsze dotrzymywał własnych ślubów. Po tym zwycięstwie zatrzymał się w mieście o nazwie Jafa, gdzie zorganizował sobie wesoły dwór. Stąd jeździł na polowania i poszukiwanie przygód, przy których to okazjach kilka razy omal nie zginął. Pewnego razu został otoczony przez oddział Saracenów. Zamierzali właśnie wziąć go w niewolę, kiedy jego towarzysz, francuski rycerz, wykrzyknął:

– Oszczędźcie mnie! Jestem królem!

Zawołał tak rzecz jasna po to, by król mógł odejść wolno. Saraceni rzucili się na niego, a Ryszard szybko odjechał.

Innym razem król zobaczył, jak wróg atakuje niewielką grupę rycerzy, którzy udali się na poszukiwania paszy dla koni. Wskoczył zaraz na swego wierzchowca i pogalopował przez równinę. Towarzysze, którzy ruszyli za nim, z trudem dotrzymywali mu kroku, a kiedy ujrzeli, jak wielka jest liczba Saracenów, zaczęli błagać, by zawrócił i opuścił zagrożonych rycerzy. Wówczas Ryszard wpadł w wielki gniew, odwrócił się do nich i powiedział:

– Jak mógłbym mienić się królem, gdybym porzucał swoich poddanych w niebezpieczeństwie?

I runął na wroga. Rycerze, których zaskoczył atak Saracenów, na widok króla poczuli przypływ odwagi. Walczyli dzielnie u jego boku i już wkrótce Ryszard poprowadził szczęśliwie całą grupę z powrotem do obozu w Jafie.

Kiedy krzyżowcy zabawiali się wesoło na dworze Ryszarda, chrześcijanie, którym przysięgli pomóc, pracowali ciężko przy budowie murów, gdyż Saladyn zamierza ł uczynić z Jerozolimy twierdzę tak silną, by nawet Ryszard nie zdołał jej zdobyć. Dlatego zmusił pozostających w jego mocy chrześcijan, by wznosili mury, które miały uniemożliwić ich przyjaciołom przyjście im z pomocą.

Po odpoczynku w Jafie Ryszard poprowadził armię do Askalonu. Miał nadzieję zdobyć to miasto i wszystkie forty, jakie wokół niego wzniesiono, gdyż była to jedna z najsilniejszych twierdz w całym kraju. Ale kiedy armia dotarła na miejsce, wszystkim wydłużyły się miny, gdyż Askalon został obrócony w kupę gruzu. Saladyn nie miał dość ludzi, by go bronić, więc zamiast zostawiać zbyt szczupły garnizon, nakazał swym ludziom zburzyć miasto, aby nikt nie mógł znaleźć w nim bezpiecznego schronienia. Bolał bardzo z tego powodu i powiedział nawet, że wolałby śmierć jednego z synów od zburzenia takiej twierdzy. Ale w niczym nie przypominał Ryszarda, który raz życzył sobie jednego, a raz drugiego. On chciał tylko jednej rzeczy: aby wszyscy krzyżowcy umarli albo opuścili Ziemię Świętą. Więc choć raniła go boleśnie konieczność zburzenia wież i murów Askalonu, nakazał to uczynić.

Kiedy Ryszard ujrzał ruiny, zrzucił zbroję i zaczął dźwigać leżące na kupie kamienie, by znów zbudować z nich fortyfikacje. Rycerze i żołnierze poszli zaraz w jego ślady i już wkrótce mury zaczęły się wznosić coraz wyżej. Przez krótki czas wszystko szło doskonale, ale szlachtę szybko znużyła taka ciężka praca, za której wykonanie nie mogli w dodatku zyskać takiej chwały, jak na wojnie. Pierwszym, który rzucił precz narzędzia był Leopold, ten sam, którego chorągiew Ryszard obalił w Akce. Odwrócił się ze złością i oświadczył:

– Nie jestem ani stolarzem, ani murarzem!

Inni poszli w jego ślady i odtąd patrzyli z pogardą na tych, którzy nadal pracowali z królem. Ale nawet wśród tych, którzy trwali u boku monarchy, wielu było takich, którzy pragnęli jak najszybciej ruszyć do Jerozolimy. Wiedzieli, że nawet sam wielki Saladyn boi się spotkania z wojskiem Ryszarda, gdyż odwaga angielskiego króla była równie sławna w obozie Saracenów, jak w jego własnym. Powiadano, że grzywy arabskich koni jeżą się na sam dźwięk jego imienia i że jeśli jakiś jeździec czuje, że koń mu się zapiera, mówi: „Czy tam w krzakach nie czai się przypadkiem król Ryszard?”.

Nic dziwnego, że wojska, które tyle wycierpiały w imię Jerozolimy, żałowały, że Ryszard ociąga się z marszem ku Świętemu Miastu. W końcu król ustąpił i razem ze swymi rycerzami ruszył na Jerozolimę. Wszyscy byli radośni i szczęśliwi, a heroldowie co i raz wykrzykiwali dawne zawołanie: „Ocalcie Grób Święty!”. Wydawało się, że jeszcze raz sztandar Krzyża powiewać będzie nad murami miasta, w którym umarł Chrystus. Saladyn postanowił wycofać się za mury. Każdy kolejny posłaniec donosił o przerażeniu panującym w obozie Saracenów, a armia Krzyża maszerowała naprzód pełna wielkich nadziei.

Ale wśród ludzi z najbliższego otoczenia Ryszarda byli i tacy, którzy nalegali, aby zawrócił. Mówili, że nawet jeśli zdobędą Jerozolimę, nie zdołają jej utrzymać, a Ryszard słuchał ich rad i zaczynał się wahać. Jego wojska niecierpliwie czekały szturmu na miasto, którego wieże i kopuły wznosiły się już w oddali. Ale król rzucił w tamtym kierunku tylko jedno tęskne spojrzenie, po czym zawrócił ku morzu.

Choć sam podjął tę decyzję, był równie rozżalony, jak jego żołnierze. Nigdy wcześniej nie czuł aż takiego gniewu na Saracenów i od tamtej chwili walczył z nimi z jeszcze większą zuchwałością i odwagą niż wcześniej. Na wybrzeżu wsiadł na statek i ruszył wzdłuż wybrzeża, do Jafy. Ale gdy zawijał do portu, Saraceni zajmowali właśnie miasto. Ryszard nie czekał, aż statek przycumuje do nabrzeża, tylko skoczył do wody, wyszedł na brzeg i runął na nieprzyjaciół, a za nim jego dzielni rycerze. Saraceni uciekli. Wrócili jednak po trzech dniach, a Ryszarda obudził w nocy okrzyk: „Do broni!”.

Nie było czasu na zakładanie zbroi – ledwie go starczyło, żeby się ubrać. Kiedy Ryszard znalazł się w siodle, zakrzyknął:

– Walczcie jak ci, których jedyną nadzieją jest odwaga. Zaprawdę, ja sam roztrzaskam głowę każdego, który nie wypełni swego obowiązku.

Zaraz potem runęła na nich wielka masa Saracenów. Rozległy się trąbki, a w powietrzu załopotały sztandary. Zdawać się mogło, że dla garstki odważnych rycerzy nie ma nadziei. Ale był z nimi król o lwim sercu, za którego mieczem podążało zwycięstwo. Ludzie ledwie mogli uwierzyć, że jest śmiertelnym człowiekiem, gdyż w środku każdego zażartego boju wyrastał nagle jak spod ziemi. Raz wydało się jego towarzyszom, że król został okrążony przez Saracenów. W ich sercach zagościł strach, aż tu nagle Ryszard ruszył ku nim spośród szeregów wroga. Jechał na koniu, którego nigdy wcześniej nie widzieli. Kiedy zabito pod nim wierzchowca, brat Saladyna posłał mu w sam środek bitwy dwa inne, ponieważ uważał, że nie wypada, by tak wielki i odważny rycerz walczył pieszo. Krzyżowcy wygrali bitwę, ale gdy wrócili do obozu, zastali tam kolejną. Wróg wkroczył do miasta. Choć dzień był długi i ciężki, rycerze pozostali silni i nieustraszeni i wkrótce na powrót stali się panami Jafy. Gdy starcie dobiegło końca, popatrzyli po sobie w zdumieniu. Nawet im samym wydawało się niemożliwe, że odnieśli tak wielkie zwycięstwo. Ziemię pokrywały setki zwłok Saracenów, ale w całej bitwie poległ tylko jeden rycerz chrześcijański!

Tymczasem Ryszard niecierpliwie wyglądał dnia powrotu do Anglii i chciał zawrzeć pokój. Saladyn, który pragnął wytępić chrześcijan na swoich ziemiach, wzdragał się przed tym, ale jego doradcy uważali, że jeśli tylko Ryszard opuści Bliski Wschód, nie będą się już musieli obawiać innych krzyżowców. Mieli nadzieję, że król Anglii odpłynie natychmiast, jak tylko Saladyn zawrze z nim pokój. Ustalono, że wiele portów należeć teraz będzie do chrześcijan i że wszystkim będzie wolno pielgrzymować do Jerozolimy, odwiedzić święte miejsca. Aby układ był równie ważny dla obu stron, zaprzysiężono go na Biblię i Koran, księgę równie świętą dla Saracenów, jak Biblia dla armii chrześcijańskiej.

Choć Ryszard bardzo chciał zawrzeć pokój, kiedy nadszedł moment opuszczenia Ziemi Świętej, miał wrażenie, że serce mu zaraz pęknie. Chociaż w armii byli ludzie, którzy mu nie ufali oraz tacy, którzy mu zazdrościli, setki żołnierzy kochały go tak bardzo, że nie chciały potem służyć pod innym dowódcą. Tłoczyli się wokół niego łkając, a potem patrzyli, jak wchodzi na okręt. Kiedy Ryszard spojrzał po raz ostatni na ziemię, którą miał nadzieję podbić, powiedział:

– O Ziemio Święta! Niech Bóg błogosławi twoich mieszkańców i sprawi, abym mógł przybyć tu raz jeszcze!

Król obawiał się wracać do ojczyzny przez Francję, ponieważ zrobił sobie z jej władcy śmiertelnego wroga, obrał więc drogę położoną bardziej na północ. Czasami przebierał się za pielgrzyma, czasami za kupca, ale zbyt długo był wielkim królem, by łatwo mu przychodził udawać kogoś innego.

Pewnego razu, kiedy podróżował jako kupiec Hugon, musiał poprosić hrabiego o zgodę na przejazd przez jego ziemie. Posłał zatem giermka, który miał prosić o prawo do przejazdu i ofiarować gospodarzowi kosztowny pierścień z rubinem. Ale hrabia okazał się przyjacielem jednego z wrogów Ryszarda. Wiele słyszał o krucjatach i od razu domyślił się, że pierścień z tak wielkim rubinem może należeć tylko do króla Anglii. Odesłał klejnot z uprzejmą odpowiedzią, ale choć obiecał uczynić, o co go proszono, ułożył plan jak pochwycić kupca Hugona! Ryszard uciekł w przebraniu pielgrzyma, ale potem nadal nie wykazywał się rozsądkiem, bo ciągle nosił na palcu olbrzymi pierścień i wysyłał giermka na targ z sakwą pełną monet, które pochodziły z Ziemi Świętej. Chłopak przechwalał się nimi i pokazywał je gapiom. Potem, kiedy już było za późno, zrozumiał, co uczynił i pobiegł ostrzec swego pana. Ale Ryszard nie zamierzał uciekać. Został pojmany przez Leopolda, tego samego, którego sztandar obalił na murach Akki, i który jako pierwszy odmówił pracy przy odbudowie Askalonu.

Mieszkańcy Anglii bardzo chcieli znów ujrzeć swego króla. Słyszeli o jego odwadze na polach bitew i bardzo go kochali, ale co mogli uczynić, aby go ocalić? Nie mieli przecież pojęcia, gdzie przebywa. O tym, jak to odkryto, przetrwała dziwna historia. Otóż nim król udał się do Ziemi Świętej, wraz ze swym minstrelem, Blondelem, ułożyli wspólnie pieśń, którą śpiewali potem w duecie, na przemian, każdy jedną zwrotkę. Blondel bardzo kochał Ryszarda i wyruszył na jego poszukiwania. Najpierw ustalił, gdzie po raz ostatni widziano króla, a potem chodzi ł od wioski do wioski. Jeśli w okolicy znajdował się jakiś zamek, pytał, czy trzymają tam więźnia, a gdy odpowiedź była twierdząca, próbował się dowiedzieć kto to. Raz wpadł w wielką ekscytację, gdyż wieśniacy mieszkający przy pewnym zamku opowiedzieli mu o więźniu, który pasował do opisu króla Ryszarda. Ale Blondel chciał mieć pewność, nim wróci do Anglii. Sprawdziwszy, czy nikt go nie obserwuje, pobiegł do zamku. Obszedł go dookoła, starając się domyślić, z której strony są lochy, a gdy to ustalił, zaśpiewał kilka wersów starej pieśni. Jego głos był schrypnięty i drżący, a kiedy urwał i czekał na odpowiedź, ledwie mógł oddychać z przejęcia. Nagle z zamku dobiegł go głos Ryszarda, który odśpiewał kolejną zwrotkę pieśni.

Kiedy Blondel wrócił do Anglii i powiedział, gdzie więziony jest ich król, za jego namową ludzie, zebrali wielką sumę pieniędzy na okup za swego monarchę.

Nim Ryszard dotarł do Anglii, Saladyn zmarł. Tak, jak chrześcijańscy pielgrzymi pragnęli udać się do Jerozolimy, on marzył o pielgrzymce do Mekki, gdyż jest to najświętsze miejsce na świecie dla tych, którzy są wyznawcami wiary proroka. Ale był na to zbyt ciężko chory. Kiedy umierał w Damaszku, wysłał heroldów na ulice miasta. Przemierzali je bez chorągwi niosąc zamiast niej całun, którego Saladyn już wkrótce miał potrzebować. Co chwila wykrzykiwali:

– Patrzcie, oto wszystko, co pozostanie ze sławy Saladyna, który podbił Wschód!

Janet Harvey Kelman

Powyższy tekst jest fragmentem książki Janet Harvey Kelman Bohaterowie krucjat.