Rozdział trzeci. Ćwiczenie w posłuszeństwie

Co ojciec – to ojciec; co matka – to matka. Rola każdego z nich jest różna; razem muszą tworzyć harmonię. Jest to szczególnie istotne, gdy chodzi o wykonywanie władzy rodzicielskiej.

Główna władza jest w rękach ojca; matka, w łączności z nim, dzieli tę władzę. Oboje zatem, w zależności od swej roli, mają misję wydawania poleceń. Ojciec – w sposób nie tyle bardziej szorstki, co męski, matka – nie tyle bardziej tolerancyjnie, co delikatniej, powinna z taką samą stanowczością wymagać tego samego, co ojciec.

Postępowanie rodziców musi być wspólne, zgodne, skoordynowane, ukierunkowane na ten sam cel. Bardzo nieprzyjemna to sytuacja, gdy matka toleruje niezastosowanie się do polecenia ojca.

Ojciec ze swej strony powinien unikać zbyt dużej srogości, niepotrzebnej surowości, a co gorsza – okrucieństwa. Matka zaś powinna zapobiegać słabości dziecka i jego niedostatecznej odporności na łzy lub sprytnym metodom, odkrytym przez dziecko, w celu uniknięcia kary lub obejścia polecenia.

Powinna zwłaszcza bardzo uważać, żeby nie podkopywać autorytetu ojca – bądź to pozwalając dzieciom nie słuchać jego poleceń, bądź pod pretekstem złagodzenia jego surowości – przez zmianę jego poleceń. Ewentualnie, powinna przekonać męża do złagodzenia wymagań, jeżeli uważa, że są one zbyt surowe. W innym przypadku dzieci zaczną wkrótce rozgrywać ojca i matkę wzajemnie przeciwko sobie; będą wiedziały, że mogą uciec się do mamy, gdy tata coś nakazuje i będą mogły zignorować jego polecenie. Ojciec i matka, oboje, tracą wówczas autorytet z wielką szkodą dla siebie. Żona dyskredytuje w oczach dzieci męża, a jednocześnie siebie. Dzieci nie powinny nigdy wyczuć najmniejszej nawet dysharmonii pomiędzy rodzicami – czy to w odniesieniu do ich zasad, czy metod wychowania. Skore do wykorzystania rozdźwięku, równie szybko będą górą.

A to oznacza zniweczenie posłuszeństwa. Matka będzie mogła mieć wówczas pretensje do samej siebie za solidne zapracowanie sobie na tę klęskę.

Ma ona pełne prawo starać się o złagodzenie poleceń ojca; to zupełnie inna sprawa. Ale w tym wypadku musi uzasadnić zachowanie ojca, a nie zrzucić na niego winę za zmianę kary na mniej surową. Mąż i żona, każde z nich odpowiednio, reprezentują tylko jedno: on – siłę, ona – łagodność. Efektem mają być nie siły przeciwstawne, lecz działające synergicznie – ma być stworzenie jednej całości w postaci pary małżeńskiej.

Jeszcze jedna sprawa związana z posłuszeństwem. – Nigdy nie pozwólcie, aby dzieci rozkazywały rodzicom. Iluż to rodziców, szczególnie matek, nie jest wiernych tej zasadzie! Nie chodzi o to, żeby rodzice wydawali polecenia w sposób bezkrytyczny, lecz mądry; gdy już to zrobili, nie powinni cofać się w swoich nakazach. Nakazywać mało – to przejaw dużego autorytetu, ale żądać wykonania tego, co się poleciło – to przejaw silnego autorytetu.

Nie powinna dominować drobiazgowość, irytacja, a tylko spokojna stanowczość. Dziecko zniechęcone – a przecież nie bez przyczyny – wobec wielości oderwanych od siebie poleceń spadających na nie ze wszystkich stron, ulega wobec łagodnego a nieugiętego autorytetu. Spokój ustatkowuje je, a nieustępliwa stanowczość niezawodnie kieruje je na drogę posłuszeństwa.

Dzieci, które rozkazują

Jeżeli wychowanie dzieci od niemowlęctwa było prowadzone właściwie, istnieją wszelkie podstawy, by rodzice stali się później prawdziwymi mistrzami we własnym domu. Nie muszą przy tym stosować gwałtownego militaryzmu; powinni raczej pobudzać świętą i radosną wolność, ale gdy wydają polecenie, dzieci muszą wiedzieć, że nie ma dla nich innej możliwości, jak tylko je wykonać.

Rodzice mają wydawać mało poleceń, unikając ciągłych uwag typu: „Wyprostuj się! Nie garb się! Zrób to! Nie rób tego!”, które irytują dzieci w najwyższym stopniu, osłabiają autorytet, a z czasem niweczą wszelkie efekty starań o posłuszeństwo. W wirze nakazów i zakazów, które ich osaczają, dzieci nie są już w stanie odróżnić rzeczy ważnych od szczegółów. Nie mając siły przestrzegać wszystkich uwag, jakie otrzymują, postanawiają praktycznie nie stosować się do żadnych, z wyjątkiem tych, gdzie bolesna kara narzuca im konieczność podporządkowania się.

Chociaż rodzice powinni wydawać niewiele poleceń, powinni trzymać się tego, co kazali zrobić, i kontrolować wykonanie tego. Jeżeli dzieci zauważą, że łatwo im wyczerpać cierpliwość tych, którzy im coś nakazują lub zakazują, i że wcześniej czy później to one będą górą, będę nieświadomie, a nawet z przewrotności – notabene stale się potęgującej – kombinowały, jak odnieść kolejne zwycięstwo.

„Zostaw w spokoju klamkę!” W porządku; dziecko słyszy zakaz. Za chwilę jest znowu przy klamce. I znowu każe mu się zostawić ją w spokoju. Dziecko przełamuje się i przez jakiś czas nie podchodzi do drzwi. Ale czy wykona jeszcze jedną próbę? A dlaczegóż by nie? Po drugim poleceniu mama przeważnie na tym poprzestaje. Natomiast dziecko ponawia swój akt nieposłuszeństwa. Matka nie reaguje. Została pokonana. Zostanie pokonana na dobre.

To tylko jeden z przykładów, gdzie wychowanie jest wadliwe.

Lecz gdy dzieci wiedzą, że jeżeli coś jest powiedziane, to będzie wprowadzone w życie, pokusa odmowy wykonania polecenia nie tak szybko im przychodzi do głowy; albo że jeżeli już przyjdzie i ulegną jej, to wiedzą, że rodzice nie będą tolerować nieposłuszeństwa i że nie ominie ich kara; wiedzą też, że kara będzie proporcjonalna do przewinienia: ani za mała, ani za wielka, lecz dokładnie proporcjonalna; jest to dla nich coś normalnego.

Skończmy wszak z wszelką małostkowością! Niech dzieciom wolno będzie rozwinąć w sobie inicjatywę. Iluż rodziców zapomniało już, że kiedyś też byli młodzi i że młodość ma swoje prawa.

W swej książce „Moje dzieci i ja” Jerome krytykuje w humorystyczny sposób przesadzone koncepcje niektórych rodziców, którzy nie chcą uznać chęci szczerości u chłopców i dziewcząt w wieku lat dwunastu, czternastu czy szesnastu. Weronika, jedna z młodych córek w rodzinie, uważając, że dyscyplina domowa jest zbyt surowa, wyraziła swój protest następującym komentarzem: „Gdyby dorośli chcieli słuchać, moglibyśmy wyjaśnić im wiele rzeczy”.

Postanowiła napisać książkę, w której da rodzicom kilka mądrych rad. „Wszystkie dzieci ją kupią – powiedziała – jako prezent urodzinowy dla ojca i matki.”

Weronika bez wątpienia była nieco zarozumiała, lecz nie głupia. Ludzie uczą się w każdym wieku. Nawet od swych dzieci. Nawet gdy te lekcje wyrastają z impertynencji. Lepiej, oczywiście, nie potrzebować od nich lekcji.

Ćwiczenie w uległości

Wielu rodziców skarży się, że nie potrafią utrzymać już swych dzieci w posłuszeństwie.

Czy to wina dzieci? Czy aby nie jest to wina rodziców? Nieposłuszeństwo spowodowane brakiem autorytetu?

Rozkazywanie wymaga tyle wyrzeczenia, co posłuszeństwo. Jeżeli ktoś rozkazuje, żeby zaspokoić potrzebę narzucenia swej woli, zaspokoić próżność, udowodnić sobie swą siłę, minął się z sensem władzy. Władza nie żyje dla siebie, lecz dla dobra podporządkowanych.

Rodzice mogą skłonić się ku drugiemu ekstremum i pozwolić dzieciom na wszelkie zachcianki i widzimisię, żeby tylko uniknąć niewygodnych dla siebie sytuacji, pozwalając na wszystko, a wręcz nie zakazując tego, czego powinni zakazać. To również niewierność wymogom ich stanu. Mieć władzę znaczy być zobowiązanym ją wykonywać – oczywiście stosownie do okoliczności i bez przesadzania – ale trzeba ją wykonywać, a nie trzymać w zawieszeniu; byłoby to nadużycie zaufania.

Władza ma być wykonywana, wykonywana w ramach swych kompetencji; taka jest jej rola. Jeżeli z lenistwa lub błędnej opinii władza nie jest wykonywana lub jest wykonywana źle, jak można się dziwić, że zanikło posłuszeństwo?

Władza zakłada duszę, w której panuje pokój, duszę odważną, opanowaną poczuciem obowiązku, oddaną interesom osoby podległej, wolną od kapryśnych pobudek oraz owej sentymentalnej koncepcji miłości, często spotykanej u matek, które mylą czułość z bałwochwalstwem.

Rodzice i wychowawcy muszą uzbroić się w odwagę dania odporu kaprysom dziecka. Muszą mieć jasne rozeznanie, w jakich sytuacjach powinni wydawać polecenia, a kiedy powstrzymać się od tego, potrafi ć dostosować polecenie do pojętności wychowanków, potrafi ć rozumieć ich życzenia i zaspokajać je, sprzeciwiać się ich zachciankom, ich nieprzemyślanym pragnieniom i niekontrolowanym odruchom.

We wszystkim tym nie może być nawet cienia ucisku. Rodzice powinni zdawać sobie sprawę z dziecięcej potrzeby rozrywki, aktywności, uczenia się i miłości. Powinny realizować się we wszystkim, co jest dozwolone. To stworzy wspaniałomyślną zasadę, zgodnie z którą będą mogli odmówić im wszystkiego, co im się nie należy. We wszystkim rodzice powinni tak postępować, by równoważyć łagodność ze stanowczością.

Jasne, że nie powinni rządzić dziećmi tak, żeby tłumić ich inicjatywę. Nie mają wcale tworzyć wzorców doskonałości: dzieci zewnętrznie potulnych, lecz potulnych z bierności.

Rodzice powinni jak najczęściej nalegać, żeby dzieci podejmowały własne decyzje, podejmowały swoje małe lub wielkie obowiązki, lecz powinni jednocześnie dyskretnie je nadzorować i czuwać nad nimi; być też gotowym im pomóc w razie potrzeby, gdy się wahają lub postanawiają podjąć nierozważną decyzję.

To oznacza, że rodzice muszą mniej starać się rozwijać odpowiednie formy zachowania zewnętrznego, a bardziej kształtować sumienie dziecka – ścisłe i jasne co do świadomości swych obowiązków; ważne jest to, by dziecko było posłuszne nie z racji zewnętrznego przymusu, lecz z posłuszeństwa poczuciu obowiązku, wewnętrznemu prawu zapisanemu w głębi jego duszy przez samego Boga.

Tak więc formowanie sumienia dziecka jest nieodłączne od wpajania mu posłuszeństwa. Niech dziecko wie, że musi słuchać, gdyż musi przede wszystkim słuchać Boga; rodzice i wychowawcy są wobec niego jedynie pośrednikami od Boga. Kary, które muszą być następstwem złych czynów, nie mogą nigdy być przez dziecko odbierane jako przejawy pobudliwości lub humoru rodziców, lecz zawsze i wyłącznie jako obrona zasady moralnej, która została pogwałcona.

Inteligencja i stanowczość matki

Czy wiele jest matek będących prawdziwymi wychowawcami? Wiele z nich wie, co należy czynić, lecz nie mają odwagi wymagać od siebie lub raczej narzucić sobie rozpoznania, na czym to polega.

Madame Marbeau, której syn został później biskupem Meaux, posiadała rzadki dar równowagi między inteligencją a stanowczością. Jeden z braci przyszłego biskupa był niegrzeczny i dokuczliwy w szkole i za karę został odesłany do domu. W domu miał opowiedzieć o swoich wybrykach. Dziecko było trudne i nie było to pierwsze jego przewinienie.

Madame Marbeau zaprowadziła go do pokoju na górę, po ich wejściu do pokoju zamknęła drzwi i kazała chłopcu zdjąć kurtkę i kilka innych rzeczy. „Dziecko – powiedziała – ty hańbisz swoje imię. Sprawię ci za to takie lanie, że popamiętasz. Przykro mi to czynić. Serce mi się kraje, tak że umarłabym z bólu… może moja śmierć przypomni ci, że nie wolno obrażać Boga”.

Gdy jej dzieci były już dostatecznie duże, by móc przyjąć odpowiedzialność, madame Marbeau dała każdemu z nich zegarek, dodając do prezentu takie życzenie: „Niech wszystkie godziny twojego życia, aż do ostatniej, znaczą dobro, które czynisz. Obyś nigdy nie musiał się rumienić za żadną z nich”.

Starszych zachęciła, by składali ofiary w intencji błogosławieństwa dla ich przyszłych rodzin. „Ofiarujcie je za te, które poślubicie.”

Matka powinna być gotowa skłonić dziecko do płaczu, jeżeli jest to jedyny sposób wpojenia nauki, bo zawiodły inne środki.

Z pewnością cała sztuka wychowania nie polega na umiejętności bycia surowym; niektórzy rodzice są zbyt srodzy, stwarzając w domu przygnębiającą i zniechęcającą atmosferę; jest to biegunowe przeciwieństwo pobłażliwości. Zarówno przesadna represja, jak i nadmierna miękkość są równie szkodliwe. Tą stroną, która musi być szczególnie czujna jeśli chodzi o nadmierną miękkość jest matka, której przypisany jest przymiot dobroci jako niemal naturalny instynkt i której całe powołanie zasadza się na dobroci. We wczesnym okresie swego życia dzieci będą dreptać wokół jej stóp, a gdy podrosną – będą ranić jej serce.

Dziecko należy zachęcać, by w pełni wykonywało swoje obowiązki; nie powinni też rodzice przejmować jego obowiązków, żeby mu zaoszczędzić wysiłku; powinni raczej pobudzać je, by samo się wysiliło. Trzeba mu wpoić pociąg do bezkompromisowej uczciwości od najmłodszych lat, zrozumienie, że czas to zaliczka dana nam przez Boga, pozwalająca nam nabyć nie tylko naszą wieczność, ale również wielkość oraz piękno naszego doczesnego życia.

Następnie, w odpowiednim czasie dziecko powinno być zachęcone do zastanowienia się nad swoją przyszłością. Uczyniwszy ze swego domu bezcenny ośrodek wychowawczy, niech matka posłuży się ideą przyszłego domu, który założy dziecko, jako bodźcem do niezbędnych wyrzeczeń i zaparcia się siebie. Gdyby zaś syn czy córka okazywali szczególny pociąg do stanu bezżennego czy dziewiczego w życiu konsekrowanym, z jak wielką troską powinna matka czuwać nad nimi. Jakaż to łaska dla rodziny, gdyby ich marzenia się spełniły! Lecz na takie łaski trzeba sobie zasłużyć! Przez ofiary dzieci. Przede wszystkim zaś przez ofiary rodziców, lecz w pierwszym rzędzie – matki.

Nie są to jedyne cechy rzetelnego wychowania, lecz są to cechy istotne. Muszę zbadać się pod tym względem. Jak wypada moja pod tym względem ocena?

Ks. Raoul Plus SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Raoula Plus SI Chrystus w rodzinie. t. 3: Wychowanie.