Rozdział trzeci. Abraham, Izaak i Jakub

Abraham pochodził z miasta zwanego Ur w Chaldei – kraju położonym na południowy wschód od Palestyny Został wybrany przez Boga na ojca narodu, który miał poznać prawdziwą naturę Boga i nauczyć się oddawać Mu cześć. Mieli stać się Narodem Wybranym, a pochodzili wszyscy od jednego człowieka: Abrahama. Bóg wybrał krainę, w której mieli zamieszkać: Kanaan, nazywaną dziś Palestyną. Wszystko to było początkiem Bożego planu przyjścia i zbawienia. Bóg mógł wybrać jakiegokolwiek człowieka jako protoplastę Narodu Wybranego i wybrał Abrahama. Dlatego Abraham jest bardzo szczególną postacią.

A zaczęło się to tak:

Powiedział Pan do Abrahama:

– Opuść rodzinny kraj i własny naród i przybądź do ziemi, którą ci wskażę. Tam uczynię cię ojcem całego narodu. Pobłogosławię cię i rozsławię twe imię, i wszystkie ludy świata w tobie znajdą błogosławieństwo.

Zatem uczynił Abraham tak, jak nakazał mu Bóg. Wziął ze sobą żonę Sarę i bratanka Lota. W trójkę, razem z całą służbą i dobytkiem, podążyli do ziemi Kanaan. Żyli tam ludzie zwani Kananejczykami i był to ich kraj. Lecz kiedy dotarł tam Abraham, objawił mu się Bóg i obiecał, że całą krainę przekaże jego potomstwu.

W Kanaan Abraham pomnożył swoje bogactwo, podobnie jak jego bratanek Lot. Każdy z nich posiadał stada owiec, kóz, bydła i wielbłądów. Rozkładali swoje namioty w Kanaan wszędzie tam, gdzie była trawa odpowiednia do wypasu zwierząt i woda zdatna do picia. Kiedy trawa w jednym miejscu była już zjedzona, Abraham i Lot przenosili namioty w inne miejsce. Kananejczycy zazwyczaj nie przeszkadzali im w tym, ponieważ żyli przeważnie na równinach, a Abraham i Lot w górzystej części kraju.

Abraham i Lot musieli często przenosić swój obóz; zwierzęta w tak wielkiej liczbie szybko wyjadały trawę. Im bardziej się bogacili, tym większe mieli stada i tym więcej ludzi musiało ich doglądać. Mieli mleczarki, pasterzy i powożących wielbłądami oraz straże, a większość z nich miała żony i rodziny, tak więc razem byli bardzo liczni. Prawdę mówiąc było ich nawet zbyt wielu. Kiedy pasterze Abrahama zaczęli kłócić się z pasterzami Lota o dostęp do studni, Abraham zorientował się, co trzeba zrobić.

Powiedział do Lota:

– Nie możemy dopuścić do tych kłótni między naszymi ludźmi. Wszyscy powinniśmy żyć w przyjaźni, a widzę, że nie będzie spokoju między nami, dopóki się nie rozstaniemy. Spójrz, cała kraina stoi przez tobą otworem. Wybierz, którą drogą pójść, ja udam się w inną stronę.

Byli wówczas wysoko w górach i widzieli przed sobą długą drogę.

Lot rozejrzał się i zobaczył głęboką dolinę, którą rzeka Jordan płynie do Morza Martwego, i równinę nad brzegiem morza. Z miejsca, w którym stali, kraina wyglądała jak piękny i obfity ogród. Lot zdecydował zatem, że pójdzie w tamtą stronę, a Abraham skierował się z powrotem ku wzgórzom. Daleko na równinie znajdowały się dwa miasta, Sodoma i Gomora, i po pewnym czasie Lot osiadł w Sodomie.

Kiedy odszedł Lot ze swymi ludźmi i stadami, Bóg ponownie przemówił do Abrahama.

– Rozejrzyj się dokoła – rzekł Bóg. – Spójrz na północ, na południe, na wschód i na zachód. Całą ziemię, którą widzisz, dam tobie i twojemu potomstwu. Uczynię z twojego rodu naród; będzie tak mnogi, że nie da się go policzyć, tak jak nikt nie zliczy ziaren piasku.

Abraham czuł wdzięczność, ale frasował się także. Nie mieli z Sarą dzieci, a byli coraz starsi. Jak może mieć potomków, skoro nie ma nawet jednego dziecka? W następnym widzeniu Bóg powiedział mu więc:

– Nie lękaj się. Jestem tu po to, by cię chronić, i czeka cię wielka nagroda.

Abraham spytał:

– Co zamierzasz mi dać, Panie? Nie mam syna. Niewolnik, syn jednej z mych służących, odziedziczy cały mój majątek.

– Nie będzie on po tobie dziedziczył – rzekł Bóg. – Będziesz miał własnego syna. Spójrz w niebo i policz gwiazdy, jeśli potrafisz. Twoje potomstwo będzie równie nieprzeliczone jak gwiazdy.

Abraham pokładał wiarę w Bogu. Lecz on i Sara wciąż nie mieli dzieci. W tamtych czasach było zwyczajem, że mężczyźni brali więcej niż jedną żonę. Sara powiedziała więc do Abrahama:

– Bóg nie dał mi dzieci, starzeję się. Weź jako drugą żonę moją służącą Hagar. Jeśli ona da ci dzieci, będzie to lepsze niż byśmy nie mieli ich wcale.

Abraham poślubił więc Hagar. I Hagar urodziła chłopca, a nazwali go Izmael.

Niedługo później, kiedy obozowali w dolinie Mamre, Abraham siedział w cieniu u wejścia do namiotu. Nastało południe, a dzień był gorący. W pewnym momencie Abraham ujrzał stojących niedaleko trzech ludzi, którzy wyglądali na wędrowców.

Abraham wybiegł im na spotkanie i ukłonił się grzecznie.

– Panie – powiedział do jednego z nich, który wydawał się być przywódcą całej trójki – nie gardźcie gościną swego sługi. Chodźcie odpocząć w cieniu mego namiotu, a ja przyniosę wodę, byście mogli obmyć swe stopy, oraz coś do jedzenia i picia; musicie się odświeżyć, zanim ruszycie w dalszą drogę.

Trzej podróżni z wdzięcznością usiedli w cieniu, a Abraham pospieszył do namiotu w poszukiwaniu Sary.

– Szybko – powiedział do niej – upiecz podpłomyki. Mamy gości.

Potem pobiegł do obory i wybrał cielę, które kazał zarżnąć i upiec. Kiedy już było gotowe, wyniósł podpłomyki Sary, masło, mleko, opiekaną cielęcinę i przygotował posiłek dla trzech gości. Podczas gdy jedli, stał obok nich w cieniu drzew.

Kiedy skończyli, jeden z nich zapytał:

– Gdzie jest twoja żona, Sara?

– Jest tutaj, w namiocie – rzekł Abraham.

– Za rok o tej samej porze, kiedy tu wrócę – powiedział gość – będzie miała syna.

Sara słyszała z wnętrza namiotu, o czym mówią. I kiedy to usłyszała, zaśmiała się do siebie.

„Co?!” – pomyślała. „W moim wieku dziecko!”

Sądziła, iż gość jest po prostu uprzejmy i nie wie, że jest już starą kobietą. Lecz przybysz rzekł do Abrahama:

– Dlaczego Sara się śmieje i zastanawia, czy rzeczywiście może być matką w późnym wieku? Czy dla Boga jest coś trudnego? Za rok o tej samej porze przyjdę znów tą samą drogą, tak jak powiedziałem, a Sara będzie miała syna.

Sara wypadła przerażona z namiotu.

– Nie śmiałam się! – zawołała.

– Ach! Jednak się śmiałaś! – odparł gość.

Sara ani myślała się wypierać; z przejęcia nie mogła zebrać myśli.

Kiedy wędrowcy wstali, by ruszyć w dalszą podróż, Abraham poszedł z nimi, żeby wskazać im drogę do Sodomy. Okazywał im wielką uprzejmość. Był dla nich miły i uczynny, dlatego, że byli wędrowcami u niego w gościnie. Lecz zaczęło mu się wydawać, że nie są zwykłymi podróżnikami. Domyślał się, że dwaj z nich są aniołami, a trzecim sam Bóg. I miał zupełną rację.

Ten, który w jego mniemaniu był Bogiem, powiedział w drodze:

– Czemuż miałbym ukrywać moje zamiary przed Abrahamem, mężem, który będzie ojcem wielkiego narodu? Człowiekiem, przez którego błogosławione będą wszystkie narody ziemi? Czy nie upatrzyłem go sobie jako tego, który będzie nauczał swoje dzieci oraz wszystkich swych potomków, jak podążać ścieżkami wskazywanymi im przez Pana i jak właściwie postępować?

Następnie odwrócił się i rzekł do Abrahama:

– Straszliwe rzeczy słyszałem o Sodomie i Gomorze. Nikczemność ich mieszkańców jest niesłychana. Pójdę tam, aby przekonać się na własne oczy, czy to co słyszałem jest prawdą; muszę się w tym upewnić. Jeśli prawdą jest to co słyszałem zostaną zniszczeni.

Dwaj aniołowie poszli przodem ku Sodomie, a Abraham został z Bogiem. Zbliżył się do Niego i zapytał:

– Czy wygubisz niewinnych ludzi razem z nikczemnymi?

Może jest w Sodomie pięćdziesięciu sprawiedliwych: czy muszą oni zginąć dlatego, że pozostali są niegodziwi? Niepodobne byłoby to do Ciebie, zniszczyć razem złych i niewinnych!

Abraham martwił się o Sodomę; mieszkał tam bratanek jego, Lot.

– Jeżeli znajdę w Sodomie pięćdziesięciu sprawiedliwych – rzekł Pan – oszczędzę całe miasto.

– A co jeżeli wśród tych pięćdziesięciu zabraknie pięciu? – spytał Abraham. – Czy pogrążysz w ruinie całe miasto, jeśli zabraknie tam pięciu dobrych ludzi?

– Nie – rzekł Pan. – Jeśli znajdę tam czterdziestu pięciu sprawiedliwych, miasto nie zostanie zniszczone.

– A jeśli będzie ich czterdziestu? – spytał Abraham.

– Nie zniszczę miasta przez wzgląd na czterdziestu sprawiedliwych – powiedział Pan.

– Nie gniewaj się na mnie, Panie – rzekł Abraham. – Ale jeśli będzie ich trzydziestu?

– Jeśli znajdę trzydziestu – rzekł Pan – nie uczynię tego.

– A jeśli będzie dwudziestu? – zapytał Abraham.

– Wszyscy przeżyją – rzekł Pan – jeśli dwudziestu na to zasłuży.

– A przypuśćmy, że jest ich ledwo dziesięciu? – spytał Abraham.

– Nawet dla dziesięciu – powiedział Pan – oszczędzę miasto przed zgubą. – Na tym Bóg zakończył rozmowę z Abrahamem i poszedł w stronę Sodomy.

Abraham rozejrzał się po równinie, gdzie rozmawiał z Bogiem. Widział stamtąd w oddali oba miasta. Spoglądał na nie przez kilka minut, po czym wrócił do domu.

Był wieczór, kiedy dwaj aniołowie dotarli do Sodomy. Lot siedział u bram miasta. Ujrzawszy ich wstał i pokłonił się im tak jak czynił jego wuj Abraham, po czym zaprosił ich, by zjedli kolację i spędzili noc w jego domu.

Tej nocy, po posiłku, aniołowie powiedzieli do Lota:

– Czy masz tu jeszcze kogoś bliskiego, jakiegoś krewnego, oprócz żony i dwu córek? Jeśli tak, znajdź ich. Muszą opuścić miasto bez ociągania. Zostaliśmy posłani przez Pana, by zniszczyć to miasto za jego nikczemność, którą Pan ujrzał na własne oczy.

Lota zadziwiły te słowa. Nie miał tu żadnych krewnych, lecz obie jego córki były zaręczone, zatem poszedł odszukać mężczyzn, których miały poślubić. Znalazł ich, lecz nie chcieli go słuchać. Myśleli, że żartuje mówiąc o zniszczeniu miasta. Musiał więc wrócić do domu bez nich. Ociągał się z wyjściem w drogę; może dlatego, że sam nie był zupełnie pewien, czy rzeczywiście stanie się to, o czym mówią dwaj aniołowie. W końcu jeden z nich musiał siłą zabrać go z miasta wraz z jego rodziną. Wyprowadzili go na drogę i powiedzieli:

– Teraz ratujcie życie! Nie zatrzymujcie się pod żadnym pretekstem, dopóki nie dotrzecie do wzgórz; i nie oglądajcie się za siebie, inaczej zginiecie.

Lot ze swą żoną i córkami pobiegli przed siebie. Lecz jego żona nie wytrzymała: przystanęła, żeby zobaczyć, co się dzieje za nimi i tak jak stała zamieniła się w słup soli.

Tego ranka Abraham wstał wcześnie. Poszedł na miejsce, w którym poprzedniego dnia rozmawiał z Bogiem, i spojrzał na równinę. Jednak zobaczył już tylko dym unoszący się nad ziemią w miejscu, gdzie stały oba miasta.

Rok później, jak zapowiedział Bóg, Sara powiła syna. Razem z Abrahamem dali mu imię Izaak, ponieważ brzmiało ono w ich języku jak „śmiech”, a Sara śmiała się, kiedy po raz pierwszy usłyszała, że będzie miała dziecko.

Kiedy Izaak miał około roku, Sara ujrzała jak Izmael, syn Hagar, dokucza jej dziecku. Sarę bardzo to zmartwiło. Poszła do Abrahama i powiedziała:

– Wypędź tę niewolnicę i jej syna. Nie będzie Izmael dzielił wszystkiego z moim synem Izaakiem.

Abraham nie chciał tego uczynić. Przede wszystkim wydało mu się to niesprawiedliwe, poza tym bardzo lubił Izmaela. Lecz powiedział mu Bóg:

– Rób, jak chce Sara i nie martw się o to. Poprzez twego syna Izaaka spełnią się obietnice, które ci złożyłem. Lecz również Izmaela uczynię ojcem wielkiego narodu, ponieważ on także jest twoim synem.

Następnego ranka Abraham przyniósł więc Hagar butelkę wody oraz trochę jedzenia i powiedział, że musi wziąć swego syna i odejść.

Biedna Hagar nie miała pojęcia dokąd pójść. Błąkała się po pustyni z małym Izmaelem. Kiedy już wypili wodę, nie mogli znaleźć studni, by napełnić butelkę. Oboje zaczęli cierpieć z pragnienia. W końcu Hagar wpadła w rozpacz, położyła Izmaela pod krzakiem i usiadła opodal.

– Nie mogę patrzeć jak umiera mój syn – powiedziała i gorzko zapłakała.

Izmael również płakał i usłyszał go Bóg. Jego anioł zawołał z nieba do Hagar:

– Cóż ci to, Hagar? Nie obawiaj się. Wstań i weź dziecko na ręce. Uczynię go założycielem wielkiego narodu.

Bóg pokazał Hagar, gdzie znajduje się studnia pełna wody; sama ujrzałaby ją wcześniej, gdyby nie płakała tak mocno! Napełniła butelkę wodą i dała pić Izmaelowi, i wszystko było dobrze.

Izmael bezpiecznie dorastał i stał się znakomitym łucznikiem. Jego potomkami są ludzie, których nazywamy Arabami.

Nie minęło wiele czasu, aż Bóg wystawił wiarę Abrahama na ostatnią wielką próbę. Abraham wierzył w Boże zapewnienia, że będzie ojcem wielkiego narodu, kiedy jeszcze nawet nie miał syna. Uwierzył też, kiedy Bóg powiedział mu, że Sara w późnym wieku urodzi syna. Wygnał Hagar i swego najstarszego syna, ponieważ tak nakazał mu Bóg; teraz miał tylko Izaaka. I oto co się zdarzyło.

– Abrahamie! Abrahamie! – zawołał Bóg z nieba.

– Jestem na Twoje wezwanie – powiedział Abraham.

– Weź swojego ukochanego syna Izaaka – powiedział Boży Głos – i idź do ziemi Moria. Tam zabijesz swojego syna i złożysz mi go w ofierze. Pokażę ci górę, gdzie masz to uczynić.

Biedny Abraham! Naprawdę myślał, że Bóg tak chce. Dla wyznawców innych religii, którzy żyli wokół niego, było rzeczą zupełnie normalną zabić jedno z dzieci na ofiarę dla swoich strasznych fałszywych bogów. Abraham nie znał Boga wystarczająco dobrze, by zdawać sobie sprawę jak bardzo On się od nich różni. Wydawało mu się, że to kres wszystkich jego nadziei, lecz wciąż ufał Bogu. Skoro Bóg kazał mu to zrobić, musiał Go posłuchać, niezależnie od tego, jakim nieszczęściem miało to być dla niego i jak wielkim nonsensem wydawało mu się to w porównaniu z wszystkimi obietnicami złożonymi mu przez Boga.

Zatem następnego dnia o świcie Abraham narąbał drew do rozpalenia ofiarnego ognia i osiodłał osiołka. Potem polecił dwóm sługom, by poszli z nim i ruszyli razem z Izaakiem w stronę ziemi Moria.

Po dwóch dniach podróży Abraham ujrzał górę, o której mówił mu Bóg. Nikt nie jest pewien, które to było miejsce, ale prawdopodobnie była to góra Moria, gdzie pewnego dnia postawiono świątynię Pańską.

– Zaczekajcie tutaj razem z osiołkiem – powiedział Abraham do swych sług. – Idziemy z synem na górę, żeby złożyć ofiarę Bogu. Zaczekajcie tu na nas.

Abraham dał Izaakowi drwa do niesienia, a sam wziął ogień i nóż.

Kiedy szli, Izaak powiedział:

–Ojcze?

– Słucham cię, mój synu – powiedział Abraham.

– Mamy ogień i drwa – powiedział Izaak – ale gdzie jest jagnię na ofiarę?

– Mój synu – powiedział Abraham. – Bóg ześle nam jagnię na całopalenie.

Szli dalej razem, aż dotarli na miejsce wskazane przez Boga. Tam Abraham wybudował kamienny ołtarz i ułożył na nim drwa. Potem związał Izaaka i położył go na szczycie ołtarza. Wreszcie sięgnął po nóż, aby zabić swego syna. Lecz anioł Pański zawołał do niego z niebios:

– Abrahamie! Abrahamie! Kiedy Abraham odpowiedział:

– Oto jestem na Twoje wezwanie – anioł rzekł:

– Nie rób chłopcu krzywdy. Poznałem już, że boisz się Boga; dla Niego byłeś gotów poświęcić nawet jedynego syna.

I Abraham rozglądając się dokoła ujrzał barana, który zaplątał się rogami w zaroślach. Wziął go i zabił, po czym złożył Bogu w całopalnej ofierze na ołtarzu zamiast swego syna. Zanim opuścili ofiarne miejsce, anioł jeszcze raz przemówił do niego z nieba:

– Oto wiadomość, jaką Bóg ma dla ciebie: Przysiągłem na własne imię, że nagrodzę cię za to coś uczynił; nie wahałeś się poświęcić mi w ofierze jedynego syna. Po wielokroć cię pobłogosławię, po wielokroć powiększę twoje potomstwo. Będzie tak niezliczone jak gwiazdy na niebie albo ziarna piasku na morskim brzegu. Twoje plemię zwycięży wszystkich nieprzyjaciół; wszystkie rasy świata będą w nim błogosławione, gdyż byłeś gotów uczynić to, co ci kazałem.

Potem Abraham i Izaak poszli z powrotem do miejsca, gdzie słudzy oczekiwali ich z osiołkiem, i powrócili do domu.

I ani Abraham, ani nikt inny, nigdy nie podejrzewał, że Bóg naprawdę mógł pragnąć dla siebie ofiary z dziecka.

Kiedy Izaak dorósł i ożenił się, miał dwóch synów bliźniaków. Otrzymali imiona Jakub i Ezaw i nie było między nimi zgody. Ezaw wziął sobie dwie żony. Obie pochodziły z plemienia Kananejczyków. Kananejczycy byli ludem, wśród którego żył Abraham ze swoją rodziną. Było to zacne plemię, lecz oddawało cześć bożkom. Izaak i jego żona Rebeka nie mogli tego znieść.

Izaak zabronił Jakubowi żenić się z Kananejką i kazał mu znaleźć sobie żonę wśród swoich. Jakub wyruszył natychmiast w odwiedziny do swego wuja Labana, który żył w dalekiej Mezopotamii. Miał nadzieję, że jedna z jego córek zechce go poślubić. My dzisiaj nie lubimy, kiedy stryjeczne rodzeństwo bierze ślub, lecz wówczas uważano, że nie ma w tym nic złego.

Kiedy Jakub był w drodze do domu swego wuja, ujrzał aniołów. Szedł w stronę miasta zwanego Chanan, lecz zmierzch zastał go jeszcze w polu, w pewnej odległości od miasta. Jakub postanowił spędzić noc w tym właśnie miejscu. Było zupełnie ciepło, więc położył się spać na ziemi, z kamieniem pod głową zamiast poduszki.

Przyśniło mu się, że widzi drabinę sięgającą od ziemi do samego nieba, a aniołowie chodzili po niej w górę i w dół. Leżąc patrzył na nich i wreszcie ujrzał samego Boga spoglądającego w dół ze szczytu drabiny. Bóg przemówił do niego, składając mu tę samą obietnicę, którą otrzymał jego dziadek Abraham:

– Ja jestem Pan – rzekł – Bóg ojca twego Izaaka i dziadka twego Abrahama. Ziemia, na której leżysz, jest moim darem dla ciebie i twoich dzieci. Twoi potomkowie będą tak liczni jak ziarnka pyłu. Zapełnią wszystkie strony swego kraju, a wszystkie ludy świata otrzymają błogosławieństwo poprzez ciebie i twoich potomków. Ja sam będę cię strzegł na każdym kroku i przywiodę cię z powrotem do twojej ziemi. I wszystkie moje obietnice dla ciebie zostaną spełnione.

Gdy Jakub zbudził się, rzekł:

– Oto dom Boga i brama do samego nieba. A ja spałem tu nie wiedząc o tym!

Kamień, na którym złożył głowę do snu, postawił jako znak i nazwał to miejsce Betel, co znaczy „Dom Boży.

Jakub kontynuował swą podróż. Poślubił jedną z córek Labana o imieniu Lea, a potem drugą, zwaną Rachelą. Łącznie urodziło mu się dwunastu synów. Przez długi czas został u Labana, lecz po pewnym czasie z całą rodziną wyruszył do Kanaanu.

Sam Bóg nadał Jakubowi nowe imię: Izrael. Właśnie dlatego naród wybrany przez Boga nazwano Izraelitami.

Izraelici dzielili się na dwanaście rodzin czy plemion, a wszystkie pochodziły od dwunastu synów Jakuba i zostały nazwane od ich imion. Jakub wraz z synami mieszkał w Kanaan, dopóki nie dorosła większa część jego rodziny, a potem wszyscy wyruszyli do Egiptu. Dzieje tej wyprawy to cudowna opowieść, lecz nie ma jej w tej książce, ponieważ nie występują w niej aniołowie.

Izraelici pozostali w Egipcie przez blisko pięćset lat. Przez długi czas dobrze im się tam wiodło, lecz w końcu król Egiptu, nazywany faraonem, zaczął się ich obawiać. Byli ciężko pracującymi, bardzo przydatnymi poddanymi – lecz było ich tak wielu! Boża obietnica dana Abrahamowi już zaczynała się spełniać; byli tak liczni, że aż trudno było ich zliczyć. Faraon zastanawiał się co by było, gdyby wszyscy ci ludzie zbuntowali się przeciwko niemu i spróbowali zawładnąć jego krajem. Jak to zwykle bywa, ze strachu faraon i Egipcjanie stali się okrutni; robili wszystko, by dzięki swej pracy Izraelici mogli jedynie się wyżywić, tak by nie starczało im czasu na nic innego.

W końcu zesłał Bóg człowieka zwanego Mojżeszem, aby wyprowadził ich z Egiptu i o tym opowiada inna cudowna historia, której nie ma w tej książce. On to wywiódł ich wreszcie na pustynię po drugiej stronie Morza Czerwonego. Mieszkali tam przez czterdzieści lat i przez cały ten czas towarzyszył im anioł, który prowadził ich tam, dokąd Bóg zapragnął. Na koniec nadszedł czas powrotu do ziemi, którą Bóg dał Abrahamowi i obiecał dać jego potomkom w posiadanie. Dlatego nazwano ją Ziemią Obiecaną. Żyły tam już ludy nazywane Amorytami i Moabitami i inne. Izraelici musieli walczyć o kraj, który im Bóg obiecał dać w posiadanie, lecz Bóg był po ich stronie.

Następna opowieść mówi o pewnym wydarzeniu, które nastąpiło, kiedy szli objąć panowanie nad Ziemią Obiecaną, około dwunastu wieków przed narodzeniem Chrystusa.

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Księga aniołów.