Rozdział szósty. Święta Werburga i jej gęś

Św. Werburga była córką króla, prawdziwą księżniczką, do tego bardzo piękną. Jednak w przeciwieństwie do większości księżniczek z bajek nie dbała wcale o książąt, piękne ubrania i drogie klejnoty czy dobrą zabawę. Jej jedynym pragnieniem było czynienie dobra i sprawianie, by inni ludzie byli szczęśliwi. Chciała wyrosnąć na dobrą i mądrą osobę, aby móc to robić jeszcze lepiej. Uczyła się i uczyła, pracowała i pracowała, aż w końcu została świątobliwą kobietą, przeoryszą. I choć była wciąż bardzo młoda i piękna, to ponieważ była mądrzejsza i lepsza niż ktokolwiek w całej okolicy, powierzono jej opiece wszystkie mniszki z klasztoru oraz uczennice, które były od niej niewiele młodsze.

Ale chociaż św. Werburga stała się tak sławna i miała tak wielką moc, pozostała prostą, miłą dziewczyną. Wszyscy ludzie w całym kraju kochali ją, bo nigdy nie odmawiała im pomocy, uzdrawiała chore dzieci i służyła radą ich ojcom i matkom. Zawsze umiała znaleźć odpowiedź na pytania, które ich gnębiły, a to przynosiło spokój ich zatroskanym głowom. Była tak mądra, że wiedziała, jak nakłonić ludzi, aby zrobili to, co uważała za słuszne, nawet jeśli oni sami chcieli robić coś zupełnie innego. Nie tylko ludzie, ale także zwierzęta odczuwały moc młodej świętej, bo je także bardzo kochała i była dla nich bardzo dobra. Uczyła się o nich i poznała ich osobliwe zwyczaje i sposób myślenia. Nauczyła się też ich języka. Kiedy ktoś bardzo kocha jakieś zwierzę i dobrze je rozumie, to prawie zawsze może sprawić, że zrobi ono to, co chcemy – pod warunkiem jednak, że nasze życzenia są dobre.

Od jakiegoś czasu św. Werburga interesowała się stadem dzikich gęsi, które codziennie przylatywało na śniadanie na klasztorne łąki i zażywało porannej kąpieli w stawie, który leżał tuż pod oknem jej celi. Czekała, aż te duże, szare ptaki o długich szyjach, krótkich ogonach i niezgrabnych łapach siądą na trawie ze swoim donośnym gęganiem. Uwielbiała obserwować, jak kołyszą się niezgrabnie, szukając smakołyków dla swoich dzieci, które czekają na posiłek, trzepocząc skrzydłami i krzycząc, dopóki nie zostaną nakarmione.

Był wśród nich jeden gąsior, który stał się jej ulubieńcem. Był przywódcą stada i to on leciał na czele klucza w kształcie litery V, jaki zawsze tworzą dzikie gęsi. Pierwszy lądował na łące i to właśnie on wybierał miejsce na śniadanie. Św. Werburga nazwała go Szarym Królem i bardzo się do niego przywiązała, chociaż nigdy nie zamienili ze sobą ani słowa.

Pan Hugh, klasztorny zarządca, był dużym, gburowatym mężczyzną, który nie kochał ani ptaków, ani żadnych innych zwierząt – no chyba że zostały podane do jedzenia. Hugh także widywał gęsi na łące. Ale zamiast zachwycać się tym, jakie były miłe i śmieszne i jak zabawnie było patrzeć, jak jedzą robaki i uderzają o powierzchnię wody, myślał tylko: „Jak wspaniale nadawałyby się na pasztet!”. Miał chrapkę zwłaszcza na Szarego Króla, który był najgrubszy i stanowił najbardziej kuszący kąsek ze wszystkich. Pan Hugh oblizywał usta i mówił do siebie: „Och, jak chciałbym cię upiec na swojej patelni!”.

Tak się zdarzyło, że tej wiosny na łące klasztornej było dość mało robaków. Było sucho i robaki popełzły do wilgotniejszych miejsc. Tak więc Szary Król i inne gęsi nie miały dosyć pożywienia na śniadanie. Pewnego ranka św. Werburga wypatrywała na próżno, aż ptaki przylecą na swoje zwykłe miejsce. Najpierw była po prostu zdziwiona, że ich nie ma, czekała i czekała, a kiedy nie przyleciały, zaczęła się niepokoić.

Kiedy szła na swój obiad, pojawił się zarządca, Hugh, i ukłonił się nisko z czapką w ręku. Sapał, a jego tłusta twarz była czerwona z wysiłku. Wyglądał na zagniewanego.

– O co chodzi, panie Hugh? – zapytała św. Werburga swoim łagodnym głosem. – Nie masz dosyć pieniędzy na jutrzejsze śniadanie? – Obowiązkiem zarządcy było także płacenie rachunków klasztornych.

– Nie, przeoryszo – powiedział oschle i szorstko – to nie brak pieniędzy mnie martwi, ale nadmiar gęsi.

– Gęsi? Dlaczego? – zawołała zdumiona św. Werburga. – Co z tymi gęsiami, panie Hugh?

– A to, przeoryszo – odpowiedział. – Stado złodziejek było na moim nowo obsianym polu kukurydzy i ukradło wszystko, co na nim zasiałem.

Św. Werburga przygryzła wargi.

– Co to były za gęsi? – wykrztusiła, choć już podejrzewała prawdę.

– Nie wiem, skąd pochodzą te nicponie – odpowiedział – ale wiem, że to te same gęsi, które zbierają się co rano na łące. Wyśledziłem ich przywódcę, tłustego gąsiora z czarną obwódką na szyi. Powinna stać się pętlą, na której go powieszą. Trzeba je ukarać, przeoryszo.

– Powinny zostać ukarane, panie Hugh – powiedziała św. Werburga stanowczo i poszła ze smutną miną w kierunku schodów wiodących do jej celi, mimo że zjadła na obiad zaledwie odrobinę chleba. Było jej bardzo przykro, że jej przyjaciele okazali się takimi niesfornymi ptakami, a zwłaszcza była zawiedziona Szarym Królem. Wiedziała jednak, że musi zrobić, co do niej należy.

Kiedy włożyła swój płaszcz i naciągnęła kaptur, poszła na podwórze za klasztorem, gdzie mieścił się gołębnik oraz zagrody dla kur i małych świnek. Stanąwszy za jedną z zagród, wydała z siebie dziwny dźwięk, który przypominał wołanie dzikich gęsi – dźwięk, który zdawał się oznaczać: „Przybądźcie, gęsi Szarego Króla z nim samym na czele!” I kiedy tak stała i czekała, niebo nad jej głową pociemniało od skrzydeł, a krzyki gęsi stawały się coraz głośniejsze i bliższe, dopóki ptaki nie zatoczyły koła i nie wylądowały u jej stóp.

Zauważyła, że były tłuściutkie i dobrze odżywione, przy czym Szary Król był najgrubszy ze stada. Popatrzyła na nie uważnie i z wyrzutem, a one podeszły do niej, kołysząc się na boki, i ustawiły się w rządku, zawstydzone i ze spuszczonymi głowami. Wyglądało to tak, jakby coś kazało im pozostać na miejscu i słuchać co mówiła, choć wolałyby raczej odfrunąć.

Przemawiała do nich łagodnie i powiedziała im, jak źle uczyniły, kradnąc kukurydzę i niszcząc plony. Kiedy mówiła, gęsi zakochały się w jej łagodnym głosie, mimo że dawała im burę. Płakała gorzko, gdy chwytała każdego z ptaków za skrzydła, potrząsała nim za karę i chłostała, ale niezbyt mocno. W okrągłych oczach gęsi także pojawiły się łzy, jednak nie z bólu, bo Werburga ledwie muskała ich pióra, ale dlatego, że żałowały, iż sprawiły taką przykrość pięknej świętej. Czuły, że ona je kocha, a im bardziej je karała, tym bardziej one ją kochały. Na końcu przyszła kolej na Szarego Króla. Kiedy św. Werburga skończyła, wzięła ptaka w ramiona i ucałowała go, zanim zamknęła go razem z innymi gęsiami w obórce, w której miała zamiar zamknąć winowajców na jeden dzień i noc. Szary Król zwiesił głowę, a w sercu przyrzekł sobie, że ani on, ani żadne zwierzę z jego stada już nigdy niczego nie ukradnie bez względu na to, jak będzie głodne. Św. Werburga odgadła co sobie postanowił i była bardzo zadowolona z tego powodu. Uśmiechnęła się i odwróciła. Było jej bardzo przykro trzymać ptaki w zamknięciu, ale miała nadzieję, że to im dobrze zrobi. Poza tym pomyślała sobie też: „Zjedzą przynajmniej jedno porządne śniadanie – zanim odlecą, dostaną klasztorną owsiankę”.

Św. Werburga ufała panu Hugh, zarządcy, ponieważ nie znała niegodziwości jego serca. Powiedziała mu, jak ukarała gęsi za okradzenie go i była pewna, że gęsi już nigdy tego nie zrobią. Nakazała mu dać im na śniadanie owsiankę, a potem uwolnić.

Hugh nie był zadowolony. Uważał, że gęsi nie zostały wystarczająco ukarane. Odszedł, zrzędząc pod nosem, jednak nie śmiał otwarcie sprzeciwić się przeoryszy, która była córką króla.

***

Przez resztę tego dnia i następny ranek św. Werburga była zajęta, nie mogła więc zajrzeć do uwięzionych gęsi. Ale kiedy szła do swojej celi na poranny odpoczynek po wykonaniu swoich prac, usiadła przy oknie i wyglądała na zewnątrz z uśmiechem, mając nadzieję, że zobaczy swojego przyjaciela Szarego Króla i inne gęsi zażywające kąpieli w stawie na łące. Jednak nie zobaczyła żadnych gęsi! Jej twarz spoważniała. Gdy tak siedziała, zastanawiając się co się mogło stać, usłyszała głosy dzikich gęsi nad głową. Stado gęsi nadleciało nie jak zwykłe w kluczu przypominającym literę V, ale w nieładzie, bez swego przywódcy. Szary Król zniknął!

Trzepotały skrzydłami, lamentując i pytając się wzajemnie o radę, dopóki nie usłyszały, jak św. Werburga woła je niespokojnym głosem. Z okrzykiem radości poleciały pod jej okno i zaczęły wołać jedna przez drugą, próbując opowiedzieć Świętej co się stało.

– Szary Król zniknął! – krzyczały. – Został skradziony przez podłego zarządcę. Kiedy nas uwalniał, zabrał Szarego Króla i już nigdy go nie zobaczymy! Co my zrobimy bez naszego wodza?

Św. Werburga była przerażona na myśl, że jej ukochany Szary Król może być w niebezpieczeństwie. Och, jak oszukał ją ten podły zarządca! Rozzłościła się. Odwróciła się do gęsi i powiedziała poważnie:

– Drogie gęsi, obiecałyście mi, że już więcej nie będziecie kradły, prawda? – A one wszystkie przytaknęły. – W takim razie pójdę i zapytam zarządcę – kontynuowała – a jeśli jest winny, ukarzę go i nakażę mu, by wypuścił Szarego Króla.

Gęsi odleciały, a św. Werburga posłała szybko po pana Hugh. Nadszedł, bardzo zdziwiony, bo nie wiedział, czego przeorysza mogła od niego chcieć.

– Gdzie jest ten wspaniały gąsior z czarną obwódką na szyi? – od razu zapytała, wpatrując się w niego uważnie.

Hugh zająknął się i zmieszał.

– Nie wiem, przeoryszo – wykrztusił. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że tak jej zależało na tych gęsiach.

– Nie, dobrze wiesz, bo kazałam ci nakarmić je i wypuścić dziś rano. Ale jednej brakuje.

– Musiał ją ukraść lis – odrzekł z miną winowajcy.

– Lis z czarnymi włosami i tłustą, czerwoną twarzą – odpowiedziała św. Werburga surowo. – Nie kłam. To ty go wziąłeś, panie Hugh. Widzę to w twoich oczach.

Wtedy zarządca zmiękł i przyznał się.

– Tak, zabrałem tego wielkiego, szarego gąsiora – powiedział słabym głosem. – Czy postąpiłem bardzo źle?

– Jest moim przyjacielem i kocham go bardzo – powiedziała św. Werburga. Na te słowa zarządca gwałtownie pobladł.

– Nie wiedziałem – wydyszał.

– Idź zatem i przyprowadź go – rozkazała Święta i wskazała mu drzwi.

Pan Hugh, który wyglądał na chorego i przerażonego, chyłkiem się oddalił. Bo prawda była taka, że skusiło go to, że Szary Król był taki tłuściutki. Zaniósł gąsiora do domu i zrobił z niego gorący, soczysty pasztet, który zjadł na śniadanie. Jak więc mógł przynieść ptaka z powrotem do św. Werburgi?

Ze strachu przez cały dzień ukrywał się w lasach, nie chcąc, aby ktokolwiek go zauważył. Przecież św. Werburga była córką króla i gdyby ten się dowiedział, co zarządca zrobił z jej ulubieńcem, mógłby rozkazać, aby przerobiono go na pasztet i rzucono królewskim ogarom na pożarcie.

Jednak gdy nadeszła noc, nie mógł dłużej tego znieść. Słyszał, jak z klasztoru dobiegał łagodny głos św. Werburgi, która wołała:

– Panie Hugh, panie Hugh, przynieś mi mojego gąsiora!

I tak jak gęsi nie mogły się oprzeć temu głosowi, kiedy Werburga je wzywała, tak też zarządca czuł, że musi do niej iść niezależnie od tego, czy chce, czy nie. Poszedł do swojej spiżarni i wziął resztki pasztetu. Zebrał kości biednego Szarego Króla do małego koszyka i ze szczękającymi ze strachu zębami, na uginających się nogach, podkradł się do klasztornej bramy.

Św. Werburga czekała na niego.

– Wiedziałam, że przyjdziesz – powiedziała. – Przyniosłeś mojego gąsiora?

W milczeniu trzęsącymi się rękoma wyjął po kolei wszystkie kości z koszyka i ułożył je przed Werburgą. Stał ze zwieszoną głową i na miękkich nogach, czekając na karę.

– Och, ty nikczemniku! – powiedziała ze smutkiem. – Zabiłeś mojego pięknego Szarego Króla, który nigdy nie zrobił nikomu nic złego poza tym, że ukradł odrobinę kukurydzy.

– Nie wiedziałem, że kochasz go, pani – wykrztusił na swoje usprawiedliwienie.

– Powinieneś był się domyślić – odpowiedziała św. Werburga. – Sam też powinieneś był go pokochać.

– Pokochałem, pani przeoryszo – wyznał zarządca. – I właśnie w tym był kłopot. Pokochałem go aż za bardzo – w pasztecie.

– Och, ty samolubny, żarłoczny człowieku! – wykrzyknęła z obrzydzeniem św. Werburga. – Czy nie potrafisz dostrzec piękna zwierząt, dopóki nie będą martwe i nie znajdą się na twoim stole? Powinnam była cię lepiej wyuczyć. Odtąd będziesz studiował sposób życia i zwyczaje wszystkich stworzeń, które mieszkają w okolicach klasztoru. Za karę już nigdy nie zjesz mięsa żadnego ptaka ani innego zwierzęcia. Co więcej, zostaniesz zamknięty na dwa dni i dwie noce w zagrodzie, w której trzymałam gęsi. Dostaniesz do jedzenia tylko owsiankę. Odejdź, panie Hugh.

Tak więc podły zarządca został ukarany. Czegoś go to jednak nauczyło – po jakimś czasie pokochał ptaki niemal tak bardzo, jak św. Werburga.

Ale to nie koniec historii Szarego Króla. Gdy Pan Hugh odszedł, Werburga pochyliła się nad kupką kosteczek, które były wszystkim, co zostało z pasztetu. Z jej pięknych oczu popłynęła łza, która upadła na kości nieszczęsnego zwierzęcia. Klęcząc, dotknęła ich swoimi białymi palcami, wymawiając z czułością imię ptaka, którego tak pokochała.

– Powstań, Szary Królu – powiedziała. Gdy tylko wypowiedziała te słowa, zdarzyło się coś niezwykłego. Kości zawirowały, uniosły się w powietrze, a po chwili słychać było gęganie Szarego Króla, który stał przed św. Werburgą i stroszył pióra. Wyglądał dokładnie tak, jak przedtem – miał czarną obwódkę na szyi i wszystko inne. Werburga wzięła go w ramiona i ucałowała z radości. Potem dzięki swej niezwykłej mocy przywołała resztę stada i pokazała im przywróconego do życia przywódcę.

Ach, jakież szczęśliwe było stado, kiedy odlatywało z głośnym gęganiem, formując piękny klucz, na którego czele leciał najpiękniejszy, najbardziej szary i najtłuściejszy gąsior na całym świecie! A jaką pasjonującą historię miał do opowiedzenia swoim towarzyszom! Z pewnością żadna inna gęś nie mogła powiedzieć, jak to jest być upieczonym jako pasztet, zjedzonym i mieć kości ogryzione do czysta przez żarłocznego zarządcę.

W ten oto sposób św. Werburga zaprzyjaźniła się na całe życie ze stadem wielkich, szarych gęsi. Zapewne jeszcze do dziś w Anglii spotkać można jednego z potomków tych gęsi – z czarną obwódką na szyi, najpiękniejszego, najbardziej szarego i najtłustszego gąsiora na świecie. A kiedy usłyszy on imię św. Werburgi, które było przekazywane z pokolenia na pokolenie przez dwieście lat, bardzo głośno gęga na jej cześć.

Droga św. Werburga! Miałoby się ochotę samemu stać się gęsią, byle tylko móc ją zobaczyć w otoczeniu jej pierzastych przyjaciół.

Abbie Farwell Brown

Powyższy tekst jest fragmentem książki Abbie Farwell Brown Święci przyjaciele zwierząt. Fascynujące opowieści o świętych.