Rozdział szósty. Legenda o hrabim Castellano

Hrabia Castellano siedział głęboko zamyślony w sali paradnej swego zamku. Był stary i wiedział, że już niedługo jego życie dobiegnie końca, zaś myśl o tym końcu sprawiała, że czuł niepokój, a nawet przerażenie. Wszystkie złe uczynki, jakie w życiu popełnił, stawały mu co i raz przed oczami jak ponure zjawy, a były tak czarne i okropne, że ukrył wreszcie twarz w dłoniach i nie śmiał patrzeć więcej.

– Jesteśmy biedakami, których ograbiłeś – wykrzykiwał tłum szarych duchów, przemykając obok.

– Jesteśmy złymi namiętnościami, którym pozwoliłeś urosnąć w swym sercu – wrzeszczała paskudna banda upiorów.

– Jesteśmy straconymi dniami, straconymi okazjami i wszystkimi dobrymi uczynkami, których nie spełniłeś – wzdychała procesja smutnych widm.

Była to prawda. Castellano miał bogactwa i wszystko, o czym tylko można zamarzyć, ale czy wykorzystał to w dobrej sprawie? Jakże często jego dobra żona napominała go, by się poprawił. Ale im bardziej nalegała tym gorszy się stawał. Był pewien, że diabły cieszą się już, że dostaną jego duszę.

Nagle drzwi sali uchyliły się ostrożnie i do środka zajrzał sługa.

– Panie – powiedział. – Przybył pewien ksiądz, który jest w drodze do Rzymu i prosi cię dziś o gościnę.

– Wpuśćcie go – powiedział Castellano ku zaskoczeniu sługi, który ledwie śmiał przynieść mu tę wiadomość.

Ksiądz wszedł do sali, a stary hrabia przyjął go uprzejmie i polecił podać mięsa i wino.

– Uczyniłem w życiu niewiele dobrego, więc niech przynajmniej okażę gościnność jednemu ze sług Bożych – powiedział. A potem zaczął opowiadać księdzu o czym myślał, kiedy tu siedział tak samotnie.

Ksiądz westchnął głęboko i spojrzał z powagą na starca.

– Jakiż będzie użytek z twojego złota, wspaniałego zamku i tych uczt i przyjemności, kiedy diabły zabiorą twą duszę? – zapytał.

– Poprawiłbym się, gdyby nie było już na to za późno – odparł Castellano patrząc ze smutkiem w poważną twarz księdza.

– Nigdy nie jest za późno na poprawę – odparł ksiądz. – Wyspowiadaj się teraz, a ja będę się modlił, by Bóg się nad tobą zlitował.

Ale kiedy dobry ksiądz wysłuchał długiej listy ciężkich grzechów, zaniemówił z przerażenia.

– Istotnie, niewiele zostało ci czasu, by odpokutować za takie długie, złe i zmarnowane życie – odezwał się w końcu. – Ale może, jeśli będziesz czynił pokutę przez dwa lata, Bóg zlituje się nad twą duszą.

Kiedy hrabia usłyszał te słowa, pokręcił głową.

– Jak mogę pokutować przez dwa lata? – zapytał. – Ja, który nie potrafię przeżyć ani jednego dnia nie popełniając grzechu? Nie rozpocznę nowego życia od składania Bogu obietnicy, której nie będę w stanie dotrzymać.

– Cóż, twe grzechy są bez wątpienia ciężkie – stwierdził ksiądz. – Być może jednak dobry Bóg zadowoli się tylko rokiem pokuty.

– To również nie jest możliwe – odparł hrabia. – Rok to bardzo, bardzo długa próba. Nie wytrzymam nawet połowy tego czasu. Nie sądzę też, żebym zdołał wytrzymać miesiąc, a nawet tydzień. Nie jestem dość silny, by sobie zaufać. Mogę jedynie obiecać, że będę pokutować przez całą jedną noc. Jeśli to nic nie da, trudno, muszę porzucić wszelką nadzieję na przebaczenie.

Ksiądz zrozumiał, że hrabia mówi bardzo poważnie i zapragnął, by dusza tego starca została zbawiona.

– Jedynie sam Bóg może nałożyć prawdziwą pokutę, a dla Niego czas nic nie znaczy – powiedział. – Idź zatem do tej małej, zrujnowanej kaplicy, którą mijałem po drodze i módl się tam przy ołtarzu przez całą noc. Ale uważaj, niech nic cię nie oderwie od modlitwy. Bo tej jednej nocy musisz należeć wyłącznie do Boga.

Hrabia wstał z lekkim sercem i wyruszył natychmiast do kaplicy. Był zdecydowany modlić się o przebaczenie za swe grzechy, jak kazał mu ksiądz.

Ale kiedy ukląkł i zaczął odmawiać modlitwy, które nie zagościły na jego ustach od czasów dzieciństwa, diabły, które nie odstępowały go na krok, wyszczerzyły z wściekłości zęby.

– Co to ma znaczyć? – wykrzyknął naczelny diabeł. – Przez lata pracowaliśmy nad duszą tego człowieka i czekaliśmy cierpliwie, żeby ją zabrać, a teraz on chce nas oszukać?

– Och, dajcie go mnie! – pisnął mały diabełek. – Zawsze wiedziałem jak go skusić i teraz też mi się uda.

– Ruszaj więc! – zawołał naczelny diabeł. – I nie ustawaj póki nie wykonasz zadania.

Tak więc mały diabełek wyruszył szybko w drogę i przybrawszy postać siostry hrabiego Castellano pospieszył do kaplicy, gdzie hrabia klęczał przed ołtarzem.

– Bracie, bracie, pomocy! – wykrzyknął diabełek. – Nasz zamek otoczyli wrogowie! Zajęli wszystkie twoje ziemie, cała służba uciekła, a twoja żona i córki schroniły się w zamku całkiem same!

– Moja siostro, nie mogę teraz stąd odejść – odparł Castellano. – Nie śmiem złamać danego Bogu słowa. Obiecałem, że spędzę tu na pokucie całą noc, dlatego muszę zostać.

– Ale bracie! – wykrzyknął diabeł. – Czy nie obchodzi cię twoja żona i dzieci? Czy nie obchodzi cię, że twój zamek wkrótce znajdzie się w rękach wrogów, a wszystkie bogactwa przepadną?

– Moje złoto i srebro, mój zamek i ziemie są niczym wobec mojego honoru – odparł hrabia. – A jeśli chodzi o moją żonę i dzieci, Bóg będzie nad nimi czuwać.

Diabeł zrozumiał, że nic nie wskóra i wrócił do swego pana bardzo zmartwiony i zawiedziony.

– Nie mogę go skusić – wyznał ponuro.

– Jesteś zupełnie bezużytecznym diabełkiem i już więcej nie wyślę cię na ziemię w moim imieniu – oświadczył jego pan gniewnie.

– Więc pozwól mnie spróbować – wykrzyknął gorliwie inny diabeł. – Znam takie sztuczki, które nigdy nie zawodzą.

Drugi diabeł sprawił, że zamek wyglądał tak, jakby stanął w płomieniach, a ich blask odbijał się w oknach małej kaplicy. Następnie zawołał głośno do Castellano, by się ratował, ponieważ jego zamek się pali, a pożar się rozprzestrzenia.

Ale hrabia odparł spokojnie:

– Jestem teraz w rękach Boga, a On nie pozwoli, by stała mi się krzywda.

Wówczas czerwone płomienie zgasły i Castellano wrócił do modlitwy.

Diabeł rozejrzał się wkoło w rozpaczy. Wkrótce nadejdzie ranek, a kiedy dzień wstanie, dusza hrabiego zostanie zbawiona. Chyba, że wcześniej opuści kaplicę.

Więc, chwytając się ostatniej nadziei, diabeł przybrał postać księdza i wszedł odważnie do kaplicy. A przed nim szedł mały diabełek udając, że jest ministrantem i machał wokoło kadzielnicą.

Przebrany za księdza diabeł dotknął ramienia klęczącego hrabiego.

– Już czas na poranną Mszę świętą, a ty jesteś zbyt wielkim grzesznikiem, by tu zostać – powiedział. – Zmykaj stąd nim zacznę ceremonię.

– Wiem, że byłem wielkim grzesznikiem, ale ponieważ Bóg obiecał mi wybaczyć, nie musisz mnie stąd wyrzucać – odparł Castellano.

Na te słowa cały tłum podsłuchujących diabłów wydał okrzyk wściekłości i rzucił się na hrabiego, by go wyciągnąć z kaplicy siłą.

Ale cóż to za blade światełko pojawiło się na wschodzie, i co to za dźwięk uciszył wycie diabłów? To świt i dzwon małej kapliczki, wzywający na Ave Maria. Nadszedł nowy dzień, a cała banda złych duchów musiała uciekać przed światłem tak samo jak ciemność.

W ten sposób Castellano ocalił swą duszę, ale klęczał dalej w milczeniu, nie ruszając się z miejsca. A kiedy później do kaplicy wszedł prawdziwy ksiądz, odkrył, że hrabia dalej klęczy przy ołtarzu ze spokojnym, szczęśliwym uśmiechem na ustach. Przebaczenie, o które się modlił zostało mu dane i już nigdy więcej nie wpadł w ręce złych diabłów, ponieważ aniołowie zanieśli jego duszę bezpiecznie do domu, do Boga.

Amy Steedman

Powyższy tekst jest fragmentem książki Amy Steedman Marziale, herszt zbójców oraz inne fascynujące opowieści.