Rozdział szósty. Kolacja. Przenajświętsza Eucharystia

Jasio usadowił się wygodnie w swoim krzesełku, niecierpliwie przygląda się przygotowaniom do wieczornego posiłku. Uderza łyżką o tacę i rzuca ją na podłogę, bezskutecznie próbuje dosięgnąć słoika z miodem na stole, a w końcu wstaje i udaje, że wyjdzie z krzesełka, jeśli jedzenie zaraz nie pojawi się na stole. Biedny, zgłodniały chłopczyk! Sądząc po twoim zachowaniu, nikt nie domyśliłby się, że zjadłeś wielki obiad w południe i drugie tyle ciastek i jabłek od tego czasu.

Na moment dał się uspokoić kiedy wiążę mu śliniak. Zgadza się, żeby z powrotem usiąść, niecierpliwie potupując stopą w czerwonej skarpetce, jak ważny dyrektor, któremu każe się czekać na konferencję. Oto twój mus jabłkowy, mały potentacie, płatki i mleko. Czegoś brakuje? A tak, łyżeczka. Możesz już zacząć jeść. Nabiera sobie łyżkę musu i kierują ją w ogólnym kierunku buzi. Łyżka oczywiście obraca się zanim dotrze do miejsca przeznaczenia i większość musu ląduje na śliniaku, ale Jasia satysfakcjonuje to, co dotarło bezpiecznie do buzi. Wygląda na dość zdziwionego gdy ratuję resztę i podaję mu. Niezrażony ponownie zabiera się do musu i tym razem udaje mu się utrzymać łyżkę w odpowiedniej pozycji. Tak trzymać, synku. A teraz może troszkę płatków?

Jakie to niesamowite, że te prawie płyny, które mój syn teraz tak pożera zmienią się w całkiem solidne ciałko i kości. Teraz na to nie wygląda. A jednak setki butelek mleka, słoiczków z jedzeniem, opakowań ciasteczek już zostało wykorzystane przy budowie tego piętnastokilogramowego dzieciaczka, a niezwykła, działająca odruchowo chemia jego ciała pobierała z tych substancji, to co potrzebne, by jego organy mogły funkcjonować i rozwijać się. Jakież nieprzebrane ilości pożywienia i płynów staną się budulcem Jasia zanim jeszcze dorośnie i przyczynią się do jego przyszłej męskiej postury. Już sama myśl o tych liczbach jest przytłaczająca. A jednak, jakie to niezwykłe, że wszystkie te budulce pochodzące od roślin i zwierząt, potrzebne są, by ciało ludzkie powstało i funkcjonowało.

Nie tylko ciało, ale i ludzka aktywność. Ten łagodny, troszkę mdły mus, płatki i mleko niedługo zamienią się w energię dla małego Jasia. Dostarczą mu paliwa potrzebnego do biegania, do nagłych wybuchów złości i śmiechu. Dadzą fizyczną siłę, jakiej potrzeba, by rosnąć – nie tylko stawać się większym, ale też mądrzejszym, a w końcu i świętym. Gdyby nie odżywiał się zdrowo i często ciało umarłoby, a jego ochrzczona dusza trafiłaby prosto do nieba. Nie zostałaby na ziemi, by rosnąć i rozwijać się razem ze świątynią jego ciała. Nie mógłby dorosnąć do mądrości, miłości i życia chrześcijanina tu na ziemi. Och, kochanie, tak bym chciała, żebyś był na tyle duży, żeby zrozumieć, że to właśnie dlatego oprócz pysznego musu musisz zjeść również te nijakie płatki z mlekiem – to wszystko jest potrzebne, żeby twe ciało stanowiło bezpieczne mieszkanie dla zdrowego umysłu i zdrowej duszy.

Mój syn patrzy na mnie powątpiewająco, gdy pokazuję prawie nietkniętą miseczkę z płatkami. No, młodzieńcze, te płatki mają trafić do brzucha i dobrze o tym wiesz, zanim zabierzesz się do chleba z masłem. Nie zaspokoją może każdego smaku, jak manna, którą Bóg zesłał swemu ludowi (Mdr 16, 20), ale jest to jak najbardziej wartościowe pożywienie. Składa się z różnego rodzaju nieoczekiwanych substancji, dzięki którym według naukowców będziesz jeszcze większy i jeszcze lepszy. Jeśli spojrzeć na listę składników na opakowaniu, wydaje się, że cała populacja produkuje te dziwnie wyglądające płatki, jakby cały kontynent ciężko pracował, żeby nakarmić jednego Jasia.

I tu dochodzimy do kolejnej dziwnej rzeczy związanej z jedzeniem – musimy je spożywać, ale nie jesteśmy w stanie zapewnić go sobie sami. Jasio potrzebuje powietrza tak bardzo jak pożywienia, ale powietrza ma pod dostatkiem – wystarczy, że oddycha. Co do jedzenia, nie może dostać go tyle, ile chce, obojętnie jak głośno i długo krzyczy. Musi dostać je ode mnie, ja kupuję je w sklepie, gdzie przywożą je ciężarówkami, które odebrały ładunek z pociągów albo statków, albo hurtowni, które z kolei otrzymują je od producentów, skupujących potrzebne im składniki od rolników, sadowników, hodowców i rybaków, którzy czerpią z bogactwa ziemi i wód, owoców woli Boga. Cóż za skomplikowany łańcuch zależności człowieka od Boga. Wszystko, by nakarmić małego Jasia.

Nawet jeśli zostanie samowystarczalnym rolnikiem, i wówczas nie będzie w stanie wykarmić się zupełnie sam. Zawsze będzie w jakimś stopniu zależny od szczodrości Boga i ziemi, i zapewne wielu innych ludzi również. Nawet młynarz z wierszyka Mateusza, który śpiewał – „Nie dbam o innych, nikt inny nie dba o mnie” – nawet on musiał od kogoś kupować zboże do swojego młyna, i komuś sprzedawać mąkę, aby mógł kupić od kogoś takie jedzenie, na jakie miał ochotę. W przeciwnym razie nie starczyłoby mu energii żeby śpiewać jaki jest samowystarczalny!

Dlaczego jednak Bóg tak urządził świat, byśmy musieli odżywiać się, by żyć, działać i myśleć, będąc zależni nie tylko od Niego i natury, ale też od innych ludzi? A co z takimi jak Jaś dziećmi, głodującymi na całym świecie?

Eeej, kochanie, chwileczkę! Jasiek wrzucił łyżkę w sam środek miseczki z płatkami i sięga po szklankę z mlekiem. Już dobrze, proszę, twoje mleko. Daj, potrzymam, aż troszkę ubędzie… Kochanie, wolniej, bo się… Oczywiście synek zadławił się, nagle stał się cały czerwony i patrzy na mnie żałośnie. Klepię go po pleckach, i znowu zabiera się do mleka. Czerwone policzki ruszają się rytmicznie za każdym łykiem. Już? Odsuwa szklankę swym królewskim gestem odrzucenia. Podnoszę łyżkę, wycieram i oddaję mu. Proszę, jemy dalej. Nabiera sobie znowu, patrzy na mnie, uśmiecha się i wyciąga ku mnie rączkę z jedzeniem. Och, dziękuję synku, ale to twoja kolacja, nie moja. Próbuje uparcie znowu, śmiejąc się, aż muszę ulec i dać się poczęstować.

I mam odpowiedź: Jasio chce karmić kogoś, tak jak on sam jest karmiony – gdybyśmy wszyscy postępowali zgodnie z tą zasadą, Bóg na pewno zatroszczyłby się, by nam tego pożywienia nie zabrakło. Gdybyśmy wszyscy pracowali nie tylko po to, żeby zarobić na siebie, ale też by pomóc innym ludziom przetrwać, wówczas złożone, niezrozumiałe mechanizmy nowoczesnych cywilizacji rozwiązałyby się przez powstanie współzależności miłosierdzia, przez powstanie prawdziwej cywilizacji Miasta Boga. Ale być może gdybyśmy nie musieli jeść, zaczęlibyśmy postrzegać siebie jako samowystarczalnych w złym, nieludzkim sensie – niezależnych zarówno od ludzi jak Boga. Gdybyśmy nie musieli pracować i modlić się razem by otrzymać nasz chleb powszedni, zapominalibyśmy jeszcze łatwiej o ogromnej potrzebie wspólnej pracy i modlitwy przed nadejściem Królestwa Bożego.

Mus jabłkowy prawie zniknął, podobnie płatki, przynajmniej z miseczek. Część trafiła do brzuszka Jasia, mimo że dużo zostało na twarzy, śliniaku i wszędzie wokoło. Trochę trafiło nawet na moje włosy. Płatki, mus i mleko muszą być bardzo dobre, skoro jak uczono nas „dobro rozprzestrzenia się samo przez się”. No dobrze, poskładaj naczynia, a ja zajmę się twoim chlebkiem.

Kiedy wracam z finałowym daniem kolacji, Jaś w rączkach wyciągniętych ku mnie trzyma talerzyki. Nie trzeba tak się spieszyć, kochanie, proszę bardzo. To punkt kulminacyjny każdej kolacji – kromka chleba, którą może dostać dopiero jak zje wszystko inne. Chwyta ją i zabiera jak tylko postawię talerz przed nim. Zadowolony mówi sobie coś pod nosem w sobie tylko zrozumiałym języku. Uszczęśliwiony odgryza skórkę. Dziwne się wydaje, że dziecko tak uwielbia smak chleba – z masłem czy bez, z dżemem czy nie; jednak od czasu, gdy posmakował go pierwszy raz, uwielbia chleb nad wszelkie inne rodzaje jedzenia. (Oczywiście mowa o prawdziwym pieczywie, chrupiącym i pachnącym, najlepiej domowym. Szkoda, że nie możemy zapraszać kapłana za każdym razem gdy piekę chleb, by mógł pobłogosławić ciepłe jeszcze bochenki modlitwą: „Panie Jezu Chryste, który sam jesteś Chlebem Anielskim i Chlebem Żywym życia wiecznego, racz pobłogosławić ten chleb, tak jak na pustyni pobłogosławiłeś pięć chlebów, aby wszyscy, którzy z niego zakosztują, mogli stąd zaczerpnąć zdrowia ciała i duszy, który żyjesz i królujesz na wieki wieków, Amen”. Z tym że na razie Jasiowi nie udałoby się zrobić tego z czcią.)

Nasze dziecko ma bardzo dobry smak. Ostatecznie, chleb od zawsze jest uważany w naszej tradycji jako najważniejsze pożywienie. Być może to instynkt podpowiada mu, że właśnie podstawa pożywienia jest najlepsza, tym bardziej, że „chlebem” określamy najczęściej jedzenie w ogóle. „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj.” Gdyby Jasio potrafił się modlić, z pewnością o to prosiłby Pana Boga najgoręcej, zarówno dosłownie jak w przenośni. Wystarczy spojrzeć, jak pożera ten kawałek, nie mieści mi się w głowie, jak to możliwe, by taki maluch zjadł taką pajdę w takim tempie! „Nie samym chlebem żyje człowiek” (Pwt 8, 3), kochanie. Na pewno to, że tak uwielbiasz chleb jest zapowiedzią przyszłego głodu i miłości Chleba Żywego, który zstępuje z nieba i obdarza świat życiem. Nasz Pan nie przyrównałby się ani nie zamienił w chleb dla swego ludu, gdyby ten zwykły chleb nie był dobry. Widocznie chce byśmy doceniali chleb nasz codzienny, a przez to docenili Jego.

Chleb jest oczywiście kwintesencją jedzenia. Jego składniki pochodzą od Boga, a ręce ludzkie siały, mełły i wyrabiały ciasto. Zboże nie rośnie dziko, by wyrosło potrzeba pracy, przy Bożej szczodrości. A nawet w najbardziej samowystarczalnych gospodarstwach rzadko jest tak, by ta sama osoba siała zboże, zebrała je, zmieliła, wyrobiła ciasto, upiekła i zjadła. Wytwarzanie chleba od zawsze należało do całych rodzin, społeczności. Poza tym chleb nie jest pojedynczą substancją, jak jabłko albo kawałek mięsa. Składa się z wielu ziaren, zmieszanych z innymi substancjami, do których trzeba dodać zaczynu, potem dobrze wyrobić i dopiero piec, i co wówczas powstaje – bochenek chleba – jest zupełnie niepodobne początkowym składnikom. Proces powstawania chleba jest tak właściwy człowiekowi i tak znaczący, że Pismo Święte i Ojcowie Kościoła posługują się każdym jego etapem, od ziarna upadającego na ziemię przez kolejne etapy, by zilustrować najbardziej chwalebne prawdy naszego odkupienia i zbawienia. Nic więc dziwnego, że chleb i wino zawsze służyły ludziom jako dary dla Boga. Stanowią one bowiem pokarm i są owocem pracy rąk ludzkich, toteż przez nie najlepiej można ofiarować Bogu nasze życie i pracę. Bóg musiał planować przeznaczenie chleba i wina od początku świata, byśmy mogli mu je teraz ofiarowywać.

Podczas Mszy świętej Chrystus, Nasz Pan, przemienia te dary w swe Ciało i Krew, które daje w Ofierze swemu Ojcu. Za sprawą cudownej Bożej miłości, przy użyciu naszych skromnych darów chleba i wina, w każdej Mszy świętej Chrystus ofiarowuje nas razem ze sobą, my ofiarowujemy Jego przez dłonie kapłana, otrzymujemy w darze jego Ciało podczas Komunii świętej Jasiu, nie wiesz jakie to dobre, że tak lubisz swój chleb, chleb który może zostać przemieniony mocą Chrystusa przez Jego kapłanów w Jego Ciało dla zbawienia świata. Żadne inne substancje na ziemi, oprócz chleba i wina, nie mają tak niezwykłych właściwości.

Ale teraz słychać krzyki i tupot nóżek. Do kuchni wpada zdyszany Mati, cały czerwony od zabawy, podniecenia i zimnego powietrza. „Mamusiu, mogę dostać trochę płatków… Mamusiu, mogę dostać trochę musu, mamusiu…” Jaś usiłuje wydostać się z krzesełka. Chwila! Spokój! Wyciągam synka z krzesła, do rączki każdego wkładam kawałek chleba. Moi synowie patrzą na siebie podejrzliwie, sprawdzając, czy mają to samo i taki sam kawałek, po czym siadają obok siebie na podłodze i jedzą.

Życie na pewno stanie się łatwiejsze gdy Jaś i Mateusz będą mogli jeść to samo o tej samej porze. Skoro dorosły pragnie towarzystwa przy spożywaniu posiłku, dlaczego miałoby być inaczej z dziećmi? Zawsze jemy więcej i cieszymy się tym, gdy mamy towarzystwo i możemy dzielić się naszymi przemyśleniami, uczuciami i jedzeniem. (Trudność w przypadku Jasia i jego brata polega na tym, że nie zawsze mogą dzielić się tym samym pożywieniem, za to zawsze są sobie towarzystwem do łobuzowania). W końcu, pierwotne znaczenie słowa „towarzysz” to ten, z którym spożywa się chleb. Być może i dzieci i dorośli czują, że jedzenie powinno być czynnością zbiorową ponieważ pragniemy być „towarzyszami” w każdym sensie tego słowa naraz. Inną przyczyną może być to, że skoro dla wytworzenia chleba potrzeba tylko ludzi, to samo powinno być ze spożywaniem go. Ale czyż najgłębsza przyczyna nie leży w tym, że każdy ludzki posiłek ma być pamiątką, analogią i przygotowaniem przed ucztą Przenajświętszej Eucharystii, która z kolei jest pamiątką i przygotowaniem, próbą i zapowiedzią wiecznej uczty weselnej w niebie?

Jakież to będzie cudowne, gdy ci dwaj chłopcy, siedzący teraz w braterskiej komitywie na dywanie, zajadając chleb, zaczną również spożywać Chleb Żywy Przenajświętszej Eucharystii. Chleb, który do stali ode mnie służy budowaniu osobno Jasia osobno Mateusza, przyczynia się do kumulowania energii potrzebnej dla wzmocnienia ciała. Ten chleb, który stanowi pokarm dla ciała pozwoli im by coraz pełniej uczestniczyli w życiu, jakie dał im Chrystus na chrzcie, by żyli w Nim tak, jak On żyje w swym Ojcu. Ziemski chleb zamienia się w ciało Jasia i Mateusza; ale Chleb z nieba będzie powoli zbliżał ich do Chrystusa. Będzie karmił ich dusze, by były coraz doskonalsze, by stawali się coraz głębiej częścią Mistycznego Ciała Chrystusa. Chleb ten będzie ich jednoczyć z Chrystusem, w Nim będą się jednoczyć ze sobą, ze swym tatą, ze mną i wszystkimi bliźnimi. A przez zjednoczenie z Chrystusem, chleb ten uczyni ich doskonałymi w oczach Boga.

Ja mogę tylko dawać im ten chleb, by byli duzi i silni, ale Nasz Pan ma dla nich Chleb swego Słowa, Chleb swego Ciała, dzięki któremu osiągną wielkość według Pełni Chrystusa. Kupuję i przygotowuję codziennie ich posiłki, czasami pełna miłości, czasami opadła z sił. Ale Chrystus zawsze kochająco zwraca się do swego ludu na ziemi: „Chodźcie nasyćcie się moim chlebem, pijcie wino, które zmieszałem” (Prz 9, 5). Jedzenie i picie, które przygotował nam na Kalwarii, a którym karmi nas codziennie w swym Kościele przez dłonie kapłanów… Rośnijcie szybko, chłopcy, żebyście wkrótce byli gotowi spożywać chleb dużo lepszy od mojego.

Ostanie okruszki zniknęły już dawno w brzuszkach moich dwóch małych żarłoków. Dobrze, panowie, idźcie zobaczyć, czy nie wraca tata, a ja skończę robić kolację. Mati wstaje i wybiega na zewnątrz; Jaś z trudnością próbuje za nim nadążyć, szlafroczek powiewa za nim, kapcie zostały dawno w tyle. Jak to dobrze, że mam jedzenie, które mogę przygotować mojej rodzinie, by pomóc Bogu nakarmić ich ciała, by potem On mógł nakarmić ich dusze.

„Z całego serca chcę chwalić Pana w radzie sprawiedliwych i na zgromadzeniu. Wielkie są dzieła Pańskie, mogą ich doświadczyć wszyscy, którzy je miłują. Majestat i wspaniałość – to Jego działanie, a sprawiedliwość Jego przetrwa na zawsze. Zapewnił pamięć swym cudom. Pan jest miłosierny i łaskawy. Dał pokarm tym, którzy się Go boją” (Ps 111).

Mary Perkins

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Perkins Macierzyństwo pełne Boga.