Rozdział szósty. Dom rodzinny. Praca

„Co zamierzasz robić, jak skończysz szkołę?” „No nie wiem, pewnie pójdę do pracy.”

Ilu młodych katolików daje dziś tak niesprecyzowaną i bezradną odpowiedź, która powinna raczej świadczyć o bystrości umysłu i odwadze, entuzjazmie i nadziei! A jak wielu z nas, rodziców, nawet tych, którzy mieli dobrych, katolickich rodziców i odebrali dobre, katolickie wychowanie, z żalem spogląda wstecz na smutne lata spędzone na poszukiwaniu sensu życia, w przekonaniu, że skoro Bóg nie powołał nas na osobę duchowną, nie miał wobec nas żadnych szczególnych planów.

Ale częścią naszej wiary jest ufność, że Bóg ma plan, powołanie dla każdego z nas, jak i dla naszych dzieci. I częścią naszej wiary jest przekonanie, że Jego plan względem naszych dzieci jest nierozerwalnie złączony z Jego planem dla całej ludzkości, doprowadzeniem Mistycznego Ciała Chrystusa do ostatecznej doskonałości.

Jednym z naszych głównych zadań jako rodziców jest przekazanie naszym dzieciom pozytywnego i prawdziwego rozumienia powołania chrześcijańskiego i wielu różnych powołań, profesji i zajęć, przez które możemy wypełnić swoje powołanie członków Chrystusa. Musimy także zrobić wszystko, co w naszej mocy, by umożliwić naszym dzieciom odnalezienie i wypełnienie roli, jaką Bóg przeznaczył każdemu z nich w swym wielkim dziele. Nasze życie rodzinne, wychowanie i kształcenie powinno prowadzić do wyjaśnienia dzieciom, na czym polega powołanie chrześcijańskie „przez poznanie Go: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach…” (Flp 3, 10) „Natomiast, żyjąc prawdziwie w miłości sprawmy, by wszystko wzrastało ku Temu, który jest Głową – ku Chrystusowi” (Ef 4, 15).

Nawet jeśli wpoimy dzieciom zarys tego wielkiego planu, nawet jeśli będziemy świadczyć o nim w codziennym życiu, wychowanie ich może nie przynieść pożądanego rezultatu, jeśli nie pokażemy im przeróżnych dróg, jakie można obrać w życiu i pracy, by ten plan realizować. Nie świadczy o tym bowiem „pozycja”, do której dojdziemy w życiu, ale to, czego dokonamy, by te pozycje osiągnąć, zwłaszcza to, czym zarabiać będziemy na nasz powszedni chleb. Jeśli Bóg wyraźnie i wcześnie nie powoła naszych dzieci do stanu duchownego, jak tylko skończy się szkoła będą musiały zatroszczyć się o swój byt. A skoro nie zdołamy pokazać im, że prawdziwe życie i utrzymanie się, na wszystkie godne sposoby, to część naszego powołania, wówczas plan Boży, jaki staraliśmy się im przekazać może okazać się bardziej udręką niż przewodnikiem, źródłem schizofrenii niż świętości. I wówczas wszystko pójdzie na marne!

Zacznijmy zatem od wyznaczenia, tak dokładnie, jak to możliwe, wszystkich właściwych form ludzkiej pracy, jak każda z nich uświęcona została przykładem Naszego Pana i łaską, jaką nas obdarowuje gdy pracujemy w Jego imię i Jemu tę pracę poświęcamy. Bowiem, jeśli sami naprawdę rozumiemy, że praca rolnika, sprzedawcy, zawiadowcy tak, jak lekarza, nauczyciela czy kapłana mają wszystkie udział w dziele Chrystusa, wówczas będziemy gotowi, by przekazać naszym dzieciom przemyślany i zrozumiały obraz prawdziwego świata i możliwości, jakie otwierają się przed nimi w przyszłości.

Ponadto, jeśli nasze dzieci w pełni przyswoją sobie chrześcijański sens pracy, wówczas będą w stanie, z Bożą łaską, pomóc swym bliźnim w szkole, w pracy, w swym otoczeniu w uzmysłowieniu sobie sensu życia, szczególnie w najbardziej wymagającym i trudnym okresie, gdy chce się tego, co najlepsze, a życie uczy, by być przygotowanym na najgorsze. Byłaby to wspaniała okazja dla czynienia dobra, gdyby tylko więcej młodych katolików wcześniej wiedziało, jak ją wykorzystać.

Jeśli przyjrzymy się ludzkiej naturze, to w świetle nauki Chrystusa zobaczymy, że Bóg stworzył ludzi ułomnymi, którzy do życia i rozwoju potrzebują pomocy innych i wielu dóbr, tak materialnych jak duchowych. Widzimy także, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, by potrafił zaspokajać potrzeby swoje i innych. Ponieważ Bóg jest Stwórcą i my potrafimy tworzyć; ponieważ jest Prawdą, i my możemy nauczać innych o Jego mądrości. Ponieważ jest Dobrem i Miłością, naszym celem ostatecznym, sprawił, że możemy wzajemnie panować nad sobą i kierować się ku krańcom naszego życia.

Praca ludzkości polega na tworzeniu, nauczaniu i panowaniu, a za sprawą naszej relacji z Bogiem w dziele jednania człowieka z Bogiem – również na kapłaństwie. Rolnicy, pasterze, górnicy, budowniczy, sprzedawcy, przemysłowcy, wszyscy ci, którzy pracują, by tworzyć, wytwarzać lub udostępniać dobra i usługi są twórcami, a wielu z nich także kieruje swymi przedsiębiorstwami i podwładnymi.

Lekarz jest twórcą zdrowia i nauczycielem bycia zdrowym. Prawnik jest (a na pewno powinien być) twórcą porządku i sprawiedliwości oraz uczyć, jak go osiągnąć. Pisarz jest do pewnego stopnia nauczycielem mądrości i twórcą powieści, sztuki, wiersza czy artykułu, przez które obwieszcza światu swoją wizję świata.

To czterostronne ujęcie pracy ludzkości zostało przewidziane przez Boga na samym początku. Jednak realizacja tych Bożych zamysłów została udaremniona przez grzeszność człowieka, która wypaczyła ich sens, a praca za sprawą grzechu pierworodnego stała się ciężką, mozolną karą. Teraz jednak, gdy Chrystus odkupił nasze winy i uświęcił nasze życie, człowiek może w Nim i przez Niego pracować w godności Dziecka Bożego.

Nasz Pan został namaszczony Olejem Radości Ducha Świętego na samym początku swego ziemskiego życia, by stać się Kapłanem, Królem i Prorokiem całej ludzkości (por. prefację święta Chrystusa Króla i obrzęd poświęcenia Krzyżma świętego). Wielkie dzieło połączenia nas wszystkich w jedno Królestwo, wyznaczone Mu przez Ojca, obejmowało zwykłą pracę – tworzenie narzędzi i mebli w Nazarecie, ale i układanie przypowieści i kazań w Jego działalności publicznej.

Ponieważ przez chrzest i bierzmowanie uczestniczymy w życiu wiecznym i potędze Pana Jezusa, Jego pracy i zamiarach, możemy prawdziwie pracować w Bogu, z Bogiem i dla Boga, a swą pracą, którą zdobywamy nasz chleb powszedni, włączyć się w Jego dzieło budowania Królestwa Bożego.

Po pierwsze, według słów porannego aktu ofiarowania, jako ochrzczeni i bierzmowani chrześcijanie mający udział w kapłaństwie Chrystusa, mamy złożyć nasze życie, pracę i cierpienie Bogu wraz z ofiarą Chrystusa w Mszy świętej. Przez chrzest zostaliśmy włączeni do Mistycznego Ciała Chrystusa. Nasze życie członków tego Ciała rozkwita w miarę jak będziemy urastać w łaskę; jesteśmy aktywnymi i znaczącymi członkami na miarę naszej łączności w miłości z Chrystusem.

Zależnie od tej łączności, zależnie od stopnia, w jakim nasze życie poddane jest Chrystusowi, nasze działanie jest zgodne z Nim, by uczestniczyć w Jego dziele. Im doskonalszymi chrześcijanami jesteśmy, tym bardziej nasza praca i cierpienie łączą się w Mszy świętej z Jego trudem i krzyżem, dla zbawienia ludzkości. W ten sposób nasza praca i cierpienie, bez względu na swą wartość, mogą posłużyć jako nasz wkład ku większej żywotności, wzrostowi i doskonałości Mistycznego Ciała Chrystusa, dobru ludzkości i chwale Boga. Jedna z najgłębszych i najbardziej chwalebnych prawd naszej wiary mówi, że to, co w świecie doczesnym jest już stracone – błędy, cierpienie, porażki i śmierć – przez Chrystusa nabiera niewyobrażalnej wartości, dla każdego z osobna i dla wszystkich razem, po wsze czasy.

Mimo to, nasze starania, by tak się stało, nie mogą odciągać nas od codziennej pracy, która oprócz swych doczesnych efektów, w Chrystusie nabiera również wartości trwałej. Nikt nie chce trwonić swego czasu, sił i energii na stwarzaniu pozorów pracy. Ludzie pogardzają, przy najmniej podświadomie, pseudochrześcijańskim wizerunkiem pracy, który ma traktować ją jako karę albo zajęcie konieczne by odwracać naszą uwagę od pokus póki jesteśmy na ziemskim wygnaniu (1).

Oczywiście to przekonanie ma się nijak do cudownej prawdy, jaką głosi chrześcijaństwo. Dla Boga każda praca, która zaspokaja ludzką potrzebę, ma swój udział we wznoszeniu Królestwa Bożego, Ciała Chrystusa, do pełni i wiecznej chwały (2). Miasto Boga jest niczym „dom nie ręką uczyniony” (2 Kor 5, 1), domy i posągi, które wznosimy, nie przetrwają wiecznie, znikną książki, które piszemy, prawa, które ustanawiamy, instytucje, które zakładamy. Jednak ich wpływ na ludzi, żywe kamienie wiecznej świątyni Boga, będzie wiekopomny.

To, jak się odżywiamy, ubieramy, mieszkamy, bawimy, jak się nas naucza, jak się nami rządzi, jakie warunki do pracy nam się stwarza – wszystko wpływa na jakość naszego życia (a przez to i na merytoryczną wartość naszych czynów). Wszystko to może nam pomóc, albo przeszkodzić, w osiągnięciu ostatecznej doskonałości, jakiej Bóg pragnie dla każdego wyjątkowego członka Ciała Chrystusa.

Nie na darmo Nasz Pan powiedział: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40), bowiem poprzez nakarmienie, ubranie, pocieszenie, doradzenie czy wskazanie drogi bliźniemu „budujemy moralnie” Ciało Chrystusa.

Jedynie sam Bóg wie kiedy i na ile Jego łaska rekompensuje nasze błędy, porażki i nieposzanowanie wzajemnych potrzeb, dzięki temu „wszystko będzie dobrze” (Juliana z Norwich) i ostatecznie Mistyczne Ciało Chrystusa wraz z każdym z Jego członków osiągnie pełnię doskonałości. Wiadomo nam za to, że Bóg osądzi nas i wskaże miejsce w niebie w zależności od tego, jak spełnialiśmy potrzeby naszych bliźnich… Jak nakarmiliśmy, ubraliśmy, ugościliśmy, pocieszyliśmy Go w jego braciach najmniejszych – „Pójdźcie” lub „Idźcie precz” (3).

Dobrze zaplanowany i zbudowany dom przyczynia się do dobrego, chrześcijańskiego życia – brak dachu nad głową jest jednym ze źródeł grzechu i zwątpienia; dom o złym planie i fundamentach wywołuje frustrację, utratę czasu i sił, które mogły posłużyć modlitwie, nauce lub należnemu odpoczynkowi, lub owocnej służbie innym.

Natomiast dom zaplanowany, by służyć jego mieszkańcom, zbudowany jak tylko można najlepiej, wzbudza poczucie zadowolenia, zachęca do gościnności i dobrego życia, a przez to do efektywniejszej pracy w służbie Boga i naszych bliźnich. Wyraźnie widzimy, jak wielki wpływ na budowanie Królestwa Bożego ma praca architektów, przedsiębiorców budowlanych, wszystkich fachowców, którzy poświęcili swój czas, siły i talent na budowę takiego domu. To samo tyczy się każdej innej dziedziny.

Jeśli jednak nasza praca ma mieć wartość ponadczasową (jak i zupełnie doczesną), musi w pełni zaspokoić prawdziwą potrzebę bliźniego. Oznacza to, że ma wypływać z dobroci serca, tak by dowiedzieć się i zaspokoić czyjąś prawdziwą potrzebę, a nie dążyć do własnej korzyści; oraz ma być wykonana z wprawą, tak by wykorzystać pełnię swych umiejętności, a nie liczyć na to, że klient zadowoli się byle czym. Jeśli bowiem nasza praca ma na celu dogadzanie słabościom i uniemożliwianie uczciwego życia, nie służy ona Bogu, lecz szatanowi. A jako że z pewnością nie przedłożylibyśmy tak niedbałego i niechlujnego wykonania Naszemu Panu, tak też nie powinniśmy oferować pracy poniżej naszych najlepszych standardów Chrystusowi obecnemu w naszym bliźnim.

Jeśli przyjrzeć się liście materialnych i duchowych uczynków miłosierdzia, wyłoni się nam skrótowy wykaz zasadniczych potrzeb człowieka. Dla chrześcijanina jedyną różnicą pomiędzy czynieniem dobra a czynieniem swojej powinności w codziennej pracy, powinna być bezinteresowność dobrego uczynku, a za swą pracę oczekiwanie godziwej zapłaty, która pozwoli mu dalej zaspokajać potrzeby bliźnich, zapewnić utrzymanie rodzinie i wykształcenie dzieciom, by podjęły swoje zadanie w dziele ludzkości, dziele Chrystusa.

Tak cudowna i owocna może zatem być każda uczciwa praca. W dzisiejszych czasach niewiele osób, oprócz duchownych, wie, że są współpracownikami Chrystusa i że ich codzienny trud ma ponadczasową wartość. Większość chrześcijan zatraciła radość płynącą z tej świadomości, i co gorsze, także normy wyznaczające uczciwą i pożyteczną pracę.

Oto jedna z głównych przyczyn tak beznadziejnego stanu rzeczy w dzisiejszym świecie. Chrześcijańska prawda jest jedynie realizacją prawdziwego sensu pracy, który prawie całkowicie zdążyliśmy zatracić. Mimo że istnieje, Bogu dzięki, wielu lekarzy, sklepikarzy i bankowców, wielu rolników i rzemieślników, którzy kierują się przede wszystkim dobrem klienta, to jednak na ogół wszelkie błędne i sztuczne zachcianki są mylnie brane za prawdziwe „potrzeby”, normy produkcji dyktuje wydajność maszyn, a nie dobro pracowników czy klientów, a o sukcesie stanowi dotrzymywanie kroku konkurencji, a nie wypełnianie potrzeb innych.

Wynika z tego, że szczególnie dziś powinniśmy przekazywać naszym dzieciom chrześcijański model pracy. Jeśli bowiem ich powołaniem okaże się życie świeckie, będą musiały spełniać się w nim w dwójnasób, wykonując swe codzienne obowiązki i czyniąc, co w ich mocy, by przywrócić wybrany zawód na łono Kościoła, by innym chrześcijanom łatwiej było w nim pracować i osiągać rezultaty, ożywiając całe społeczeństwo. A jeśli Bóg powoła nasze dziecko na swego sługę, będzie do nich należało nauczanie i kierowanie innymi przez pracę i modlitwę ku chrześcijańskiemu postrzeganiu pracy.

W następnym rozdziale rozważymy, jak najlepiej przekazać naszym dzieciom chrześcijańskie poglądy w tym aspekcie i jak wychować je w ich duchu.

Zagadnienia do dyskusji

1. Omów znaczenie pracy w życiu chrześcijanina. Czy praca ma przede wszystkim stanowić karę nałożoną na człowieka? Pewien człowiek zarabia wystarczająco, by zaspokoić swoje codzienne potrzeby; czy byłby lepszą, szczęśliwszą osobą, gdyby w ogóle nie musiał pracować?

2. Porównaj zasadnicze argumenty na poparcie podejmowania pracy w światopoglądzie chrześcijańskim i w przeważających dziś poglądach świeckich dotyczących pracy. Omów kilka profesji pod względem tego, jak na ich przedstawicieli wpływają chrześcijańskie pobudki? Ile osób czynnych zawodowo czuje się spełnionych, gdyż spełniają „prawdziwe potrzeby” innych? Jak dalece powinniśmy stosować przesłankę, że praca ma służyć innym?

3. Mąż pracuje do późna i bierze nadgodziny, by zapewnić swej rodzinie „to, co najlepsze”. Żona regularnie wyjeżdża, by „dorobić”, aby mogli żyć na równej stopie z sąsiadami i przyjaciółmi. Czy pobudki tych osób odzwierciedlają chrześcijański sens pracy?

4. Omów metody rozwijania chrześcijańskiego rozumienia pracy u dzieci. Czy można oczekiwać, że dzieci będą rozumiały głębszą motywację dla codziennych domowych obowiązków? Matka zajmuje się gotowaniem, sprzątaniem i szyciem, zamiast prosić o pomoc córki, gdyż, jak mówi, „Pójdzie to mi łatwiej i szybciej, niż jak bym miała im wszystko pokazywać. Poza tym, sama lepiej to zrobię”. Czy to podejście właściwe chrześcijaninowi?

5. Na ile w życie domowe powinien włączyć się ojciec? Czy żona ma zakładać, że jej mąż przejmie obowiązki domowe po powrocie z pracy? Czy małżonkowie powinni dzielić się po równo pracą w soboty i niedziele? Jakich rozwiązań dostarcza nam chrześcijańska filozofia pracy?

Pytania sprawdzające

1. Sklasyfikuj cztery sposoby, na które człowiek pracuje.

2. Wyjaśnij znaczenie słowa „prace” w porannym akcie ofiarowania.

3. Jaki jest nadrzędny sens pracy?

4. Dlaczego ważne są warunki, w jakich wykonujemy naszą pracę?

5. Na czym polega różnica pomiędzy codzienną pracą a dziełem miłosierdzia?

Mary Perkins

(1) Z całym szacunkiem, powszechne pojęcie porannego ofiarowania zakłada, że to nic innego jak uświęcenie obijania się (skoro „ofiarowujemy” naszą pracę Bogu, to bez względu na to, czy będzie dobra, czy zła i tak otrzymamy za nią zapłatę wieczną w niebie, przez zasługi Chrystusa, wobec tego w mniemaniu ludzi nie ma ona żadnej wartości wiecznej).

(2) Oto prawda o pracy, w dużej mierze zapomniana przez chrześcijan, odkryta na nowo przez komunizm i wypaczona, usprawiedliwiona dążeniem do doskonałego Miasta Człowieka.

(3) Aby ta prawda stała się dla nas, naszych wspólnot, bardziej realna i żywa, moglibyśmy pójść za przykładem grupy w Luizjanie, która zbadała, jak praca każdego z nas pomaga jego bliźnim w Mistycznym Ciele Chrystusa. Osoby pracujące przy olejach, na przykład, pomagają tym, którzy potrzebują go przy piecach, samochodach itp. Ci, którzy zajmują się gazem pomagają tym, których spotkają dopiero w niebie, przy gotowaniu i ogrzewaniu ich domów. Nie ma więc w tej współpracy bezpośrednich korzyści, ale dzięki niej służba Chrystusowi w drugim człowieku staje się realna dla nas i naszych dzieci.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Perkins Dom rodzinny. Wychowanie chrześcijańskie.