Rozdział siódmy. Mędrcy ze Wschodu

„Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony Król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon»” (Mt 2, 1–2).

Kim byli ci mędrcy? Wiele dyskutuje się nad tym pytaniem, na które nie można udzielić żadnej pewnej odpowiedzi. Prawdopodobnie jednak byli to astrologowie – kapłani perskiej religii zwanej zaratustrianizmem. W chrześcijaństwie zachodnim nazywani są „trzema królami”, ponieważ w liturgii od wieków obchodzonego święta Objawienia Pańskiego wykorzystano tekst psalmu 72 (71): „Królowie Tarszisz i wysp przyniosą dary, królowie Szeby i Saby złożą daninę. I oddadzą mu pokłon wszyscy królowie, wszystkie narody będą mu służyły”.

Kiedy mędrcy przybyli do Betlejem? Widocznie musiał już minąć jakiś czas od narodzin Chrystusa. Ponieważ później Herod zamordował „wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch” (Mt 2, 16), Jezus nie mógł mieć więcej niż dwa lata. Wiemy, że Herod umarł w Jerychu około 4 roku przed Chr. w wyniku przewlekłej choroby. Nie był chory gdy odwiedzili go mędrcy. Wydaje się to całkiem pewne, gdyż mieszkał jeszcze w Jerozolimie. Ewidentnie trzej królowie nawiedzili Betlejem między 6 a 5 rokiem przed Chrystusem. Z pewnością musieli dotrzeć tam jakiś czas po narodzeniu Jezusa, ponieważ droga z Persji do Jerozolimy – prawie dwa tysiące kilometrów – mogła zająć im od trzech do nawet dwunastu miesięcy podróży na wielbłądach.

Ilu było mędrców ze Wschodu? Znów nie wiemy! Sztuka wczesnochrześcijańska przedstawia dwóch. Tradycja katolickiego obrządku łacińskiego wspomina trzech. Pomnik na starym rzymskim cmentarzu Domitylli ukazuje czterech, a katolicy obrządków wschodnich obstają przy dwunastu. Tradycja łacińska nazywa ich Kacprem, Melchiorem i Baltazarem. Katolicy armeńscy nadają im imiona: Kagba, Badadilma, itd. A w tradycji syryjskiej są to Larwandad, Hormisdas, Gushnasaph i tak do dwunastu.

Zachodzi podobna różnica opinii co do gwiazdy, za którą podążali. Niektórzy pisarze utrzymują, że był to cud, inni, że prawdopodobnie była to niezwykła koniunkcja Jowisza, Saturna, Marsa i jeszcze jakiegoś innego ciała niebieskiego. Astronom Kepler wyliczył, że taka koniunkcja miała miejsce w 7 i 6 roku przed Chrystusem.

Mając styczność z Żydami, perscy astrologowie mogli oczekiwać nadejścia Mesjasza, Zbawiciela świata. Według swego wyznania wierzyli, że każdą osobę na ziemi reprezentuje gwiazda na niebie. Wyjątkowy znak na niebie miał więc oznaczać przyjście długo wyczekiwanego Zbawcy i dlatego oczywiście wyruszyli do żydowskiej stolicy, Jerozolimy, by znaleźć dokładne miejsce, gdzie według proroków żydowskich miał narodzić się Mesjasz.

Dla naszego szkicu życia Świętej Rodziny, najbardziej interesującym aspektem historii trzech króli jest komentarz: „Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją” (Mt 2, 11). Słowa te zdają się sugerować, że Chrystus urodził się w stajni jedynie z powodu wielkiej konieczności. Święta Rodzina czym prędzej przeprowadziła się do stałego miejsca zamieszkania w Betlejem.

Mędrcy złożyli dary złota, kadzidła i mirry. Przez wieki frapował pisarzy duchowych symboliczny charakter tych darów, ale w rzeczywistości mędrcy, wyruszając w podróż, prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy z tego, że Chrystus był Bogiem. Myśleli, że może jest to jakiś wielki człowiek, wybawca swego ludu i świata, być może wielki zdobywca. W związku z tym należały mu się prezenty stosowne do jego wielkości.

Jest bardzo prawdopodobne, że w momencie oddania hołdu Dzieciątku – Królowi, przeniknęła ich dusze szczególna łaska i zdali sobie sprawę z tego, że leży przed nimi ich Stwórca, Bóg w ludzkim ciele. Byli ludźmi dobrej woli. Szli za głosem swojego sumienia, mówiącego im co dobre i szlachetne, a Bóg za taką wierność nie dał się prześcignąć w hojności. Byli pierwszymi poganami, reprezentującymi cały świat, którzy ujrzeli Odkupiciela. Dzięki temu spotkaniu ze źródłem Bożej łaski zdobyli sobie pełnię życia wiecznego.

Podobnie będzie z nami. Bóg nie da się prześcignąć w hojności. Mimo że naszym obowiązkiem – wynikającym z faktu, że jesteśmy Jego stworzeniami – jest przestrzeganie Jego przykazań, to w swej dobroci nagrodzi nas za wierność tak, jak gdybyśmy wyświadczyli Mu łaskę. W rzeczywistości będąc nieskończonym, nie potrzebuje niczego. Przez zwycięstwo Jego stwórczej mocy wyprowadził nas z nicości i obdarował wolną wolą. Innymi słowy, uczynił nas tak wiernymi obrazami siebie samego, abyśmy mogli dać Mu coś z własnej woli i otrzymać za to hojną nagrodę. Oczywiście pełnia naszej nagrody nie nadejdzie zanim nie przejdziemy z tego życia prób i pielgrzymowania do życia, gdzie znikną niejasności wiary. Jednak czasem Bóg daje nam jakby mglisty przedsmak szczodrości, z jakiej nam udzieli.

Z pewnością pamiętasz taką sytuację, kiedy modliłeś się o jakąś wielką łaskę duchową czy doczesną, której pilnie potrzebowałeś i zdawała się ona dobra dla twojej duszy i ciała. Otrzymałeś ją i wtedy ogarnął cię duch dziękczynienia, sprawiając, że odczułeś, iż twoja wierność nie zdołałaby zasłużyć na dar jaki otrzymałeś. Bóg okazał, że nikt nie jest w stanie prześcignąć Go w hojności. Jednak doświadczenie tego rodzaju może być co najwyżej mglistym preludium nadprzyrodzonej nagrody, jaką Pan obiecał miłującym Go.

Jeżeli możliwe byłoby odczuwanie wstydu w niebie, wszyscy rumienilibyśmy się ze wstydu po uszy, kiedy ujrzymy na własne oczy tak wiele od Boga za tak mało z naszej strony. Dlatego właśnie w chwili obecnej powinniśmy budować nasze „mało” tak wysoko, jak to możliwe, oddając naszemu Stwórcy wolną wolę jaką nas obdarzył, wyrażając wiarę w Jego słowo, zaufanie Jego obietnicom, miłość Jego dobroci.

Jak wspomniano we wcześniejszym rozdziale, nie jest łatwo podążać tą drogą, kiedy trudności i zwątpienie wkraczają w nasze życie. Jednak właśnie wtedy możesz zdobyć największą zasługę, bo kierujesz się bardziej miłością czyniąc akt wiary w dobroć Boga, kiedy przychodzi żałoba lub nieszczęście. Łatwo trwać mocno w wierze gdy dobrze ci się powodzi.

W czasie wyraźnego błogosławieństwa i powodzenia powinieneś pamiętać, że kiedy indziej nie będziesz tak jasno widział, że Bóg nadal kieruje twoim życiem. Dobrze wyrażają to słowa Pisma Świętego: „Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy?” (Hi 2, 10), „Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione!” (Hi 1, 21).

Postawa absolutnie niezachwianej ufności Bogu przyciąga Jego przeobfite błogosławieństwa. W swej mądrości zna On powód, dla którego dopuszcza lub zsyła na nas takie czy inne próby. Nie pojmujemy tego, bo nasze umysły nie są w stanie zrozumieć planów stworzenia, zamierzonych przez Boga od wieków i przeprowadzanych w czasie, dzięki Jego łagodnej opatrzności. Możemy jednak żywić arcychrześcijańskie przekonanie, że wszystko co On czyni ma na celu nasze dobro. Zachowując taką postawę jesteśmy zadowoleni, składając wszystkie nasze sprawy w Jego ręce.

„Boga nikt nie prześcignie w hojności” – jest to zasada bez wyjątków, zawsze aktualna. Czasami usłyszysz narzekania albo może sam będziesz miał pokusę narzekać przeciw Bożej sprawiedliwości. Czytasz historię kryminalisty wychowanego w slumsach, który w najwcześniejszych latach życia został zwiedziony przez zatwardziałych grzeszników, celował w złych czynach, a w końcu umarł nieszczęśliwie bez wyrzutów sumienia czy ostatniego przygotowania do wieczności. Ktoś powie: „Ale ten biedak nigdy nie miał szansy! Dlaczego miałby zostać potępiony?”.

Odpowiedź jest prosta. Nie wiemy, czy został potępiony. Jedynie Bóg zna stan duszy człowieka w momencie jego pojawienia się przed sądem. Dlatego musimy powstrzymać się od wszelkiego osądzania z naszej strony.

Podobna historia miała miejsce w jednym z naszych dużych miast, z takim wyjątkiem, że chrzest i przyjęcie przestępcy do Kościoła było kwestią minut poprzedzających śmierć. Nikt nie twierdził, że nieszczęśnik zgubił swoją duszę, bo wszelkie znaki zewnętrzne potwierdzały, że ją zbawił. Jednak słyszano jak dobrzy katolicy narzekali, że takie nawrócenie w ostatniej chwili było nie fair względem dusz wiernych, którzy przystępowali do sakramentów, podejmowali się trudnych dzieł miłosierdzia, i jak mówi przypowieść o robotnikach w winnicy, „znosili spiekotę dnia”.

Jest to właściwa nauka Kościoła, że w sakramencie chrztu dostępuje się odpuszczenia zarówno doczesnej jak i wieczystej kary, tak że ten konkretny przestępca, umierając natychmiast po przyjęciu Chrztu, prawdopodobnie poszedł prosto do nieba. Z drugiej strony, jak narzekano, pobożni katolicy, ochrzczeni w dzieciństwie, mogą umrzeć w stanie łaski uświęcającej po latach służby, a jednak może im zostać jeszcze jakaś kara doczesna za odpuszczone grzechy ciężkie i lekkie, domagająca się oczyszczenia w czyśćcu. „Jak Bóg może być mniej sprawiedliwy, mniej hojny?”

Znów należy odpowiedzieć: „Powstrzymaj się od sądzenia”. Bóg wie co robi. Tu na ziemi widzimy jedynie zarys Jego opatrzności. W wieczności ujrzymy całość i jedną z największych radości nieba będzie poznanie odpowiedzi na przedstawiony problem. Będziemy oglądać obraz całego stworzenia przed naszymi oczyma i wtedy będziemy widzieć, że zatryumfowała zarówno sprawiedliwość jak i miłosierdzie, a Boża hojność zawsze wyprzedzała hojność najszlachetniejszych z Jego stworzeń.

W swoim życiu wyraźnie jej doświadczasz. Jeśli na podstawie własnego dotychczasowego doświadczenia uważasz, że Bóg nie traktuje cię z hojnością, to się mylisz. Być może nie rozumiesz co znaczy hojność. Jeśli jednak ze swej strony starasz się jak najlepiej, poczekaj przynajmniej do chwili, kiedy będziesz mógł zobaczyć pełny obraz swego życia. Będziesz miał całą wieczność, by zrozumieć kto był bardziej hojny – ty czy twój Stwórca. Tylko poczekaj! Patrząc na Mędrców ze Wschodu możesz się nauczyć, że czeka cię nagroda niezmiernie większa niż się spodziewałeś.

Wizyta Mędrców ze Wschodu u Dzieciątka Jezus niesie z sobą jednak przesłanie równie imponujące jak przesłanie Bożej hojności. Ich przybycie było pierwszą „epifanią”, ukazaniem się Zbawcy światu pogańskiemu, reprezentowanemu przez mędrców. W początkach Kościoła święto Trzech Króli, celebrowane 6 stycznia, konkurowało i przewyższało 25 grudnia w zakresie ważności w liturgii (i nadal tak jest). Chrześcijanie pierwszych wieków uważali dzień objawienia się Chrystusa światu za bardziej doniosły niż dzień Jego narodzin.

W XXI wieku trudno jest nam zrozumieć jak wyjątkowym był kult Boga w Starym Testamencie. Hebrajczycy byli ludem wybranym i to im Bóg powierzył przyjście prawdziwego Boga i obietnicę Odkupiciela. Żydzi w ten sposób zostali wyróżnieni. Ich pierwszorzędną misją nie było szerzenie religii żydowskiej aż po krańce ziemi jako jedynej i niezmiennej. Mieli chronić swoje dziedzictwo od zanieczyszczenia bałwochwalstwa praktykowanego przez ich pogańskich sąsiadów. Mieli w miarę możliwości nawracać innych, lecz ostrzegano ich przed możliwością deprawacji (jak ukazuje historia, ulegali jej niejednokrotnie) z powodu przykładu tych, z którymi byli w kontakcie. Ogólnie rzecz biorąc, mieli strzec czystości kultu jedynego prawdziwego Boga, przygotowując się na przyjście Mesjasza, który miał wszystko odnowić. Wszystko to doprowadziło do błędnego poglądu, że ekskluzywność była podstawową cechą Królestwa Bożego.

Wraz z nadejściem Chrystusa wszystko uległo zmianie. Okres obietnicy przeminął, a religia ustanowiona przez Jezusa nie była zastrzeżona dla jakiegoś jednego ludu, rasy czy kraju. Miała być prawdziwie katolicka. „Katolicka” znaczy powszechna, a powszechna oznacza, że miała być dla wszystkich i wszędzie. Mędrcy reprezentowali rzesze pogan, którzy mieli przyjąć nową wiarę, kiedy lud wybrany odrzucił szansę, by być pierwocinami Chrystusowego Odkupienia.

Dlatego też przybycie Trzech Króli uczy powszechności dobrej nowiny Jezusa Chrystusa. Powszechność Kościoła oznacza, że nikt w Kościele nie może traktować drugiego człowieka (potencjalnego członka Kościoła) w taki sposób, by pozbawiać go podstawowych praw ludzkich.

Każdy człowiek posiada nieśmiertelną duszę, za której zbawienie umarł Chrystus tak samo jak za twoje. Uniwersalizm Chrystusowego Odkupienia oraz Jego Kościoła prowadzi nas do jednego wniosku: przed Bogiem nie ma gorszej rasy czy gorszego ludu i mylimy się, i możemy grzeszyć przeciw miłości i sprawiedliwości jeśli traktuje my jakąś osobę niesprawiedliwie z powodu jej narodowości, rasy czy koloru skóry.

Jeśli tak byśmy czynili, Maryja i Józef byliby pierwszymi, którzy by nas upomnieli. W Betlejem nie miał znaczenia kolor skóry, za dobrą wolę nie odpłacano lekceważeniem czy zbyciem, nikt nikogo nie poniżał. Nic takiego nie miało miejsca, bo Józef jako głowa Świętej Rodziny, był człowiekiem sprawiedliwym i wiedział, że wszyscy jesteśmy synami jednego Boga, braćmi w Jego stworzeniu. Rozumiał, że to Dziecię przyszło, by zbawić wszystkich ludzi bez względu na kolor skóry. Józef traktował Mędrców ze Wschodu jako potencjalnych dziedziców królestwa niebieskiego, tak samo jak on i Maryja, z wszelkimi prawami należnymi ludziom.

Albo czyż Maryja nie pozwoliła im przytulić Dzieciątka, by mogli Je adorować skoro dzięki łasce poznali kim Ono jest? Odpowiedź znajdziemy we wszystkich kaplicach Matki Bożej we wszystkich zakątkach świata. Widzimy tam wizerunki Maryi o rysach chińskich i meksykańskich, i afrykańskich, i francuskich, cygańskich czy włoskich. W każdym kraju Matka Boża przyjmuje wszystkich bez wyjątku.

Jeśli uprzedzenie i początkowa nauka albo niefortunnie niepełne doświadczenie z mniejszościami rasowymi czy narodowymi skłaniało kogoś do zapomnienia o Kościele powszechnym, należy tylko spojrzeć na scenę z Trzema Królami i dziękować Bogu, że nikt nie został pominięty tamtego dnia w Betlejem. Gdyby chrześcijaństwo było zarezerwowane tylko dla Żydów (którzy w końcu, mimo niedociągnięć, zachowali wiedzę o prawdziwym Bogu, walczyli i umierali za nią tak wiele stuleci temu), czyż nadal tkwiłaby w nas skłonność do wynoszenia się nad innych ludzi?

To właśnie św. Józef, który przyprowadził Mędrców do Maryi i Syna, jest patronem Kościoła powszechnego. Kościół jest rodziną Chrystusa, a członkowie Kościoła są Jego braćmi, bo w szczególny sposób przybrał ich sobie za braci. Maryja jest Matką Kościoła, bo Jezus dał nam Ją w chwili oddania Jej św. Janowi na Kalwarii. Toteż Józef, przybrany ojciec i opiekun Jezusa, stał się prawdziwie ojcem i opiekunem całego Kościoła na całym świecie.

Mędrcy „znaleźli Dziecię z Matką Jego, Maryją”. Gdziekolwiek będziemy szukać Dziecięcia, znajdziemy Go także z Jego Matką, Maryją. Z kolei naszym najlepszym przewodnikiem do Maryi jest św. Józef, który kocha Ją bardziej niż jakiekolwiek inne stworzenie i którego Ona równie mocno umiłowała.

Przyzwyczajenie przytępia percepcję. Tak często słyszymy o niezrównanej świętości Matki Bożej, że umyka nam Jej przeogromny urok. Maryja jest jedną z nas, a Jej osobowość jest tak słodka, że nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie pełni jej wrażliwości. Jej matczyne współczucie we wszystkim, co dotyczy tego życia, jest bezgraniczne. Szczególnie pomaga Ona matkom w ich potrzebach, gdyż sama rozumie co to znaczy być matką, a więc wie jaka jest miłość matki. Jest zawsze łaskawa dla tych, którzy starają się przestrzegać prawa Bożego. Nawet dla zatwardziałych i zaślepionych grzeszników jest zawsze Matką, szukając swych zagubionych dzieci.

W pokusie, w trudnościach wszelkiego rodzaju, idź do Maryi przez Józefa. Maryja odpowie ci w taki czy inny sposób na każdą modlitwę skierowaną do Niej. Jest to tak pewne, że Kościół zatwierdził i uposażył odpustami modlitwę św. Bernarda, zwaną Memorare od pierwszych jej słów po łacinie:

„Pomnij, o Najświętsza Panno Maryjo, że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do Ciebie ucieka, Twej pomocy wzywa, Ciebie o przyczynę prosi. Tą ufnością ożywiony do Ciebie, o Panno nad pannami i Matko, biegnę, do Ciebie przychodzę, przed Tobą jako grzesznik płaczący staję. O Matko Słowa, racz nie gardzić słowami moimi, ale usłysz je łaskawie i wysłuchaj. Amen”.

Nigdy nie odejdziesz pozbawiony pokoju Chrystusowego, uciekając się w modlitwie do Maryi, bo za każdym razem spotkasz Dzieciątko z Maryją, Jego Matką.

Ks. Francis L. Filas SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Francisa L. Filasa SI Święta Rodzina wzorem dla rodzin.