Rozdział siedemnasty. Wychowanie ku odpowiedzialności społecznej

Zwrócenie uwagi dziecka na troskę o biednych i nieszczęśliwych jest rzeczą wspaniałą. Jednakże rodzice nie wywiążą się w pełni ze swego obowiązku, jeżeli nie przydadzą temu znaczenia odpowiedzialności za dobro wspólne i właściwej koncepcji współpracy.

Dziecko instynktownie odnosi wszystko do swego osobistego małego interesu. Jeżeli nie będzie od maleńkości uczone troszczyć się o innych, grozić mu będzie, że stanie się ciasne i samolubne, że zawsze będzie już nieczułe na dobro ogółu, słowem – nie nabierze nigdy poczucia społecznego.

Dopóki dziecko jest bardzo małe ta formacja nie będzie polegała na formalnych pouczeniach, lecz raczej na ciągłym zwracaniu jego uwagi, przy każdej okazji, że trzeba troszczyć się o innych. Będzie uczyło się je, żeby szło po schodach nie robiąc hałasu, bo mama odpoczywa; żeby nie trzaskało drzwiami, bo śpi braciszek lub siostrzyczka; żeby nie bawiło się hałaśliwie obok gabinetu taty. Dziecko w ten sposób bardzo szybko pozna społeczne skutki swych czynów.

Być może dziecko będzie z całą rodziną na dworcu, by powitać kogoś przyjeżdżającego; rodzice będą mieli doskonałą okazję, by uświadomić mu, jak to jest bezmyślnie stanąć w przejściu – co dzieci czynią – blokując wejścia i wyjścia ludziom wychodzącym z pociągów lub tym, którzy po prostu chcą przejść tą drogą.

Gdy dziewczynka towarzyszy matce w zakupach, można zwrócić jej uwagę, żeby nie prosiła sprzedawcy o demonstrowanie więcej towaru niż to konieczne, ponieważ trzeba go będzie później, gdy ona już wyjdzie, na nowo składać i stawiać na miejsce.

W koszykówce czy piłce nożnej nie tak ważne jest, by samemu zostać gwiazdą, lecz by doprowadzić drużynę do zwycięstwa. Prawdziwego ducha sportu i szlachetności ma ten, kto potrafi wyrzec się osobistego triumfu podając piłkę koledze, który zapewni zwycięstwo, ponieważ znajduje się na lepszej pozycji albo jest lepiej wytrenowany.

„Przekaż nam naukę płynącą z gry w piłkę nożną”, poprosił młodszy sportowiec swego starszego kolegę. I tamten przedstawił tę, która sławi cnotę wyrzeczenia: „Przekażę swoją szansę drugiemu” – poświęcenie samolubnego lub próżnego wyrachowania na rzecz wyniku całego zespołu.

Można pokazać dziecku, że jeśli chodzi o wykroczenia przeciwko dyscyplinie szkolnej, powinno ich unikać, nie tyle ze względu na nauczyciela – „Kto się ruszy, będzie miał ze mną do czynienia” – lecz raczej ze względu na to, że przeszkadza to kolegom, bo rozprasza ich uwagę, i cierpi na tym postęp w nauce. Dyscyplina nie została wymyślona dla wygody nauczyciela, lecz dla dobra uczniów.

W ten sposób, przekazywanie wiedzy teoretycznej poprzedzone zostaje praktycznym przygotowaniem dziecka w atmosferze współpracy, wzajemnego świadczenia sobie pomocy. Każdą sposobność do praktyk tego typu należy podbudować wyjaśnieniem, że później dzieci, gdy dorosną, w podobny sposób muszą zachowywać się w biurze, fabryce, wojsku czy w jakiejkolwiek innej wspólnocie, w której się znajdą.

Gdy dzieci osiągną wiek, by rozumieć więcej nauki w formie teorii, należy korzystać z każdej okazji do wpojenia dziecku nauki wiary. Jest problem na skalę międzynarodową: Samolubstwo czy pomoc wzajemna?

Co na ten temat mówi Kościół? Co mówi Ewangelia? Albo problem relacji pomiędzy pracodawcą a pracownikami, strajku w fabryce ojca lub w mieście. Tutaj również należy zapytać o zdanie Kościoła, zapytać, co nakazuje Ewangelia. Egoizm czy wzajemne zrozumienie? Wychowywani w ten sposób młodzi, chętnie i szybko zrozumieją doktrynę Kościoła odnoszącą się do spraw społecznych i międzynarodowych – wówczas gdy osiągną odpowiedni wiek, by odbierać wiedzę na ten temat na uczelni. Nie będą sprzeciwiali się prawidłowym zasadom – jak to aż nadto często czynią, stawiając mur przesądów lub pseudotradycji – gdy ich nauczyciele religii lub filozofii wyjaśnią im te zasady.

***

Zrobiliśmy już dużo, jeżeli przyzwyczailiśmy dziecko, by jak najczęściej wczuwało się w sytuację innych. „Gdybym był w takiej a takiej sytuacji, co bym zrobił, co bym pomyślał?” Jesteśmy wszyscy zwinięci w sobie jak w kokonie, a dziecko bardziej niż ktokolwiek inny, zwłaszcza jeżeli było rozpieszczane, jeżeli pochodzi z rodziny cieszącej się komfortową stabilizacją, jeżeli jest przyzwyczajone – lub inni je przyzwyczajają – że skacze się wokół niego.

Dziecko musi być zachęcane do obsługiwania się samemu i do służenia innym. Jeżeli z jakichś powodów matka musi wynająć pomoc, nie ma powodu, by dziecko monopolizowało taką pomoc na rzecz własnej wygody; nie należy mu nigdy pozwalać, by samo wydawało polecenia pomocy domowej.

Ile tylko się da, zwłaszcza w przypadku dziewczynek, należy dawać dziecku sposobność do wykonywania wielu małych zadań, które usprawniają życie rodzinne, takich jak: nakrycie do stołu, wytarcie kurzu w pokoju, ułożenie bukietu, zajęcie się niemowlęciem. Takie polecenia nie powinny być przedstawiane im jako ciężkie zadania, lecz jako pomoc mająca na celu dobro wspólne, ulżenie mamie w pracy – tak, żeby wykonywały to z radością, nawet jeżeli wymaga to wysiłku, przewraca ich dobrze ułożone plany lub wymaga poświęcenia. Często dziecko będzie zachwycone i dumne, że jest takie ważne. Trzeba wszak zwracać uwagę, żeby apelować nie do próżności, lecz do odpowiedzialności.

Delikatnym punktem do rozważenia jest kwestia przyjaźni.

Czy dziecku powinno się pozwolić przestawać z dziećmi, które – jak to się mówi – nie należą do jego klasy społecznej? Będą spotykać się w szkole. Jeżeli ci ewentualni przyjaciele są moralnie na poziomie i mają dobre maniery, dlaczego nie? Będzie wówczas dobra okazja, żeby pokazać, że pieniądze – to nie wszystko, że jedyną prawdziwą wartością jest cnota i ludzka godność. Dziecko może być zanadto skłonne do tworzenia pary tylko z kimś, kto należy do tego samego kręgu lub otoczenia społecznego; to schlebia jego próżności. Rodzice powinni reagować na taką skłonność, pouczając malucha, że powinien dzielić się z mniej uprzywilejowanym kolegą, i unikając bezkrytycznych związków z kimkolwiek, wyszukiwać na przyjaciół nie tych najlepiej ubranych, lecz tych, którzy są najlepszymi uczniami, są prawdziwie pobożni, mają najsilniejszą skłonność ku dobru, słowem – którzy zasługują na większy szacunek.

Gdyby okoliczności rodzinne wymagały poświęcenia, pokaż dziecku, że istnieją ludzie biedniejsi; ucisz wszelką zazdrość. Gdy nadchodzi czas wyboru zawodu, pokieruj chłopcem lub dziewczynką, by wybrali rozsądnie: nie wedle możliwych profitów czy dochodów finansowych, lecz zgodnie z możliwościami, by jak najlepiej służyć społeczeństwu i dobru wspólnemu.

Rodzice wielkoduszni nie będą się wahali, jeżeli kwalifikacje dziecka są odpowiednie i nadarza się stosowny moment, by porozmawiać o powołaniach zakładających całkowite poświęcenie: o kapłaństwie i życiu zakonnym. Jest tyle potrzeb w świecie. „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało” (Mt 9, 37). Rodzice zyskują zainteresowanie dzieci. Ksiądz? Dlaczego by nie ksiądz? Zakonnica? Dlaczego by nie zakonnica?

To zakłada ducha braku przywiązania u rodziców, świadome uznanie potrzeb Kościoła, umiłowanie dobra powszechnego, jakim jest chrześcijaństwo, ofiary z pewnych nadziei na zbudowanie nowej rodziny. Tak, to właśnie to oznacza.

Tacy rodzice często zwrócą uwagę na nieszczęścia nękające ten świat; na walki, jakie narody prowadzą ze sobą. Wyjaśnią swym dzieciom, że jedynie zgoda buduje; co więcej – że zgoda jedynie jest prawdziwie chrześcijańska.

Jak inspirujący przykład mają te dzieci, których ojciec był zawsze człowiekiem szerokiego współczucia i wielkodusznego serca, o wysokim poczuciu społecznym; gdy w swojej profesji zawsze starał się raczej służyć niż zarabiać pieniądze; gdy np. jako prawnik zawsze kierował się sprawiedliwością; gdy jako przemysłowiec angażował się w polepszenie społecznych warunków produkcji; gdy jako kupiec dbał, by nikogo nie skrzywdzić; gdy jako lekarz poświęcał się, by przysporzyć jak najwięcej dobra; gdy jako pracownik oddawał się lojalnie i uczciwie swej pracy – gorliwy w dobrym wykonywaniu pracy oraz socjalnej obronie swego zawodu.

Chłopiec i dziewczyna uczą się w ten sposób traktować wybrane przez siebie zawody lub zajęcia jako przyszłą służbę społeczną. Pozbywają się swych ciasnych, egoistycznych poglądów, które wcześniej wypaczały ich charaktery, wypływają na powierzchnię z prawdziwie uformowanymi duszami.

***

Jeżeli jesteśmy dostatecznie czujni, by znaleźć sposobność, wszystko może posłużyć do tego, by nauczyć dzieci odgadywać, a przynajmniej rozumieć potrzeby i wymagania innych.

Mała dziewczynka, której już nie można było nazywać niemowlęciem nie miała na razie braciszka ani siostrzyczki. Któregoś dnia zauważyła, że matka zajmuje się elementami wyprawki dla niemowlaka: „Czy to wszystko jest dla Liette, mamusiu?”. Ona była Liette. „Nie, kochanie, nie dla Liette, lecz dla małego braciszka lub siostrzyczki, który lub która się pojawi.”

Liette była zupełnie zaskoczona. Co to takiego? To mama nie tylko dla niej pracowała?

Pierwszą szkołą świadomości społecznej jest rodzina. Jakież to byłoby upośledzenie, gdyby matka nigdy nie pracowała dla nikogo więcej, jak tylko dla Liette, gdyby Liette pozostała jedynaczką! Możemy sobie łatwo wyobrazić, jakie przejawy samolubstwa zdolna byłaby okazać.

Rodzina jest razem: „Tutaj jest tak duszno, otworzę okno”.

„Nie, babcia jest przeziębiona.”

Dziecko rozumie, że nie jest samo, że inni też się liczą.

Rodzina mieszka w domu wielorodzinnym. Dzieci strasznie hałasują. „Ciszej, dzieci, nie możemy przeszkadzać ludziom, którzy mieszkają pod nami. Nie róbcie tyle hałasu”. Inni się liczą.

Mała dziewczynka uczy się jak prowadzić dom. Wytrząsa szmatkę od kurzu za oknem: „Czy spojrzałaś, czy przypadkiem ktoś nie idzie?”.

Wiedzieć, że istnieją inni ludzie i że trzeba się ograniczać ze względu na nich – to istota świadomości społecznej. Można by pomyśleć, że mamy ją wszyscy, i to w nadmiarze.

Niestety doświadczenie uczy czego innego.

Matka i dziecko idą do sąsiedniego parku, by się pobawić. Jak kusi, by postawić małe babki z piasku wzdłuż ławki obok mamy! „Zobaczysz, nie pobrudzisz się, mamusiu.”

„Nie, moja mała, ale ty nie myślisz o innych, którzy mogą za chwilę przyjść i chcieć usiąść na tej ławce.”

Ulica czy park mogą przysporzyć okazji do takich oto lekcji: „Zejdź na bok, kochanie. Nie widzisz tej matki, która pcha wózek? Pozwól jej przejść”. W tramwaju: „Ustąp miejsca tej pani”.

W pociągu: „Zmieniajcie się przy oknie”. „Nie rozmawiajmy tak głośno; to przeszkadza ludziom w rozmowie lub czytaniu.”

Podczas odwiedzin: „Schody zostały właśnie wyszorowane; wytrzyjcie buty na wycieraczce i idźcie z boku, żeby ich nie zadeptać”.

A to wszystko jest przecież wyjaśniane na lekcjach katechizmu: „To w niebie będę razem z jakimś biednym dzieckiem, prawda?”.

Dzieci z biednych rodzin powinny być pouczane o godności ubóstwa i pracy, o obowiązku podnoszenia warunków życia i statusu społecznego swojej warstwy.

Dzieci z rodzin zamożnych powinny być pouczane o swojej odpowiedzialności wobec klas pracujących. Powinno się im tłumaczyć, do jakiego stopnia może posunąć się ubóstwo materialne, moralne i duchowe, i co powinni robić, żeby nauczyć się je leczyć.

***

Jeszcze nie wszystko uczyniliśmy, podsuwając dzieciom myśl i pragnienie przyjścia z pomocą biednym. Można zrobić coś lepszego. A mianowicie uczyć je stopniowo zapobiegać nędzy opanowującej świat biedoty. Nigdy całkowicie nie zdołamy jej powstrzymać, lecz jakie to piękne dzieło próbować bardziej szerzyć szczęście wśród ludzi!

W miarę, jak dzieci osiągają wiek bardziej wyostrzonej percepcji i głębszej refleksji, ukażcie im, że problem dotyczy: a) wzajemnych relacji warstw społecznych wobec siebie, b) wzajemnych relacji narodów wobec siebie.

W jednym kraju są tacy, którzy posiadają to, czego potrzebują, tacy, którzy posiadają więcej, niż potrzebują oraz tacy, którzy nie posiadają nawet niezbędnego minimum.

Czy nie jest sprawą fundamentalną ustanowienie takich warunków w świecie, żeby możliwie jak najmniej ludziom brakowało środków koniecznych do życia, albo raczej żeby możliwie jak najwięcej ludzi mogło dostatecznie cieszyć się posiadaniem dóbr ziemi, wytworów umysłu oraz wiedzy o nadprzyrodzonych bogactwach?

W stopniu, w jakim przesiąknięci jesteśmy duchem Ewangelii, będziemy chcieli, by nasi bracia wokół nas byli nie tylko uzdrowieni ze swych ran, lecz możliwie jak najlepiej zachowani od ran przyszłych, i utwierdzeni w warunkach właściwego rozwoju pojmowanego w kategoriach ludzkich, a także właściwego rozwoju w porządku łaski.

Opatrzyć ranę, która doznała zakażenia, jest dobrym czynem; zapobiec powstaniu rany – czynem lepszym. Zorganizować zawczasu odszkodowanie dla zwalnianych z pracy jest rzeczą dobrą; starać się o taki status pracowniczy, w którym zapobiega się zwolnieniom – rzeczą lepszą.

Otóż, warunki współczesnego życia, zabezpieczenia ekonomicznego społeczeństwa – skazały cały odłam społeczeństwa na warunki, w których żyje się bardzo ciężko, w których „zarabianie na chleb” stało się ogromnym problemem.

Młodych chłopców i dziewczęta trzeba uczyć uświadamiania sobie tych faktów wraz z wiekiem. Muszą otworzyć swe umysły, by rozumieć problemy socjalne w ich najbardziej palących aspektach; muszą się przygotować do czynienia co w ich mocy, by przeciwdziałać temu złu.

A ile jest nabrzmiałych problemów, gdy rozpatrujemy kwestie związane z relacjami pomiędzy różnymi narodami! Wojny, nawet jeżeli podpisano traktaty pokojowe, pozostawiają gorycz w sercach. Pojawiają się nowe trudności. Kapitalne znaczenie ma tu bardzo poprawna idea patriotyzmu.

Czy okresowe wojny między narodami są usprawiedliwione? Czy nie powinniśmy czynić co w naszej mocy, żeby ustanowić pokój na świecie poprzez uczciwe porozumienie narodów?

Jakich potrzeba procedur, żeby takie pożądane wzajemne zrozumienie dochodziło do skutku?

Jakie cnoty należy rozwijać, żeby pogodzić jednocześnie godność narodową z umiłowaniem pokoju i braterstwem nakazanym przez Boga?

Jak możemy doprowadzić do tego, żeby różne ludy żyły obok siebie bez uszczerbku dla poważnych interesów żadnej ze stron, w sytuacji gdy każda narodowość pozostaje głęboko zatroskana o swą własną wielkość?

Trzeba przekazać całą wiedzę na ten temat.

Ks. Raoul Plus SI

Powyższy tekst jest fragmentem książki Ks. Raoula Plus SI Chrystus w rodzinie. t. III: Wychowanie.