Rozdział siedemnasty. Moja przyszłość, cz. 2

Wołanie Króla

„Potrzeba poświęcenia? Oto jestem”, mówiła dzielna Walentyna Riaut, która ofiarowała się Bogu, jako ofiara zadośćuczynienia. A Joanna d’Arc mawiała: „Muszę iść do Króla! Gdybym miała stu ojców i sto matek i tak bym poszła”.

Czy wolno mi inaczej przemawiać, jeśli Bóg naprawdę mnie woła? Nie. Ale przewiduję tyle przeszkód! Jeśli mam prawdziwą wiarę i jeśli takie jest moje powołanie, stopnieją jak śnieg w słońcu. Chrystus Pan zezwala na te trudności jedynie dlatego, aby dać mi sposobność do ufności niezłomnej. Czy Joannie d’Arc było łatwo opuścić dom? Czy jej serce nie rozdzierało się na myśl o rozstaniu ze swymi bliskimi? Czy myśl o spotkaniu z królem, o wszystkich okropnościach wojny nie przerażała jej? „Gdybym miała zedrzeć nogi aż do kolan i tak bym poszła”, mówiła podczas procesu. Św. Teresa – a św. Teresa nie była duszą słabą – wyznaje, że gdy miała opuścić swą rodzinę cierpiała tak, że nie przypuszczała, aby przy śmierci było możliwe cierpieć więcej. A jednak poszła za wołaniem Bożym.

Zresztą trudności napotykane przy wykonaniu jakiegoś przedsięwzięcia nie są bynajmniej dowodem, że nie jesteśmy do niego powołani. Trzeba się długo namyślać, długo modlić. Ale jeśli po namyśle wobec Boga uznaliśmy, że trzeba się na to a na to zdecydować – wtedy już nie należy się wahać: „Oto jestem Panie, oto ja służebnica Pańska. Potrzeba kogoś, aby Ci służył, aby się dla Ciebie poświęcał? Oto jestem. Licz na mnie”.

Gorącość ducha

„Bądź błogosławiony za to, że tak mi serce rozgrzałeś” – mówiła Bogu pewna dwudziestoletnia dziewczyna. A Papini (1) w Dziejach Chrystusa powiada: „Zimno jest na szczytach tym, którzy sami ogniem nie płoną”.

Bez miłości nie można dokonać niczego, zwłaszcza niczego wielkiego. Ale za to do czego nie jest zdolny człowiek o gorącym sercu? A przez gorącość serca nie rozumiem jakiegoś jednodniowego porywu, chwilowej egzaltacji; to są raczej skutki rozszalałej wyobraźni, niż świadomej miłości. Tu chodzi o miłość rozumną, o wspaniałomyślność przewidującą.

Oddaję się służbie Bożej wiedząc co robię. „Jaka radość – pisał św. Augustyn – gdy otworzyła się przede mną wielka perspektywa całkowitego oddania się Bogu, jaka radość, że w końcu jestem uwolniony od mdłych słodyczy rzeczy drobnych. Widziałem krzyż i wiem komu się oddaję; pogrążam się nie w ciemność, ale w światło. Moje serce widziało jasno i mogę także powiedzieć: skoro odkryłem to, co doskonalsze, to, co tylko dobre już mi nie wystarcza”.

W roku 1914 biskup Kantonu prosi biskupa z Monreale o zakonnice do trędowatych. „Tysiące biednych i opuszczonych wyciągają ku tobie ręce błagalne i chore… Wystarczyłyby trzy lub cztery siostry, gdyż sami chorzy, niezupełnie jeszcze podupadli na siłach, mogą im pomagać”. Arcybiskup udaje się do klasztoru Niepokalanego Poczęcia. Prośbę biskupa Kantonu przedstawia czterdziestu zgromadzonym zakonnicom: „Niech te, które czują się na siłach wstaną”. Wszystkie zakonnice wstają naraz.

Podziwiam was dzielne zakonnice! I rozumiem was. Raz poświęciwszy się, chcecie iść do ostateczności. Mój Boże, weź wszystko, wszystko Ci oddaję.

Małżeństwo

Jeżeli życie zakonne nie jest dla mnie – zastanowiłam się nad tym uczciwie – więc według wszelkiego prawdopodobieństwa, Bóg powoła mnie w przyszłości do założenia rodziny.

Jakich zalet będę szukać u tego, który ma być oparciem i towarzyszem mego życia, ojcem moich dzieci?

Przede wszystkim będę szukać silnych przekonań chrześcijańskich. Jestem chrześcijanką szczerą i z przekonania, chcę znaleźć w mym mężu duszę wierzącą i praktykującą; inaczej jakiż byłby rozdźwięk u samych podstaw naszego związku. Jeśli nie będziemy mogli klęknąć razem do wspólnej modlitwy, jeśli nie będziemy mogli porozumieć się we wspólnej trosce o służbę Bożą i zbawienie naszych dusz – to związek nasz będzie niezupełny, to w takim razie, nie tego człowieka szukałam.

Nieskalane życie moralne. Nie zadowolę się pobieżnymi informacjami. Powinnam wiedzieć wszystko. Jestem gotowa wszystko oddać, mam prawo, aby otrzymać też wszystko. Doskonała wzajemność. Wymiana dwóch dziewiczych istnień.

Silne zdrowie. Mamy się połączyć w dziele życia. Będę myśleć o ludziach, którzy się z nas narodzą.

Reszta – ta reszta, która w oczach świata jest rzeczą główną – pozycja, majątek – powinny wchodzić w rachubę według swej istotnej wartości i niezbyt wielką rolę odgrywać w moim wyborze. Majątek nie jest tak ważną rzeczą, ważniejsze jest, czy młody człowiek ma energię i zdolności, aby pracą na życie zarobić i przez życie się przebić.

Założenie rodziny

„Ludzie poznają się przez trzy tygodnie, kochają przez trzy miesiące, kłócą trzy lata, znoszą przez lat trzydzieści– a ich dzieci zaczynają to samo od początku” (H. Taine).

Jest to zaiste lekki sposób traktowania małżeństwa. Ilu niestety młodych idąc za nieuzasadnionym entuzjazmem lub ślepą namiętnością dwudziestego roku życia przygotowuje sobie przyszłość według tego wzoru.

Czy wystarczy poznawać się przez trzy tygodnie? Może znasz książkę, w której w następujący sposób opisane są zaręczyny? „Powiedziano jej któregoś dnia, że pewien młody człowiek widział ją dwa razy i że pragnie się z nią ożenić. Wyśmiewała się z tego projektu przez cały tydzień, który poprzedzał naznaczone spotkanie. W końcu spotkała tego młodego człowieka pewnej niedzieli, spacerowała z nim przez pół godziny, a gdy zapytał ją, czy może się spodziewać, aby kiedyś została jego żoną, odpowiedziała mu natychmiast «tak»”.

Jeśli chcę zawrzeć poważne małżeństwo, jeśli nie chcę, aby to małżeństwo rozpoczęte idyllą skończyło się tragedią – to muszę w zawieraniu go okazać więcej ostrożności.

Będę strzegła swego serca, będę je trzymała na uwięzi… Zmuszę się, aby nie pokochać zanim poznam, czy mi kochać wolno. Ciężko być musi deptać swą miłość, gdy oddawszy serce widzi się, że trzeba je odebrać. Ciężko być musi żyć razem w małżeństwie, gdy w nim nie ma nic z tego, co by mogło łączyć. Potem będzie za późno. Teraz jest jeszcze czas. Potem trzeba będzie oczy zamykać. Dziś należy je szeroko otworzyć i wybrać tylko po głębokim namyśle.

Nie należy być zbytnio wymagającą. Trzeba tylko być przewidującą.

Miłość

„Kochać to znaczy pragnąć się udoskonalać.”

Będę pragnęła stawać się lepszą, przede wszystkim ze względu na Boga.

Małżeństwo – tłumaczy św. Paweł – według myśli Bożej ma być obrazem połączenia Boga z duszą w stanie łaski, łączność Chrystusa z Kościołem. A jaka jest świętość Boga łączącego się z duszą, jaka świętość Chrystusa łączącego się z Kościołem!

Kochać, mając pełne zrozumienie czym jest małżeństwo, to znaczy współzawodniczyć w świętości z Bogiem i Chrystusem. Jeżeli słowo „bądźcie doskonali” obowiązuje każdego wierzącego, to o ile pełniejszego znaczenia nabiera to słowo dla wszystkich, którzy chcą naśladować Boga w jednym z najistotniejszych i najwyższych Jego czynów, w czynie dawania życia. Kochać to pragnąć stać się lepszą wobec Boga, wobec Chrystusa Pana, bo przecież Ich to poczynania mam naśladować w pewnej mierze.

Kochać, to znaczy stawać się lepszą ze względu na człowieka wybranego, już mi znanego, z którym mam związać me życie. Ten wybrany już z góry ma niejako prawa nade mną. Pragnąłby, żebym była dobra, a więc chce, abym stawała się lepsza. Kiedyś w życiu tyle mi będzie potrzeba poświęcenia, miłości, zaparcia się samej siebie…

Muszę stawać się lepsza ze względu na dzieci, które się ze mnie narodzą. Maleństwa te będą podobne do mnie. A jeśli jestem tylko tym, czym jestem, czyż nie będę odpowiadać za to, że narażam je na tak przykre dziedzictwo?

Nie będę zwlekać. Od dziś zacznę pracować nad sobą, aby stawać się lepszą.

Dwa serca złączone ku miłości Bożej

Małżeństwo polega na tym, że każdy z małżonków posiada dwa serca do kochania Boga.

Takie pojęcie małżeństwa przekracza zwykłe wyobrażenie ludzi o tym sakramencie. Nie kocha się kogoś jedynie dla jego uroku zewnętrznego, ani nawet dla zalet umysłowych i moralnych, ale kocha się dlatego, że łącząc swe życie z drugim życiem, człowiek staje się zdolny, aby z większą miłością służyć Bogu. A jeśli założeniu rodziny przyświecają tak wielkie nadprzyrodzone ideały, to jak bardzo cały jej ustrój szlachetnieje, o ile więcej każdy z małżonków ma dla drugiego miłości, szacunku i uznania.

Chciałabym ci powiedzieć – pisała do swego narzeczonego Rosa Ferucci, młoda dziewczyna głęboko wierząca, która umarła nagle na kilka dni przed ślubem – chciałabym ci powiedzieć, jak pojmuję naszą miłość. Przede wszystkim, jak to nieraz mówiliśmy, trzeba nam będzie szukać woli Bożej, trzeba nam będzie ochotnie ofiarować się na Jego służbę i z radosnym sercem przyjmować wszystko, czym będzie chciał nas doświadczyć. Potem, zawsze w ścisłej jedności serc, mając tylko jedną wolę, będziemy starać się odnaleźć nasze inne obowiązki względem Boga, względem siebie samych, względem naszej rodziny. W ten sposób wszystkie nasze uczucia będą się wznosić w należnym porządku aż do Tego, który nas stworzył. Dla Niego żyć musimy, niech więc On stanie się błogosławionym kresem wszystkich naszych myśli i wszystkich uczynków”.

Przy pewnym młodym żołnierzu, zabitym na wojnie w bitwie pod Vieil-Armand, kapelan wojskowy znalazł list od jego narzeczonej. Pisze ona o swoich życzeniach i nadziejach, a potem tak mówi: „Możesz być dumny ze mnie, bo będę przystrojona w największą ozdobę dziewczyny, w czystość niepokalaną. Będę dla ciebie piękna i biała jak lilia. Módlmy się za nasze powołanie, bo wydaje mi się, że jestem słaba i wątła, aby móc wziąć na siebie ciężką odpowiedzialność chrześcijańskiej żony. Bądźmy zawsze połączeni w Sercu Jezusowym, które jest królem i ogniskiem serc wszystkich”.

I ja pragnę dla siebie miłości o takim polocie.

Ks. Raoul Plus SI

(1) Giovanni Papini (1881–1956), włoski pisarz. W pierwszym okresie twórczości występował jako radykalny ateista. Po I wojnie światowej nawrócił się na katolicyzm, demonstrując swoją postawę np. w powieści Dzieje Chrystusa.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Dziewczętom ku rozwadze.