Rozdział pierwszy. Wielkość chrztu, cz. 1

Trójca Przenajświętsza

„Niewidzialna królowa wszystkich tajemnic. Trójca Przenajświętsza”, pisał o. Faber (1).

Największym świętym nieba jest Bóg. Najwyższym nabożeństwem jest nabożeństwo do Boga.

Najpierw należy dostrzec, czym wobec Boga jest to, co stworzone. Wobec Boga to, co stworzone, jest niczym. Jest Bóg, Bóg wystarczający sobie w wieczności. Jest Bóg znający i rozumiejący się doskonale, a ten akt poznania dokonuje się w Bogu z taką siłą, że wytryska zeń do wewnątrz jako druga osoba. Oto jest Słowo. Między Ojcem a Słowem napięcie miłości jest tak wielkie, że z niego wyłania się znowu osoba równie rzeczywista: Duch Święty. To dzieje się nieskończenie i wiecznie.

Jest to, a oprócz tego nie ma nic. Cała reszta, jeśli w ogóle jest, a wiem, że istnieje, to świat stworzony, to znaczy to, co na początku nazywało się nic, to jest to, co w każdej chwili wróciłoby do nicości, gdyby tego Bóg nie utrzymywał przy istnieniu. Tego „niczego” jestem niedostrzegalną cząstką. Oto czym jestem jako stworzenie. „Ja jestem ten, który jestem – mówił Pan Jezus do świętej Katarzyny Sieneńskiej – ty jesteś tą, której nie ma”. Zagłębię się w to słowo prawdy i zastanowię nad jego dobroczynną siłą.

Przez moją naturę przyrodzoną jestem niczym, ale przez dary nadprzyrodzone jestem w posiadaniu wszystkiego. Już moje dary przyrodzone: życie, zdrowie, zdolności są rzeczami wspaniałymi. Ale wiem, że jestem powołana do życia większego niż przyrodzone. Bóg nieskończony oddał mi się na własność, powołując mnie przez sakrament Chrztu do życia ubóstwionego. Pozostaję wprawdzie stworzeniem, ale jestem zdolna do wykonywania aktów o wartości i znaczeniu Boskim, aktów o doniosłości wiecznej. I co więcej, sam Bóg przyszedł we mnie zamieszkać, a Ten, którego nieba ogarnąć nie mogą, w mojej mieści się duszy.

Z przyrodzenia jestem nicością, przez życie nadprzyrodzone jestem świątynią Trójcy Przenajświętszej. Oto moje dziwne i wspaniałe przeznaczenie.

Uświadomienie religijne

Elżbieta Leser (2) pisała do jednej ze swoich siostrzenic:

„Jestem przerażona tym, do jakiego stopnia większość kobiet nie wie nic o religii. Nawet duch religii jest im zupełnie obcy. Widok ich jest bolesny: są tylko ciałami bez ducha, są tylko tym, co nazywamy kobietą «praktykującą», a nie tym wykwitem szlachetności umysłu, piękności wewnętrznej, aktywności duszy, jednym słowem, nie tym, czym powinna by być chrześcijanka.

Nie myśl, żebym potępiała praktyki religijne. Nie mam bynajmniej tego zamiaru, ale praktyki pobożne powinny być jedynie przejawem głębokiego nastroju duszy… Chciałabym, żebyś była chrześcijanką siebie świadomą, żebyś znała podstawy twej wiary, powody i racje, dla których ufasz i wielbisz”.

Pobożność prawdziwa, inteligentna, głęboka, ta, której dla siebie pragnę i którą za każdą cenę posiąść muszę, ma za podstawę zrozumienie tak zupełne, jak to jest tylko możliwe, najważniejszej tajemnicy chrześcijaństwa, tajemnicy, wokół której grawitują wszystkie inne, tajemnicy Boga udzielającego się mojej duszy.

„Pan przyszedł i woła cię”… Gdzie? We mnie. Nie potrzebuję przebywać miliardów mil, żeby znaleźć Boga i wejść z Nim w poufały stosunek. Bóg, jeśli jestem w stanie łaski, żyje we mnie. Św. Teresa pisze, że pierwszą rzeczą, jaką daje Bóg duszy, której życie chce skierować do wewnątrz, jest to: „że (dusza) widzi, jak ten prawdziwy Przyjaciel jest zawsze w niej i z nią, nie odstępując jej nigdy, towarzysząc jej wszędzie, dając jej byt i życie… (Dusza ta rozumie), że nigdzie poza tą twierdzą wewnętrzną nie znajdzie ani bezpieczeństwa, ani pokoju; że nie powinna uczęszczać do obcych domów, kiedy w swoim własnym znajduje nieprzeliczalne dobra, że posiada Gościa zdolnego zapewnić jej wszystkie dobra, byle tylko nie chciała naśladować marnotrawnego syna i zadowalać się pokarmem wieprzów”.

„Obyś wiedziała…” (słowa Pana Jezusa do Samarytanki – J 4, 10)

Tak, gdybym wiedziała! Gdybym choć w przybliżeniu domyślała się wielkości łask Bożych udzielonych mojej duszy!

Na samym początku Bóg pragnął, aby to Jego małe stworzenie, jakim jest człowiek, dzieliło Jego własne życie; On, Bóg (zmierzymy całą głębokość tego słowa), pragnął zamieszkać w głębi mej duszy.

Bóg, który trwa nieskończenie i wiecznie, zaczyna stwarzać. W tej chwili pojawia się czas. Aż dotąd była jedynie wieczność. Światy są rzucane w przestrzeń. Pomiędzy tymi światami jeden z najdrobniejszych: Ziemia. Po tej Ziemi snują się niepozorne stworzonka. Jeśli choć tylko trochę wzniesiemy się, np. w samolocie, jakże śmiesznie mizerne wydają nam się te poruszające się istoty ludzkie, malutkie punkty, które znikają zupełnie, jeśli się tylko wyżej wzbijemy. Jestem jednym z tych niedostrzegalnych punktów.

I mimo mojej nicości Bóg mnie uczynił… Boską. „Ja rzekłem: Bogami jesteście” (J 10, 34). Przez niewypowiedziane miłosierdzie Bóg przyszedł zamieszkać we mnie. Nie potrzebuję skrzydeł, aby wzlecieć ku Niemu. Wystarczy mi wejść w siebie, tam znajdę Boga. „Gdyby człowiek zadał sobie trud – mówi św. Teresa – aby pamiętać, że w swej duszy posiada Gościa takiego majestatu, jestem pewna, że nie mógłby oddawać się, jak to czyni teraz, rzeczom i zajęciom tej ziemi”. Pisze dalej: „Gdybym wówczas wiedziała, tak jak teraz, że tak wielki Król mieszka w pałacu mej duszy, nie zostawiałabym Go tak często samego”.

I mnie się też tak zdaje. Wejdę w prawdę. I tą prawdą będę odtąd żyć. Nie wiedziałam! Jaka szkoda!

„Dar Boży…” (słowa Pana Jezusa do Samarytanki – J 4, 10)

Dar Boży to sam Bóg, udzielony naszym duszom przez łaskę uświęcającą. Ale trzeba zgłębić tę wzniosłą tajemnicę, trzeba przede wszystkim zobaczyć, jakie jest w niej miejsce Chrystusa Zbawcy.

Bóg ubóstwił pierwszą ludzką parę i dał jej za zadanie, aby to nadprzyrodzone dziedzictwo przekazała całemu swemu potomstwu. Ale uczyniwszy Adama i Ewę wolnymi, nie chciał im tego nadzwyczajnego posłannictwa narzucić, lecz tylko żądał od nich aktu poddania i posłuszeństwa; chciał, żeby przez posłuszeństwo uznali, że On, Bóg, jest jedynym Bogiem i Panem i że sam posiada zwierzchność najwyższą; za tę cenę godzi się, by uczynić ich bogami przez łaskę, przez dar darmo dany. Mają zostać stworzeniem, ale stworzeniem ubóstwionym.

Niestety! Ten akt posłuszeństwa nie został spełniony. I to był grzech pierworodny. Wszystkie nadprzyrodzone dary Boskie zostały stracone.

Ale Bóg czuwał. Bóg miał wobec nas tak wielkie plany, tak bardzo dbał o wypełnienie swoich zamiarów, tak bardzo chciał, żebyśmy dzielili Jego życie – że posunął się do rzeczy nieprawdopodobnych i ostatecznych, aby przywrócić nam to życie. Posunął się, jak się święci wyrażali, do szaleństwa. Samo Słowo, Słowo nieskończone, Mądrość Ojca, zstąpiło na ziemię. Syn Boży stał się jednym z nas, żył naszym życiem, umarł naszą śmiercią i to najgorszą ze śmierci, a za tę cenę my możemy powrócić do posiadania straconych darów nadprzyrodzonych.

Czy chcę się przekonać ile jest warte moje życie wewnętrzne, moje życie Boskie? Popatrzę na stajenkę i na krzyż, popatrzę na tę rzecz niewiarygodną, na Boga-dziecko, popatrzę na Słowo wcielone, przybite do ociekających krwią belek krzyża. Oto cena mojego wewnętrznego życia. Oto zapłata za moje dary nadprzyrodzone. Moje życie wewnętrzne warte było betlejemskiej stajenki i kalwaryjskiego krzyża! O, jak wszystko się rozjaśnia w łagodnym północnym świetle stajenki, w przytłumionym świetle wielkopiątkowego popołudnia…

Gdybym wiedziała!… Ale nie wiem. Wiedzieć w końcu! Rozumieć! Wiedzieć jasno!

„Wyjdź duchu nieczysty”

„Wyjdź z niej duchu nieczysty i pozostaw miejsce Duchowi Świętemu” (3) – modlił się nade mną kapłan.

Jaka jasność, jaka jędrność wyrażenia. Przyszedłszy na świat obarczona grzechem pierworodnym, byłam pod panowaniem szatana, choćby tylko w tym znaczeniu, że byłam pozbawiona łaski uświęcającej, która w swej istocie sprawia, że dzięki specjalnej i miłującej obecności, żyje we mnie cała Trójca Przenajświętsza.

Trzeba było osobnego sakramentu, aby odebrać szatanowi władzę nade mną, aby przywrócić mi Boże przywileje, aby oddać mi to, co na początku chciał Bóg dać Adamowi, poza darami przyrodzonymi (ciała i duszy), tj. życie nadprzyrodzone, ten nadmiar nieporównany, który sprawia, że o ile jestem wolna od grzechu ciężkiego, On, Bóg, żyje w samej głębi mojego jestestwa.

Ten sakrament to Chrzest święty. W dniu, w którym go otrzymałam, kapłan, zastępca Boży, obleczony wszechmocą Zbawiciela, wypowiedział nade mną te zdumiewające słowa, doskonale prawdziwe i jak najbardziej skuteczne: „Wyjdź duchu nieczysty i pozostaw miejsce Duchowi Świętemu”. A mocą słów obrzędu: „ja ciebie chrzczę”, dokonała się zamiana nieprawdopodobna: szatan stracił swoją władzę nade mną, a Duch Święty (cała Trójca Przenajświętsza) weszła tryumfalnie do mojej dziecięcej duszy.

W tej chwili, w tej mijającej właśnie minucie, Bóg żyje we mnie, o ile tylko jestem w stanie łaski…

Obecność Boża w duszy

Pewnego razu w katakumbach zapytano młodego chrześcijanina, czy miałby odwagę zanieść Eucharystię konającemu. Trzeba wyjść na światło dzienne, przejść pogańskie miasto, prawdopodobnie narazić się… Zgłasza się Tarsycjusz. Oddają mu puszkę z chlebem żywota i Tarsycjusz rusza w drogę.

Na ulicy bawią się jego koledzy. Wołają do niego: „chodź z nami”. „Zaraz, na razie nie mogę”. Tarsycjusz się opiera. „Ale co ci jest? Czy niesiesz skarb jaki?” Poganie się gromadzą. Pod ciosami kamieni pada Tarsycjusz.

Mnie także przez Chrzest powierzono Boga na drogę życia. Obecność Ducha Świętego (całej Trójcy Przenajświętszej) w mojej duszy nie jest mniej rzeczywistą niż obecność świętego człowieczeństwa w Eucharystii. Jedna jest duchowa (obecność ducha podobna obecności duszy w ciele), druga jest materialna, cielesna. Ale obie są równie prawdziwe i rzeczywiste.

A więc… A więc dlaczego dla rzeczywistej, duchowej obecności Boga w mojej duszy nie mam tego samego kultu, co dla rzeczywistej obecności eucharystycznej? Trzeba, aby ta nielogiczność przestała istnieć.

Bóg jest we mnie obecny: muszę tę obecność uczcić; przed rzeczywistą obecnością eucharystyczną czuwa ustawicznie płonąca lampka. Będę pamiętała, jeśli nie ciągle, to przynajmniej od czasu do czasu, że Bóg jest rzeczywiście obecny w mej duszy, że jestem żywym tabernakulum…

Święty Krzysztof

Krzysztof (4) jest przewoźnikiem nad rzeką. Pewnej zimy, gdy woda wezbrała, jakieś dziecko chciało przedostać się na przeciwległy brzeg. Przewoźnik wziął dziecko na ramiona. W czasie przeprawy ciężar, na początku nieznaczny, stał się przygniatający. Krzysztof mówi do dziecka: „Ciężko cię dźwigać”. A był to Syn Boży.

Mnie także, w Chrzcie świętym, powierzył się Bóg. Zaszczyt przedziwny, ale i olbrzymia odpowiedzialność. Jeśli każdy zaszczyt pociąga za sobą pewne obowiązki, to o ileż bardziej ten… Patrzę jak kapłan niesie Wiatyk choremu, lub jak w dzień Bożego Ciała kroczy pod baldachimem, trzymając Najświętszy Sakrament; jakie w nim skupienie, jakie uczucie głębokiej pokory a zarazem radości nieporównanej… Spowodowana przez Chrzest obecność Boga w mojej duszy, nie będąc obecnością eucharystyczną, jest niemniej obecnością rzeczywistą i prawdziwą.

Czy jestem dostatecznie dumna z tej obecności?

Czy jestem wystarczająco pokorna? Najczęściej próżność zaćmiewa mi widok rzeczywistej mej wielkości.

Czy jestem wystarczająco skupiona? Pomyślę o niezmiernym skupieniu aniołów, korzących się u tronu Bożego. Jak bardzo są świadomi wielkiego szczęścia i zaszczytu, który na nich spływa z Bożej obecności. Czy nie z podobnym skupieniem powinnam czcić Boga obecnego w mej duszy?

Czy ta obecność Boga wystarczająco promieniuje z mej duszy na zewnątrz? Bóg żyjący w mej duszy powinien z niej promieniować, jak słońce zamknięte w kryształowym naczyniu.

Zważę swoją odpowiedzialność. Czy także nie jestem Krzysztofom, czy i mnie Bóg nie powierzył się na niebezpieczną przeprawę życia?

Ks. Raoul Plus SI

(1) Frederick William Faber (1814–1863) – pod wpływem kardynała Newmana w roku 1845 nawrócił się na katolicyzm, w roku 1847 wyświęcony na księdza; znakomity kaznodzieja, autor hymnów i licznych książek religijnych, zwłaszcza z zakresu teologii mistycznej i ascetycznej.

(2) Elisabeth Leseur (1866–1914) – służebnica Boża, znana najbardziej ze swego dziennika, który odkryty po jej śmierci na raka piersi przez męża agnostyka, nawrócił go na katolicyzm i skłonił do zostania księdzem w zakonie dominikańskim.

(3) Po Soborze Watykańskim II dokonano zmiany rytu Chrztu świętego.

(4) Gr. Christophoros – rodzący Chrystusa, noszący w sobie albo inaczej: wyznający Chrystusa. Św. Krzysztof – dawniej opiekun podróżnych, obecnie patron kierowców. Jego wizerunek widnieje między innymi na krakowskich Krzysztoforach oraz herbie Wilna.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Dziewczętom ku rozwadze.