Rozdział pierwszy. Opowieści biblijne

Dzieje Apostolskie to porywająca historia, która wydarzyła się naprawdę – chyba nikt nie miał więcej przygód i nie stawił czoła tak licznym niebezpieczeństwom, jak pierwsi chrześcijanie. Święty Łukasz napisał Dzieje Apostolskie po ukończeniu swej Ewangelii, jako dalszy ciąg tej opowieści, jej drugą część.

W Ewangelii święty Łukasz opowiedział nam, jak Nasz Pan założył swe Królestwo, pomimo wszelkich trudności ze strony wrogów, próbujących powstrzymać to dzieło – począwszy od Heroda, który kazał zamordować wszystkich małych chłopców w Betlejem, w nadziei, że w ten sposób zabije też i Jezusa – aż po przywódców żydowskich, rodaków Jezusa, którzy wydali Naszego Pana Rzymianom na ukrzyżowanie. Wydawało się wtedy, że nastąpił koniec wszystkich nadziei, ale tak się oczywiście nie stało; śmierć Naszego Pana, jak wiemy, otworzyła nam wszystkim bramy Nieba – Jezus zatriumfował nad swymi wrogami właśnie wtedy, gdy wydawał się całkowicie poniżony.

Święty Łukasz napisał o tym wszystkim. Przytoczył słowa Naszego Pana o tym, że Jego wyznawcy mogą się spodziewać takiego samego traktowania, jakie Go spotkało. I tak jak Jego nie powstrzymało to od założenia Królestwa, tak i ich nie powinno to powstrzymać od rozprzestrzeniania Ewangelii po całym świecie. Jezus powiedział apostołom, że będą prowadzeni przed namiestników i królów, sądzeni jako wrogowie za wykonywanie Jego dzieła. Wspomniał też, że powinni się przygotować na biczowanie, więzienie i śmierć, i że mimo to dzieło będzie trwało i nic nie potrafi go zatrzymać.

Święty Łukasz mógł zobaczyć, że to wszystko dzieje się naprawdę tak, jak przepowiedział to Nasz Pan, i pomyślał: „Muszę napisać także o tym”. Tak też uczynił, a napisaną przez niego księgą są Dzieje Apostolskie.

Przypuśćmy, że po ukończeniu pisania zasnął, spał i spał, aż obudził się dzisiaj. Czekałoby go wiele niespodzianek, prawda? Zobaczyłby jednak, że chociaż Królestwo Naszego Pana zdumiewająco się rozrosło, jego członkowie wciąż są traktowani podobnie jak pierwsi chrześcijanie. Nie można otworzyć gazety, by nie przeczytać czegoś o katolickich biskupach i księżach ciąganych przed sądy i uwięzionych, bitych i zabijanych za dalsze rozszerzanie Królestwa Naszego Pana. Historia Kościoła jest wciąż tą samą historią: nie dziwią nas jej pierwsze rozdziały, a świętego Łukasza nie dziwiłaby nasza jej część. To naprawdę dziwne, biorąc pod uwagę, jak wiele się zmieniło od tamtych czasów. To właśnie dlatego, że tyle się zmieniło, napisałam tę książkę.

Święty Łukasz zakłada, że wiele z rzeczy, o których pisze, jest całkiem jasne. W jego czasach wszyscy je rozumieli, ale dla nas wydają się całkiem zagadkowe. Niektóre drobne sprawy można łatwo wyjaśnić, jak na przykład nazywanie dziewiątej godziny rano „trzecią godziną dnia”. Inne zagadnienia są trudniejsze do pojęcia, na przykład – co dla apostołów znaczyło wezwanie do nawracania całego świata. My przyzwyczailiśmy się myśleć, że świat to kula ziemska z biegunem północnym na górze i południowym na dole, i z wszystkimi kontynentami i morzami leżącymi pomiędzy nimi. Jednak kiedy święty Łukasz pisał swe dzieła, nikt nawet nie przypuszczał, że tak wygląda świat.

Ludzie uważali, że środkiem świata jest Rzym, a jego krańcami najdalsze miejsca, do których dotarli Rzymianie – a przynajmniej były to krańce świata, który coś znaczył. Rzymianie odbyli długie wędrówki – aż do Anglii i Hiszpanii, do Niemiec i Afryki, i daleko w stronę Chin, lecz mimo to całkiem dużej części świata jeszcze brakowało, prawda? Rzymianie nic nie wiedzieli o dwóch wielkich kontynentach, a tylko domyślali się istnienia jeszcze dużych połaci Europy, Azji i Afryki.

Kiedy więc apostołowie otrzymali misję nawracania „całego świata”, nie mieli pojęcia, jak wielką pracę wyznaczył im Bóg.

Tak naprawdę uważali, że jeśli bardzo się postarają, uda im się dokonać tego za swego życia. Gdyby im powiedzieć, że dwa tysiące lat później dzieło wciąż nie jest ukończone, nie wiem, co by sobie pomyśleli! Boże plany zwykle są szersze niż się spodziewamy, a Bóg przeważnie nie mówi nam więcej niż potrzebujemy wiedzieć, by dobrze wykonać naszą w nich część.

Oczywiście gdybyśmy wszyscy pracowali nad nawracaniem świata tak ciężko jak apostołowie, zapewne dzieło byłoby już ukończone: dokonali oni przed swą śmiercią naprawdę zdumiewająco wiele. Tomasz dotarł na wschód aż do Indii i tam nauczał, a Jakub zawędrował do Hiszpanii.

Apostołom pomagało w pracy to, że Rzymianom bardzo dobrze wychodziło budowanie dróg. Łączyli wszystkie miejsca, do których dotarli, szerokimi, wygodnymi drogami, po których mogli maszerować żołnierze i mogły biec konie. Jeśli kiedykolwiek wybraliście się na wycieczkę w okolicę, gdzie nie ma żadnej drogi, i gdzie trzeba przedzierać się przez dzikie zarośla, przeprawiać przez strumienie i wspinać na wzgórza, zrozumiecie, na czym polega ogromna różnica, czy można gdzieś dostać się drogą, czy nie.

Wiem, że nie ma nic zabawniejszego, niż przeprawa przez teren położony z dala od wszelkich dróg. Jeśli jednak próbujecie dostać się do miejsca odległego o ponad sto kilometrów, nie jest to już wcale wesołe. Inną rzecz, która pomagała apostołom w działalności, stanowiło to, że Rzymianie byli dobrzy w ustanawianiu praw, pilnowali też ich przestrzegania. Dzięki temu świat był bezpieczniejszy niż wcześniej. Nie był oczywiście całkiem bezpieczny – chodziło po nim wielu bandytów i rzezimieszków, nikt też nie ośmielał się wybierać w podróż samotnie. Mimo to i tak było o wiele bezpieczniej niż dawniej.

Jeśli zaś było się oskarżonym o jakieś przestępstwo, Rzymianie przynajmniej wysłuchali, co miało się w tej sprawie do powiedzenia, zanim wymierzyli karę. Jeśli zaś było się karanym, odbywało się to zgodnie z prawem, a nie zależało od tego, w jakim akurat humorze jest sędzia.

W tamtych czasach liczyło się, czy ktoś był obywatelem rzymskim. Nie oznaczało to mieszkańca Rzymu, jak może sobie myślicie. Mógł to być ktoś mieszkający gdziekolwiek, ale uznawany za równie dobrego jak Rzymianin. Jeśli Rzymianie byli z kogoś zadowoleni, gdyż był dobrym żołnierzem albo zasłużył się w jakiś inny sposób, obdarzali takiego człowieka obywatelstwem rzymskim, niezależnie z jakiego kraju pochodził. Można też było dostać obywatelstwo, płacąc dużą sumę pieniędzy, jeśli kogoś było na to stać. Czasami obywatelami rzymskimi zostawali wszyscy mieszkańcy jakiegoś miasta. Tak stało się z Tarsem, miastem świętego Pawła, i dlatego właśnie apostoł był obywatelem rzymskim.

Dobrze było zostać takim obywatelem, gdyż nie można było kogoś takiego ubiczować ani ukrzyżować, a sądzić mógł go tylko sąd rzymski, według prawa rzymskiego. Jeśli zaś oskarżony uznał, że proces nie przebiega sprawiedliwie, mógł się odwołać do cezara. Wysyłano go wtedy do Rzymu, by tamtejszy sąd rozpatrzył jego sprawę. Ludzie niebędący obywatelami rzymskimi byli albo niewolnikami, albo, tak jak teraz, obywatelami państwa, w którym się urodzili.

Zanim zaczniemy, jeszcze jedna rzecz. Większość ludzi, o których przeczytacie w tej książce, należała do narodu Naszego Pana, czyli narodu żydowskiego: wszyscy apostołowie i pierwsi nawróceni byli Żydami. Przez jakiś czas nie tylko Rzymianie, ale i sami chrześcijanie uważali się za nowy rodzaj Żydów. Oczywiście w pewien sposób i my nimi jesteśmy. Królestwo Naszego Pana na ziemi, Kościół, do którego należymy, jest Królestwem przepowiadanym w Starym Testamencie. Teraz jednak jest ono otwarte dla każdego, czy jest Żydem, czy nie.

Jak zobaczycie, będzie trzeba trochę czasu, zanim chrześcijanie pochodzenia żydowskiego zrozumieją, że nie jest już dłużej ważne, czy jest się Żydem, czy nie. Nie trzeba też już przestrzegać poszczególnych zasad i obrzędów, jakie Bóg przekazał ludowi Starego Przymierza. Ważne, byśmy rozumieli, że Żydzi kochali swą religię i byli dumni, że została im dana przez Boga – któż by nie był z tego dumny?

Centrum wszystkiego stanowiła dla nich Świątynia w Jerozolimie, jedyne miejsce, gdzie składano Bogu ofiary. Nie bardzo podoba nam się idea takich ofiar, zabijania baranków czy innych zwierząt jako darów dla Boga, ale Żydom wydawało się to całkiem odpowiednie, i takie też było. Wszystko to było zapowiedzią Ofiary Naszego Pana. Do czasu, gdy Ostatnia Wieczerza i Kalwaria zapoczątkowały Mszę Świętą, ofiary były właściwym sposobem składania Bogu czci.

Siedem razy dziennie w Świątyni odmawiano modlitwy i śpiewano, a w święta przybywały tam wielkie tłumy. Jednak mieszkający dalej Żydzi nie mogli pojawiać się w Świątyni w każde święto, a co dopiero w każdy szabat. Dlatego też w każdym mieście i miasteczku był budynek, gdzie mogli się co tydzień spotykać na modlitwy i czytania z Pisma. Taki budynek nazywano synagogą. Żydzi wciąż jeszcze chodzą do nich, gdziekolwiek mieszkają, nie mają już jednak Świątyni w Jerozolimie.

W starej, żydowskiej religii było wiele przepisów, których trzeba było przestrzegać; były tak liczne, że powszechnie uważano, że zachowywanie wszystkich tych zasad wystarczało do bycia dobrym. Dopiero Nasz Pan nauczył Żydów, że bardziej może się liczyć, dlaczego coś się robi, a nie samo wykonanie reguły.

Chodzi o to, że jeśli idziecie na Mszę Świętą w niedzielę, ponieważ macie nadzieję, że spotkacie tam kogoś, kto was zaprosi na oglądanie telewizji, to nie wystarcza do bycia dobrym, prawda? Podobnie jeśli nie wybieracie się na Mszę Świętą, gdyż chorowaliście na odrę, nie jest to niczym nagannym. W pierwszym przypadku powinniście pójść do spowiedzi, ale w drugim nasze dusze są czyste. Wielu Żydów tego nie rozumiało. Musieli się tego uczyć stopniowo, zachowując reguły, jakie dał im Bóg. Wiele tych reguł dotyczyło zachowywania czystości ciała. Miały przygotować Żydów na zrozumienie, jak okropną rzeczą jest zbrukana dusza, i jak ważne jest, by zachować ją czystą.

Jeśli na przykład jakiś Żyd dotknął zmarłą osobę albo kogoś chorego na trąd, musiał się obmyć, wyprać ubranie i czekać aż do zachodu słońca – dopiero wtedy mógł się uznać za czystego. Niektórych zwierząt nie wolno było w ogóle jeść, gdyż były uważane za nieczyste. Należały do nich między innymi świnie. Jeśli macie przyjaciół Żydów zachowujących zasady religii hebrajskiej, wiecie, że nie wolno im jeść wieprzowiny ani bekonu.

Te wszystkie przepisy Starego Prawa (nawet nie zacznę wam ich opisywać, tak dużo ich było) były utrudnieniem, ale Żydzi mieli też piękne święta, które sprawiały im wiele radości, tak jak nam Wielkanoc czy Boże Narodzenie. Jednym z nich było święto Paschy. Stanowiło ono wspomnienie wybawienia przez Boga z niewoli egipskiej i zapowiadało śmierć Naszego Pana, chociaż Żydzi tego nie wiedzieli. W dzień święta w każdym domu musiało się znaleźć pieczone jagnię, zioła i słodkie wino na ucztę. Przez cały tydzień Żydzi jedli też chleb niekwaszony. Jeśli macie jakichś przyjaciół Żydów, możecie ich poprosić o opowiedzenie, jak teraz obchodzą to święto, a także Święto Świateł, czyli Chanukę, które wypada blisko Bożego Narodzenia, w grudniu – jestem pewna, że nim dzieci cieszą się najbardziej.

Istniało też Święto Namiotów, obchodzone na pamiątkę czasu, kiedy Naród Wybrany w drodze do Ziemi Obiecanej nie miał zwykłych domów. Żydzi obchodzili to święto, budując szałasy z gałęzi drzew i mieszkając w nich przez tydzień! Chciałabym, byśmy i my mieli podobną uroczystość, chociaż trudno by to było zorganizować ludziom mieszkającym w wielkich miastach, jak Londyn czy Nowy Jork. Prócz tego każdego miesiąca, gdy miał się pojawić „nowy” księżyc, kapłani w Świątyni czekali na niego i gdy zalśnił na niebie, dęli w trąby. Myślę, że jerozolimscy chłopcy pomagali im krzycząc ile sił w płucach lub trąbiąc na trąbkach!

A teraz pomyślcie: jak byście się czuli, gdyby ktoś wam pewnego dnia powiedział, że już więcej nie musimy obchodzić Wielkiego Postu ani Wielkanocy, ani chodzić na Mszę Świętą w niedzielę; że już nie będzie pisanek wielkanocnych, ani Wigilii Bożego Narodzenia, żłóbka, choinki i bombek. Myślę, że poczulibyśmy się tak, jakby świat stanął na głowie.

Nie martwcie się, to się nie zdarzy. Jednak nasze samopoczucie w tym wypadku podobne by było do tego, co przeżywali chrześcijanie pochodzenia żydowskiego, kiedy okazało się, że dawne przepisy już nie obowiązują i nie trzeba zachowywać starych świąt.

Nic dziwnego, że docierało to do pierwszych chrześcijan bardzo wolno. Na początku chcieli zachowywać wszystkie dawne prawa, i tylko dodać do nich Mszę Świętą. To nikomu nie przeszkadzało – przecież żaden z tych dawnych przepisów nie był zły – aż pojawiło się pytanie, co z ludźmi, którzy nawrócili się na chrześcijaństwo, a nie byli Żydami. I tu zaczęły się kłopoty.

Chrześcijanie pochodzenia żydowskiego nie przewidywali, że chrześcijanami mogą też zostać ludzie niebędący Żydami, i że kiedy tak się stanie, nie będą musieli przestrzegać żydowskich przepisów. Na początku wydawało się to dla Żydów straszne, nie do przyjęcia. Tak długo wierzyli, że są wybranym narodem Boga, a reszta świata to po prostu poganie, którymi Bóg się nie interesuje.

To prawda, że każdy poganin, jeśli bardzo chciał, mógł stać się Żydem i być traktowany jak Żyd z urodzenia, dopóki zachowywał wszystkie przepisy.

Jednak myśl, że tym strasznym poganom pozwala się zostać chrześcijanami, i to równie ważnymi, jak Żydzi, choć nie przestrzegają zasad żydowskich – była szokująca.

Stare Prawo nakazywało, by mężczyzna stawał się członkiem wspólnoty religijnej poprzez niewielką operację, nazywaną obrzezaniem. Była ona znakiem przynależności do Narodu Wybranego przez Boga. Obrzezania dokonywano na wszystkich żydowskich chłopcach, gdy mieli osiem dni. Teraz jednak chrześcijaninem zostawało się przez chrzest i obrzezanie straciło swe znaczenie. To także było trudne do zrozumienia.

Jeśli te wszystkie sprawy były trudne do przyjęcia dla Żydów, którzy zostali chrześcijanami, co dopiero z tymi, którzy nie uwierzyli nauczaniu apostołów? Byli oburzeni! Gdy ich rodacy dołączali do Kościoła, czuli się tak jak my, gdy ktoś opuszcza Kościół – że odrzuca wszystko, co Bóg mu dał.

Teraz więc widzicie, dlaczego w całych Dziejach Apostolskich mowa o waśniach i kłopotach związanych z tymi sprawami – a ich przyczyną byli nie tylko Żydzi nienależący do Kościoła, ale i niektórzy będący chrześcijanami.

W końcu wszystko to zostało oczywiście uporządkowane, jednak przez długi czas święty Paweł był jedyną osobą, która zdawała sobie sprawę, że trzeba coś z tym zrobić. Jako pierwszy dostrzegł, że dopóki chrześcijanie pochodzenia żydowskiego będą zachowywać wszystkie zasady starej religii, będą też się uważać za lepszy rodzaj chrześcijan niż ci nawróceni z pogaństwa. W ten sposób powstałyby dwa rodzaje chrześcijan – a to nie byłoby dobre.

Ciekawe, że tak jak w tamtych czasach Żydzi uważali się za najważniejszy naród na całym świecie – i się mylili – tak teraz często możecie usłyszeć ludzi, twierdzących, że Żydzi są mniej ważni niż inni ludzie. Jest to równie niemądre. Każdy jest tak samo ważny co wszyscy inni, a wszyscy ludzie na całym świecie są równie chętnie witani w Królestwie Bożym, w Kościele Chrystusa na ziemi. Jeśli zaś zdarzy się, że ktoś jest i Żydem, i chrześcijaninem, może się cieszyć, że należy do narodu Naszego Pana na dwa sposoby.

W tej książce jest mowa o tylu świętych lub ludziach, którzy prawdopodobnie są święci, że uznałam za nużące czytanie słowa „święty” przy każdym imieniu. Postąpiłam więc jak święty Łukasz i opuściłam ten dodatek. Myślę, że święci się nie obrażą – zresztą przecież za życia tak ich nie nazywano.

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Pierwsi chrześcijanie.