Rozdział pierwszy. Nieuczynione ludzkimi dłońmi

Od samych początków Kościoła jego członkowie z wielką czcią i troskliwością przechowywali najróżniejsze mementa, pamiątki, czy relikwie świętych – szczególnie męczenników, słowem, wszystko, co tylko przypominało wiernym postacie tych bohaterów wiary, którzy umieli przyznać się przed ludźmi do swojego Zbawcy, zarówno w życiu, jak i w śmierci. Pozostałe po nich pamiątki kierowały uwagę na to, czego i w jakich okolicznościach ci wielcy ludzie dokonali. Niezależnie od swojej postaci, wszystkie relikwie i mementa przypominały także o nieustannej obecności w Kościele tych, do których niegdyś należały i dlatego brały udział w czci, okazywanej przez wiernych świętym. Jest to szczególnie prawdziwe w odniesieniu do ikon, które przecież, z samej swojej natury, ukazują światu twarze świętych.

Każdy katolik wie dobrze, że kult świętych jest tylko pewnym wyrazem czci, oddawanej samemu Bogu i Odkupicielowi. Czcząc tych, których Bóg sam uczcił, większą chwałę oddaje się Stworzycielowi, który dokonał tak wielkiego cudu, kiedy powołał cały świat do istnienia, a dzieła jeszcze większego, kiedy odkupił swoje stworzenie. Relikwie czy ikony mają świadczyć o obecności Boga i głosić Jego chwałę – czyż nie jest to zgodne z Bożą myślą, skoro Sam Zbawiciel przyjął ludzkie ciało z Maryi Dziewicy, czyniąc możliwym posiadanie „pamiątki po Bogu”, sporządzanie i czczenie Jego wizerunków bez popełniania grzechu idolatrii? Częścią cudu Wcielenia jest niezwykła możliwość wielbienia, w tak ludzki sposób, Oblicza Boga.

Zaprawdę, wielka to radość dla człowieczego serca. Ale ta pobożna praktyka znajduje swoje źródło w faktach historycznych: przecież sama Maryja „chowała wiernie te wspomnienia i rozważała je w swoim sercu” (por. Łk 2, 19. 51). Cześć, jaką chrześcijanin oddaje wizerunkowi Zbawiciela jest tylko przedłużeniem i kontynuacją tej czci, uwielbienia i modlitwy, jaką Maryja kierowała do swojego Syna i Zbawiciela. Chodzi o to, aby zwrócić myśli ku Temu, który jest Synem Boga Żywego, ku Chrystusowi, który umarł na krzyżu dla naszego zbawienia i został wskrzeszony z martwych dla naszego usprawiedliwienia (por. Mt 16, 16; Rzym 4, 25), Świętemu Bożemu, który ma słowa życia wiecznego (por. J 6, 69–70). I w tym duchu wychwalania Zbawiciela przez zgromadzonych w Kościele chrześcijan, także wizerunki Panny nad Pannami i podporządkowane Jej wspomnienia świętych i męczenników skutecznie rozbudzają i umacniają w wierzących postawę uwielbienia i adoracji, która w tak pełnym doskonałości kształcie obecna była w życiu Maryi.

Cześć oddawana relikwiom, związanym z osobami świętych – szczególnie zaś ich ikonom – jest charakterystyczną cechą katolickiej pobożności, sięgającą czasów, gdy Zbawiciel położył podwaliny pod swój Kościół święty. Dzieje się tak dlatego, iż jest to wyraźne i oczywiste wyznanie wiary w prawdę o Wcieleniu i naturalny sposób identyfikowania swojego codziennego życia ze świętym Bożym człowieczeństwem, szczególnie w Najświętszym Sakramencie Ołtarza, gdzie ta fizyczna i cielesna rzeczywistość tego, co jest wspominane, uobecnia się prawdziwie i namacalnie.

Ta pobożność jest też, w każdym aspekcie, doskonale maryjna, gdyż stanowi przedłużenie i kontynuację oddania i modlitwy Maryi do Jej Syna i Zbawiciela, jedynego rodzaju pobożności, jaka się Bogu podoba i jaka jest Jego godna. Słowa hymnu: „Ave verum Corpus natum de Maria Virgine” (Witaj prawdziwe Ciało narodzone z Maryi Dziewicy) jest trafną syntezą głębi tej tajemnicy, ogłoszonej i dokonanej przy Zwiastowaniu, a znajdującej swoje wypełnienie, gdy Chrystus został wywyższony na krzyżu, aby przyciągnąć wszystkich ludzi do siebie (por. J 12, 32).

Od zarania Kościoła, a więc od czasów publicznej działalności Jezusa, jednym z najskuteczniejszych sposobów negacji prawdy o Wcieleniu i Najświętszym Sakramencie, zarówno w teorii, jak i w praktyce, było okazywanie braku szacunku wobec twarzy i wizerunków naszego Zbawiciela oraz odmowa czczenia relikwii i świętych ikon, szczególnie tych, które przedstawiały Świętą Bożą Rodzicielkę Maryję. Uciekali się do tej metody zarówno ludzie bardzo prości, jak i wykształceni. Laicka kultura, skłaniająca się do bezwarunkowej akceptacji każdej wysuwanej przez racjonalistów tezy, a religijność postrzegająca jako zagadnienie z zakresu równowagi emocjonalnej, albo wręcz jako czystą bigoterię, zawsze będzie okazywać sprzeciw wobec stanowiska Kościoła, głoszącego konieczność oddawania czci i kultu świętych ikon. Wobec takiej nauki Kościoła wysuwa się zwykle w laickich społeczeństwach zarzut zacofania, niedopasowania do współczesności, infantylizmu, o ile nie określa się go wręcz jako hołdowanie zabobonom. A jednak, kiedy tylko dostrzeże się fundamentalne znaczenie, jakie ma dla Kościoła fakt Wcielenia i pozostawienia przez Chrystusa sakramentu Eucharystii, od razu staje się jasne, że kwestia kultu świętych pamiątek, która początkowo zdawać się mogła zagadnieniem drugorzędnej wagi, dotyka w rzeczywistości samego sedna katolickiego życia.

W imię czystego monoteizmu faryzeusze i wielu Żydów odmówiło uczczenia oblicza Boga Żywego, odrzuciwszy także prawdę o dziewiczym Macierzyństwie Jego Matki, Maryi. Następnie, w VIII wieku, na skutek wpływów muzułmańskich i w celu zjednania sobie przychylności wyznawców islamu, władcy wschodniego cesarstwa rzymskiego w Konstantynopolu popierali i promowali hasła, które znamy obecnie pod nazwą herezji ikonoklazmu. Ruch ten dążył do eliminacji i zniszczenia, we wszystkich kościołach i klasztorach Imperium, znajdujących się tam świętych obrazów, ikon, czy wizerunków Jezusa lub Jego Błogosławionej Matki. Ikonoklazm został wreszcie, jak wszystkie inne herezje i odstępstwa, przezwyciężony. Niestety, w międzyczasie wiele arcydzieł sztuki chrześcijańskiej stracono bezpowrotnie. Znaczącym jest fakt, iż wschodni chrześcijanie postrzegali potępienie ikonoklazmu na Drugim Soborze Nicejskim (w roku 787) jako tryumf ortodoksji, czyli prawdziwej wiary w boskość Syna Maryi i chwałę Krzyża. Można by dodać, że jeśli cześć oddawana świętym obrazom jest cechą charakterystyczną prawdziwej pobożności, tryumf ortodoksji był także zwycięstwem prawdziwej pobożności nad nikczemnością i bezbożnością.

Przez całe średniowiecze na Zachodzie, szczególnie po wystąpieniu Berengariusza, który pierwszy otwarcie zaprzeczył obecności Chrystusa w Eucharystii, wszystkie herezje i heretyckie ruchy zawierały mocniej lub słabiej zaakcentowane, ale zawsze obecne, tendencje ikonoklastyczne. Tak też było od samego początku z Reformacją, szczególnie w jej angielskich odłamach, zwanych powszechnie purytańskimi. W imię świętości kościołów posągi, ikony, krucyfiksy i witraże były bądź bezczeszczone, bądź też niszczone z wielką zaciekłością. Wystarczy raz wejść do typowego kościoła Nowej Anglii, aby zrozumieć, że purytanizm jest w istocie inną nazwą dla ikonoklazmu. Łatwo można przy tym dostrzec błędy tkwiące już w samych założeniach tego rodzaju teologii i duchowości. Koncepcje purytańskie są powtórzeniem błędów wczesnego doketyzmu – chodzi o zaprzeczenie prawdy, że Ciało, w które przyoblekło się Słowo jest prawdziwym ciałem, poprzez Wcielenie uświęconym, Bożym Ciałem, oraz utrzymywanie, jakoby fakt Wcielenia nie miał żadnych praktycznych konsekwencji dla świata stworzonego. Wystarczy przeczytać raz jeszcze, mając na uwadze powyższe informacje, Pierwszy List św. Jana Apostoła, aby zrozumieć, dlaczego zarówno doketyzm, jak i ikonoklazm są różnymi postaciami tej samej niewierności, nieustannym przejawem racjonalizmu w umyśle i braku czystości w sumieniu, przez co człowiek bezcześci swoje ciało, stworzone przez Boga na to, aby było świątynią Ducha Świętego.

Cała współczesna kultura przepojona jest duchem ikonoklazmu i racjonalizmu, co odbywa się poprzez gloryfikację „nauki” i technologii. Pewna szczególna metoda poznawania świata materialnego i zastosowania jego reguł dla dobra człowieka, sama w sobie usprawiedliwiona, zaczęła być traktowana jako wytyczna każdego użycia ludzkiego umysłu. Tym samym odrzuca się wszystko, co Boskie, nadprzyrodzone i cudowne, uznawszy to za przebrzmiałą postać subiektywnej pobożności, nieznajdującą żadnej obiektywnej podstawy swego istnienia. Takie uprzedzenie doprowadziło całe rzesze egzegetów, katolickich i niekatolickich, do poddania w wątpliwość prawdziwości historycznej opisów dzieciństwa Jezusa, ponieważ zawarte są tam relacje o różnych cudownych wydarzeniach, z których szczególnie przeszkadza racjonalistom opis dziewiczego poczęcia i narodzenia Zbawiciela. Zdarzenia te, ponieważ są niewytłumaczalne z naukowego punktu widzenia, traktuje się po prostu jako zupełnie niemożliwe.

Oczywistym jest, iż takie podejście w naturalny sposób predysponuje do negowania cudów, szczególnie tak zwanych „fizycznych”, z okresu publicznej działalności Jezusa, które związane są z namacalnymi, realnymi przedmiotami, jak na przykład cud zmiany wody w wino, lub rozmnożenia chlebów, czy chodzenia po wodzie i uciszenia burzy, albo wskrzeszania zmarłych, a już szczególnie śmierć Jezusa o określonej godzinie (a nie wcześniej), a następnie, także o określonej godzinie, chwalebne Jego zmartwychwstanie, według własnych reguł, a nie w sposób, jakiego oczekiwaliby Jego przeciwnicy.

Podejście takie najlepiej określa nie miano nauki, lecz scjentyzmu, gdyż mamy tu do czynienia z nadmierną wiarą w zdolność rozumu do poznania całości otaczającego świata jedynie na drodze badania go zmysłami. Idzie z tym w parze kategoryczne zaprzeczanie dziełom Bożym, albo temu, że świadczą one o istnieniu Stworzyciela i o Jego chwale (por. Rzym 1, 18–20). Postawa scjentystyczna nigdzie nie sprzeciwia się wierze tak otwarcie i widocznie, jak wówczas, kiedy wprost neguje wartość i konieczność czczenia świętych wizerunków Chrystusa i Jego Błogosławionej Matki, lub klękania w akcie adoracji wobec fizycznej obecności Ciała i Krwi Zbawiciela pod postaciami chleba i wina.

Stąd wielkie znaczenie i zainteresowanie, jakie wzbudzają dwa unikalne wizerunki – Zbawiciela i Niepokalanej – Całun Turyński i Opończa błogosławionego Juana Diego, wizjonera z Guadalupy w Meksyku, na której cudownie „zapisany” obraz Maryi Dziewicy w równie cudowny sposób zachował się w nienaruszonym kształcie od roku 1531 aż do dnia dzisiejszego. Oba te wizerunki są niezwykłe, zarówno pod względem płynącego z nich przekazu, jak i pochodzenia. Jednakże, choć przekaz każdej ikony można z pełną słusznością nazwać nadzwyczajnym, osoby niewierzące zwykle uważają, że jedynie obrazy o dużych walorach artystycznych mogą przedstawiać dla nich jakąś wartość. Tymczasem wartości tych dwóch wizerunków nie da się ustalić poprzez zmierzenie osiągniętego przez artystę kunsztu, gdyż „obrazy” te nie mają człowieka za autora. Od samego początku wierni uznawali je za „nie uczynione ludzkimi dłońmi” – „acheiropoeta”, a pogląd ten potwierdziły poważne naukowe analizy, podejmowane na przestrzeni wielu dziesiątek lat.

Wpływowe kręgi próbowały ostatnio interpretować wyniki badań Całunu Turyńskiego metodą węgla C-14 za dowód, że jest on jedynie dewocyjnym, średniowiecznym fałszerstwem. Podobnie starano się zdyskredytować opończę-tilmę świętego Juana Diego. Br. Thomas Sennott w swoim wyczerpującym omówieniu powyższych kwestii pozwala zrozumieć, dlaczego podobne twierdzenia nie mają naukowego charakteru, a jedynie stanowią reakcję ikonoklastycznego scjentyzmu w obliczu wyzwania, i to wyzwania potężnego, opartego na niezbitych dowodach, a obnażającego fałszywe założenia scjentystycznego światopoglądu. Stąd, jak zauważył święty Maksymilian (SK 1192), jest to również skuteczna demonstracja wiarygodności naszego Zbawiciela, jak i ukazanie prawdy misterium Krzyża. Wpatrując się w te dwa wizerunki człowiek staje jakby twarzą w twarz z cudem Wcielenia, twarzą w twarz z Męką Ukrzyżowanego i bólem Jego ukochanej Matki. Wobec takich rzeczy prawie niemożliwym jest zachowanie zupełnie neutralnej postawy. Można, rzecz jasna, trwać uparcie w swoim ikonoklazmie, ale ani rozum, ani to szczególne pole rozumowych poszukiwań, jakie zwiemy naukami przyrodniczymi, nie potwierdza tak oklaskiwanej „wiarygodności” ikonoklastów. Wszystkie badania, nawet włączając w to testy przy użyciu węgla C-14, na swój sposób oddają hołd prawdziwości obrazu na Całunie i tilmie.

Naturalnie, w chwili, gdy w imię prawdziwej nauki nie potrafi się zaakceptować podejścia scjentystycznego w odniesieniu do Całunu i tilmy, wówczas niemożliwym staje się dalsze analizowanie tego problemu jedynie z pozycji uwarunkowanego estetycznie zainteresowania. Podczas gdy brat Thomas skupia się w swojej pracy głównie na zagadnieniu wiarygodności i apologetyki, jego konkluzje są otwartym zaproszeniem dla czytelnika, aby poszedł dalej, by zaakceptował cud wizerunku „nie ludzkimi uczynionego dłońmi” jako zaplanowany przez Boga znak, dzięki zrządzeniom Opatrzności zarezerwowany i przechowany dla czasów szczególnie podatnych na oszustwa księcia tego świata, przejawiających się w postaci scjentyzmu. Aby uczynić ten kolejny krok trzeba uwierzyć w Syna Maryi i to uwierzyć z Jej pomocą i w oparciu o Jej przykład.

Z naukowego i historycznego punktu widzenia ktoś mógłby spodziewać się, że jako pierwszy omówiony zostanie Całun Turyński, a dopiero potem obraz Matki Boskiej z Guadalupy. Tymczasem brat Thomas zaplanował prezentację w dokładnie przeciwnej kolejności, gdyż badanie prawdziwych wizerunków Zbawiciela i Jego Świętej Matki jest zawsze odbiciem charakteru katolickiej pobożności – maryjnej, ponieważ w ten sposób najowocniej kieruje się ona w stronę Chrystusa, Syna Boga Żywego, Świętego, który jako jedyny ma słowa życia wiecznego (por. J 6, 68–70).

To, że tak właśnie jest, okazuje się jedynie najdoskonalszą realizacją zasady, odnoszącej się generalnie do całości Bożego stworzenia. Każda istota, od najmniej doskonałej, aż do najwyższej, ma służyć jednemu, podstawowemu celowi: głosić istnienie Stworzyciela, odbijać w sobie Jego doskonałość, a przez swoje czyny służyć Mu i chwalić Jego dobroć i mądrość. Harmonia stworzenia zapewniona jest, dopóki mniej doskonałe stworzenia rozumieją cel swojego istnienia i swymi działaniami przedłużają chwałę, jaką Bogu oddają stworzenia doskonalsze. W ubiegłych wiekach ta struktura wszechświata opisywana była jako „hierarchiczna”. Jakkolwiek by to nazwać, fakt istnienia takiego porządku pomaga nam zrozumieć, dlaczego chwalenie Bożej dobroci i miłości powinno odbywać się przez najdoskonalsze z Jego dzieł, Słowo Wcielone i dlaczego, spośród wszystkich pozostałych sług Boga, Niepokalana Dziewica najlepiej i najefektywniej prowadzi nas do Chrystusa, naszego Zbawiciela i Syna Bożego.

To rozważanie nie jest bynajmniej czysto teoretyczne, wręcz przeciwnie, odnosi się jak najdokładniej do obecnej kondycji wszechświata skażonego przez grzech. To najpierw grzech aniołów, a następnie pierworodny grzech Adama i Ewy nie tylko pokrzyżowały pierwotne plany Boga wobec Jego stworzenia, lecz były także próbą zupełnego udaremnienia realizacji tej doskonałej chwały, zamierzonej przez Boga w tajemnicy Wcielenia. Przeczucie Niepokalanej, wolnej od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego od pierwszej chwili swego poczęcia, o wielkości zasług Jej Syna i Zbawiciela, można by powiedzieć, że pozwoliło Bogu „zaryzykować” grzech naszych pierwszych rodziców. Żaden ich grzech ostatecznie nie wstrzyma Bożego planu, wpłynie jedynie na sposób jego realizacji. Bóg Zbawiciel narodzi się w ubóstwie i niskości, Jego życie zakończy się na krzyżu, a miecz przeszyje serce Jego Matki, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu (por. Łk 2, 34–35).

Wielu uczonych jest przekonanych, że wizerunek Dziewicy na opończy błogosławionego Juana Diego przedstawia Niepokalanie Poczętą, Kobietę z Księgi Rodzaju, która kruszy głowę węża-zwodziciela, Kobietę Apokalipsy, triumfującą nad tym samym kłamcą, tym razem przyobleczonym w postać wielkiego Smoka, Kobietę-Dziewicę, poślubioną mężowi imieniem Józef, Tę, którą archanioł Gabriel pozdrowił nowym mianem: Pełna Łaski, lub, jak to powiedziała Matka Boska w Lourdes, Niepokalane Poczęcie. Jak to ujął błogosławiony Jan Duns Szkot, Maryja jest przez swoje Niepokalane Poczęcie najdoskonalszym owocem najdoskonalszego dzieła odkupienia, dokonanego przez najdoskonalszego Zbawiciela. Będąc najpierwszym owocem Jego Męki, jest Ona nicią łączącą Zbawiciela z resztą Jego braci, a ich z Nim, krótko mówiąc, jest pośredniczką. Jej pośrednictwo jest przede wszystkim matczyne, jest pośrednictwem powszechnej, katolickiej Matki, Nowej Ewy, Matki wszelkiego stworzenia. Ten, kto pojmie i zaakceptuje wiarygodność Niepokalanej, zaraz posunie się o krok dalej, do zrozumienia i przyjęcia wiarygodności Ukrzyżowanego i Jego Męki, której najdoskonalszym owocem jest Maryja. Właśnie dlatego, że jest Ona bez grzechu poczęta, wskazówki, jakie daje, są zawsze, tak jak niegdyś w Kanie, cudowne i skuteczne. Czyż nie jest faktem, że Jej Objawienia w Guadalupie i uczyniony tam cud skutecznie zastymulowały ewangelizację obu Ameryk i doprowadziły w krótkim czasie do nawrócenia się tamtejszej ludności do Chrystusowego Krzyża i włączenie ich do jedynego, prawdziwego Kościoła?

Uznanie prawdziwości i cześć oddawana obrazowi Niepokalanej na opończy błogosławionego Juana Diego zaprowadzi nas do adoracji i uwielbienia twarzy Tego, który oddał swoje życie, po to, abyśmy mogli być zbawieni od wiecznego potępienia i abyśmy mogli otrzymać życie wieczne. Tajemnica Niepokalanej Pośredniczki zaprowadzi nas do tajemnicy naszego zbawienia przez Mękę Jej Syna, której widoczne ślady zachowały się na obrazie z Całunu Turyńskiego, a której rzeczywistość skryta jest przed nami pod postaciami Przenajświętszej Eucharystii.

Rycerstwo Niepokalanej, założone przez wielkiego franciszkańskiego męczennika, świętego Maksymiliana Kolbe, istnieje tylko dla realizacji jednego celu: szerzenia na cały świat i doprowadzenia do przyjęcia przez każdego człowieka tej duchowości, która w swojej istocie ogniskuje się na Ukrzyżowanym Zbawicielu i Jego Niepokalanej Matce. Założenia takiej duchowości w sposób obrazowy ukazane są na tych dwóch wspaniałych wizerunkach. Kontrowersje wokół nich są jedynie wyrazem znacznie szerszego konfliktu, obecnego od początków Kościoła, a rozgrywającego się między pobożnym członkiem Kościoła, a drwiącym ikonoklastą. Te dwa wizerunki są pewnym znakiem wiarygodności pozycji Kościoła i gwarantem ostatecznego zwycięstwa dla tych, którzy opowiadają się po stronie wiary, a co więcej, także i możliwości zbawienia dla ludzi, którzy teraz drwią sobie z wiary, nawrócenia ich poprzez pośrednictwo Niepokalanej do Tego, którego wizerunek zachował się na Turyńskim Całunie.

Ks. Peter Mary Fehlner FFI

Powyższy tekst jest wprowadzeniem do książki Br. Thomasa Mary Sennota Nie uczynione ludzkimi dłońmi.