Przedmowa. Kościół katolicki i konwersja

W roku 1926, kiedy w cztery lata po przejściu na katolicyzm Gilbert Keith Chesterton opublikował Kościół katolicki i konwersję, katolicyzm w Anglii wciąż przeżywał drugą młodość. Przywrócenie w 1850 roku katolickiej hierarchii (okrzyknięte „papieską agresją”), masowy napływ irlandzkich imigrantów, kryzys Kościoła anglikańskiego, a wreszcie liczne konwersje wśród intelektualistów, nieraz wywodzących się z anglikańskiego establishmentu (np. Roberta Hugh Bensona, syna arcybiskupa Canterbury), obudziły nadzieje na rychły powrót Anglii do wiary katolickiej.

Konwersja Chestertona nie była więc odosobnionym przypadkiem, ale jak napisał jego przyjaciel Hilaire Belloc, „niewiele spośród wielkich konwersji w naszej historii było tak przemyślanych, czy tak dojrzałych”. Rzeczywiście, decyzję o „przejściu do Rzymu”, podjętą w 1922 r., poprzedziły długie intelektualne i duchowe poszukiwania. Jednak, co ciekawe, poglądy Chestertona były wyraźnie katolickie już co najmniej czternaście lat wcześniej, kiedy napisał Ortodoksję, w której bronił historycznego chrześcijaństwa. Tak naprawdę był intelektualnie katolikiem na długo przed wstąpieniem do Kościoła, ale jak pisze w Kościele katolickim i konwersji, ostateczna decyzja o konwersji „to otchłań pełna niezgłębionych mocy wszechświata. Przestrzeń między podjęciem a niepodjęciem tego kroku jest tak mała, a zarazem tak ogromna”.

Analizując psychologię konwersji, Chesterton wyodrębnia trzy etapy dochodzenia do wiary katolickiej: protekcjonalność wobec Kościoła, odkrywanie Kościoła i… uciekanie od Kościoła. Najtrudniejszy jest etap trzeci, gdy konwertyty nie powstrzymują już wątpliwości, ale obawy. Ten etap zatrzymał też Chestertona najdłużej. Jak pisze: „Co innego jednak uznać, że katolicyzm jest dobry, a co innego uznać, że ma rację. Co innego uznać, że ma rację, a co innego uznać, że ma zawsze rację”. Ta postawa była niewątpliwie przejawem jego wielkiej intelektualnej uczciwości. Do trudności, które musiał pokonać, nie należały, co ciekawe, typowe uprzedzenia angielskich protestantów, często oparte na zmyślonych zarzutach, którym poświęca osobny rozdział w Kościele katolickim i konwersji. Niemniej jednak nawet jego powstrzymywało to, że wiara katolicka miała dla Anglika posmak obcości. Jak wyznał Bellocowi, brakowało mu wśród znajomych kogoś, kto byłby na wskroś Anglikiem i jednocześnie katolikiem. Najwidoczniej pokonał jednak tę trudność, niejako reinterpretując angielskość w duchu katolickości.

W drodze do Rzymu cierpliwie, bo przez osiemnaście lat, towarzyszył mu ks. John O’Connor, pierwowzór ks. Browna, bohatera Chestertonowskich opowiadań detektywistycznych. W pewnym sensie to do samego Chestertona można odnieść słowa, które włożył w usta fikcyjnego kapłana. Zapytany, czy schwytał złodzieja, detektyw w sutannie odpowiada: „Złapałem go na niewidzialny haczyk i niewidzialną nitkę, która jest na tyle długa, że może on zawędrować aż na koniec świata, ale wystarczy szarpnięcie tej nitki, żeby go z powrotem sprowadzić”. Rzeczywiście, konwersję Chestertona poprzedziła podróż do Ziemi Świętej, skąd wrócił przez Włochy. Właśnie tam, w porcie Brindisi, przed figurą Matki Bożej obiecał, że po powrocie do kraju zostanie katolikiem. O haczyku, na który łapie się konwertyta, wspomina Chesterton również w Kościele katolickim i konwersji, ale wyjaśnia, że to nie Kościół zastawia na niego pułapkę. Jest nią po prostu prawda.

Chesterton unikał w odniesieniu do swojej twórczości terminu „apologetyka”, aczkolwiek w Autobiografii stwierdził: „Nie piszę książki apologetycznej, których napisałem już kilka i, o ile przyjaciele i krewni nie powstrzymają mnie siłą, prawdopodobnie napiszę jeszcze kilka”. Kościół katolicki i konwersja oraz Dokąd prowadzą wszystkie drogi to jedne z tych tekstów. Chesterton podejmuje w nich niezwykle oryginalną apologię katolicyzmu. W jego ujęciu na pierwszy plan wysuwa się uniwersalność Kościoła, który „wewnątrz jest znacznie większy niż na zewnątrz”. Nie jest on modą, ideologią, ani nawet jedną z religii – jest Kościołem, a to czyni go jedynym i wyjątkowym. Utrzymuje w delikatnej równowadze system idei, które poza nim zamieniają się w niebezpieczne monomanie. Chesterton „odzyskuje” dla katolicyzmu wiele idei, które zostały mu skradzione i które bardzo szybko więdną w rękach współczesnych. Jego apologetyka w dużej mierze polega na uświadomieniu im, że często bezwiednie korzystają z dziedzictwa Kościoła, który odrzucają i wyśmiewają. Chesterton błyskotliwie pokazuje, że współczesne prądy myślowe są mierne nawet według własnych standardów. W ten sposób przejmuje inicjatywę od wrogów Kościoła i nadaje ortodoksji charakter triumfalnego wyzwania.

Jego geniusz apologetyczny polega na przedstawieniu katolicyzmu za pomocą nowego języka, nadającego mu świeżość i wydobywającego niezauważane dotąd aspekty. Chesterton przetłumaczył podstawowe doktryny katolickie, które przestano rozumieć, na język uniwersalny, a jednocześnie szczególnie bliski swoim rodakom. Ustrzegł się w przy tym wszelkich doktrynalnych kompromisów. Jak napisał w Autobiografii: „Jako apologeta jestem przeciwieństwem apologetyczności. O ile można być dumnym z religii opartej na pokorze, jestem bardzo dumny ze swojej religii. Jestem szczególnie dumny z tych jej elementów, które najczęściej nazywa się przesądami. Z dumą tkwię w okowach przestarzałych dogmatów i martwych wyznań wiary (jak z wielkim uporem powtarzają moi koledzy dziennikarze), ponieważ doskonale wiem, że to heretyckie wyznania wiary są martwe i że tylko sensowne dogmaty żyją na tyle długo, by nazywać je przestarzałymi”.

Chesterton otwiera przed czytelnikiem perspektywę katolickiej ortodoksji pełnej młodzieńczej pasji życia. Zarówno w Kościele katolickim i konwersji, jak i w Dokąd prowadzą wszystkie drogi kreśli z rozmachem i humorem obraz Kościoła, który nie tylko nie chce się zestarzeć, ale raz po raz powstaje z martwych. Będąc obecny w każdym wieku, nie dostosowuje się jednak do współczesnej mentalności, bo tak naprawdę nie przystaje do mentalności żadnego wieku. Chesterton wykazuje, że Kościół przekracza nasze ograniczone doświadczenie i rozumienie, oferując nam nieskończenie szersze duchowe i intelektualne horyzonty niż ciasne pseudofilozofie. Jak mówi jeden z bohaterów powieści Kula i krzyż: „Zawsze wydaje się, że Kościół jest nie na czasie, ale tak naprawdę jest on ponad czasem”. Dlatego jego zadaniem nie jest mówienie ludziom tego, co chcieliby usłyszeć, ale to, czego nie chcą słyszeć lub czego nie wiedzą.

Apologeta katolicki musi z konieczności zajmować się różnorodnymi zarzutami albo kierunkami myślenia wrogimi Kościołowi. Musi stać się, niejako, „wszystkim dla wszystkich” i w zależności od danego adwersarza przedstawiać różne aspekty Kościoła. Chesterton doskonale rozumiał tkwiące w umysłach wielu różnorakie powody negacji Boga i Jego Kościoła i jak mało kto potrafił znaleźć na nie trafną odpowiedź. Dlatego lektura Kościoła katolickiego i konwersji oraz Dokąd prowadzą wszystkie drogi to fascynująca duchowa i intelektualna przygoda.

Maciej Reda

Powyższy tekst jest przedmową do książki Gilberta Keitha Chestertona Nawrócenie i magia.