Rozdział piąty. O szczęściu świętych w niebie

„Radujcie się i weselcie, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebiesiech” (Mt 5, 12). Takimi to słowy, wierni chrześcijanie, pociesza Chrystus apostołów, aby umocnić ich i zachęcić do mężnego znoszenia wszelkich cierpień i prześladowań. „Moje dzieci, mówi niejako Zbawiciel, źli będą wami gardzić i nienawidzić was i zaprowadzą was przed książąt tej ziemi, aby was osądzili i skazali na męki najokrutniejsze i śmierć najsromotniejszą, ale cieszcie się nagrodą, jaka czeka na was w niebie”.

Rzeczywiście, wierni chrześcijanie, myśl o tej wielkiej nagrodzie uczyniła apostołów niestrudzonymi w pracy i mężnymi wśród prześladowań. Myśl o niebie dodawała też męczennikom tak wielkiej odwagi, że zadziwili nią swych katów i tyranów. Jakże czuli się szczęśliwymi, że mogli poświęcić majątek i życie dla Boga, w tej nadziei, że przejdą do lepszego życia, które się nigdy nie skończy. O, szczęśliwi mieszkańcy królestwa niebieskiego, którzy przelali tyle łez, ponieśli tak wiele cierpień, aby posiąść dziedzictwo swego Boga! Oni także wołają do nas z wysokości swego tronu, jak hojnie wynagradza Bóg za dobre uczynki, spełnione w imię Jego. I my zobaczymy tego czułego Ojca, będziemy Go błogosławić i dziękować Mu na zawsze.

O szczęśliwa wieczności, wołają święci męczennicy, ty napawasz nas szczęściem bez końca! A my kiedy będziemy oglądać piękne niebo?! Kiedy nadejdzie dla nas ta szczęśliwa chwila? Bez wątpienia wszyscy wzdychamy i pragniemy tej niepojętej radości. Byście jej tym goręcej mogli pożądać, chciałbym wam przedstawić szczęście, jakiego święci doznają w niebie, a w końcu wskazać wam drogę, jaką do niego zdążyli.

Błogosławieni w niebie widzą Boga w całym blasku i majestacie. Słodycz, której doznają, porównać można z falami niezmierzonego oceanu. Dalszy powód szczęścia wybranych to jego wieczne trwanie, a w końcu to miłe przeświadczenie, że je swym dobrym uczynkom zawdzięczają. Na tym świecie najpiękniejsza rzecz pociąga i zajmuje nas tylko chwilę – a później nasz umysł zwraca się w inną stronę. W niebie zaś dusza będzie nieustannie podziwiać, chwalić i wielbić Boga. Po wtóre będziemy tam widzieli aniołów i słyszeli ich pienia na cześć Stwórcy i Zbawiciela. Po trzecie w tym życiu z radością łączy się zawsze niepokój. Boimy się szczęście utracić, myślimy, jakby je zachować na zawsze, a więc na ziemi nigdy nie jesteśmy zupełnie zadowoleni. Dopiero w niebie doznamy całkowitego szczęścia, którego nic nie zdoła nam odjąć ani zmniejszyć. Po czwarte, Bóg okaże nam w niebie jeszcze jeden dowód swej miłości, bo przedstawi nam wszystkie dobre uczynki, spełnione w Imię Jego. Będziemy więc widzieć łzy, którymi opłakiwaliśmy swe grzechy i zobaczymy tam wszystkie zwyciężone pokusy. Jakie to szczęście i radość dla dobrego chrześcijanina! O, mój Boże, mój Boże, będą wołać zbawieni co chwila, jak wielka nagroda za tak krótkie cierpienia!

Chcąc zapalić wybrane dusze do tym większej miłości i wdzięczności, umieści Zbawiciel swój krwawy krzyż w środku królestwa niebieskiego, aby im nieustannie przypominał Jego śmierć, którą poniósł dla ich miłości. Możecie sobie wyobrazić, jak oni dopiero w wieczności ten krzyż ukochają.

Ojcowie Kościoła, opisując męki potępionych, mówią, że każdy z ich zmysłów ponosi cierpienia stosowne do grzechu, którego się dopuścił i przyjemności, której używał. Nieczystych pokryją węże i smoki, które ich pożerać będą przez całą wieczność, a z ich oczu, uszu i ust wydobywać się będą płomienie niszczycielskiego ognia. Skąpiec szarpał będzie własne ciało; pysznego strącą pod stopy innych potępieńców; mściwego włóczyć będą złe duchy w pożerających płomieniach.

Tak samo wynagrodzi Bóg świętych w niebie odpowiednio do ich cierpień ziemskich. Jeżeli tu musieli słuchać pieśni bezbożnych, zachwycać się będą w niebie hymnami aniołów na cześć Najwyższego. Wstydliwe oczy wynagrodzi Bóg cudownym widokiem rzeczy niebieskich. Za cierpienia doczesne przepełni się serce radością i zachwytem w górnych krainach. Stopień radości zależeć będzie od zasług zebranych w czasie ziemskiej pielgrzymki. Św. Franciszek Salezy podczas ciężkiej pokusy wołał do Boga: „Boże mój, straszne sądy Twoje! Gdyby mnie jednak spotkało to nieszczęście, iżbym Cię nie mógł kochać w wieczności, użycz mi tej łaski, abym Cię miłował z całego serca w tym życiu”. Pragnijmy tego i my, wierni chrześcijanie. Ilu z nas nie będzie oglądało Boga na wieki!

Zapewne wszyscy chcielibyśmy dostąpić zbawienia, ale na nie trzeba sobie zasłużyć. Co więc trzeba czynić? Nie należy się przywiązywać zbytecznie do dóbr ziemskich, trzeba mieć współczucie nad niedolą bliźnich; pieniędzy trzeba używać na pełnienie uczynków miłosiernych. W niedziele i święta należy wstrzymać się od pracy, modlić się i pokutować za grzechy popełnione; przystępować często do sakramentów świętych, dawać dobry przykład dzieciom, domownikom i sąsiadom, wszelkie straty i przeciwności znosić cierpliwie, jako karę za grzechy, pamiętając, że przez nie na daleko większe zasłużyliśmy chłosty. Przez kary przybliża nas Bóg do siebie i czyni godniejszymi nieba.

Tak więc trzeba postępować, aby się tam dostać. A wy co czynicie? Postępujecie drogą wiodącą na potępienie. Powiadacie, że pragnęlibyście dostać się do nieba, choć dążycie wprost do potępienia.

Pamiętaj, siostro, abyś ulegała mężowi, abyś go nie doprowadzała do gniewu; niech dzieci i słudzy nie słyszą nigdy przekleństw w twym domu. Zamiast skarżyć się przed sąsiadkami na męża, proś Boga, aby raczył zmienić jego serce. Pouczaj dzieci i domowników w prawdach katechizmowych, bądź sama dobrą i pobożną. Popraw się ze swoich wad, staraj się być uczciwą, inaczej nie pójdziesz do nieba. Zazdrościsz świętym ich cnót, niepokoisz się, że nie dążysz wcale do doskonałości. Powiadasz, że opuściłabyś świat, poświęciłabyś wszystko, aby dojść do pobożności. Próżne twe słowa, kiedy do czynów brak ci odwagi. Pamiętaj, że Bóg nie żąda wiele od ciebie. Przede wszystkim nie staraj się tyle o ciało, niech ono trochę cierpi; nie bój się, że zniknie jego piękność. Słuchaj bez szemrania rodziców, bo oni zastępują Boga na ziemi. Zamiast spędzać tyle czasu na marnych przyjemnościach, idź do świątyni Pańskiej, módl się tam pobożnie, przystępuj do sakramentów świętych. Bądź skromną w mowie i uprzejmą w obejściu. Jeżeli to uczynisz, pójdziesz do nieba.

Ty, mój bracie, pragnąłbyś dostąpić tego szczęścia, ale brak ci odwagi, by sobie na nie zasłużyć. Zaprawdę, łatwiej zdobyć sobie niebo, niż dogodzić swym namiętnościom lub zadowolić ludzi. Każda przyjemność zwyczajnie łączy się z goryczą i smutkiem. Ile razy, przyszedłszy z szynku, mówisz, że nie poszedłbyś tam, gdybyś wiedział, co cię tam czeka. Istotnie, gdybyś spędził ten czas na modlitwie w domu, błogo by ci było na duszy. Wielbiąc Boga, mógłbyś zawołać słowami króla Dawida, że dzień spędzony w świątyni jest milszy, niż tysiące na zebraniach światowych. Po użyciu przyjemności ziemskich następuje częstokroć pewien niesmak i niezadowolenie. Ile razy opłakujesz gorzko swój brak rozumu, postanawiasz już nigdy nie iść na owo miejsce i gniewasz się na ludzi, którzy cię tam zaprowadzili. Zazdrościsz cnotliwym ich spokojnego życia. Łatwiej więc i milej cierpieć dla Boga, niż się mozolić dla świata i zmysłowej przyjemności. Spędziwszy noc na pobożnej modlitwie, nie żałujemy tego, nie zazdrościmy śpiącym, lecz błogosławimy Boga, że nas natchnął tą myślą i udzielił pociechy i ulgi w kłopotach życia wskutek żarliwej modlitwy. Jeżeli wydaliście pieniądze na zbytki i osobiste przyjemności, często tego żałujecie. Przeciwnie, chrześcijanin, który wspiera swoim majątkiem ubogich i potrzebujących, doznaje wielkiego zadowolenia i szuka ciągłej sposobności czynienia dobrze. Cieszy się, że mógł przynieść ulgę cierpiącemu Chrystusowi, wspierając ubogiego. Czy w kościele, zamiast się kręcić i rozmawiać, nie mógłbyś uklęknąć i modlić się pobożnie? Czy nie mógłbyś słuchać kazania, zamiast niepotrzebnie rozmawiać? Czy nie byłbyś daleko szczęśliwszy, gdybyś często przystępował do sakramentów świętych? Zapytaj się tych, co tej łaski doznali, a może pójdziesz za ich przykładem.

Czy nie lepiej narazić się na łajanie rodziców dlatego, że za długo byłeś w kościele, niż że spędziłeś noc na swawoli? Zaprawdę, służba Boża mniej wymaga ofiar, niż służba u świata. A jak umiera chrześcijanin, który dobrze służył Bogu, a jak kończy ten, kto strawił życie goniąc za przyjemnościami? Piękna jest śmierć cnotliwego, a pełna grozy śmierć grzesznika. Dla zbawienia duszy znacznie mniej trzeba czynić, niż się czyni dla świata. Prawda, że chcąc dostać się do nieba, trzeba ponieść pewne ofiary, trzeba zaprzeć się samego siebie, wziąć krzyż i iść za Chrystusem drogą ciasną i wąską. Idźcie do jaskiń, idźcie na pustynie, idźcie do klasztorów i zapytajcie świętych, dlaczego tam tyle łez wylali? Dlaczego tyle pokutowali? Dlaczego niektórzy przelali swą krew? Odpowiedzą wam niezawodnie, że chcieli przez to zasłużyć sobie na niebo. A ja nie chciałbym nic cierpieć, aby zdobyć wieczną szczęśliwość? Co uczynię, o Panie, na sądzie Twoim, gdy święci pokażą swe ofiary, które ponieśli z miłości ku Tobie?

Powiadasz, że trudno dostąpić nieba. Pamiętaj, że ta wybrana ojczyzna znacznie więcej kosztowała np. św. Bartłomieja, któremu za życia ściągnięto skórę z ciała. Ile cierpiał św. Wincenty, którego tak długo pieczono płonącymi pochodniami, aż wnętrzności jego wyszły na wierzch, którego wreszcie wprowadzono do więzienia i wyciągnięto na łożu posypanym skorupami z potłuczonych butelek! Zapytaj św. Hilariona, dlaczego płakał dzień i noc na pustyni przez tak długie lata? Pytaj św. Hieronima, dlaczego bił się nielitościwie kamieniem w piersi tak, że aż poczerniały. Odszukaj w grocie św. Arseniusza i zapytaj, z jakiego powodu porzucił świat i zakończył życie między dzikimi zwierzętami? Od wszystkich tych świętych usłyszałbyś jedną odpowiedź: Czyniliśmy tak mało jedynie dlatego, aby otrzymać niebo.

Cesarz Neron kazał okropnie męczyć chrześcijan, zwalając na nich winę podpalenia Rzymu, którego sam był sprawcą. Zaszywano ich w skóry zwierząt i rzucano psom na pożarcie. To znowu oblewano ich szaty żywicą i zapalano jak nocne pochodnie. We własnym ogrodzie kazał urządzić dwie aleje z tych nieszczęśliwych wyznawców Chrystusowych. A gdy tak żywcem się palili, przejeżdżał na wspaniałym wozie, rozkoszując się okrutnym widokiem. Wynalazł jeszcze inny rodzaj męczarni dla chrześcijan. Kazał bowiem ulać z miedzi olbrzymiego wołu, rozpalić go do czerwoności, a potem wrzucać do wnętrza chrześcijan. Podczas tego prześladowania wtrącono do więzienia św. Piotra wraz ze św. Pawłem. Św. Apostoł Narodów, jako obywatel rzymski, został ścięty. Św. Piotr początkowo ratował się ucieczką. W drodze jednak ukazał mu się Zbawiciel i w te doń odezwał się słowa: Idę po raz drugi umrzeć w Rzymie. Poznał Piotr świętą wolę Bożą, powrócił do miasta i został skazany na śmierć krzyżową. Prosił jednak, by go ukrzyżowano głową w dół, bo się nie uważał za godnego umierać jak Chrystus z głową do góry.

Chcielibyście, drodzy bracia, posiąść niebo, a nie chcecie naśladować świętych Pańskich. Czy się przynajmniej modlicie? Jakie są wasze modlitwy? Unikacie spowiedzi, zapominacie, że ona oczyszcza z grzechów, przywraca łaskę uświęcającą i prowadzi do nieba. Gdybyście kochali Chrystusa, wzdychalibyście, tęsknilibyście za Nim w Komunii Świętej. Potrzeba wam więcej odwagi chrześcijańskiej. Nie zniechęcajcie się, bo już może niedługo będzie koniec waszych cierpień, a tam w niebie oczekuje was Pan i pragnie objąć w swe ramiona, przycisnąć do siebie, jak ukochane dzieci. Uczyni z wami to, co uczynił król Aswerus z Mardocheuszem. Kazał go bowiem prowadzić na wozie tryumfalnym po mieście, podczas gdy herold wołał donośnym głosem: Tak nagradza król tych, którzy mu wiernie służą. Gdyby nam teraz Chrystus ukazał swych świętych i zawołał: Dlaczego nie kochacie Boga, dlaczego nie staracie się zasłużyć sobie na królestwo niebieskie? Dlaczego serca wasze przywiązują się do ziemi i znikomych dóbr? Co na to byśmy powiedzieli? O, chrześcijaninie, wznoś oczy ku niebu i patrz, jakie tam szczęście zgotował Chrystus dla swych ukochanych dzieci. Święci zdają się wołać do nas z tronu swej chwały niebieskiej: Obyście mogli pojąć szczęście, jakiego doznajemy za krótkie cierpienia i walki! Potępieni wołają przeciwnie: Jak jesteście szczęśliwi! Albowiem możecie zdobyć sobie niebo, które utraciliśmy na wieki. Gdybyśmy byli teraz na waszym miejscu, bylibyśmy roztropniejszymi. Utraciliśmy Boga na zawsze, już nigdy nie ujrzymy cudnego nieba.

Mili chrześcijanie, wzdychajmy do tak wielkiego szczęścia, pragnijmy posiąść niebo i oglądać tam Boga twarzą w twarz po wszystkie wieki! Amen.

Św. Jan Maria Vianney

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Jana Marii Vianneya Kazania, t. 1.