Rozdział piąty. O obojętności, czyli indyferentyzmie w rzeczach religii

W ścisłym związku z poprzednimi tezami zostaje pytanie: co myśleć o indyferentyzmie (od łacińskiego indifferrens – obojętny)? Jest to zapatrywanie, wedle którego nie trzeba szukać prawdziwej religii.

Dzieli on się na indyferentyzm „absolutny” (bezwarunkowy), który uznaje religię za rzecz wcale obojętną i niepotrzebną; i na „relatywny”, czyli względny, który uznaje konieczność jakiejś religii. Ten znowu podzielić można na „powszechny”, głoszący, że wszystkie religie, prawdziwe i fałszywe, są zarówno dobre i użyteczne i że człowiek może we wszystkich osiągnąć zbawienie; i na „względny” w ściślejszym znaczeniu, który jedną tylko religię uznaje za prawdziwą; ale sądzi, że nie ma żadnej różnicy między sektą a religią. Tak np. uważa religię chrześcijańską za prawdziwą, lecz sądzi, że każdy może się zbawić w swojej sekcie.

Ten indyferentyzm „względny” zaleca tzw. „tolerancję religijną”. Tolerancja, wyraz z łacińskiego wzięty, oznacza (znoszenie, cierpienie) da się podzielić na „dogmatyczną”, czyli „religijną” i na „polityczną”. Dogmatyczna znowu rozpada się na „szerszą” i „ciaśniejszą”. „Szersza” uważa wszystkie religie, w świecie istniejące, za równie dobre i święte i głosi, że w każdej człowiek może osiągnąć zbawienie. Tolerancja „ciaśniejsza”, inaczej „protestancką” nazwana, uznaje tylko wszystkie sekty chrześcijańskie za religie dobre. Tolerancja taka nie jest więc niczym innym, jak tylko indyferentyzmem względnym.

Tolerancja dogmatyczne znana jest jeszcze i pod inną nazwą, a mianowicie „wolności wyznań”. Głosi ona, iż wolno wyznawać każdemu człowiekowi religię, jaka mu się podoba a władza, czy to świecka, czy duchowa, niesłusznie postępuje, jeżeli znosi albo zmniejsza taką wolność wyznań. Zwolennikami jej byli Lamennais, a chwilowo i Lacordaire, i Montalambert.

Tolerancja „polityczna” inaczej „cywilną” zwana, oznacza ustawę, pozwalającą na publiczne wykonywanie praktyk religijnych, albo zapewniającą równą opiekę jakiejkolwiek religii, a zatem tak prawdziwej, jak i fałszywej.

Wszelka nauka bluźniercza zasługuje na potępienie, a taką jest indyferentyzm. Twierdzi bowiem, że wszystkie religie, albo że wszystkie sekty religii chrześcijańskiej są miłe Bogu i są dobre. Tak zaś twierdzić, to znaczy utrzymywać, iż kłamstwo i prawda, dobre i złe rzeczy są zarówno przyjemne w oczach Bożych, a to zdanie zaprzecza Bogu prawdziwości i świętości, czyli bluźni przeciwko Jego nieskończonym doskonałościom.

Nauka fałszywa godna jest potępienia, a taką jest indyferentyzm. Uczy bowiem, że człowiek ma prawo wybrać sobie według własnego upodobania jedną spomiędzy wielu religii. To zaś jest fałszem. Albowiem człowiek nie posiada tego prawa ani z natury, bo do Boga jedynie należy określenie, w jaki sposób chce być czczony; ani też nie ma na to pozwolenia Bożego, bo Bóg jako Istota najświętsza nie może na to zezwolić, aby oddawać Mu cześć Jego niegodną.

Nauka, która wprost zagraża podwalinom społeczeństwa, jest godną potępienia, a taką jest również indyferentyzm. Bez religii, nie może istnieć żadne społeczeństwo, nie może się ostać żadne państwo, a indyferentyzm znosi religię, ucząc, że każdy może mieć własne pojęcia religijne i że nie ma praw, obowiązujących wszystkich ludzi, a to przecież wprost wymierzone jest przeciwko religii, a tym samym i przeciwko społeczeństwu i państwu.

Nauka, która poniża człowieka, zasługuje na to, aby ją odrzucić, a taką jest indyferentyzm. Ten bowiem albo każe wierzyć, że wszystkie religie są prawdziwe, a więc i cześć oddawana bałwanom, nie jest niedorzeczną, a przez to okazuje jak największy nierozum; albo uznaje, że wszystkie sekty, z których jedna sprzeciwia się drugiej, są równie dobre.

Według tego zdania tak dobrą jest nauka np. arian, głoszących, że Chrystus jest tylko człowiekiem, jak i nauka Kościoła katolickiego, który każe wierzyć, że Chrystus jest Bogiem i człowiekiem. Wtedy byłaby też równie dobrą nauka protestantów, twierdzących, że papież jest antychrystem, jak i nauka Kościoła świętego, że jest Namiestnikiem Chrystusa Pana.

Zapatrywanie to jest oczywiście niedorzeczne. Sam bowiem rozum dyktuje, że prawda jedną tylko być może. Jednakowoż o ludziach, przyznających się do indyferentyzmu można nie bez podstawy przypuszczać, że właściwie żadnej religii nie uznają za prawdziwą: a wtedy są oni bezbożnikami.

Indyferentyzm potępiła kilkakrotnie Stolica Święta. I tak Pius IX encykliką Qui pluribus z roku 1846, encykliką Singulari quidem z roku 1858, w Syllabusie (prop. 15 16, 18) i Leon XIII encykliką Libertas z roku 1888. To, co powiedzieliśmy o indyferentyzmie odnosi się także i do tolerancji dogmatycznej i wolności wyznań, są one także potępione w Syllabusie Piusa IX.

Zarzut: Sam Bóg obdarzył nas wolną wolą, wolno zatem wyznawać religię, jaka komuś przypada do gustu. Prawdą jest, odpowiadamy, iż Bóg obdarzył wolną wolą człowieka, ale żąda aby tej wolnej woli używał w dobrym kierunku, czyli aby oddawał Mu cześć prawdziwą.

Uwaga: Co należy sądzić o „tolerancji cywilnej”? Jest ona dozwoloną tylko warunkowo a mianowicie, jeżeli państwo wskutek tego uniknie wielkich nieszczęść, jak np. wojen domowych, niezgody pomiędzy obywatelami, jeżeli władze państwowe nie popierają wprost błędów, jeżeli nie ma obawy, że religia prawdziwa straci wielu wyznawców.

Św. Tomasz, mając na oku tę tolerancję, powiada, iż rządy ludzkie powinny naśladować rządy Boskie. Bóg zaś, chociaż jest wszechmocny i najlepszy dopuszcza przecież, iż niejedno złe dzieje się we wszechświecie, które mógłby powstrzymać, aby usunięcie tego złego, nie zniweczyło większego dobra lub nie ściągnęło rzeczy jeszcze gorszych.

Zarzut: Ale powiesz: pozwolenie bezwarunkowe i powszechne, udzielone wszystkim religiom, aby publicznie swoje obrzędy sprawowały i zasady swoje głosiły, nic zdrożnego w sobie nie zawiera. Prawda bowiem bardziej się podoba niż błąd, cnota więcej pociąga niż występek. Ten zaś skutek sprowadza zapoznanie się z różnymi wyznaniami.

Odpowiadamy, iż prawda, sama w sobie uważana, ma moc potężniejszą od występku, może tedy pociągać do siebie, ale z powodu naszej słabości i skłonności do złego, nie zawsze ten wpływ wywiera. To też już św. Paweł powiada o sobie (Rz 7, 15): „Bo nie, co dobrego chcę, to czynię, ale złe, którego nienawidzę, ono czynię”. Bezwarunkowe więc i powszechne pozwolenie, dane wszystkim religiom nie rodzi dobrych owoców, co też stwierdza i historia (1).

Ks. Jacek Tylka

(1) Tekst za: ks. J. Tylka, Dogmatyka katolicka. Część ogólna, Tarnów 1897, s. 47–51.

Powyższy tekst jest fragmentem niewydanej książki Laicyzm potępiony przez papieży.