Rozdział ósmy. Rodzice nieuczący wartości prawdy i uczciwości

Wiele lat temu przeczytałem historię, o której pisały wszystkie gazety, a która wywarła na mnie głębokie wrażenie. Mały, dziewięcioletni chłopiec z Madison, sierota od najwcześniejszych lat dziecięcych, został adoptowany przez farmera o nazwisku Marquette, który zabrał go z domu dla podrzutków w Milwaukee.

Jakiś czas po wprowadzeniu się do nowej rodziny mały chłopiec miał okazję zauważyć pewien bardzo zły postępek żony farmera i uznał za swój obowiązek poinformować o tym jej męża. Żona jednak zaprzeczyła oskarżeniu tak gwałtownie, że farmer był przekonany, iż jego żona została zniesławiona. Żona zaś nalegała, by wychłostać chłopca, aż wycofa, co powiedział; mąż wziął bat, podwiesił dziecko do belki w pokoju i biczował je przez prawie dwie godziny tak barbarzyńsko, że krew spłynęła na ziemię. W końcu przestał i spytał dziecko, czy wciąż upiera się przy tym, co mówiło.

„Ojcze – rzekł chłopiec – powiedziałem prawdę i nie mogę jej odwołać, wypowiadając kłamstwo.”

Okrutna kobieta, zdusiwszy w sobie wszelkie wyższe uczucia, nalegała, by jej mąż kontynuował to, co nazwała jego obowiązkiem. Razy posypały się znowu, ze zdwojoną furią i trwały dotąd, aż biedny, mały dzieciak padł prawie bez życia w ramiona oprawcy. Obejmując go za szyję, rzekł do niego: „Ojcze, ojcze, umieram! Mówiłem prawdę!” – I wyzionął ducha.

Sprawą tą zajął się sąd w Madison. Godna pogardy kobieta została skazana za przestępstwo, o które ją oskarżano, jej mąż został uznany za winnego morderstwa, popełnionego na osobie adoptowanego dziecka; ostatecznie, ogłoszono młodego sierotę męczennikiem za prawdę.

Mały chłopiec gdzieś po drodze nauczył się wartości prawdy, która znaczyła dla niego więcej niż samo życie. Dziś, niestety, dzieci nie darzą prawdy tak wielkim szacunkiem; w gruncie rzeczy wiele dzieci jest uczonych kłamstwa przez własnych rodziców.

Prawdomówność jest cnotą moralną, która skłania nas do mówienia prawdy we wszystkich okolicznościach. Wyklucza ona wszelką hipokryzję i dwulicowość, podobnie też skłania nas, by wiernie wypełniać dane obietnice. Formalnie rzecz biorąc, kłamstwo to rozmyślne mówienie czegoś innego, niż się myśli. Zła wola związana z kłamstwem kryje się w tym, że pociąga ono za sobą wykorzystanie naturalnej zdolności w sposób, który jest wprost przeciwny wobec jej zgodnego z naturą celu i zamysłu, i jako taki jest ze swej istoty zły i zakazany przez ósme przykazanie, i inne liczne nauki Pisma Świętego, takie jak ta udzielona przez świętego Pawła, który mówi: „Dlatego odrzuciwszy kłamstwo: niech każdy z was mówi prawdę do bliźniego, bo jesteście nawzajem dla siebie członkami” (Ef 4, 25).

Ktoś taki, jak urodzony kłamca, nie istnieje. Kłamcą się zostaje, a nie rodzi. Jeżeli rodzice spojrzą wstecz na najwcześniejsze dni, kiedy u ich dzieci dopiero zaświtała zdolność rozumowania, przypomną sobie, że małe dziecko było ze swej natury boleśnie szczere. Aby opowiedzieć o jakimś wypadku, potrzebowało irytującej wprost ilości czasu. Brało się to stąd, że chciało być precyzyjne. Później, z powodu niecierpliwości rodzica, braku współczującego zrozumienia plus braku wyobraźni rodzicielskiej, dziecko zaczęło zdawać sobie sprawę, że precyzja i prawda nie przynoszą wiele pożytku.

Zakłamanie to cecha, która u wielu rodziców czyni ciągłe postępy. Zaczynają od starej śpiewki o „bocianie”, opowiastki o świętym Mikołaju, bajeczki o Babie Jadze i tak oto powstaje znakomity fundament. Kiedy rodzic obiecuje, że zostawi światło w pokoju dziecka, gdy pójdzie ono spać, powinien to światło zostawić. Jeżeli dziecku zostanie dana obietnica – „Będę na dole, jeśli będziesz mnie potrzebować” – rodzic natomiast wybiera się do sąsiada na partyjkę kanasty, w jaki sposób dziecko nauczy się być prawdomównym? Kiedy dziecko jest starsze i prosi o parę centów na loda, a mówi się mu: „Nie mam w domu ani centa”, po czym parę chwil później wysyła się je do sklepu na rogu po paczkę papierosów, ktoś tutaj kłamie, i dziecko wie, kto. Jeżeli posyła się dziecko do drzwi i każe się mu powiedzieć tej tam pani, że mamy nie ma, chociaż tak naprawdę mama jest w sąsiednim pokoju, w szlafroku i papilotach o godzinie czwartej po południu, kto kogo uczy kłamać?

Niestety, wielu rodziców uczyniło z mówienia prawdy trudne zadanie. Przypuśćmy, że Angelina przypadkowo zbiła wazon, który wygraliście w bingo; dziecko chętnie przyznaje się do winy, więc bądźcie na tyle mądrzy, by pochwalić je za prawdomówność i na tym zakończyć. Na całym świecie nie ma wazonu, który byłby wart ceny prawdy, a jeżeli jesteście na tyle bezmyślni (i na tyle głupi), by wpaść w gniew i ukarać tak uczciwe dziecko, dziewczynka prawdopodobnie następnym razem spróbuje uniknąć bury i fizycznej przemocy poprzez kłamstwo. Nauczycie ją, że mówienie prawdy się nie opłaca, więc po co się tym przejmować?

Inne niemądre postępowanie polega na przyswojeniu sobie detektywistycznej manii Sherlocka Holmesa, i ogłaszaniu małemu dziecku pochopnego wyroku: „Gdy spojrzę na twoją twarz, potrafię powiedzieć, czy kłamiesz”.

Takie stwierdzenie jest wyzwaniem, każde dziecko ochoczo spróbuje je obalić.

Kiedy już ponad wszelką wątpliwość wykryliście, że wasz mały Leopold wybił okno u sąsiada, grając w piłkę, ukarzcie go za to, że nie posłuchał waszego konkretnego zakazu i bawił się w tym miejscu, ale nie udawajcie sędziego i ławy przysięgłych, i nie zmuszajcie go do otwartego przyznania się do postępku, chociaż wiecie już, że to zrobił. Nawet komuniści w czasie procesu nie oskarżali samych siebie, świadcząc przeciw sobie. Nigdy, przenigdy, nie mówcie do dziecka: „Nigdy cię nie ukarzę, jeśli powiesz mi prawdę”.

To zła psychologia. Można przez nią wpoić dziecku ideę, że może robić, co chce, i dopóki wam o tym będzie mówiło, nie zostanie ukarane za naganne postępowanie. Jeżeli wiecie, że dziecko zrobiło coś złego, ukarzcie je za to. Jeśli nie jesteście pewni, spytajcie, i zaakceptujcie odpowiedź jako prawdę. Nie wpadajcie w tę starą koleinę: „Czy jesteś pewien, że mówisz prawdę?”.

Albo: „Mam nadzieję, że to prawda”.

Tym sposobem nie zbuduje się w dziecku zaufania, a zaufanie jest tak ważne.

Jeśli dowody z innych źródeł mówią, że wasze dziecko skłamało, pogrzebowa mina i wzniesiona, grożąca ręka, która dziecku wydaje się wielka niczym bochen chleba, to nienajlepszy sposób, by uświadomić mu jego złe zachowanie. Weźcie dziecko na stronę i spokojnie spróbujcie mu ukazać, jak okropny stałby się świat, gdyby wszyscy kłamali. Opowiedzcie mu o ósmym przykazaniu, czego ono wymaga, a czego zakazuje. Zacytujcie mu te słowa Pisma Świętego, które wywarły takie wrażenie na świętym Andrzeju Avellino (160 r. po Chr.), rozpoczynającym swoją karierę prawnika w Neapolu. Pewnego dnia, niepokojąc się, czy zwycięży w niezbyt ważnej sprawie sądowej, pozwolił sobie na wygłoszenie stwierdzenia, które – jak wiedział – było nieprawdą. Później, czytając Biblię, natknął się na te słowa zapisane w Księdze Mądrości: „Usta kłamliwe zabijają duszę” (Mdr 1, 11). Dopadły go takie wyrzuty sumienia, że całkowicie porzucił swą pracę w sądzie i poświęcił się pokucie i trosce o dusze. (Pisząc to pomyślałem, że gdyby każdy prawny obrońca, który kiedykolwiek skłamał, uczynił to samo, wystąpiłby ogromny deficyt adwokatów!)

Patrząc całe lata wstecz, wielu rodziców dzieci, które stały się notorycznymi kłamcami, może uderzyć się w piersi i przyznać z pokorą: „To z mojej winy”.

Najczęściej dzieci posiadły tę subtelną sztukę przez chłonięcie i przykład. Żadne kazania czy moralizowanie, choćby najczęstsze, nie potrafi ą zrównoważyć przykładu ojca, który w kasie cyrku bezczelnie prosi o bilet ulgowy dla wyrośniętego dziecka, lub przykładu matki, która zamawia ubrania do przymierzenia, nosi je, a potem wysyła córkę do sklepu, uprzednio starannie ją wyuczywszy, by oznajmiła sprzedawcy: „Mama mówi, że te rzeczy nie pasuj ą, a sama przyjdzie później”.

Grzechy rodziców spadają na ich dzieci. Jest taka stara, łacińska maksyma, która mówi, że „nikt nie może dać tego, czego nie ma”. Wasze dzieci nigdy nie będą prawdomówne i nigdy nie będą szanowały prawdy, jeśli nie dacie im w tej kwestii niezłomnego przykładu. Dziecko zbyt surowo utrzymywane w posłuchu, lub przestraszone nierozsądną dyscypliną, może znaleźć pocieszenie w szelmowskim przekręceniu cytatu przez pewnego chłopca, który powiedział: „Kłamstwo budzi odrazę w oczach Pana, lecz stanowi wielce przydatną pomoc w trudnym czasie”.

Zawsze pamiętajcie, że fałsz rodzi się ze strachu lub naśladownictwa. Najczęściej z powodu tego drugiego.

Robert Burns napisał te zachwycające wersy: „Człek prawy, choć mu blasku brak – jest królem ludzi, właśnie tak!”, wyrażając w tych słowach powszechne przekonanie. W czasach komunistycznego fałszu i dwulicowości łatwo jest ukazać wagę uczciwości. Jednakże rodzaj ludzki często inspiruje się wyższymi i doskonalszymi ideałami, lecz prawie zawsze rządzą nim drobne słabości, których ziarna zostały zasiane w dzieciństwie. W wieku lat piętnastu jesteśmy tacy, jakimi uczyniły nas wskazówki i przykład rodziców oraz otoczenia; w wieku lat trzydziestu – tacy, jak sami siebie ukształtowaliśmy. Teraz zaś rozpatrzmy, jak ważne jest odpowiednie ćwiczenie dziecka w uczciwości.

Gdybyż wszyscy rodzice mogli wszczepić swoim dzieciom poczucie honoru, jakie matka „Prawego Abe” wpoiła swemu sławnemu synowi! Najbardziej wybitnymi zaletami Lincolna były jego uczciwość, prostolinijność postępowania, wolność od podstępów i oszustw. Jako prawnik w Springfield często stawiał interesy na drugim miejscu, po uczciwości. Powiedział do jednego klienta: „Mogę zwyciężyć w pana sprawie i wygrać dla pana sześćset dolarów. Gdybym tak jednak zrobił, wpędziłbym w nieszczęście przyzwoitą rodzinę, a tego nie mogę w żaden sposób uczynić. Poradzę sobie raczej bez pana sprawy i pana zapłaty. Niech pan idzie do domu i spróbuje pomyśleć o jakimś uczciwszym sposobie zarobienia sześciuset dolarów”.

Dzieci uczą się o osobistej własności wcześniej, niż jest im dane mówić. Zachwyceni dziadkowie wymachują połyskującymi zegarkami na łańcuszkach nad łóżeczkiem, w którym niespokojne niemowlę krzyczy, domagając się uwagi. Szczebiocące, niezamężne ciotki podają dziecku błyszczące papierośnice i puzderka, ale ledwie zobaczą, że niemowlę próbuje wbić w nie swego jedynego zęba, szybko zabierają je poza zasięg pożądliwej piąstki, po czym wybucha wściekła burza. We wszystkich tych przypadkach coś się niemowlęciu daje, a potem odbiera, nie wręczając nic w zamian. Nic dziwnego więc, że kiedy dziecko jest nieco starsze, będzie uciekać z tym, co sobie przywłaszczyło. Smutne, frustrujące doświadczenia z przeszłości nauczyły małego szkraba, by chwytał, co w jego zasięgu, i zmykał jak zając.

Jeżeli rodzice pójdą za nim, będą się z nim szamotać, by odzyskać przedmiot, i uda im się to, dziecko zachowa w pamięci bolesne uczucie, związane z tym, że bezlitośnie zabrano mu coś, co miało. Lepiej byłoby dać dziecku coś w zamian za to, co się mu zabrało, czyli dokonać „wymiany”, a nie tyrańskiego zawładnięcia. Nagrodźcie je za jego szczodrość.

Im wcześniej rodzic zda sobie sprawę, że dzieci także mają pewne prawa, tym lepiej dla wszystkich zainteresowanych. Jakże często widzi się matkę, która zabiera wiaderko dziecka, by podlać kwiatki, nie zadając sobie trudu, by grzecznie poprosić o pozwolenie na skorzystanie z niego, podczas gdy z drugiej strony dziecko dostaje klapsa albo burę, lub jedno i drugie, jeśli zabierze łyżki i noże matki czy też młotek, śrubokręt albo piłę taty. Wielekroć rodzice, aby ukarać dziecko, zabierają cenną dla niego zabawkę, samochodzik albo rower, i ukrywają ją na całe dnie. W pewnym sensie postępek taki jest działaniem poniekąd desperackim, ponieważ w umyśle dziecka ma niewielki związek ze złem, które wyrządziło. Dla niego takie zachowanie jest zemstą, a niektóre autorytety sądzą, że tym samym zostają zasiane ziarna przestępczości. Później, kiedy dziecko wyrośnie na młodego człowieka i skłania się ku przestępczości z powodów wcześniej zbadanych w tej książce, może się zwrócić ku kradzieżom, by zyskać rozgłos lub wywrzeć zemstę, sądząc, że świat jest zwrócony przeciwko niemu. Najlepszy sposób uniknięcia takich skrajności polega na tym, by rodzic już w najwcześniejszych latach życia dziecka przyjął jako zasadę szanowanie jego własności i by postanowił, że powstrzyma się od używania rzeczy dziecka bez wyraźnego pozwolenia.

Podobnie chrońcie prawa i własność starszych braci i sióstr przed „bandytyzmem” młodszych członków rodziny. Pozwólcie raz, by takie postępowanie uszło młodszym dzieciom na sucho i – „kości zostaną rzucone”.

Jeden z najbardziej szkodliwych sloganów, jakich możecie nauczyć dziecko, to „znalezione, niekradzione”. Wiele małych szkrabów uczyniło z tego zasadę moralną. Znałem raz małego, dwunastoletniego chłopca, który pracował po szkole jako goniec w sklepie. W czasie gdy nie dostarczał leków, powierzano mu sprzedaż znaczków. Znaczki i pieniądze trzymano w puszce, a mały sprzedawca umyślnie upuścił parę ćwierćdolarówek i dziesięciocentówek za szafkę, na której stała owa puszka. Raz w tygodniu miał za zadanie pościerać kurze, a kiedy pociągnęło to za sobą przesunięcie szafki ze znaczkami, chłopiec nagle z zachwytem „znalazł” ćwierćdolarówki i dziesięciocentówki, i bezzwłocznie włożył je do kieszeni. Te drobne były dla niego „znaleziskiem”, a swoje sumienie oczyścił tym starym powiedzonkiem – „znalezione, niekradzione”.

Kiedy mała Mary wraca do domu z lalką, którą „znalazła”, przekonajcie ją, by zwróciła lalkę właścicielce. Nie nazywajcie dziewczynki „małą złodziejką”; po prostu cierpliwie wyjaśnijcie, że nie można zatrzymać znalezionych rzeczy, ale trzeba je oddać prawowitym właścicielom. Gdyby lalka naprawdę zginęła, a zlokalizowanie właścicielki było niemożliwe, można by ją wysłać do jakiejś instytucji dobroczynnej czy sierocińca – choć nie jest to obowiązkiem. Nie pozwólcie córce się nią bawić.

Kiedy mały przychodzi do domu z piłką, którą, jak mówi, „znalazł”, idźcie z nim na miejsce, gdzie, jak mówi, ją napotkał. Może jest tam właściciel i jej szuka. Jeżeli go tam nie ma, przejdźcie się na najbliższy posterunek policji i donieście oficerowi dyżurnemu o „znalezieniu”. To wszystko wymaga dużego wysiłku, ale będzie dla małego lekcją uczciwości na całe życie.

Dla dzieci wielką pokusę stanowi zwyczaj zostawiania pieniędzy na spodku lub w imbryku, gdzie mogą je łatwo dosięgnąć. Pierwszy grzech, jaki ujrzał ten świat, wyniknął z tego, że Ewa podeszła do zakazanego drzewa na tyle blisko, iż ujrzała jego owoce. Pismo mówi: „Spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu, i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy” (Rdz 3, 6). I tak właśnie się dzieje, kiedy dzieci widzą pieniądze leżące wszędzie wokół – są one rozkoszą dla oczu i nadają się do zdobycia.

Ojcowie nigdy nie powinni posyłać dzieci, by przyniosły drobne z kieszeni ubrań, ani też matki nie powinny posyłać dzieci po portmonetkę. Jest to wielka i zbyteczna pokusa. Portmonetki, portfele i listy powinny być czymś zakazanym dla wszystkich oprócz rzeczywistych właścicieli. Oczywiście, jeśli dziecko widzi, że matka przetrząsa kieszenie taty szukając drobnych, czy też tata opróżnia portmonetkę mamy, bo potrzebuje pieniędzy na papierosy – to nie budzi wielkiego zdziwienia, jeśli mały w tym samym celu sięga do ukrytych zakamarków portfela starszego brata.

Ważny jest szacunek dla poczty innych osób. Matki nigdy nie powinny otwierać listu adresowanego nawet do najmniejszego dziecka w rodzinie. Nawet jeśli wiesz, że dziecko nie umie czytać, uhonoruj je, pozwalając mu otworzyć kopertę, i pozwól, by cię poprosiło o odczytanie. Wyjaśnij mu, dlaczego chcesz, żeby samo otwierało swoją pocztę i połóż nacisk na prywatność, jaka powinna towarzyszyć listom.

Kiedykolwiek natkniecie się na udowodniony przypadek niekwestionowanej kradzieży ze strony któregoś z waszych dzieci, podejdźcie do sprawy inteligentnie. Emocjonalne wybuchy łez i reprymendy zrobią niewiele dla uzdrowienia sytuacji. W przypadku małych dzieci, rodzice być może muszą cierpliwie wyjaśniać ciągle od nowa zło związane z przywłaszczeniem sobie czyjejś własności. Interesująco wyjaśnione siódme przykazanie, wykorzystanie stosownych bajek z morałem, pokazujących wartość i wagę uczciwości, przeczytanie książki dla dzieci o życiu świętych, wszystko to powinno w dużym stopniu pomóc.

Jeżeli pomimo zastosowania tych środków, kradzieże się powtarzają w miarę jak dziecko rośnie, oceńcie krytycznie kolegów i towarzystwo waszego małego „rzezimieszka”. I znów, moglibyście usiąść z dzieckiem i przejrzeć listę jego potrzeb społecznych. Być może jego kieszonkowe – według współczesnych standardów – zupełnie nie wystarcza. Kiedy już ustalicie rozsądną i wystarczającą kwotę, trzymajcie się jej, i ani jej nie powiększajcie, ani nie zaniżajcie. Kiedy dziecko podrośnie, kwota powinna się zwiększyć. Odwodźcie od pożyczania pieniędzy od starszych członków rodziny lub zapożyczania się na koszt kieszonkowego z przyszłego tygodnia. Wykorzystajcie wszystkie środki, by nauczyć dzieci życia w granicach ich zasobów pieniężnych.

Niektóre autorytety uważają, że dzieci powinny zarobić na tygodniowe kieszonkowe. Różne zadania wyznaczane dziecku, odpowiednie do jego wieku – takie jak wyrzucanie śmieci, ścieranie kurzu, nakrywanie do stołu, mycie i wycieranie naczyń, i inne obowiązki domowe – powinny być nadzorowane przez rodziców. Powinno się otoczyć tę pracę należytą troską, sprawdzając, czy została dobrze i starannie wykonana, po czym trzeba uprzejmie wręczyć małemu pomocnikowi kieszonkowe. Pewien procent każdego kieszonkowego powinien zostać odłożony do banku, by wpoić zwyczaj oszczędzania. Nawet jeżeli będzie to tylko dziesięciocentówka czy ćwierć dolara, ważne jest ćwiczenie oszczędzania jakiejś sumy z każdego cotygodniowego kieszonkowego.

Jeżeli, pomimo tych sugestii, kradzieże się powtarzają, nie przyznawajcie się otwarcie do porażki i nie okazujcie zniechęcenia. Dziecko potrzebuje pomocy i miłości. Jeżeli rozwijają się określone objawy neurotyczne, takie jak prymitywne impulsy przy braku zważania na uczucia czy prawa innych, jeżeli dziecko jest nadmiernie agresywne lub kłótliwe, jeżeli po kradzieży nie pojawiają się żadne wyrzuty sumienia, a winowajca nie widzi w takim działaniu nic moralnie nagannego, rodzice powinni skonsultować się z psychologiem szkolnym lub dobrym psychiatrą – dziecko może być chore, a nie złe. Kradzieże mogą być dokonywane, by przyciągnąć uwagę bądź w duchu zemsty. Poznajcie prawdziwą przyczynę, a można będzie szybko wprowadzić lekarstwo. Dobre przyuczenie moralne jest jednym z najpotężniejszych środków ochrony przeciwko wszelkim formom nieuczciwości.

Upewnijcie się, że wasze dzieci nie uczą się nieuczciwości od was. Wysyłanie dziecka na targ po zakupy i mówienie mu, by „obdarło sprzedawców ze skóry”, nie jest dobrą nauką. Zaciąganie niepotrzebnych długów na zbytki także stanowi zły przykład. Świadomie czy nieświadomie ustalacie wzór dla życia waszego dziecka. Pismo Święte ostrzega: „Staramy się bowiem o dobro nie tylko wobec Pana, lecz także wobec ludzi” (2 Kor 8, 21).

Beecher, pisząc poniższe słowa, nauczał doktryny o zaiste wybuchowej mocy: „Niektórzy ludzie od początku znajdują w swym sercu gwałtowną skłonność do nieuczciwych ścieżek. Łotrowskie tendencje są wrodzone, rodzą się razem z dzieckiem i przechodzą z ojca na syna. Gdyby dzieci nieuczciwych rodziców zostały zabrane i wychowane przez uczciwych ludzi, bez wątpienia musiałyby borykać się z silnymi skłonnościami do nieuczciwości”.

Nie posuwałbym się aż tak daleko. Powiedziałbym, że prawdziwe przyczyny nieuczciwości u dzieci to brak zaprawy moralnej i złe otoczenie. Złodzieje i nieuczciwi ludzie nie rodzą się takimi, lecz urabiają ich rodzice.

Ks. Charles Hugo Doyle

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Charlesa Hugo Doyle’a Grzechy rodziców w wychowywaniu dzieci.