Rozdział dziewiętnasty. Święta i nabożeństwa, cz. 1

Boże Narodzenie

Betlejem… grota skalna… dawna stajnia. Nie ta kartonowa, malowana szopka, którą widujemy jako pobożne wyobrażenie. Nie, to ta pierwsza stajenka, ta stajenka niewygodna, dwanaście metrów długa, cztery metry szeroka, stajnia gnojem powalana, na wszystkie przeciągi i wiatry otwarta…

Będę patrzyła długo, będę uważnie rozmyślała i zastanawiała się.

Jestem teraz w Betlejem, w bazylice Narodzenia Pańskiego. Na ziemi, w oprawie białego marmuru srebrna gwiazda, a w niej napis: Hic de Virgine Maria Jesus Christus natus est. Tu z Maryi Dziewicy narodził się Jezus Chrystus.

To tu… Nie?… Śni mi się!… Bynajmniej; nic bardziej stwierdzonego, nic bardziej ścisłego… Z Maryi Dziewicy… Co za tajemnica!

Jak prawdziwie jest błogosławioną między niewiastami ta młoda matka, którą oczyma wiary widzę tu, koło tej szczególnej kołyski.

…Narodził się Jezus, to znaczy Słowo, to znaczy sam Bóg! Ta tajemnica jest tak wielka, tak przygniatająca, że Kościół każe swoim kapłanom padać na kolana za każdym razem, gdy w Mszy świętej przychodzi słowo „Wcielenie”, a mianowicie w środku Credo i przy końcu ostatniej Ewangelii (1). Ten Maluczki jest Największym! Upadnę na kolana. Będę uwielbiała. I jak tu się bać! Ten wielki, ten Najwyższy jest taki maleńki! Zbliż się. Będę śmiała; odważę się na wszystko.

Popielec

W życiu człowieka strasznym jest nie to, że musi umrzeć, ale to, że nie może umrzeć. Ach, gdyby było możliwe po życiu zmarnowanym i rozwiązłym zniknąć całkowicie i na zawsze!

Ale nie, raz do bytu powołana, jestem skazana na istnienie. Albo dla mego szczęścia, albo nieszczęścia. Dla mego szczęścia, jeśli jestem wierna, jeśli wypełniam tu na ziemi to wszystko, do czego zostałam stworzona. Dla mego nieszczęścia, jeśli przekraczam wolę Bożą i jeśli w tym stanie umrę. Ale przestać istnieć – nie, tego nie mogę. Jestem skazana na życie, skazana na nieśmiertelność.

Dobrze się nad tym zastanowię. Żyjąc wśród tego, co przemija, tak mało zdaję sobie sprawę z tego, co trwa i trwać będzie. Przyzwyczaję się do tej myśli: raz żyjąc, nie mogę wymknąć się z życia. Tu na ziemi mogę stronić od Boga, może mi się zdawać, że Go unikam. Naiwna iluzja! Bóg mnie trzyma. Nawet za cenę krwi nie mogę kupić nicości. Wyszedłszy z nicości jestem już poza jej obrębem, za obrębem jej wpływów – schwycić mnie z powrotem nie może.

Żyję i żyję życiem nieśmiertelnym. Będę się zajmowała na serio tylko tym, co nie przemija.

Poznanie Chrystusa

„Jakbym Go kochał, gdybym Go wcześniej znał” – mówił pewien nawrócony wieśniak.

Ale ja nie jestem jak ten wieśniak, ja znam Pana Jezusa.

Czy mam naprawdę dla Niego taką miłość, jaką powinnam mieć? Czy ta cześć, którą Mu oddaję, zasługuje na miano miłości?

Mówię, że Go znam; czy znam Go naprawdę? Chyba nie. Gdybym Go znała, kochałabym Go jednak inaczej. Czy moja miłość nie jest taka blada, właśnie dlatego, że moje poznanie nie jest dostateczne?

Czym jest Chrystus dla mnie? Czy nie jestem jak ci apostołowie, którzy dostrzegli Chrystusa nad jeziorem, lecz w oparach rannej mgły rozpoznać Go nie mogli? Czy dla mnie, tak jak dla nich wówczas, Chrystus nie jest tylko marą, niewyraźnym zarysem, widmem?

Gdyby był dla mnie naprawdę „kimś”…

Pewna młoda osoba mówiła o swojej siostrze: „Jestem przeciwieństwem Karoliny. Moja siostra chciałaby kochać Pana Boga więcej niż Go kochali wszyscy święci razem; a ja bym chciała, żeby wszyscy kochali Pana Boga więcej niż ja… Bo mnie się zdaje, że Go bardzo kocham, a gdyby wszyscy kochali Go jeszcze więcej, to wtedy Bóg byłby naprawdę bardzo kochany”.

Piękna a dozwolona rywalizacja.

Będę kochać tak, jak te wielkie, kochające dusze.

Niedziela Męki Pańskiej

Pewna wielka chrześcijanka z XVII wieku mawiała: „Znoszę krzyże tylko zasłonięte”.

Widok odsłoniętego wizerunku ofiary krzyżowej rozdzierał jej serce.

My się przyzwyczailiśmy. Krzyż nic nam już nie mówi. Myśl, że Słowo Wcielone umarło z miłości dla nas, nie wzrusza już nas. Okrutna ta obojętność pochodzi raczej z braku zastanowienia i z braku myśli, niż z braku serca.

Gdybym mogła zrozumieć… ale to takie dalekie ode mnie.

Zbliżę się. Od Chrystusa nauczę się kochać Chrystusa. Malarz Hofman przedstawił Matkę Najświętszą podnoszącą całun w wielkopiątkowy wieczór i żegnającą ostatnim spojrzeniem miłości to Boskie dziecię, które zdjęto z krzyża i które już owionął chłód śmierci.

O Matko! Pozwól, żebym i ja popatrzyła z Tobą. Kościół w ten dzień odsłania krzyże zasłonięte od niedzieli Męki Pańskiej. Ja mam tyle do nauczenia się! O Maryjo! Jeszcze na chwilę uchyl ten całun. Chcę się uczyć od Chrystusa, jak Chrystusa miłować. Tak umiłował Bóg…

A więc to tak, aż do tego stopnia umiłował mnie Jezus! Ale to straszne szaleństwo… Mogę się dziwić, ale to właśnie jest prawdą.

Co oddam Panu? Jak odpowiedzieć na tyle miłości? Przez niezmordowaną wspaniałomyślność w poświęceniu.

Konanie

Czy będę boleć nad swym cierpieniem skoro On tyle cierpiał?

„Człowiek jest harfą o siedmiu strunach. Jest w nim sześć strun cierpienia i jedna struna radości”. Jest to powiedzenie może trochę pesymistyczne, ale często prawdziwe.

Dla ludzi znających cenę łaski ziemia jest przede wszystkim miejscem radości i szczęścia; ale z punktu widzenia przyrodzonego, jako miejsce, gdzie człowiek narażony jest na cierpienia fizyczne i moralne, jest ona często dla człowieka doliną łez.

Co zrobię, aby znieść spokojnie moje cierpienia, wówczas, gdy żałoby, niepowodzenia, choroby przyjdą rozdzierać mi serce i trapić ciało?

Pewna postulantka wstępująca do Karmelu zapytała: „Czy jest krucyfiks w celi?” „Tak” – brzmiała odpowiedź. „W takim razie nie lękam się niczego”. Jakże nie miałabym odwagi do znoszenia moich doświadczeń, skoro On, Pan i Mistrz, cierpiał pierwszy i tyle cierpiał!

Od Chrystusa konającego będę się uczyć poddania. Panie, niech się stanie wola Twoja, a nie moja. Jeśli możliwe, będę starała się wznieść jeszcze wyżej.

Perreyve (2), który wiele chorował i wiele cierpiał, powiada, że w cierpieniu łatwiej jest mówić Magnificat, niż zadowolić się prostym Fiat. Ma słuszność. Cierpienie pozostaje cierpieniem, ale myśl, że nasz krzyż jest złączony z krzyżem Chrystusa, tak je przemienia, że dla wielu ludzi cierpiących, a posiadających głębokie życie wewnętrzne, Kalwaria zamienia się w Tabor.

Panie, gdy będę cierpiała, naucz mnie mówić Fiat, a jeśli zechcesz to i Magnificat.

Zadośćuczynienie

„Jeżeli miłość i oddanie z jakimi głowa św. Jana spoczęła na Twojej piersi, o Jezu, mogły choć trochę złagodzić gorycz pocałunku Judasza to pozwól, aby nasze głowy spoczywały zawsze na Twej piersi” (kardynał Maffi, arcybiskup Pizy).

Gorycz pocałunku Judasza. Gorycz wszystkich judaszowych pocałunków, które nastąpiły po tym pierwszym pocałunku niewiernego apostoła…

Chrystus mówił do św. Marii Małgorzaty: „Najwięcej mnie bolą obrazy ze strony tych, którzy się mienią mymi przyjaciółmi”.

Moi przyjaciele… Mój przyjaciel!… „Przyjacielu, po coś przyszedł” (Mt 26, 50) „pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego” (Łk 22, 48). Jak mnie boli najmniejsza niedelikatność, najmniejsze uchybienie, których doświadczam. A On, Mistrz dobry, On, sama delikatność i subtelność… Jak zaprawdę musiał cierpieć! Piotr zapiera się Go trzykrotnie. Judasz Go zdradza; wszyscy Go opuszczają. Jeden Jan wytrwa u stóp Krzyża.

Panie Jezu, wytrwał Jan a jeśli pozwolisz wytrwam i ja. Tak śmiem Cię prosić, abyś przyjął moją ofiarę. Rozumiem Twoje cierpienie tej chwili. Teraz już cierpieć nie możesz. Ale wiem, że moje teraźniejsze współczucie łagodziło wówczas Twoje cierpienie. Czy pozwolisz mi współczuć z Tobą? Czy pozwolisz mi zadość czynić? Czy pozwolisz mi kochać Cię za tych wszystkich, którzy Cię nie kochają? Uwielbiać Cię za tych, którzy Cię nie uwielbiają, a może i znieważają?

Tak, chcę córko moja, chcę i pragnę tego. Ale czy będziesz mi naprawdę wierna? Czy mogę liczyć na ciebie?

Ks. Raoul Plus SI

(1) Credo – wyznanie wiary; ostatnia Ewangelia – początek Ewangelii św. Jana odczytywany zawsze na końcu Mszy świętej aż do zmiany rytu w 1969 roku.

(2) Henri Perreyve (1831–1865) – skończył prawo, studiował teologię i filozofię; w roku 1858 został wyświęcony na księdza, profesor historii Kościoła na Sorbonie; autor licznych książek religijnych.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Dziewczętom ku rozwadze.