Rozdział dziewiąty. Wniebowstąpienie

Wniebowstąpienie Jezusa

Mój Panie, podążam za Tobą do nieba; tam, gdzie Ty zmierzasz, idą za Tobą me serce i umysł. Nigdy nie było triumfu takiego, jak ten. Pojawiłeś się jako niemowlę, w ludzkim ciele, w Betlejem. To ciało, zrodzone z ciała Błogosławionej Dziewicy, nie istniało wcześniej, nim Ty go nie ukształtowałeś; było nowym dziełem Twych rąk. I Twoja ludzka dusza była całkowicie nowa, stworzona Twoją wszechmocą, w chwili gdy spocząłeś pod świętą piersią Maryi. Tę czystą duszę i ciało przywdziałeś na siebie od pierwszej chwili na ziemi i tylko tutaj. Oto triumf. Ziemia wznosząca się ku niebu. Widzę Ciebie, jak wstępujesz do góry. Widzę tę Postać, która wisiała na Krzyżu, pokryte bliznami ręce i stopy, przebity bok; oto co wznosi się ku niebu. Aniołowie świętują z całą mocą; miliardy błogosławionych duchów, których liczbę chwalebnie powiększają ludzie, rozstępują się przed Tobą niczym wody, by uczynić Ci przejście. I rozwierają się wrota przybytku Bożego, a Cherubiny z płonącymi mieczami, które tworzyły mur, wzbraniając upadłemu człowiekowi wejścia do niebios, otwierają Ci drogę, gdy wstępujesz w majestacie, poprzedzając Twoich świętych. O, pamiętny dniu!

O pamiętny dniu! Apostołowie przeczuwali to, co właśnie nadeszło, choć nie mogli się spodziewać, że będą czuć radość z powodu Twego odejścia. Obawiali się nadejścia tego dnia. Nie byli zdolni myśleć o tym inaczej, jak o dniu straty. Lecz teraz, jak czytamy, powrócili do Jerozolimy „z weselem wielkim” (por. Łk 24, 52). O, cóż to za czas triumfu! Teraz to zrozumieli. Zrozumieli, jak wielką była słabością ta zazdrość o ich Pana i Mistrza, chwalebnego Zarządcę ich zbawienia, Orędownika, Owoc owoców rodzaju ludzkiego, Korony wielkiego dzieła. To był triumf odkupionego człowieka i kontemplacja dzieła jego odkupienia. To był ostatni czyn, dający pewność, że odtąd człowiek jest mieszkańcem nieba. Chrystus otworzył przed nim drzwi do swego dziedzictwa. Grzeszny rodzaj ludzki miał tam odtąd jedno ze swych dzieci, własne ciało i krew, w osobie Syna Wiecznego. O, co za cudowne zaślubiny między niebem a ziemią! Rozpoczęły się w smutku, lecz oto zakończył się czas brzemienny tajemnicami dnia ślubu – zaczęło się wesele; razem nadeszło małżeństwo i narodziny – człowiek został zrodzony na nowo, gdy Emmanuel otworzył niebiosa.

O Emmanuelu, o Boże w naszym ciele! My także ufamy, że z Twoją łaską podążymy za Tobą. Chwytamy się szaty Twego ciała, bo wstępujesz do góry. Bez Ciebie nie możemy wspiąć się do nieba. O Emmanuelu, cóż to będzie za radosny dzień, gdy osiągniemy niebo! O niewyobrażalna ekstazo, która nadejdziesz po wszystkich utrapieniach! Nie ma potęgi poza Tobą. „Tenuisti manum dexteram meam: et in voluntate tua deduxisti me, et cum gloria suscepisti me. Quid enim mihi est in caelo, et a Te quid volui super terrain? Defecit caro mea et cor ineuin; Deus cordis inei, et pars mea Deus in aeternum – Ująłeś mnie za prawą rękę moją i według woli Twojej prowadziłeś mnie i przyjąłeś mnie z chwałą. Bo cóż ja mam w niebie albo czegom chciał na ziemi oprócz Ciebie? Ustało ciało moje i serce moje, Boże serca mojego i części moja, Boże na wieki!” (Ps 72, 24–26).

„Wstąpił do nieba…”

Mój Pan wstępuje do nieba. Uwielbiam Cię, Synu Maryi, Jezusie – Emmanuelu, mój Boże i Zbawco. Moim przeznaczeniem jest wielbić Ciebie, mój Zbawicielu i mój Bracie, bo jesteś Bogiem. Podążam za Tobą swoimi myślami, o Ty, Owocu owoców rodzaju ludzkiego, tak jak mam nadzieję, za sprawą Twej łaski, pewnego dnia podążyć za Tobą z duszą i ciałem. Iść do nieba to iść do Boga. Tam jest On, On Jedyny: bo tam jest doskonała radość i nic więcej, i nikt nie może być błogosławiony, kto nie zostanie obmyty i spowity i przyjęty przez chwałę Boskiej natury. Wszystkie święte stworzenia nie są niczym innym, jak ornatem Najwyższego, który On na zawsze nałożył na siebie, a który prześwieca Jego niestworzonym światłem. Wiele jest rzeczy na ziemi, a każda z nich jest centrum samej siebie, lecz tylko jedno Imię jest imieniem ponad wszystkie. To sam Bóg. Oto prawdziwe, nadprzyrodzone życie; a jeśli chciałbym żyć na ziemi nadprzyrodzonym życiem i osiągnąć nadprzyrodzone życie, które jest w niebie, muszę dokonać jednego – tutaj na ziemi, żyć myślą o Bogu. Naucz mnie tego, o Boże; daj mi swą nadprzyrodzoną łaskę, bym ćwiczył się w tym; spraw by mój umysł, uczucia, intencje, cele były przeniknięte i przepełnione miłością Ciebie, zatopione w oglądzie Ciebie Jedynego.

Jedno jest tylko Imię i Myśl na górze, a wiele myśli i opinii tu, nisko. Oto ziemskie życie, które prowadzi do śmierci – podążać za niezliczoną wielością rzeczy, celów, znojów i rozrywek, które człowiek chce osiągnąć na ziemi. Nawet dobro, które jest tutaj, nisko, nie prowadzi samo z siebie do nieba; rozpada się, gdy przechodzi z rąk do rąk; ginie, niszczeje gdy go używamy, nie ma żadnej trwałości, integralności, brak mu niezmiennej struktury. Wyradza się w coś złego, zanim zupełnie zniknie, a przecież ledwo co zaczęło w ogóle być dobrem. To największa marność, skoro nie ma już nic gorszego. Wszystko to co do joty jest siedliskiem grzechu. Mój Boże, wszystko to wiem. Mój Panie Jezu, wyznaję i wiem, że tylko Ty jesteś Prawdą, Pięknem i Dobrem. Jedynie Ty możesz uczynić mnie pełnym blasku i chwały, i możesz poprowadzić mnie za Tobą ku górze. Ty jesteś Drogą, Prawdą, Życiem (por. J 14, 6) i nikt poza Tobą. Ziemia nigdy nie doprowadzi mnie do nieba. Ty sam jesteś drogą; Ty Jedyny.

Mój Boże, czy mógłbym choć na chwilę zwątpić, jaką iść drogą? Czy nie powinieneś raz na zawsze stać się moim udziałem? Do kogo miałbym iść? Ty masz słowa życia wiecznego (por. J 6, 68). Ty zstąpiłeś na ziemię, by dokonać właśnie tego, czego nikt z niskości nie mógłby dla mnie uczynić. Nikt inny, tylko On, który jest w niebie, może wziąć mnie do nieba. Czy mam siłę, by wspiąć się na wysoką górę? A choć dobrze służę w sprawach ziemskich, choć wykonuję swe obowiązki (jak mówią ludzie), co mógłby uczynić dla mnie świat, jakkolwiek mocno by się starał? Jeśli dobrze wypełnię me obowiązki, uczynię dobro względem mych współbraci, zyskam dobre imię czy powszechny szacunek, dokonam wielkich czynów i zyskam sławę, przejdę do historii, jakże to wszystko samo z siebie mogłoby dać mi niebo? Wybrałem Ciebie jako mój jedyny udział, bo żyjesz i nigdy już nie umrzesz. Odrzuciłem wszystkie idole. Oddałem siebie Tobie. Modlę się do Ciebie, byś mnie uczył, prowadził, uzdalniał i przyjął mnie do siebie.

Nasz Orędownik na wysokościach

Uwielbiam Cię, o mój Panie, jak tylko potrafię, bo wstąpiłeś do nieba, by strzec tam mego udziału i bronić mej sprawy. Ty jeden orędujesz za mną we wszystkim u Boga Ojca. Na ziemi staramy się oddać w opiekę potężnym ludziom, gdy mamy jakąś ważną sprawę do załatwienia; znamy wartość ich wpływów i wiele sobie po nich obiecujemy. Ty jesteś wszechmogący i ze względu na mnie używasz swej wszechmocy. Na ziemi żyją miliony ludzi: umarłeś za nich wszystkich; lecz żyjesz dla tych, których wybrałeś ze świata. Wciąż coraz cudowniej dajesz swe życie Twoim wybranym. Ty zapisałeś ich na swych dłoniach; ich imiona zawsze masz przed sobą. Oni wszyscy zapisani są w Twoich zwojach, znasz ich na pamięć: przeznaczyłeś dla nich władzę nad światem; a gdy ich liczba się dopełni, nadejdzie koniec świata.

Wybierając mnie, dałeś mi obecną łaskę i w ten sposób postawiłeś mnie na ścieżce wiodącej do przyszłej chwały. Wiem doskonale, że jakiekolwiek są Twe tajemne wskazania dla mnie, w sposób pewny, zupełny, najbardziej oczywisty moją będzie winą, jeśli nie znajdę się w Twojej księdze. Nie pojmuję Cię, Boże, ale na tyle znam siebie, by wiedzieć to i tego być pewnym. Wyznaczyłeś mi na tyle dogodne miejsce, że nagroda jest niemal w mym ręku. Jeśli obecnie mam łączność ze wspólnotą aniołów i świętych, byłoby błędem, gdybym przestał dbać o tę więź między mną a nimi. Ludzie tego świata dobrze wiedzą, jak wykorzystać wszelką sposobność dla swej korzyści. Jeśli Ty dałeś mi Maryję za Matkę, która – mój Boże! – jest Twoją Matką, czy nie miałbym teraz wzmacniać tej więzi bliskości, tak by później Ona się mnie nie wyrzekła? Skoro otrzymałem prawo, by się modlić i otrzymałem dar uczestnictwa w Twych łaskach, czy z tego powodu miałbym przestać się troszczyć o zachowanie tego, co nie jest moją zasługą, a co jest znakiem i rękojmią mojego wybraństwa, aż po chwalebny kres? Mam w swym ręku wszystkie środki służące zbawieniu, które nie są moje; z całą pewnością mogę je otrzymać, choć nie mogę ich sobie przywłaszczyć.

O mój Panie, niemal zatapia mnie rozpacz, pełen jestem wyrzutów sumienia i niechęci do samego siebie, bo kompletnie zaniedbałem te środki, które złożyłeś w mych rękach, zadowalając się tym, by sprawy toczyły się swoim biegiem, tak jakby łaska mogła pewnie prowadzić do chwały bez mego zatroskania w tym względzie. Cóż mogę Ci powiedzieć, o mój Zbawicielu, poza tym, że jestem spętany łańcuchami nawyków, słabości, bezradności, małości, że pełzam przy ziemi, tak jakbym zamierzał przejść przez życie jak pośledniejsze stworzenia, z twarzą schyloną ku ziemi, poruszając się na czterech kończynach, lub pełzając, zamiast stać prosto z twarzą zwróconą ku niebu? Daj, czego mi trzeba – skruchę za niezliczoną liczbę wszystkich grzechów powszednich, niedbalstwa, bylejakość, które najpewniej przyświadczają, że nie jestem pośród Twoich wybranych. Kto ocali mnie przede mną samym, jeśli nie Ty?

Nasz Orędownik na wysokościach

Nie mogę przeniknąć Twych sekretnych wyroków, o Panie! Wiem, że rzeczywiście umarłeś za wszystkich ludzi; lecz skoro nie wszyscy będą zbawieni, bo takie są Twe wyroki, pewnym jest, że co innego przeznaczyłeś zbawionym, a co innego potępionym. Nie mogę powiedzieć, co Twe wieczne wyroki przeznaczył dla mnie, lecz jeśli pójdę za znakami, którymi tak szczodrze mnie obdarzasz, mogę ufać, że jestem jednym z tych, których imię zapisano w Twej księdze. Lecz to, co przyjmuję z wiarą względem wszystkich ludzi, wiem i czuję najpewniej odnośnie samego siebie, a mianowicie: jeśli nie otrzymam nagrody, którą dostrzegam i którą mogę otrzymać, będzie to w zupełności moja wina. Ty od mej maleńkości otaczasz mnie miłosierdziem. Odjąłeś ode mnie tyle bólu, jakbym był dla Ciebie kimś ważnym; a gdybym miał utracić niebo, Ty straciłbyś mnie. Prowadzisz mnie za pośrednictwem niezliczonych znaków Twej miłosiernej opatrzności; wiedziesz mnie coraz bliżej ku sobie, ścieżkami pełnymi największej duchowej głębi; prowadzisz mnie do swego domu i komnat; karmisz mnie sobą. Czy nie darzysz mnie miłością? Czy nie kochasz mnie rzeczywiście, prawdziwie, substancjalnie, skutecznie, bez żadnych ograniczeń? Tak, wiem, że mnie kochasz. Jestem do tego całkowicie przekonany. Zawsze chcesz udzielić mi swych dóbr, wylać na mnie swe błogosławieństwa. Zawsze oczekujesz, bym prosił Cię o miłosierdzie dla siebie.

Tak, mój Panie, zawsze pragniesz, bym wznosił prośby do Ciebie; zawsze nasłuchujesz mojego głosu. Nie ma niczego, z czym nie mógłbym przyjść do Ciebie. Wyznaję mą haniebną niedbałość w korzystaniu z tak wspaniałego przywileju. To moja wielka wina. Traktuję jak błahostkę najwyższe dary, moc, która porusza Wszechmocnego. Jak nieskory jestem do modlitw o to, czego mi trzeba! Jak mało myślę o potrzebach innych ludzi. Jak rzadko kładę przed Tobą potrzeby świata całego i Twego Kościoła! Jak rzadko proszę o łaski w poszczególnych, choćby małych rzeczach! O pomoc w codziennych potrzebach! Jak rzadko moim działaniom i przedsięwzięciom, dobrym samym w sobie, towarzyszy modlitwa o Twą opiekę i błogosławieństwo!

O mój Panie Jezu, wykorzystam mój czas. Gdy życie się skończy, za późno będzie na modlitwę. Nikt się nie modli we własnym grobie – i trudno o zasługi, gdy jest się w czyśćcu. Człowiek maluczki, jakim jestem pod Twym świętym spojrzeniem, zyskuje siłę w Tobie, za pośrednictwem Twej Niepokalanej Matki, za pośrednictwem Twych świętych – w ten sposób o wiele więcej mogę uczynić dla Kościoła, świata, dla wszystkich, których kocham. O, nie pozwól, bym był winny potępieniu jakiejkolwiek duszy! Nie pozwól, bym szedł własną drogą, nie myśląc o Tobie! Daj, bym wszystko Tobie powierzał, pytając o Twe przyzwolenie dla wszystkich mych zamierzeń, prosząc o Twe błogosławieństwo we wszystkim, co czynię! Bez Ciebie nie uczynię ani kroku. Zawsze będę wznosił me serce ku Tobie. Nigdy nie zapomnę, że jesteś moim Orędownikiem przed tronem Najwyższego. Jak cień posłuszny jest obrotom słońca, tak ja będę podążał za Tobą, jeśli zechcesz mnie przyjąć i mną władać. Bądź mym władcą, Panie Jezu, cały powierzam się Tobie.

Św. John Henry Newman

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Johna Henry’ego Newmana O krok bliżej… Medytacje.